niedziela, 1 grudnia 2013

Hijikata x Okita część 12

Witam Wszystkich.

Chyba Was ostatnio zanudzałam moim smęcenie, dlatego dziś tylko najważniejsze rzeczy:

1. dziękuję za czytanie.
2. zapraszam na kolejną część. 

To by było na tyle!


„Jak pech, to pech” C. D.


Czas: 12.26
Miejsce: Edo, sklep.

-Drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr…!
Ostry, przeszywający dźwięk nadal rozrywał uszy całej trójki. Hijikata ciągle tulił do siebie swojego podwładnego, który jak gdyby nigdy nic patrzył na niego spokojnie szeroko rozwartymi oczyma. Gintoki schowany pod jedną ze sklepowych półek wciąż szlochał sobie w rękach. A ten irytujący ton nie ustawał.
-Drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr…! – wydobywało się wciąż z minutnika.
-Wyłączcie to w końcu – udało się wydusić Okicie, wyrywając się z oplatających go ramion.
Ciężko mu było złapać w tej chwili dech, bo jego przełożony ściskał go bardzo mocno. Sam też miał palce zaciśnięte na jego ramieniu.
-Co? – pozostała dwójka zamrugała zamroczona.
-Ech… - wstał i podszedł do terrorysty – Wygląda na to, że nie była to prawdziwa bomba. Daliśmy się oszukać – wyłączył ustrojstwo.
-Co!? – byli w szoku.
-To tylko stary budzik, i kilka kabelków – otrzepał sobie spodnie z kurzu.
-CO!?
-Jak, od kiedy o tym wiesz!? – Hijikata nadal lekko dygotał.
-Miej więcej od początku – kącik jego ust, uniósł się lekko do góry.
-To, czemu nic nie mówiłeś! Prawie umarliśmy ze strachu!
-Przestań, Hijikata-san, trochę adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziło, nic ci nie będzie.
-Ty pieprzony sadysto! O mało, co nie narobiłem w gacie, myślałem, że już po nas!
Zaczęli się drzeć jeden przez drugiego z niezrozumiałej plątanininy przeklęst i wyzwisk, nie można było nic wyłapać. Ich kłótnie, jednak przerwało kolejne pikanie. Wszyscy zwrócili uwagę na ponownie odliczający zegar.
-Co do… - wpienił się znów brunet.
-A może jednak, to nie była atrapa – zasępił się Sougo.
-Myślisz, że ci uwierzę!? Gadaj szczylu, co zrobiłeś!?
-Ja, teraz zupełnie nic. Naprawdę.
-Nie ma mowy, żebym w tej chwili ci zaufał! – zacisnął uniesioną na wysokość podbródka pięść.
-Ale… - patrzył na uciekające sekundy – To nie moja wina…
-Co się dzieje? – Gin podszedł do nich niepewnie –To… To już nie wybuchnie, prawda?
-Raczej nie, ten gówniarz, znów coś zrobił – Hijikata, miał powoli tego wszystkiego dosyć – Ja wychodzę. Koniec zabawy na dziś. Mam wolne – machnął nerwowo ręką.
-Mam dziwne wrażenie, że coś się zbliża – blondyn spojrzał z przerażoną miną w dół – tak, na pewno, coś nadchodzi – mówił śmiertelnie na myśli.
-Co masz na myśli.
-Coś straszliwego…
-To znaczy.
Nagle ni stąd ni zowąd znów rozległ się ogromny huk. Wydobywał się miej więcej z tego samego miejsca, co poprzednio, ale był zupełnie inny. Ogromne „Buuum” wypełniło całe pomieszczenie. Jakaś zupełnie nieznana siła odepchnęła całą trójkę na ściany. Każdy z nich został na chwilę zamroczony. Jako pierwszemu udało się pozbierać Toushiemu.
-Co… - złapał się za bolącą głowę, – Co to za smród!? – złapał się za nos.
-Dlaczego powietrze jest zielone…? - Sougo także powoli otworzył oczy.
-Ja… ja widziałem… - odezwał się Gin, ledwo wstając i człapiąc ku wyjściu – Widziałem… to…
-Co widziałeś? – Hijikata, także zmierzał do wyjścia.
-Skąd… - złapał zrozpaczony za klamkę, chciał jak najszybciej otworzyć drzwi – To się wzięło – wybiegł na świeże powietrze. Cała reszta oddziału patrzyła na nich wszystkich pytająco.
Trójka rozpaczliwie zaczęła łapać oddech.
-Co to było…? – ponaglił go oddychając ciężko brunet.
-To coś – upadł na chodnik i podpierał się rękoma – wydobyło się z jego tyłka…
-Chcesz powiedzieć, że to – rzucił zrozpaczone spojrzenie za siebie – To wszystko zdziałało zwyczajne pierdnięcie?
-Dokładnie – kiwnął głową – Nie wiem, jak to wyjaśnić. Widziałem już na tym świecie bardzo wiele, ale czegoś takiego nigdy.
-To przecież jest nie możliwe! Człowiek, nie może czegoś takiego.
-Też tak sądziłem, do dzisiaj… Zawsze – przekręcił się na plecy i położył, – Gdy człowiek myśli, że już nic go nie zaskoczy, zdarza się takie coś, co go kompletnie zadziwi. Takie jest życie drodzy panowie, należy przełknąć dumę i zaakceptować, fakt, że ludzki umysł nie jest w stanie pojąć wszechmocy wszechświata. – Zaśmiał się idiotycznie – To mi przypomniało o tym, jacy my jesteśmy malutcy i nic nieznaczący w stosunku do wieczności.
-O, czym ty pier…?
-Ooooo, więc, to jest właśnie to, co nazywają bronią biologiczną – milczący do tej pory pierwszy kapitan nareszcie odzyskał głos.
-Wszystko jedno… - wydyszał jego dowódca – Najważniejsze to uprzątnąć tej bajzel i dać mi w końcu żyć… - podniósł się – Łoj! Kondo! Przyślij tu ekipę! Trzeba posprzątać i zabrać ciało…
Powiedział ciało, bo nie wyczuł przedtem pulsu, ale teraz odwrócił się przerażony w stronę sklepu. Ktoś się tam poruszył. Wszyscy spojrzeli w głąb, ktoś zbliżał się chwiejnym krokiem do drzwi, ale przez powietrze o zgniłym zielonkawym zabarwieniu, nie mogli nic dostrzec. Dopiero, gdy postać otworzyła drzwi, uwalniając przy okazji kolejną porcję cuchnących oparów, mogli zobaczyć, że był to nie, kto inny jak rzekomy trup-terrorysta.
-Co do…? – usta Toushirou poruszyły się mimo jego woli.
-Hahaha – napastnik drapał się po głowie, – Więc jednak, to nie było serce, ale niestrawność… hahaha… Głupia sprawa…
-Hy-ym. – Okita odchrząknął i podszedł do niego - Jesteś aresztowany, za próbę napaści na sklep, zamachu bombowego oraz zanieczyszczanie środowiska. Masz prawo zachować milczenie – złapał go za nadgarstek, siłą obrócił i skuł ręce.
-Dzięki niebiosom, to już jest koniec – brunet odetchnął z ulgą i wyjął z paczki jednego papierosa, od razu go podpalił i się zaciągnął – Łoj, Sougo – zwrócił się do podwładnego – Może mam już lekką obsesję, ale mam wrażenie, że to była twoja wina. Nie! – widząc, że tamten otwiera usta, aby coś powiedzieć, uciszył go gestem dłoni – Nie chcę niczego już słuchać. Nic mnie nie obchodzi. Po prostu do końca dnia, nie chcę cię widzieć na oczy i nie obchodzi mnie jak to zrobisz. 
Pierwszy kapitan, zostawił na chwilę zatrzymanego przestępcę i bez słowa podszedł do przełożonego. Spojrzał mu głęboko w oczy.
-Jak sobie życzysz – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Hijikata od razu pożałował, tego, co powiedziała, mina Okity nie wróżyła nic dobrego, mogła jedynie mówić: „zabiję cię, ty kupo łajna”, lub coś w tym stylu. Jednak nie miał zamiaru cofać swoich słów, jedynie zamierzał je potwierdzić. Jednym ruchem chwycił go za kołnierz i przyciągnął go do siebie. Dmuchnął mu tytoniowym oddechem prosto w twarz, na tyle mocno, że chłopak musiał zamknąć oczy. Po raz kolejny brunet pożałował dziś swojego czynu, bo gdy tylko zobaczył, jak ta reakcja uroczo wyglądała na tej słodkiej twarzyczce, bardzo zapragnął go pocałować. Gdyby tylko nie gapiło się na nich tyle osób, bacznie śledząc każdy ich ruch. Gdyby tylko byli sami. Nic to, musiał obejść się smakiem. Teraz przypomniał sobie, że właśnie o coś takiego Sougo, poprosił go tam w środku. Tak bardzo żałował, że wtedy nie udało mu się spełnić jego prośby, a i teraz nie mógł tego zrobić. Puścił go. Nie było się, nad czym zastanawiać. To nie czas ani miejsce.
-Posłuchaj dzieciaku… Nie mam czasu na ciągłe niańczenie ciebie. Wracaj do pracy i nie zajmuj się głupotami – powiedział nadzwyczaj spokojnie i odwrócił się.
-Nie jestem dzieckiem!
-Zamknij się! – odwrócił się jeszcze na krótką chwilę. – Więc mi to udowodnij i wracaj do roboty.

Czas: 13.23
Miejsce: Ulice Edo, sklepy.

Koniec końców nic nie kupił, mógł się tego spodziewać, zaraz po tym jak zobaczył tego debila przy kasie. Znał go przecież bardzo dobrze i nie pierwszy raz w swoim życiu miał z nim do czynienia, zastanawiał się, gdzie może się podziewać w tej chwili reszta jego ferajny. Sam Sakata był niebezpieczny ze swoją głupota, ale gdy jeszcze towarzyszyła mu tamta dwójka, zagrywało to na mini apokalipsę. Nie miał ochoty się z nimi spotykać, dzisiejszy dzień był już wystarczająco ciężki. Ruszył w kierunku innego sklepu, gdzie jak sądził sprzedawać będą normalni ludzie i żadne ataki bombowe nie będą zagrażać jego zaplanowanym zakupom. Było dopiero południe, a on już miał serdecznie dość tego całego dnia. Marzył już tylko o tym, żeby znaleźć się w łóżku, ewentualnie zalać w trupa. Nie pomylił się, chociaż tym razem, tam bez problemu udało mu się kupić, to, co chciał.
Jego komórka od dłuższego czasu domagała się zainteresowanie. Przez całe zamieszanie nie mógł odebrać, a nawet, jeśli by mógł, to nie miał na to najmniejszej ochoty. Jednak kolejny raz słyszana piosenka z openingu „Sailor Moon”, którą jak dotąd tak bardzo kochał, zaczęła go nagle irytować, miał też dość ciągłego wibrowania. W końcu zmęczony i skonany wszystkim, co go dzisiaj spotkało, usiadł na jakiejś ławeczce przy jakiejś uliczce i zdecydował się odebrać. Spojrzał na wyświetlacz, numer nie był mu znany.
-Słucham?
-Czy to Hijikata-san – zapiszczał jakiś dziwny głos po drugiej stronie.
-Tak, to ja… - odpowiedział mu znudzony, – Z kim mam przyjemność?
-Oh nie, Hihihi. Przyjemność po mojej stronie.
„Czego ten człowiek się śmieje”
-W takim razie, w jakim celu do mnie dzwonisz?
-Ja w sprawię ogłoszenia.
„Jakiego ogłoszenia”
-Hę? Słucham?
-„Jestem dwudziestokilkoletnim, przystojnym brunetem – głos z drugiej strony zaczął cytować tekst – Mam stałą pracę oraz pewne zainteresowania. Szukam swojej drugiej połówki wśród Okama”
-Że co!? – poderwał się z miejsca
-No i pod tym, twój numer telefonu – głos po drugiej stronie znów zachichotał.
Toushi, teraz dopiero to spostrzegł, że jego rozmówca modulował głos w ten sposób, żeby brzmieć słodko, ale tak naprawdę szło poznać, że to facet.
-Czy ja kiedykolwiek mówiłem, że chce faceta! – wrzasnął i rozłączył się zdenerwowany. – Chociaż w zasadzie, czasami całuję Sougo – przechylił głowę w bok, tak, jakby się nad czymś zastanawiał – No właśnie! Sougo! – uderzył pięcia w otwartą dłoń – To znowu musi być jego sprawka! Kto inny by się na to zdobył!?
Jego głośne przemyślenia przerwało mu jeszcze donośniejsze burczenie w brzuchu. Teraz przypomniał sobie, co tak naprawdę miał tego dnia robić. Na razie żaden z jego planów nie wypalił. Począwszy od śniadania, od wczoraj nie miał nic w ustach.

Czas: 14.02
Miejsce: Edo, Restauracja.

-Nie jedz tyle, Shimpachi-kun – krzyknęła kagura, wyrywając chłopakowi miseczkę z ręki.
-Ej, to moje! Ty już zjadłaś swoją porcję! – bezskutecznie próbował jej odebrać swoje jedzenie.
-Jestem jeszcze dzieckiem i rosnę, potrzebuję o wiele więcej jedzenia – zjadła resztki.
-I tak jesz za armię wojska – wstał gwałtownie – Przejedliśmy już prawie całą kasę a ty nadal jesteś głodna.
-Nic na to nie poradzę Shimpachi-kun… Potrzebuję mnóstwo energii… - sięgnęła po kolejny talerzyk.
-Hej, Kagura-chan, zobacz! – złapał ją za rękaw i wskazał kogoś wchodzącego do środka.
Hijikata całkowicie już wygłodzony wszedł do pierwszej z kolei restauracji. Nie była zbyt droga, ale zawsze podawali tu całkiem przyzwoite jedzenie. Zamówił dla siebie śniadanie. Rozsiadł się wygodnie. Był tak głodny, że zjadłby cokolwiek. Z czułością pogładził jedno opakowanie majonezu. Już nie mógł się doczekać, kiedy doda go do czegoś. W wystawionym dla klientów telewizorze leciała właśnie powtórka jego ulubionego „Tańca z gwiazdami”, więc bardzo się wciągnął, jak tylko rozpoczęły się reklamy kelner przyniósł jego zamówienie. Powąchał potrawę i dolał „przyprawy”, tak wiele, że część z niej rozlała się na blat.
-Co za strata… - mruknął – a co tam… - starł to palcem i zjadł.
Jego mina z całkowicie strutej przerodziła się w wyrażającą ogromną błogość. Na dotychczas blade policzki wkroczył lekko, zdrowy rumieniec, a oczy zaiskrzyły radośnie. Pomimo ogromnych niedogodności całego dnia, warto było na to czekać. Mówi się, że przyjemność jest o wiele większa, gdy jest długo wyczekiwana i tak było właśnie tym razem. Kochał ten smak, tą konsystencję, ten kolor, zapach, wszystko. Jeśli przyszłoby mu wybierać najważniejszą i najpotrzebniejszą rzecz w swoim krótkim, ale burzliwym życiu bez wątpienia byłby to majonez, piękny żółciutki, słonawy, jajeczny cud. Zagłębił łyżkę we wnętrzu makaronowo-majonezowej mazi, a następnie zasmakował pierwszego kęsa. Jego życie nabrało nagle cudownych kolorów i w jednej chwili stało się pełne radości. Jedna chwila z nim i wszystko pięknieje. Tylko oni, nikt nie miał prawa przeszkadzać im w konsumowaniu ich związku. Ich miłość była wieczna i nieprzenikniona.
W chwili, gdy tak smakował, ktoś podszedł do niego. Nie zauważył tej osoby od razu, nie interesował się, dopiero, gdy przesłał rozpływać się w tym smaku zlustrował przybysza. Najpierw spojrzał w dół na oplecione sandałami białe skarpety, następnie, na drogie, różowe jedwabne kimono w kwiaty, oraz na oplatający liliowy pas. Następnie na krótkie rude włosy…
-Ty jesteś Hijikata-san? Prawda – odezwał się ten ktoś.
Dopiero teraz zwrócił uwagę na lekki zarost. W tej chwili przemawiał do niego okama.
-Widziałam przy ogłoszeniu Twoje zdjęcie… - kontynuowała
Przełknął głośno ślinę. Czyżby znaleźli go. Tak, znaleźli, nigdzie nie był bezpieczny.

 Dziękuję za przeczytanie :*

Niestety za tydzień kolejna część się nie pojawi, ale dopiero za 2 tygodnie (15.12.13) z racji braku czasu z mojej strony, ale nie martwcie się, w następnym tygodniu "coś" się jednak pojawi :P, lecz nie zdradzę, co, kiedy i o kim :D

Do zobaczenia :3

4 komentarze:

  1. Piękna sprawa z tymi Okama. : )
    Chociaż z całego ficka nadal najzabawniejsze było przyniesienie kota przez Gintokiego, omal się nie oplułem. xD
    Czekam na kolejną część i mam nadzieję, że nie porzucisz tej pary, bo mało kto ich razem w ogóle akceptuje, co mnie bardzo boli. T_T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, spokojnie nie mam zamiaru ich porzucać, bo ja na prawdę kocham ta parkę i nie bardzo mnie obchodzi to, co inni myślą. Jeśli będzie choć jedna osoba chcąca o nich czytać, to ja będę pisać o nich dalej. Ja na przykład nie lubię paringu Hijikata x Gintoki, w ogóle mi nie pasuje, ale za to już Hijikata x Okita jest dla mnie wyśnionym ideałem.

      Usuń
    2. Ja... nienawidzę HijiGina. XD Uwielbiam zazwyczaj relacje love-hate, ale nie Hijikata x Gintoki, litości. Są zresztą aż zbyt do siebie podobni (ale nic dziwnego, bo w końcu w pierwotnej wersji Gintamy głównym bohaterem miał być Hijikata z wyglądem Gina...). Na całe szczęście zachodni fandom nie ślini się jakoś specjalnie na widok HijiGina. (Poza tym - JEŚLI JUŻ - to wg mnie tylko GinHiji, nie HijiGin. Widok zarumienionego, dziewiczego Gintokiego, który wykrzykuje "Ah, demoniczny vicedowódco...!" bardziej mnie obrzydza niż tsundere-uke-Hijikata.)
      HijiOki to moje OTP z Gintamy i jeszcze zanim nie byłem przekonany do całości - to ich dwójkę bardzo polubiłem. Teraz co prawda nienawidzę samej postaci Hijikaty, ale OTP zostało. xD

      Usuń
    3. Jak miło usłyszeć, że ktoś myśli, tak samo jak ja odnośnie tego paringu! Doskonale wiem, że sam Sorachi chce, żeby fani ich spiknęli, mi to jednak nie leży.
      A i nie wielu wie o tym, że pierwszym bohaterem Gintamy miał być Toushi (wielki plus dla Ciebie). Też by było fajnie, niemniej jednak cieszę się, że bohaterem jest Gin-chan. Bo jak dla mnie jest na prawdę świetny.
      Chociaż nie potrafię zrozumieć, jak możesz nie lubić Hijikaty, ale cóż każdy ma swoje gusta. Ja osobiście uwielbiam tego majonezowo-tytoniowego maniaka.

      Usuń