wtorek, 31 grudnia 2013

Yuu x Allen część 1

Ohayo Misiaki!

Życzę wszystkim cudownego Sylwestra
A w nowym roku mnóstwo nowych blogów.
Potęgi tysiąca Hentaiów i Yaoiców.
Tym,którzy piszą życzę weny, 
A tym, którzy czytają, żeby tego nie zabrakło!

 
Na wstępie, zanim zacznę tak na 100%, mam prośbę, do wszystkich którzy o nich czytają, aby jakkolwiek skomentowali (nawet jeśli nie będzie to już najświeższy post), wystarczy zwykłe "przeczytałem/am", albo "p", a nawet jakikolwiek znak interpunkcyjny, proszę o to również annimki. Dajcie mi tylko znać, ze ta parka Was interesuje.   

Rrrannny... Jak tylko pomyślę, jak długie będzie to intro i jak wiele muszę w nim opisać, to aż mi się słabo robi, ale dla tych, którzy nie znają tego w ogóle, albo ich wiedza opiera się wyłącznie na podstawie anime, muszę to opisać. Ponieważ wydarzenia z opowiadania są już po zakończeniu anime, ale także przed zakończeniem mangi... Ale w tym opowiadaniu pojawia się tyle postaci, ze aż zaczynam odczuwać zawroty głowy...

Ale nachrzaniłam tyle osób i muszę je przybliżyć, chociaż w skrócie...


Lavi - wiek 18. Przyszły Bookman. Śliczny, wesoły pełen energii, zawsze chce wszystko wiedzieć. Kocha każdą kobietę. Lubi robić psikusy i ogólne zamieszanie.


Lenalee Lee - wiek 16. Egzorcystka, siostra Komuiego. Miła, grzeczna, uczynna, bardzo wierna przyjaciołom. Zakon traktuje jak swój własny dom.


Komui Lee - wiek 30 (idiota, debil, niedorozwój, ja się pytam jak go przyjęli na tą funkcję!?). Unika pracy jak diabeł wody święconej. Ma kompleks siostrzany. Jednak kiedy trzeba wie co ma zrobić.


Reever Wenhamm - wiek 27 jedyny pracujący i odpowiedzialny człowiek w całym Zakonie. Nadzoruje wszystko, bo ktoś musi wyręczać Komuiego w jego obowiązkach.



Arystar Crory III alias Kuro-chan wiek 28. (on jest dziwny) Wampir. Nadal zakochany w Eliade-akumie, którą sam zabił, zanim przyłączył się do Black Order.


Marian Cross - wiek nieznany, jakoś po 40. Kobieciarz, alkoholik, sadysta. Mistrz Allena (Allen miał z nim ciężko w chuj). Ucieka przed długami.


Claud Nine - wiek 33. Jedyna kobieta wśród generałów.


Bak Chan - wiek 30. Ma obsesję na punkcie Lenalee ( poedofil!!!). Jest kierownikiem działu azjatyckiego. Odwiedza Black Order bez najmniejszego powodu.

Uwierzcie mi lub nie, ale sądziłam, ze ten wstęp będzie dłuższy od całego opowiadania.

Całość została napisana pod atmosferę sylwestrowej zabawy, dlatego wyszło dość... oryginalne... Mam nadzieję, że przypadnie Wam jednak do gustu. 

Opowiadania nie mogłabym napisać bez mojej siostry. Mogę śmiało stwierdzić, że w 50% to opowiadanie to także jej dzieło. dziękuję jej za to :)

No i jeszcze ostrzeżenia: Czytanie tego po udanej sylwestrowej zabawie grozi wymiotami, nagłymi zawrotami głowy, biegunką, traumą, utratą świadomości lub innymi nie wymienionymi  ulotce skutkami. Przed przeczytaniem skonsultuj się z psychiatrą, lub zażyj psychotropy




„Co szkodzi spróbować?”
Obaj zastanawiali się jak mogło do tego dojść. Jakim cudem znaleźli się w tej sytuacji, z której żaden z nich nie widział drogi wyjścia? Patrzyli na siebie, tak jakby za moment mieli sobie skoczyć do gardeł, z resztą, już niewiele ich przed tym powstrzymywało. Im dłużej tak stali mierząc siebie wzrokiem, tym trudniejsza stawała się cała sytuacja. Z każdą sekundą narastało napięcie, tak ogromne, że wystarczył szelest liścia za oknem, aby wszystko pękło, a zapach krwi bez wątpienia uniesie się w powietrzu a świsty ostrzy wypełniły całe malutkie pomieszczenie.
-Unieś miecz, Moyashi – odezwał się Kanda, przerywając ciążącą ciszę.
-Nie musisz mi tego powtarzać – podniósł wielkie ostrze i zaczął pędzić w kierunku przeciwnika – Poza tym, mam na imię Allen!
-Co za różnica i tak zaraz zginiesz!
Odbił atak i także rozpoczął szarże, celował prosto w serce drugiego. Walker zrobił kilka gwałtownych kroków w tył, uniósł miecz, aby sparować, chciał odskoczyć, lecz nie zdążył w pełni, potknął się i zachwiał. Klinga świsnęła mu tuż pod pachą i wbiła się w ścianę. On sam upadł teraz na małe łóżko. Kilka kropel krwi bryznęło na białe posłanie. Rzucił na ranę szybkie spojrzenie, nie była poważna, co oznaczało, że jeszcze miał szanse.  Korzystając z faktu, że obaj są teraz tak blisko chwycił z całych sił za rękojeść i chciał ją ponownie unieść miecz, żeby zadać kolejne uderzenie, chciał mu odciąć głowę. Brunet jednak także się uchylił kucając, a następnie uderzył drugiego z otwartej dłoni prosto w środek klatki piersiowej z całej siły. Allena zamroczyło, opadł całkowicie na ścianę. Ciemność zakryła mu oczy. Przygryzł wargi. Spróbował się podnieść, coś go przygniatało. „Jak mogło do tego dojść?” – pomyślał w ostatniej chwili.


***

Na stołówce nie było, zbyt tłoczno. Wszyscy się gdzieś rozeszli, na sali zostali tylko ci, którzy nie lubili tłumów, oraz ci, którzy jedli najwolniej, albo najwięcej ze wszystkich.
-Allen-kun!
            Przez pół pomieszczenia biegł rudy mężczyzna z opaską na jedno oko. Kierował się prosto na zszokowanego blondyna.
                -Co się stało, Lavi? – uśmiechnął się i wepchnął sobie do ust, niemal całą zawartość miseczki.
                -Urządzam imprezę sylwestrową! – wywrzeszczał na całe gardło, szeroko rozkładając ramiona.
                -Acha… - sięgnął po pieczywo.
                -Przyjdziesz, prawda? – wyszczerzył się, obejmując go ramieniem.
                -Oczywiście, jeśli tylko chcesz. – odwzajemnił uśmiech.
                -No ba! A, Yuu! – zauważył kogoś innego u w jednej chwili już do niego biegł. – Ty także wpadniesz? – Jego również przytulił jedną ręką.
                -Niegdzie nie idę – odpowiedział spokojnie, próbując złapać pałeczkami kluska.
                -No weź… – szturchnął go w bok – Nie bądź taki, co jest złego w bawieniu się…
                -To nie dla mnie – odsunął się.
                -No chodź, ostatnio było tyle stresów – znów się przybliżył – Popijemy sobie, pojemy, od stresujesz się, może w końcu przestaniesz być taki spięty – dotknął jego ramion, tak, jakby chciał zrobić mu masarz.
-Nie dotykaj mnie – powiedział z wzrokiem mówiącym: „Jeśli zrobisz to jeszcze raz, bez wątpienia wypruje ci flaki”.
-Dobrze… - odskoczył na parę kroków – Tylko nie bij!
Kanda cmoknął z dezaprobatą i zasępił się. Nadal nie poddawał się i próbował wyskubać ostatnie kęsy. Udało mu się na chwilę chwycić je pomiędzy pałeczki.
-O… - drżącą dłonią unosił je do ust.
-To jak? – Lavi, puknął go w ramię, co sprawiło, że wszystko, co już trzymał upadło na podłogę.
-Zabije go… – powiedział bardziej do siebie, wpatrując się wzrokiem mordercy w resztki swojego posiłku walające się na brudnej posadzce.
Do pomieszczenia wpadła właśnie Lee.
-Co tu się stało – spytała patrząc na leżące na podłodze kluski
-Ratuj mnie…. – szepnął ze łzami w oku Lavi.
Dopiero teraz dziewczyna spojrzała na Kandę i coraz ciemniejszą otaczającą go mroczną aurę.
-Kanda, spokojnie… - uniosła uspokajająco dłonie w górę – Nic się stało…
Inni widząc, co się dzieje, zaczęli w pośpiechu opuszczać stołówkę, zostali jedynie nadal jedzący Allen, oraz nieświadomy niczego Crory.
-Co się dzieje? – Walker obejrzał się za siebie i zobaczył bruneta ze straszną miną.
-Czy tylko ja widzę demona…? – teraz podszedł do niego przerażony Kuro i położył mu rękę na ramieniu.
-To jak Kanda, uspokoisz się? Kupię ci drugie soba… - próbowała nadal Lenalee
-Wszyscy zginiemy… Wszyscy zginiemy… - mamrotał pod nosem Bookman, zalewając się łzami.
-Wychodzę – Yuu wstał pozostawiając ten cały bajzel za sobą.
Wszyscy bojąc się cokolwiek powiedzieć, ruszyć palcem w bucie, albo oddychać, pozwolili mu opuścić to miejsce.
-Czemu on był taki wściekły?
-Bo jak go chciałem zaprosić na sylwka to mu kluchy wywaliłem a on od razu otwiera bramy piekieł, wypuszcza demony…
-Impreza!
-No organizuje niezłą bibę! Wielką! Wielką!
-Jak fajnie! – nagle posmutniała i zaczęła się bawić swoimi palcami i nerwowo stukać nogą o podłogę – Oczywiście o ile jestem zaproszona…
-Nie bądź niemądra, to chyba oczywiste! Tylko jeszcze musimy przekonać tego buca – wskazał wzrokiem na oddalającego się Yuu.
-Zostaw to mi! – pisnęła i mrugnęła. – Kanda! Poczekaj – podbiegła do bruneta i chwyciła go pod rękę, – Dlaczego nie chcesz przyjść?
***
W stołówce zebrało się mnóstwo osób, przyszli wszyscy zaproszenie, czyli prawie cały Black Order. Impreza powoli zaczynała się rozkręcać:. Niektórzy zalewali się w trupa inni korzystali z okazji na darmową wyżerkę, kilka osób próbowała tańczyć, ale leżące na podłodze puszki i butelki odrobinę utrudniały im poruszanie się, lecz niektórym to nawet muzyka w tańcu nie przeszkadzała. Komui zabawiał ludzi dziwacznymi historyjkami o tym, jaki to on jest wspaniały, tuż za jego plecami darł się wciąż trzeźwy Reever, że niby mają sporo pracy, no i nie wie, kto to jutro posprząta, oczywiście wszyscy go olewali, zwłaszcza główny oficer. Crory leżał w kącie, jedynie machając rytmicznie ręką i wyśpiewując dość niewyraźnie ballady o miłości. Niewiadomo, jakim cudem został ściągnięty tutaj, zapewne za sprawą organizatora, oddział azjatycki, a konkretnie jego kierownik – Bak, który siedział pod stołem z aparatem fotograficznym, robiąc zdjęcia Lenalee, ona znów, niczego nie świadoma rozmawiał ze znajomymi, ukrywając przed starszym bratem, że popija ukradkiem. Jednym słowem, wszyscy dobrze się bawili. Prawie wszyscy 
 Kanda siedział pod ścianą z miną mówiącą tylko i wyłącznie jedno: „co ja tutaj do cholery robię?”. Sztyletował wzrokiem każdego, kto tylko chciał się do niego zbliżyć i zagadać. Zastanawiał się, jak długo musi tu jeszcze zostać, zanim będzie mógł wyjść, a Lenalee nie będzie mu po tym przez miesiąc non stop piszczała nad głową.
Do młodej Lee podszedł już nieźle rozweselony Lavi przysiadł się do niej i wskazał delikatnie głową na naburmuszonego Yuu.
-Jakim cudem udało ci się go tutaj ściągnąć? Hik!
-Wiesz – powachlowała się – to nie było wcale takie proste…
Tutaj pojawił się obszerny i długi opis, jak to biegała za nim przez trzy dni, non stop, nie dając mu nawet chwili wytchnienia. Jak chodziła za nim po całej kwaterze, po lesie, a nawet czatowała na niego pod drzwiami do toalety, aż w końcu udało jej się jakoś go przekonać.
-Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć! Jesteś genialna – odpowiedział jej po całej dramatycznej wypowiedzi. – Dobra, teraz idę do tego buca… - wstał chwiejnie i skierował swoje kroki w kierunku bruneta. - Jak fajnie, że jesteś… - przysiadł się do niego, wyglądał już na lekko wciętego.
-Ta… - burknął zakładając ręce na piersi.
-No, co jest – szturchnął go – Uśmiechnij się… Hik – czknęło mu się – Jest zabawa… Będzie się działo… Oooue…
„To przed chwilą, to, co to w ogóle było!?” – brunet strzelił sobie face palma.
-Wiesz, ja to chyba będę się już zbierał…
-No, co ty!? Prawie nic nie jesz, nie pijesz!? W kulki sobie lecisz? Hik! – postawił przed towarzyszem szklaneczkę z mocnym alkoholem.
„Wypiję trochę i już stad idę. Wypiję trochę i już stad idę. Wypiję trochę i już stad idę…” – powtarzał sobie unosząc napój do ust. Wypił całą zawartość na raz.
-Dobrze! Dobrze! – poklepał go – A teraz jeszcze jednego – dolał mu kolejną porcję.
Miał dość, chciał już do swojego pokoju, otworzyć jakąś nudną książkę i pozachowywać się aspołecznie, tak jak do tej pory robił. Bez tego zbędnego hałasu i motłochu, który mu przeszkadzał. Westchnął i rozejrzał się po otoczeniu. Mnóstwo bardziej i mniej głośnych ludzi, którzy go niezmiennie irytowali. Jak bardzo chciałby być teraz sam ze swoimi myślami. Uciekł wzrokiem w kąt. Siedział tam toczony grupką zdołowanych ludzi Allen, jego mina w tej chwili wyglądała naprawdę przerażająco, mimo, że był roześmiany od ucha do ucha, to jego zęby wydawały się być teraz ostre jak u rekina. Śmiał się też przerażająco. A co gorsza, także zauważył wzrok Yuu.
-Ej! Kanda! Może chcesz ze mną zagrać!? – pomachał do niego – Serdecznie zapraszam… Hue Hue Hue…
-Nie dzięki – odwrócił wzrok. – Rany, jesteś już wstawiony…
-Ta… Masz z tym jakiś problem!?
-Jesteś nieletni, nie powinieneś pić.
-„ Jesteś nieletni, nie powinieneś pić” – przedrzeźnił go – Nie bądź taki zasadniczy. Wszyscy się dobrze bawią, ale ty zawsze musisz zamulać. Pieprzony zgred… Nie jesteś ode mnie dużo starszy a zachowujesz się jakbyś miał z osiemdziesiąt lat i grzyba…
-Przyjdź, jak wytrzeźwiejesz! – sam się teraz napił.
-Może, jak ze mną zagrasz… - podrapał się.
-Nie mam ochoty na takie idiotyczne zabawy – zamknął oczy udając do reszty znudzonego.
-A może po prostu się mnie boisz!? Co, Kanda? – zachichotał.
-Chyba żartujesz! – otworzył szeroko oczy – Ja ciebie… Nie kpij sobie – wstał powoli.
-Więc, czemu tego nie udowodnisz, grając ze mną – również się podniósł i zachwiał nieco.
-Przyjmuje wyzwanie, tylko żebyś potem nie płakał, Moyashi… - zamachnął teatralnie ręką.
Podszedł pewnie do tamtej grupki. Wszyscy, którzy stali mu na drodze, zrobili z przerażeniem kilka kroków na boki, umożliwiając mu przejście.
-Oho… Będzie zabawa – powiedział rudy wpychając sobie jakieś ciastko do ust.
Brunet usiadł ciężko vis a vis przeciwnika. Od razu zlustrował go wzrokiem od góry do dołu. Widać było, że bawił się o wiele lepiej niż on sam, włosy miał już potargane, a kołnierzyk przy koszuli nie prezentował się najlepiej. Obserwował jak powoli tasuje karty, a następnie je zaczyna rozdawać. W tym czasie ich rudy przyjaciel dolał każdemu po jednym drinku
-Nie licz, że ze mną wygrasz – powiedział spokojnie zerkając na swoje karty. Jego źrenice gwałtownie się zwęziły, gdy tylko spostrzegł, co dostał.
-To się jeszcze okaże Hue Hue Hue…
Nie minęła nawet godzina, kiedy brunet siedział między wszystkimi w samych gaciach.
-Co jest, Kanda? – Allen wstał ze swojego miejsca, chwiejnym krokiem podszedł i przysiadł się do niego – Może mam nauczyć jak się gra? – zaczął tasować talię.
-Doskonale to potrafię – zacisnął pięści i zęby.
-Szkoda tylko, że jedynym, co możesz teraz zastawić, są twoje włosy – wziął między palce, jeden z wystających z kucyka kosmyków.
-I majtki! Majtki, też mu możesz zabrać – zachichotała Cloud, opierająca się leniwie plecami o ścianę i przyglądająca się tej całej zabawie.
-Jego majtek nie chcę. Śmierdzą – odpowiedział zadzierając nosa Walker.
-Są o wiele czystsze od twoich! – prychnął na niego.
-Chciałbyś co!? To oczywiste, że moje są czyste, zmieniam je codziennie!
-A ja dwa razy dziennie!
-A ja trzy!
-To coraz bardziej przypomina rozmowę dzieci z piaskownicy… - rudy pokładał się już na stole.
-Ty pieprzony oszuście, tylko marzyłeś o tym, żeby mnie rozebrać – Kanda chwycił blondyna za kołnierz. Jemu tak samo jak i pozostałym szumiało mocno w głowie.
-Ta, bo ja nie marze o niczym innym, tylko cię rozbierać – walnął lewą ręką w stół.
Blat w jednej chwili załamał się i wszystko, co na nim stało oraz leżący na nim Lavim runęło na podłogę.
Część ludzi zaczęła się od nich odsuwać, doskonale znając tą dwójkę i wiedząc, co za chwilę się będzie szykować. Nie mieli zamiaru oberwać przez przypadek od któregokolwiek z nich.
-Już, już, spokój, spokój… Hik… – zainterweniował gospodarz podając każdemu z nich alkohol – Nie róbcie mi tutaj burdelu…
-To on zaczął! – obaj kłócący się wykrzyknęli wskazując na siebie nawzajem.
-Po prostu nie psujcie świetnej zabawy innym! – rzucił z kąta oblepiony tabunem dziewcząt Cross.
Wszystko ucichło i oczy każdego zwróciły się w stronę rudego generała. Po dłuższej chwili wydarł się całkowicie zbaraniały Allen.
-Co ty tu, do cholery robisz!?
-Słyszałem o imprezie.
-I, co tutaj robią te panienki!? – dołożył swoje Lavi.
-Zaprosiłem je…
-A, co z nadzorem nad tobą!? – powiedział znów Walker.
-Oj tam oj tam – machnął nerwowo – A już skoro o tym mowa, to gdzie jest ten, który miał pilnować ciebie?
-Jak o tym wspomniałeś… - zaczął się rozglądać. – To nie mam pojęcia… - podrapał się po głowie.
-A, więc nie ma nikogo, kto by mógł donieść! – uśmiechnął się znacząco – To może urządzimy sobie tutaj małe zawody w piciu?
Dziewczyny wokół niego zachichotały.
-Czemu nie! – wrzasnął Komui podnosząc szklankę do góry.
-Teraz to się dopiero zacznie – powiedział bardziej do siebie Reever, podpierając sobie brodę ręką, a łokieć opierając na stole.
Najbardziej odważni usiedli dookoła ogromnego stołu. Na nim stały już przenajróżniejsze napitki, oraz gotowe do zapełnienia szklanki i kieliszki.
-Ja odpuszczam, muszę być trzeźwy do końca – wybełkotał Lavi łapiąc się ściany, aby nie upaść. – Czemu to się rusza…?
-A ty, Kanda się nie przyłączysz? – zapytał drwiąco Marian.
 -Nie – odpowiedział mu zakładając bluzkę.
-Boisz się, że znowu przegrasz…?
-Dajesz Kanda. Dajesz Kanda – cała reszta zaczęła skandować.
-Niech wam będzie – powiedział siadając i poprawiając sobie kucyk.
Bitwa rozpoczęła się, przeciwnicy mierzyli się nawzajem wzrokiem.
-Dobra, przegra ten, kto się podda, odleci, albo porzyga. Zwycięzca może być tylko jeden i będzie nim ten, kto dotrwa do końca! – ustalił krótko zasady Komui.
-Okej! Zaczynamy! Rozpoczynamy rundę pierwszą! – wrzasnęła Lenalee, która nie wiadomo skąd wytrzasnęła mikrofon.
Wszyscy na znak wychylili pierwszą porcję. Pierwsza, jak to pierwsza nikogo nie wzruszyła.
-Allen, a ty nie bierzesz udziału – do blondyna podeszła Lee.
-Zaczynać pić z Mistrzem!? Ocipiałaś!? * (w ogóle to, to słowo ISTNIEJE!) – On pije jak polak!
-Rozumiem. A teraz runda druga! – wrzasnęła kompletnie ignorując rozmówcę.

Po rundzie drugie, nadeszła pora na trzecią, a potem czwartą, powoli z upływem czasu kolejni przeciwnicy zaczęli się wykruszać. Gdy przyszła kolej na rundę dwudziestą czwartą, gdzie trupy słały się gęsto obok stołu, wojowników pozostało niewielu, a puste butelki walały się puste dosłownie wszędzie, Allen kierowany czystą dobrocią swojego szczerozłotego serca, postanowił w czymś uświadomić Kandę. Podszedł do niego z wolna.
-Odpuść, przecież wiesz, jaki jest Cross… Nie wygrasz z nim. On jest jak studnia bez dna - pochylił się nad nim i wyszeptał.
-Nie odpuszczę!
-I tak przegrasz... – powiedział już głośno.
-Zamknij ryj i przynieś mi alkoholu Moyashi!
Wybełkotał i z całych sił klepnął Wallkera w tyłek. Allen aż upadł na stół potrącając kieliszki. Leżał tak przez chwilę zszokowany, za moment się jednak otrząsnął.
-Jak ty mnie nazwałeś!? – złapał pierwszą lepszą butelkę, wyprostował się i rozbił butlę o kant stołu – Powtórz to suko!   
Yuu wstał chwiejąc się lekko, złapał blondyna za kołnierz i przyciągnął do siebie.
-Mo-ya-shi… Suko! - wyszczerzył zęby.
Blondyn walnął trzymanym przedmiotem przeciwnika w głowę, butelka rozkruszyła się do reszty. Kandę na moment zaćmiło, ale zaraz odzyskał rezon, chwycił drugiego za włosy, przewrócił na podłogę, usiadł na nim i zaczął okładać pięściami. Allen zasłonił się lewą ręką i nie pozostał dłużny, złapał go za długi, czarny kucyk i także przyciągał do ziemi.
-No… Nareszcie robi się ciekawie – powiedział Marian, podpalając sobie fajka. Jedna z jego dziewczyn usiadła mu na kolanach.
***
Allen przebudził się, nie miał zielonego pojęcia, która mogła być już godzina, widział pomarańczowe promienie przedzierające się przez zamknięte powieki. Nie miał siły otworzyć oczu. W gardle miał niesamowicie sucho, głowa go bolała a całe ciało niemalże odmawiało posłuszeństwa. Coś mu ciążyło, chociaż było mu teraz bardzo ciepło i przyjemnie, postanowił się przekręcić. Zmobilizował wszystkie pozostałe po wczorajszej imprezie siły i chciał zmienić pozycję, jednak naprawdę coś mu przeszkadzało. Powolutku otworzył oczy. Światło poraziło go, więc odrobinę potrwało, nim zdążył się przyzwyczaić. Pierwszym, co zobaczył były kontury stoliczka, które z każdą chwilą stawały się coraz wyraźniejsze, zauważył, że na blacie coś stoi. To był mały klosz z kwiatem lotosu w środku. Nie był w swoim pokoju, więc gdzie? Szarpnął się, żeby się odwrócić. Tym „czymś”, co uniemożliwiało mu sprawne poruszanie się, były oplatające go czyjeś ręce. Odwrócił głowę ku tyłowi, aby zobaczyć, kto to taki. Jeszcze nic do niego nie docierało. Zobaczył burzę czarnych włosów rozrzuconą po całej poduszce oraz śpiącą twarz Kandy. Zamrugał kilkukrotnie. Z całą pewnością musiał śnić, przecież to niemożliwe, żeby spali w jednym łóżku. Nie oni. Kiedyś słyszał, że jeśli człowiekowi śni się, że idzie spać, to właśnie wtedy się budzi, postanowił to sprawdzić. Zamknął ponownie oczy i wtulił się znów w ramiona, które bardzo chętnie przyjęły go z powrotem, przyciskając jeszcze mocniej. Tak, to musiał być sen, w rzeczywistości nic takiego nigdy nie miałoby miejsca. Tylko dlaczego wszystko go bolało? Wyczuł nawet językiem ranę na dolnej wardze. Starał się zasnąć, jednak pomimo jego najszczerszych chęci sen nie nadchodził. Jego mózg zaczynał już normalnie funkcjonować i zaczął kojarzyć pewne fakty:
1.       Leżał w jednym łóżku z Kandą.
2.       Przytulają się do siebie.
3.       Nie był w swoim pokoju à więc musiał być w jego pokoju à Jeśli tak, to, po, co był w jego pokoju? Ale Jak to się stało?
Otworzył szeroko oczy i wyszarpał się przerażony z krępujących go rąk. Z przerażeniem spostrzegł fakt, że obaj są całkowicie nadzy.  Zakrył sobie oczy dłońmi, starał się nie wydać z siebie żadnego niepotrzebnego dźwięku, żeby przypadkiem nie obudzić i nie wkurzyć drugiego. To było straszne, kompletnie nic nie pamiętał, co się mogło wydarzyć. Teraz musi pomyśleć, co zrobić. To było nie możliwe, żeby doszło pomiędzy nimi do „tego”, prędzej by się pozabijali, niż uprawiali ze sobą seks. „A co jeśli ja naprawdę uprawiałem seks z Kandą? – przeszło mu przez myśl i całkowicie sparaliżowało. Pulsujący ból głowy nie pomagał posklejać faktów i uporządkować wszystkiego. Z każdą chwilą było jedynie gorzej. Pustka. Nie mógł sobie kompletnie nic przypomnieć, nie kojarzył żadnych faktów. Jedyne, co w tej chwili nie dawało mu spokoju, to, to czy, drugi cokolwiek pamięta i czy powinien go o to zapytać. Zadrżał, gdy brunet poruszył się i zamruczał obok niego. Zacisnął powieki, udawał, że jeszcze śpi, myślał, że może go to uchronić, przed przyjęciem na siebie nadchodzącej dawki gniewu. Yuu jednak przez chwilę nie mówił kompletnie nic. Do czasu.
-Co ty do kurwy nędzy tutaj robisz, pieprzony Moyashi!? – wydarł się na całe gardło.
Ta „pobudka” była na tyle skuteczna, ze Allen z przerażeniem zerwał się z łóżka przy okazji pociągając za sobą przykrycie i upadając z głośnym łomotem na podłogę. Ukazując przy tym najmniejszy szczegół swojego ciała, a przy okazji odkrywając także drugiego.
-Dlaczego obaj jesteśmy nadzy!? – wrzasnął brunet wstając gwałtownie. – Ach… głowa mi pęka… - zachwiał się.
-Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia – pisnął przerażony Walker.
-Jak to nie wiesz, to, kto ma wiedzieć! – podszedł do niego i szarpnął go za włosy.
-Ja nic nie pamiętam!
-Trzeba było tyle nie pić!
-A ty coś pamiętasz!?
-No nie, ale mówimy teraz o tobie!
-Puść mnie! To boli! Źle się czuję, Kanda, zostaw mnie w spokoju! – sam nie wiedział skąd u niego taki pokaz słabości, chyba jednak jeszcze nie wytrzeźwiał – Zaraz chyba rzygnę…
-Nie bełtaj w moim pokoju! – zostawił go w spokoju i usiadł na łóżku.
-Dobra, już mi przeszło – przełknął.
-Moyashi, My chyba nie… No wiesz…
-Nie wiem… - spojrzał na niego z wahaniem – To niemożliwe…
-Masz rację, z całą pewnością niczego nie zrobiliśmy. Nie… Na pewno nie.
-Na pewno, prawda…? – pozbierał się powoli.
-Nie sądzę. Nie tknąłbym ciebie – pokręcił zaprzeczająco głową. – A jeśli…
-Nawet tak nie mów! – zacisnął powieki.
-Myślisz, że ja bym tego chciał!?
-No n-nie… Na pewno nie…
Musiał stąd wyjść, jak najszybciej, nie narażać się. Nie czuł się na siłach, żeby w tej chwili z nim walczyć. Rozejrzał się po pokoju. Chciałby się ubrać i stąd uciec, jednak nigdzie nie mógł dostrzec swoich rzeczy.
-Kanda… - zapytał lękliwie – Widziałeś gdzieś moje ubrania…
-Niby gdzie? Przecież ich z ciebie nie ściągałem.
-Pamiętasz coś!
-Ogłupiałeś!? Nic a nic. W ogóle to wypad stąd!
-Wiem, ale moje rzeczy! Nie mam nic na sobie!
-Co to mnie obchodzi? – wskazał palcem na drzwi.
-Jak mam niby tak wyjść!?
-Nie drzyj się tak… - warknął wstał, chwycił za prześcieradło, zarzucił je na drugiego a następnie uchylił przed nim drzwi – Wynocha, zanim stracę panowanie.
-Dobra…
Zakrył się na tyle, żeby nic nie odsłaniać i wyszedł. Miał tylko nadzieję, że na nikogo się nie natknie w takim stroju. To byłoby krępujące i nie wiedziałby jak to wyjaśnić.
-O Allen! – usłyszał za sobą głos Laviego – Wszędzie cię… - zaczął coś mówić, – Co tu się… - pokazywał zszokowany palcem to na blondyna to na bruneta… - Chłopaki, czy wy…? - jego uśmiech rozszerzył się od ucha do ucha i rzucił się im obojgu na szyję, przytulając ich do siebie także – Jak ja się cieszę! Nareszcie się pogodzicie.
-To nie tak jak myślisz! – Walker próbował się wyrwać.
-A, co myślę? – odsunął się od nich.
-No, że my mogliśmy… Tego… No… - zacisnął ręce na prześcieradle, – Bo to nie tak. Ja i on, nie moglibyśmy – nie zauważył, że się czerwieni.
-Po tym, co wczoraj widziałem, nie byłbym taki pewien…
-Co masz na myśli? – spojrzał na niego z nadzieją.
-Ogarnij się a ja ci wszystko opowiem… - pokręcił głową.
-Ja też – chrząknął Kanda – Chętnie bym się dowiedział, co wczoraj zaszło. Chociaż i tak jestem pewien, że bym go nie tknął…
-Jesteś tego pewien? – zapytał rudy z szelmowskim uśmiechem, zakładając ręce na piersi.
Yuu zrobił wielki oczy i znieruchomiał.
 

Dziękuję za przeczytanie i jeszcze raz życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.

Następna część tego opowiadania pojawi się najprawdopodobniej za jakieś 2 tygodnie (14.01.14)

8 komentarzy:

  1. WOW <3<3<3
    SUPER poprawiło mi humor i to bardzo XDXD
    Czekam i WENY~~


    Yume

    OdpowiedzUsuń
  2. "p" wiesz przepraszam że to mówię ale intro raczej nie wiele da dla kogoś kto w ogóle nie oglądał anime ^^"" prawdopodobnie nie będzie wiedział co to jest bookman a to jest *liczy* 4 albo 5 słowo intra XD Dlatego się cieszę że obejrzałam już anime ^^ przynajmniej się orientuję i nie głowię przez 10 min czemu to taki fajny i wesoły Lavi chce zostać bibliotekarzem...
    A co do notki - impreza Lavika- nie no spoko XD Konkurs picia... i oni się dziwią ze im się film urwał??? To była 24 kolejka ( jak dobrze pamiętam) a pili też wcześniej....A i tak Lavi najlepszy nie piję bo chcę zobaczyć co będzie się wyprawiać jak już wszyscy będą robić z siebie skończonych idiotów XD no super podejście nie ma co. Czekam na kolejny rozdział i wyjaśnienia Lavika może jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności okaże się, że oni się wcale nie przespali tylko... bo ja wiem Yuu znów przegrał w pokera i w zemście pociął cichy Allen'owi a czemu wylądowali razem w łóżku? Zasnęłki na ziemi a Lavi jako dobry kumpel odtransportował ich na łóżko, ale nie chciało mu się ich targać do osobnych pokoi i postanowił im zrobić kawał? O zUy Lavi XD Dobra dobra chyba jeszcze mi za wesoło po tym sylwestrze XD sorry za nieogarnięty komentarz.... weny życzę~!!! ( i niecierpliwie czekam na kolejną notkę)

    OdpowiedzUsuń
  3. z jednej strony Kiasarin ma rację, a z drugiej, przecież nie każdy dodaje intro;D nie wiem jak inni. ale to jest moja ulubiona parka, zaraz po Shizayi XD baaardzo chętnie przeczytam kolejne rozdziały~!! [mam nadzieję, że mogę się ich spodziewać;D]
    i oczywiście, że będą dłuuuższe od pierwszego, i żywię cichą, ale ogromną nadzieję, że kolejny pojawi się szybciej niż za dwa tygodnie [proszę:D] XD
    pozdrawiam i na ten nowy rok życzę duuużo duuużo weeeeny ~!! i spełnienia marzeń~!! XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Przeczytalam xD i czekam na nastepna czesc. A w nowym roku(czyli tym) zycze ci duuzo weny <3 spelnienia marzen i wszystkiego naj

    OdpowiedzUsuń
  5. Co prawda, tak trochę, ale cóż CUDOWNE.

    OdpowiedzUsuń
  6. Po roku chyba nie ma co pisać o przemyśleniach, to tylko powiem, że więcej Yuullena! xD

    OdpowiedzUsuń