Po pierwsze, muszę podziękować Wam, dobre duszyczki za dodanie otuchy, osoby o których mówię, na pewno wiedzą, że to o nie chodzi. To, że ktoś to przeczytał, no i nawet mu się spodobało, naprawdę wiele dla mnie znaczy, bo jak wspomniałam, było to moje pierwsze opowiadanie, opublikowane gdziekolwiek. Dlatego byłam pełna obaw, co do mojego kunsztu literackiego.
Przyznam się szczerze, że mi samej ciężko jest zostawić to opowiadanie z takim zakończeniem. Kocham tą parkę, dlatego postanowiłam dodać coś jeszcze.
„Jeśli to nadzieja”
Dni
mijały spokojnie. Heiwajima nie spotkał Orihary w Ikebukuro, od tamtych wydarzeń. Powoli zaczynał
mieć nadzieję, iż jest mu tak wstyd za te wydarzenia, że nie spotka go już
nigdy.
Przechadzał
się właśnie bez pośpiechu, gdy usłyszał:
-Śliczny
dzionek! Shizu-chan! – jakieś 20 metrów za nim stał właśnie on.
-I-za-ya!
– Wrzasnął, wyrwał znak drogowy i już biegł w kierunku tego drania.
Sprytny
brunet, szybko ukrył się w tłumie i zniknął mu z oczu.
-Cholera,
gdzie ten dupek polazł! – zaklął Shizuo – Ta menda znów mi zwiała…
Już
miał zrezygnować, gdy zauważył go na przeciwnej ulicy, pobiegł za nim, ale
zdążył on już wybiec za granice dzielnicy, strzeżonej przez tego potwora.
Orihara przystanął i patrzył, co zamierza zrobić Heiwajima, który jak na razie
stał ściskając w ręku znak i patrzyła na niego morderczym wzrokiem.
-Powiedziałem
ci – krzyknął Shizuo –Że, jak cię tu znów zobaczę, to cię zabije!
-Dobra,
dobra, ale wiesz, praca to praca – odpowiedział mu drwiąco – A do moich
obowiązków należy pilnowanie żebyś, nie wypadł z formy – zachichotał.
Tymi
słowami sprawił, ze nerwy blondaska znów zaczęły puszczać, widział jak zaciska
zęby ze złości. Odrzucił znak na bok, podszedł do Izayi, chwycił go za rękę z
całych sił, prawie miażdżąc mu przegub.
-Znowu…
- pisnął z bólu.
-A, co,
myślałeś, że będę taki milutki jak wtedy?
-Szczerze?
– spojrzał mu w oczy – Miałem taką nadzieję…
W tej
chwili Heiwajima przysunął się do niego i cmoknął go delikatnie i prawie
niezauważalnie w usta. Orihara stanął jak wryty, z cała pewnością nie tego
oczekiwał, liczył na kolejny wybuch złości, przeklinanie i nagłą utratę życia,
ale nie na to. Z szeroko otwartymi oczami zastanawiał się , co się właściwie
przed chwilą wydarzyło.
-No to
następnym razem nie waż się tak bezczelnie ni uciekać – szepnął mu do ucha blondasek – A obiecuje, że będzie milutko…
- puścił go o odszedł zająć się swoimi sprawami.
Izaya
patrzył w stronę odchodzącego potworka. Wstydził się przyznać sam przed sobą,
że miał nadzieję, na to, żeby przy ich kolejnym spotkaniu blondyn spełnił swoją obietnicę.
Mam nadzieję, ze
troszeczkę podsyciłam apetyt XD
Obiecuję, że to jeszcze nie koniec ich wspólnej historii...
No mam nadzieję, że nie koniec, bo naprawdę zrobiło się bardzo milutko;D nie przestawaj wierzyć w siebie, bo naprawdę masz talent:D no więc zgodnie z Twoją obietnicą czekam na kolejne części "ich wspólnej historii":9
OdpowiedzUsuńjejku jak ty swietnie piszesz mówie ci jestes swietna tak trzymaj
OdpowiedzUsuń