Potraktujcie mnie jako takiego yaoistycznego Świętego Mikołaja, który kocha Was Dzieciaczki obdarowywać prezentami z każdego powodu!!!
Oto i mój prezencik dla Was, na Dzień Dziecka:
„Kinder niespodzianka”
Izaya spał
sobie smacznie przytulony do brzucha Shizuo, było wcześnie rano, gdy obudził
ich obu dzwonek do drzwi. Brunet przekręcił się śpiąco i ponaglająco dźgnął
kochanka w bok.
-Co
tam…? - mruknął zaspany…
-Drzwi…
ktoś się dobija.
-Ta…
no i co z tego?
-Weź
idź otwórz… Wkurza mnie to.
-To
pewnie akwizytor… jak cię to tak wkurza, to sam otwórz… - przekręcił się.
-Ej,
to twoje mieszkanie! – nie dawał za wygraną.
-Przesiadujesz
tu tyle czasu, że prawie jest już też twoje. Jesteś bardziej irytujący, niż ten
koleś! – zerwał się i usiadł.
Obdarzył
Oriharę nienawistnym spojrzeniem i powoli wstał. Drugi podniósł się zaraz za
nim.
-Skoro
i tak wstałeś, to nie mogłeś zrobić tego za mnie!? – zirytował się blondasek.
-Oj,
tam, oj, tam – odpowiedział mu rozkładając teatralnie ręce i podchodząc do
drzwi.
Otworzył
je powoli, zakładając przy tym uśmiech nr 8, gotów zjechać akwizytora od góry
do dołu, tak, że nie wiedziałby, którędy ma wrócić do domu, Shizo stał tuż za
nim, ale on miał zamiar odesłać go do szpitala.
Drzwi
się uchyliły i obaj zamarli w przerażeniu.
-Shizu-chan…
- Odezwał się informator, mrugając – Co rzesz ty zmajstrował? – spojrzał na
niego cynicznie.
-To…
to… to nie ja…
-O
ile mi wiadomo, to twoje mieszkanie!
-No
tak…, ale… ale…
-Żadnego,
„ale”, Shizu-chan! Lepiej się przyznaj, kiedy zamierzałeś mi powiedzieć o tym,
że jesteś ojcem?
-Ej,
Izaya, chyba nie myślisz!? – próbował się tłumaczyć.
Spojrzał
po raz kolejny pod drzwi i nadal nie wierzył, temu, co widział, tam w nosidełku,
spało sobie smacznie małe dziecko! Miało, co najwyżej pół roku, ubrane w
żółciutkie śpioszki, z zielonym smoczkiem w buzi, tuż obok stała duża, czerwona
torba, a na niej leżała jakaś karteczka, podniósł ją energicznie, brunet
zajrzał przez ramię i zaczął czytać na głos:
-„Jesteś
cholernie nieodpowiedzialny! Umówiliśmy się, że dziś to ty zajmujesz się naszym
dzieckiem, wiem doskonale, że jesteś w mieszkaniu! Bądź mężczyzną i weź
odpowiedzialność, za to, co zrobiłeś, odbiorę ją wieczorem, w torbie masz
wszystkie potrzebne rzeczy” – skończył – No, no…, ale z ciebie ogier…
-Proszę
cię, on nie jest mój! – zgniótł karteczkę w rękach.
-Ale,
jakby na to nie patrzeć, został przyniesiony do ciebie, weź za to
odpowiedzialność, jeśli już zrobiłeś jakiejś dzieciaka, zachowaj się dojrzale.
W
tej chwili maleństwo zakwiliło, a blondyn spojrzał na niego przerażony, nie
zdążył nawet się ogryźć. Izaya natomiast, zamiast się przestraszyć, zaśmiał się
i podniósł go z nosidełka, przytulając do siebie, natychmiast tym uspokajając.
-Aleś
ty śłodziutki…. Jaki aniołecek… – przemawiał do niego pieszczotliwe –
Niu-niu-niu takie malusie. Taki, jaki słodziaczek….
Heiwajima
patrzył, z jaką czułością i delikatnością, jego kochanek obchodzi się z
bobasem, i jaki jest przy tym szczęśliwy.
-Izaya,
ty lubisz dzieci prawda?
Już
w głowie ułożył sobie plan, że to jemu powierzy opiekę nad tym dzieckiem, sam
nie chciał do tego przykładać ręki, z resztą on nie potrafił się kontrolować, a
dzieci są takie, kruche, delikatne, malutkie, bałby się, że zrobi mu jakąś
krzywdę.
-No
jasne, że lubię… - odpowiedział rozmarzony brunet – Są takie kochane… i im
młodsze, tym można je lepiej wychować, zawsze się zastanawiałem, czy można
wychować drugiego mnie…
Blondasek
zbladł totalnie, jego plan legł w gruzach, co, jak co, ale z nim, niemowlaka
nie mógł zostawić, on był chyba jeszcze gorszy niż on sam. Więc najdelikatniej
jak tylko był w stanie odebrał dzieciaka z rąk drugiego, wysilając przy tym
wszystkie mięśnie, by zrobić to jak najsubtelniej. Maluszek, natychmiast zaczął
płakać.
-No
widzisz, co zrobiłeś? – Orichara w mgnieniu oka znów znalazł się przy bobasku,
robiąc jakieś głupie miny.
-Rany,
co ja mam robić? – był załamany.
-Zająć
się nim… - spojrzał mu w oczy.
-Łatwo
ci powiedzieć. Trudniej jest to zrobić.
-Poradzisz
sobie – zniknął w pokoju i po chwili wyszedł kompletnie ubrany – Powodzenia,
Shizu-chan – powoli wychodził z mieszkania.
-Zaraz,
czekaj, a ty, dokąd!? – nie wiedział jak się zachować.
-Wracam
do siebie, to chyba oczywiste – zrobił już kilka kroków.
-Ej!
Zaraz! Izaya! Weź mnie tu samego nie zostawiaj!
Wykonał kilka ruchów, tak jakby
chciał go gonić, przez moment zastanawiał się jak powinien postąpić, ale
cichutkie płakanie niemowlaka przekonało go, że to jednak przy nim jest w tej
chwili jego miejsce.
-Jakoś sobie poradzimy? Prawda? –
podniósł niemowlaczka do góry, przyglądając się mu, na moment przestał płakać,
ale zaraz zaczął znowu – Proszę cię, nie płacz…
Zabrał wszystkie rzeczy
dzieciaka, ułożył go w nosidełku i usadowił na kanapie, potem zaczął przeglądać
zawartość czerwonej torby: mleko w proszku, pieluszki, ubranka na zmianę,
zabawki i takie tam, nic, co wskazywałoby na to, kim jest matka owego bobaska.
Załamany przeczesał sobie dłonią włosy. Jeszcze w takiej sytuacji nigdy nie
był. Na pewno on go nie zrobił, wiedziałby przecież, że jakaś kobieta, z którą
się przespał zaszła w ciążę, na pewno by mu powiedziała, poza tym na karteczce było
napisane, że ona się z kimś umawiała, ale na pewno nie z nim. To wszystko było
jakąś koszmarną pomyłką. A dodatkowo ta menda zostawiła go z tym wszystkim
samego, przecież od razu było widać, że miał, co do dzieciaków o wiele lepsze
podejście. A on, potwór Ikebukuro, jak miał się nim zająć, bez wyrządzania mu
krzywdy? Nazwanie sytuacji tragiczną, było za małym słowem… to była apokalipsa…
Zerknął na maluszka, wyglądało na
to, że gdy rozmyślał, zdążył się uspokoić i zasnąć, to dobrze, teraz miał czas
się ogarnąć, umyć się, ubrać, zjeść śniadanie i napić się kawy, by uzyskać
energię na ten ciężki dzień. Miał tylko jakieś marne podstawy na temat tego,
jak trzeba się zajmować dziećmi, nie pamiętał czasów, gdy Kasuka był mały, sam
był wtedy jeszcze małym dzieciaczkiem. Zrobił ze sobą porządek, zerkając, co
chwili, czy „jego” dzidziuś przypadkiem jeszcze nie wstał, na szczęście był na
tyle miły i nie obudził się do czasu, aż jego opiekun skończył jeść, wtedy
rozpętało się istne piekło. Zaczęło płakać, a raczej wydzierać się w niebogłosy
i nie zanosiło się na to, żeby przestał, próbował wszystkich sposobów, żeby go
zabawić, ale nic nie przynosiło efektu. Zamierzał już się poddać i zawiedź go
na policję, niech oni się nim zajmą, ale znowu z panami w niebieskim, nie
chciał mieć znowu do czynienia. Zadzwonił telefon.
-Halo!
– odebrał zirytowany.
-Masz
go przy sobie – to był głos Izayi.
-No…
-To
się nie wydzieraj przy dziecku!
-Sam
się drzesz, on z resztą jeszcze głośniej! Poza tym, jak mogłeś mnie szmato,
zostawić samego?
-No
ładnie, jeszcze ucz, go takich brzydkich słów!
-Izaya,
nie wku*wiaj!
-Shizu-chan!
Uspokój się, masz niemowlaka przy sobie.
Jakie to było
wkurzające, że w tym przypadku był zmuszony się z nim zgadzać.
-Dobra… ty na
pewno wiesz, sam jesteś jak dzieciak, czego mogą małe dzieci potrzebować, gdy
tak ciągle płaczą?
-A dawałeś mu
jeść?
-Próbowałem,
ale nie chciał.
-W pieluszce
ma sucho?
-W pieluszce?
Zbladł
totalnie, zapomniał, że małym bobaskom trzeba zmieniać pieluszki,
-No tak,
dokładnie tak…
-I… I… zaya…,
nie możesz tu przyjechać?
-Wierzę w
ciebie, w końcu, ze wszystkim jesteś w stanie dać sobie radę.
-Teraz, to ja
jednak wątpię – chciało mu się płakać.
-Twój
dzieciak, twój problem – zaśmiał się.
-Błagam,
przyjedź tu…
-Oj, oj, aż
tak? Wpadnę po południu, na razie mam sporo spraw na głowie.
-Odwołaj!
-Nie mogę, ja
muszę pracować, żebyś mógł siedzieć z dziećmi w domu.
-I-za-ya…
-To pa.
Całuski…. – rozłączył się
-No i co ja
mam, sam począć – zwrócił się do maluszka – Spróbujemy zmienić ci tą cholerną
pieluszkę.
Ułożył
niemowlaka na kanapie i powoli zaczął rozpinać śpioszki, a potem pieluchę, no
tak, nie przewidział tego, a raczej powinien, w końcu w liście napisane było,
że przyjdzie „ją” odebrać, to była dziewczynka.
Nie od razu,
ale jakoś mu się udało, po licznych próbach i błędach, mała miała już sucho.
Potem udało mu się ją nawet nakarmić. Liczył, na odrobinę odpoczynku.
-Ale jak ty
masz na imię… Nie mam zielonego pojęcia… jesteś śliczna jak kwiatuszek, dlatego
dla mnie będziesz Megumi… Podoba ci się.
Dziewczynka
zagaworzyła z aprobatą, chyba jednak jej się spodobało.
Shizuo,
naprawdę sądził, że będzie gorzej, ale nie było wcale tak źle, pomimo, że
dzieciak dał mu ostro w kość, to były też momenty, gdy był naprawdę zadowolony,
że akurat trafił tutaj. Szczególnie, gdy zaczynała się głośno śmiać. Nie
sądził, że da radę, ale jednak się mylił. Pomimo, że było miło, dostał nieźle w
kość, około południa, po nakarmieniu „córeczki”, położył się na kanapie, a ją
ułożył sobie na klatce piersiowej, słyszał, chciał chociaż na chwilkę zamknąć
oczy.
***
Orihara, tak
jak obiecał po południu wpadł zobaczyć jak blondyn radzi sobie z opieką, zastał
go śpiącego w najlepsze a dziecko leżąc na jego torsie, cichutko wydawało z
siebie różne sylaby, bawiąc się radośnie dźwiękami. Popatrzył jak słodko razem
wyglądają, Shizuo z dzieckiem wyglądał imponująco. Dookoła panował istny
bajzel: rozsypane mleko po podłodze, wszędzie pieluchy, zabawki i Bóg jeden
raczy wiedzieć, co gdzie jest jeszcze.
-Dałaś
Shziu-chan popalić, prawda? – Podniósł ją i przytulił.
-Da… bu… ba…
ba…
-To chyba
znaczyło, ze tak…. – zaśmiał się – Chyba nie jesteś głodna, co? Zajął się tobą?
Och… jakaś ty urocza… - rozczulał się patrząc na nią…
Przyszedł
tutaj, nie po to, by mu pomóc, ale chciał zobaczyć, jak matka bobasa go
odbiera.
Heiwajima
poruszył się, macając swoją klatę, zerwał się gwałtownie i zaczął rozglądać.
-Co ty tu…? -
Odezwał się patrząc na kochanka obejmującego Megumi.
-Wpadłem,
pomóc. I oczywiście zobaczyć jak sobie radzisz w roli świeżo upieczonego
tatusia
-Rychło w czas
– chwycił za fajki. Przez ten czas nie miał jak zapalić.
-Ej, co ty
robisz!? – oburzył się – Wyjazd z tym na dwór.
-Co, to moje
mieszkanie?
-Ale nie
zapominaj, kto tutaj też jest – przytulił bardziej do siebie bobaska.
-No dobra, już
dobra – zaczął zakładać buty – Obiecujesz, że nie zrobisz jej krzywdy?
-Shizu-chan?
Ty jej nie zrobiłeś, a ja miałbym?
-No sam nie
wiem… - podrapał się po głowie.
-Oj, przestań
– przez pięć minut jej nie zdeprawuje.
-No ok. –
zaufał mu, ten jeden raz.
Jak tylko
Heiwajima zniknął z oczu, malutka zaczęła płakać. Izaya znów zamiast się
przestraszyć uśmiechnął się i potraktował to jak wyzwanie. Jak to dobrze, że on
wielki pan informator posiadał szeroko zakrojoną wiedzę z wielu dziedzin,
również z tego jak należy odpowiednio zaopiekować się dziećmi, byłby świetnym
ojcem. Zaczął podrzucać i bawić się z dziewczynką, co od razu ja uspokoiło i
zamiast płakać, zaczęła głośno się śmiać. Bardzo szybko wrócił też jej drugi
opiekun, najwidoczniej się bardzo martwiąc.
Całe
popołudnie spędzili już we trójkę, dwóm osobom, łatwiej jest się zająć
niemowlakiem, niż jednej, dlatego żaden nie narzekał.
-Izaya, a co
ty robiłeś przez cały dzień – zagadał do niego Shizuo, gdy ten karmił Megumi.
-To chyba
oczywiste, musiałem się dowiedzieć, czyje to dziecko.
-No i?
-Co, „no i”?
To chyba oczywiste, że nie minęła godzina a ja już wszystko wiedziałem.
-Co!? – wstał
gwałtownie, gotów pozabijać.
-Spokojnie,
spokojnie.
-Czyje ono
jest?
-Na pewno nie
twoje, o tym wiedziałam od początku. Gdyby było twoje, wiedziałbym o tym
jeszcze wcześniej, niż kobieta, która zaszłaby z tobą w ciążę.
-I musiałeś mi
dogryzać!?
-Ci… - położył
sobie palec na ustach – Nie chcesz jej chyba przestraszyć.
-Kto… to…? –
wycedził przez zaciśnięte zęby, starając się hamować.
-Jej matka, to
dobra kobieta, młoda, ale opiekuje się nią jak tylko może, daje radę, natomiast
ojciec, to jakiś nieodpowiedzialny palant, zostawił ją samą, gdy dowiedział się
o tym, że spodziewa się dziecka – pocałował bobaska w czółko.
-Wiesz kto to,
znasz ich?
-Skontaktowałem
się z jej mamą, żeby się nie martwiła, co do ojca, to chyba jednak lepiej, że
to ty się nią zająłeś.
-Ta jasne.
Nie potrafił
siebie wyobrazić, że jest ktoś gorszy do opieki nad dziećmi oprócz niego. On ze
swoją brutalną siłą i delikatne dzieciątko – to nie było za dobre połącznie.
-Naprawdę, on
nie Zająłby się nią lepiej niż ty – wstał i przysiadł się obok kochanka.
Shizuo otoczył
go ramieniem i zaczął się przyglądać prawie swojej córeczce.
-Nie wiem, co
za idiota, nie chciałby takiego skarba… - pogłaskał ją po główce.
-Co, nie,
Shizu-chan – spojrzał mu głęboko w oczy.
Heiwajima
potarł czubkiem swojego nosa o nos kochanka, a potem dotknął swoimi ustami
jego. Megumi zaczęła głośno piszczeć z radości, gdy jej opiekunowie zaczęli się
całować (mała yaoistka, rośnie :3). Doskonale obaj wiedzieli, że za
chwilę nadejdzie moment rozstania z dziewczynką.
Gdy tylko
przyszła jej matka, zaczęła ich żarliwie przepraszać z kłopot, nie wiedziała
jak mogła się pomylić, gdy tylko odchodziła razem z małą, ta zaczęła głośno
płakać.
-Pa… pa…
kochanie – pomachał jej na pożegnanie Orihara.
-Trzymaj się –
powtórzył za nim blondyn.
Drzwi się
zamknęły. Brunetowi zrobiło się jakoś smutno, a całe mieszkanie wydało się za
ciche i za spokojne, przytulił się do kochanka. Shizuo, przycisnął go bardziej
do siebie i pociągnął nosem/
-Będziesz
płakał? – zapytał się go informator.
-Nie, no, co
ty, oszalałeś? – odwrócił głowę – Tylko jakoś tak…
-Mi też… -
ukrył oczy w materiale białej koszuli, drugiego.
Obaj zdążyli
się już do niej przywiązać, i bez ukrywania, już jej im brakowało.
***
Położyli się
spać, oczywiście razem, Izaya ziewnął głośno.
-Shizu-chan….
– zagadał – Ja chcę dzidziusia…
-Co? –
parsknął śmiechem.
-No normalnie,
chcę mieć takie maleństwo do kochania.
-Haha! Nie
wiem, co ty sobie myślisz, ale ja nie jestem w stanie ci w tym pomóc, bo wiesz,
nie wiem, czy łapiesz, ale dwóch facetów nie może mieć razem dziecka.
-Wiem, a
pozwolisz mi zrobić jedno z jakąś kobietą? – zapytał podchwytliwie,
-Mowy nie ma –
złapał jego głowę i bardzo mocno wcisnął mu twarz w poduszkę.
Orihara zaczął
klepać dłonią, dając znać, że zaczyna mu brakować powietrza.
-No to sam
widzisz – wydyszał po złapaniu oddechu.
-No niestety,
przykro mi
-A może adoptujemy?
-A, co
będziesz z takim dzieciakiem robił?
-Oczywiście,
spróbuję go wychować, tak, żeby był tak wspaniały jak ja! – wykrzyknął
entuzjastycznie.
-No teraz to
już na pewno mowy nie ma! – znów wcisnął mu twarz w poduchę.
-Już, już
żartowałem – uwolnił się – Po prostu chciałbym mieć dziecko.
-Pogadamy
innym razem– teraz wynagradzając mu wszystko, przytulił się do niego.
-No dobrze.
-Ty wiesz,
prawda? – głaskał go po plecach.
-Co?
-Gdzie mieszka
ojciec Megumi.
-No…
-Więc gdzie?
-Tuż nad tobą,
dlatego jej matka się pomyliła.
-Naprawdę.
-No tak,
sprawdziłem…
W tej chwili,
Heiwajima zerwał się z łóżka i w pośpiechu zaczął zakładać na siebie codzienne
ubrania.
-A ty gdzie
się w nocy wybierasz? – zainteresował się brunet.
-Do tego
palanta, wytłumaczyć mu, jakie ma cudnego dzieciaka.
-Czekaj! – tak
samo wstał – Ja muszę to zobaczyć!
KONIEC
Mam nadzieję, że prezencik, wam się chociaż troszeczkę podobał, pisałam na szybkiego, ale mam nadzieję, że nie jest źle!
to było świetne~ od razu mi się humor poprawił ^^
OdpowiedzUsuńRany super, a myślałam, że tylko my z Inu-chan wstawiamy One-shota shizayę na to święto. A tu taki prezent, rzeczywiście Kinder ta niespodzianka. Tez bym chciała zobaczyć co Shizuś zrobi z ojcem małej. Yaoistka będzie z niej piękna, i chyba najszybciej rozpoczęła karierę.
OdpowiedzUsuń... hahahahaha...! To było przecudowne:D! Jak ja kocham dostawać takie prezenty;D swoją drogą oni też jeden dostali:P
OdpowiedzUsuńWow, nie wiedziałam, że Izaya ma takie podejście do dzieci;) Biedny Shizuś mało zawału nie przeżył mając przed oczami "mniejszą wersję" Orihary;P
Aww, jak oni słodko wyglądają w roli rodziców:L
Kibicuję karierze małej yaoistki;> jej ojciec pewnie ma niezły wpierdol XD Shizuś się wkurzył;D
"-Czyje ono jest?
OdpowiedzUsuń-Na pewno nie twoje, o tym wiedziałam od początku. Gdyby było twoje, wiedziałbym o tym jeszcze wcześniej, niż kobieta, która zaszłaby z tobą w ciążę." - spadłam z krzesła... Izaya - jasnowidz;D pewnie wcale nie pozwoliłby komukolwiek zbliżyć się do Shizu-chana:D
Zajebisty one-shotXD taki śłodki:) jak Shizuś się obudził myśląc, że dziecko spadło (albo coś) to było piękne:9 prawdziwy z niego tatuś:D no i trzeba przyznać z Izayi - mamusia;D naprawdę słodziutka rodzinka:)
To było świetne. Rozbawił mnie dokładnie ten sam fragment co koleżankę nade mną :D
OdpowiedzUsuńW Shizusiu zaczęły budzić się jakieś instynkty ojcowskie a w Izayi... macierzyńskie? xD Genialnie ujęłaś jego pokręcony charakter i nieprzewidywalność.
Wybacz, że komentuję dopiero teraz, jakoś tydzień po dodaniu notki, ale dopiero dziś natrafiłam na Twój blog. Postaram się szybko nadrobić resztę opowiadań :3
Hahaha to bylo naprawde smiechu warte :3 I dziecko pewnie wyrosnie na dobra dziewczyne w koncu od malego yaoistka hahaha. Ano i wspolczuje facetowi do ktorego zmierzal Shizu, pewnie to bedzie bolesne spotkanie haha
OdpowiedzUsuń~Shiro-chan~
Ooooooo~~~!!! *Q* Jakie to słoooodkieee~!
OdpowiedzUsuńA ty Izuś, zawsze pasowałeś mi do roli mamusi~!
Shizu-chaaan~! Jak go za mocno uszkodzisz to ci nie pozwolą adoptować dzieciaka dla Izayi~! Naprawdę nie chciałbyś jego młodszej wersji~?
W sumie patrząc na mojego rocznego kuzynka pozostawionego nieodpowiedzialnie pod moją opieką (i to na tydzień ;-;) też zastanawiałam się czy da się wychować drugiego Izysia~♡
Czytałam to jakby to było dla mnie ^_^
OdpowiedzUsuńTo było takie miłe