zanim zacznę, muszę odpowiedzieć na kilka zagadnień.
1. Na pewno nie mam zamiaru zakończyć z Shizayą
2. Kocham, dręczyć Izayę, ale nie aż tak bardzo jak niektórzy...
3. Zauważyliście, że najpierw dodaje opowiadania w postaci "części", a następnie dodaje całość w postaci "rozdziałów". Robię tak dla wygody czytelników, którzy po raz pierwszy tutaj zaglądają. Wchodzą, patrzą część 16, i troszkę pewnie przerażenie jak tu przebrnąć i gdzie jest początek. A druga sprawa, przecież mieszam różnymi paringami i po prostu karty na górze służą ułatwieniu odszukania całości.
Nio, a teraz sedno sprawy.
Bardzo dziękuję za ciepłe przyjęcie Kurosia i Kagusia.
Dobra, nie będę więcej pisać, życzę miłego czytania.
„Czasem drobne gesty, znaczą więcej, niż wielkie słowa”
Było już
bardzo późno. Temperatura powoli zaczynała spadać, dla kogoś, kto stał w
miejscu mogło być bardzo zimno, ale nie dla niego, nie dla kogoś, kto jeszcze
chwilę temu kozłował piłką po pustym boisku, próbując wymyślić jakąś nową
taktykę. Jemu było ciepło, podniecenie związane z grą zawsze dawało o sobie
znać, serce uderzało mu o wiele szybciej niż normalnie, a każdy mięsień był
naprężony.
Wysoki
młodzieniec odbijał piłkę w świetle ulicznych lamp, chwycił ją w obie ręce,
zawahał się a następnie wymierzył nią wprost do kosza.
-Świetny rzut
– ktoś zaklaskał za nim.
-Uaa! –
wrzasnął na ten dźwięk, – Kiedy? Jak ty tu!?
-Byłem tu już
od dłuższego czasu.
Odpowiedział
mu o wiele niższy chuderlaczek.
-Jak zwykle,
nie zauważyłem cię… - opuścił ręce.
-Jestem
przyzwyczajony – podniósł piłkę – Zagramy? – podał ją.
-Jasne.
Wyższy bez
problemu z nim wygrywał, patrzył z satysfakcją jak Kuroko zaczyna ciężej
oddychać a jego włosy zaczynają mu się przyklejać do mokrego czoła. Nie trudno
było go pobić, jeden na jednego nie miał najmniejszych szans, ale nie
potrafiłby sobie wyobrazić, gdy bez niego. Nawet nie chodziło tutaj o jego
unikalne zdolności, ale o sam fakt, ze byli razem, a jego postawa koiła nerwy w
każdej chwili, nie ważne jak były rozdygotane.
Zawiał chłodny
wiatr. Sam się wzdrygnął, a potem pomyślał o koledze, który był w
przeciwieństwie do niego cały spocony. Odechciało mu się już tu sterczeć,
podszedł do ławeczki i podniósł swoją bluzę i zarzucił na plecy Kuroko, a potem
zaciągnął mu kaptur na głowę.
-Skończmy już
– powiedział ściągają mu sznureczki.
-Jeszcze mogę
– zadarł głowę, by mu się lepiej przyjrzeć.
Spodobało mu
się to jak na niego spojrzał. Lubił patrzeć w ten pełen spokoju błękit.
-Nie – położył
mu ręce na ramionach – Starczy na dziś, jeszcze się przeziębisz – puścił go –
Ja tam – stęknął schylając się po piłkę – wolę nie ryzykować.
-Jak już
chcesz – otulił się szczelniej bluzą.
Taiga już
szedł, ale zauważył, że kumpel nadal stoi na boisku. Odwrócił głowę.
-Idziesz?
-Tak –
podbiegł do niego
Kaptur zsunął
mu się z czoła, Kagami mu go delikatnie poprawił, jak robią to mamusie dbające
o swoje dziecko (:))
Obaj lubili ze
sobą przebywać. Czuli się bardzo swobodnie. Chociaż nie należeli do zbyt
gadatliwych osób, dobrze im się rozmawiało o różnych pierdołach a najlepiej o
ich ukochanej koszykówce. Teraz jednak dłuższy czas milczeli.
-Dobra, to nara
– Rudy chciał się już rozdzielić.
-Poczekaj,
oddam ci bluzę.
-Nie trzeba –
podszedł bliżej – Tobie się bardziej przyda. Oddasz mi jutro.
Dotknął
koniuszkami palców jego policzka, był bardzo zimny i lekko wilgotny. Sam nie
wiedział, czemu to zrobił, to był impuls. Zrobiło mu się głupio, a w dodatku
Kuroko wzdrygnął się na ten gest i gwałtownie od niego odsunął. Spuścił głowę i
zaciągnął bardziej materiał na oczy, ale pomimo tego widać było, że się
zaczerwienił. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedział, co
to ma być.
-Pa – krótko i
szybko zakończył to Taiga i odszedł.
Mały stał
jeszcze przez chwilę, cały się trząsł. Nie rozumiał, czemu jego serce nadal tak
szybko bije, skoro już dawno powinno się uspokoić po grze.
Gdy wrócił do
siebie, od razu postanowił wejść pod prysznic, troszeczkę się spocił. Zrzucił z
siebie ciuchy, nawet nie chciało mu się jeść, na samą myśl o jedzeniu czuł w
żołądku dziwny ucisk. Wszedł pod strumień wody i przez dłuższą chwilę tylko pod
nim stał. Ciepła woda opływała jego ciało i przynosiła mu ulgę, jeszcze chwilę
temu trząsł się dziwnie, nie był pewien, czy coś mu nie zaczyna dolegać. Jak
tylko się wytarł, zaczął zbierać ciuchy, które przedtem porozrzucał. Gdy wziął
do ręki bluzę kolegi, przez chwilę się jej przyglądał, potem podniósł ją wyżej,
najpierw rozglądając się, czy nikt go na pewno nie widzi i nieśmiało powąchał
ją. Pachniała dokładnie tak jak on, zapach jego potu i ulubionego żelu pod
prysznic. Zawsze mu się podobał ten zapach. Bardzo intensywny i hipnotyczny.
Ścisnął materiał w dłoniach, a potem wrzucił ją do pralki, ubrał się w piżamkę,
a na koniec nastawił pranie.
***
Nazajutrz
Kuroko podszedł do ławki przyjaciela i wyciągnął w jego kierunku zawiniątko.
-Proszę –
podał mu je.
-Przydała się?
– Odebrał ją i rozwinął – Ładnie pachnie. Uprałeś ją?
-Tak.
-Nie
potrzebnie.
-To nic
wielkiego – usiadł do siebie
-Ale i tak
dzięki – posłał mu uśmiech odwracając się przez ramię.
***
Tego samego
dnia Kagami zastanawiał się całe przedpołudnie, czemu tak bardzo ciągnie go do
tego, by spędzać coraz więcej czasu z jego przyjacielem. Było mu bardzo dobrze
w jego towarzystwie, zawsze ten spokój mu się udzielał, uspokajał go, lecz
ostatnio już tak nie było. Jakieś dziwne uczucie pojawiało się w okolicy jego
serca, taki dziwny ucisk, mimo to był przyjemny. Chciał być blisko niego. Nie
rozumiał, co się z nim samym dzieje.
Zobaczył, że
jego kolega wychodzi już ze szkoły, długo musiał się rozglądać, nim go
dostrzegł wśród uczniów. Zdecydował się na coś i teraz nie mógł już zmienić
decyzji, pomimo, że bardzo się bał.
-Kuroko! –
wydarł się za nim.
-Coś się
stało? – odwrócił się.
-Nie – w
jednej chwili do niego podbiegł – Mam pytanko.
-Słucham –
podniósł na niego wzrok.
-Masz jakieś
plany na sobotę? – odwrócił głowę, nie mógł mu teraz patrzeć w oczy.
-Siedzę w
domu, jak zwykle.
-A może –
podrapał się po głowie – Chciałbyś się wybrać ze mną na miasto… No wiesz,
siedzę całymi dniami sam… - tłumaczył nerwowo – Fajnie byłoby się od czasu do
czasu gdzieś wyrwać. Oczywiście, jeśli nie chcesz, to się nie zmuszaj! To tylko
taka propozycja, nic więcej! – odetchnął.
-Dobrze –
odpowiedział krótko.
-Co!?
Naprawdę!? Super! – cieszył się zbyt bardzo, jak na zwykły wypad z kolegą.
-W porządku,
przecież nie mam i tak nic do roboty. To do jutra – machną ręką – Zgadamy się.
Tetsuya szedł
do domu, trochę zły, że przyjął jego zaproszenie. Wiedział, że to tylko zwykły
wypad z kolegą, nic więcej, ale czuł jakieś takie dziwne podniecenie na myśl o
tym. Ostatnio trochę się tym wszystkim przejmował, aż za bardzo, niż to było
konieczne. Oczywiście na zewnątrz był jak zawsze oazą spokoju, ale w środku,
coś się w nim gotowało, za każdym razem, gdy Kagami był blisko, a gdy
przypadkiem go dotknął, to już w ogóle tracił rozum. Był zbyt młody by
zrozumieć, co teraz się z nim dzieje. Lecz bardzo chciał z nim wyjść, pomimo
swoich obaw.
Kolejna część 26 maja
Ile ty masz już napisane, że zapowiadasz na konkretny dzień? o.O
OdpowiedzUsuńA ja znowu zaczynam pytaniem
Fajnie się zaczyna, i o dziwo uspokaja...
Dobrze ze nie 27 bo jestem wtedy na wycieczce, a tak jeszcze zdążę przeczytać :) bardzo mi się spodobało, choć na początku nie wiedziałam który to który ale jak juz załapałam to było świetne ( sorry za błędy pisze z komórki )
OdpowiedzUsuńŚwietne! :) Bardzo dobry początek. ;) Czekam na ciąg dalszy. :3
OdpowiedzUsuńAwww:) Oboje są tacy nieśmiali, że to aż słodkie;) To naprawdę miłe ze strony Kagami'ego, że martwi się o Kuroko i pożyczył mu bluzę. Zapowiada się delikatnie, a jak nas zaskoczysz w drugim rozdziale to już wyjdzie w praniu:P Chociaż ich nie znam to opowiadanie bardzo mi się podoba i jestem ciekawa jak tam sobie poradzą na umówionym "spotkaniu" ;D
OdpowiedzUsuń