niedziela, 7 lipca 2013

Suoh x Munakata Bonus na 5000 wyświetleń

Ohayo Misie Moje Kolorowe!
To znowu ja, tym razem ze swoim opowiadaniem.

Muszę wam bardzo, ale to bardzo gorąco podziękować za te wyświetlenia, to wszystko dzięki Wam!!! Jesteście ZAJEBIŚCI!!! KOCHAM WAS!!! Naprawdę Wam dziękuję, gdyby nie Wy, to nigdy by się to nie udało!?

OGROMNE DZIĘKUJĘ.

A oto prezencik, z tej okazji!!!!

P.S. Wybaczcie, ale lepszego tytułu wymyślić nie mogłam.




„To już nie zabawa”
Już na samym początku zauważył, jaki był piękny, elegancki, szykowny, dystyngowany, jednym słowem prawdziwy król, całym sobą, idealny dowódca, idealny, wojownik, idealny, zbyt idealny. To, w jaki sposób patrzył na wszystkich, z jaką wyższością, czuł było bijącą od niego powagę i niemalże świętość. Władca całym sobą. Niebieski Król był aż zbyt perfekcyjny. Nie taki jak on, on był zwykłym liderem jakiegoś tam ganku, tak najlepiej było ich określić. Przy nim był niemalże śmieciem, z resztą, tak też był przez niego traktowany. Jednak pomimo tego, od chwili, gdy go ujął po raz pierwszy, nie mógł o nim zapomnieć. Tego jak wyglądał, z jaką gracją się poruszał, jak był ubrany. Nigdy nie mógłby się zachowywać, ani wyglądać tak jak on, ale mimo wszystko go podziwiał. A teraz ten idealny król stał tu wraz z nim, w tym obskurnym, ciemnym pomieszczeniu, patrząc mu prosto w oczy.
                Suoh głośno przełknął ślinę. Nie bardzo wiedział, czego się spodziewać, czyżby chciał walczyć? Ale, o co? Po, co?  Każdy mięsień jego ciała był napięty do granic możliwości, poruszył nieco palcami, by, choć trochę obniżyć napięcie całego ciała. Oddychał głośno, a po jego głowie przebiegała tylko i wyłącznie jedna myśl:, „Czemu zgodził się tu ze mną przyjść?”. Sam go o to poprosił, choć sam nie wiedział, czemu, jak zwykle działał pod wpływem impulsu, a teraz mógł tego pożałować, jeśli Niebieski wbije mu tą swoją szablę prosto w serce.
                -Czego ode mnie chcesz – odezwał się chłodno Munakata.
                „Ciebie”, – ale tego powiedzieć mu nie mógł.
                -Porozmawiać – odpowiedział mu pewnie.
                -O czym?
                Nie wiedział, co ma mu odpowiedzieć, użył jakiejś taniej wymówki, by móc z nim chociażby przez chwilę pobyć z nim sam na sam, a teraz nie bardzo wiedział, co sam powinien zrobić. To, na co miał ochotę wydawało mu się tak absurdalne i szalone, że na samą myśl, chciało mu się śmiać. A jednak bardzo chciał się okazać tak szalonym i absurdalnym.
                -Masz kogoś? – odezwał się po dłuższej chwili.
                -To raczej nie powinno być przedmiotem naszej dyskusji – poprawił sobie okulary – Jeśli tylko o tym, chciałeś porozmawiać, to wybacz – podszedł do drzwi, z zamiarem opuszczenia pokoju.
                -Wybacz, że o to zapytałem – próbował go zatrzymać tymi słowami.
                -Czemu o to zapytałeś? – zamarł trzymając już rękę na klamce.
                -Z czystej ciekawości.
                -Rozumiem.
                Nie, tego, dlaczego o to zapytał nie mógł mu powiedzieć. Teraz miał ochotę uczynić coś bardzo głupiego i powoli przestały obchodzić go skutki jego decyzji. Chciał to zrobić i tyle, to czy przez to pożegna się z tym światem nie miało już dla niego najmniejszego znaczenia. Chociaż ten jeden, jedyny raz, chciał zobaczyć jak to jest. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Tak bardzo tego pragnął, tak bardzo pragnął… jego… Zdrowy rozsądek przestał nad nim panować i górę wzięły kłębiące się w nim emocje. Strach, podniecenie. Teraz albo nigdy.
                Jednym pewnym ruchem chwycił go z ramię i odwrócił w swoją stronę, kompletnie uniemożliwiając mu wyście. Patrzyli sobie uporczywie w oczy
                -Przepraszam…
                Zdążył rzucić jeszcze w ostatniej chwili. Nim bez żadnego innego uprzedzenia, zbliżył swoje usta do jego. Przełknął głośno ślinę, dając i jemu i sobie ostatni moment na to, by się z tego wycofać. Gdy z jego strony nie wyczuł, żadnego oporu, odważył się ten, pierwszy i być może jedyny raz, najprawdopodobniej już nigdy tego więcej nie przeżyje. Serce o mało mu nie zamarło, gdy dotknął jego ust. Były tak rozkosznie miękkie, delikatne, kolejna idealna rzecz w nim. Nie takie jak jego, suche spierzchnięte. Zakochał się, teraz wiedział już to na pewno. Obłęd, szaleństwo, to wszystko posuwało go dalej. Objął go w pasie i przyciągnął do siebie, pochylając się nad nim i coraz mocniej wpijając w te ukochane usta. Momentalny zawrót głowy. Dudnienie w uszach i słodki smak tego pocałunku zniewoliło go do tego stopnia, że najchętniej ni gdyby nie przestał, całowałby go do omdlenia, póki nie błagałby o to, by przestał, albo o jeszcze więcej. Wyczuł jak zadrżał w jego ramionach, jego samego w tej chwili też przeszedł dreszcz po całym ciele. Oparł się wraz z nim o drzwi, które przed chwilą mogły ich rozdzielić. Pożądał go teraz z całych sił i z całych sił starał się to pragnienie zwalczyć. Jednak, gdy Munakata także go przytulił nie był w stanie się już kontrolować. Wsunął mu rękę za mundur i delikatnie zaczął gładzić jego skórę na brzuchu, powoli podążając coraz wyżej. Usłyszał cichy, nieśmiały jęk rozkoszy. Uznał to za przyzwolenie na więcej. Oderwał się w końcu od jego ust, by zaraz przenieść całusy na jego szyję. Potarł teraz jego sutek. Znów drżenie, głośny wdech oraz szczupłe palce zaciśnięte na ramieniu rudego.
                „Na jak wiele mogę sobie pozwolić?” – myśl ta krążyła po głowie czerwonego Króla, za każdym razem, gdy zaczynał go dotykać w jakieś inne miejsce. Nie wiedział, czy się odezwał, powiedzieć, co chce zrobić, na co ma ochotę, czy powinien go uprzedzić, czekać aż sam się domyśli, ostrzec go, dać mu szansę na zrezygnowanie z tego wszystkiego, za dużo było tych pytań. Zarówno strach jak i szczęści dławiły mu słowa w gardle. Nigdy jeszcze wcześniej tego wszystkiego nie czuł. Jeśli nie była to miłość, to nie wiedział już, co mogłoby to być. Na co dzień można powiedzieć, ze byli wrogami, powinni się nawzajem nienawidzić. A jednak coś rozpaliło jego serce do tego stopnia, że w tej sytuacji nie może się opanować. Ostatkiem sił odsunął się od niego delikatnie, na odległość kilku centymetrów, chwycił go za ramiona i popatrzył prosto w oczy. Były zaszklone i mętne, widział, że oddycha też ciężko.
                Brunet zakrył sobie usta wierzchem dłoni i popatrzył wściekły na drugiego.
                -Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele! – wrzasnął oburzony i wymierzył Suohowi, porządny, siarczysty policzek. Poczym na nowo chwycił za klamkę i jak najszybciej wyszedł z tego pokoju.
                -Jestem głupcem – Rudy zrezygnowany opadł na podłogę, ciężko oddychając.
                Zakrył sobie oczy, z których natychmiast wypłynęło kilka łez. „Co ja sobie wyobrażałem?” To co się przed chwilą wydarzyło było dla niego niczym sen, piękny sen, który zakończył się dla niego koszmarem, najgorszym z możliwych. Nikt nie mógł pojąć jak bardzo w tej chwili bolało go serce. Przez jedną maleńką chwilę go miał, miał go w swoich ramionach, całował go, miał go całego, a potem stracił to wszystko za jednym zamachem. Żałował tego, co zrobił od początku do końca, tego, że go tu za sobą przytargał, pod durnym pretekstem, tego, że nie pozwolił mu odejść za pierwszym razem, tego, ze go pocałował, następnie zaczął dotykać, a na sam koniec, żałował tego, że pozwolił mu odejść. „Jestem głupcem, głupcem, który wyobraża sobie nazbyt wiele”. W tej chwili tak bardzo siebie nienawidził. Był gotów nawet siebie zabić, gdyby był pewien, że uśnieży to ten przeklęty wewnętrzny ból. Podejrzewał, że może się to tak skończyć, ale podejrzewać, a przekonać się o tym na własnej skórze, to są dwie zupełnie różne rzeczy. Domyślił się, że brunet tylko się nim zabawił, pozwalając początkowo na to wszystko, był tylko zabaweczką, którą natychmiastowo odstawił, gdy się znudził, albo, gdy zaczęło się robić gorąco. Jego „Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele” nadal dudniło mu w uszach nie pozwalając spokojnie nic przemyśleć. Chciało mu sie krzyczeć z rozpaczy, ale się powstrzymywał, tłumiąc w sobie cierpienie.
***
                Munakata zdenerwowany wszedł do siebie, rzucił kilka zbędnych uwag, po czym poprosił, aby mu nikt nie przeszkadzał. Usiadł do kotatsu z zamiarem przygotowania sobie herbaty. Zastanawiał się, co Czerwony Król sobie wyobrażał, po, co to wszystko zrobił, co to miało znaczyć. Jego ciało nadal było całe rozdygotane, przez co coś rozsypał. Wziął kilka wdechów z zamiarem ukojenia, ale nic mu to nie pomogło, wściekły przewrócił cały stoliczek.
                -Czy coś się stało? – przez zamknięte drzwi odezwał się, zaniepokojony jeden ze strażników.
                -Nie, wszystko w porządku – odezwał się bardzo spokojne i zaczął wszystko zbierać.
                Powoli zaczynało do niego docierać, to, że nazbyt ostro go potraktował. Jego samego zabolało serce, gdy na odchodne spojrzał w smutne, a może raczej w zrozpaczone oczy Mikoto. Przez pewien czas myślał, że to wszystko było jakimś niesmacznym żartem, ale w tej chwili, gdy myślał o tym na spokojnie, zaczynał rozumieć, jak poważnie traktował to wszystko czerwony król. Teraz już nie był zły na niego, lecz na siebie. Przecież to wszystko nawet mu się podobało. Suoh był taki, jaki był, ale nie mógł odmówić mu tego, że był przystojnym mężczyzną, a jego spojrzenie, wystarczyło, jedno, pierwszy raz, gdy spojrzał w jego rozżarzone tęczówki a już miękły pod nim nogi. Gdy już powoli przyzwyczaił się do myśli, że wszystko w nim mu się podoba, ten uczynił coś takiego jak dziś, kompletnie zbijając go z tropu. Teraz już w ogóle nie wiedział co myśleć, ani jak postąpić dalej, To jak go potraktował nie zasługiwał na to, zwłaszcza, że sam tego pragnął. Chciał to pociągnąć dalej, ale się bał, w chwili, gdy zobaczył jakąś szansę na wycofanie się, bez namysłu to wykorzystał, a teraz sam pluł sobie za to w twarz. Gdyby tylko mógł cofnąć czas. Zmieniłby to i pozwolił tej chwili trwać. Był już dużym chłopcem, wiedział jakby się to skończyło, wtedy nie był na to gotowy, ale teraz już tak, nie jest taki szybki jak rudy, on musi wszystko na spokojnie, na chłodno przemyśleć, nie lubi działać pod wpływem emocji. „Gdybyśmy się spotkali w innych okolicznościach, idealnie byśmy do siebie pasowali” – pomyślał.
***
                W deszczowy dzień wszyscy z czerwonego klanu siedzieli, w barze, nudzili się bardzo, nie mogli zrozumieć, czemu ich król siedzi taki przybity, nic go nie cieszyło, nawet mało uśmiechał się do Anny. Nie chciało mu się robić kompletnie nic. Siedział na kanapie z łokciami opartymi o kolana, a rękoma splecionymi przed sobą i tylko tam się gapił, przez bite kilka godzin. Bez ruchu, bez woli życia, jak trup. Nikt nie rozumiał, co się z nim dzieje. Zawsze żywy i wesoły Mikoto teraz siedział jak jakiś Emo (ech, chciałam to napisać bez takich durnych tekstów, ale moja natura już taka jest). Jego smutne rozważania o śmierci i bezsensu życia przerwał głośny wrzask Misakiego.
                -Niebieski Król tu idzie!
                Wszyscy zerwali się na równe nogi, łącznie z przywódcą.
                Munakata wszedł do pomieszczenia, co obwieścił cichy dźwięk dzwoneczka. Podniósł rękę, tylko po to, by się przywitać a wszyscy wstrzymali oddech, gotowi do walki.
                -Spokojnie, nie po to tutaj jestem – uspokoił ich.
                Był cały przemoczony, nie kłopotał się, żeby zabrać ze sobą parasol, czego teraz bardzo żałował.
                -Po coś tu przylazł? – Odezwał się znów najodważniejszy Yata.
                -Uspokój się, jestem tu, bo chcę porozmawiać z waszym Królem – w tej chwili na niego spojrzał.
                Rudemu zabiło mocniej serce. To, że się narażał i tu przyszedł, zaimponowało mu, być może jest tu, by mu wyjaśnić, ze to wszystko ostatnio było jedną wielką pomyłką. Liczył się z tym. Bez słowa wstał i wziął czyjś parasol.
                -Pożyczam – powiedział nieprzytomnym głosem.
                -Co zamierzasz? – Odezwał się barman (wybaczcie nie pamiętam jak ma na imię, jak ktoś pamiętam, to byłabym bardzo wdzięczna za podpowiedź)
                -Tutaj nie mogę z nim spokojnie, ani bezpiecznie porozmawiać. Wychodzę.
                -Ale…
                -Nie mam zamiaru tego słuchać – uniósł rękę z zamiarem uciszenia wszystkich – Chodźmy – zwrócił się do Niebieskiego Króla.
Ten tylko kiwnął głową i skierował się w stronę drzwi. Wyszedł a po krótkiej chwili drugi do niego dołączył. Po chwili rozłożył się nad nimi wielki, czarny parasol, chroniąc ich przed deszczem.
                -Tym razem, to ty chcesz ze mną rozmawiać – Rudy próbował się uśmiechać, ale serce miał w gardle.
                -Tak, możemy iść do jakiegoś spokojniejszego miejsca.
                -Tak, gdzie tylko chcesz.
                -Tamten pokój.
                -Co!?
                -Chcę ten sam pokój.
                -Po, co?
                Nie odpowiedział mu nic, tylko spojrzał mu głęboko w oczy, Nie wiedział, co to oznacza.
                Przez całą drogę nie rozmawiali. Dotarli w końcu do miejsca ich poprzedniego spotkania. Mały pokoik w ustronnej uliczce w jakimś motelu. Bez przeszkód dostali ten sam pokój, to miejsce nie miała zbyt wielu gości, głównie przez złą lokalizację i marny wystrój, ale chociaż było czysto.
Stanęli w ponurym pokoju po raz kolejny. Tym razem to Suoh miał do wysłuchania, to, co Reishi miał mu do powiedzenia. Nie spodziewał się, że może mu chodzić o to samo, co jemu.
-Przepraszam – wycedził krótko brunet.
Pomimo, że całkowicie go to zaskoczyło, Mikoto był szczęśliwy mogąc słyszeć te słowa.
-Co? – nie dowierzał własnym uszom.
-Chciałem cię przeprosić, za to, jak się ostatnio zachowałem – patrzył w podłogę, poprawił sobie okularki.
-To ja przepraszam – też wbił wzrok w zieloną wykładzinę.
                -Ostatnio byłeś bardziej odważny…
                -Ostatnio te z dostałem za to w twarz.
                -Wybacz, byłem zaskoczony.
                Ta rozmowa przebiegała w dziwny sposób, obaj byli spięci, tak jak niewiasta i prawiczek na pierwszej randce (nienawidzę siebie za to, że walę takimi tekstami w tak podniosłej chwili), nie patrzyli na siebie i każdy z nich najchętniej uciekłby jak najdalej, ale coś ich tutaj trzymało, tu w tym ciemnym, niemalże pustym pokoiku i maleńkim oknem, tylko jednym, dość obszernym łóżkiem i niewielką komodą.
                Mikoto podniósł wzrok na ukochanego, zastanawiał się, czy powinien mu wyznać swoje uczucia i co on czuje. Nie wiedział, co miałby jeszcze powiedzieć, nic prócz „przepraszam” mu nie przychodziło do głowy, ale już, za co chciał go przepraszać, nie wiedział. Więc bez słowa upadł do jego stup i przytulił się do jego brzucha, tego idealnego króla, którego tak podziwiał, którego tak kochał
                -Co ty wyprawiasz? – niemal krzyknął Reishi.
                -Niebieski Królu – ściskał go kurczowo, cały się trząsł – Kocham cię…
                Nagle rozległo się pukanie, odskoczyli od siebie jak oparzeni. Drzwi uchyliły się nieśmiało i weszła tam młoda dziewczyna z jakimś zawiniątkiem.
                -Przepraszam, przyniosłam dla państwa ręczniki – uśmiechnęła się nieśmiało.
                -Dzi… dziękujemy – Reishi podszedł do niej, by je odebrać.
                -No to, przepraszam, za najście – ukłoniła się i wyszła.
                Mikoto podpalił sobie papierosa, był zdenerwowany, ale uśmiechał się pod nosem. Zaciągnął się mocno i milczał.
               
-Co robimy – Munakata spojrzał na niego pytająco.
-A chcesz kontynuować – zaśmiał się kusząco.
Brunet nic mu nie odpowiedział, tylko odwrócił głowę i zamilkł. Za to Suoh podszedł do niego i przytulił się do jego pleców, zaplatając mu dłonie na brzuchu.
-Jeśli chcesz – wyszeptał do niego i przygryzł mu ucho.
-No dobra – poprawił sobie okulary i odwrócił głowę.
                Po raz drugi w swoim życiu odważył się go pocałować. Słodki smak jego ust, idealne ciało w mokrym ubraniu, przylegające teraz do jego rozgrzanej skóry, nie chciał dziś się powstrzymywać, zazna tej nocy rozkoszy lub zginie. Nie obchodził go wynik. Nie było innego wyjścia, nie wycofa się i nie pozwoli wycofać się też jemu.
                -Bądź ze mną dziś – gorącym oddechem pieścił mu skórę na szyi.
                Ledwo wypowiedział te słowa, a brunet chwycił go mocno w pół i tym razem to on wpił się w jego usta, gładząc nachalnie jego język.
                Rozkosz, którą obaj otrzymywali była nie do opisania, a zaraz miało być jeszcze lepiej (ta, zaraz zrobią użytek z tego wyrka XD).  Munakata wciągnął ukochanego na łóżko i w mgnieniu oka zaczął zdejmować z niego przemokłe ciuchy. Gdy ukazał mu się już całkiem nago, nie mógł wyjść z podziwu. Tak jak się tego spodziewał miał idealną skórę, idealnie wyrzeźbione ciało. Teraz kochał go jeszcze bardziej.
                -Teraz ty – powiedział Munakata.
                -Co? – został wyrwany z zadumy.
                -Rozbieraj się – chwycił go za podkoszulek i przyciągnął do siebie, poczym da mu całusa.
                -No tak – Nieśmiało zdjął koszulkę i rzucił ją na podłogę.
                -Świetnie – najpierw mu się przyjrzał, potem zdjął swoje okulary i odłożył je na stojącą obok komodę – Resztę też.
                -Przecież wiem – szybciutko rozebrał się do naga.
                -Wiesz jak to robić?
                -Myślę, że tak… - pochylił się nad nim niepewnie.

                Rudy nie mógł uwierzyć w swoje szczęście, zaraz spełni się jedno z jego marzeń, nigdy nie przypuszczał, że to się kiedykolwiek może stać. Wplótł drżące palce w wilgotne włosy bruneta i przyciągnął jego głowę, tak bym móc się z nim pocałować. Następnie zaczął go delikatnie dotykać po klatce piersiowej, gładząc aksamitną, bladą skórę, pomalutku schodząc coraz niżej, następnie przeniósł dłoń na biodro, ścisnął je delikatnie a potem dotarł aż to tego miejsca, gdzie pieszczenie dawało o wiele więcej przyjemności. Wstydliwie poruszył ręką, głośny jęk zachęcił go do dalszej czynności. Munakata chwycił rękę, którą mu robił dobrze i oblizał jego palce, by potem te niemal same powędrowały w kierunku pośladków niebieskiego króla. Powolutku sam Mikoto zaczynał się podniecać, a gdy twarda męskość kochanka otarła się o jego brzuch, już nie potrzebował więcej. Był całkowicie gotowy. Obaj już byli.
                -Zabij mnie, masz ostatnią szansę – Rudy oparł się rękoma po obu stronach ukochanego i patrzył mu w oczy.
                -Najpierw dokończ to, co zacząłeś – powiedział niby obojętnie, ale głos mu drżał.
Brunet objął go nogami i o chwili już go w sobie poczuł, jęknął głośno, zabolało go.  Munakata chyba nie potrzeba mu było lepszej zachęty, ale teraz pożałował, że nie zrobił tego delikatniej, widząc grymas na twarzy Niebieskiego Króla.
-Wybacz – przestraszył się.
-Nie szkodzi… - sapał troszeczkę.
-Mogę?
-Tak…
Poruszył biodrami bardzo powoli, nie chciał mu robić krzywdy, nie teraz, gdy mu się oddał i był cały jego. Powoli jednak przyspieszał, przy akompaniamencie jęków, które po pewnym czasie przerodziły się w westchnienia rozkoszy. Sam też, miał z tego coraz więcej przyjemności. Pomyślał, że mógłby zrobić coś jeszcze więcej dla kochanka i znów delikatnie pieścił jego całe ciało, obsypując go tysiącem pocałunków, gdzie tylko popadło. Chciałby mu dać wszystko, ale w tej chwili miał tylko siebie i swoje ciało. Co chwila dreszcz przeszywał jego ciało z coraz większą częstotliwością, chciał by ta chwila trwała wiecznie, pierwszy i być może ostatni raz z nim był, ale czuł, że niebawem to szczęście się skończy, modlił się tylko o to, by brunet doszedł wraz z nim.
Los spełnił jego prośbę. Munakata nabrał głośno powietrza i krzyknął głośno, wyginając się nieco w łuk, gdy osiągął spełnienie, Czerwony Król natomiast zacisnął zęby i ściągnął brwi, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku, wystarczyło, że jeden z nich krzyczał i jęczał podczas tego wszystkiego. Opadli potem obaj bezwładnie na pościel, która pomimo obskurnego wyglądu całości, ku ich zadowoleniu była czysta. Rudy pogładził ukochanego po policzku i na koniec go ucałował, w tej chwili nie mógł sobie wyobrazić nic wspanialszego, niż widok jego lekko spoconej, ale i ukazującej zadowolenie twarzy. Leżeli teraz w bezruchu, odpoczywając po tym, co przed chwilą zrobili.
Suoh wyciągnął się na łóżku sięgnął po spodnie leżące na podłodze, by wyciągnąć z nich papierosy. Wyjął jednego i włożył sobie do ust.
-Daj mi jednego – tuż obok opatulony siedział Minakata przykryty kołdrą.
Rudy bez słowa podpalił jednego fajka i podał go ukochanemu, następnie podpalił kolejnego.
-Powiedz to jeszcze raz – Znów odezwał się Reishi, a następnie wydmuchał zatrute powietrze z płuc.
-Co?
-To, że mnie kochasz – przytulił się do niego.
-Kocham cię – też odwzajemnił uścisk, uważając przy tym by jego ani siebie nie sparzyć, a już na pewno nie podpalić pościeli
-Wiesz, że jutro wszystko wróci do normalności? – zapytał oschle.
-Szkoda – westchnął – Ale to dopiero jutro? – zerknął na papierosa, z którego zaczynał już się kruszyć popiół.
-Tak – uśmiechnął się i oderwał się od kochanka, by zaraz strzepać popiół ze swojego, a następnie go zagasić na stojącej na komodzie popielniczce.
-To dobrze – rozłożył ramiona – Mamy jeszcze całą noc tylko dla siebie.
-Ale z ciebie prostak – powiedział niby kpiąco, ale migiem znalazł się znów w jego ciepłych objęciach.
***
Do ciasnego pokoiku, przez małe okienko, powoli zaczęły natarczywie wdzierać się pierwsze promienie porannego słońca. Czerwonego Króla, którego pierwsze one do sięgnęły, przebudziły niemal natychmiastowo. Odwrócił się i zerknął, na człowieka śpiącego obok, tyłem do niego uśmiechnął się do siebie i przeciągnął. Obudził się tak szczęśliwy jak jeszcze nigdy dotąd, spędził cały wieczór i noc ze swoim ukochanym. Pierwszy raz w życiu chciało mu się płakać ze szczęścia, ale, gdy uświadomił sobie, że niebawem to się skończy, jego dobry humor przepadł. Chciał, choć jeszcze przez chwilę wykorzystać to szczęście. Położył delikatnie dłoń na ramieniu Munakaty i przybliżył się do niego, następnie pocałował go delikatnie w szyję, dziękując mu tym samym za najwspanialsze chwil w swoim życiu.
Bruneta przebudził ten gest, poruszył się troszkę, a następnie postarał się zignorować pól, myślał, że będzie gorzej, ale i tak nie było rewelacyjnie, jednak przebudzenie mu to wszystko rekompensowało.
-Hej – usłyszał.
-Witam… - poprawił sobie poduszkę i wtulił się w nią, udając obojętność, a tak naprawdę miał ochotę się do niego przytulić.
-Kocham cię…
Tego już zlekceważyć nie mógł, jego serce zabiło gwałtowniej, odwrócił się impulsywnie i złapał kochanka za szyję na następnie wpił się w jego usta. Odczuwając, ze odwzajemnia pocałunek, czuł, że się rozpuszcza, zostałby tu z nim cały dzień i następną noc, a najlepiej całe życie, ale nie mógł.
-Nie mów nikomu – wyszeptał, gdy się od niego oderwał – Ale ja też cię kocham – znów cmoknął oszołomionego Suoha.
„No teraz to, cię na pewno nie wypuszczę” – pomyślał Mikoto obejmując go.
KONIEC


  Dziękuję Wam bardzo i za przeczytanie i za 5000 tysięcy wyświetleń, obiecuję, że nie mam zamiaru przestać. Jeśli tylko będzie chociażby jedna osoba, której będą się podobać moje opowiadania, to nie przestanę nigdy!!!

2 komentarze:

  1. ten barman nazywał się Izumo Kusanagi jak by co ;)
    Cieszę się że udało się dobić do tych 5000 wyświetleń :) Bonus bardo mi się podobał, ostanie zdanie, genialne, twoje dopiski też powalają :)I to zdjęcie tam powyżej, bardzo ładne.
    Przepraszam jakoś nie mam pomysłu na jakiś konstruktywny komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się razem z Tobą z tych 5000 XD Nawet już zdążyłam to opić ;D Dlatego też komentuję dopiero dzisiaj ;P
    Jak tam sobie "siedział jak jakiś Emo" myślałam, że padnę i nie wstanę :P ale to...
    "-Wiesz jak to robić?
    -Myślę, że tak…" - było po prostu genialne ;P Prawdziwa "niewiasta i prawiczek" XD Nie wiadomo co i jak, ale jak już się rozkręcą... mmm;P
    Cudny bonusik :D Oby było ich więcej ;D To co następny na 6000 wyświetleń? XD Byłoby super :D
    Ach, jak słodko wyglądają na tym zdjęciu *maślane oczy*...

    OdpowiedzUsuń