Powrót do normalności, czyli dodaję w normalnym tempie kolejne opowiadania.
Dziś bez zbędnych ceregieli przechodzę do sedna
"Zawsze będę przy tobie" C.D.
Okita siedział w jakiejś ciemnej
uliczce, nie chciał się pokazywać swojemu opiekunowi na oczy, nie lubił go,
taka bardzo go nie lubił, czumu to akurat on musiał tu z nim przyjść,
ktokolwiek inny, każdy byłby lepszy od niego, ale to musiał być akurat on.
Rysował spokojnie jakimś
patyczkiem po piasku, gdy nagle usłyszał:
-Hej, mały, co ty tu robisz?
Nie odpowiedział im nic, tylko dalej robił
swoje.
-Słyszysz mnie!? Jesteś głuchy
czy co?
Rzucił im pełne gniewu
spojrzenie. Obok niego stało pięciu dorosłych mężczyzn, każdy z nich wyglądał
na ronina.Uciekałby, ale noga go bolała, nie miał szans.
-Więc jednak mnie słyszysz! Co
taki szczyl robi w miejscu takim jak to? Uciekłeś mamie, co? Ładnie to tak – ten,
który do niego mówił, zbliżył się – A może zobaczymy, czy mamusia, nie dała mu
jakiś pieniędzy, co chłopaki?
-Odczepcie się ode mnie – żachnął
się Sougo, gdy jeden mężczyzna podniósł go do góry, zamiarem „wytrzepania” z
niego wszelkiego dobytku.
-Nie słyszałeś, co powiedział? –
mały usłyszał znajomy głos –Masz go puścić!
Hijikata podszedł bliżej na jego
twarzy nie malowały się żadne emocje, ale wewnątrz cały gotował się ze złości.
Raz na Sougo, który mu uciekł i naraził się na niebezpieczeństwo. Dwa na tych
gości, którzy chcieli mu coś zrobić. Cóż natrafili na nieodpowiedniego
dzieciaka, bo on – Toushirou nie pozwoli mu zrobić najmniejsze krzywdy, nie
wtedy, gdy jest od jego opieką.
Teraz bez słowa wymierzył celny
cios w żołądek faceta, który trzymał Sougo. Maluszek wypadł mu z ręki i teraz
bezwiednie leciał w dół, zaraz jednak bezpiecznie wylądował w ramionach opiekuna.
Cała reszta już się na nich
szykowała, rozgrzewali ręce, chwycili za katany, tymczasem pierwszy
poszkodowany dopiero się zbierał, zwijając się jeszcze z bólu.
Hijikata nie wziął ze sobą żadnej
broni. Zlustrował ich od góry do dołu. Stwierdził, że żadna broń nie była mu
konieczna do obrony. Nadal trzymał na rękach Okite, jak małą księżniczkę.
-Schowaj się – odstawił go
bezpiecznie na ziemie.
-Pomogę! – odezwał się hardo.
-Za kilka lat na pewno. A teraz
stań z boku i nie przeszkadzaj – stanął do niego tyłem.
-Ale…
-Żadnego „ale”!
Teraz się na niego nieźle wydarł.
Wiedział, że sprawia tym małemu przykrość, ale nie chciał go narażać, wolał to
od tego, że może zostać ranny w ferworze walki, tym bardziej, że gdy on sam
wpadał w trans, nic nie mogło się uchować przed jego ostrzem. Lecz przysiągł
sobie, że zawsze go obroni, niezależnie od wszystkiego.
Także przyszykował się do walki,
nie miał ze sobą miecza, ale chwycił za stojący, opodal podłużny kawałek drewna,
-Prawie jak bokuto* – szepnął do
siebie i ustawił się.
-Haha! Oszalał! Chce z nami
walczyć tą dechą! Ha ha! – odezwał się jeden z przeciwników.
Na znak wszyscy ruszyli na niego.
Ten tylko wyszczerzył zęby i zrobił zwinny unik, sprawiając tym, ze jego
wrogowie wpadli na siebie. Zaraz potem uderzył jednego z nich z całej siły
badyle w tył głowy, rozbijając ją. Polała się obficie krew. Następnie znów
uchylił się przed ostrzem, które czyhało na niego za plecami i kopnął
napastnika, w piszczel, było słychać głuchy chrzęst łamanej kości. Biedak upadł
na ziemię i chwycił się za obolałą nogę, porzucił miecz, okazję tę wykorzystał
Toushi, szybko chwycił za jego oręż, zapominając o drewnianej desce.
Młody, czarnowłosy samurai wpadł
w szał bitewny, przez chwilę nawet nie dawał im najmniejszych szans na
zwycięstwo. Siekał i ciął gdzie tylko i jak popadło. Czerwona ciecz… Dużo…
Bardzo dużo… wszędzie… Jego twarz i ubranie w mgnieniu oka zastało zabrudzone.
Wszędzie miotały się szkarłatne kropelki
**. Pośród gwaru bawiących
się ludzi i wszechobecnej muzyki i śpiewów, nikt nie słyszał wołania o pomoc.
Natomiast Sougo stał z boku i
patrzył jak urzeczony na to, jak jego kohai sprawia cierpienie przeciwnikom,
jak co raz to otwierają się im nowe rany, słuchał z zadowoleniem ich krzyków i
błagań. Obserwował, z jaką gracją i nienaganną techniką walczył Toshirou.
Chociaż sam tego nie chciał przyznać, ale niestety musiał, to zrobić. Ten
cholerny Hijikata był nieziemsko utalentowanym szermierzem. Żaden z tych
facetów nie stanowił dla niego najmniejszego wyzwania. Szał, rządza mordu, te
słowa go w tej chwili opisywały.
-D… Demon!
Wykrzyczał jeden z nich, gdy
tylko brunet zbliżał się do niego z szaleńczym uśmiechem, kołysząc się na boki,
gdy ofiara czołgała się już po ziemi nie mogąc wstać.
-Przestań! Błagam! – biedak
przewrócił się na plecy i zasłonił się rękoma.
Hijikata z przerażająco
wyszczerzonymi zębami i grzywką zasłaniając mu niemal całe oczy podniósł miecz
nad swoją głowę, ostrzem do dołu. Zaśmiał się opętańczo, gotów przebić mu
gardło, albo serce.
-Nie! – wrzasnął biedak, gdy
ostrze zaczęło się do niego zbliżać.
Wbiło się ono jednak głęboko w
ziemię, tuż obok jego głowy, odcinając spory kawałek włosów.
-Wypie*dalać stąd! – wydyszał
ciężko, przez zaciśnięte zęby, miał ochotę go zabić – Zanim zmienię zdanie!
Ci, którzy byli w stanie chodzić
pomogli tym, którzy tego uczynić nie mogli i zwiewali w przerażeniu jak
najdalej.
Toushi stał jeszcze chwilę w bezruchu,
jego twarz, piękne, czarne, lśniące włosy ***, ubranie, były całe opryskane krwią, a dłonie
całe w niej skąpane.
Jednym zgrabnym ruchem wyciągnął
oręż z ziemi i szybkim a la cięciem otrząsnął go z resztek czerwonego płynu.
Potem powoli podszedł do Sougo, tak, żeby go nie przestraszyć **** i
ukląkł przed nim.
-Nic ci nie zrobili? – zapytał.
Powoli się uspokajał.
Potrząsnął w odpowiedzi głową, że
nie.
-Na pewno? – chwycił go
delikatnie za bródkę i dokładnie go sobie obejrzał.
-Tak.
Wyrwał się i tym razem to on
wyciągnął do niego rączkę dotknął delikatnie, jego ubrudzonej twarzy.
Przyglądając się urzeczony plamom krwi.
Hijikata zupełnie nie rozumiał
tego dziecka, z pozoru wyglądał jak zwyczajny, słodki, mały chłopiec, ale gdy
tylko poznał go bliżej, teraz już w zupełności nic nie rozumiał. Był
przerażający. To było adekwatne określenie. Ale on się go nie bał, nawet go
rozumiał. Patrzył jak z ognikami w oczach Okita bawi się plamką krwi, nie
zwracając uwagi na nic.
-No to słuchaj bachorze – brunet
złapał małego za oba policzki i zaczął mocno szczypać – Jak jeszcze raz
wywiniesz mi taki numer, to cię stłukę na kwaśne jabłko.
-Ał… ał… ał… Boli! – piszczał.
-I ma boleć! Żebyś zapamiętał!
-Dobra, dobra! Puść! – Miał już w
oczach łezki.
-Dosyć tego dobrego! Jak ty się
zachowujesz!? Wracamy do domu! – puścił go.
-Nie! – bez namysłu wtulił się w
niego *****
– Będę grzeczny! Już będę grzeczny! Obiecuję! Zostańmy tylko do końca! Już nie
ucieknę! Proszę, zostań ze mną do końca.
-Łoj, ubrudzisz się, jestem cały
upaprany, ty też będziesz!
-Nie obchodzi mnie to – mówił już
troszkę spokojniej – Ja jeszcze nigdy nie byłem na żadnym festiwalu! Proszę! –
rozpłakał się.
-Łoj, łoj, już dobrze – także go
objął, tak by go jeszcze bardziej nie ubrudzić – A mówiłeś, że nigdy nie
płaczesz?
-Bo nie płaczę. Jestem już duży.
Nie płaczę – płakał.
-Tak, tak… Chodźmy, na
pocieszenie zjemy coś słodkiego.
Okita odsunął się od niego i
otarł wierchem dłoni mokre oczy.
-To chodźmy… - wyszeptał
nieśmiało. Od razu nieźle pocieszony tym faktem.
*Bokuto - drewniany miecz (dosłownie). Znany również pod nazwą bokken, ale ja wolę nazwę bokuto, jest rdzennie Japońska, natomiast bokken, to nazwa nadana przez europejczyków, znaczy dosłownie drewno/drewniany i miecz.
To tyle tytułem wyjaśnienia.
**(łiiiiiii!!! Nareszcie, nareszcie mogłam opisać coś krwawego. Łiiiiii!!! Oj jak
mi tego ostatnio brakowało… Jak mi teraz dobrze…)***(ta… ja kocham te jego kłaczki!!!)
****(Przestraszyć? Sougo!? Buahahahahahaha)
*****(łoj, łoj, łoj<<łoj, zaczynam gadać jak Hijikata!!!>>, przepraszam za wszystko, to mój pierwszy shota)
Dziękuję za przeczytanie :)
Cieszę się, ze mogłam tą część napisać, mówiąc szczerze po moich ostatnich dość nieciekawych przyznam szczerze, przesłodzonych i obrzydliwie uroczych wypocinach jak z KagaKuro, czy one-shot z Shizayą, mogłam napisać coś, co o wiele bardziej przypada mi do gustu. Stali czytelnicy doskonale wiedzą jak bardzo kocham krew, dużo krwi i ta dalej... Lubię krwawe scenki, tak to straszne, powinnam pisać jakie gore, a nie yaoi... Hmmm.. Jedno drugiego nie wyklucza, jak sądzicie?
Kolejna część w piątek. Być może ostatnia z HijiOki.
Zastanawiam się, czy jak mi stuknie 5000 wyświetleń, to może też napiszę jakiś bonusik... Zastanowię się a o kim byście chcieli?
hah krew wróciła, co? Ale fajnie wyszło, fascynacja sadyzmem w tak młodym wieku... biedny Okita, przynajmniej wiemy co z tego wyrośnie XD
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać piątku, szkoda że to już będzie ostatnia część :c a i fajny obrazek :) Przepraszam że nie napiszę dłużej z kompa mnie zwalają
Cudna walka < ogniki w oczach > ach, krew, wszędzie krew XD Hijikata to naprawdę wspaniały szermierz;D
OdpowiedzUsuńAż nie wiem co napisać;P Rozdział po prostu genialny:D
Okita oczarowany swoim senpai, niech z niego wyrośnie taki sadysta jak my, będzie nas więcej;P
Ale jak na niego nawrzeszczał to było zabawne :P I takie zaskakujące... hahaha:D Nie spodziewałam się:D
Co dalej, co dalej?
A no właśnie, zapomniałabym:
UsuńOczywiście mam nadzieję, że podbiło do 5000;D i jeśli chodzi o bonusik to proponuję Suoh x Munakata, jak już kiedyś chyba pisałam;D