sobota, 31 października 2015

Na Halloween

Ohayo w tym strasznym dniu!
Miłego straszenia

Mam dziś dla Was coś... *mlaska* innego.
Tym razem macie moje autorskie opowiadanko...
Cóż, wiem że nie każdemu się spodoba...
Pisane w jeden wieczór gdy byłam zmęczona, ale zaszlachtowałabym się gdybym czegoś nie dodała na Halloween...
No zbyt górnolotne też nie jest, ale może choć jeden amator się znajdzie...

Trick or treat!?

Zaginiony

To był pierwszy dzień Yaku na uczelni. Był lekko przestraszony i niepewnie rozglądał się po ludziach. Nagle usłyszał silne wycie wiatru za oknem. Odwrócił wzrok w stronę okna i wtedy go zobaczył. Ujrzał jak stał i zafascynowany patrzył jak silny wiatr gna zbłąkane liście po uczelnianym chodniku. W końcu odwrócił się w jego stronę. Jego szare, lekko puste oczy wpatrywały się w twarz nowego studenta. Nie uśmiechnął się, na jego obliczu nie było śladu żadnych emocji. Yaku również nie mógł oderwać od niego wzroku. Zainteresował go od razu. Wyglądał tak jakby został wyrwany z innej epoki. Jego ubranie ani trochę nie było modne, ale wyglądał elegancko. Zupełnie inaczej niż dzisiejsi młodzi ludzie. Może, dlatego właśnie zwrócił na niego uwagę, dlatego że był inny, może mający swój styl, albo niechcący się dostosować do reszty. Jego jasno-blond włosy także nie wyglądały jakby były zrobione w dzisiejszych czasach. Gdy tak na niego patrzył był trochę jak sparaliżowany nie mógł nawet drgnąć, ale nawet gdyby jego ciało go słuchało i tak nie odważyłby się podejść. Pewnie patrzyłby tak całą wieczność, gdyby ktoś go nie potrącił. Zeszyty i książki wypadły mu z ręki, a gdy je już pozbierał i chciał znów na niego zerknąć, jego już nie było. Rozejrzał się dookoła, jednak nigdzie nie mógł go znaleźć. Tak jakby rozpłynął się w powietrzu. Zniknął.
                Od tamtej chwili rozpaczliwie chciał się dowiedzieć, kim był ten chłopak. Jednak każdy, kogo pytał robił jedynie wielkie oczy nie mając pojęcia, o kogo chodzi. Nie wiedział, na którym roku jest ten chłopak ani na jaki wydział chodzi. Nic o nim nie wiedział. Poza tym od tamtej chwili nie wiedział go już więcej. Zaczynał myśleć, że mógł to być ktoś, kto był tutaj jedynie przypadkiem, albo spotkać się z kimś, albo tak naprawdę nigdy nie istniał. Był tylko i wyłącznie projekcją jego nad wyraz bujnej wyobraźni.
                W końcu porzucił myśl o nim, starał się zapomnieć o jego oczach i o nim całym. Postanowił skupić się na studiach, na nauce, na poznawaniu nowych ludzi. Żyć dalej nie gnając za czymś, co mogło nigdy nie istnieć. Jednak nie udawało mu się. Szukał go na korytarzach, wodził wzrokiem po ludziach w nadziei, że będzie to właśnie on. Jednak mijały tygodnia, a on go nie dostrzegał.
                Gdy już stracił doszczętnie nadzieję na spotkanie go znów. Ponownie go zobaczył. Na początku myślał, że mu się przewidziało, że umysł znów płata mu figla, ale im dłużej patrzył tym bardziej się upewniał, że to właśnie on. Że nie pomylił go z nikim innym, że to właśnie on, bo nie wiedział, kim jest, ani jak ma na imię. Przechodził obok niego niby obojętnie, ale w jednej chwili odwrócił się gwałtownie. Jeśli znów utraci taką okazję już nigdy nie będzie dane mu go zobaczyć.
                -Jak… jak masz na imię…? – spytał prosto z mostu.
                Nieznajomy jedynie spojrzał na niego i zrobił niesamowicie zdziwioną minę. Nie odezwał się jednym słowem. Po prostu stanął jak wryty i patrzył w jego stronę z szeroko otwartymi oczyma i uniesionymi brwiami
                Nie doczekawszy się odpowiedzi Yaku ruszył w jego rosnę bez chwili zastanowienia. Wiedząc, że kolejna taka okazja może mu się już nigdy nie przydarzyć. Jednak nim zdążył do niego podejść, ktoś przysłonił mu widok, a gdy znów mógł go dostrzec, jego znowu nie było. Niczym kamień w wodę, przepadł. Uciekł po raz kolejny w niewiadomym kierunku. W tej właśnie chwili Yaku zaczął się zastanawiać czy aby wszystko jest z nim w należytym porządku. Doszedł do rozsądnego wniosku, że z całą stanowczością nie jest. Chyba zaczynał wariować przez nadmiar obowiązków i nauki. Może był przemęczony, a może psychicznie chory. Jedno było pewne to się wydarzyć nie mogło.
                Gdy znów go zauważył był już pewien, że kompletnie zwariował. Już dawno przestał o niego wypytywać, bo ludzie zaczynali brać go za wariata. Z resztą nic dziwnego skoro nim był. Jednak nie mógł nie podążyć za swoim omamem. Pomimo iż zdrowy rozsądek aż krzyczał żeby sobie z tym dał spokój, to on jednak go nie posłuchał. Bez wahania wszedł za nim do biblioteki i podążał pomiędzy półkami zawalonymi tonami książek i czasopism. Aż w końcu za jednym z zakrętów znów stracił go z oczu. Jak za każdym razem tak i tym był pewien, że już więcej go nie zobaczy. Już lekko zrezygnowany poszedł do miejsca, w którym mu zniknął. Nie mylił się, już go nie było, jak omam rozpłynęła się w powietrzu. Już chciał odejść stamtąd, nawet niezrezygnowany, raczej obojętny, w końcu wiedział, że tak będzie, ale coś upadło obok niego, to była stara gazeta z 1977 roku. Podniósł ją i nie wiedząc, czemu zabrał żeby przeczytać. To wszystko zaczynało był nad wyraz dziwne. Poczuł coś, czego nie czuł jeszcze do tej pory, zimny dreszcz biegnący wzdłuż jego kręgosłupa. To uczucie wprawiło go w lekkie odrętwienie. Drżąc uniósł gazetę do góry i przyjrzał się jej, papier był już stary, widać było, że był to przedruk, pismo nie było oryginalne, nic dziwnego do tej pory z całą pewnością rozleciałoby się już w drobny mak. Powstawało jedynie pytanie, po jaką cholere ktoś trzymał coś tak starego i to jeszcze w przedruku! To wszystko było po prostu dziwne.
                Usiadł przy jednym z czytelnianych stolików i zaczął wertować wnikliwie gazetę. To była zwykła lokalna gazeta, najogólniejsze wiadomości ze świata i kraju. Nowinki technologiczne, które do tej pory już były tak przestarzałe, że wydawały mu się niemal śmieszne, a ponadto większość z nich nie miała do tego czasu żadnego zastosowania. Były jedynie starymi rupieciami. Dalej widział kilka artykułów na temat społecznej działalności oraz wywiadów z lokalnymi gwiazdkami, o których nikt w szerszym świecie nie słyszał. Nic ciekawego, więc czemu ktoś do tej pory trzymał tą gazetę?
Zrezygnowany zamknął pismo. I westchnął chyba ktoś mu robił bardzo nieśmieszony żarty. Przetarł sobie oczy wierzchem dłoni i jeszcze raz zerknął na gazetę, tym razem na ostatnią stronę. W tamtej chwili zamarł.
22 letni student ekonomii wciąż nie został odnaleziony. Poszukiwania trwają, rodzina traci nadzieję. Czyżby i on padł ofiarą seryjnych morderstw?
Brzmiał nagłówek wypisany grubą, pochyłą czcionką. Mogło oczywiście chodzić o kogoś innego, ale zdjęcie przedstawiające czarno-białą fotografie nie mogło kłamać. To był ten sam chłopak, którego od czasu do czasu tutaj widywał.
Ze zdziwienia otworzył usta. Teraz już był pewien, że nie zwariował. Chociaż logika temu przeczyła, ale wolałby już chyba wylądować w domu wariatów.
Nagle zadrżał. Poczuł, że ktoś nad nim stoi. Bardzo powoli uniósł wzrok do góry, to był on.  Student z artykułu. Patrzył w drukowane litery z bardzo smutnym wyrazem twarzy. Wyglądał na tak załamanego jak jeszcze nikt, kogo widział do tej pory.
-Ty… ty nie żyjesz… - wyrwało mu się z gardła nim zdążył to powstrzymać. To było o wiele silniejsze od niego. Poczuł nagłą chęć uciec stąd.  Rzucić studia i już nigdy nie oglądać tej przeklętej uczelni.
Duch jedynie kiwnął głową, a potem ukucnął przy stoliku i położył ją na blacie. Nie przestawał przy tym patrzeć na Yaku wbijając w niego zimne jak stal, szare oczy.
-Dlaczego? Jak to się stało…?
Zjawa wskazała coś w tekście w tekście. Yaku powiódł wzrokiem za tym, co pokazywała. Było to imię Masamune.
-Tak masz na imię?
Przybysz uśmiechnął się jedynie po raz pierwszy odkąd zaczął go widywać. To chyba oznaczało, że tak. Jednak ten uśmiech o mało, co nie zwalił z nóg. Był tak piękny. Przypominał w tamtej chwili porcelanową lalkę, stojącą za witryną drogiego sklepu z antykami. Wyglądał niczym klejnot.
-Więc powiedz mi …. Jak to się stało?
Jednak on mu nie odpowiedział przyłożył sobie jedynie palec wskazujący do nadal uśmiechniętych ust, a potem tym samym palcem wskazał na tabliczkę z napisem: „Proszę zachować ciszę” następnie po prostu wstał i wyszedł.
Yaku znów wybiegł za nim, ale znów gdzieś zniknął. Wszystko już ułożyło mu się w jedną całość. To nie był ani ktoś z poza uczelni, ani ktoś, kto sobie z niego stroił żarty, To był ktoś, kto umarł dawno temu. Zakochał się w jego i oczach, w jego twarzy, zakochał się w kimś, kto nie żył od niespełna czterdziestu lat.
-Dlaczego ja!? – wydarł się nie wiadomo, do kogo. Miał szczęście, że o tak późnej porze było tu niewielu ludzi, którzy mogliby go zobaczyć i uznać najzwyklejszego w świecie wariata bez piątej klepki.
                Od tamtej pory zaczął wszystko dogłębniej analizować. Przeszukał w Internecie masę artykułów szukając tego wydarzenia i powiązanych z nią innych spraw. To, czego się dowiedział zmroziło mu krew w żyłach. Kilkadziesiąt lat temu znaleziono kilka ciał młodych studentów. Wszystkie z nich były w makabrycznym stanie. Tak jakby ktoś powycinał im narządy, sekcja zwłok wykazywała, że wycinane były im jeszcze za życia. Sprawcy nigdy nie ujęto, a wszystkich zaginionych z tamtego okresu nie odnaleziono. Ofiary miały jedną wspólną cechę, wszyscy chodzili do tej samej uczelni, do tej, do której i on teraz uczęszczał. Dlatego więc grono podejrzanych skupiło się właśnie na osobach z nią związanych, jednak sprawca był bardzo sprytny, o wiele sprytniejszy niż policja.
                Po dowiedzeniu się tego wszystkiego niemalże non stop chciało mu się wymiotować, co gorsza dotarł do makabrycznych zdjęć przedstawiających ofiary tego psychopaty. To było bardziej niż okropne. A najgorsze było to, że według tego co wywnioskował … Masamune był jedną z nieszczęsnych ofiar.
                Chcąc się dowiedzieć czegoś więcej, udał się do biblioteki tam gdzie odnalazł tamtą gazetę, a raczej została mu wskazana. Nie był zdziwiony gdy odnalazł więcej gazet z artykułami o podobnej treści. Przedstawiający postępy w śledztwie, zaginione ofiary, a również te odnalezione. Tak jakby ktoś starannie pielęgnował te wspomnienia. Myśl o tym kto mógłby to być go przerażała. Bo mógł być to jakiś wariat zafascynowany tamtymi wydarzeniami, całkiem niegroźny, ale mógł to być również sam sprawca. Jedno było pewne, teraz już nie mógł tego tak zostawić, chciał pomóc ująć tego, kto zrobił wszystkie te paskudne rzeczy. Wiedział, że musi iść na policję, ale teraz mu nie uwierzą. Musi znaleźć o wiele więcej dowodów, szczegółów. Po pierwsze musiał dotrzeć do kogoś kto robi te przedruki. Bał się, ale wiedział że musi, żeby się czegoś dowiedzieć.
                Wyszedł z biblioteki, rozglądając się nerwowo, teraz miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Nikogo nie widział.
                -Zostaw to… - usłyszał za sobą cichy szept. Ten szept był przerażony i naprawdę piękny.
                Odwrócił się i wystraszył, widząc swojego ukochanego ducha. Odstąpił krok do tyłu, ale nawet nie mrugnął lękając się, że wtedy zniknie.
                -Nie mieszaj się w to – mówił dalej
                -Powiedz mi, kto to zrobił. Pomogę go złapać – teraz po raz pierwszy chciał go dotknąć, nie wiedział tylko czy mu się to uda.
                -Nie. To niebezpieczne.
                -Muszę – wyciągnął do niego rękę i ku jego zdziwieniu, złapał go za ramie. Był zimny, nie raczej lodowaty.
                -Nie możesz. To zbyt niebezpieczne.
                -Więc, czemu? Czemu mi to wszystko pokazałeś? Nie chcesz żebym ci pomógł, złapał tego kto ci to zrobił? – przypomniał sobie wszystkie filmy w których to duch chciał aby ujęto jego zabójcę.
                -Nie. Zrobiłem to, dlatego, że mnie widzisz.
                -Pokazujesz mi się.
                Duch pokręcił głową.
                -Od czasu do czasu dla zabawy pokazuje się studentom, tobie też się pokazałem, ale raz. Potem sam już mnie widziałeś. Nie mam pojęcia dlaczego…
Yaku zaśmiał się teraz. Samo to, że rozmawiał z duchem było tak abstrakcyjne, że aż sam w to nie mógł uwierzyć, a nadmiar złego bardziej bał się powiedzieć tego, co do niego poczuł, niż samego faktu że stoi obok ducha. To było najgłupsza rzecz o jakiej słyszał. Ba! Sam w niej uczestniczył.
                -Może dlatego, że się w tobie zakochałem…
Otworzył usta w lekkim zdziwieniu. Ale zaraz powrócił do swojego normalnego obojętnego stanu.
                -Więc tym bardziej to zostaw – odparł w końcu.
                -Teraz tym bardziej nie mogę – przymknął oczy, a gdy już je otworzył zjawy nie było, a tam, gdzie jak myślał trzymał go za rękę, trzymał puste powietrze.
                -Ale przynajmniej nie zwariowałem.
                Od tamtej pory stał się prawdziwym odludkiem. Całe dnie spędzał przeglądając różne strony w Internecie i czytając stare artykuły, wypytywał ludzi, a oni już nie chcieli z nim rozmawiać. Wizja odnalezienia tego mordercy stała się jego manią. Powoli, niczym po nitce do kłębka czuł, że zbliża się do rozwikłania zagadki. Szukał ludzi, naocznych świadków, jakiś zapisków, czegokolwiek co mogłoby mu pomóc.
                Raz siedział na uczelnianym korytarzu, w jednej z dolnych kondygnacji. Znów zagłębiał się w lekturę. Uśmiechnął się. Przybycia …. Jakoś potrafił już wyczuć. Nawet nie był zdziwiony gdy podniósł wzrok a on siedział obok niego. Uśmiechnął się.
                -Hej…
                -Cześć – odpowiedział duch – Nadal się w to bawisz?
                -Nie potrafię inaczej.
                -Chciałem ci podziękować…
                -Za co? – jednak nim zdążył usłyszeć odpowiedź poczuł coś bardzo zimnego na swoich ustach, zimnego i lekko sztywnego. Wiedział aż za dobrze, że to pocałunek. Zdziwił się tym, że można całować się z duchem. To było dziwne i bardzo przyjemne doświadczenie.
                -Za wszystko – odparł.
 Yaku był pewien, że gdyby nie był duchem, to byłby teraz całkiem czerwony.
                -Nie ma za co – odparł, a wtedy jego ukochany duch po prostu zniknął.
                Teraz to dopiero był determinowany żeby mu pomóc. Wszystkie poszlaki kumulowały się za murami jego uczelni, tak jakby sprawca był silnie z nią związany. Dlatego zamiast interesować się całą historią tych zagadkowych morderstw skupił się na studiowaniu wszystkiego, co związane było z jego szkołą. Wiedział już o niej chyba wszystko. Bez wątpienia wygrałby jakąś olimpiadę na jej temat.
                Zauważył to przeglądając mapy budynku uczelni. Jedno martwe pole, a przecież doskonale wiedział, że powinno coś tam być. Według jego obliczeń to było małe pomieszczenie trzy na trzy i pół metra. Przeglądając starsze mapy wiedział, że kiedyś była tam pracownia, ale dziś tak jakby ktoś celowo zapomniał o tym miejscu znajdującym się w piwnicy. Musiał je sprawdzić. Gdy już niemal wszyscy opuścili szkołę, on wziął latarkę i rozpoczął swoje poszukiwania. Zszedł do piwnicy i rozłożył wydrukowaną mapę. Trochę mu zajęło, nim zorientował się gdzie to może być.
                -Nie idź tam!  - usłyszał za sobą rozpaczliwy krzyk …. Jednak gdy się rozglądał, nigdzie go nie widział. - Nie idź! Zostaw to!
                -Muszę! – odparł w niewiadomym kierunku.
                Przedzierając się przez gąszcz kartonów w końcu dotarł do tego miejsca. Drzwi, które nie były wymieniane od wieków. Jedynych, o których chyba wszyscy zapomnieli. Dotknął klamki i otworzył je cicho. Yaku przyświecił latarką wnętrze. Dostrzegł stoli i jakieś pudła. Błysnęło mu coś metalowego. Bez wahania wszedł do środka
                -Uciekaj! – znów usłyszał za sobą krzyk… i tym razem zauważył go obok siebie. Jednak było już za późno. Poczuł tępe uderzenie w tył głowy i chwilę potem zwalił się na podłogę.
                Ocknął się czując ogromny ból, niemalże wszędzie. Nic nie widział, może, dlatego że już nie miał oczu. Nie wiedział skąd, ale miał pewność, że jego oczodoły są całkiem puste, a z boku po policzkach i skroniach czuł już zasychającą krew. Każdy grymas twarzy go palił żywym ogniem.
Poczuł lodowatą dłoń na policzku zadrżał, to nie była dłoń sprawcy.
-Wszystko będzie dobrze… zaraz to się skończy. Wytrzymaj, jeszcze tylko chwilka – mówił głos, miało się wrażenie, że duch płacze mówiąc to. Czy duchy mogą płakać?
Yaku krzyczał i mdlał na zamianę. Krzyczał jednak do czasu, aż ktoś nie złapał go za język i wyrwał mu go. Zaczął krztusić się krwią. Ledwie oddychał. Wiedział że już wiele czasu mu nie  pozostało. Zdążył jeszcze wyczuć jak coś dosłownie rozrywa mu brzuch. Ogromny ból i chłód go uderzył. Tak jakby od środka. Nigdy wcześniej nie czuł tak ogromnych fali bólu, nie spodziewał się nawet że człowiek może odczuwać takie rzeczy tam w środku.  
Zjawa jednak nie kłamała, po kilkudziesięciu minutach cierpienia po prostu się wykrwawił. Jeszcze chwilę po tym jak jego serce przestało być, usłyszał chrapliwy obleśny głos.
-Już dawno nikt mnie tu nie odwiedzał – a potem okropny śmiech. Yaku znało dobrze ten głos. Nigdy by się nie spodziewał, że tego cholernego psychopatę, ma tuż pod nosem. Widywał go codziennie przychodząc do biblioteki. To do niego wypożyczał książki i artykuły. On mu też podsuwał wszystkie te, które związane były ze sprawą seryjnego mordercy. Dopiero teraz, gdy już było za późno zrozumiał, że wpadł w jego sidła.

Koniec...


Hmmm... Hmmm...
I co sądzicie?
Nie było seksów, końcówka, może co wrażliwszych zrazić, ale... mimo wszystko zniosę wszystkie niepochlebne komentarze, więc nie żałujcie sb...




Reakcja mojej bety na to opowiadanie