Oto przed Wami wakacyjna historia.
„Jeśli wakacje, to tylko z Tobą”
-Na… na… na… na… na… na..na… Hm…
Hm… Hm… Hm… Hm…- nucił sobie pod nosem Izaya.
Miał na
sobie ciemne, granatowe kąpielówki i niebieską koszulę w białe kwiaty. W lewej
ręce trzymał loda na patyku, żeby pasowało mu do stroju, też miał barwę
błękitu, a na jego szyi zawieszona była lornetka.
Przechadzał
się on po plaży po brzegi wypełnionej mnóstwem ludzi. Starał się unikać
większych tłumów, a że pogoda dziś była wręcz wymarzona na wypoczynek,
rozkoszował się słońcem i morską wodą. Wyglądał na bardzo szczęśliwego, a że
dodatkowo mógł obserwować taką gromadę, różnych maści, płci, wieku,
narodowości, wywodzących się z różnych sfer, a oni wszyscy znajdowali się w tym
samym miejscu, to była sytuacja wręcz wymarzona do jego badań, ale o dziwo nie
to go najbardziej interesowało. Podniósł lornetkę do oczu i najwyraźniej zaczął
czegoś, lub kogoś wypatrywać, co chwila liżąc loda.
-Gdzie
jesteś – zaświergotał i ugryzł kawałek – Mam cię! – zaśmiał się – Och… jak
seksownie wyglądasz w tych kąpielówkach – cmoknął.
Jednak
nie ruszył w kierunku swojego śledzonego obiektu, ale w zupełnie inną stronę,
do stoiska z takayoki, poprosił o odrobinę dla siebie, nie miał na razie
zamiaru mu się narzucać, niech na początek pomyśli, ze jest tutaj całkowicie
sam i ma wszystko pod kontrolą, niech się nacieszy spokojem i samotnością, a
potem mu to wszystko zniszczy swoją obecnością. Zaśmiał się złośliwie na myśl,
że w mgnieniu oka zrujnuje jego spokój. A co on sobie wyobrażał, że tak łatwo
się od niego uwolni. Napisał głupiego SMS-a, że jedzie na wakacje i myślał, że mu
to odpuści? Głupi, czy z policji? No i w dodatku nawet nie zaproponował, żeby z
nim się zabrał, przecież bądź, co bądź, od jakiegoś czasu byli razem i należały
mu się jakieś szersze wyjaśnienia, mógłby to z nim przynajmniej ustalić, ba
zabrać go ze sobą, żeby razem odpoczęli, ale nie on wolał wyjechać ze swoim
przygłupim braciszkiem, który w dodatku pracuje od rana do rana, a biedny
Shizu-chan siedzi całymi dniami na plaży i piecze tą śliczną bladą skórkę,
chociaż Orihara musiał przyznać sam przed sobą, że opalony też by mu się
podobał. Zastanawiał się jaki byłby najlepszy moment na to, by obwieścić mu
swoją jakże zacną obecność i że go nie opuści aż do końca jego pobytu tutaj.
Chyba poczeka na jakąś bardziej romantyczną scenerię, może na jakiś zachód
słońca, czy coś takiego.
Zeżarł
właśnie ostatni kawałek i z resztką w ustach popędził w kierunku morza, wygląda
na to, że ktoś się zaczął topić, takiego widowiska nie mógł przegapić, widział
już postrzelonych, zadźganych na śmierć, mokre plamy na asfalcie, wisielców,
takich z rozpłatanymi czaszkami, pogruchotanymi kościami, pobitych, ale
topielca jeszcze nigdy. Miał ogromną nadzieję, że ta osoba nie przeżyje.
Podbiegł do miejsca, gdzie zebrała się już spora grupa gapiów. Wmieszał się w
tłum i patrzył, co się wydarzy: Silny, opalony z boskim ciałem ratownik,
właśnie wytargał z wody jakąś dziewczynę, Izaya pomyślał, ze podtopienie się
było jednym z jej sposobów na zwrócenie uwagi na siebie, chociażby tego
przystojniaka, bo nie należała do nazbyt urodziwych, kijem by jej nie tknął,
był pewien, że ratownik po spełnieniu swojego zawodowego obowiązku, również nie
będzie chciał mieć z nią nic więcej do czynienia. Po tym jak zrobił jej
usta-usta, dziewczyna odkaszlnęła i usiadła.
-A
jednak przeżyła – brunet powiedział do siebie smutno.
Chciał
już odejść, nie miał tutaj nic więcej do roboty, znudziło mu się, może sam
spróbuję się podtopić i zwrócić na siebie uwagę tego atrakcyjnego ratownika, albo nie
lepiej żeby to był Shizuo. Wyobrażał sobie jak z morskiej piany wyłania się on
niczym Adonis, wyciągając go z wody, omdlałego a następnie kładzie go na
piasku, by sprawdzić, czy nic mu się nie stało, a gdy orientuje się, że nie
oddycha, to przykłada swoje cudowne usta do jego i robi mu sztuczne oddychanie,
a on, niczym przebudzony ze snu, tym magicznym pocałunkiem, rzuca się swojemu
wybawcy na szyję *
-Ta
jasne… - znów mówił do siebie, samotność mu nie służyła – Shizu-chan to by mi
prędzej przytrzymał głowę pod wodą, żeby mieć pewność, że na pewno się utopię…
Ale co tam i tak uwielbiał się z
nim bawić. Pobiegł w podskokach w głąb plaży, by dalej śledzić swoją ofiarę.
*(sorki, kurde :/ to już była bardziej moja fantazja).
*(sorki, kurde :/ to już była bardziej moja fantazja).
***
Heiwajima spacerował sobie po
plaży, jego prześladowca zauważył go od razu, wpadł mu do głowy genialny
pomysł. Podniósł z brzegu jakiś przedmiot była to muszla ostrygi, udając, że
chce nią rzucić w morze, wycelował nią w swojego kochanka, z nieschodzącym z
ust szyderczym uśmiechem. Celnie trafił w samą jego uroczą, blond czuprynę. Blondyn przez chwilę się rozglądał, pewnie się zastanawiał co go "ugryzło", ale zaraz zrozumiał co się stało chwycił się za skaleczoną głowę. W mgnieniu
oka zauważył sprawcę . Jego oczy powiększyły się niemal dwukrotnie sekundę
przed tym zanim chwycił za leżący najbliżej leżak, nie zwracając uwagi na to,
że był zajęty przez kogoś i rzucił nim w kierunku Orihary, razem z „pasażerem”.
-I-za-ya! – wrzasnął – Co ty tu
robisz.
Brunet już puścił się w długą,
zdążył tylko zwinnie umknąć nadlatującemu obiektowi. Biegł między turystami
zwinnie omijając wszelkie przeszkody, co chwila musiał się zatrzymywać, żeby
poczekać na potworka, który cały czas się o coś potykał. Nie chciał znikać mu z
oczu. W końcu uciekanie mu się znudziło i tak okrążyli całą plaże w te i z
powrotem ze cztery razy. Zatrzymał się gdzieś na uboczy, gdzie mogli się
„pobawić”. Poczekał na niego i zaraz zwinnie ominął ciosu wymierzonego przez
niego z dużego parasola, oczywiście tą ostrą stroną. Wyciągnął szybciutko swój
ukochany scyzoryk i skontrował kolejny, jak najbardziej nadal wyszczerzając zęby,
pomimo, że ciężko mu było oddychać po tym szaleńczym biegu. Tym razem to
Heiwajimie zaczęło to się nudzić.
- Przestań w końcu uciekać –
wrzasnął do niego.
-Ale wtedy mnie walniesz – zrobił
słodką minkę.
-Co ty tu robisz!? – znów chciał
go uderzyć.
-Przyjechałem do ciebie.
-A kto cię tu zapraszał!?
-No właśnie nie wiem czemu tego
nie zrobiłeś – przekrzywił głowę w bok.
-Bo cię tu nie chciałem.
-Oj tam, oj tam, a nie cieszysz
się!?
-Ani trochę! – odrzucił broń – A
jak myślisz? Dlaczego ci nic nie powiedziałem wcześniej, tylko w ostatniej
chwili? Bo cię tutaj nie chciałem! Chciałem spędzić czas z bratem! Wypad stąd,
chciałem się chodź raz, na chwilę od ciebie uwolnić! Odpocząć! A ty tutaj
przyleciałeś! Po, co?
-Chciałem się z tobą zobaczyć –
powiedział przymrużając oczy.
-No i zobaczyłeś – warknął na
niego, nawet na niego nie patrząc i odszedł.
Izaya stanął w miejscu, zrobiło
mu się przykro. Liczył, na to, że zaraz oberwie, troszkę się pokłócą i ogólnie
będzie ciekawie, ale nie myślał, ze go tutaj tak po prostu zostawi. Czy to było
dziwne, że się za nim troszeczkę stęsknił.
Odwrócił się na pięcie i też
ruszył w swoją stronę. Otarł oczy, troszeczkę mu się „spociły”. Skoro go tutaj
nie chce, to juro rano wraca do Tokio, zrobiłby to zaraz, ale nie miał żadnego
połączenia. Drań jeden, skoro tak bardzo
nie chce go widzieć, to niech potem spróbuje znów wrócić w jego łaski, to mu
dopiero pokaże, gdzie jest jego miejsce. Jak mógł tak postąpić, przyjechał tu
dla niego by mu dotrzymać towarzystwa, bo wiedział, ze Kusaka zostawia go
samego na całe dni.
-A sam, tu siedź – rzucił czymś
mocno w taflę morza.
***
Izaya siedział nad brzegiem
morza. Gwiazdy migotały nad nim, na kruczo-czarnym niebie. Chłodny wiatr
nadchodzący z oddali owiewał mu skórę i przyprawiał o dreszcze. Fale zbliżały
się do niego i oddalały z każdym przypływem coraz bliżej, przywędrowywały z nim
różne kamyczki, patyki i mineralną morską pianę. Woda szumiała przynosząc mu
smutne wspomnienia, był tutaj zupełnie sam, tak jak zawsze, zawsze był całkiem
sam i na zawsze sam zostanie, nikt nie może go zrozumieć. Było mu zimno objął
kolana rękoma, nie planował siedzieć tutaj tak długo, nie ubrał się
odpowiednio. Cienka koszula i krótkie spodenki nie były odpowiednie. Po raz
ostatni przed odjazdem chciał popatrzeć na morze, zapamiętać ten widok, wyryć w
pamięci to dławiące uczucie samotności. Przyjechał tu dla kogoś, a ten ktoś go
odrzucił, jak zawsze… Westchnął głośno. Coś w środku go kuło i chciało mu się
płakać.
Usłyszał jak ktoś jeszcze
przyszedł na plaże, słyszał chrzęst piasku pod jego stopami. Brunet nawet nie
drgnął, ale gdy ten ktoś zaczął się do niego zbliżać, zaniepokoił się, wymacał
w kieszeni swój nóż, jakby co to bez problemu sobie poradzi. Ktoś przysiadł się
do niego tak blisko, że niemal dotykał go ramieniem, teraz zerknął.
To był jego kochanek, patrzył na
niego uciążliwie.
-Wiedziałem, że ciebie tutaj
znajdę – powiedział spokojnie.
Nic mu nie miał zamiaru
odpowiadać a tak w ogóle, to, po co tutaj przylazł, przecież wcale go nie
potrzebował. „Idź stąd” – myślał.
Shizuo miał ze sobą ciepły, szary
koc, sam też był o wiele cieplej obrany od Orihary. Miał na sobie długie
jeansowe spodnie i granatową bluzę, okrył zmarzniętego Izaye tym kocem, a ten,
zamiast mu podziękować i się otulić, strząsnął przykrycie .
-Daj spokój – blondyn znów go
osłonił a następnie otoczył swoim ramieniem.
-Nie potrzebuję cię! – nareszcie
się do niego odezwał – Wynocha mi stąd – chciał wstać.
-Nie bądź dziecinny – przytrzymał
go.
Brunet usiadł teraz po turecku,
opierając część kolana o udo kochanka. Był zły na niego.
-No chodź – Heiwajima pocałował
go w policzek.
-Jak mnie znalazłeś?
-Nikt nie zna cię lepiej ode mnie
– zaśmiał się.
-Możesz już iść – odrzekł
chłodno, nawet na niego nie patrzył.
-Nie gniewaj się pchełko,
zaskoczyłeś mnie – uszczypał go w nosek.
-Dlaczego pchełko? – przymrużył
oczy patrząc na niego.
-Bo jesteś pasożytem społecznym.
-Acha.
-Już się nie gniewasz? –
uśmiechnął się.
-A idź do tego swojego kochanego
braciszka! – znów chciał się wyrwać.
-Ja tu do ciebie z dobrym sercem
– chwycił go za gardło i przewrócił na ziemię – A ty jak zwykle – patrzył na
niego z gry, pochylony nad nim.
Czuł, ze piasek włazi mu
absolutnie wszędzie, nie było to miłe uczucie. Żałował, że tu tyle siedział i
on tutaj przyszedł.
-Nikt cię przecież nie prosił –
wycharczał.
-Jeny, marudzisz – zbliżył swoje
usta do jego.
-Nie chce cię – sypnął mu piachem
w oczy, ale się tym nie zraził – Nikogo mi nie potrzeba – kilka ziarenek wpadło
do jego oczu, więc je szybko zakrył – Idź sobie – przez piasek zaczął łzawić.
-Nie płacz, nie zostawię cię –
cmoknął go w włosy.
-Nie płacze, to przez ten piach!
-Niech cię będzie, hehe…
-Głupek…
Blondyn znów zaczął go całować,
Orihara udawał, że się opiera, ale tylko udawał, dla zabawy, po pewnym czasie
„poddał się” i pozwolił mu obsypywać całusami całą swoją twarz i szyję.
-Na następne wakacje i tak cię
nie zaproszę – powiedział chłodno Heiwajima kładąc się obok kochanka i
okrywając ich oboje kocem.
-Nie musisz tego robić, i tak się
zjawię – zaśmiał się.
Izayi już całkowicie przeszły
wszelkie fochy, teraz leżeli obok, wiatr i fale grali im słodką kołysankę a gwiazdy zdawały się tej nocy świecić tylko dla nich, w mieście nie mieli okazji tego obserwować, przyćmiewały je miejskie lampy i neony, a teraz zdawać by się mogło, ze cały świat jest ich i tylko ich. Tulili się do siebie parząc w niebo, śmiejąc się co chwila z
własnej głupoty.
Ach te wakacje, tak wrednie na ludzi działają, niemniej jednak dziękuję za wytrzymywanie ze mną :P
Na 6000 to może nic nie napiszę, ale na 10000 to już napewno.
Kolejna notka pojawi się po jutrze. Cieszycie się?
P.S. Nawet nie wiecie, jak się ucieszyłam, gdy napisałam to opo i do tego znalazłam art, gdzie Izaya ma niebieskiego lodzika :3
P.S. Nawet nie wiecie, jak się ucieszyłam, gdy napisałam to opo i do tego znalazłam art, gdzie Izaya ma niebieskiego lodzika :3
Fajni napisane... a art cudny~! *.*
OdpowiedzUsuńShizaya na wakacjach - nic lepszego nie mogło mnie spotkać w tym tragicznym dla mnie dniu. Dziękuję za poprawienie mi humoru!:3
OdpowiedzUsuńLekko napisane i fajnie się to czyta, czekam na kolejne części, bo czytam Twojego bloga juz od pewnego czasu.
Życzę weny i pozdrawiam!^.^
P.S. Zapraszam do siebie na yaoi-jest-wszedzie.blogspot.com ;)