środa, 1 listopada 2017

TsukkiYama

Podczas szykownia dekoracji oraz stroju na Halloween zupełnie zapomniałam o tym, żeby dodać to opowiadanie!
Jako Wasz Halloweenowy Śnięty Mikołaj znów przybywam z opowiadaniem!

Obsesja

Kei, wysoki blondyn, strasznie sarkastyczny i najogólniej mówiąc… skończony dupek.
Z Yamaguchim Tadashim znał się od tak długiego czasu, że już dawno przestał liczyć ile to już lat. Pamiętał go, jako zapłakanego i zasmarkanego bachora. Zasadniczo rzecz ujmując, przez ten czas w głowie Tsukishimy ten obraz wcale się nie uległ zmianie. Nadal, jak w jego wspomnieniach, brunet miał zdarte kolana od ciągłych upadków, zadrapania od wrzucania go w krzaki i zrzucania z różnych miejsc, a twarz zapuchniętą od uderzeń i płaczu.
Im obu się trochę dorosło, a Kei dalej uważał, że Yamaguchi to po prostu Yamaguchi. Jego cień, nawet nie uważał go za przyjaciela, a jedynie za swoje tło, dodatek do samego siebie. Niczym kilkutygodniowemu dziecku wydawało mu się nawet  że Tadashi rozpływa się, gdy traci go z pola widzenia, że przestaje istnieć. Sądził, że poza tymi chwilami, które spędza z nim, czarnowłosy chłopak nie ma życia. Po prostu przestaje być. Bo jak cień może istnieć bez obiektu, który go rzuca? Niedorzeczność, prawda?
Nie żywił także do niego żadnych głębszych uczuć. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że tolerował go tylko i wyłącznie, dlatego że nie czuł do niego kompletnie nic. Mianowicie, nie denerwował go tak jak cała reszta świata. Akceptował jego obecność, w każdym momencie swojego życia. Czy był smutny, czy zły, Tadashi zawsze mógł przebywać obok, potrafił się zamknąć, gdy go o to grzecznie prosił, albo gadać o głupotach, gdy jego resztki społecznego ja potrzebowały towarzystwa. Reasumując, dla Keia jego znajomy był okej, ale nie istniał poza czasem, gdy z nim nie przebywał.
Brzmi to tak, jakby biedny brunet był nierealnym wytworem wyobraźni Tsukishimy, ale on istniał naprawdę i wbrew temu co wydawało się Keiowi, miał życie, swoje własne. Bez niego.
***
Tsukishima po treningu pakował ręcznik, przepocony strój i skarpetki do swojej torby, kątem oka zerknął na Tadashiego, który uwijał się dziś lepiej od nie jednej mrówki, w pośpiechu wypadła mu butelka z wodą i potoczyła się po podłodze. Nie, nie zamierzał mu pomóc, ale coś skłoniło go aby zaczął się przyglądać chłopakowi.
-Stało się coś? – spytał zupełnie beznamiętnie, poprawił sobie okulary skupiając się bardziej na nich niż na pytaniu.
-N-nie. Nic, jestem tylko nieco rozkojarzony – zaśmiał się nerwowo,  złapał butelkę a potem ścisnął ją w dłoniach
-Uważaj na siebie. Nie chcę cię targać do domu.
-Wybacz Tsukki, ale dziś nie wracam z tobą – podrapał się nerwowo po głowie – muszę dziś załatwić jedną sprawę.
-Acha – odpowiedział mu jedynie. Nie miał zamiaru roztrząsać, o co chodzi, nic go to nie obchodziło. Głęboko wierzył w to, że to w sumie nic poważnego. A raczej miał to głęboko w dupie.
-To na razie Tsukki – Yamaguchi wybiegł wesoło z sali, na jego ustach widniał szeroki uśmiech, taki od ucha do ucha, tylko on potrafił się tak uśmiechać.
Nie odpowiedział nic i tak by nie usłyszał, w końcu za tymi drzwiami zniknął. Zarzucił torbę na ramie, z resztą kolegów pożegnał się krótkim cześć i nie czekając na odpowiedź nawet najstarszych z nich. Poszedł sobie do swojego domu. Założył słuchawki na uszy i odpłynął, zatopił się w swoim własnym, małym, ciasnym świecie. Po drodze przechodził obok sklepu, zachciało mu się pić, więc czemu miałby sobie czegoś nie kupić? Wsunął rękę do spodni i zamarł w bezruchu, nie miał portfela. W przeciągu przyszłych pięciu minut przeszukiwał gorączkowo swoją torbę. Wywrócił wszystko na drugą stronę, przemacał nawet spocone skarpetki, ale tego, co szukał nie znalazł. Zaklął cicho pod nosem i postanowił się wrócić do sali w nadziei, że jego zguba gdzieś tam leży. Nie zależało mu na pieniądzach, raczej uważał, że wyrabianie nowych dokumentów byłoby zbyt kłopotliwe. Łatwiej się wrócić i poszukać niż biegać z papierkami. Na szczęście daleko się wracać nie musiał. Ubłagał dozorcę, aby otworzył mu salę, w środku schylił się i spojrzał pod ławkę, przy której się przebierał. Ulżyło mu, portfel leżał tam bezpieczny i nietknięty. Zabrał go i tym razem bezpiecznie schował na samym dnie torby. Dziś sklepik sobie raczej daruje i tak stracił za dużo czasu na te poszukiwania. Podziękował grzecznie i zirytowany poszedł znów w stronę swojego domu.
Już miał kierować się na ulicę, gdy niespodziewanie jego uwagę, przykuł dość niecodzienny widok: dwóch chłopaków stało pod ścianą jednego z budynków i się namiętnie całowało. Z daleka nie widział dobrze, ale z całą pewnością poznał mundurki ze swojej szkoły. Czy to kierowany zdenerwowaniem tym, że musiał się wracać po portfel, czy zwyczajnie swoją czystą złośliwością postanowił podejść i przeszkodzić im w tej ckliwej scence.
Gdy się zbliżał widział wyraźnej, że obaj byli dość wysocy. Nie mógł zobaczyć znaczyć ich twarzy, bo jeden było do niego tyłem i zasłaniał tego drugiego wpijając się w jego usta jak oszalały.
-Obawiam się że to nie jest miejsce na takie czułości – rzucił sucho, bardzo głośno tak, żeby obaj usłyszeli
Dalej się do niech zbliżał. Nagle coś mu się wydało znajome. Dłoń o chudych, długich palcach na karku tamtego chłopaka. Nim jego mózg zdążył rozważyć wszystkie za i przeciw teorii, do kogo owa ręka należy, wszelkie jego wątpliwości zostały rozwiane. Zza głowy nieznanego mu faceta, którego twarzy i tak by nie zapamiętał pojawiła się znajoma piegowata buźka i wyglądała na niesamowicie przerażoną, do tego stopnia, że aż miała zamiar się za chwilę rozpłakać.
-Tsukki? – zapytał przestraszonym głosem Yamaguchi tak jakby nie dowierzał w to, co widzi.
W jednej chwili teoria Tsukishimy o integralności Tadashiego z nim i dezintegralności gdy nie ma go w pobliżu legła w gruzach. W tej jednej chwili zdał sobie sprawę z tego, że Tadashi ma swoje życie, swój świat poza nim i to było życie, w którym nie było miejsca dla niego. Zabolało go to, że nic nie wiedział o tym chłopaku, że mu nie ufał na tyle żeby mu o nim opowiedzieć, a może mówił tylko go nie słuchał?
-Więc to jest ta sprawa którą miałeś załatwić? – zapytał kąśliwie. Nie przestawał do niech podchodzić, chciał zobaczyć twarz tego drugiego.
-Tak… - odparł cicho pesząc się, a na jego twarzy pojawiło się teraz zawstydzenie.
-Ty musisz być Tsukishima – odezwał się Ten Drugi i zwrócił się do Keia – Jesteś przyjacielem Tadashiego.
-Tak - odpowiedział, ale wcale się nim nie zamierzał interesować. Zmierzył ich obu wzrokiem – To nie jest dobre miejsce na coś takiego, jakiś nauczyciel może was zobaczyć. Jesteście debile blisko szkoły! – sam nie rozumiał czemu się tak bardzo uniósł.
-Przepraszam Tsukki – wypiszczał Yamaguchi kryjąc się za Tym Drugim.
-Nie ważne. Po prostu idźcie gdzie indziej – mruknął powracając do swojego beznamiętnego tonu i się bezceremonialnie odwrócił.
Nie pożegnał się znowu. Tylko szedł i szedł. Szedł dalej i myślał. To do jakich wniosków udało mu się dojść wcale mu się nie spodobało.
Sam nie wiedział co go bardziej dziwiło to że ten Tadashi potrafił sobie kogoś znaleźć, czy to że jemu samemu to tak bardzo przeszkadzało. Zdał sobie sprawę, że to wcale nie Yamaguchi nie potrafi istnieć bez niego, tylko to on bez Yamaguciego. Ten jak mu się zdawało nic nie znaczący chłopak był jego jedynym łącznikiem z resztą społeczeństwa. Od lat się z nim zadawał i teraz już nie wyobrażał sobie żeby było inaczej. Gdy myślał o przyszłym życiu, jak to sobie wyobrażał? Nawet kiedy przypadkowo myślał o przyszłości, o studiach czy swojej pracy to zawsze obok stał on. Nie zdawał sobie sprawy że nie tak łatwo byłoby mu się bez niego teraz obejść.
To nie Tadashi był od niego zależny. To nie Tadashi już by nie umiał bez niego żyć, on by sobie jakoś poradził. Ale Kei… on bez swojego cienia już nie. To on był uzależniony od jego obecności w swoim małym, ciasnym świecie i co się stanie gdy go straci? 
Następnego dnia w szkole niby wszystko było po staremu. Rozmawiali ze sobą jak zwykle. Obaj nie wspominali o sytuacji z poprzedniego dnia. Jednak Tsukishima miał wrażenie jakby jakaś mała, natrętna mucha krążyła wokół jego głowy, niby nic takiego, a jednak coś go denerwowało. A konkretnie tamten facet go denerwował, tylko i wyłącznie dlatego, że odważył się wejść z butami w ich mały świat. Ich świat, w którym nie było miejsca na nikogo poza nimi. 
-Wpadniesz do mnie? Mam nową grę - powiedział wesołego Tadashi, jak gdyby nigdy nic. 

    -Od niego? - Kei nie wytrzymał. Za późno ugryzł się w język. Powiedział to tonem tak wrednym jaki często zdarzało mu się używać ale nigdy w stosunku do Tadashiego. 

    -Nie... Od taty - zupełnie się zawstydził. Na jego policzkach od razu było widać kiedy jest zakłopotany, natychmiast robiły się czerwone.

    Tsukishima zmierzył go lodowatym wzrokiem. Nie rozumiał co on sobie wyobrażał. W tamtym momencie uznał, że jak na razie wystarczy przesłuchań. Nie może się zdradzić z tym, że ta cała sytuacja nie daje mu spokoju. 
W trakcie przerwy śniadaniowej spojrzał na niego Uważnie i zadał jedno pytanie. Zabrzmiało to naturalnie, mówił swoim zwyczajnym znudzonym tonem. Jednak odpowiedź wydawała mu się niezwykle ważna. 

    -Kochasz go? - wiadomo o kim mówił. 

    Tadashi zdrętwiał i widać było że to pytanie sprawia, że się okropnie wstydzi.

    -Ja... Ja nie wiem... - Zaczął miętosić opakowanie po soczku pomarańczowym. Tekturka nie wytrzymała tych męk i resztki soku zaczęły mu brudzić ręce. 

    -Długo już jesteście... Razem - Skrzywił się mówiąc ostatnie słowo. Naprawdę to było tak dziwne i nieznane dotąd uczucie. Jakby nie chciał go więcej w takiej sytuacji widzieć. Bo przecież Yamaguchi był tylko jego. Prawda? Przecież zawsze był obok, czemu nagle ktoś miał czelność cokolwiek zmieniać. 

    -Kilka tygodni... - odparł mu cicho, potulnie. 
   
    -Dlaczego do cholery nic mi nie powiedziałeś!? - kompletnie wyprowadzony z równowagi walnął pięścią w barierki. Aż się wszystko zatrzęsło. Yamaguchi przymknął oczy przestraszony - tak mi nie ufasz? – spojrzał na niego ostro. Może i zbyt ostro. Przecież Tadashi był dość płochliwy, nawet przy nim.

    -Przepraszam Tsukki - jęknął już prawie płacząc - bałem się że tego nie zaakceptujesz. Że mnie takiego już nie będziesz chciał znać.
    -Jakiego? – mruknął równie sucho.
    -Geja… Pedała… cioty… - mówił coraz ciszej obrażając sam siebie.
    -Nie przesadzaj – złagodniał widząc jego minę, czemu wcześniej się nim nie interesował. Nigdy nie chciał się nawet dowiedzieć o nim czegoś więcej. Teraz nie był nawet zdziwiony. Po prostu powoli przyjmował wszystko takie jakie jest. On był gejem, okej, akceptował to. Po prostu – Jesteś tym samym Yamaguchim. Wciąż masz paskudne piegi i ludzie się na tobie wyżywają – wzruszył ramionami.
-Dziękuję Tsukki. Dziękuję, że na tobie zawsze mogę polegać – Tadashi uśmiechnął się po swojemu, tym swoim szerokim, pięknym uśmiechem. To był jego znak rozpoznawczy, nawet Kei to zauważył, dawno temu, to jak łatwo można stracić dla niego głowę gdy się tak uśmiechał. Nic dziwnego, że w końcu ktoś się odważył go zdobyć.
-Ta. Spoko – odparł beznamiętnie. Jak na razie to tylko nie chciał żeby on był z kimkolwiek – Wiesz nie przeszkadza mi to że jesteś gejem, ale czy ten facet jest w porządku, jesteś pewien że chcesz właśnie jego?
-Tsukki… to jedyny facet który zwrócił na mnie uwagę…
-I od razu musiałeś mu się dać umówić?  – spojrzał na niego z politowaniem – A co jeśli on chce cię wykorzystać? Już zapomniałeś co było wtedy? Ile osób się na tobie wyżywało, a co jeśli on chce tego samego? – obrzydzał mu to wszystko, związki i tak dalej, sam nie wiedział dlaczego, po prostu czuł że tak trzeba, bo jeśli on będzie z kimś innym, wtedy Tsukishima zostanie sam, bez niego. Nie chciał, nie mógł.
-A co jeśli ja mu się naprawdę podobam? Chcę spróbować, Tsukki, zrozum…  
Przez chwilę się zastanowił. Zacisnął dyskretnie pięść, co miał mu niby odpowiedzieć, chciał mu kategorycznie zabronić jakichkolwiek kontaktów z tym osobnikiem, nie dlatego ze się martwił, ale dlatego że chciał go zatrzymać przy sobie. Nie uważał tego za oznakę zazdrości, tylko za odbieranie tego, co mu się prawnie należy.
-Uważaj na siebie i nie ufaj mu – skwitował to krótko, a potem wstał, otrzepał tyłek i nie oglądając się na przyjaciela poszedł do klasy. 
Mógłby to wszystko zwalić na to że miał źle przeczucia, ale tak nie było. Zwyczajnie on tylko nie chciał oddać Tadashiego nikomu. Starał się planować mu całe dnie. Non stop zapraszał go do siebie albo przesiadywał u niego dając mu coraz mniej swobody. 
Szkoda, że to całkowicie nie uniemożliwiało mu spotkań z tamtym facetem. Kei już nie wiedział co wymyślać. Stawał na głowie, żeby tylko im jakoś przeszkodzić. Żeby Tadashi został tylko dla niego. Jednak wydawało mu się, że wszystko i wszyscy są przeciwko niemu i Tadashi po raz kolejny spotkał się z tamtym facetem i nie dał się w żaden sposób przekonać do niczego innego. 
To tak bardzo irytowało Tsukishime. Tak bardzo, że nie potrafił myśleć o niczym innym. Na rozwiązanie tej całej sytuacji. Swojego problemu, Kei nie musiał długo czekać. To był całkiem spokojny, sobotni wieczór. Nieco padało. Ulewy nie było, ale lekki deszczyk popadywał, ale nic nie zapowiadało nieszczęścia. 
Tsukki siedział przed komputerem ze słuchawkami na uszach, niespodziewanie z jego odrętwienia wyrwała go wibracja jego telefonu. Obojętnie spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił Yamaguchi. Key westchnął niezadowolony, zdjął słuchawki z uszu i odebrał

-Słucham -Na początku nikt mu nie odpowiedział. Ta cisza wydała mu się bardzo niepokojąca. W jednej chwili podniosło mu się ciśnienie - Yamaguchi! - warknął ostro. 

W słuchawce usłyszał najpierw cichy, stłumiony szloch 

-Przepraszam Tsukki... Miałem do ciebie nie dzwonić jeśli... - głos Tadashiego po drugiej stronie był strasznie zachrypnięty. Nie to żeby Keyowi od razu było go żal, niepokoiło bardziej.

-Gdzie jesteś - spytał pospiesznie przerywając mu. 

-Wybacz Tsukki... Ja po prostu nie wiedziałem co ze sobą zrobić... - szlochał dalej 

-Idioto! Pytałem gdzie jesteś! 

-W parku... Tam gdzie zwykle... - wyjęczał. 

-Nie ruszaj się stamtąd. 
Nie wiele myśląc a może nawet działając w zupełności instynktownie wybiegł z domu łapiąc w pośpiechu jedynie parasol. Wiedział doskonale dokąd ma się udać. Robiło się coraz ciemnej, zimniej, ponuro. Yamaguchi nie mógł tam siedzieć sam. Wiedział to. Wbrew temu co sam o sobie uważał. Dla Tsukishimy był jedna osoba, o którą się naprawdę troszczył. 

    Nie biegł w drodze do parku, ale szedł bardzo szybkim tempem. Na miejscu dostrzegł tylko jedną osobę, miała na głowie kaptur, ale bez trudu poznał że to ten którego szukał. Stanął nad biednym, Tadashim, który siedział na huśtawce. Nie bujał się tylko kurczowo trzymał łańcucha. 

    -A nie mówiłem - odezwał się głośno Kei w ogóle nie przejmując się tym, że go dobija bardziej

    -Wiem. Przepraszam - skulił się jeszcze mocniej. 

    -Chodź - rozkazał i obrócił się tyłem. Zaczął iść powoli, ale wydarzyło się coś co go zszokowało, Tadashi nie poszedł z nim. Chyba po raz pierwszy go nie posłuchał. Odwrócił się i spojrzał na niego gniewnie, a potem znów ruszył w jego stronę, złapał go mocno za przedramię i szarpnął do góry, tak gwałtownie, że z głowy chłopaka zsunął się kaptur odsłaniając rozciętą dolną wargę oraz zapuchniętą i czerwoną od płaczu twarz - Uderzył cię? - spytał tylko, ale chyba nie chciał znać odpowiedzi. Jego paznokcie niemal wbiły się w skórę bruneta, był wściekły.
 
    -To moja wina... - wybełkotał nie patrząc na przyjaciela - bo ja nie chciałem... I... - rozwył się na dobre. 

    -Yamaguchi! - teraz pociągnął go tak mocno że postawił Tadashiego do pionu 
-Możesz mnie zostawić? - spytał ocierając sobie mokre oczy 

    -Nie i dobrze o tym wiesz - zaczął iść. Tak po prostu przed siebie, miał wrażenie, że zaraz będzie musiał wlec za sobą bruneta, tak się ociągał. Co i raz musiał nim znów porządnie szarpnąć - ruszaj się. Na rękach nie zamierzam cię nieść.

    -wybacz Tsukki - nieco przyspieszył. Nie pytał nadal dokąd idą, wyglądał na przestraszonego. 

    W tamtej chwili w głowie Keia toczyła się istna bitwa myśli. Nie zaprzeczalny był fakt że ktoś, konkretnie tamten facet podniósł rękę na Yamaguchiego, a ściślej mówiąc na coś co Kei uważał za swoją własność. To właśnie go wkurzało. Sam nigdy by go nie uderzył więc jakim prawem ktoś inny się odważył? Ta myśl doprowadziła go do szału. Nieświadomie zaciskał szczęki i pięści. 

    -Tsukki boli... - z rozmyślań wyrwał go piskliwy głosik bruneta. Nawet nie zauważył że zaczął mu wbijać palce w przedramię. Nie raczył go przeprosić. Po prostu rozluźnił dłoń. 

    Dalej milcząc doprowadził go do siebie. 

    -Jest późno - raczył zauważyć i zaprotestować Yamaguchi całkiem sztywniejąc cały. 

    -No i? -  pchnął drzwi, a potem wciągnął przez nie na siłę Tadashiego. Leniwie złożył parasol - idź do mnie. Zaraz przyjdę z herbatą - z całą pewnością nie zamierzał mu dać wrócić do domu w tym stanie i nie myślał nawet nad tym, że mógłby mu się sprzeciwić. W końcu był jego tłem. Do niedawna nie istniał bez niego. Teraz znów musi się tak stać. Żeby był dla niego całym światem. Nie będzie to łatwe, zdawał sobie z tego sprawę, ale pragnął tego najbardziej. 

    Zrobił dla niego i siebie po kubku gorącej herbaty i otworzył łokciem drzwi do swojego pokoju. Yamaguchi siedział na środku podłogi z nadal spuszcza głową i zaciągniętym kapturem. Tsukki odstawił kubki obok i usiadł naprzeciw chłopaka. Wyciągnął ręce i ściągnął mu ten kaptur

    -Pokaż - rozkazał gdy zobaczył, że kolega się opiera, przyjrzał mu się dokładnie. Zapuchnięte oczy, ale to od płaczu. Rozcięta warga i otarcie na policzku. - ile razy cię uderzył? 

    Tadashi pokręcił przecząco głową.

    -Tylko mnie popchnął... Upadłem i... - uciekł wzrokiem.

    -Upadłeś? Gdzie, na co? - dalej mu się przyglądał trzymając za bródkę.

    -Na łóżko. Uderzyłem o poręcz... 

    Kei otworzył szerzej usta, że zdziwienia. Musiał poświęcić dłuższą chwilę, aby opanować faktycznie wzbierający w nim gniew. 

    -Yamaguchi, co on ci zrobił? 
-Nic - odparł nerwowo i wstał wyrywając się gwałtownie. Ustał pod ścianą i patrzył na nią jakby była bardzo ciekawa. 
-Przebierz się. Jesteś cały mokry - to że zmienił temat wcale nie oznaczało że odpuścił. Wyciągnął jakieś swoje dresy i rzucił nimi w kolegę. Niestety niższy nie złapał i wszystko upadło na podłogę - No rusz się. 
-Dobrze - odparł cicho i zebrał rzeczy z podłogi. Podszedł do drzwi chcąc iść do łazienki 
-Tutaj - syknął Key tonem któremu nie należało się sprzeciwiać.
Czemu się nim aż tak przejmował, przecież nawet teraz gdy na niego patrzył jak powoli ściąga z siebie wilgotne ubrania wyglądał jak życiowy przegryw. Czy była chociażby jedna rzecz którą Tadashi potrafiłby zrobić dobrze? Kei szczerze w to wątpił. Gdyby go pozostawił samemu sobie pewnie już dawno gniłby w jakimś rowie. Tak to było to, Yamaguchi go przecież tak bardzo potrzebował. Nie przeżyłby bez niego już.
Rozmyślając o tym jak bardzo jest mu niezbędny obserwował go dokładnie. I wtedy rzuciło mu się to w oczy, długie, ale niezbyt głębokie zadrapanie biegnące od połowy uda, aż po samo biodro. To był tylko zdarty naskórek, ale jednak znaczące.  Ze wszystkich sił starał się zachowywać swój zwyczajny spokój, ale w jedne sekundzie znalazł się przy brunecie i spojrzał na zadrapanie, nim ten zdążył wciągnąć na siebie dresy
-Spytam jeszcze tylko raz. Jeśli ty mi nie odpowiesz, to zrobi to on: co on ci do cholery zrobił!?
Yamaguchi przymknął powieki, wziął głęboki oddech, nie był na tyle głupi żeby próbować kłamać w takiej sytuacji.
-On... chciał żebyśmy to zrobili... A ja nie chciałem... ja jeszcze nie... Głupio zrobiłem... powinienem się zgodzić... - nie krzyczał, nie mówił też zbyt cicho, wyrzucał z siebie wszystko chaotycznie, bez przemyślanego sensu.
-Czy on zrobił ci to siłą? - wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Nie... odpuścił... – jęknął
Wtedy stało się coś szokującego dla Keia , a mianowicie Tadashi się w niego wtulił, zarzucił mu tak ufnie rączki na szyję i położył głowę na ramieniu. Tylko że nie w samym geście było coś zaskakującego, ale w tym jak poczuł się blondyn. Zrobiło mu się dobrze. Znów był dla niego tym kimś na kim bezgranicznie polegał.
Bez zastanowienia podniósł dłonie i położył mu ręce na plecach przyciskając do siebie mocniej, podrapał go lekko, w tamtej chwili Yamaguchi rozwył się na dobre.
Kei nigdy nie wiedział co robić w takim wypadku. Przytulał go jedynie dalej. 
-Już dobrze. Nie pozwolę już Cię skrzywdzić. 
-Jestem beznadziejny. 
Ciężko było mu się z tym nie zgodzić, ale zagryzł zęby i nie przyznał mu racji. Jednak gdyby Tsukishima miał określić tego chłopaka jednym słowem zdecydowanie byłby to niewinny. Ponad wszystko nie znał istoty bardziej niewinnej od niego, przyznał przed sobą, że było w tym coś co go ujmowało, może właśnie przez to urok bardzo chciał aby był przy nim. Opiekować się nim, zamknąć w złotej klatce żeby cały świat nie mógł go już dosięgnąć, skrzywdzić.
W tamtej chwili jakiś cichutki głosik w jego głowie cały czas szeptał mu bardzo dziwne rzeczy, uzależnij go od siebie tak jak on to zrobił z tobą. Niech nie widzi już świata poza tobą. Bądź dla niego wszystkim. Niech każda jego myśl będzie tylko o tobie.
-Jesteś naiwny Yamaguchi - odezwał się w końcu - Nic dziwnego że dałeś się tak podejść.
-Przepraszam... Tsukki - szloch sprawiał, że zaczynał się już dławić.
-Ciii... Na szczęście masz mnie - podrapał go lekko po głowie roztrzepując mu czarne kosmyki. Spojrzał w okno, za nim było już całkiem ciemno, a w szybie odbijały się dwie postacie, jego i Tadashiego, uśmiechnął się do swojego odbicia - Powiem ci co jest dla ciebie najlepsze. Trzymaj się mnie. Nie angażuj się w żaden głupi związek. Bądź przy mnie, a ja obiecuję, że już nigdy nie będziesz cierpiał. Nie pozwolę na to.
-Tsukki! Ale!
-Ciii... Nie dam cię skrzywdzić, stanę za tobą tak jak zawsze.
Temu argumentowi Yamaguchi nie mógł już odmówić, zanegować go, znów wtulił się w Tsukishimę.
Kei spojrzał znów w odbicie na czarnym tle. Tak było przecież dobrze, Yamaguchi w jego ramionach, tak przecież być powinno. 
Tak uzależnij go od siebie. Właśnie tak. Szepnął znów głos w jego głowie, a Tsukki uśmiechnął się wtedy naprawdę szeroko. W tej całej ciemnej scenerii ten uśmiech był przerażający. Nie było w nim żadnej kpiny, złości czy politowania, budził niepokój właśnie dlatego, że był po prostu takim uśmiechem, którego nie widuje się codziennie.