środa, 31 lipca 2013

Kagami x Kuroko część 10

Ohayo!

Witam wszystkich czytelników.
Przepraszam, że tak długo trwało, zanim dodałam kolejną notkę.
Pokornie przepraszam

Muszę bardzo, ale to bardzo podziękować dwóm osobom za komentarze:

Kiasarin - dziękuję ci za to, że jesteś tu ze mną prawie od samego początku i to między innymi dzięki Tobie piszę dalej i tak samo dzięki Tobie pojawia się kolejna część tego opowiadania. Jesteś tu ze mną od dłuższego czasu i jeszcze się nie znudziłaś, to do prawdy nie lada wyczyn!

Inu-chan - moja droga, Tobie dziękuję, że zostałam zaszczycona najdłuższym komentarzem jaki kiedykolwiek został opublikowany na tym blogu. Do prawdy zaczęłam się zastanawiać, czy istnieje jakiś limit znaków, którego można użyć). Do prawdy byłam pod wrażeniem Twojego komentarza

Dziękuję Wam dziewczyny za wsparcie, jesteście wielkie i ten rozdział dedykuje właśnie Wam.

 Dobra, pojawia się znowu kilka ciekawych postaci, które muszę po w telegraficznym chociaż, ale zawsze skrócie opisać.

Na początku zaczynamy od mojego ulubieńca:


Koganei Shinji: Zwariowany, wesolutki, zawsze pogodny, bez żadnych szczególnych umiejętności ze słodkim króliczym zgryzem. Jest słodki, musicie to przyznać. Jak na zupełnego bohatera drugoplanowego jest bardzo wyrazistą postacią i dodaje każdej scence z jego udziałem takiego uroczego zabawowego zabarwienia.


Kiyoshi Teppei: Założyciel drużyny Seirin. Musiał mieć jakąś operację, potem rekonwalescencja, dlatego nie mógł grać od początku z naszymi bohaterami i poznajemy go troszkę później. Jest nieco dziwny, ale potrafi co nieco. Nie wiem jak go inaczej opisać, jest hmmm.... Dziwakiem... ale wygląda na to, że nieźle sobie radzi na boisku i jest solidnym wsparciem



 Mitobe Rinnosuke: Jest chyba jeszcze spokojniejszy i jeszcze bardziej niewidoczny niż Kuroko (przynajmniej dla mnie). Jednym słowem kwiat lotosu na tafli jeziora. Dobrze gra (jak każdy z resztą). Ciepły troskliwy, brat i kolega, co ciekawsze chyba nigdy nie odezwał się do nikogo ani jednym słowem, jest zupełną alternatywą dla Shinjego.

„Pierwszy raz, bywa trudny” C.D.



Noc była o wiele za długa tak samo jak i kolejny dzień oraz kolejny, w zasadzie jeden drugiego mógłby bez żadnych przeszkód odwiedzić, ale też żaden nie chciał, żeby wyglądałoby tak, jakby mu się narzucał. Jeszcze nigdy weekend nie był tak przygnębiający, jak wtedy, gdy wyczekiwali swojego kolejnego, chociażby przelotnego spotkania. Żeby móc znów popatrzeć sobie w oczy, żeby posłuchać oddechu, ta dziwna nieopisana tęsknota, za czymś, za niczym konkretnym, a może raczej tylko i wyłącznie za drugim człowiekiem, nie pozwalała im zebrać myśli, wprowadzała zamęt w codzienne czynności.
Kuroko wstał w poniedziałek o wiele wcześniej, niż budził się zazwyczaj. Nie mógł spać, choć z całych się starał, miał dziś dodatkowo trening, więc bardzo chciał być wypoczęty, ale nic z tego nie wychodziło, w końcu pogodził się z faktem, że cały dzień będzie przysypiał. W pewnej chwili wyobraził sobie jak siedzi obok Kagamiego, jest zmęczony a jego głowa sama, bezwładnie opada na jego ramię, i w tej chwili na jego twarzy pojawił się bardzo widoczny rumieniec, dalej nie był już w stanie zasnąć, właśnie, dlatego wstał i poszedł do łazienki, szybko przemył twarz zimną wodą, licząc, ze to mu coś pomoże, nie pomogło, wprost przeciwnie, teraz uświadomił sobie, co mu się dziś śniło i jeszcze bardziej się zawstydził. Spojrzał na swoje bokserki, zobaczył plamę, wiedział, od czego to jest i kto to spowodował. Dzisiejszej nocy miał pewne fantazje, których głównym obiektem, był nie, kto inny jak jego czerwono-włosy kolega. Głupio się poczuł, szybko wskoczył pod prysznic pozbywając się poplamionych rzeczy. Zimna woda obmywała jego ciało, ale nie była w stanie zmyć z niego brudnych myśli.*
Taiga wyszedł z mieszkania szybkim krokiem, skierował się w stronę szkoły, niemal biegiem, chociaż nie wiedział, po, co się tak śpieszy, skoro najprawdopodobniej będzie pierwszym, który się tam zjawi, ale na samą myśl, że dziś zobaczy swojego chłopaka dostawał skrzydeł i był gotów dla niego przebiec całe miasto z 20 albo i nawet 100 razy, gdyby go tylko o to poprosił.
Był pewien, że zupełnie niepotrzebnie wybrał się o tak wczesnej porze do szkoły, ale za nic nie potrafił usiedzieć na miejscu. Westchnął głęboko wchodząc do budynku. Rozejrzał się dookoła, tak jak się tego spodziewał nie zobaczył żywego ducha. Podszedł do szafki, żeby zmienić buciki.
-Kagami? – usłyszał za sobą, cichy, znajomy głosik.
-Kuroko? – odwrócił się gwałtownie, żeby spojrzeć na przybysza i upewnić się na 100 procent, – Co ty tutaj robisz tak wcześnie?
-A ty? – zadarł głowę do góry i patrzył mu w oczy.
-Ja ten… no… - drapał się palcem wskazującym po policzku.
-Też nie mogłeś spać? – wyprzedził tym samym wszelkie jego myśli.
-Skąd widziałeś? A tak w ogóle, kiedy ty tu przyszedłeś?
-Byłem tu już przed tobą – stałem tam pod ścianą – wskazał palcem w dość widoczne miejsce.
-Rany…
Ręce mu opadły, nie rozumiał, jak mógł go znowu nie zauważyć, kiedyś to kiedyś, Male teraz przecież każda z jego myśli biegła w jego kierunku, więc powinien go wyłapywać w mgnieniu oka, ale oczywiście tak nie było.
-Nie odpowiedziałeś mi na pytanie – przechylił głowę w bok.
-No nie mogłem… - uśmiechnął się nieśmiało.
-Ja też – popatrzył teraz na swoje splecione ręce.
-Wiesz, słodko wyglądasz, kiedy się peszysz – powiedział to a jego twarz była niemal koloru jego włosów, sam był o wiele bardziej onieśmielony.
-Przestań – zgarbił się nieco i jeszcze bardziej zawstydził.
-Dobrze cię teraz widzieć.
Dziękował losowi, że jego chłopak też przyszedł wcześniej i to o wiele wcześniej niż on, tak bardzo ta myśl ogrzewała jego serce. Zapragnął mu jakoś podziękować za tą chwilę radości. Złapał go za ramię i delikatnie przyciągnął do siebie, oparł go o swój brzuch, przytulając go do siebie, a następnie oplótł rękami jego szyję. Kuroko też nie pozostawał bierny, zacisnął pięści na koszuli chłopaka i przycisnął swój nos do jego klatki piersiowej wdychając cudny zapach jego perfum. Ta chwila była cudowna, zupełnie jak spełnienie snów, wyczekiwał spotkania, ale nie sądził, że będzie ono tak cudowne. Zamknął oczy, by zaczął wolniej oddychać, senność dała o sobie znać, gdyby mógł najchętniej wtuliłby się w niego cały i zasnął w jego ramionach, tak mu było w tej chwili dobrze. Taiga wplótł palce w jego włosy i zaczął je delikatnie gładzić, przebierając po kolei delikatne kosmyki. Niższy był pewien, że jeśli czegoś nie zrobi, to za chwilę naprawdę odpłynie do krainy Morfeusza. Podniósł wzrok, wyrywając tym samym swojemu przyjacielowi włosy z ręki i popatrzył mu głęboko w oczy.
-Pocałuj mnie.
Widok tych ogromnych błękitnych oczu, wpatrujących się w niego tak natarczywie i słów, które go zaskoczyły, wywołały w rudym falę gorąca rozchodzącą się z wnętrza jego ciała aż do samych czubków palców. Nie zamierzał jednak zignorować jego prośby, tym bardziej, że sam miał na to ochotę. Nachylił się nieco, objął ukochanego w pół i podniósł go do góry, niższy zarzucił mu ręce na ramiona i też się go przytrzymał, jego nogi dyndały wysoko w powietrzu, przez pewną chwilę chciał go nimi opleść, ale się powstrzymał na myśl, że przecież są w szkole. Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy. Kuroko oblizał swoje usta i odrobinę przechylił głowę w bok, zamknął oczy i przybliżył swoja twarz do twarzy rudego, trochę za wcześnie zamknął oczy i nie widział czy wszystko idzie dobrze, dlatego nie zmienił toru i przez nieuwagę zderzył się swoim nosem z jego. Gwałtownie otworzył oczy i odrzucił głowę ku tyłowi.
-Przepraszam – wypiszczał zaciskając powieki. Był zły na siebie, że znów z jego winy coś poszło nie tak.
-Nie szkodzi – cieszył się w tej chwili cieszył się, że jest na tyle silny, żeby móc go utrzymać jedną ręką, bo drugą oderwał od niego i pogładził go po policzku.
 -Spróbujemy jeszcze raz? – był cały czerwony.
-Oczywiście.
Tym razem to Kagami chwycił jego głowę i ustawił pod odpowiednim kątem, a następnie delikatnie przyciągał w swoją stronę, tak bardzo chciał go pocałować, poczuć słodki smak tych drobnych ustek. Już miał dosyć tego ciągłego próbowania, miał zamiar to zrobić tu i teraz. Oprócz Kuroko, nic innego go w tej chwili nie obchodziło, nic może oprócz grupki zbliżających się do szkoły uczniów, których głośne krzyki i śmiechy obaj usłyszeli już z daleka. Spojrzeli na siebie przerażeni i Taiga wypuścił ukochanego ze swoich objęć, sprawiając tym samym, że biedaczek upadł na podłogę, obijając sobie tym samym tyłek.
-Nic ci nie jest!? – wyższy rzucił się swojemu chłopakowi na ratunek, kucając tuż przy nim – Przepraszam - był gotów za to popełnić harakiri.
-Wszystko dobrze – spojrzał na niego jednym okiem, drugie miał zamknięte, przez to, ze odczuwał lekki ból.
-Dasz radę wstać? – podał mu rękę
-To nic takiego – chwycił ją i wsparł się na nim.
Kagami dźwignął go i ustawił do pionu, najpierw mu się bacznie przyjrzał, czy aby na pewno wszystko z nim jest w porządku a następnie bez namysłu zaczął rozmasowywać jego kość ogonową. Kuroko zrobił się cały czerwony, wyglądało na to, ze jego chłopak nie zdaje sobie sprawy z tego gdzie go dotyka, przyprawiając go tym samym o przyjemne dreszcze.
-Kagami, macasz mój tyłek – powiedział spokojnie.
-Ue! – odskoczył od niego w jednej chwili a potem spojrzał na własną rękę, która dokonała tak karygodnego czynu.
-Przepraszam! – wrzasnął zażenowany i ukłonił się, tym bardziej, że kolejni uczniowie właśnie weszli do budynku i zaczęli mu się przyglądać uważnie.
-Chodźmy już do klasy – kiwnął na niego.
-No ok. – podążył za nim z pokornie spuszczona głową.

* (dlaczego mam wrażenie, że te „brudne myśli” należały bardziej do mnie, niż do Kurosia? O.o). 
 
***
Kagami usiadł na swoim miejscu niepewnie, wyczekiwał na nadejście większej liczby ludzi i na nauczyciela, błagał żeby zaczęły się już zajęcia myśl o tym, co przed chwilą zrobił nie dawał mu spokoju, co chwila zerkał to na swoją dłoń, to ukradkiem na Kuroko. „Macałem jego tyłek! On musi mnie mieć za jakiegoś cholernego zbola, no nie mogę! Co on musiał sobie o mnie pomyśleć? Ja mogłem pomyśleć o tym wcześniej! Co ja zrobiłem!?”
-Kagami – podszedł do niego jeden kolega z klasy – Zrobiłeś 8 zadanie?
-Nie to wcale nie tak! Ja tego wcale nie zrobiłem celowo – wrzasnął zrywając się z miejsca
-Dziwnie się zachowujesz – z tyłu dobiegł go głos Tetsui.
-To nic takiego – odwrócił się mechanicznie, przybierając bardzo nieszczery, udawany uśmiech na twarz.
-Jesteś chory? – wspiął się na ławkę, żeby móc przyłożyć swoją rękę do jego czoła – Nie wygląda na to, żebyś miał gorączkę. Rano też wydawałeś się być zdrowy.
-Naprawdę nic mi nie jest – usiadł do ławki, ale nadal patrząc na chłopaka, jego dotyk go bolał – Ja tylko…
-Co? –rozłożył się na blacie, kładąc głowę na łokciu.
-Przepraszam…
-Za, co?
-No za to… - ściszył głos, by nikt ich nie usłyszał, – Że cię tam dotknąłem – spalił buraka.
-A, o to chodzi – wyprostował się – Nie masz się, czym przejmować. To było całkiem przyjemne.
-Podobało ci się? – popatrzył na niego zdziwiony.
-No jasne, to było całkiem miłe… - odwrócił głowę w stronę okna i udawał, że przez nie wygląda.
-To… to dobrze…
-No już cisza, zaczynamy lekcje – do klasy wszedł nauczyciel
Jeszcze nigdy nie cieszyli się tak bardzo z zaczęcia zajęć, tym bardziej, ze reszta klasy zaczęła im się bacznie przyglądać na pewno zastanawiali się oczy oni tam tak szepczą, a nie chciało się żadnemu z nich przed nikim tłumaczyć. To, że byli razem nie było łatwe do ukrycia, tym bardziej, że każdy z nich miał ochotę cały czas przebywać w towarzystwie drugiego, gdyby byli parą mieszaną, nie musieliby się ukrywać, nie byłoby to dla nikogo nic dziwnego, ale w takiej sytuacji nie bardzo mieli ochoty na durne plotki i podteksty, lepiej, żeby dla innych pozostali przyjaciółmi.
***
Po treningu, wszyscy byli dziś doszczętnie wykończeni, a w szczególności biedny Kagami, który po ostatnim wyczynie, czyli skoku-radości wykonanym przed Aidą dostał dziś taki wycisk, że ledwo był w stanie ustać na nogach. Z ledwością udało mu się doczłapać do szatni, gdzie bezwładnie opadł na ławkę. Ku przerażeniu całej reszty.
-Kagami umiera – wrzasnął Shinji.
-Wcale nie umiera – Teppei położył rudemu na ramieniu dłoń – Chyba… - dokończył, nie widząc z jego strony żadnej reakcji.
Za to Motobe przyłożył mu do policzka butelkę zimnej wody, co go od razu otrzeźwiło.
-Jednak nie umarł! – radośnie wykrzyknął Shinji podskakując do góry.
-To za mało by mnie zabić – Taiga usiadł na ławce i zaraz wypił całą zawartość butelki, jednym haustem.
To mu nieco pomogło, co i tak nie zmieniało faktu, ze jego nogi bolały go tak, jakby miały się zaraz rozpaść. Chciał się umyć, ale nie był pewien, czy wstanie i pójście pod prysznic będzie w granicach jego aktualnych możliwości. Trudno, jeśli zajdzie taka potrzeba pójdzie na rękach.
-Może ci jakoś pomóc – dosłownie wyrósł przed nim Kuroko. Nikt wcześniej nie zwracał uwagi na jego zatroskaną minę.
Cóż, szczerze wątpił czy byłby w stanie mu jakoś pomóc, niemniej jednak musiał zapytać w końcu się o niego bardzo martwił. Patrzyła na to jak ciężko oddycha i nie wiedział, co mógłby zrobić, żeby mu pomóc. Sam też był zmęczony, ale nie aż tak bardzo. Może chociażby pomoże mu pójść do prysznicy. Jak o tym pomyślał, to od razu się zaczerwienił, bo dalej zaczął go sobie wyobrażać zupełnie nago *. Więc postanowił zrezygnować ze swojego pomysłu, żeby nie wyjść na to, że wszystko zaplanował.
-Jeśli tylko mogę ci jakoś pomóc, to powiedź
-Możesz mi podać rękę – wyciągnął ją do niego.
Kuroko użył swoich wszystkich sił, jakie mu tylko zostały, aby pomóc mu wstać. Kagami ustał na nogach najpewniej jak tylko potrafił, ścisnął w podzięce rękę swojego chłopaka i chwiejnym krokiem podreptał pod prysznic. Ledwo pod nim stał, ale wiedział, że jeżeli chociażby przykucnie to nie będzie w stanie wstać i będą musieli go wyciągać a tego upokorzenia raczej by nie zniósł. Umył się szybko i wyszedł spod prysznica. Wszyscy inni zaczęli się już powolutku rozchodzić, teraz bardzo się martwił, że nie będzie w stanie dojść do domu, jednak, gdy zobaczył, kto na niego czeka od razu dostał dodatkowy zastrzyk energii, widok tych lśniących, spokojnych, niebieskich oczu, które wypatrywały tylko jego były dla niego lepsze niż morfina, czy amfetamina. Nic się nie mogło z tym równać.
-Odprowadzę cię – Tetsuya zadarł głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
-Dzięki – ruszył w kierunku wyjścia.
Wyszli z szatni, jako ostatni. Poruszali się bardzo wolno, żaden z nich nie miał siły iść szybko, Kagami był zmęczony po treningu, a jego przyjaciel zwyczajnie niewyspany. Chociaż układ taki jak teraz był całkiem dogodny, dla pary, która musi się ukrywać przed wzrokiem ciekawskich.
-Tylko się nie przewróć – zagadał Kuroko, gdy weszli w zakręt.
-A, czemu?
-Bo nie będę w stanie cię podnieść – powiedział całkiem spokojnie i poważnie.
-Ha ha! No dobrze – rozczochrał chłopakowi włosy.
-Cieszę się, że już się lepiej czujesz.
-No, a wiesz, co? – popatrzył na niego przekornie.
-Hm?
-To wszystko twoja zasługa – objął go ramieniem za szyję i wsparł się na nim.
-Ale jak to?
-Bo widzisz – podrapał się za uchem – Jakoś tak bardzo motywująco na mnie działasz.
-Acha.
„<<Acha>> jak zwykle tylko <<acha>>, stary mógłbyś się czasem wysilić” – pomyślał Taiga.
-A wiesz, tak sobie pomyślałem… - teraz się zaczerwienił.
-Słucham.
-Dziś to raczej, nie, ale jutro, nie wpadłbyś do mnie wieczorkiem, posiedzimy, pogramy w gry, czy co byś tam chciał.
-Randka?
-Ua! Tak na to patrzysz? – wzdrygnął się.
-Nie randka? – przechylił główkę w bok jak piesek.
-Randka… - dał za wygraną, demonstrując to głośnym westchnięciem, w końcu to miał na myśli, ale bezpośredniość przyjaciela zawsze go uderzała – No to jak? – popatrzył na niego z nadzieją.
-Z przyjemnością – uśmiechnął się delikatnie.

*(nie ma to jak robić z małego słodkiego Kurosia, małego słodkiego zboczeńca :3 Me Gusta normalnie)

Dziękuję za przeczytanie, zgodnie z tym co kiedyś powiedziałam: Jeśli będzie chociażby jedna osoba, która będzie czytać moje opowiadania, to ja na pewno będę je pisać.

Ostatnio nie dodałam kiedy pojawi się kolejna notka, bo zwyczajnie nie wiedziałam, czy ona się pojawi... dziś też nie mówię kiedy się pojawi, ale mogę zapewnić, że coś pojawi się w ciągu tygodnia, po prostu jak coś napiszę - to wam to wrzucę. A przez ten czas mam nadzieję, że Exorcista Was nie zaniedba  

Gintoki x Sa Chan Część 1

Witam wszystkich po długiej nieobecności i wszelkich problemach, dzisiaj przedstawię wam moje nowe opowiadanie (hentai) na podstawie postaci z Gintamy. Treść jak i moja motwywacją powstała dzięki waszej administratorce, a mojej przyjaciółce której dziękuje za wszystko. Jak wiecie dla początkującego autora klimat Gintamy jest trudny, więc proszę was o opinie jak wam się podoba moja próba odwzorowania go. Cieszą mnie też wasze komentarze choć na razie pojedyncze jak i wyświetlenia moich prac. Koniec pierdół Let's Rock ...
Ten który zwie się Białą Bestią
Późny letni wieczór Gin wychodząc spod prysznica podśpiewywał sobie z radości. -Nareszcie sam !!!- wykrzyczał z całych sił
-Zamknij mordę wiesz która godzina?!- Usłyszał z daleka-Same staruchy nie wiedzą jak to jest w świętym spokoju przeczytać zakazane pisemka ( +18). Nagi założył na siebie niebieski szlafrok i zaczął przeglądać ukochaną gazetkę. O zgrozo ale ta ma cycki !, a ta jakie ciało! Oh a ta jakie nogi! Wiedział że zbliża się ten moment, czas który dla samotnego faceta jest ukojeniem ( tak Gin nie ma brania u kobiet) i jedyną chwilą radości – Powstań potworze !!!- krzyknął, zapomniawszy która jest godzina – Cicho tam bo ci czynsz podniosę !!! ( powiedziała ***) - biały jak ściana wyszeptał -Tylko nie to muszę odkładać na prenumeratę „Gorących Brytyjek”. Po cichu powrócił do zaplanowanej czynności, o tak tak długo na to czekałem, nagle gdy zaczynał już swój rytuał usłyszał pęknięcie w suficie,- hmm co to? - pomyślał zdenerwowany że coś mu przeszkadza, gdy nagle usłyszał jedynie huk ( buuuum !) wysypała się na niego cała zawartość pękniętego sufitu. Otrzepując się z kurzu ujrzał postać kobiety, która … zawsze pojawiała się znikąd, żeby zepsuć mu dzień to Sarutobi Ayame – Ohayo !!!- powiedziała z uśmiechem jak by się nic nie stało
  • Czego !!- Odwarknął patrząc na jej zgrabne ciało niczym z anime
  • Przyszłam do ciebie mój mężu – powiedziała, przytulając się to puszystych włosów – ale ty się ślinisz !
  • Idiotko to Sadacharu !!! odpowiedział niczym polityk w trakcie wyborów
  • Co ? … Znowu zgubiłam okulary !
  • Trzymaj durniu- podał jej szkła z czerwoną oprawką- odzyskując wzrok zobaczyła Gina okrytego jedynie szlafrokiem. Gin zapomniał że jest prawie nagi, a jego wzwód nie opadł do końca
  • Co tam robisz Ko-cha-nie ? - zapytała powabnym głosem
  • Yyy, eee to czytam o... o... jedwabnikach! – odpowiedział zmieszany, jak najszybciej zakrywając się przed kobietą
  • Zresztą czemu zrobiłaś mi dziurę w suficie – odbił piłeczkę
  • Bo ostatnio jestem spłukana, a tak poza tym czuje że ostatnio moje serce bije szybciej na myśl o tobie- powiedziała patrząc na niego z dziecięcym wyrazem twarzy
  • To nie jest usprawiedliwienie wisisz mi 10000 yenów !!!- odpowiedział myśląc jedynie o kasie.
  • Ale ja Cie kocham !- jęknęła
  • I co w związku z tym ?- zapytał zdziwiony
  • Chce się z tobą związać! - powiedziała z uśmiechem w myślach mając wizje ich obojga związanych linami w zbereźnych pozycjach
  • Eeee, co!!! ale jak to nie jesteśmy jeszcze na to gotowi, nie mam pieniędzy na ślub- odpowiedział (jak to Gin) odruchowo. W tym czasie Sa przygotowywała liny, a jej fantazje zamieniały się w rzeczywistość.
  • Wracając do jedwabników ko-cha-nie, widzę że masz ochotę na małe co nie co. 
  • Tak zjadłbym, ramen – odpowiedział głodny.
  • He (zdziwienie) ??? 
W tym momencie jej noga zaplątała się w jedną z lin i z impetem upadła na Gina, gubiąc przy tym okulary.
  • Co ty robisz idiotko ?!, rozbiłaś mi nos ! - powiedział zakrwawiony (wyobraźcie sobie scenę z anime)
  • Nic nie widzę gdzie są moje okulary?
Chi leżąc na Ginie szukając okularów nieświadomie wiodła ręką w kierunku męskości białowłosego chłopaka. Ogłuszony nie wiedział co go czeka zatykając nos nie spodziewał się niczego... Nagle dziewczyna chwyciła go w intymne miejsce. 
  • Znalazłam ! ( jak można się aż tak pomylić) 
  • AAA !- Gdy tylko Gintoki wyczuł jej uścisk, podniecenie, z jego nosa wylał się jeszcze większy strumień krwistej posoki, którą z całych sił próbował zatamować przyciskając sobie pięści do nosa, nie dawało to jednak żadnego efektu i niebawem jego dłonie, oraz rękawy szlafroka  przybrały czerwona barwę


  • -Popatrz co zrobiłaś! - Gin przestał już wstydzić się przed dziewczyną swojego stanu i wskazał na swoją erekcję. 

    • To... to ja tak na ciebie działam... - na policzki Sa wskoczyły soczyste rumieńce...
    • Nie, idiotko, czekaj! To nie tak! To ta gazetka! - machał nerwowo rękami próbując sie tłumaczyć.
    • Ta o jedwabnikach - uśmiechnęła się i powędrowała w jej kierunku. Wzięła ją do ręki -Je... jedwabnikach? - przyjrzała się jej poprawiając okulary
    • Zostaw to głupia - wyrwał jej ja z ręki i schował za swoimi plecami.
    Sa w tej chwili bardzo chciała g dotknąć, zobaczyć jak te mięśnie, to wszystko będzie się zachowywało pod wpływem jej dotyku, chciała poczuć jego skórę na swoich palcach. Podeszła  do niego, a gdy ten się od niej nie odsunął delikatnie powędrowała ręką po umięśnionym torsie.
    • Podoba ci się? - wyszeptała - Wiem, ze tak
    Ten gwałtowny gest sprawił, że szlafrok rozwiał się na boki ukazując nie małe co nieco ( a dokładnie męskie ciało w pełnej okazałości).Sa nie mogła się powstrzymać i zaczęła namiętnie całować zbudowany brzuch chłopaka. Gin początkowo chciał zaprotestować jednak w momencie gdy jej język zmysłowo zbliżał się do jego członka wszelkie obawy opadły, a pozostało jedno dzikie pragnienie. Nagle pojawiła się w nim bestia niepohamowane uczucie dominacji zmusiło go do rozerwania ubrań kobiety która wręcz z błogim wyrazem twarzy i cichym posapywaniem oddawała się rozkoszy pieszczot do jakich się zabierał. Jego język zmysłowo z piersi zsuwał się w stronę różowych majtek dziewczyny, gdy dotarł na miejsce jej jęki wypełniły cały pokój. Czuł się jak w niebie gdy zmienili pozycję (6 9) jej usta delikatnie masowały jego członka, a on sam odwzajemniał przesuwając język w górę i w dół, na boki raz wolniej, a raz szybciej. W końcu stwierdził że pora zabrać się do roboty. Przewrócił dziewczynę na plecy ona sama zatraciła resztki cnotliwej postawy - Bierz mnie - powiedziała z mętnym wzrokiem z zaparowanych okularów. Przybrali pozycję i gdy tylko miał zaczynać, usłyszał przekręcający się zamek w drzwiach...
    • Gin jesteśmy w domu (Shinpachi, Kagura) !!!
    I wtedy ujrzeli nagą parę, przerywając im w najlepszym momencie ...
    JAK ROZWINIE SIĘ TA AKCJA?!, JAK GIN WYJDZIE Z OPRESJI?! I WYTŁUMACZY TO SWOIM PRZYJACIOŁOM?! ... CDN !!!

    piątek, 26 lipca 2013

    Kagami x Kuroko część 9

    Ohayo... albo i nie... z resztą, czy ktokolwiek to czyta?

    Tak w ogóle to doszliśmy z Exorcystą wspólnie do zacnej liczby postów czyli 50... powinnam się cieszyć... Powinnam...

    Dobra obiecałam, że dodam kolejną część, chociażby dla jednej osoby która to czyta (o ile tak istnieje)



    „Pierwszy raz, bywa trudny” C.D.
     

                      Za moment miała wybić 18.00 Kagami stanął przed drzwiami wejściowymi do swojego kolegi-chłopaka. Przeczesał ostatni raz włosy ręką, wziął kilka głębokich Odechów i nacisnął dzwonek. Po niedługiej chwili drzwi się otworzyły i zobaczył te ukochane błękitne tęczówki.
                    -Cześć – starał się powiedzieć spokojnie, chociaż jego oddech szalał.
                    -Hej – odpowiedział mu, swoim zwyczajnym tonem – Idziemy gdzieś?
                    -Jasne – kiwnął głową i wysilił się na uśmiech, chociaż jego serce o mało, co nie wyskoczyło mu z piersi.
                    Rudy odsunął się od drzwi, by pozwolić wyjść przyjacielowi, coś mu dzwoniło w uszach. Bardzo się denerwował. Przeszli już kawałek drogi w bliżej nieokreślonym kierunku, po prostu przed siebie.
                    -A to dla ciebie! – wręczył Kuroko ozdobną papierową torbę.
                    W tej chwili kopnął się mentalnie w zadek, za to, że nie dał mu tego wcześniej, nie tak to wszystko sobie zaplanował, wszystko szło zupełnie na odwrót.
                    -Co to? – niższy zajrzał do środka i wyciągnął z niej pluszowego misia, – Z jakiej to okazji? – popatrzył mu w oczy.
                    -Bez okazji… Po prostu chciałem ci coś dać.
                    -Ale ja dla ciebie nic nie mam – posmutniał troszeczkę.
                    -Nic od ciebie nie oczekuję, to JA chciałem coś ci dać…, jeśli ci się nie podoba – zaciskał pięści w kieszeniach.
                    -Jest śliczny, dziękuję.
                    Powiedział naturalnie i przytulił tego pluszaczka tak słodko, że Kagami sam miał ogromną ochotę przytulić jego, tak otulić go całego, trzymać jego smukłe ciało, przyciskać do siebie, i nie wypuścić nigdy. Odwrócił głowę by nie patrzeć na ten widok, bo coś aż mu w środku się gotowało. Nieopatrznie doszli do jakiegoś parku. Długo po nim spacerowali, nie wiedzieli, o czym rozmawiać, więc zaczęli gadać o szkole, o tym, ze Aida ostatnio nieźle ich ciśnie no i nie jest im wcale za łatwo, szczególnie, gdy jest w kiepskim nastroju. Zaczynało się już robić nieco ciemniej i o wiele zimniej.
                    -Usiądziemy? – zapytał Tetsuya widząc zachęcająco wyglądające parkowe ławeczki.
                    -Jeśli tylko chcesz – poczekał aż kolega usiądzie, a potem sam to zrobił – Przepraszam cię.
                    -Za, co? – głaskał misia.
                    -Ano, bo widzisz, ja chciałem zrobić ci dziś jakąś niespodziankę, ale kompletnie nie wiedziałem o tobie nic, oprócz tego, że lubisz grać.
                    -Acha – patrzył w dal.
                    -„Acha, tylko „acha” a może powiedziałbyś mi coś o sobie? Tak byłoby mi o wiele łatwiej.
                    -A, co chcesz wiedzieć?
                    -Co lubisz, a czego nie, chociażby tyle.
                    -Nie ma nic, czego bym tak naprawdę nie lubił, czasem mnie coś denerwuje, ale to bardzo rzadko. Zwykle przyjmuje wszystko takie, jakie jest, więc nie można powiedzieć, że czegoś nie lubię, ale smutno mi się robi jak ktoś na mnie krzyczy, ale czasem to potrzebne, żebym się wziął w garść, więc tego też nie, nie lubię…
                    -Ale mi pomogłeś – spuścił zrezygnowany głowę – To może mi powiesz, co lubisz.
                    Przez chwilę panowała dziwna, niezręczna cisza, w końcu mu odpowiedział.
                    -Kagamiego… - niemal wyszeptał, szybko, jakby jednym tchem chciał to z siebie jak najszybciej wyrzucić.
                    Powiedział to jedno słowo i akurat w tym momencie zawiał chłodny wiatr niosąc ze sobą kolorowe liście, które migotały w świetle zachodzącego słońca, niczym drogocenne diamenty, najpiękniejsze z możliwych. Rudy aż otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i z wolna odwrócił głowę w kierunku chłopaka. On też na niego teraz patrzył speszony, wtulony w misia z zaróżowionymi policzkami.
                    -Naprawdę? – wolał się upewnić.
                    -Yhym – coraz bardziej wciskał twarz w zabawkę.
                    -Ja ciebie też lubię, Kuroko… - on też już się czerwienił, a całkowicie spalił buraka, gdy zdecydował się go trochę przytulić.
                    Wyciągnął jedną ze swoich długich rąk w jego kierunku * i przyciągnął go do siebie, kładąc mu dłoń na ramieniu. Niższy jakby zmniejszył się jeszcze bardziej i oparł o klatkę piersiową kolegi i wypiszczał.
                    -Cieszę się – tym razem wtulił nos w jego ramię.
                    -Możesz na mnie spojrzeć… - wyszeptał.
                    Gdy tylko podniósł na niego wzrok, Kagami pogładził go po policzku i zbliżył swoją twarz do jego, bardzo powoli, tętno obojga teraz szalało, rudy zwilżył usta i wypuścił głośno powietrze, które gorące pieściło delikatną skórę warg Tetsui, w tym momencie przeszedł go przyjemny dreszcz, zamknął oczy, chciał teraz tego tak bardzo, chciał zasmakować tego po raz pierwszy, już czuł delikatny magnetyczny smak, brakowało już dosłownie kilku milimetrów, zadrżał ponownie, tak teraz już to poczuje, bał się, ale w tej chwili nie pragnął niczego innego, tylko jego. Taiga już niemal dotknął jego ust swoimi, ujmująca woń jego skóry doprowadzała go do szaleństwa, dłoń, którą trzymał na jego policzku, paliła go żywym ogniem, także przymrużył oczy, zaraz go zasmakuje, już za moment…
                    -Ha ha ha! Żartujesz!? No nie mogę ale zlewa! – usłyszeli jak ktoś idzie śmiejąc się głośno i natychmiastowo odskoczyli od siebie jak oparzeni. Rumieniąc się jeszcze bardziej niż do tej pory.
                    -Ch… chodźmy stąd – rudy powiedział zawstydzony.
                    -Tak – Tetsuya kiwnął głową ponownie wtulając się w misia
                    -Późno już odprowadzę cię – powiedział smutno.
                    -Dobrze.
                    Kagamiemu zrobiło się przykro, liczył na to, że jego chłopak zaprotestuje i będzie chciał z nim spędzić jeszcze więcej czasu w końcu to był piątek, jutro mieli wolne i mogli posiedzieć do późna, nie musieli się nigdzie spieszyć, powiedział to od tak sobie, ale liczył na słowa sprzeciwu, zamiast na aprobatę, widocznie aż tak bardzo go nie lubił.
                    Teraz obaj przez dłuższą chwilę szli obok siebie, ale jakby tak osobno, co chwila zwiększali dystans między sobą, całkiem nieświadomie. Szli też w nierównym tempie.
                    -Kagami – Kuroko jakby zauważył w tym coś niepokojącego – Coś się stało?
                    -Nic – szedł trzymając ręce w kieszeniach, wydawał się być czymś zdenerwowany.
                    -Kagami…
    Wyciągnął delikatnie swoją dłoń w jego stronę, na tyle, żeby nie wyglądało to dziwnie z boku, ale również na tyle znacząco, by przyjaciel zrozumiał, o co mu chodzi.
                    Rudemu serce stanęło, gdy, teraz pojął, o co mu od początku chodziło. Żeby się upewnić sam wyciągnął rękę z kieszeni i nadstawiał w jego kierunku. Popatrzył mu prosto w oczy, chciał z nich cokolwiek wyczytać, dostrzegł w nich strach i nadzieję. Żeby dłużej nie trzymać go już w niepewności i dodatkowo, jego i siebie więcej nie torturować, zaplótł delikatnie swoje palce na jego szczupłej dłoni. Teraz, gdy trzymał tą drobną rączkę w swojej czuł się lepiej, niż wtedy, gdyby wygrał jakieś bardzo ważne zawody, w tej chwili nic nie było dla niego cenniejsze od dotyku jego cienkiej, lekko spoconej ze zdenerwowania skóry. Chciałby z nim tak zostać na zawsze. To było takie przyjemne. Ścisnął nieco mocniej, druga strona zrobiła to samo. Pomimo, że szli obok siebie bardzo sztywno, tak jakby byli dziwnymi manekinami, to ich palce, co chwila zaciskały się na dłoni drugiego, za nic nie chcąc siebie puścić.
                    -Możemy iść tamtą drogą? – zapytał nieśmiało Tetsuya wskazując na ścieżkę w zupełnie innym kierunku niż jego dom.
                    -Chłodno jest…
                    Powiedział bez namysłu i zaraz pożałował, że nie ugryzł się w język. Później dopiero skumał, co jego chłopak miał na myśli, prosząc go o to. Najpierw sam miał pretensje o to, że Kuroko mu się nie sprzeciwił, gdy chciał już go odprowadzić, a teraz sam wyjechał z tak beznadziejnym tekstem. Był zły na siebie, szczególnie, gdy widział zawiedziona minę małego. Strzelił sobie mentalny policzek i postanowił natychmiastowo naprawić swój karygodny błąd.
                    -Jasne, że pójdziemy tamtędy! – szarpnął go i przyciągnął bliżej do siebie.
                    Teraz mały przylegał do niego swoim ramieniem, co obojgu się jeszcze bardziej spodobało, ale nadal nie zamierzali rozpleść swoich dłoni.
                    Spacerowali tak długo, dopóki mrok nie okrył już całej ziemi, pozwalając by ukrył ich w swoich ramionach przed wzrokiem ciekawskich, a szron powoli nie oplótł drobnych gałązek traw. Ich dłonie powoli zaczął przenikać dotkliwy chłód, najchętniej ukryliby je oboje w kieszeniach, ale to oznaczałoby to, że musieliby siebie puścić, a tego żaden z nich nie chciał uczynić, szli, więc trzymając się za ręce, starając się ogrzać nawzajem swoim ciepłem **
                    W końcu obaj zdecydowali, że nie ma sensu tu dłużej marznąć, skierowali się w stronę domu Kuroko. Chociaż żaden z nich nie miał ochoty na rozstanie, dzisiejszy wieczór, był niemalże idealny. Stanęli przed wejściem. Taiga popatrzył na chłopaka, przez chwilę bardzo mocno ściskał jego dłoń, a następnie wyprostował palce, z drugiej strony jednak nie było żadnej reakcji, nadal go kurczowo ściskał, w końcu, rozluźnił uścisk i puścił go. Ustał naprzeciwko niego jakby na coś czekając.
                    -Dobranoc – podniósł na niego błękitne oczy.
                    -Śpij dobrze – pogładził go po włosach.
                    Mały odszedł od niego i otworzył drzwi, zerknął jeszcze przez ramię na przyjaciela i już miał zniknąć.
                    -Poczekaj! – wyciągnął w jego kierunku dłoń.
                    -Coś się stało? – zatrzymał się.
                    -Chodź tu jeszcze na chwilkę.
                    Kuroko bez słowa podszedł do kumpla rzucił okiem na misia, którego od niego dostał, zaplótł ręce za plecami, nadal nie wypuszczając pluszaka.
                    -Co chcesz?
                    Kagami nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się i postukał swoim palcem wskazującym w swoje wargi. Niższy, spuścił na chwilę wzrok, a jego policzki spłonęły rumieńcem, wiedział, o co mu chodzi. Zaraz jednak zebrał w sobie całą odwagę i ustał na palcach, żeby mu całą czynność ułatwić. Taiga znów nachylił się znacznie w jego stronę, ich usta już miały się zetknąć, ale mały przeholował z próbą jak najbardziej rozciągnięcia swojego ciała ku niebu i się delikatnie zachwiał do tyłu, skutecznie wszystko przerywając, jak na razie. Rudy uśmiechnął się tylko, ta cała sytuacja go wyłącznie rozbawiła, tym razem, żeby wszystko odbyło się bez zbędnych przeszkód chwycił go za ramiona i delikatnie przyciągnął do siebie. Było zimno i już czuli swoje gorące oddechy, które miło pieściły ich skórę. Kuroko uchylił nieco usta, odważał go zapach perfum przyjaciela, pragnął w tej chwili tak bardzo sprawdzić jak smakują jego usta, potrzeba tylko jeszcze chwili a się o tym przekona.
                    Nagle rozległo się szczekanie a z wnętrza mieszkania wyskoczył No. 2 radośnie witając swojego pana i jego towarzysza, jednak ten drugi zamiast także przywitać się z pupilkiem, odskoczył w tył, puszczając swojego chłopaka, a następnie upadając swoim długim (yaoistki celowo dobierają słowa :3) ciałem na ziemię. Mały któryś raz z kolei ratując go przed zejściem śmiertelnym na skutek przerażenia, odciągnął od niego swojego zwierzaka, wpuszczając go z powrotem do mieszkania, a sam nachylił się nad przerażonym rudzielcem.
                    -Pójdę już – powiedział smutno patrząc jak jego przyjaciel się zbiera.
                    -Dobra.
                    Zgodził się bez namysłu, i tak cały nastrój szlak trafił, gdyby nie ten cholerny kundel, już dawno by się na to odważył, ale teraz, gdy pokazał się z jak najgorzej strony nie miał zamiaru tego próbować ponownie. Zebrał się z zimnej ziemi, otrzepując z resztek kurzu. Popatrzył jeszcze na zawiedziony wzrok Kuroko, który właśnie chował się za drzwiami. On też zanim je zatrzasnął rzucił mu ostatnie spojrzenie.
                    -Dobranoc – wyszeptał, zanim zamknął drzwi.
                    -Spotkamy się w szkole.
    Uśmiechnął się, a jego przyjaciel na te słowa znów uchylił nieco wejście i odwzajemnił uśmiech
    -Jasne – odpowiedział mu.

    *(rozwalę atmosferę, zabrzmiało to tak, jakby go miał za chwile dorwać Slenderman)
    **(i swoją miłością, [co ja palę?] <<nie wiem, co palisz, ale mam pretensję, że się nie dzielisz… - dopisek beta>>)
     Dziękuję, jeśli ktokolwiek to przeczytał