niedziela, 24 grudnia 2017

KiriBaku/TodoDeku

WITAM!
Mamy świeta, więc przychodze z kolejnym podarkiem dla Was!
Mam nadzieję, ze lubicie Bkoku no Hero Academia? bo ta seria zawładnęła moim serduszkiem! 

Podwójna randka

Padał śnieg.
-Głupi Deku – Katsuki kopnął zaspę śniegu, niestety nie przyniosło to takiego efektu jak zamierzał i biały puch się tylko rozsypał, zamiast runąć – Głupi!
-Co on ci znowu zrobił? – Kirishima położył mu łagodnie dłoń na ramieniu i uśmiechnął się do niego rozbrajająco.
-Bo on…. I ten głupi biało-czerwony idą na randkę na gwiazdkę i cały czas o tym gadają. Wkurza mnie to! – aż się zjeżył.
-I? Co ci w tym przeszkadza? – przesunął dłoń po jego ramieniu, aż do jego dłoni i ją ujął.
-Po prostu – burknął wzruszając ramionami.
-Myślałem, że już ci przeszło. No wiesz… - Eijirou wzruszyła ramionami jakby mówił o czymś oczywistym dla całego świata.
-Nie jestem! Zrozumiano idioto! – Katsuki na szczęście, lub nieszczęście zrozumiał ten niejasny przekaz i zaczął go uderzać po głowie, fortunnie Kirishima miał całkiem twardą głowę – Nie jestem zazdrosny! Wybije ci to z tego tępego łba! Ani teraz! Ani nigdy! Jasne.
-Jasne, jasne! Uspokój się Bakugou – złapał go za ręce – spokojnie.
Blondyn tylko warknął groźnie pokazując zęby.
Kirishima nie do końca sam siebie rozumiał i to dlaczego właśnie taki widok, był dla niego najsłodszym i najbardziej urokliwym widokiem na świecie. Po prostu przyjął ten fakt do wiadomości i przyciągnął blondyna do siebie, żeby złożyć na jego chłodnych od zimowego powietrza, wargach.
-No dobrze, już dobrze, też cię zabiorę na randkę, tylko już nie rób takiej miny, bo mi się serce kraja.

***
Tego dnia świąteczny nastrój był aż przesadzony. Wszędzie było mnóstwo ozdób, śpiewano kolędy a głośne „Ho hoho!” rozchodziło się niemal wszędzie.
Bakugou i Kirishima szli sobie grzecznie za ręce pomiędzy różnymi kawiarniami, szukając jakiegokolwiek miejsca, gdzie mogliby choć na chwile przysiąść.
Niestety, jak na złość wszystko w centrum handlowym było zajęte. Jakby każdy, absolutnie każdy postanowił akurat o tej godzinie wypić kawę i zjeść ciastko. Nigdzie nie było wolnego stolika.
-No zaraz mnie coś trafi! – warknął Katsuki, któremu to wszystko mocno nadszarpnęło nerwy.
-Spokojnie… zaraz coś… 
Nie miał okazji dokończyć, bo zobaczył uśmiechniętego Midoriye, który zaczął do nich machać.
Zerknął na Bakugou, któremu na pewno się to nie spodoba, więc zamierzał już chwycić go za rękę i poprowadzić jak najdalej stąd. Tym bardziej, że obok Deku był jego dwukolorowy chłopak. A tej pary blondyn wybitnie nie trawił. Jednak ku zdziwieniu wszystkich Katsuki ruszył w tamtą stronę ciągnąc za sobą zdezorientowanego Eijirou.
-Kat-chan! Kirisima-kun! – pisnął Izuku, gdy się do nich zbliżyli – Wy też tutaj! Jak fajnie!
-Tak… właśnie szukamy miejsca…  - zaczął czerwonowłosy.
-Ciężko teraz jest coś znaleźć… -  westchnął - może przysiądziecie się do nas! – zaproponował bez jak na niego… długiego przemyślenia.
-Niech będzie – warknął odruchowo Bakugou siadając na ławeczce po drugiej stronie Midorii i Todorokiego, od razu obrzucając tego drugiego morderczym spojrzeniem.
-To… miłe – wtrącił Eijirou siadając przezornie obok swojego chłopaka i choć odrobinę odgradzając go od reszty.
-Nic takiego. Po prostu jest tak tłoczno, że wątpię, żebyście znaleźli jakieś miejsce szybko. Nam się udało, bo zarezerwowałem stolik - odpowiedział Shouto kładąc rękę na ramieniu Izuku i leciutko go do siebie przygarnął, co wywołało lekki rumieniec na piegowatych policzkach. 
-Tym bardziej dziękujemy za pomoc. 
-Tak, na dworze jest zimno, lepiej siedzieć tutaj i się czegoś napić. Ja strasznie zmarzłem... - mówił Deku chcąc podtrzymać rozmowę. 
-Zimno ci? - od razu młody Todoroki to podłapał i otulił go bardziej. 
-Tak... Najbardziej zimne mam ręce. 
-Daj... - powiedział biorąc jego dłonie w swoje i zaczął na nie chuchać.
W tamtej chwili Kirishima był pewien, że jego chłopak puści pawia, w dodatku Bakugou wywrócił oczyma, w taki sposób, że niemal wszyscy to słyszeli.
-Też zmarzłem... Ale nie robię z tego dramatu - mruknął pod nosem, a jego noga zaczęła niebezpiecznie drgać. 
-Bakugou... Dlaczego nic nie mówiłeś - mruknął czerwonowłosy i zdjął swoją bluzę, żeby założyć ją na ramiona blondyna - proszę. Mi jest zawsze ciepło - uśmiechnął się. 
A Katsuki patrzył na niego przez chwilę ogromnymi, zdziwionymi oczyma. Nawet otworzył usta i jak wszystkim się wydawało, zaraz wydobędzie się nich jakąś niemiła wiązanka, ale nie... 
-Dzięki - mruknął otulając się szczelniej.
-Nie ma za co… - także objął go ramieniem i delikatnie pocałował w policzek.
-Kat-chan, wyglądasz na szczęśliwego – kontynuował Deku, zupełnie nie zdając sobie sprawy jak jego paplanina denerwuje rozmówcę.
-Nic ci do tego… - odburknął ciągle tkwiąc w ramionach Eijirou.
-No tak… tak… Może w końcu coś zamówimy? – Powiedział dostrzegając kątem oka czekającego na przyjęcie zamówienia kelnera, wziął menu i zaczął czytać – Mam ochotę na ciastko truskawkowo-śmietankowe… i Shake.. truskawkowy - spojrzał na Todorokiego i leciutko się uśmiechnął.
-Zobaczę co jest – Eijirou sięgnął po menu i pierwsze co zrobił, to podetknął  je pod nos blondynowi – Na co masz ochotę? Może serniczek? Albo czekoladowe?
-Może być z czekoladą – burknął tylko patrząc morderczo na to jak Todoroki szepcze coś Midorii na ucho.
-A do tego? Kawa, herbata? Mają czekoladę z chili… - powiedział słodkim, zachęcającym tonem. I stało się dokładnie to, czego się spodziewał. Bakugou na sam dźwięk słowa chili się ożywił.
-To chcę… - powiedział nagle z zainteresowaniem zerkając na menu.
-To dla mnie kawa i też ciastko czekoladowe… Todoroki, jeszcze nie wybrałeś.
-Dla mnie sernik… - zamyślił się – z rodzynkami. Mój ojciec nie znosi rodzynek… - mruknął – I zieloną herbatę.
Kelner przyjął zamówienie i chłopcy spojrzeli po sobie.
Przez chwilę panowała jedna z tych dziwnych i nieznośnych ciszy. Nagle Todoroki zaczął się przyglądać nowoprzybyłej dwójce, zmrużył oczy i przechylił głowę na bok.
-Wy dwaj? Długo jesteście razem? – zapytał od niechcenia.
-Od czterech miesięcy… - mruknął Bakugou, zanim nawet jego druga połówka zdążyła otworzyć usta.
-Oficjalnie – dodał Kirishima – bo spotykać się zaczęliśmy dużo wcześniej.
-My jesteśmy razem dłużej! – powiedział wesoło Midoriya i z ogromnym uczuciem w szmaragdowych oczach, spojrzał na Shouto.
-Wiem… - odburknął blondyn, ale poszło to wszystkim mimo uszu. Na szczęście przybył kelner, żeby wszystkim dać zamówienie. Gdy odszedł, wszyscy rzucili się na napoje i ciasta.
-Midoriya… Jesteś pewien, że powinieneś pić coś zimnego? Na dworze jest chłodno, jeśli się rozchorujesz… - powiedział jego chłopak z nieudawaną troską w głosie.
-Nic mi nie będzie… posiedzimy tutaj chyba wystarczająco długo, prawda? – uniósł na niego słodkie jak wata cukrowa oczęta.
-Tak… masz rację – odetchnął uśmiechając się do niego błogo.
-Więc nie masz się czym przejmować!  - wziął shake i oparł się o ramię Shouto, czym zupełnie rozczulił wszystkich poza Bakugou. Którego noga znowu zaczęła niebezpiecznie drgać.
-Jak nie mogę się przejmować? Tobą się zawsze przejmuje…  - położył rękę na jego brzuchu i nachylił się, żeby dać mu czułego całusa.
Tego już było za wiele, może nie zachowywali się najgłośniej, nie zwracali tez na siebie zbytniej uwagi i pośród wszystkich migdalących się par nie robili nic nienaturalnego, to dla Katsukiego to właśnie było za wiele. Wywrócił oczyma i gdyby nie szybka interwencja Kirishimy, który chwycił jego nogę w pół drogi do stolika, pewnie wszystko by wywrócił.
-Czy my wam kurwa nie przeszkadzam!? – wrzasnął na nich zaczynając aż puszczać maleńkie iskierki z palców.
Oni nie zwracali na siebie większej uwagi, blondyn wprost przeciwnie. Na raz wszystkie oczy w kawiarni zwróciły się na nich i pewnie gdyby nie mina Bakugou, która mówiła, że wszystkich, absolutnie wszystkich bez wyjątku jest w stanie tu i teraz zabić, zapewne ktoś zwrócił by im uwagę.
-Skarbie… Czekoladka… proszę – Kirishima zupełnie się niczym nie przejmując podsunął mu pod nos gorący napój- I to nie wszystko – wyciągnął coś ze swojego plecaka. Proszę, to dla ciebie - Blondynowi aż się oczka zaświeciły, każdy lubi prezenty. Spojrzał w czerwone oczy swojego chłopaka i przyjął podarek – Wszystkiego najlepszego – powiedział słodko i dał mu równie słodkiego buziaka.
-Dzięki… - odpowiedział zdezorientowany Katsuki i odpakował . W środku był pluszak, uroczy psiak z wywieszonym różowym języczkiem. Słodki aż do zemdlenia – Naprawdę dziękuję.
To nic, że prezent był zupełnie niemęski, widać było, że blondynowi bardzo się spodobał. Rozejrzał się dookoła i korzystając, że tylko Kirishima na niego patrzy, przytulił maskotkę do ramienia. To było zaskakujące jak łatwo udało mu się go uspokoić
Korzystając z okazji, Midoriya i Todoroki również w tamtej chwili wymienili się podarkami.
Deku z zadowoleniem i błyskiem w oku ściskał w dłoniach drogą figurkę AllMighta, a jego ukochany z uśmiechem patrzył na album z ich wspólnymi zdjęciami i każde z nich uważnie lustrował.  Nagle ta dwójka spojrzała na siebie i rzucili się sobie w ramiona, tak bardzo, że w jednym momencie, ale tylko na chwilę Izuku znalazł się na kolanach Shouto. Jednak bardzo szybko obaj uznali, ze to nie na miejscu i odsunęli się od siebie na bezpieczną odległość.
-Kirishima-kun! – powiedział wesoło Deku – Masz niesamowicie dobry wpływ na Kat-chana
-Oh to… nic takiego… - machnął ręką.
-Nie naprawdę! Pamiętam go z dzieciństwa… jak chodził beztrosko uśmiechnięty, teraz znów się tak uśmiecha!
-N-Naprawdę!? – aż podskoczył – A jaki on był? – przysunął się w stronę Izuku.
-Trochę taki jak teraz… zawsze wszystko potrafił. Najszybciej czytał… na w-fie też by po prostu super. Dobre się uczył, ładnie rysował – wymieniał a z każdym kolejnym słowem Kirishima zdawał się być tym wszystkim coraz bardziej podjadany – Kat-chan był naprawdę super… - zakończył z jakimś dziwnym uśmiechem zadowolenia.
Todoroki gwałtownie tylko założył nogę na nogę. Jemu sposób w jaki mówił o Bakugou JEGO chłopak, jakoś mu się nie podobał. W dodatku to, że znali się od tak dawna mocno go irytowało.
-No… to miło, że chociaż on miał szczęśliwe dzieciństwo – powiedział z przekąsem, robiąc kwaśną minę.
-To-Todoroki-kun… Co się stało?  - szepnął Izuku, niezdarnie odkładając figurkę na bok, nawet ona był w tamtej chwili mniej ważna.
-Nic… tylko… - zerknął na Bakugou. Nie lubił go, z wzajemnością.
-Zrobiłem coś, źle…? Przepraszam… - popatrzył na niego maślanymi oczyma, takim wzrokiem, za który po prostu się nie można gniewać.
Już od dawna było wiadomo, że skute lodem serce Shouto, zupełnie się topiło przy Deku. Odetchnął tylko i pogłaskał go po policzku. Ale Munę miał dalej, pełną smutku.
-Nie kochanie…  - powiedział patrząc w lśniące malachitowe oczy Izuku- Presadziłem… - przytulił go.
Bakugou po raz tysięczny wywrócił oczyma, następnie warknął a na koniec wstał.
-My już idziemy – rzucił rozkaz do Kirishimy i się odwrócił.
-Tak szybko?
-Tak…

***
Bakugou stanął na szczycie schodów prowadzących do jego mieszkania i spojrzał z góry, jak Eijirou do niego podchodzi, ale staje stopień niżej.
-Dziękuję, było dziś naprawdę miło… - czerwonowłosy się uśmiechnął pokazując ten swój koszmar każdego ortodonty.
-Kłamiesz… - wydukał blondyn wyciągając rękę i zaczynając się bawić suwakiem od kurtki Kirishimy. Wzrokiem usiekł gdzieś zupełnie indziej, a myślami wydawało się, że nawet na inną planetę.
-Dlaczego tak mówisz? Naprawdę było mi mi…
-Nie jestem najlepszym chłopakiem… Wkurza mnie to!
W odpowiedzi najpierw się zaśmiał, a potem chwycił za jego rękę.
-Jesteś najlepszym! Nie chcę żadnego innego! Przecież wiesz!
-Jesteś dziwny…. Naprawdę dziwny – odwrócił się, ale nie miał najmniejszego zamiaru odejść, a przynajmniej nie bez niego. Zacisnął  mocniej palce na jego dłoni i pociągnął go do wnętrza swojego domu.
Eijirou, nawet nie zamierzał pytać, ani protestować. Zwyczajnie bał się, że jeśli się odezwie, to coś pryśnie. Wykonywał bezwiednie jego polecenia takie jak: „zdejmij buty, kurtkę”, „chodź”. A gdy już znaleźli się w pokoju blondyna, ten bez cienia zawstydzenia i zawahania pchnął go na łóżko, a sam, po iście królewsku zasiadł na jego biodrach, a potem zamarł i założył ręce na piersi.
-Wow… - wydusił z siebie jedynie czerwonowłosy, cały czas bacznie lustrując wzrokiem ten wieczny kłębek negatywnych emocji, który miał minę jakby chciał o czymś teraz, bardzo poważnie porozmawiać.
Sygnały były nieco sprzeczne.
-Lubisz mnie, prawda? – zaczął blondyn nie ruszając się ani o milimetr.
-Przecież wiesz, że świata poza tobą nie widzę – wyjaśnił uśmiechając się do niego szczerze. Tylko on potrafił w uśmiechu wyrazić tak wiele.
-Ja… też cię trochę lubię… - bąknął.
To może i nie była najlepsza rzecz, jaką mógł usłyszeć od kogoś, za kim szaleje do granic możliwości, ale narzekać nie zamierzał. Wręcz przeciwnie, korzystał z tego co dają. Wyciągnął ręce i położył je na policzkach swojego chłopaka.
-Cieszy mnie to… - przyciągnął go i pocałował.
-Nie dałem ci jeszcze prezentu - warknął.
-Oh, więc jest gdzieś tutaj? – puścił go i zaczął się rozglądać po pokoju, ale nawet gdyby chciał  coś dostrzec, to w tym istnym chaosie po prostu nie był by w stanie. Mnóstwo ubrań, resztki jedzenia, puste opakowania po napojach i przekąskach. W duchu westchnął, ale właśnie takiego Bakugou lubił.
-Tak – odpowiedział i natychmiast przykuł uwagę Kirishimy zdejmując z siebie koszulkę.
Czerwonowłosy należał zwykle do osób wygadanych, nie miał problemu, żeby coś paplać, czy nawiązywać kontakt, ale w tamtej chwili dosłownie odebrało mu głos. O rozumie już nawet nie wspominając, bo ten wyraźnie w tamtej chwili postanowił zrobić sobie wakacje. Zupełnie instynktownie dotknął jego torsu. Dopiero po chwili pomyślał, że dobrze było by zapytać, czy może, ale było już za późno. Poza tym Bakugou nie wyglądał na niezadowolonego z takiego obrotu spraw. Żeby tego było mało, sam z siebie pochylił się nad swoim chłopakiem i zaczął go całować, ale bardziej prawdziwe było to, że on gryzł wargi nastolatka, boleśnie i bardzo podniecająco.
Po chwili takich dość brutalnych pieszczot Katsuki wziął dłonie swojego chłopaka i przyłożył znowu do swojej klatki piersiowej poczym przesunął te ręce w dół przez brzuch aż do miejsca gdzie zaczyna się pasek.
Eijirou aż wziął głęboki wdech i zagryzł wargę, jakby już była za mało zmaltretowana.
-Bakugou… Kochanie… nie wiem do czego zmierzasz, ale jeśli do tego o czym myślę, to nie jestem przygotowany… nie kupiłem nic i…
-Jakbym na ciebie tylko liczył, to nigdy bym się nie doczekał – warknął marszcząc nos, jak zwykle podirytowany wszystkim i sięgnął do szafki, z której wyciągnął tubkę jakiegoś żelu – W tym związku to ja myślę – dokończył wtykając mu opakowanie w dłoń.
-Jesteś tego pewien? Nie będziesz żałował? – zacisnął wniemal żelaznym uścisku jego biodro.
Bakugou aż syknął.
-Jesteś moim chłopakiem, niby czego mam żałować? – jego ciało naprężyło się zmysłowo, gdy wziął porządny, głęboki wdech, a potem głośno wypuścił powietrze.
-No dobra… - uśmiechnął się podnosząc na jednym łokciu i zaczynając całować jego szyję oraz barki – Nie będziesz żałował… Twoich rodziców nie ma?
-Wrócą późnym wieczorem, mamy jeszcze trochę czasu – mruknął przymykając oczy i odchylając głowę na bok, żeby dać mu się swobodniej pieścić.
-Oooodjazd – szepnął Eijirou  znacząc bark blondyna pierwszą malinką – wow wyszło mi!
-Nie rób tak! – Bakugou odwdzięczył się uderzając go pięścią w głowę – Będą ślady. Głupio będę wyglądać! – warknął niezwykle złowieszczo.
-No dobrze… przepraszam. Od teraz będę tylko całować – powiedział słodko i chwycił go za ramiona, żeby przewrócić go na plecy i w jednej chwili znaleźć się nad nim. Uśmiech mu nie schodził z twarzy – jesteś super seksowny. Wiesz? – to oczywiście było pytanie całkiem retoryczne. Z resztą nie pozwolił mu odpowiedzieć, bo wtopił się dosłownie w jego usta i szaleńczo badał językiem jego język.
Bakugou nie pozostawał zupełnie bierny na te doznania, sam zachłannie wsunął dłonie pod koszulkę drugiego nastolatka i gwałtownie uniósł ją do góry, dając wyraźnie znak, że i ona i bluza nie są teraz pożądane. Eijirou, zrozumiał i zaczął mu pomagać w tej czynności, odpowiednio ustawiając ręce. Ale całowania nie chciał przerywać i jeżeli już to robił, to tylko na chwilę i zaraz ponownie wracał do tego, co w tamtej chwili kochał robić najbardziej. Po chwil jednak nie tylko ich usta się dotykały, ich nagie torsy zaczęły się o siebie z namiętnością ocierać, a oddechy znacznie przyspieszyły, dając znać, że oboje są podnieceni i zupełnie zaślepieni sobą nawzajem.
-Gorąco… - szepnął Katsuki, na którego twarzy teraz znajdował się delikatny rumieniec. Coś takiego nie zdarzało się często.
-Zaraz ci pomogę – odpowiedział mu i zaczął sunąć gorącymi pocałunkami wzdłuż jego szyi, potem torsu, brzucha, za każdym pocałunkiem zostawiając lekko mokry ślad na skórze chłopaka, a gdy znalazł się już nisko, trochę z ociągania rozpiął jego rozporek, chcąc się najzwyczajniej w świecie delektować tą chwilą. Wybrzuszenie w spodniach bardzo mu się podobało i myśl co to takiego jest powodowała dreszcze.
-No rusz się – warkną blondyn unosząc swój zgrabny tyłek, żeby ułatwić mu zadanie. Opadł dopiero wtedy gdy został pozbawiony również bielizny.
-Urocze – powiedział uśmiechnięty Eijirou unosząc jego nogę i całując w łydkę. Wzrokiem wskazywał na skarpetkę z renifery.
-Zamknij się – zamachnął się, żeby go kopnąć, ale czerwono włosy zrobi zgrabny unik i odsunął się na tyle, żeby ściągnąć także swoją resztkę ubrań.
Bakugou także wykorzystał ten czas, aby włączyć swoją ulubioną składankę, na której znajdowały się utwory klasyki rocka, takie jak AC/DC, Pink Floyd, Led Zeppelin, Nirvana a także kilka utworów Red Hot Chili Peppers ,ale znalazła się tam nawet Amy Winehouse i kilku innych nie rockowych artystów.
Pierwsze dźwięki od razu pobudziły chłopaków i jakby pasując do nich, zgrały się z ich ruchami.
Obaj uklękli na łóżku i jak na zawołanie przywarli do siebie swoimi nagimi ciałami zupełnie oderwani od rzeczywistości.
-Gorąco… - westchnął Bakugou znowu zaczynając się znęcać nad ustami swojego chłopaka, a swoimi dłońmi trzymał jego głowę, nie dając mu uciec nawet na milimetr.
-Teraz już nic nie poradzę… - sapnął błądząc obłędnie rękoma po jego nagich plecach i pośladkach. Z zadowoleniem przemierzał ścieżkę wzdłuż jego kręgosłupa w dół.
-Beznadzieja… - uniósł wyżej jedną nogę, żeby dać mu lepszy dostęp do tamtego miejsca, a czując dodatkowo jego wargi na swojej szyi aż cały zadrżał i głowę odchylił do tyłu.
-W porządku? – zapytał nagle się zatrzymując.
-Tak. Jest zajebiście, nie przestawaj! – warknął chwytając go mocno i przewracając na siebie.
Obaj nie przejęli się nawet tym, że jego głowa nie trafiła na łóżko, tylko zwisała poza nim. Ważniejsze było raczej to, że Eijirou zaczął znowu sunąć dłońmi i ustami po jego ciele, zostawiając mokre ścieżki.
Kirishima z zadowoleniem zaczął głaskać i drapać wewnętrzną stronę ud drugiego chłopaka, a im bliżej ustami znajdował sie jego męskości z tym większą satysfakcją obserwował delikatne drgania mięśni. Wiedział, ze to tylko kwestia czasu nim Bakugou znowu go ponagli, dlatego tym razem nie zamierzał czekać. Zerknął na nabrzmiałą od intensywnych pieszczot reszty ciała, męskość blondyna i z zaciekawieniem najpierw ją polizał.
-Kurwa! – wrzasnął Katsuki, łapiąc się za głowę – zrób to jeszcze raz.
-Z przyjemnością – powiedział pokazując swoje ostro ząbki w szczerym uśmiechu, ale za moment zniknęły one gdy wziął coś do ust.
Bakugou zrobiło się jeszcze bardziej gorąco. Zupełnie nowe doznanie pobudzało niesamowicie. Oddychał ciężko, i mówił coś pod nosem, były to oczywiście dość wulgarne… pochwały na temat umiejętności czerwonowłosego. Padło nawet pytanie „Gdzieś ty się tego nauczył”, ale odpowiedział mu na nie jedynie muzyka, bo chłopak był zbyt zajęty lizaniem główki penisa i powolną zabawą swoim przyrodzeniem.
-Chcę cie już… - warknął blondyn podsuwając mu w którymś momencie pod nos tubkę żelu.
Kirishima bez słowa ją przyjął i nalał na swoje palce zawartość, nie przejmował się tym, że różnica temperatury pomiędzy tą mazią, a ich rozgrzanymi ciałami była znacząca, rozłożył szerzej nogi drugiego nastolatka i nasmarował jego dziurkę. Z zadowoleniem zerknął na to miejsce i się uśmiechnął po raz kolejny, ale po chwili otrzymał też solidny cios w czubek głowy.
-Nie patrz tylko bierz się do roboty – warknął Katsuki.
-Wybacz – zaśmiał się i jednocześnie znów wziął jego męskość do swoich ust, uważając, żeby nie zrobić mu krzywdy swoimi ząbkami, a jeden ze swoich palców wsunął w niego.
Reakcja była natychmiastowa i zaskakująca. Chłopak wziął głęboki wdech i uniósł wyżej nogi, bezwstydnie zarzucając je na ramiona Eijirou, a w środku był jeszcze bardziej gorący i niezwykle ciasny. Chciał już to zrobić. Tak cholernie mocno, ale ostatkiem tego, co nazwał by trzeźwym myśleniem, powstrzymał się. Nie zamierzał potem żałować. W seksie nie można było robić, nic na siłę. Chociaż był już niezwykle twardy, nie sadził, że może być aż tak, bez używania swojej mocy, wygląda na to, że ma także dość ukryty talent. Jednak nie na ty się teraz skupiał, powoli rozcierał żel w środku Bakugou, wsłuchując się w jego sapanie i starając się zrozumieć, co do niego mówi. Bezskutecznie. Gdy poczuł, że jest już w miarę luźno, dodał kolejny palec i powtórzył całą sekwencje od nowa. Nie podejrzewał sam siebie o tak ogromną cierpliwość. Pogratulował sam sobie wstrzemięźliwości w chwili gdy do wnętrza swojego chłopaka wpychał tylko i wyłącznie trzeci palec. Wtedy usłyszał syk i nieco głośniejsze mamrotanie, ale blondyn wyraźnie nie zaprotestował, więc kontynuował, tylko z nieco większą ostrożnością. Czekał na znak, od blondyna, że już może coś więcej. Ten po chwili wreszcie nadszedł.
-Długo jeszcze będziesz się bawił? Wchodź w końcu! – wrzasnął na niego Katsuki, a potem aż warknął podirytowany, jak to miał w zwyczaju. Chociaż na jego twarzy gościła mina świadcząca o zdenerwowaniu, to na policzkach miał delikatny róż. To była iście wybuchowa mieszanka.
-Już, już – odparł skradając się do niego i powoli zawisając nad nim – Nie bądź taki niecierpliwy – schylił się i pocałował go, w pełen namiętności sposób, odrobinę odwracając uwagę od tego, jak unosi lekko jego biodra i powoli zaczyna odnajdywać to miejsce.
-Za długo na to czekałem – mruknął urażony zaplatając na nim swoje nogi.
-Ja chyba też – sapnął i zaczął w niego wchodzić. Chociaż chciał to zrobić raz, a porządnie, to znowu się powstrzymywał, wręcz boleśnie wszystko przedłużając, ale to z troski. Nie chciał zrobić mu żadnej krzywdy.
-Szybciej! – warknął podirytowany tym, zamiast być wdzięczny za jego powściągliwość .
-Nie chcę, żeby cie bolało… - mruknął aż się zatrzymując.
-Nie będzie – odwarknął i tylko mocniej przycisnął go do siebie nogami, Kirishima w ułamku sekundy znalazł się w nim całkiem – Mówiłem…?
-Noooo – odpowiedział mając wyraz na twarzy, który nie wskazywał na obecność jakiegokolwiek mózgu. Po prostu stracił resztki rozsądku przez to uczucie i bez zastanowienia, już całkowicie zawładnięty przez instynkt, który kazał mu się ruszyć, wysunął się nieco i pchnął po raz pierwszy.
To był obłęd, szaleństwo. I tak im było już wystarczająco gorąco, a to, że ich ciała, rozgrzane, do siebie przylegały, tylko pogłębiało to uczucie. Eijirou, czując te wszystkie doznania nie potrafił się zatrzymać. Swoim twardym penisem mocno napierał na delikatne ścianki Bakugou, wywołując u niego i u siebie dreszcze, oraz kolejne fale gorąco. Zastanawiał się jak może to wyglądać, jakby mógł z nim to robić, ale gdy już znalazł się w tej sytuacji nie mógł zrobić nic innego poza tymi posuwistymi ruchami. Ograniczając się od czasu do czasu jedynie do zmiany konta tarcia.
I to było zaskakująco dobre rozwiązanie. Blondyn przez to dosłownie odlatywał i widział wszystkie gwiazdy. Sapiąc i zaciskając się na nim, co chwila wypowiadając jakieś słowa, które tylko bardziej ich obu nakręcały. W którymś momencie czerwono włosy trafił swoja męskością w prostatę swojego chłopaka i zauważył to, jak on przez to wywraca oczyma,a jago mina robi się po prostu błoga, jeszcze chyba nikt nigdy nie widział takiego wyrazu twarzy u Bakugou, nie powiedział nic, ale po samym tym można było wywnioskować, że jest mu szaleńczo dobrze.
Kirishima już wtedy nie mógł się powstrzymać. Ani siebie ani swoich ruchów, które stały się gwałtowniejsze i bardziej chaotyczne. Nie trzeba było być geniuszem, żeby stwierdzić, że w tej chwili nie potrafił się kontrolować.
-Bakugou… - szepnął dotykając dłonią jego policzka, a kciukiem pocierając jego zaczerwienioną od pieszczot wargę, a potem po raz kolejny obdarzył go natarczywym i pełnym namiętności pocałunkiem.
Ich pierwszy raz może i nie był planowany, ale na pewno nie należał do tych nieudanych. Zupełnie zdali się zupełnie na instynkt, który na szczęście dobrze nimi przewodził. Sapali, wzdychali. Ich ciała ocierały się o siebie. Dłonie badały nawzajem każdy mięsień drugiego. Usta szukały drugich ust. Łóżko skrzypiało cierpiętniczo, maltretowane przez ich ruchy.
Blondyn jedynie westchnął i spiął się mocniej napierając  na czerwonowłosego z ogromną siłą, a jego dłonie nagle znalazły się na jego plecach, dosłownie ryjąc w nich paznokciami. Kirishima wyczuł, że coś się dzieje. Przełknął natłok śliny, która przez ten czas zgromadziła się w jego ustach i spojrzał na twarz swojego chłopaka.
-Nie przestawaj…. – poprosił wtedy Katsuki mając jak na siebie, w miarę miły ton.
-Dochodzisz? – zapytał mocno napierając na jego wrażliwe miejsce…
Nie zdążył mu odpowiedzieć, bo jego ciałem wstrząsnął naprawdę potężny dreszcz, zupełnie niekontrolowałsię i z jego ust wyszedł jęk, który w jego wykonaniu przerodził się  w wark, prawie złowieszczy.
Tylko, że Eijirou, nie zwracał na to większe uwagi, był nazbyt zajęty tym, że jemu samemu w tamtym momencie zrobiło się dobrze do granic możliwości. Zagryzł wargę i wywrócił oczyma, w tamtej sekundzie jego mina nie była tak seksowna jak mina Bakugou, ale i tak obaj na siebie patrzyli.
-Wybacz… nie uprzedziłem… - sapnął Kirishima, trochę przybity tym, że doszedł w nim i pewnie zaraz tym rozwścieczy swojego chłopaka. Miał inne plany, ale w tamtej chwili zupełnie mu to wypadło z głowy. Wszystko mu wypadło z głowy.
-Marudzisz…. – mruknął i zrzucił go z siebie, żeby zaraz położyć się obok.
-I jak…? – zapytał czerwonowłosy zaczynając  głaskać Bakugou po nagim ramieniu, tuż obok miejsca, gdzie odważył się na początku zrobić malinkę.
-Co jak? – burknął odwracając głowę w jego stronę.
-Jak ci ze mną było?
-Zajebiście… - wycharczał przymykając oczy i przysuwając się ku niemu.
-Mi też… Może dzięki temu pomyślisz o mnie… dziś przed snem.
-Idiota… Zawsze o tobie wtedy myślę… Chcę jeszcze raz! – wystarczyła mu ta chwila odpoczynku i poderwał głowę gotów do akcji.
-Daj mi z dziesięć minut – uśmiechnął się.
-Masz trzy….


środa, 6 grudnia 2017

IwaOi

Przychodzę jak zawsze z Mikołajkowym podarkiem!


Czekanie
Spojrzał na zegar wiszący w salonie, który właśnie wybił godzinę dwudziestą trzecią, a potem posępnie przeniósł wzrok na  suto zastawiony stół i na wypalające się już świece. 
Kolejny wieczór pełen rozczarowania. Kolejna samotnie spędzona noc. 
Znowu to samo. 
Nic już go nie obchodziło. Poczuł łzy płynące mu po policzkach i gwałtownie wstał, żeby zgasić świece i zacząć wszystko sprzątać. 
Miał już tego serdecznie dość. Czekanie, zawsze to okropne czekanie na nic.Tylko po, to, żeby rano dostać pocałunek w policzek, albo nawet i tego nie. 
Oikawa czuł, że ma potrzeby, chciał zostać przytulony. Zasnąć spokojnie w ramionach ukochanego. Byc szczęśliwy. Po prostu, czy aż o tak wiele prosił?
A tak, był zmuszony znowu sam wszystko zrobić. Posprzątał wszystko: jedzenie schował do lodówki, nietknięte naczynia odłożył z powrotem do szafki, następnie sam przebrał się w piżamę i położył do łóżka. Niełatwo mu było zasnąć, znowu zaczął cichutko łkać. Dopiero po wylaniu kolejnego morza łez, uspokoił się i zasnął.
Kilka godzin później, gdy Tooru zdążył już zapaść w głębszą fazę snu, tą w której rzeczywistość i marzenia mieszają się w jedną, wspólną rzeczywistość; ktoś po cichu wkradł się do sypialni i zaczął odchylać kołdrę.
Oikawa otworzył lekko, zaspane oczy, będąc z początku pewny, że to kolejna część jego pięknego snu.
-Hej... - Hajime uśmiechnął się na jego widok i zamruczał zmęczony, kładąc się obok niego.
Tooru w jednej chwili oprzytomniał i zerwał się, praktycznie uciekając z łóżka.
-Wiesz która godzina! - wrzasnął na niego, aż głos mu zachrypł przy ostatnich sylabach.
-Wiem, przepraszam... - zaczął go uspokajać i głaskać po udzie - Znów musiałem zostać dłużej... Wiesz jak jest.
-Wiem! - zabrał swoją poduszkę i wstał - Zaraz się położysz, pójdziesz spać, a rano znowu wyjdziesz i wrócisz po nocy! Obiecałeś, że wrócisz dziś o normalnej godzinie!
-Wiem. Przepraszam... - potarł sobie oczy dłonią - mieliśmy akcję i... Tooru nie uciekaj - wstał i podszedł do niego.
-Czekałem... - powiedział znowu zaczynając płakać.
-Wiem... przepraszam, wynagrodzę ci to...
Oikawa już pozwolił mu się objąć, jednocześnie wtulając nos w jego ramię. Poduszka opadła na dywan, kiedy zarzucił mu drżące dłonie na szyję. Całym swoim ciałem, przez cienką koszulkę, jaką miał na sobie , czuł bicie jego serca. 
W tym wszystkim wcale najgorsze nie było to, że czekał aż Iwaizumi wróci już któryś raz. Najgorsze było to, że pewnego dnia mógł nigdy nie wrócić i to najbardziej go przerażało.


środa, 1 listopada 2017

TsukkiYama

Podczas szykownia dekoracji oraz stroju na Halloween zupełnie zapomniałam o tym, żeby dodać to opowiadanie!
Jako Wasz Halloweenowy Śnięty Mikołaj znów przybywam z opowiadaniem!

Obsesja

Kei, wysoki blondyn, strasznie sarkastyczny i najogólniej mówiąc… skończony dupek.
Z Yamaguchim Tadashim znał się od tak długiego czasu, że już dawno przestał liczyć ile to już lat. Pamiętał go, jako zapłakanego i zasmarkanego bachora. Zasadniczo rzecz ujmując, przez ten czas w głowie Tsukishimy ten obraz wcale się nie uległ zmianie. Nadal, jak w jego wspomnieniach, brunet miał zdarte kolana od ciągłych upadków, zadrapania od wrzucania go w krzaki i zrzucania z różnych miejsc, a twarz zapuchniętą od uderzeń i płaczu.
Im obu się trochę dorosło, a Kei dalej uważał, że Yamaguchi to po prostu Yamaguchi. Jego cień, nawet nie uważał go za przyjaciela, a jedynie za swoje tło, dodatek do samego siebie. Niczym kilkutygodniowemu dziecku wydawało mu się nawet  że Tadashi rozpływa się, gdy traci go z pola widzenia, że przestaje istnieć. Sądził, że poza tymi chwilami, które spędza z nim, czarnowłosy chłopak nie ma życia. Po prostu przestaje być. Bo jak cień może istnieć bez obiektu, który go rzuca? Niedorzeczność, prawda?
Nie żywił także do niego żadnych głębszych uczuć. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że tolerował go tylko i wyłącznie, dlatego że nie czuł do niego kompletnie nic. Mianowicie, nie denerwował go tak jak cała reszta świata. Akceptował jego obecność, w każdym momencie swojego życia. Czy był smutny, czy zły, Tadashi zawsze mógł przebywać obok, potrafił się zamknąć, gdy go o to grzecznie prosił, albo gadać o głupotach, gdy jego resztki społecznego ja potrzebowały towarzystwa. Reasumując, dla Keia jego znajomy był okej, ale nie istniał poza czasem, gdy z nim nie przebywał.
Brzmi to tak, jakby biedny brunet był nierealnym wytworem wyobraźni Tsukishimy, ale on istniał naprawdę i wbrew temu co wydawało się Keiowi, miał życie, swoje własne. Bez niego.
***
Tsukishima po treningu pakował ręcznik, przepocony strój i skarpetki do swojej torby, kątem oka zerknął na Tadashiego, który uwijał się dziś lepiej od nie jednej mrówki, w pośpiechu wypadła mu butelka z wodą i potoczyła się po podłodze. Nie, nie zamierzał mu pomóc, ale coś skłoniło go aby zaczął się przyglądać chłopakowi.
-Stało się coś? – spytał zupełnie beznamiętnie, poprawił sobie okulary skupiając się bardziej na nich niż na pytaniu.
-N-nie. Nic, jestem tylko nieco rozkojarzony – zaśmiał się nerwowo,  złapał butelkę a potem ścisnął ją w dłoniach
-Uważaj na siebie. Nie chcę cię targać do domu.
-Wybacz Tsukki, ale dziś nie wracam z tobą – podrapał się nerwowo po głowie – muszę dziś załatwić jedną sprawę.
-Acha – odpowiedział mu jedynie. Nie miał zamiaru roztrząsać, o co chodzi, nic go to nie obchodziło. Głęboko wierzył w to, że to w sumie nic poważnego. A raczej miał to głęboko w dupie.
-To na razie Tsukki – Yamaguchi wybiegł wesoło z sali, na jego ustach widniał szeroki uśmiech, taki od ucha do ucha, tylko on potrafił się tak uśmiechać.
Nie odpowiedział nic i tak by nie usłyszał, w końcu za tymi drzwiami zniknął. Zarzucił torbę na ramie, z resztą kolegów pożegnał się krótkim cześć i nie czekając na odpowiedź nawet najstarszych z nich. Poszedł sobie do swojego domu. Założył słuchawki na uszy i odpłynął, zatopił się w swoim własnym, małym, ciasnym świecie. Po drodze przechodził obok sklepu, zachciało mu się pić, więc czemu miałby sobie czegoś nie kupić? Wsunął rękę do spodni i zamarł w bezruchu, nie miał portfela. W przeciągu przyszłych pięciu minut przeszukiwał gorączkowo swoją torbę. Wywrócił wszystko na drugą stronę, przemacał nawet spocone skarpetki, ale tego, co szukał nie znalazł. Zaklął cicho pod nosem i postanowił się wrócić do sali w nadziei, że jego zguba gdzieś tam leży. Nie zależało mu na pieniądzach, raczej uważał, że wyrabianie nowych dokumentów byłoby zbyt kłopotliwe. Łatwiej się wrócić i poszukać niż biegać z papierkami. Na szczęście daleko się wracać nie musiał. Ubłagał dozorcę, aby otworzył mu salę, w środku schylił się i spojrzał pod ławkę, przy której się przebierał. Ulżyło mu, portfel leżał tam bezpieczny i nietknięty. Zabrał go i tym razem bezpiecznie schował na samym dnie torby. Dziś sklepik sobie raczej daruje i tak stracił za dużo czasu na te poszukiwania. Podziękował grzecznie i zirytowany poszedł znów w stronę swojego domu.
Już miał kierować się na ulicę, gdy niespodziewanie jego uwagę, przykuł dość niecodzienny widok: dwóch chłopaków stało pod ścianą jednego z budynków i się namiętnie całowało. Z daleka nie widział dobrze, ale z całą pewnością poznał mundurki ze swojej szkoły. Czy to kierowany zdenerwowaniem tym, że musiał się wracać po portfel, czy zwyczajnie swoją czystą złośliwością postanowił podejść i przeszkodzić im w tej ckliwej scence.
Gdy się zbliżał widział wyraźnej, że obaj byli dość wysocy. Nie mógł zobaczyć znaczyć ich twarzy, bo jeden było do niego tyłem i zasłaniał tego drugiego wpijając się w jego usta jak oszalały.
-Obawiam się że to nie jest miejsce na takie czułości – rzucił sucho, bardzo głośno tak, żeby obaj usłyszeli
Dalej się do niech zbliżał. Nagle coś mu się wydało znajome. Dłoń o chudych, długich palcach na karku tamtego chłopaka. Nim jego mózg zdążył rozważyć wszystkie za i przeciw teorii, do kogo owa ręka należy, wszelkie jego wątpliwości zostały rozwiane. Zza głowy nieznanego mu faceta, którego twarzy i tak by nie zapamiętał pojawiła się znajoma piegowata buźka i wyglądała na niesamowicie przerażoną, do tego stopnia, że aż miała zamiar się za chwilę rozpłakać.
-Tsukki? – zapytał przestraszonym głosem Yamaguchi tak jakby nie dowierzał w to, co widzi.
W jednej chwili teoria Tsukishimy o integralności Tadashiego z nim i dezintegralności gdy nie ma go w pobliżu legła w gruzach. W tej jednej chwili zdał sobie sprawę z tego, że Tadashi ma swoje życie, swój świat poza nim i to było życie, w którym nie było miejsca dla niego. Zabolało go to, że nic nie wiedział o tym chłopaku, że mu nie ufał na tyle żeby mu o nim opowiedzieć, a może mówił tylko go nie słuchał?
-Więc to jest ta sprawa którą miałeś załatwić? – zapytał kąśliwie. Nie przestawał do niech podchodzić, chciał zobaczyć twarz tego drugiego.
-Tak… - odparł cicho pesząc się, a na jego twarzy pojawiło się teraz zawstydzenie.
-Ty musisz być Tsukishima – odezwał się Ten Drugi i zwrócił się do Keia – Jesteś przyjacielem Tadashiego.
-Tak - odpowiedział, ale wcale się nim nie zamierzał interesować. Zmierzył ich obu wzrokiem – To nie jest dobre miejsce na coś takiego, jakiś nauczyciel może was zobaczyć. Jesteście debile blisko szkoły! – sam nie rozumiał czemu się tak bardzo uniósł.
-Przepraszam Tsukki – wypiszczał Yamaguchi kryjąc się za Tym Drugim.
-Nie ważne. Po prostu idźcie gdzie indziej – mruknął powracając do swojego beznamiętnego tonu i się bezceremonialnie odwrócił.
Nie pożegnał się znowu. Tylko szedł i szedł. Szedł dalej i myślał. To do jakich wniosków udało mu się dojść wcale mu się nie spodobało.
Sam nie wiedział co go bardziej dziwiło to że ten Tadashi potrafił sobie kogoś znaleźć, czy to że jemu samemu to tak bardzo przeszkadzało. Zdał sobie sprawę, że to wcale nie Yamaguchi nie potrafi istnieć bez niego, tylko to on bez Yamaguciego. Ten jak mu się zdawało nic nie znaczący chłopak był jego jedynym łącznikiem z resztą społeczeństwa. Od lat się z nim zadawał i teraz już nie wyobrażał sobie żeby było inaczej. Gdy myślał o przyszłym życiu, jak to sobie wyobrażał? Nawet kiedy przypadkowo myślał o przyszłości, o studiach czy swojej pracy to zawsze obok stał on. Nie zdawał sobie sprawy że nie tak łatwo byłoby mu się bez niego teraz obejść.
To nie Tadashi był od niego zależny. To nie Tadashi już by nie umiał bez niego żyć, on by sobie jakoś poradził. Ale Kei… on bez swojego cienia już nie. To on był uzależniony od jego obecności w swoim małym, ciasnym świecie i co się stanie gdy go straci? 
Następnego dnia w szkole niby wszystko było po staremu. Rozmawiali ze sobą jak zwykle. Obaj nie wspominali o sytuacji z poprzedniego dnia. Jednak Tsukishima miał wrażenie jakby jakaś mała, natrętna mucha krążyła wokół jego głowy, niby nic takiego, a jednak coś go denerwowało. A konkretnie tamten facet go denerwował, tylko i wyłącznie dlatego, że odważył się wejść z butami w ich mały świat. Ich świat, w którym nie było miejsca na nikogo poza nimi. 
-Wpadniesz do mnie? Mam nową grę - powiedział wesołego Tadashi, jak gdyby nigdy nic. 

    -Od niego? - Kei nie wytrzymał. Za późno ugryzł się w język. Powiedział to tonem tak wrednym jaki często zdarzało mu się używać ale nigdy w stosunku do Tadashiego. 

    -Nie... Od taty - zupełnie się zawstydził. Na jego policzkach od razu było widać kiedy jest zakłopotany, natychmiast robiły się czerwone.

    Tsukishima zmierzył go lodowatym wzrokiem. Nie rozumiał co on sobie wyobrażał. W tamtym momencie uznał, że jak na razie wystarczy przesłuchań. Nie może się zdradzić z tym, że ta cała sytuacja nie daje mu spokoju. 
W trakcie przerwy śniadaniowej spojrzał na niego Uważnie i zadał jedno pytanie. Zabrzmiało to naturalnie, mówił swoim zwyczajnym znudzonym tonem. Jednak odpowiedź wydawała mu się niezwykle ważna. 

    -Kochasz go? - wiadomo o kim mówił. 

    Tadashi zdrętwiał i widać było że to pytanie sprawia, że się okropnie wstydzi.

    -Ja... Ja nie wiem... - Zaczął miętosić opakowanie po soczku pomarańczowym. Tekturka nie wytrzymała tych męk i resztki soku zaczęły mu brudzić ręce. 

    -Długo już jesteście... Razem - Skrzywił się mówiąc ostatnie słowo. Naprawdę to było tak dziwne i nieznane dotąd uczucie. Jakby nie chciał go więcej w takiej sytuacji widzieć. Bo przecież Yamaguchi był tylko jego. Prawda? Przecież zawsze był obok, czemu nagle ktoś miał czelność cokolwiek zmieniać. 

    -Kilka tygodni... - odparł mu cicho, potulnie. 
   
    -Dlaczego do cholery nic mi nie powiedziałeś!? - kompletnie wyprowadzony z równowagi walnął pięścią w barierki. Aż się wszystko zatrzęsło. Yamaguchi przymknął oczy przestraszony - tak mi nie ufasz? – spojrzał na niego ostro. Może i zbyt ostro. Przecież Tadashi był dość płochliwy, nawet przy nim.

    -Przepraszam Tsukki - jęknął już prawie płacząc - bałem się że tego nie zaakceptujesz. Że mnie takiego już nie będziesz chciał znać.
    -Jakiego? – mruknął równie sucho.
    -Geja… Pedała… cioty… - mówił coraz ciszej obrażając sam siebie.
    -Nie przesadzaj – złagodniał widząc jego minę, czemu wcześniej się nim nie interesował. Nigdy nie chciał się nawet dowiedzieć o nim czegoś więcej. Teraz nie był nawet zdziwiony. Po prostu powoli przyjmował wszystko takie jakie jest. On był gejem, okej, akceptował to. Po prostu – Jesteś tym samym Yamaguchim. Wciąż masz paskudne piegi i ludzie się na tobie wyżywają – wzruszył ramionami.
-Dziękuję Tsukki. Dziękuję, że na tobie zawsze mogę polegać – Tadashi uśmiechnął się po swojemu, tym swoim szerokim, pięknym uśmiechem. To był jego znak rozpoznawczy, nawet Kei to zauważył, dawno temu, to jak łatwo można stracić dla niego głowę gdy się tak uśmiechał. Nic dziwnego, że w końcu ktoś się odważył go zdobyć.
-Ta. Spoko – odparł beznamiętnie. Jak na razie to tylko nie chciał żeby on był z kimkolwiek – Wiesz nie przeszkadza mi to że jesteś gejem, ale czy ten facet jest w porządku, jesteś pewien że chcesz właśnie jego?
-Tsukki… to jedyny facet który zwrócił na mnie uwagę…
-I od razu musiałeś mu się dać umówić?  – spojrzał na niego z politowaniem – A co jeśli on chce cię wykorzystać? Już zapomniałeś co było wtedy? Ile osób się na tobie wyżywało, a co jeśli on chce tego samego? – obrzydzał mu to wszystko, związki i tak dalej, sam nie wiedział dlaczego, po prostu czuł że tak trzeba, bo jeśli on będzie z kimś innym, wtedy Tsukishima zostanie sam, bez niego. Nie chciał, nie mógł.
-A co jeśli ja mu się naprawdę podobam? Chcę spróbować, Tsukki, zrozum…  
Przez chwilę się zastanowił. Zacisnął dyskretnie pięść, co miał mu niby odpowiedzieć, chciał mu kategorycznie zabronić jakichkolwiek kontaktów z tym osobnikiem, nie dlatego ze się martwił, ale dlatego że chciał go zatrzymać przy sobie. Nie uważał tego za oznakę zazdrości, tylko za odbieranie tego, co mu się prawnie należy.
-Uważaj na siebie i nie ufaj mu – skwitował to krótko, a potem wstał, otrzepał tyłek i nie oglądając się na przyjaciela poszedł do klasy. 
Mógłby to wszystko zwalić na to że miał źle przeczucia, ale tak nie było. Zwyczajnie on tylko nie chciał oddać Tadashiego nikomu. Starał się planować mu całe dnie. Non stop zapraszał go do siebie albo przesiadywał u niego dając mu coraz mniej swobody. 
Szkoda, że to całkowicie nie uniemożliwiało mu spotkań z tamtym facetem. Kei już nie wiedział co wymyślać. Stawał na głowie, żeby tylko im jakoś przeszkodzić. Żeby Tadashi został tylko dla niego. Jednak wydawało mu się, że wszystko i wszyscy są przeciwko niemu i Tadashi po raz kolejny spotkał się z tamtym facetem i nie dał się w żaden sposób przekonać do niczego innego. 
To tak bardzo irytowało Tsukishime. Tak bardzo, że nie potrafił myśleć o niczym innym. Na rozwiązanie tej całej sytuacji. Swojego problemu, Kei nie musiał długo czekać. To był całkiem spokojny, sobotni wieczór. Nieco padało. Ulewy nie było, ale lekki deszczyk popadywał, ale nic nie zapowiadało nieszczęścia. 
Tsukki siedział przed komputerem ze słuchawkami na uszach, niespodziewanie z jego odrętwienia wyrwała go wibracja jego telefonu. Obojętnie spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił Yamaguchi. Key westchnął niezadowolony, zdjął słuchawki z uszu i odebrał

-Słucham -Na początku nikt mu nie odpowiedział. Ta cisza wydała mu się bardzo niepokojąca. W jednej chwili podniosło mu się ciśnienie - Yamaguchi! - warknął ostro. 

W słuchawce usłyszał najpierw cichy, stłumiony szloch 

-Przepraszam Tsukki... Miałem do ciebie nie dzwonić jeśli... - głos Tadashiego po drugiej stronie był strasznie zachrypnięty. Nie to żeby Keyowi od razu było go żal, niepokoiło bardziej.

-Gdzie jesteś - spytał pospiesznie przerywając mu. 

-Wybacz Tsukki... Ja po prostu nie wiedziałem co ze sobą zrobić... - szlochał dalej 

-Idioto! Pytałem gdzie jesteś! 

-W parku... Tam gdzie zwykle... - wyjęczał. 

-Nie ruszaj się stamtąd. 
Nie wiele myśląc a może nawet działając w zupełności instynktownie wybiegł z domu łapiąc w pośpiechu jedynie parasol. Wiedział doskonale dokąd ma się udać. Robiło się coraz ciemnej, zimniej, ponuro. Yamaguchi nie mógł tam siedzieć sam. Wiedział to. Wbrew temu co sam o sobie uważał. Dla Tsukishimy był jedna osoba, o którą się naprawdę troszczył. 

    Nie biegł w drodze do parku, ale szedł bardzo szybkim tempem. Na miejscu dostrzegł tylko jedną osobę, miała na głowie kaptur, ale bez trudu poznał że to ten którego szukał. Stanął nad biednym, Tadashim, który siedział na huśtawce. Nie bujał się tylko kurczowo trzymał łańcucha. 

    -A nie mówiłem - odezwał się głośno Kei w ogóle nie przejmując się tym, że go dobija bardziej

    -Wiem. Przepraszam - skulił się jeszcze mocniej. 

    -Chodź - rozkazał i obrócił się tyłem. Zaczął iść powoli, ale wydarzyło się coś co go zszokowało, Tadashi nie poszedł z nim. Chyba po raz pierwszy go nie posłuchał. Odwrócił się i spojrzał na niego gniewnie, a potem znów ruszył w jego stronę, złapał go mocno za przedramię i szarpnął do góry, tak gwałtownie, że z głowy chłopaka zsunął się kaptur odsłaniając rozciętą dolną wargę oraz zapuchniętą i czerwoną od płaczu twarz - Uderzył cię? - spytał tylko, ale chyba nie chciał znać odpowiedzi. Jego paznokcie niemal wbiły się w skórę bruneta, był wściekły.
 
    -To moja wina... - wybełkotał nie patrząc na przyjaciela - bo ja nie chciałem... I... - rozwył się na dobre. 

    -Yamaguchi! - teraz pociągnął go tak mocno że postawił Tadashiego do pionu 
-Możesz mnie zostawić? - spytał ocierając sobie mokre oczy 

    -Nie i dobrze o tym wiesz - zaczął iść. Tak po prostu przed siebie, miał wrażenie, że zaraz będzie musiał wlec za sobą bruneta, tak się ociągał. Co i raz musiał nim znów porządnie szarpnąć - ruszaj się. Na rękach nie zamierzam cię nieść.

    -wybacz Tsukki - nieco przyspieszył. Nie pytał nadal dokąd idą, wyglądał na przestraszonego. 

    W tamtej chwili w głowie Keia toczyła się istna bitwa myśli. Nie zaprzeczalny był fakt że ktoś, konkretnie tamten facet podniósł rękę na Yamaguchiego, a ściślej mówiąc na coś co Kei uważał za swoją własność. To właśnie go wkurzało. Sam nigdy by go nie uderzył więc jakim prawem ktoś inny się odważył? Ta myśl doprowadziła go do szału. Nieświadomie zaciskał szczęki i pięści. 

    -Tsukki boli... - z rozmyślań wyrwał go piskliwy głosik bruneta. Nawet nie zauważył że zaczął mu wbijać palce w przedramię. Nie raczył go przeprosić. Po prostu rozluźnił dłoń. 

    Dalej milcząc doprowadził go do siebie. 

    -Jest późno - raczył zauważyć i zaprotestować Yamaguchi całkiem sztywniejąc cały. 

    -No i? -  pchnął drzwi, a potem wciągnął przez nie na siłę Tadashiego. Leniwie złożył parasol - idź do mnie. Zaraz przyjdę z herbatą - z całą pewnością nie zamierzał mu dać wrócić do domu w tym stanie i nie myślał nawet nad tym, że mógłby mu się sprzeciwić. W końcu był jego tłem. Do niedawna nie istniał bez niego. Teraz znów musi się tak stać. Żeby był dla niego całym światem. Nie będzie to łatwe, zdawał sobie z tego sprawę, ale pragnął tego najbardziej. 

    Zrobił dla niego i siebie po kubku gorącej herbaty i otworzył łokciem drzwi do swojego pokoju. Yamaguchi siedział na środku podłogi z nadal spuszcza głową i zaciągniętym kapturem. Tsukki odstawił kubki obok i usiadł naprzeciw chłopaka. Wyciągnął ręce i ściągnął mu ten kaptur

    -Pokaż - rozkazał gdy zobaczył, że kolega się opiera, przyjrzał mu się dokładnie. Zapuchnięte oczy, ale to od płaczu. Rozcięta warga i otarcie na policzku. - ile razy cię uderzył? 

    Tadashi pokręcił przecząco głową.

    -Tylko mnie popchnął... Upadłem i... - uciekł wzrokiem.

    -Upadłeś? Gdzie, na co? - dalej mu się przyglądał trzymając za bródkę.

    -Na łóżko. Uderzyłem o poręcz... 

    Kei otworzył szerzej usta, że zdziwienia. Musiał poświęcić dłuższą chwilę, aby opanować faktycznie wzbierający w nim gniew. 

    -Yamaguchi, co on ci zrobił? 
-Nic - odparł nerwowo i wstał wyrywając się gwałtownie. Ustał pod ścianą i patrzył na nią jakby była bardzo ciekawa. 
-Przebierz się. Jesteś cały mokry - to że zmienił temat wcale nie oznaczało że odpuścił. Wyciągnął jakieś swoje dresy i rzucił nimi w kolegę. Niestety niższy nie złapał i wszystko upadło na podłogę - No rusz się. 
-Dobrze - odparł cicho i zebrał rzeczy z podłogi. Podszedł do drzwi chcąc iść do łazienki 
-Tutaj - syknął Key tonem któremu nie należało się sprzeciwiać.
Czemu się nim aż tak przejmował, przecież nawet teraz gdy na niego patrzył jak powoli ściąga z siebie wilgotne ubrania wyglądał jak życiowy przegryw. Czy była chociażby jedna rzecz którą Tadashi potrafiłby zrobić dobrze? Kei szczerze w to wątpił. Gdyby go pozostawił samemu sobie pewnie już dawno gniłby w jakimś rowie. Tak to było to, Yamaguchi go przecież tak bardzo potrzebował. Nie przeżyłby bez niego już.
Rozmyślając o tym jak bardzo jest mu niezbędny obserwował go dokładnie. I wtedy rzuciło mu się to w oczy, długie, ale niezbyt głębokie zadrapanie biegnące od połowy uda, aż po samo biodro. To był tylko zdarty naskórek, ale jednak znaczące.  Ze wszystkich sił starał się zachowywać swój zwyczajny spokój, ale w jedne sekundzie znalazł się przy brunecie i spojrzał na zadrapanie, nim ten zdążył wciągnąć na siebie dresy
-Spytam jeszcze tylko raz. Jeśli ty mi nie odpowiesz, to zrobi to on: co on ci do cholery zrobił!?
Yamaguchi przymknął powieki, wziął głęboki oddech, nie był na tyle głupi żeby próbować kłamać w takiej sytuacji.
-On... chciał żebyśmy to zrobili... A ja nie chciałem... ja jeszcze nie... Głupio zrobiłem... powinienem się zgodzić... - nie krzyczał, nie mówił też zbyt cicho, wyrzucał z siebie wszystko chaotycznie, bez przemyślanego sensu.
-Czy on zrobił ci to siłą? - wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Nie... odpuścił... – jęknął
Wtedy stało się coś szokującego dla Keia , a mianowicie Tadashi się w niego wtulił, zarzucił mu tak ufnie rączki na szyję i położył głowę na ramieniu. Tylko że nie w samym geście było coś zaskakującego, ale w tym jak poczuł się blondyn. Zrobiło mu się dobrze. Znów był dla niego tym kimś na kim bezgranicznie polegał.
Bez zastanowienia podniósł dłonie i położył mu ręce na plecach przyciskając do siebie mocniej, podrapał go lekko, w tamtej chwili Yamaguchi rozwył się na dobre.
Kei nigdy nie wiedział co robić w takim wypadku. Przytulał go jedynie dalej. 
-Już dobrze. Nie pozwolę już Cię skrzywdzić. 
-Jestem beznadziejny. 
Ciężko było mu się z tym nie zgodzić, ale zagryzł zęby i nie przyznał mu racji. Jednak gdyby Tsukishima miał określić tego chłopaka jednym słowem zdecydowanie byłby to niewinny. Ponad wszystko nie znał istoty bardziej niewinnej od niego, przyznał przed sobą, że było w tym coś co go ujmowało, może właśnie przez to urok bardzo chciał aby był przy nim. Opiekować się nim, zamknąć w złotej klatce żeby cały świat nie mógł go już dosięgnąć, skrzywdzić.
W tamtej chwili jakiś cichutki głosik w jego głowie cały czas szeptał mu bardzo dziwne rzeczy, uzależnij go od siebie tak jak on to zrobił z tobą. Niech nie widzi już świata poza tobą. Bądź dla niego wszystkim. Niech każda jego myśl będzie tylko o tobie.
-Jesteś naiwny Yamaguchi - odezwał się w końcu - Nic dziwnego że dałeś się tak podejść.
-Przepraszam... Tsukki - szloch sprawiał, że zaczynał się już dławić.
-Ciii... Na szczęście masz mnie - podrapał go lekko po głowie roztrzepując mu czarne kosmyki. Spojrzał w okno, za nim było już całkiem ciemno, a w szybie odbijały się dwie postacie, jego i Tadashiego, uśmiechnął się do swojego odbicia - Powiem ci co jest dla ciebie najlepsze. Trzymaj się mnie. Nie angażuj się w żaden głupi związek. Bądź przy mnie, a ja obiecuję, że już nigdy nie będziesz cierpiał. Nie pozwolę na to.
-Tsukki! Ale!
-Ciii... Nie dam cię skrzywdzić, stanę za tobą tak jak zawsze.
Temu argumentowi Yamaguchi nie mógł już odmówić, zanegować go, znów wtulił się w Tsukishimę.
Kei spojrzał znów w odbicie na czarnym tle. Tak było przecież dobrze, Yamaguchi w jego ramionach, tak przecież być powinno. 
Tak uzależnij go od siebie. Właśnie tak. Szepnął znów głos w jego głowie, a Tsukki uśmiechnął się wtedy naprawdę szeroko. W tej całej ciemnej scenerii ten uśmiech był przerażający. Nie było w nim żadnej kpiny, złości czy politowania, budził niepokój właśnie dlatego, że był po prostu takim uśmiechem, którego nie widuje się codziennie.