czwartek, 14 lutego 2019

Wiktor x Yuuri część 3

Z okazji walentynek III część VictYuuri

Здравствуй


Ale wiało. Wiatr ciął niemiłosiernie, czułem jak targa na wszystkie strony klapami mojego płaszcza. W dodatku cienki, ale ostry jak igły deszcz zaczął uderzać o płytę lotniska.
Westchnąłem i spojrzałem w niebo. Pogoda była trochę taka jak ja, nieprzewidywalna, ale można było dostrzec sygnały, że coś się zmienia. 
Choć lepszym porównaniem było by to, że byłem jak okręt podczas sztormu, targany przez emocje w różne strony. Nie potrafiący znaleźć swojej spokojnej przystani, tylko miotam się na wszystkie strony starając się jakoś utrzymać. 
Wiatr na szczęście nie był problemem, deszcz także dało się znieść. Otuliłem się mocno szalikiem, żeby okryć choć twarz przed tnącym wiatrem i deszczem. Ruszyłem przed siebie.
 W domu Yuuriego było jak zawsze. Doskonale znałem każdy centymetr, każdy mebel, zdawało mi się, że nawet każdy pyłek znajdujący się na parapecie. Tak wiele godzin, dni, miesięcy w nim spędziłem, że był już jak mój. Wszędzie unosił się miły, znajomy zapach. 'Jak w domu" - pomyślałem z ogromnym zadowoleniem 
Udało mi się zawiadomić gestem dłoni matkę Yuuriego, żeby nie pisnęła, ani w żaden sposób nie zdradziła, ze znów tam jestem. Na szczęście zrozumiała i nie zamierzała przeszkadzać mi w niespodziance. 
Jeszcze tylko kilka kroków dzieliło mnie od jego pokoju. Westchnąłem i zastukałem. To była chwila, dosłownie kilka sekund, a wydawały się wiecznością. Gdy otworzył drzwi, wyglądał tak jakby zobaczył ducha: oczy wytrzeszczone, skóra bielsza niż zwykle, a usta rozchylone w wyrazie niemego zdumienia. Był po prostu piękny.
-Здравствуй, Yuuri - powiedziałem tylko tyle, więcej już nie byłem w stanie. Nie dlatego, że ze wzruszenia słowa uwięzły mi w gardle, ale dlatego, że usta Yuuriego, całkowicie zakryły moje usta. A miałem wiele do powiedzenia.
W jednej chwili jednak słowa; "tęskniłem", "nie mogłem o tobie zapomnieć", "nie potrafiłem bez ciebie żyć", "szaleje za tobą", "nigdy mnie już nie zostawiaj" i "kocham cię", były już zupełnie zbędne. Nie potrzebowaliśmy ich, bo jeden pocałunek je wszystkie zastąpił, a nawet powiedział o wiele, wiele więcej niż to, co mogliśmy wyrazić słowami.
Nareszcie odnalazłem spokój.