sobota, 31 sierpnia 2013

Hikaru x Kaoru część 2


Ohayo!

Dziś jest już dziś!
Wiem, to nie jest zbyt twórcze, co napisałam, ale taka jest prawda.
Mam mało czasu a wychodzi tego sporo... Uf... Dziwne, ale tak jest. 
Wybaczcie, że teraz rzadziej dodaję.

Co do poprzedniej części. Jeśli zastanawialiście się, czy można mieć łzy w oczach pisząc coś,  to wiedzcie, że można.
To opowiadanie wychodzi tak smutne, że nawet nie jestem w stanie dodawać do tego jakichś moich przemyśleń...
:'(  Mam ochotę płakać razem z biednym Kaoru.

A moja beta płakała czytając to wszystko...

Na początku miałam opory przed pisaniem tego opowiadania (bo to jednak rodzeństwo :/), ale z czasem wszystko zaczęło puszczać. Mam nadzieję, że dalej będzie lepiej.

Dziękuję niezmiernie za WSZYSTKIE komentarze! Jesteście dla mnie ogromnym wsparciem. Cieszę się, jak będziecie odbierać to opowiadanie i cieszę się, że nie otrzymałam żadnych hejtów!
Bardzo dziękuję.

Dobrze zaczynamy... Jeśli się nie boicie to zapraszam do czytania.
„Twoje…? Moje…? Nasze…?” C.D.
 

Dzień 2: „Nasza przeszłość”
                Tego dnia to Hikaru przebudził się, jako pierwszy, jego bliźniak ciągle ściskał go kurczowo przez sen. Nie chciał go budzić, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wczorajszej nocy długo nie mógł zasnąć. Postanowił mu pozwolić spać, tak długo jak tylko będzie chciał. Nawet, jeśli będzie to oznaczało, że spóźni się, albo nawet w ogóle nie pójdzie dziś do szkoły. Może uda mu się także zarobić obecność za ich obu. Pamiętał, że w przeszłości nieraz jeden chodził na zajęcia za drugiego. Dla obcych są przecież identyczni. Żaden nauczyciel, nigdy się nie zorientował, że został koncertowo zrobiony w balona przez dwóch dzieciaków.
                Chłopak, delikatnie rozplótł, ściskające go ręce i wysunął się spod ich zasięgu. Bardzo cicho wstał, upewnił się jeszcze, że nie obudził swojego braciszka. Przez moment myślał, że to zrobił, gdy Kaoru się poruszył i wymamrotał coś niezrozumiale, jednak ten, tylko się przekręcał. Odetchnął z ulgą i wyszedł. Najpierw wychylił się i poprosił o przygotowanie śniadania. Nie był na tyle uzdolniony, a może był nadto leniwy, żeby zrobić to samemu.  Następnie, jak co dziennie poszedł skorzystać z łazienki. Zazwyczaj nie przebywał tu, rano sam, dziś było jednak inaczej. Od dziecka mieli wspólny pokój, wspólne łóżko, wspólną łazienkę, zainteresowania, wszystko. Wszystko także robili razem. Śmiali się, smucili, bawili, płakali. Zawsze, dzielili się smutkami. Tylko, że tym razem jego brat nic nie chciał mu powiedzieć, a przecież pomógłby to zrobić, bez względu na wszystko. Na pewno starałby się go pocieszyć, gdyby tylko wiedział, co się z nim dzieje, gdyby tylko zrozumiał, ale bliźniak mu nic nie ułatwiał, cały czas był taki skryty. Bolało go to, chciałby, żeby było tak jak dawniej, gdy dzieli się ze sobą wszystkim, teraz wyczuwał, że się od siebie oddalają. Może to przez to, że nie są już nieporadnymi dziećmi każdy z nich szuka swojej drogi w życiu?
                Wyszedł z łazienki. Jego brat nadal smacznie spał, tak jak postanowił, nie budził go. Ubrał się po cichu, nie chciał budzić brata podszedł tylko, i okrył go szczelniej kołdrą, żeby nie zmarzł. Postał przez chwilę nad nim, przyglądając się jego śpiącej twarzy. Widział, że coś musi mu się śnić i to coś nieprzyjemnego, na jego usta i brwi, wykrzywione były w grymasie strachu.
                -Ci… - pogładził go po policzku, próbując uspokoić. Starał się go nie obudzić.
                -Hi…karu… - wyszeptał przez sen.
                -Tak, już spokojnie…
Ręce zaczęły mu się trząść, sam nie wiedział, dlaczego, w tym całym „Hikaru” było tyle cierpienia, że miał wrażenie, iż jego serce niemal wyrywa mu się z piersi. „Co się z tobą dzieje, braciszku!?”. Nadal go dotykał. Jeśli sam nie ma zamiaru się spóźnić, powinien już się zbierać. Oderwał rękę.
-Nie… zostawiaj mnie…
Słowa Kaoru wypowiedziane przez sen, były bardzo niewyraźne, jednak on bez przeszkód zrozumiał ich sens. Jakby mógł go teraz zostawić? Bez chwili zastanowienia padł na kolana przed łóżkiem i chwycił dłoń brata. Potrzebował go, właśnie teraz, nie miał zamiaru go opuszczać. Nie obchodziła go żadna szkoła, ani nic. Może jednak powinien go obudzić, jeśli naprawdę śni mu się coś niedobrego, to chyba lepszym rozwiązaniem będzie to przerwać, lecz wtedy najprawdopodobniej będzie pamiętał, co mu się śniło, a wolałby, żeby nie miał takich przykrych wspomnień. Nie wiedział, co ma zrobić. Klęczał obok niego tak długo, póki nie zauważył, że się uspokoił, a nawet o wiele dłużej. Pamiętał jak nieraz któryś z nich budził się w nocy, przerażony, bo przyśnił mu się jakiś koszmar, a drugi uspokajał go.
Doskonale pamiętał swój najgorszy sen w życiu: byli wtedy dziećmi. Już od samego początku czuł, że jest coś nie tak, było nieprzyjemnie, zimno, ciemno i mokro. Był tylko on i jego brat, mieli tylko siebie. Trzymali się za ręce, dopóki on był obok, nie bał się, jednak w jednej chwili zaczęło dziać się coś strasznego. Kaoru upadł, a on próbował go podnieść, ale jego ciało było całe bezwładne, zauważył też, że nie oddycha, jego oczy są otwarte, ale bez żadnego wyrazu. Tak bardzo chciał wtedy, żeby się do niego odezwał, ale on milczał, potem zauważył, że coś zaczyna wciągać ciało jego brata. To była jakaś dziwna czarno-czerwona maź. Zapadał się w niej, nie chciał puścić jego ręki, ale nie ważne jak bardzo się starał nie był w stanie go utrzymać. W końcu mógł tylko krzyczeć „Kaoru” i patrzeć jak zatapia się w tym dziwnym płynie a potem całkowicie znika.
Przebudził się po tym z krzykiem, cały zlany potem. Długo płakał, nie mogąc się uspokoić. Przypomniał sobie jak po tym śnie, jego braciszek go uspokajał, mówiąc, że przecież tak naprawdę nic się nie stało i jest tutaj cały i zdrowy. Wrócił wspomnieniami do tego, jak się wtedy w niego wtulał, bał się, że jeżeli go puści, to on może naprawdę zniknąć. Powiedział mu wtedy, że jeżeli kiedykolwiek go zostawi, to on umrze. „A teraz chcę mi cię odebrać jakiś Yuu” – przeleciało mu przez głowę. Wstał z kolan, zaczynały go boleć, przysiadł obok brata, na łóżku i pochylił się nad nim. „Nie zostawiaj mnie”. Nie wiedział, dlaczego ma to dziwne uczucie w sercu, coś takiego, jakby mu ktoś wyrywał kawałek ciała, jakby mu odbierał coś tak cennego, jakby mu odbierał cząstkę duszy.
-Kaoru jest mój… - wyszeptał twardo, marszcząc brwi i nos w złości. Zaciskał pięści na prześcieradle.
Jedna myśl krążyła teraz po jego głowie. Głupia myśl. Uzmysłowił sobie, że jego bliźniak idzie jutro na swoją pierwszą randkę i to z facetem, którego najzwyklej w świecie nie znosił. Już wcześniej zauważył, jak ten koleś się na niego patrzy, ale póki nic nie mówił, nie podchodził, nic sobie z tego nie robił, lecz teraz zaatakował i to w tak perfidny sposób, gdy jego braciszek był sam i on nie mógł go przed tym draniem obronić. Teraz się z nim umówił i będą gdzieś razem wychodzić, a co jeśli on mu coś zrobi, coś, czego nie będzie chciał. Przecież nie będzie go przy nim, żeby go obronić. Do tego, na randce na pewno będą się całować. Ktoś inny będzie całował Kaoru. Nie miałby nic przeciwko, gdyby to był ktoś odpowiedniejszy, ale nie ten, Yuu. Nie raz bywało, że udawał ze swoim bliźniakiem, że zaraz się pocałują, ale tylko udawali. Teraz zaczął się zastanawiać, jakby to było naprawdę, jak to jest, chciał poczuć jego usta na swoich. Te miękkie i delikatne, mógłby ich dotykać całą wieczność
Zadrżał na całym ciele. Zacisnął zęby, to, co chciałby zrobić było idiotyczne. Zrobiło mu się gorąco. A co jeśli brat się przebudzi? Jak mu to wytłumaczy? Bił się sam ze swoimi myślami. Bardzo powoli i subtelnie oparł się rękoma, po obu stronach głowy drugiego i nachylił się jeszcze bardziej. Przyglądał się jego śpiącej, już całkiem spokojnej twarzy, patrzył na jego lekko rozwarte usta. Wstrzymał oddech, w uszach mu dzwoniło, miał wrażenie, że cały świat wokół znika i zostają tylko oni. Wahał się. Przybliżył swoją twarz do jego, tak, blisko, że czuł łaskotanie przez jego oddech. Dzieliło ich zaledwie pół centymetra. Jeszcze miał czas na to, żeby się wycofać. Jednak jakaś dziwna siła kazała mu kontynuować. Przełknął ślinę. „Nie oddam mu Twojego pocałunku”. Zamknął oczy i najdelikatniej jak tylko potrafił dotknął jego ust. Objął swoimi wargami jego górną wargę i złożył na niej dyskretnego całusa. Po czym odsunął się szybko. Przerażony tym, co przed chwilą zrobił. Bał się, że mogło go to obudzić, jednak nic takiego się nie stało. Oddychał teraz bardzo ciężko. Chyba powinien sobie już iść. Serce waliło mu jak oszalałe. Złapał się za nie i wstał po cichu. Podskoczył, gdy rozległo się pukanie i głowę wsadziła jakaś pokojówka.
-Śniadanie jest już od dawna gotowe.
-Dobrze, dziękuję – trząsł się nadal.
-Proszę się pospieszyć, bo panowie spóźnią się do szkoły.
Zerknął na brata, o nie, wolał w tej chwili, żeby spał dalej, nie był pewien czy będzie w stanie spojrzeć mu w oczy.
Wyszedł z pokoju, zamykając drzwi po cichutku.
                Tak jak zostało powiedziane, posiłek już na niego czekał. Rzucił okiem na zegarek, może jeszcze zdąży coś zjeść. Spojrzał na dwa nakrycia i przypomniał sobie to, co przed chwilą zrobił. Na jego policzki wkroczyły rumieńce. Zasiadł za stołem i zaczął jeść, ciężko mu było przełykać, ale jakoś mu się udało. Już miał kończyć.
                -Dlaczego mnie nie obudziłeś!?
                Do jadalni wparował Kaoru, lekko dysząc, w kompletnym nieładzie: włosy rozwiane po całej nocy, rozpięta koszula i krawat w ręku.
                -Bo tak słodko spałeś… - zerknął na niego, ale tylko na chwilę, chciał sprawdzić, czy aby niczego nie podejrzewa. Będzie się starał zachowywać jak zawsze.
                -Ale teraz jestem do tyłu z czasem! – zaczął nerwowo zapinać guziki. Nie bardzo mu to wychodziło.
                -Daj to – wstał.
Nie mógł już na to dłużej patrzeć. Podszedł do niego i sam zaczął mu zapinać koszulę, starając się przy tym nie zerknąć mu w oczy, ani na jego usta, wiedział, że jeśliby to zrobił, mógłby przestać się kontrolować. Udało mu się zapiąć wszystkie guziczki.
-Lepiej zostań w domu. Nie zdążyłeś zjeść śniadania, będziesz głodny – poprawił mu kołnierzyk – A wiesz, że ostatnio schudłeś.
-To wszystko twoja wina… Nie chciałeś mnie obudzić – mamrotał.
-Wczoraj długo nie mogłeś zasnąć.
Czy powinien zapytać, co mu się śniło, a co jeśli jednak coś zauważył?
-Co…, co ci się dziś rano śniło? – odważył się, zakładając mu krawat.
-Nie pamiętam – zmarszczył brwi – A co?
-Nie nic! – pomachał rękami – Wydawałeś się niespokojny i tyle – czuł, że musi się jak najszybciej od niego odsunąć.
-Co przede mną ukrywasz? – chciał mu spojrzeć w oczy.
-Nic – pokręcił nerwowo głową – Zjedz cokolwiek, jeśli zamierzasz jednak iść dziś do szkoły – niemal siłą usadził go na krześle.
-Mówiłem coś przez sen? – zapytał niespokojnie.
-Mamrotałeś. Niezrozumiale. Jedz!
Cholera, okłamał go, naprawdę go okłamał. Nie powiedział prawdy swojemu jedynemu braciszkowi, ale co miał mu niby powiedzieć? Tak, przez sen mówiłeś, żebym cię nie zostawiał a ja cię wtedy pocałowałem. Własnego brata. Speszył się tą myślą. Nigdy mu o tym nie powie, tak będzie lepiej, to będzie jego słodka tajemnica. Odsunął się od bliźniaka. Bał się na niego patrzeć, lękał się, że jednak coś sobie przypomni, albo on sam coś przez nieuwagę wypapla. Powinien się dziś trzymać od niego jak najdalej. Na razie było to nie możliwe, ale w szkole na pewno mu się to uda. Zerknął zdenerwowany na zegarek. Powinni już iść, ale drugi nie skończył jeść.
-Chodźmy – wstał Kaoru, jakby czytając w jego myślach.
-Ale jeszcze nie skończyłeś – popatrzył na niedojedzone naleśniki.
-Nie mamy na to czasu, zjem coś w szkole – odwrócił się i uśmiechnął.
Ten uśmiech jednak nie został zauważony, bo brat na niego nie patrzył w ogóle, od momentu jego przebudzenia ani razu nie spojrzał na jego twarz. Głupio się z tym czuł, ale jednak inaczej nie potrafił.
***
Obaj siedzieli już w samochodzie, tak, jak co dzień mijali swoją posiadłość i inne budynki. Przyglądali się widokowi za oknem, znali go już na pamięć.
-O, czym myślisz? – zapytał spokojnie Kaoru patrząc na brata.
-O tym, co było kiedyś – on zaś nie obdarzył go chociażby jednym spojrzeniem i natarczywie spoglądał w dal.
-To znaczy? – ściągnął brwi.
-No jak byliśmy dziećmi, to niezłe rzeczy odwalaliśmy.
-Ta, pamiętam. Teraz też nie jesteśmy lepsi – w jego głosie słychać było smutek.
-Chciałbym, żeby tak było – wyszeptał ledwo słyszalnie.
-Co masz na myśli? Dlaczego na mnie nie patrzysz? Mam wrażenie, że jesteś na mnie obrażony.
-To nie tak – zacisnął pięści na nogawkach spodni.
Przecież mu nie powie.
-Więc, o co chodzi? – dopytywał się.
-O Haruhi… - palnął bez zastanowienia – Skoro ty jutro idziesz na randkę, to ja chcę gdzieś ją zaprosić. Nie będę siedział sam..
-Rozumiem – odpowiedział po dłuższym milczeniu.
Więcej już żaden z nich nic nie mówił. Dotrwali tak aż do przyjazdu do szkoły. Hikaru wiedział, że już są spóźnieni. Nie miał zamiaru marnować więcej czasu, pewnie i tak zbiorą burę. Ale jak to oni, zawsze uda im się coś zakręcić. Wbiegli niemal do środka. Stanęli przed drzwiami. Czuł, że brat mu się przygląda, jednak on na niego nie spojrzał.
-Wchodzimy… - powiedział niepewnie i położył rękę na klamce.
-Jestem tuż za tobą – odpowiedział tak, jakby zależało od tego ich życie.
Drzwi się uchyliły a oni po cichutku starali się przemknąć na swoje miejsca, zgarbieni, na paluszkach, licząc na szczęście
-A, co to ma znaczyć? – jednak im się nie udało, nauczycielka ich zauważyła, – Czemu się spóźniliście?
-Przepraszamy… - zachichotał nerwowo Hikaru, drapiąc się po głowie.
Nie miał zielonego pojęcia, co powinien zrobić.
-Kotek… - zaczął mówić coś jego brat.
-Słucham? – nauczycielka wpatrywała się w nich uważnie.
                Nie musiał patrzeć na brata, żeby wiedzieć jak teraz wygląda jego twarz, ani jego postawa, znał dobrze ten ton „uroczego chłopca”. Odważył się podnieść na niego wzrok, tylko odrobinę. Widział jego splecione na klatce piersiowej dłonie, lekko pochyloną sylwetkę, i trzęsącą się nieco brodę, na więcej nie miał odwagi.
                -Tam, był ten mały kotek – kontynuował wywód – Całkiem sam… Płakał. Tak głośno płakał… - nagle się ukłonił – Niech nam pani wybaczy! To moja wina! To ja uparłem się, żeby mu pomóc!
                -Już dobrze, już dobrze! Siadajcie. Jak mogłabym ukarać kogoś, kto pomógł biednemu zwierzęciu.
                Usiadł i rzucił kątem oka na bliźniaka, który zdążył już wyciągnąć książki. Był niesamowity, w mgnieniu oka rozwiązał całą sprawę. Podziwiał go za to w jak łatwy i dyskretny sposób potrafił wyjść z każdej sytuacji. Chciałby być taki jak on. Zamiast tego jest słaby i ulega najmniejszym pokusom, a potem nie jest w stanie poradzić sobie z tym, co zrobił. Zacisnął szczęki ze złości na samego siebie. Teraz nawet nie może spojrzeć braciszkowi w oczy, wstyd mu na to nie pozwalał. Musi coś wymyślić, żeby nie przebywać tylko z nim. Tylko, co? Spojrzał na zegarek, do przerwy miał jeszcze trochę czasu.
***
                Jak tylko zadzwonił dzwonek zerwał się z miejsca i stanął przed bratem ze spuszczonym wzrokiem.
                -Skoczę ci po coś do jedzenia – wypalił.
                Nim zdążył usłyszeć jakąkolwiek odpowiedź wypadł z klasy jak oparzony. Zdawał sobie sprawę z tego, że to jak się zachowywał było dziwne, ale inaczej nie potrafił. Czuł, że cały dzień będzie miał pod górę, na własne życzenie oczywiście. Próbował zająć myśli czymś innym, starał się myśleć o Haruhi, tak jak powiedział Kaoru miał zamiar ją jutro gdzieś zaprosić. Jednak nie ważne jak bardzo się starał, nie potrafił myśleć o niczym innym, niż o porannym pocałunku. Dawniej dawali sobie buzi, jak to dzieci, ale już dawno z tego wyrośli. Teraz było to zupełnie nie na miejscu. Z resztą to nie był tego rodzaju całus, sam rozumiał, że było w tym coś głębszego, lecz gdy tylko pomyślał o tym, że ktoś inny mógłby robić coś takiego z jego bratem, zżerała go zazdrość. Zdawał sobie sprawę z tego, co sam czuje do Fujioki i wiedział też, że jego brat też o tym wie, mało tego, sam był nią zauroczony. Nie potrafił pogodzić się z tym, że nie tylko on może być zakochany, ale Kaoru również. Tylko, że tak jakby traktował go jak swoją własność. Jak rzecz, którą może odłożyć w kąt, a potem wrócić do niego, gdy inna zabawka mu się znudzi i znów zajmować się tylko nim. Był egoistą, wiedział o tym, aż za dobrze. Chciał mieć ich oboje tylko dla siebie. Nawet nie o to chodziło, że nie lubił Yuu, a wręcz go nienawidził, chodziło o to, że jego bliźniak naprawdę mu się podobał.
                -Tylko, że ja i Kaoru, zawsze byliśmy razem – szepnął sam do siebie
                Doszedł do sklepiku, to go nieco otrzeźwiło, zrozumiał, że są inne rzeczy, na których musi teraz skupić swoja uwagę i nie ważne jak to miało być dla niego trudne. To była jago kara za przekroczenie pewnej granicy.
                Zakupił jakieś paczuszki. Westchnął. W jego planie była luka: teraz będzie musiał mu to wszystko dać. To zabawne, że nie był gotowy na spotkanie z własnym bratem, a spędzili ze sobą całe życie. Pamiętał doskonale jak dawniej dzielili się jedzeniem. Jeden zjadał to z talerza drugiego, czego ten akurat nie lubił. Teraz już byli starsi i mądrzejsi. Wiedzieli, że witaminy i takie tam są potrzebne, żeby się zdrowo odżywiać.
                Zdążył przed nauczycielem wejść do klasy, ale naprawdę się z tego nie cieszył. Jego bliźniak, niemal leżał na ławce, widział, że jest coś z nim nie tak, od dłuższego czasu nie było ok, lecz nie ważne ile razy o to zapytał, zawsze otrzymywał odpowiedź, że wszystko jest w porządku i ma tylko gorszy dzień. Można go mieć raz na jakiś czas, ale nie przez tyle dni. Martwił się o niego, to nie było udawane. Nie miał zielonego pojęcia, w jaki sposób mu pomóc.
                -Proszę.
                Zaszedł go od tyłu, położył mu różności przed nosem i nim zdążył się odwrócić, wrócił na swoje miejsce.
                -Dziękuję – odpowiedział mu.
                -Nie ma, za co – machnął ręką i udał, że patrzy w innym kierunku.
                Co on najlepszego wyprawiał, jeszcze rano gotów byłby oddać swoje życie za to, żeby jego brat z nim chciał porozmawiać, żeby powiedział, co go tak męczy, a teraz na myśl, że musiałby z nim stanąć twarzą w twarz, oblewał go zimny pot, to było nie do pomyślenia, żeby bał się kogoś, z kim jest tak blisko.
                Ukrył twarz w dłoniach. Chciało mu się płakać. Najchętniej zamknąłby się gdzieś i nie wychodził stamtąd przez najbliższe kilka dni, aż się z tym wszystkim na spokojnie upora.
***
                Sam nie wiedział, jakim cudem przez cały dzień udało mu się unikać brata. Ciągle udawał, że ktoś coś od niego chce, albo całe przerwy przesiedział w toalecie. To go całkowicie wykończyło, ale teraz czekało go coś o wiele gorszego: zabawianie klientek w klubie. Wiadomo było, że robił to razem z Kaoru i w jaki sposób to robił. Nie był pewien czy będzie w stanie przytulać się do niego i robić te wszystkie inne rzeczy bez patrzenia mu w oczy i nie przypominania sobie, co sekunda o tym, czego się dopuścił.
                Weszli do sali, wszyscy inni już tam czekali, przygotowywali się do pracy. Pomyślał, że to dobry moment, na to, by zaprosić gdzieś Haruhi. Zostawił brata z tyłu i podszedł do niej.
                -Możemy pogadać? – złapał ją za rękę i pociągnął gdzieś w spokojniejsze miejsce.
                -Coś się stało?
                -Jutro Kaoru wybiera się na randkę – sam nie wiedział, czemu akurat od tego zaczął.
                -Mam mu pogratulować? – odwróciła się i spojrzała na niego.
                -Możesz…, ale nie o to chodzi. Tylko, że ja, nie chcę jutro siedzieć sam…, Więc jeśli masz czas… To… Może zechciałabyś się jutro gdzieś ze mną przejść?
                -Hmm… - zamyśliła się – Sama nie wiem. Niby nie mam jutro nic do roboty… No dobrze… - zerknęła na Tamakiego – Niech będzie.
                -Świetnie! Dzięki wielkie! Nudziłbym się bez niego.
                -Wszystko robicie razem, prawda? – uśmiechnęła się szczerze.
                -Tak, przynajmniej tak było…
                -Co masz na myśli?
                -Nic. Dzięki, że dotrzymasz mi towarzystwa!
                -Nie ma sprawy.
                -O, czym rozmawiacie – Kaoru właśnie do nich podszedł.
                -Haruhi, zgodziła się gdzieś ze mną jutro wyskoczyć – odpowiedział mu najspokojniej, jak potrafił.
                -Rozumiem. Przepraszam, muszę do toalety – odszedł od nich.
                -Co!? – Tamaki słuchał ich rozmowy – Jak to!? – wyglądał na zdruzgotanego.
                -Uspokój się… - dziewczyna próbowała załagodzić sytuację i go jakoś pocieszyć.
                -Umówiłaś się z nim… - broda mu się zatrzęsła.
                -To nic… Naprawdę to tylko przyjacielski wypad. Spokojnie.
                „Przyjacielski?” – te słowa znów zabolały Hikaru. Czyżby nigdy nie mógł już liczyć na nic więcej?
                -Jak tam sobie chcecie! – Blondyn machnął ręką i usiadł w drugim kącie pokoju w pozycji embrionalnej.
                -Jak masz się tak zachowywać, to nigdzie z nim nie pójdę! – Haruhi podeszła do niego.
                W pokoju zaczęła panować naprawdę ponura atmosfera, tak jakby zaczęły gasnąć światła.
                -Szefie, uspokój się – Rudy także starał się jakoś załagodzić to wszystko – To chodź jutro z nami… Zaraz! Czy ty się tniesz!?
                -Naprawdę, mogę? – zerknął na niego z opuchniętą twarzą – Schował w rękawie, to ostre coś, co miał w ręku.
                -No jasne – westchnął. Jego plan kompletnie nie wypalił.
                -No to super! – zmienił się nie do poznania w mgnieniu oka. Tak jakby wstąpiła w niego nowa energia.
                Dziewczyny powoli zaczęły się już schodzić, Hikaru zaczynał się martwić, bo jego bliźniak długo nie wracał. Dodatkowo sam, musiał zajmować się klientkami, które ich wybrały. W końcu się zjawił. Jak przez cały dzień, tak jak i teraz nie spojrzał mu w twarz. Chłopak przysiadł na oparciu kanapy.
                -Gdzieś ty był, tak długo? – syknął do niego.
                -Przepraszam – widział jak zaciska palce na obiciu.
                Coś było nie tak. Już miał wstać i go przytulić, żeby zachować się „jak zwykle”.
                -Czemu Kaoru płakał? – zapytała jedna z dziewcząt, nieźle tym zaniepokojona.
                „Kaoru, płakał!?” – teraz na niego zerknął. Jego oczy były zaczerwienione a policzki blade. Może on wyglądał tak przez cały dzień, a tego nie zauważył, bo bał się na niego spojrzeć. Teraz był na siebie wściekły.
                -To nic, moje drogie. To tylko alergia – próbował wyjść cało z sytuacji.
                -Może to Hikaru, coś mu zrobił – pisnęła inna.
                -Nie, moje panie! Wszystko w porządku – uśmiechnął się.
                -Wcale, że nie jest w porządku – Hikaru wstał zaciskając pięści – Od dłuższego czasu nic nie jest w porządku!
                Drugi popatrzył na niego przestraszony.
                -Przecież mówię, że… - próbował się tłumaczyć.
-Mnie nie oszukasz! – sam nie wiedział, jakim cudem miał odwagę teraz na niego patrzeć – Ja przecież widzę! - Stanął przed nim i chwycił go obiema rękoma za jego twarz. Zmusił i jego i siebie, żeby popatrzyli sobie w oczy. Teraz dostrzegał wyraźnie kropelki łez na jego rzęsach - I czuję, że coś się dzieje, ale ty za cholerę nie chcesz mi powiedzieć, co! Myślisz, że nie widzę, że ostatnio zachowujesz się inaczej! – dłużej już nie mógł tego wszystkiego wytrzymać –Chodzisz ciągle smutny, schudłeś, popłakujesz po kątach, a ja nie wiem jak ci pomóc – przybliżył się do niego – Powiedz tylko, co mam zrobić… a zrobię dla ciebie wszystko. Jeśli czujesz się źle, to ci pomogę – chciał go przytulić.
                Jednak w tej chwili jego brat zrobił coś, czego w ogóle się nie spodziewał a mianowicie chciał go odepchnąć, lecz na to mu nie pozwolił, czuł, że teraz jest mu potrzebny nawet, jeśli tamten tego nie chciał. Znów się do niego zbliżył, a bliźniak, znów wolał się od niego odsunąć, skutkowało to tym, że upadł na kanapę.
Pozwolił mu swobodnie opaść na poduszki i sam zaraz usiadł obok niego i pochylił się nad nim
-Hikaru... - Jęknął oszołomiony - Odsuń się.
-Nie! - Warknął - Jeśli mi nie odpowiesz, czemu płakałeś! -Przybliżył swoja twarz do jego.
Przypomniał sobie o tym, co zrobił dzisiejszego poranka, głupio mu się zrobiło, ale to było w tej chwili najmniej ważne. Teraz na niego patrzył i serce mu się krajało. To, że widział jego w takim stanie, nie zauważył tego wcześniej i to było dla niego najgorsze. Zawsze wszystko dostrzegał a teraz miął wrażenie, że zerwała się miedzy nimi jakąś więź, to uczucie sprawiało mu ból.
-Myślałem, ze mnie nienawidzisz - odpowiedział mu płaczliwie Kaoru po dłuższym milczeniu.
-Co? - zszokowany nie wiedział, co ze sobą zrobić.
-Przez cały dzień. na mnie nie chcesz patrzeć. Od. Rana. Zastanawiam się, czy zrobiłem coś nie tak. Czy ja... Czy ja... -Zacisnął powieki - Powiedziałem, coś przez sen i przez to się na mnie gniewasz?
-O, czym ty opowiadasz - teraz już niemal na nim leżał, przytulał go do siebie.
To, co w tej chwili czuł z niczym nie dało się tego porównać. Tym, który doprowadził go do łez, był nie, kto inny jak on sam. Nigdy, nie chciał do tego doprowadzić, ale zrobił to nieświadomie. Znów myślał tylko o sobie nie zwracając uwagi na uczucia drugiego. Egoistycznie dbał jedynie o swoje samopoczucie.
-Przepraszam - wtulił go bardziej w siebie. Czuł jego oddech na swojej szyi - Wybacz mi moje zachowanie. To nie twoja wina, ja zrobiłem coś i bałem się się spojrzeć Ci w oczy - odsunął się od niego i popatrzył w jego brązowe tęczówki. Pomógł mu usiąść.
-Co takiego?
-Nie pytaj - oparł jego głowę o swoje ramie - Tamaki - zwrócił się do samozwańczego prezesa - Zabieram go do domu. Wybaczcie mi miłe panie – teraz mówił do nich - ale mój brat źle się dziś czuje i nie możemy dotrzymać wam towarzystwa - gładził go po włosach.
Chciał go ochronić. Ochronić przed wzrokiem tych ciekawskich dziewczyn i całym światem. To, że ktoś oprócz niego widział jego łzy było dla niego wystarczającym ciosem.
-Oczywiście - po czymś takim, każdej z nich już wystarczyło.
Hikaru wstał i pociągnął bliźniaka za sobą. Od razu złapał go w swoje Objęcia. Otoczył go ramieniem i poprowadził obok siebie.
-Przepraszam – wybełkotał Kaoru do całej reszty, gdy wychodzili.
***
                Wsiedli do samochodu. Hikaru zacisnął pięści. Jak mógł niczego nie zauważyć? Obwiniał się za to, w jakim stanie w tej chwili znajduje się jego brat. Wszystko przez to, jaki był samolubny. Kochał go przecież i nie chciał żeby cierpiał, a jednak dzisiejszego dnia sprawił mu ból i doprowadził do łez.
                -Przepraszam cię – powiedział ledwo słyszalnie wyglądając przez okno.
                -Nie, to ja przepraszam. Martwiłem cię. Ja tylko myślałem…, że mnie znienawidziłeś – położył swoją głowę na jego udzie.
                -O, czym ty w ogóle pleciesz! –zaczął go gładzić po włosach – Nie ważne, co byś zrobił i tak nie byłbym w stanie cię znienawidzić.
                -Dziękuję… - pociągnął nosem.
                No pięknie, teraz jeszcze on się o wszystko obwiniał.
                -Chciałbym ci jakoś pomóc – wyszeptał, mając już oczy pełne łez.
                -Nie możesz – podniósł się na moment i spojrzał bratu w oczy, a następnie bezsilnie opadł.
                -Czemu? Pomogę ci, tylko nie wiem jak.
                -Nie możesz – skulił się lekko.
                -Co ci się dziś śniło? To też ma coś wspólnego z twoim samopoczuciem.
                -Nie pytaj – zakrył sobie twarz – Ty też mi nie wszystko chcesz powiedzieć.
                -Jak chcesz…
                Nie przesłuchał go już więcej, to, co działo się z jego bliźniakiem przekraczało jego najgorsze koszmary. Nie wiedział, co ma zrobić. Zachowywał się tak, jakby wpadł w jakąś depresję.
                Gdy tylko wrócili priorytetem dla Hikaru było wmuszenie w brata czegoś do jedzenia. Nie wiedział, czy to, co się działo w głowie drugiego wpływało na jego apetyt, ale wolał się upewnić, że jednak coś zje. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył na przed nim prawie pusty talerz.
                -Chcę dziś spać sam – zaczął mówić Kaoru.
                -Co takiego? – łyżka, którą trzymał, zatrzęsła mu się w ręku.
                -Chcę spać sam. Jesteśmy już duzi, nie musimy cały czas spać razem – uśmiechnął się – Poza tym, jestem wykończony, chcę się zaraz położyć.
                Nie. Tylko nie to. Jak miał zasnąć bez niego, nigdy nie mógł zasnąć, gdy jego nie było, obok, ale jeśli tego chciał, musiał uszanować jego wolę i przestać być takim egoistą.
                -Jak chcesz – odpowiedział wstając – Zjedz jeszcze trochę, a potem się wykąp. Przygotuje kąpiel – wyszedł mając otępiały wzrok.
                Wszedł do jak dotychczas ich wspólnej łazienki. Zatkał korkiem wannę i sięgnął na półkę, po ulubiony płyn bliźniaka. Odkręcił go i powąchał. „Pachnie dokładnie tak jak Kaoru”. Nalał sporo i zaczął napuszczać wody. Spoglądał na to, jak wszystko zaczyna się pienić. Pamiętał, jak jako dzieci często kąpali się razem. To była dla nich świetna zabawa. Pluskali się, ochlapywali nawzajem. Byli tacy radośni. Tak bardzo chciał wrócić do tych czasów. Zanurzył rękę w ciepłej wodzie. „Kaoru… Mój Kaoru jest smutny ”. W tej chwili właśnie on wszedł do środka.
                -Dobrze, że już jesteś – Hikaru podszedł do niego. Już mógł swobodnie na niego patrzeć – Chcę ci się spać? Naprawdę? Jest jeszcze tak wcześnie.
                W tej chwili brat wtulił się w niego mocno.
                -Tak chce mi się spać. To wszystko przez to, że tak się bałem.
                -Czego? – także go przytulał.
                -Że się na mnie o coś gniewasz…
                -Szalony… - zaśmiał się gorzko i odsunął od niego – Jesteś moim ukochanym braciszkiem, jedynym, jakiego mam. Co bym zrobił bez ciebie?
                Kaoru wzruszył jedynie ramionami.
                -No dobra, rozbieraj się.
                Nie czekając na jakąkolwiek reakcje z jego strony. Zsunął mu z ramion marynarkę, która opadła na dywanik. Następnie rozplótł mu krawat i zabrał się za rozpinanie guzików od koszuli.
                -Rano mnie ubierałeś, teraz mnie rozbierasz – zaśmiał się.
                -Wiem – tak bardzo się cieszył, że nieco poprawił mu się nastrój.
                Teraz zdjął z niego koszulę. Popatrzył na jego ciało. Pomimo, że starał się powstrzymać z całych sił, to mu się nie udało. Musiał dotknąć jego skóry, chociaż trochę. Pogładził go po szyi i zjechał ręką niżej.
                -Rozumiem, że jutro nigdzie się nie wybierasz? – popatrzył mu w oczy.
                -Dlaczego? Nie mam zamiaru zrezygnować z Yuu.
                „Zrezygnować z Yuu!? Aż tak wiele dla ciebie znaczy?”
                -Ale jesteś w tak kiepskim nastroju. Nie puszczę cię!
                -Już mi o wiele lepiej. Wyjdź, chcę się wykąpać – położył mu rękę na ramieniu – Potem pójdę już spać. Dobranoc, braciszku – przybliżył się i cmoknął go delikatnie w policzek.
                Hikaru zrobiło się gorąco. Znów sobie przypomniał o tym, co zrobił. Poza ty, dlaczego miał wyjść? Widział go nago, wygląda tak samo jak on. Czyżby się go wstydził?
                -Do-dobranoc – wybełkotał i wyszedł.
                Co on wyprawia? Dlaczego go pocałował? Może jednak coś wie, zdaje sobie z tego sprawę? I całe jego dzisiejsze zachowanie było wynikiem tego, co rano mu zrobił?
                Przez cały wieczór nie mogło mu to wyjść z głowy, słyszał jak jego brat układa się w pokoju obok. Co by było, gdyby go zapytał wprost? Nie wiedział, co ze sobą zrobić. Włączył telewizor, żeby czymkolwiek zająć umysł. Nie chciał przeszkadzać w niczym bratu, ale martwił się, że bez niego dziś nie zaśnie. Przeglądał jakieś durne seriale, nie mając nawet zielonego pojęcia o co w nich chodzi. W końcu zrobiło się ciemno. Uznał, że nie ważne ile będzie siedział bez celu na kanapie i tak nic nie wymyśli.
Poszedł do tej samej łazienki, w której kilka godzin temu kąpał się Kaoru. Pomieszczenie nadal wypełnione było zapachem jego ulubionego płynu. Nie chciał dziś mieszać tego samego zapachu z niczym innym. Nalał sobie letniej wody. Wszedł do wanny. Zamknął oczy, próbował się zrelaksować przed snem.
-Co się ze mną dzieje – mruknął do siebie.
Kompletnie nie rozumiał swoich uczuć. Zanurzył się w wodzie. Dzięki temu, że brat jutro szedł na randkę, miał szansę, żeby wykorzystać ten czas i spędzić go z Haruhi, jednak, nawet nie przeszkadza mu to, że idzie z nimi też Tamaki i nie będą mogli być sami. Z resztą, wolałby iść gdzieś razem z bratem. „On jest dla mnie ważny”. Zaczynało mu brakować tchu. Wynurzył się z impetem i zaczął nerwowo sapać. Z mokrych włosów spływały mu krople.

 Dziękuję za przeczytanie :*
Doprawdy ciężko mi się piszę nie mając łez w oczach...

Następna część pojawi się albo w następną sobotę (7), albo w środę (11) będzie to zależeć od tego, czy taki jeden się ze swoim opowiadaniem wyrobi, czy nie, a nie chcemy sobie wchodzić w drogę :P

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Kasamatsu x Kise część 1



Ohaio! 
Dziękuję za przybycie!
Bez Was to to sanktuarium dawno zamieniłoby się
 już w ruinę! A jak na razie tętni życiem! Co widać po ponad 10 tysiącach odwiedzin!
  Oboje z Exorcystą bardzo dziękujemy!
(dop. Exorcysta: Kłania się) 

Hu... ależ mi to wyszło... 10 tysi pykło, a ja jeszcze tego bonusika nie machnęłam w całości... Ale nie mam czasu, a że obiecałam, że dziś dodam, to dodaje to, co akurat mam. Błagam wybaczcie mi, lecz nie jestem w stanie coś ostatnio pisać krótko i na temat, rozpisuje się nie wiadomo o czym i nic na czas ukończyć nie mogę :/
Wybaczcie mi... (zakrywa sobie załzawione oczy rękawem)

Dodam, to, co już napisałam... Następna część pojawi się jak, jak napiszę...

Dobra, dobra Miśki!

Dobrze, moje kochanieńkie owieczki. Jak ogarniacie Kuroko no basket, to dobrze a jak nie to  skrócie opisałam w tym poście jakbyście nie ogarniali, możecie tam przeczytać czy coś, o tyle Kise i Kasamatsu w skrócie przybliżę tu i teraz.



Kise Ryota: Wesolutki, śliczniutki, słodziutki. Troszkę taka beksia... ale w tym tkwi jego urok. Lecz mimo wszystko jest jedną z najpogodniejszych postaci tego anime. Jeden z byłych członków drużyny cudów, jego specjalnością jest kopiowanie stylów innych graczy.

Kasamatsu Yukio: kapitan drużyny Kaijou. Senpai Kise. On znów jest bardzo stanowczy i potrafi ustawić swojego młodszego kolegę do pionu... "Troszkę" się na nim wyżywa. Dobry zawodnik i dobry kapitan. Zna się na tym co robi. Bardzo się troszczy o Ryote, chociaż na pierwszy rzut oka tego nie widać. Sam tłumi swoje uczucia.

Pewnie się zastanawiacie: "Czemu akurat oni i czemu akurat razem?"
Odpowiedź jest prosta: "Bo tak chce!"
Ano i jeszcze przypomnijcie sobie ostatni odcinek pierwszej serii... (rozpływam się)

Oki doki 
Jeśli jesteście gotowi się z tym zmierzyć, to zapraszam!

„Letnia przygoda”
Kasamatsu siedział w swoim pokoju, na dworze było zbyt gorąco, żeby wychodził na zewnątrz. Został mu już tylko tydzień wakacji i troszkę mu się zaczynało nudzić, nie mógł się doczekać, kiedy wróci do treningów, tylko za tym tęsknił. Nie miął, co robić, dlatego podłączył konsole do tv i załączył jedna ze swoich ulubionych gier. Było mu gorąco, dlatego zanim wszystko się załadowało, poszedł do zamrażalnika i wyciągnął loda. Usiadł na łóżku, wziął do reki bezprzewodowego pada, wsunął sobie loda do ust (nie mowie już jak to brzmi... :/) i zaczął grac: Skompletował jego zdaniem najlepszy arsenał broni, wybrał misję i ruszył ponurymi uliczkami w pogoń za swoim celem. Po chwili zdrętwiały mu nieco usta, odłożył wiec deser na papierek i pykał w najlepsze, po pewnym czasie rozszedł się się dźwięk dzwonka jego telefonu.
-Co za...- prychnął, nie chciał odrywać się od gry.
Zestrzelił snipera z dachu, dalej przechadzał się się po uliczkach, likwidując wrogów a jego komórka, coraz bardziej domagała się zainteresowania. Nie chciało mu się go odbierać, właśnie miął zamiar pobić rekord w liczbie trupów. W końcu już nie wytrzymał, znów włożył sobie do buzi loda.
-Tak, słucham - powiedział niewyraźnie, przytrzymał sobie telefon ramieniem, a w rekach trzymał pada.
-Senpai!
Na dźwięk tego znajomego głosu, odgryzł zimny deser, część została mu w ustach, a reszta opadła mu na klatkę piersiowa. Podskoczył na ta nagła zmianę temperatury
             -Kise? – przełknął szybko, to, co miał w ustach.
-Cześć! Co robisz? Nudzisz się? Bo ja strasznie. Chyba się troszeczkę za tobą stęskniłem. Hihihi. Chciałbyś się gdzieś wybrać? Fajnie by było, bo wiesz, ja to siedzę, zupełnie sam, robota mi się skończyła, nudy i tyle, a wspominałem już, ze się troszkę za tobą stęskniłem? Dobra nie ważne. To jak miałbyś ochotę się ze mną spotkać, albo wiesz, co!? Wiesz, co!?
                -Kise! – przerwał mu i spauzował rozgrywkę – Uspokój się!
                -Przepraszam, Senpai, ale jestem taki podekscytowany.
                -Więc, powiedz na spokojnie, o co, chodzi.
                -Wymyśliłem, że możemy razem gdzieś wyjechać… No chyba, że masz już inne plany… - posmutniał.
                -W zasadzie, to nic nie robię… - zamyślony spojrzał w sufit – Można by się gdzieś przejechać…
                -Właśnie! Jezioro! Co ty na to? Taki 3 dniowy wypad pod namiot, połowimy rybki, wypijemy parę piwek. Fajnie będzie.
                -Piwo? Ryby? A co my faceci w średnim wieku?
                -Eee? No wiesz? To nie tak miało być, chodzi o to, ze będziemy się dobrze bawić, nie sądzisz senpai?
                -Ech. Dobra. Mam namiot, śpiwór, trzeba się tylko spakować i możemy ruszyć w plener.
                -I o to chodzi! Zobaczysz jak będzie fajnie. Pokąpiemy się, w świetle księżyca, połapiemy świetliki…
                -Litości – załamał się – Teraz to mi bardziej randkę z dziewczyną przypomniało… Czy ja jestem twoją dziewczyną?
                -Nie czepiaj się! Spotykamy się jutro na stacji, ja wymyślam, gdzie jedziemy! Papatki! – rozłączył się.
                -Już się boję – mruknął pod nosem.
                Jeden telefon zburzył cały jego spokój. Odetchnął głęboko i dokończył jedzenie loda i zdjął pobrudzoną koszulkę, nawet nie potrzebował zakładać innej, w pokoju i tak był na tyle gorąco, że już wolał siedzieć bez niej. Wrócił spokojnie do swojej gry. Zerknął na szafę: później, będzie musiał się spakować, ale to później. Zdąży przecież.
***
                Brunet ubrany był dziś na tyle swobodnie, żeby nie pocić się w ten upalny dzień. Luźna niebieska koszulka na krótki rękaw i czarne bojówki. Poprawił sobie wielki plecak i wszedł na zatłoczoną stację. Rozejrzał się, dookoła mnóstwo ludzi, piękne, jasne pomieszczenie w stonowanych barwach, szklane drzwi i kolorowe informacje. Błądził oczyma po przechodniach, wyszukując tej jednej osoby.
                -Senpai!
                Ta osoba go właśnie sama znalazła.
                Kise rzucił gdzieś swoje rzeczy i podbiegł jak najszybciej, a biegał szybko, do kolegi w mgnieniu oka znalazł się przy nim i zarzucił mu ręce na ramiona i jednym ruchem przytulił go do siebie. On znowu założył dziś na siebie białą rozpinaną bluzkę z kapturem, pod spodem miał czarny bezrękawnik i jasno brązowe rybaczki ze ściągaczami na dole.
                -Senpai! – zaczął szlochać.
                -Uspokój się! – Kasamatsu próbował się od niego odsunąć.
                Pewnie gdyby nie to, że trenuje, już dawno przewróciłby się pod wpływem ciężaru, jaki spoczywał mu na plecach, a nadmiar złego blondynek niemal uwiesił mu się na szyi i ciągnął go w dół.
                -Już myślałem… Już myślałem… - beczał Ryota, – Że zapomniałeś o mnie tak jak Kuroko i reszta, bo oni to się do mnie w ogóle nie odzywają! A ja.. a ja… No wiesz. Tęsknię, za tobą też się stęskniłem, Senpai! – ryknął na koniec.
                Ludzie, zaczęli im się przyglądać, bruneta już zaczęło denerwować zachowanie jego młodszego kolegi. Odepchnął go szybko od siebie i trzepnął przez głowę.
                -Opanuj się! Bądź dużym chłopcem! – wysyczał do niego przez zaciśnięte zęby.
                -Przepraszam… - ocierał łzy wierzchem dłoni, – Ale jakoś tak, nie mogłem się powstrzymać…
                -Raaaaany – przewrócił oczyma – To dokąd ruszamy?
                -Zobaczysz! – wrócił mu dobry nastrój i wyszczerzył zęby.
                -No dobra, niech ci będzie.
                Kise robił wokół siebie szum, co nie uszło uwadze kilku dziewczyn, najpierw stanęły obok, zaczęły się przeglądać, a następnie.
                -To jednak on! To Kise Ryota! – pisnęła jedna z nich podekscytowana.
                Od razu część jego fanek oblepiła go niczym trujący bluszcz, skutecznie odcinając drogę ucieczki. Nie mógł zrobić nic innego jak tylko rozdać im autografy i pozwolić porobić sobie im ze sobą zdjęcia. A jego starszy kolega? On znowu nie mógł zrobić nic innego niż usunąć się na bok i spokojnie odczekać, aż to całe szaleństwo się skończy.
                Blondynek jak najszybciej chciał się od nich wyrwać, co chwila patrzył nerwowo na zegarek, to na listę pociągów.
                -Przepraszam, drogie panie, ale troszeczkę się spieszę He He… - próbował zgrabnie wybrnąć z sytuacji.
                -Co!?
                -Nie!
                -Zostań tu z nami! –piszczały.
                Yukio patrzył na to wszystko coraz bardziej się denerwując. Przewracał oczyma i zerkał jak jego kolega sobie kompletnie nie radzi. Bez trudu udało mu się przedrzeć przez tłum rozentuzjazmowanych fanek, wybijając im niemal oczy łokciami. Bez słowa podszedł do kumpla i chwycił go za przegub.
-Idziemy – spojrzał mu w oczy tak ostro jak tylko on potrafi.
Szarpnął go i wyciągnął z grona dziewczyn. Nikomu nic nie wyjaśniając. Kise zastanawiał się jak jemu mogło się udać go stamtąd wyciągnąć, chyba musiało chodzić o to jego spojrzenie, nie raz dostawał gęsiej skórki, gdy je wiedział, a wtedy wiedział, że lepiej się nie zbliżać do niego na odległość mniejszą niż 100 m.
-Zaraz mamy pociąg… - zagadał cicho do niego.
-Wiem o tym – przystanął już w bezpiecznej odległości ukrywając i jego i siebie za kolumną. Nadal go nie puszczał.
-Trzeba się jakoś przemknąć – zaczął się rozglądać.
-Chodź – zarzucił mu kaptur na głowę.
Kise ledwo, co widział spod materiału, który niemal całkowicie zakrywał mu oczy, był znowu prowadzony, ale nie przeszkadzało mu to ufał swojemu senpai, bardziej niż sobie samemu.
Niemal w ostatniej chwili zdążyli wskoczyć do pociągu. Dopiero, gdy pociąg ruszył Kasamatsu puścił rękę młodszego.
-Senpai, dobrze, że już doszliśmy, bo już mnie ręka zaczynała boleć – machał dłonią i wyginał ją w różne strony.
Jakieś dwie starsze babcie spojrzały na nich przerażone i zaczęły coś między sobą szeptać z oburzoną miną, chłopcy na chwile tylko zwrócili na nich uwagę.
-Wziąłeś wszystko? – brunet oparł się o ściankę.
-S-s-senpai… - zbladł i zrobił kilka kroków do tył – tylko nie krzycz…
-Nie mów – spojrzał na niego ostro.
-Eto… - otworzył szybko okno i wychylił się przez nie – Może jeszcze zdążę!?
-Oszalałeś? – złapał go w pół i wciągnął z powrotem do wagonu. Blondyn upadł na podłogę – Idiota! – trzepnął prosto w ten blond łeb.
-Senpai, co ja teraz zrobię… - nadal siedział na podłodze i zaczął beczeć, nie miał swoich bagaży.
-Dobra, poradzimy sobie – ukucnął obok niego i objął go ramieniem…
-Ale.. ale… - chlipał.
-Już dobrze. Telefon masz…
-Buu… - pokiwał głową, że tak.
-Portfel masz?
-Ułe… - znów odpowiedział twierdząco.
-To jakoś to będzie – westchnął i uśmiechnął się do niego – Na szczęście ja mam namiot i śpiwory, ech. Moje ubrania powinny być na ciebie dobre.
-Jesteś taki kochany… - przytulił się do niego.
Starsze babcie aż sztuczne szczęki podgryzały jak na tą całą scenkę patrzyły.
Udało im się zająć całkiem wygodne miejsca, upchnęli gdzieś bagaż, który im pozostał. Jechali bardzo długo. Patrzyli jak za oknem mijają różne drzewa, budynki, nie liczyli już ile razy przez ten czas Kise ziewnął. W końcu jego głowa opadła bezwładnie na ramię kolegi. Ten zerknął tylko na tą śpiącą już twarz i uśmiechnął się delikatnie. Pozwolił mu tak zostać.

Także dziękuję za przeczytanie!

Obiecuję, że jak tylko napiszę kolejną część, to ją niezwłocznie dodam!