Jak już wspomniałam starałam się pisać w humorem takim, jak w Gintamie.
Zobaczymy czy mi się udało :)
Zapraszam do czytania.
Dodatkowa postać, która pojawia się w opowiadaniu: Kondo Isao, dowódca, lat około 25, słowo, którym się go najlepiej określa "idiota", nazywają go również Gorylem. Zakochany w Otae, jest jej prześladowcą.
No to teraz zaczynamy!
„To nie był pocałunek!”
W Edo było całkiem spokojnie.
Nawet za spokojnie, dlatego Okita zaczynał się zajebiście nudzić. Wykorzystał
już limit swoich wrednych dowcipów na ten tydzień i tak za to, połowa
oddziałów, miała chrapkę na jego głowę.
Siedział
oparty pod ścianą ze swoją przepaską na oczach, udawał, że śpi, a tak naprawdę
podsłuchiwał innych.
-Ej,
Sougo – wrzasnął Kondo.
Odchylił
opaskę i spojrzał na niego.
-O, co
chodzi?
-Widzę,
że nie masz nic do roboty…
-Jeśli,
znów mam śledzić Otae, to zapomnij! – znów chciał się położyć spać.
-Nie,
tym razem nie o to chodzi – machał nerwowo ręką – Mam mały problem i wygląda na
to, że tylko ty mi możesz pomóc.
-Tylko
ja? – zainteresował się.
-Co
miałeś na myśli mówiąc, że tylko ja mogę ci pomóc – patrzył zażenowany na
wielką stertę papierzysk.
-No, bo
widzisz, mam trochę roboty… - drapał się po głowie – A Otae, wyjeżdża za
miasto, no i sam rozumiesz, że to niebezpieczne. Ha ha ha i muszę ją ochraniać.
He He He. Rozumiesz prawda?
-Ani
trochę – popatrzył z rządzą mordu na dowódcę.
-O, co
chodzi Kondo, wzywałeś mnie?
W tej
chwili do pokoju weszła osoba, którą jeszcze bardziej miał ochotę zamordować,
ze swoim nieodłącznym papierosem w zębach.
-Ach,
jak dobrze, że już jesteś Toshi – tłumaczył goryli policjant – Razem z Sougo
zajmiecie się tym przez ten weekend.
-A, co
to takiego? – Też spoglądał na papierki.
-Tak
troszeczkę… Mi się to ustało…
-Zaraz, zaraz, chcesz powiedzieć,
ze mamy odwalić, całą robotę, za ciebie – Hijikata był nieźle wkurzony – A ty
sobie jedziesz na wakacje?
-Właśnie! – Okita, w takich
sytuacjach potrafił z nim współdziałać, chwycił za miecz.
-To nie tak, chłopaki… Ona
naprawdę jest w niebezpieczeństwie. To jak misja, właśnie, to misja! Misja
ochrony, tego, co jest dla mnie najważniejsze – Przesunął drzwi - Liczę na was!
– Już go nie było.
-On nas normalnie, tutaj
wyrolował – Toushirou, aż toczył pianę z gniewu.
-To wszystko twoja wina – Sugo
spojrzał na vice dowódcę.
-Co, jak to, ja nic przecież nie
zrobiłem.
-To zawsze jest twoja wina.
Jesteś dla niego zbyt pobłażliwy, to ty cały czas z nim przebywasz, powinieneś
mieć na niego jakiś pozytywny wpływ.
-Ej, od kiedy stałem się jak jego
matka!?
- A ja jestem, zbyt zmęczony, nie
mogę robić wszystkiego sam – ignorował go – Wiem, że ja też powinienem trzymać go
twardą ręką, ale jestem taki zapracowany.
-Od, kiedy ty stałeś się jego
ojcem!? – zaciskał pięść - Ej, słuchasz mnie? Nie przypominam sobie, żebym
spłodził z tobą, tego beznadziejnego bachora!
-To twoja wina, więc sam się tym
zajmij – zbierał się do wyjścia.
-Mowy nie ma – powstrzymał go,
przystawiając mu miecz do gardła – Siedzisz w tym razem ze mną…
Spojrzał na niego, tym swoim
zimnym, obojętnym wzrokiem.
-Pod jednym warunkiem – na jego
ustach zaczął pojawiać się dziwny uśmieszek – Błagaj mnie…
-Oszalałeś!?
-To jak, sam sobie poradzisz?
Hijikata popatrzył, to na stertę,
to na niego.
-Pomóż… mi… proszę… - wybełkotał,
ledwo zrozumiale.
-Niedosłyszałem.
-Pomóż
mi… Proszę… - powiedział już normalnie.
-Wybacz,
ale nadal, niedosłyszałem, ktoś chyba w tym czasie spuszczał wodę.
-Weź
dupę w troki i mi pomóż! – wydarł mu się do ucha.
-Dobra,
przecież nie musisz tak wrzeszczeć – dłubał sobie małym palcem w uchu – A gdzie
proszę?
-Proszę
– chwycił go za żabot/muśnik/apaszkę/ śliniak (Niepotrzebne skreślić. za ch*ja nie wiem, jak to się nazywa, chodzi mi
o to, co ma przypięte pod szyją, konsultowałam to z paroma osobami i najtrafniejsza wydaje mi się apaszka), wysyczał przez zaciśnięte zęby,
przygryzając filtr papierosa.
Od razu się wzięli do roboty,
chcieli to skończyć dziś i mieć święty spokój. Nie dobrnęli, nawet do ¼, gdy
zastała ich trzecia w nocy. Wszyscy inni w oddziałach już smacznie spali.
-Hej,
Sougo, sporo Ci zostało? – spojrzał skonany, na towarzysza –Uaaaaaa!
Przeraził
się, gdy zobaczył go leżącego na papierach, ślina spływała mu po brodzie i było
widać białka jego oczu. Uzmysłowił sobie, że poprzedniego dnia, on był jednym z
tych, którzy mieli nocny patrol. Chwycił go za ramiona.
-Weź
się w garść – potrząsał nim – Nie zostawiaj mnie z tym wszystkim samego!
-Siostrzyczko,
to ty… Tak, już ci przynoszę sos tabasco… - mówił słabym głosem.
-Nie!
Twoja siostra nie żyje! Nie idź do niej. Słyszysz mnie, ty baranie!? – przywalił mu nieźle.
Młody, Ocknął
się i usiadł obok niego po turecku. Chwycił się za bolący policzek.
-Chyba odpłynąłem
– powiedział spokojnie.
-Odpłynąłeś?
Haron, już cię przewoził przez Styks! – papieros, prawie wypadł mu z ust - Łap – rzucił mu parę monet – Przynieś sporo
kawy, bo inaczej obaj wykitujemy.
-Jak
dla mnie już możesz zdechnąć.
-I, po,
co, ja go ratowałem – burczał pod nosem.
Pierwszy oficer wyszedł dokonać zakupu, jego przełożony zaś,
przysiadł się do roboty.
-Coś,
długo nie wraca. Pewnie zwiał jak najdalej.
-Wcale,
że nie – na dźwięk, tego głosu Toushiego przeszył dreszcz, podskoczył
przerażony.
-Musisz
tak ludzi straszyć?
Okita
stał w drzwiach trzymając w obu rękach kubki. Wzrok miał mętny. Postawił kilka
kroków do przodu, kiedy się zachwiał i runął na podłogę. Dookoła się wszystko
rozlało. Upadł wprost między nogami Hijikaty, a jego głowa zatrzymała się na
jego torsie.*
-Ej
żyjesz? – Toushi zatroszczył się o niego i uniósł jego głowę za podbródek.
-Ta,
zakręciło… - zamilkł i zaczął mu się przyglądać – Ty, masz niebieskie oczy.
-Co? – mrugał zdezorientowany.
-Twoje
oczy są niebieskie…
-Znamy
się już tyle lat! A ty dopiero teraz to zauważyłeś? –teraz się irytował.
-No… Tak,
jakoś wyszło… Śmierdzisz fajkami.
-To ze mnie
złaź i nie wąchaj!
Sougo,
oparł się ręką o podłogę, próbując przenieść na nią ciężar, nie zorientował się
od razu, że akurat tam jest rozlana kawa, poślizgnął się i hyc **, upadł tak niefortunnie, że
swoimi ustami dotknął ust vice dowódcy. Przez moment obaj byli tym tak
zaszokowani, że kompletnie nic z tym nie robili. Patrzyli tylko w dal szeroko
otwartymi oczami.
-Uważaj
– brunet odsunął go od siebie, odwrócił się od niego. Serce waliło mu jak
oszalałe.
Drugi
był tak zdziwiony tym, co zaszło, że nie mógł nic powiedzieć. Dotknął swojej
wargi, rozciął ją, albo o swój, albo o jego ząb. Trochę go bolało. Polizał
swoje zęby, poczuł metaliczny smak.
-Idź
już spać, posprzątam tu – odezwał się znów Hijikata – Dziś i tak do niczego, w
takim stanie mi się nie przydasz… *** - nie
patrzył na niego.
Kiwnął
głową i posłusznie wykonał polecenie. Nie miał ochoty dziś pracować, chciał iść
spać, bardzo chciał, tylko czy po, tym będzie w stanie tak po prostu
zasnąć?
* (głupia jestem, co ja robię :/).
**(o podłogę <<zostałam zmuszona do dopisania tego przez mojego Beta>>)
***(WoW ciekawe tak naprawdę, do czego jeszcze mógłby mu się „przydać”)
Dziękuję, za przeczytanie, kolejna część niebawem...
Trzeba przyznać, że zapowiada się całkiem nieźle;), choć jeszcze nie zapoznałam się z serią to i tak świetnie sprawdzasz się w przedstawianiu mi tego wszystkiego;D
OdpowiedzUsuńod teraz postaram się komentować rano, przed wyjściem, w ten sposób zawsze zdążę;D a przynajmniej mam taką nadzieję:P
z niecierpliwością czekam na rozdział nr 2;)
Może trochę nie w czasie to komentuję, ale po prostu muszę xD
OdpowiedzUsuńAch... Gintama... Moja ukochana <3 Jakoś nigdy nie mogłam sobie wyobrazić yaoi w tej serii, ale dzięki Tobie przekonałam się do tej pary ^^ W ogóle w Polskim fandomie jest mało Gintamowej twórczości, więc każda jest na wagę złota, a zwłaszcza taka zacna jak Twoja :D Ale niestety, mam też parę uwag. Jeśli dobrze ogarniam, to tekst był betowany, ale osoba, która to robiła raczej nie jest za dobra w swoim fachu. W sumie to tylko deszcz niepotrzebnych przecinków i niepoprawnie zapisane dialogi, ale to bardzo rzuca się w oczy. Chyba, że to tylko ja jestem taka przewrażliwiona, ale mi to bardzo przeszkadzało w czytaniu. Dobra, nie marudzę już i pędzę czytac kolejny rozdzial ^^ ~Val