czwartek, 9 maja 2013

Shizuo x Izaya część 13

Witajcie! Witajcie, dzisiaj wstałam i z samego rana spełniam swoją obietnicę.
Oto i początek kolejnego opowiadanka.



Jeśli, to gra”
                Przecież doskonale wiedział, że ta zabawa jest dla niego niebezpieczna. Głownie, dlatego, ze jej reguły zmieniały się jak w kalejdoskopie i zależały od obecnego nastroju jego partnera od gry. Mimo, to wciągało go to wszystko, coraz bardziej. Teraz, gdy ten szaleńczy pociąg pędził, z tak zawrotną prędkością, nie mógł go zatrzymać, ani z niego wyskoczyć. Nie mógł mu odmówić, nie mógł o nim zapomnieć i nie mógł przestać.
                Może to nie był najlepszy moment, na takiego typu przemyślenie, bo, po raz kolejny przemierzał Ikebukuro, próbując uciec przed tym potworem, ale biegu myśli nie można zatrzymać.
                -I-za-ya! – wrzeszczał za nim, gnając przed siebie i potrącając bogu-ducha winnych przechodniów.
                Nad głową Orihary świsnął znak drogowy, dobrze wiedział skąd on się tam wziął, ledwo zrobił unik.
                -Było blisko! – zaświergotał i już biegł dalej.
                Shizuo, może i był diabelnie silny i wytrzymały, ale jeżeli chodzi o zwinność i spryt, Izaya bił go na głowę. Pewnie i wyłącznie, dlatego, swoją własną miał nadal na miejscy, przymocowaną solidnie do karku. Kochał to, tak bardzo, obaj to kochali! (czemu nie mogę użyć tych słów w stosunku tego, co do siebie czują!?).  Za każdym razem, gdy udało mu się wymknąć, czuł z tego powodu ogromną satysfakcję, a każda kolejna rana, była dla niego, niczym trofeum.
                Lecz teraz musi coś zrobić i to jak najszybciej. Kondycję miał dobrą, ale każdy by się wykończył, gdyby cały czas uciekał (ja to już na wstępie). Rozejrzał się, nigdzie nie widział swojego oprawcy.
                -Chyba go zgubiłem – odetchnął z ulgą – Było fajnie – wyszczerzył zęby.
                Coś go walnęło nieźle w bok, i odrzuciło go, bardzo daleko. Zdążył zarejestrować szeroki uśmiech, zanim upadł na ziemię.
-Shizu-chan… - podnosił się właśnie.
                -Mam cię! – wrzasnął Heiwajima i podniósł bruneta za kaptur do góry.
                -Oj, oj. Chyba dziś wygrałeś – praktycznie wyśpiewał i próbował wyjąć swój nóż.
                -A żebyś wiedział! Masz jakieś ostatnie życzenie?
                -A mogę cię prosić, żebyś mi odpuścił? – złożył rączki jak do modlitwy, ukrył w nich ostrze – Nie mogę…
                -Tsy – zamierzył się do ciosu.
                -To może mnie, chociaż przytulisz? – zasłonił się pięścią przed ciosem.
                -Ha ha! Dobra.
Uczynił to, o wiele mocniej niż zazwyczaj. Orihara wykorzystał tą okazję i wbił mu nóż w bok, ale nie przyniosło to takiego skutku jak oczekiwał.
-Ty draniu… - wysyczał Shizuo i ścisnął go mocniej.
Izaya, poczuł, jak jego prawa ręka zalewa się krwią napastnika, i jak jego własne kości zaczynają trzeszczeć. Czy tak miał wyglądać jego koniec? W ten sposób miało się to wszystko zakończyć? Game over i już? Zaczynało mu brakować tchu. Wiedział, że kiedyś zostanie przez niego zabity. To był ostatni moment, żeby się z nim pożegnać. Też go objął, upuścił ukochany „scyzoryk” * i zacisnął ręce na kamizelce kochanka.
-Shizu –chan – szepnął słabo.
Poczuł, że uścisk zaczyna słabnąć, a może to on sam przestawał czuć cokolwiek. Nie oddychał już.
-Izaya… - usłyszał jak przez mgłę.

*(z jaką ja miłością o nim piszę XD)
                                                                              ***
Ocknął się w swoim biurze. Namie i Shinra uważnie mu się przyglądali.
-Co się… - próbował wstać, ale powstrzymał go ból w klatce piersiowej.
-W zasadzie, Shizuo, o mało cię nie zabił – odpowiedział doktorek.
-A, tak, pamiętam…
-Nie masz nic złamanego, ale trochę poboli. Zostałeś też lekko niedotleniony, przez co możesz mieć zawroty głowy. Podziękuj Celty, to ona go powstrzymała, gdyby nie ona, pewnie spotkalibyśmy się wszyscy dopiero na twoim pogrzebie.
-Domyślam się, a co z Shizu-chan?
-Dla niego to jak lekkie draśnięcie. Jeśli chciałeś go zabić, trzeba było celować wyżej – wskazał palcem w sufit.
-Zapamiętam. Był dziś naprawdę zdeterminowany, żeby mnie zabić.
-Z tego co widzę, to cały czas jest… - mruczał, ale jego pacjent obrzucił go „zabójczym spojrzeniem, więc skończył - Dobra. Nie przemęczaj się – wstał – Odpocznij kilka dni, a wszystko powinno być w porządku. Ja już się będę zbierać – wychodził – Nie zapomnij podziękować Celty!
-Ty też już idź, zwrócił się do swojej pracownicy.
-Na pewno? Poradzisz sobie?
-Spokojna głowa – zaśmiał się – Nie pierwszy raz mnie potarmosił.
-Tak, bym tego nie nazwała, ale jak tam chcesz.
Wyszła.
Dziś było naprawdę blisko, to wszystko, dlatego, że się rozproszył..
-Gra bez zasad – wymamrotał do siebie. Nadal było mu ciężko oddychać.
Rozłożył się wygodniej. Próbował wymyślić, coś, by trzymać blondaska na wodzy, przy ich kolejnym spotkaniu, aby nie znaleźć się ponownie w takiej sytuacji jak dziś. Od początku Shizu-chan nie przypadł mu do gustu. Był silny, przystojny, a przy tym od razu wyczuł, jaki naprawdę jest Orihara. On sam wiedział, że od momentu ich pierwszego spotkania mogły być tylko dwie drogi, którymi obaj mogli pójść. Pierwsza z nich, mogli połączyć swoje siły, a wtedy z całą pewnością byliby niepokonani, mogliby rządzić całym Tokio, niczym bogowie. Nikt nie odważyłby się im stanąć na drodze. Dwaj królowie, niezniszczalny potwór i genialny strateg. Druga, ta, którą wybrali, to ścieżka wzajemnej nienawiści, zamiast stać u swego boku, stali się wrogami.
-To by było zbyt piękne, a zarazem zbyt mroczne – przeraził się sam swoich rozważań.
Coś musi przecież wykombinować, ale teraz nie miał już na to siły, ani ochoty, bolało go, nie mógł myśleć. Wiedział tylko to, że jeśli on go nie zabije, to sam zginie. Zabić, żeby przeżyć. Przetrwa najsilniejszy, no może w tym przypadku, najsprytniejszy.
Uśmiechnął się pod nosem.
                                                                              ***
Gdy wydobrzał, przechadzał się po mieście. Oglądał sklepowe witryny, obserwował ludzi.
-Nigdzie nie ma tego monstrum.
Rozglądał się, po mieście, nie mała ochoty na przypadkowe spotkanie z nim, żebra nadal go bolały. Zrobił krok do przodu i zatrzymał się.
-Jakie to słodkie – wpatrywał się w coś za szybą sklepową – Wygląda jak Shizu-chan,
Wszedł do sklepu, a po chwili wyszedł, cały w skowronkach z małą paczuszką. Wyjął telefon i wyszukał numer, przyłożył aparat do ucha.
-Czego? – odezwał się głos po drugiej stronie.
-Witaj – Izaya szczerzył się.
-Wiec jednak mi się nie udało… - smutek mieszał się z irytacją.
-Przykro mi, ale na pocieszenie dodam, ze było blisko! – Zamknął radośnie oczka i podskoczył.
-Rozumiem, dzięki za informację, rozłączam się.
-Poczekaj! - pochylił się do przodu.
-Hmm – był coraz bardziej podenerwowany.
-Spotkamy się jutro po południu?
-Mało ci? Naprawę masz ochotę zobaczyć jak rozrywam cię na strzępy? Ty kupo nieszczęść, tępy, irytujący gnojku. Wrzodzie na zdrowym ciele społeczeństwa!
-Hej, hej. Uspokój się, chcę ci tylko coś dać.
-Nic od ciebie nie chcę!
-W kawiarni XXX, o 13. Wiesz gdzie to. Buziaczki.
Usłyszał jak po drugiej stronie telefony Shizuo zaczyna nieźle na niego kląć, ale zignorował to już. Załatwił, co musiał z nim, teraz czekało go wypełnienie reszty swojego planu. Rozłączył się. I poszedł dalej.
Był ciekawy jak będzie wyglądał Shizuo, już tak bardzo szybko chciałby zobaczyć jego zakłopotaną minkę. Zastanawiał się, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem, czy jak zwykle ten potwór wywinie jakiś numer i wszystko odwróci się o sto osiemdziesiąt stopni. Trzymanie go na wodzy nie jest łatwe.

  



Dziękuję za przeczytanie.
A teraz kilka ogłoszeń pariafialnych:
1. Nowa część pojawi się 12 maja.
2.Co do opowiadania Hijikata x Okita, idzie mi dość opornie, na razie mam pomysł, i zapisaną koncepcję, ale żeby to miało jakiś sens, to na razie nic z tego, więc jak na razie musicie się zadowolić Shizayą.
3. Obiecałam, że dziś zdradzę paring, który pojawi się zaraz po tym jak zakończę "Jeśli to gra". A jest to... Kagami x Kuroko z "Kuroko no baskiet".
Musiałam Wam o tym napisać, żeby mieć jakiś "bat" nad głową i napisać w końcu coś ciekawego z nimi, bo zabieram się do tego od dłuższego czasu, ale spokojnie, mam już więcej niż o naszych kochanych policjantach.
Uprzedzam Was wcześniej, bo czekają nas jeszcze 2 lub 3 części tego opowiadania, ale jeśli ktoś nie miał okazji zapoznać się z Kuroko i resztą, to ma okazję to zrobić. Bardzo zachęcam, jest to anime sportowe, ale... naprawdę fajne. Gdy mi przyjaciółka o tym opowiadała, nie sądziłam, że aż tak mi się spodoba i naprawdę oglądałam każdy odcinek z zapartym tchem, z niecierpliwością oczekując na rozwój wypadków. 
Ech się tutaj rozpisałam :) Przepraszam, już kończę. 


5 komentarzy:

  1. Uwielbiam kuroko no basket :D Bardzo się cieszę, ze napiszesz tego typu opowiadanie :D A co do obecnie pisanego przez ciebie opowiadania to świetna robota ;) !

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo..., ja też się zastanawiam jak będzie wyglądał Shizuo i czy plan Izayi wypali;D Cholera, co on tam wyczaił w tym sklepie? Zapowiada się kolejny bestseler;) Uwielbiam Shizayę!:D
    No niestety nie kojarzę nowych delikwentów:P Ale zaraz sobie poszukam jakiś trailer to chociaż będzie krok w przód;D
    No cóż, oczywiście czekam na nexta, życzę duuużo weny i pozdrawiamXD!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie, planowałam obejrzeć kuro no basket w wakacje. A przez ciebie zacznę pewnie zaraz, a znowu mam nawał sprawdzianów. Ale mówi się trudno :). A co do obecnej notki to jestem strasznie ciekawa co izaya znalazł w tym sklepie. Czekam na dalsza część. Wybacz ze tak krótko ale nie wygodnie pisać z telefonu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super opowiadanie jedno z najlepszych jakie czytałam. Liecze na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wybacz, że nie udało mi się dotrzeć wcześniej, ale jak już kiedyś pisałam nie łatwo mi znaleźć czas na siedzenie przed komputerem dla przyjemności:/ A szkoda:( Tak więc, jeszcze raz, przepraszam:)
    Nowe opowiadanie - zajebiste;D! To naprawdę słodkie, że Izaya w takim momencie pomyślał o tym aby się przytulić do Shizu-chana:) Tylko, że... blondynek chyba coś nie bardzo zrozumiał:P
    Jeśli chodzi o "Kuro no basket", słyszałam o tym anime, ale nie miałam okazji obejrzeć... Jedyny sport do jakiego się nadaję to chodzenie - zawsze i wszędzie [a co tam odległość:P] Głównie z powodu uzależnienia od papierosów, już się do sportów nie nadaję:P

    OdpowiedzUsuń