wtorek, 23 kwietnia 2013

Hijikata x Okita część 2

Zgodnie z obietnicą, dodaje kolejną część, zapraszam do czytania i dziękuję ponownie, za to jak ciepło ich przyjęłyście, bo wątpię, żeby zaglądał tu jakiś facet...


Postać, która pojawia się w opowiadaniu dodatkowo: Yamazaki Sagaru, członek Shinsengumi, pełni funkcję szpiega, jest mało wyrazistą postacią, ale ja go osobiście bardzo lubię. Często widuje się go z rakietą tenisową, w serii 2 ujawniono jego dziwne zamiłowanie do anpan (to rodzaj bułek)




"To nie był pocałunek!" c.d.
 
                Około godziny 11.00, niewyspany i niewypoczęty Hijikata wziął się za papierkową, robotę. Postanowił sobie odpuścić inne obowiązki i wziąć na siebie także robotę Okity. W zasadzie przez cały dzień starał się go unikać, ta wczorajsza sytuacja był dość dziwna. Postanowił całą robotę już dokończyć sam. Wolał się nie narażać na docinki z jego strony. Nawet, gdy spotykali się na korytarzu odwracali od siebie wzrok.
                Pomieszczenie nadal pachniało rozlaną kawą, przypominając, o tym, co się wydarzyło. A teraz sam musiał się zajmować tym dziadostwem.
                -Zdaje mi się, czy mnie unikasz?
                -Uaaa – znów wrzasnął, gdy usłyszał ten znajomy głos.
                Młodzik stał w drzwiach, opierając się o futrynę. Teraz dopiero mu się uważnie przyjrzał. Wyglądał jak zazwyczaj, może z wyjątkiem lekko podkrążonych oczu i spuchniętej dolnej wargi.
                -Co ty, tu robisz? – wybełkotał – Lepiej idź, sobie odpocznij.
                -W zasadzie, to przyszedłem ci pomóc – przysiadł się obok.
                -Nie trzeba, poradzę sobie – przymrużył oczy – Twoje usta, co ci się stało.
                Pędzelek trzasnął w ręku Sougo.
                -Nie, wiesz, od czego to? – warknął.
                -Aaa… - zaczął się nerwowo drapać uśmiechać i drapać po głowie – O to, chodzi… Powinieneś na przyszłość bardziej uważać.
                -To była twoja wina.
                -Niby, jakim cudem? To ty się przewróciłeś, a później poślizgnąłeś.
                -Ale jakbyś nie siedział dokładnie w tym miejscu, nie upadłbym na ciebie.
                -Teraz to już za ostro, wszystko naciągasz!
                -Wcale, nie, lepiej, żebyś się nie urodził.
                -Giń draniu! – Chwycił za paczkę papierosów.
                -Ale się wkurzasz, w zasadzie, to nawet musiało ci się to podobać.
                -Chyba sobie kpisz – przypalił fajka.
                -To pewnie, pierwszy raz, gdy dotykałeś warg, które nie pochodziły z dzielnicy czerwonych latarni.
                -Jeszcze byś się zdziwił gnojku… - powiedział spokojnie, patrząc w dal.
                -Ta jasne, takiego pocałunku, na pewno nigdy nie przeżyłeś.
                -To nawet nie był pocałunek! A swoją drogą, to na pewno był twój pierwszy… - spojrzał na niego z wyższością.
                -Zdziwił byś się – zarumienił się lekko.
                -Nie wydaje mi się – uśmiechnął się – Takie dziecko jak ty, na pewno nie ma o tym zielonego pojęcia.
                -Nie traktuj mnie, jakbym był dzieckiem!
                -Jesteś nim!
                -Odwołaj to! – do tego momentu, rozmowa przebiegała w miarę spokojnie.
                -Lepiej zajmij się robotą, bo inaczej będziemy tu siedzieć do usranej śmierci!
                -Ty… - złapał go za kołnierz, nie patrząc mu w oczy – Nigdy nie zrozumiem, dlaczego Kondo wybrał takie zero, na swojego zastępcę, zamiast mnie!
                Hijikata, oderwał jego dłoń i przewrócił go na podłogę. Rzucił niedopałek. Potem oparł się rękami po obu stronach pierwszego oficera, przybliżając się do niego.
                -Całe życie będziesz miał o to, do mnie pretensje? –wywarczał – Zaakceptuj to! Jestem starszy, wiem, że już dziś przejąłbyś moją pozycję, ale daruj sobie! Bo ja tak łatwo się nie dam – patrzył na jego słodką buźkę i na to jak przygryza zawzięcie wargi – Zrozum to – powiedział już spokojnie.
                -Nigdy! Nigdy tego nie zaakceptuje! – zamknął oczy i próbował wstać.
                -Sougo – chwycił jego dłoń i ścisnął – Uspokój się…
                W tej chwili, do pomieszczenia wszedł Yamazaki. Bułki, które przyniósł rozsypały się po podłodze.
                -Ups.. Przepraszam, nie chciałem wam w niczym przeszkadzać… - zszokowany zamknął drzwi z powrotem.
                Ta dwójka z początku nie rozumiała, jego dziwacznego zachowania. Potem dopiero załapali, że dla kogoś z boku, to musiał dość jednoznacznie wyglądać. Odskoczyli od siebie jak oparzenie. Na ich policzkach pojawiły się lekkie rumieńce.
                -Trzeba by mu potem, jakoś to wyjaśnić… - zaczął Okita – Jeszcze pomyślą, że może mnie coś łączyć z czymś takim jak ty.
                -Nie ma potrzeby, nigdy nie tknąłbym dziecka.
                -Jak mam ci udowodnić, że nie jestem już dzieckiem!? – znów się irytował.
                -Jesteś nim… - dotknął delikatnie rozcięcia na jego wardze – Twoje zachowanie o tym świadczy.
                -Nie chce, żebyś mnie tak traktował – jego dotyk, go bolał, ale pozwoliłby robił to dalej – Jestem mężczyzną, dorosłem! Czemu tego nie zauważasz?
                -Może, dlatego, że zawsze będziesz dla mnie, tym malutkim Sougusiem – przeniósł swoją rękę wyżej i zaplątał ją w jego włosy - Który chciał, żebym nazywał go senpai i przyglądał mi się z daleka.
                -Zauważyłeś…
                -Oczywiście… - uśmiechnął się.
                -Kiedyś na pewno cię prześcignę. Jeszcze zobaczysz.
                -Mam taką nadzieję – ku rozpaczy Okity, zabrał swoją rękę.
                -Co do tego pocałunku…
                -Zapomnij o tym, nawet nie można tego tak nazwać.
                -Nawet w tym jesteś ode mnie lepszy, bo to naprawdę, był mój pierwszy.
                -Daruj sobie, powiedziałem, że nawet nie można go nazwać ty mianem. To był wypadek – przybliżył się do niego – Gdyby był prawdziwy, gwarantuje ci, że błagałbyś o więcej.
                -Jesteś starym, zboczeńcem, wiesz o tym…
                -Sam zacząłeś. A teraz bierz się za te papiery. Nie mam ochoty na kolejny dzień z nimi.
                -Tu akurat – spojrzał na starte – Muszę się z tobą zgodzić.
Skończyli, późno. Ledwo żywi doczłapali się do swoich kwater, niemal w mgnieniu oka zasnęli.
                                                                                         



Koniec kolejnej części, w planie jest jeszcze jedna, lub dwie, zobaczymy jak wyjdzie. Postaram się dodać następną część pojutrze. 
Dziękuję, za przeczytanie

2 komentarze:

  1. yay, fajnie ^^ współczuję Yamazaki'emu tak szok przeżyć XD czekam na następną cześć, skoda, że to może być ostatnia część :(

    OdpowiedzUsuń
  2. To zabawne kiedy ktoś wchodzi w nieoczekiwanym momencie:D oczywiście zabawne patrząc na tego wchodzącego osobnika;) no wiesz, szok traumatyczny, koszmary po nocach i mania prześladowcza:P a najśmieszniejsze jest, kiedy potem krzyczą "Ja nic nie wiem/widziałem!!!" i uciekają w popłochu:P Rany, jak ja strasznie lubię czytać Twoje opowiadania;D Wprawiają mnie w świetny nastrój na początek dnia, a kiedy coś pójdzie nie tak jak powinno, przypominam sobie wizytę tu u Ciebie i na twarzy znów mam uśmiech;) dziękuję Ci za to:)

    OdpowiedzUsuń