piątek, 28 czerwca 2013

Hijikata x Okita część 8


Hej Misiaczki.
Dodaje PRZED ostatnią część. Miała być ostatnia, ale tak się rozpisałam, że tego nie spłętowałam  w taki sposób, jaki bym chciała, dlatego wyszło tak, że będzie jeszcze jedną część z nimi (chyba) oprócz tej.
Dziś już mniej krwi... :)

Ikuzo!

"Zawszę będę przy tobie" C.D.



Szli razem ulicą, wglądali obaj jak synowie demonów z piekła rodem, ich ubrania były całe w plamach krwi. Hijikata obmył tylko twarz dłonie w jakimś strumyczku obok, żeby móc trzymać małego za rączkę. Ludzie zastanawiali się, czy ten strój (chciałam napisać przyodziewek) jest celowy, specjalnie przygotowany do jakiegoś dzisiejszego występu. Nikomu nie przyszło do głowy, ze jeden z nich w bronie drugiego o mało, co nie zabił kilku osób, tylko w ostatniej chwili się powstrzymał.
Podeszli do stoiska z dango (:)).
-Staruszku, poprosimy dwie porcje – Zamówił Toushi.
-Oh, już się robi – odpowiedział siwiejący mężczyzna i zabrał się za nakładanie – Pięknie wyglądacie, to jakiś strój?
-Ta, cosplay – podał mu w zamian kilka monet. Nie chciał tłumaczyć mu nic więcej.
Udało im się przysiąść na jakiejś ławeczce, żeby mogli zjeść w spokoju. Sougo wciągnął pierwszą kulkę w mgnieniu oka, oblizując się, co chwila z sosu sojowego. Toushi natomiast długo przyglądał się deserkowi, zanim zrobił pierwszy nieśmiały kęs, skrzywił się zaraz i zaczął się nerwowo rozglądać. Nigdzie nie widział, żadnego stoiska, gdzie można by było dostać majonez, żadnego też ze sobą nie wziął, a bez niego mu w ogóle nie smakowała, było jakieś takie mdłe, za słodkie i nijakie…*Westchnął i zrobił kolejny mały kęs, naprawdę mu nie smakowało, natomiast, jego młodszy kolega przez ten czas zdążył już wciągnąć wszystko, co miał i teraz oblizywał małe paluszki. Brunet przez chwilę coś rozważał.  Nie da rady tego zjeść, jest paskudne.
-Masz moje – pomachał małemu przed oczami patyczkiem.
-Zatrułeś to?
-Za, kogo ty mnie masz!? – zabrał mu go z przed oczu.
-Tak tylko pytam, ja bym zatruł.
-Błagam, nie porównuj mnie do siebie – zakrył sobie oczy dłonią.
-To nie zatrułeś? – podniósł na niego nieśmiało wzrok.
-Jasne, że nie! Baranie!
-To… możesz mi dać… - powiedział speszony.
-Co? Nie dosłyszałem. Możesz powtórzyć? – przyłożył doń do ucha.
-Daj mi.
-Co?
-No daj mi! – zaczerwienił się.
-A gdzie proszę?
-Daj mi to… proszę… - zacisnął powieki i wręcz wypiszczał.
-No masz, już – niemal rzucił dango w jego stronę.
Ledwo udało mu się złapać smaczny deserek, wymykał mu się z rączek, ale w końcu bezpiecznie znalazł się w jego pewnym uścisku.
Hijikata rozsiadł się wygodnie i popatrzył w niebo. Było już naprawdę późno. Festiwal miał się ku końcowi. Westchnął głęboko. Trochę czasu mu zajęło rozprawianie się z tymi samobójcami i nie zdążył mu za wiele pokazać, trochę żałował, miał tyle pomysłów, ale przecież wszystko na jego własne życzenie, mógł nie uciekać.
-Już niedaleko do fajerwerków (nie jestem pewna, czy to zdanie jest poprawne)– wypowiedział zamyślony.
-A nie mówiłem, że wytrzymam? – machał nóżkami też patrzył w gwiazdy.
-Ta… mówiłeś – pogłaskał go po głowie – Znam fajne miejsce, gdzie będzie można to dobrze oglądać.
-Zaprowadzisz mnie tam.
-Ech… niech ci będzie – uśmiechnął się (prawie jak pedofil, zaciągnie go gdzieś w krzaczki i robi mu „to” i „tamto”, o wielki yaoizmie, ja robię z Tosia pedofila…, Co ja najlepszego wyrabiam…???) – Daj łapkę, idziemy – wyciągnął do niego rękę.
Ten na myśl o nadchodzących fajerwerkach szybciutko zeskoczył z ławeczki, od razu pożałował tego, co zrobił, bo odezwała się rana na kolanie, skulił się lekko i syknął.
-Wszystko w porządku? – nadal trzymał wyciągniętą rękę.
-Tak – starał się być twardy, ale tak na prawdę bolało go jak cholera.
-No, chodź tutaj, nie udawaj.
-Wcale nie boli – podał mu rękę – Tylko chcę cię potrzymać za rękę.
-Naprawdę wolisz przyznać się do tego, że chcesz iść ze mną za rączkę, niż do tego, że cie coś boli. Ale z ciebie dziwaczny dzieciak…
-Już wolę to.
-No dobra, dobra, niech ci będzie – podrapał się po głowie i odwrócił wzrok od niego.
Zaprowadził go na całkiem ładną, skąpaną w delikatnym świetle księżyca polankę, kilka osób już tam siedziało (żeby nie było, że są sami, nawet ja nie jestem tak psychiczna, żeby z Tosia robić 100% pedofila, jak dla mnie zapodam mu około 25%). Też wyczekiwali na fajerwerki (swoją drogą wiecie, że to słowo w języku polskim pochodzi z niemieckiego?). Było tam też mnóstwo obściskujących się par, którzy chcieli się pocałować przy świetle sztucznych ogni.
Usiedli gdzieś na skraju, siedzieli w milczeniu. Tutaj było o wiele chłodniej, niż wśród imprezującego tłumu. Sougo objął swoje drobne ramiona rękami, mniejsze ciało, szybciej traciło ciepło, niż jego kolega, który popatrzył teraz na niego podejrzliwie
-Zimno ci? – zatroszczył się o niego.
-Nie – zaprzeczył, chociaż jego zachowanie wskazywało, na co innego.
-A mi jest – chwycił go w pół i przygarnął do siebie (Lvl pedofilizmu wzrósł do 30%),
Mały nie chciał się wyrywać, w rzeczywistości zrobiło mu się chłodniej i teraz, gdy mógł się ogrzać, było mu o wiele lepiej. Też objął go rękami w pasie, a głowę oparł o jego klatkę piersiową. Jej miarowe ruchy powoli zaczynały sprawiać, że stawał się senny. Ziewnął głośno…
-Coś czuję, że nie dotrwasz do końca…
-Dotrwam – ścisnął go ze swojej całej, dziecięcej siły.
-Zobaczymy – pstryknął go w nosek (31%)
Jeszcze troszeczkę sobie poczekali, zanim niebo rozświetliły pierwsze różnokolorowe kwiaty. Sougo zamknął już oczy, nie miał siły, myślał, że chwilkę tak posiedzi i będzie lepiej, pomylił się, było jeszcze gorzej. Najchętniej już teraz położyłby się spać, ale przecież obiecał, że da radę, nie tyle przed sobą, ale jak to nie miałby udowodnić czegoś temu cholernemu Hijikacie. Prawie zasypiał.
-Popatrz – Toushi szturchnął go w bok.
Powoli otworzył już zalepione oczka i uniósł głowę do góry. To, co, wtedy zobaczył nie można było porównać, do niczego, czego do tej pory widział. Zwyczajne ciemne niebo, które znał, zostało zastąpione różnokolorowymi światłami, które rozbłyskały w coraz to nowych miejscach. Dając niesamowity spektakl barw. Co chwila wystrzeliwały ze świstem w niebo nowe race, rozpadały się w mgnieniu oka, dając początek majestatycznym kolorowym kwiatom. Wybuchy, świsty i westchnienia Okity na ten cały widok mieszały się z cichym podmuchem wiatru. Był zachwycony. Jeszcze nigdy nie widział takiego pokazu, w tej chwili był pewien, że nigdy żaden nie będzie mu się podobał bardziej, niż jego pierwszy. Zawsze pierwszy raz najbardziej zapada w pamięci **
Toushirou też się przyglądał, chociaż on już widział to wszystko wiele razy, pomimo tego cieszył się, gdy zerkał na szczęśliwą minę Sougo. Też był szczęśliwy. Cieszył się, ze sprawił Mu radość. Kto wie, może dzięki temu się bardziej polubią? Może zacznie go chociażby tolerować? Myślał tak, ale bardzo wątpił. Nic raczej nie było w stanie zmienić jego nastawienia.
Ostatnie sztuczne ognie rozświetliły niebo, po czym wszystko ucichło. Mały przytulił się teraz bardzo do opiekuna.
-Dziękuję… - powiedział ledwo słyszalnie. Krępowało go to słowo, ale wiedział, że musi to powiedzieć.
-Proszę bardzo. A teraz zbieramy się do domku. Ok.
-No. Ok – podniósł na niego wzrok. Teraz był w stanie spojrzeć mu w oczy.
Hijikata praktycznie ciągnął małego za sobą, był tak wykończony, że nie miał siły iść. To było za wiele, dla małego dziecka. Już dawno powinien być w łóżeczku i smacznie spać. Dodatkowo lekko kulał.
-W takim tempie to do rana nie dojdziemy – żachnął się brunet.
-Nie marudź… - ziewnął głośno.
Toushi puścił jego rękę. Mały ze zdziwieniem przyglądał się temu, co on wyprawia. A on ukucnął przed nim, tyłem do niego.
-Wskakuj „na barana” (33%) – powiedział pewnie.
-Głupie – zaczerwienił się.
Chociaż miał ochotę, bardzo by go to odciążyło.
-Niech ci będzie – powiedział tak, jakby to on mu robił łaskę, a nie było na odwrót i wgramolił się na jego plecy.
Starszy dźwignął się pewnie z balastem na plecach i ruszył bardzo szybko do przodu. Mały położył mu ufnie główkę na ramieniu, powoli odpływał. Osunął się lekko w jedną stronę i o mało co nie spadł.
-Łoj, Sougo! – Przebudził go drastycznie głos opiekuna.
-Ja nie śpię! – otrząsnął się
-Ta jasne, a zaraz zaliczysz glebę – chwycił go mocno i przesunął na swój brzuch (36%).
-Co robisz!? – przestraszył się troszeczkę.
-Będę cię niósł jak małpkę… Z resztą nawet ją przypominasz.
-Ej no!

Chciał się kłócić, ale był na tyle wykończony, że szybko odpuścił i objął go mocniej zarówno nogami jak i rękami. Zawiesił się na nim tak mocno, jak tylko mógł, naprawdę był zmęczony i sam się bał, czy nie upadnie na ziemię, gdy odleci. Postanowił całkowicie zaufać Hijikacie. Wtulił nos w jego obojczyk i szybciutko pogrążył się we śnie.
  * (szczerze, jak ja pomyślę, że Hiji żre majonez ze wszystkim, bo dodaje go nawet do kawy <<sic!>> to mi się nie dobrze robi, chociaż sama nie jestem o wiele lepsza, skoro ja jem frytki polane shakem truskawkowym XD). 
**(matko, ja już na serio nie chcę mówić jak to brzmi).

Dziękuję, że arty, które dodaje Wam się podobają. dziś dodaję dwa, bo oba mi do tej historyjki idealnie pasują :)
Kolejna, chyba ostatnia część z nimi pojawi się w poniedziałek :)
Dzia za przeczytanie...

3 komentarze:

  1. Fajnie że jeszcze będzie jedna część tej historyjki, bo jest naprawdę ciekawa :) Te procenty...no mistrzostwo, to było takie dobijające i jednocześnie śmieszne XD Hmm... co ty by jeszcze napisać, a tak oba obrazki są prześliczne.
    Już nie mogę się doczekać poniedziałku :) No i wreszcie są WAKACJE :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh... ja w nim pedofila nie widzę - (o.O) - ale jak kto uważa...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszyscy jesteśmy jacyś odmiennie normalni;P Ja tam stoję po jego stronie jeśli mowa o majonezie:D Choć nie dodaję go do kawy;P
    Pedofil? To ile Okita ma lat? Mimo wszystko ciekawie:P 30% pedofila XD hahahaha... i ciągle wzrasta;D
    Cudne arty:D Bardzo mi się podobają i faktycznie pasują do rozdziału XD
    W takim razie do poniedziałku, tym razem postaram się nie spóźnić... za bardzo;P No, ale poważnie:) ach, wakacje:D Nareszcie coś z planu dnia odpadło;P
    Weny życzę XD

    OdpowiedzUsuń