Dziś mamy Mikołajki, a że jestem Yaoistycznym Świętym mikołajem, który kocha sprawiać (nie)grzecznym dzieciom prezenty w postaci BL, to na dzisiejszą okazję przygotowałam dla Was opowiadanie o Nezumim i Shionie z anime No. 6
W zasadzie, to nie wiem, czy powinnam wprowadzać intro o tej parce, może ktoś z Was zapyta dlaczego. Otóż dlatego, że moje opowiadanie, bazuje na wydarzaniach PO skończeniu anime/mangi, dlatego też wszelkie spojlerowanie dla niezorientowanych byłoby z mojej strony wręcz okrutne i nie na miejscu.
Z przykrością muszę nieznających tej mangi/anime odesłać do obejrzenia/przeczytania, zanim zaczną czytać to opowiadanie. Z jednej prostej przyczyny, to jest jednym słowem za dobre, żeby sobie to psuć.
Co do znających tą historię, myślę, że każdy z nas po zakończeniu mangi/anime wyobrażał sobie ciąg dalszy przygód bohaterów. Ja dziś przedstawie swój pomysł na kontynuację, w odrobinę klimatycznej wersji.
Tak więc, Moi Mili, zapraszam na Mikołajkowe wydanie No. 6
Życzę mnóstwa wspaniałych prezentów, świetnej atmosfery i miłego czytania!
„Żadne rozstanie, nie jest tak bolesne, jak te, które kończy się
obietnicą kolejnego spotkania”
Czy naprawdę sądzisz,
Że nic dobrego już cię w życiu nie spotka?
Czy do reszty porzuciłeś tą nadzieję,
Którą tak
rozpaczliwie starałem się zaszczepić w twoim sercu?
Odpowiedz…
Śnieg
okrył już całkowicie dachy domów. Padało nieprzerwanie niemal od dwóch dni, kto
by pomyślał, że na te święta zima sprawi mieszkańcom No. 6 taki niespodziewany
prezent? Zapowiadały się święta z prawdziwego zdarzenia.
Ośnieżone
uliczki przemierzał wysoki brunet, z długimi włosami upiętymi wysoko. Zakrywał
się szczelnie ciemnym szalem przed tnącym wiatrem i małymi drobinkami ostrego
jak brzytwa lodu. Biały dywan skrzypiał, gdy tylko jego ciężkie buty po nim
stąpały.
Doskonale
wiedział, że dziś są święta. Zazwyczaj nie obchodził takich rzeczy, w tym roku
też nie zamierzał, ale… Ta osoba uwielbiała tego typu błahostki. Przez to był
bardzo nieznośny i… kochany. Dlatego właśnie na ten okres Nezumi postanowił
zrobić sobie prezent i go zobaczyć. Chociaż na chwilę i przelotnie, ale żeby go
spotkać, zobaczyć ten uśmiech, to ufne spojrzenie, gdy tylko zamykał oczy, miał
go przed oczyma. Minęło już tyle czasu, kto by pomyślał, że nadal ten obraz nie
zatarł się w pamięci. Lecz czegoś takiego nie mógł zapomnieć, choćby nie wiem
jak bardzo pragnął zapomnieć o tym, co przeżyli, nie mógłby za bardzo był mu
bliski, aby nie pamiętać. Chociaż mógł obserwować go codziennie, chociaż mógł
się z nim spotkać każdego dnia, nie zrobił tego. Dlaczego? Nie zadawał sobie
tego pytania. Po prostu tego nie chciał, czuł, że gdyby coś takiego zrobił, nie
byłby w stanie powrócić do swojego codziennego życia. Więc czemu teraz do niego
idzie, czemu teraz tak rozpaczliwie pragnie go zobaczyć. Nie przyznawał tego
przed sobą, ale się stęsknił, tak mocno, że każda jego myśl, każde wspomnienie,
było przepełnione bólem spowodowanym nieobecnością Shiona w jego życiu.
Nie
było problemu, żeby dowiedzieć się gdzie obecnie mieszka. Z resztą, znalazłby
go nawet na końcu świata. Chociażby po strzępkach informacji. Stanął przed jego
domem. Wysunął nos, który otulany był szczelnie szalikiem i spojrzał na
ślicznie udekorowane drzwi. Uśmiechnął się delikatnie, mógł się tego po nim
spodziewać. Takie rzeczy były dokładnie w stylu tego człowieka. Teraz, gdy już
był tak blisko, przyszły obawy przed ponownym spotkaniem: a co jeśli go nie
wpuści, co jeśli go już prawie nie pamięta, co jeśli go nie zastanie? Szalone,
głupie, irracjonalne myśli zaczęły krążyć po jego głowie. Bo niby, dlaczego ta
chodząca dobroć miałby nie wpuścić kogoś w święta, czemu miałby o nim nie
pamiętać, skoro przeżyli razem tyle dobrych i złych chwil, niby gdzie miałby
być tego dnia o tej porze. Odganiając od siebie wszystkie obawy zastukał
niepewnie. Teraz najchętniej by stąd uciekł, ale nie zrobił tego. Drzwi
uchyliły się powoli a tuż za nimi, pojawił się, tak jak go właśnie zapamiętał,
jego Shion, jak zwykle z tą swoją niewinną miną, rozczochranymi włosami i
bliznami widocznymi teraz jedynie na twarzy i szyi. Ubrany w niebieski sweterek
i białą koszulę. Dokładnie, cały on.
Zastanawiałeś się może, dlaczego się spotkaliśmy?
Po raz pierwszy, po raz drugi i teraz?
Czy myślisz, że nasze spotkania można nazwać
przeznaczeniem?
-Nezumi…?
– wyszeptał blondyn na widok przybysza.
-Co się
tak patrzysz, nie jestem duchem – nerwowo przestąpił z nogi na nogę.
-To
naprawdę ty? – jego oczy lekko się zaszkliły.
-Tak,
to ja – westchnął ciężko – Wpuścisz mnie? Na zewnątrz jest bardzo zimno.
-Ja-jasne.
Odsunął się i pozwolił mu wejść do
wewnątrz. Głowę miał zwieszoną i wydawał się być lekko zagubiony w tej całej
sytuacji, co nie uszło uwadze drugiego.
-Czy mam sobie pójść? – zapytał
rozpinając kurtkę.
-Nie, o czym ty mówisz?
Podniósł głowę, uśmiechnął się a
po jego policzku spłynęła jedna ogromna łza.
-Coś się stało – Nezumi drgnął
nieznacznie w jego stronę.
-Nie – pokręcił głową
zaprzeczająco, wycierając twarz – tylko po prostu bardzo się cieszę, że cię
widzę.
-Musisz mnie tak straszyć!?
-Przepraszam, ale nie mogę ich
powstrzymać – teraz jego oczy były całe mokre, tak samo jak i policzki, nawet
nie próbował już ich osuszać.
-Nie szkodzi – odwiesił kurtkę na
stojący opodal wieszak.
-Wejdź, proszę – wskazał ręką w
stronę pokoju – Zjedzmy coś razem.
-Dziękuję – powoli podążył we
wskazaną stronę.
Tak się cieszył, na myśl, że
ponownie będzie mógł go zobaczyć. Jednak reakcja drugiego była dla jego lekkim
szokiem. Sam nie wiedział, czego miał się spodziewać. Głupio, w głębi duszy
marzył o tym, że może rzuci mu się w ramiona, cały rozpromieniony. Ale jednak…
Prowadził go tak zdystansowany i jeszcze dodatkowo płakał. Czyżby to spotkanie
sprawiało mu aż tyle bólu? Przecież tego nie chciał. Czyżby znów zjawił się w
jego życiu, aby zburzyć jego uporządkowane życie. Nie chciał tego.
Tak jak się spodziewał, cały
wystrój był skromny, ale pełen ciepła i aż ociekał świątecznością. Ubrana
choinka, aż uginała się pod nadmiarem ozdób, różnokolorowe światełka radośnie
mrugały do wszystkich. W środku stał
jedynie mały stoliczek, kanapa, która najprawdopodobniej była tapczanem i w
nocy pełniła funkcję łóżka, mała komódka i owe drzewko oraz półki wypełnione po
brzegi różnymi książkami. Lecz najcieplejszym akcentem był mały kominek, w
którym tlił się leniwie ogień. Cały pokój był wypełniony tą dziwną magiczną aurą,
która zawsze otaczała Shiona, tylko jego.
-Nie mam nic specjalnego, ale… -
blondyn wniósł do pokoju dwa nakrycia.
-Nie szkodzi, wystarczy
cokolwiek, stęskniłem się za jedzeniem przygotowywanym przez ciebie – pomógł mu
przenieść jedną miseczkę.
-Naprawdę chciałbym… - usiadł na
kanapie.
-Wystarczy, wszystko wystarczy.
„Wystarczysz Ty”. Spojrzał na
towarzysza przenikliwym spojrzeniem. „Czy on był kiedykolwiek piękniejszy?”
Przysiadł się obok i patrzył
natarczywie na rozmówcę, pomimo upływu tylu miesięcy, nadal się nie zmienił,
nic a nic. Nadal słodki, nieco roztrzepany i niezdarny, ten sam. Taki, którego
zapamiętał. Nie wypominał, czy obiecali sobie, że ponownie się spotkają, ale
nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać. Są tutaj obaj, razem.
-Co u ciebie, opowiadaj – zagadał
brunet unosząc łyżkę do ust.
-pomagał mamie w piekarni –
nerwowo zaciskał palce na nogawkach swoich spodni – Mieszkam tutaj. Pamiętasz
to dziecko, które znalazłem? Opiekuje się nim. Śpi w pokoju obok. Poza tym, nic
ciekawego…
-Mogłem się tego po tobie
spodziewać – uśmiechnął się – To naprawdę bardzo dobre – pochwalił jego
potrawę.
-Dziękuję, a co u ciebie?
-Żyję tak, jak żyłem. Nic się nie
zmieniło – nakrył swoje piękne oczy zasłoną rzęs.
-Przepraszam… - opuścił wzrok.
-Za, co?
-Że mi się nie udało zmienić
twojego życia…
-Shion… - zaśmiał się, – O czym
ty…?
- Czy naprawdę sądzisz, że nic
dobrego już cię w życiu nie spotka? Czy do reszty porzuciłeś tą nadzieję, którą
tak rozpaczliwie starałem się zaszczepić w twoim sercu? Odpowiedz…
Otworzył szeroko usta. Niby, co
miał mu odpowiedzieć? Nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań. Nigdy, ale to
nigdy się nad tym zastanawiał. Teraz dopiero zaczął o tym myśleć bardzo
intensywnie. Spuścił wzrok, nie patrzył na rozmówcę. Nie mógł. Odezwał się dopiero
po dłuższej chwili, niemal szepcząc:
-Najlepszym, co mnie w życiu
spotkało… Byłeś ty…
Może i powinienem przeklinać dzień,
W którym cię po raz pierwszy spotkałem,
Ale nigdy bym tego nie zrobił.
Zamiast tego, ubóstwiam ten dzień.
-Nez-Nezumi – speszył się i
zaczerwienił na twarzy.
-Przepraszam nie powinienem –
żeby się uciszyć podniósł znowu łyżkę do ust.
-Nie, to bardzo miłe… -
wybełkotał.
-Przepraszam, jeśli zniszczyłem
Twoje plany nad dziś.
-Nie miałem żadnych planów…
-Na pewno, może jakaś dziewczyna?
– zapytał, pomimo tego, ze bał się odpowiedzi.
-Nie żartuj – odstawił talerz,
daleko od siebie.
-Bałem się, że wtedy i teraz,
mogłem zniszczyć twoje życie… - powiedział szczerze i smutno.
- Nezumi, może i powinienem
przeklinać dzień, w którym cię po raz pierwszy spotkałem, ale nigdy bym tego
nie zrobił. Zamiast tego, ubóstwiam ten dzień.
-Dlaczego?
-Bo ja także cieszę, się, że
mogłem cię spotkać…
-Ale teraz wiele się zmieniło.
Prawda?
Kiwnął jedynie głową.
-Peszysz się.
-Przepraszam – zaplótł ręce i
położył je na kolanach.
-Ty nie masz, za co.
Brunet cicho, delikatnie, niemal
z sakramentalnym namaszczeniem rozłączył jego ręce i ujął jedną z nich. Przez
chwileczkę ścisnął grzecznie jego palce, a następnie uniósł jego dłoń do swoich
ust. Potulnie, ucałował ją, tak jakby dotykał najświętszą rzecz na świecie,
niczym relikwie, czy kawałek samego bóstwa. Usłyszał, jak Shion łapie głośno
powietrze do płuc, tylko jego oddech i trzaskanie w kominku rozdzierał tą
ciszę.
Blondyn całkowicie oszołomiony
tym gestem, zabrał rękę i przygryzł przez sekundkę wargi.
-Napijesz się teraz czegoś
wybełkotał i wstał gwałtownie. Wyszedł z pokoju, bardzo szybko. Zabierając ze
sobą naczynia
-Shion! – poderwał się także i
wybiegł za nim.
Wszedł do małej kuchni, która najwidoczniej
służyła jedynie do przygotowywania posiłków. Po brzegi zapełniona była
różnorakimi słoiczkami i przyprawami. Przy zlewie stał blondyn i zmywał. Serwis
stukał w pieniącej się wodzie
-Przepraszam, jeśli zrobiłem coś,
lub powiedziałem nie tak – powiedział Nezumi.
-Nie… Ja tylko byłem zaskoczony.
– wszystko ucichło – To było nawet bardzo miłe…
-Pomóc ci?
Podszedł bliżej i bez uprzedzenia
przytulił się do jego pleców, oplatając go rękoma w okolicach brzucha. Jego
zapach, ciepło jego ciała, były tak oszałamiające, że mając do dyspozycji tylko
tyle, a niemal odchodził od zmysłów. Mając tylko to. Dmuchnął mu gorącym
powietrzem prosto w kark. A następnie ukrył oczy w jego gęstych włosach
-Poradzę sobie. Dziękuję. –
wyszeptał blondyn.
-Nadal jesteś taki uroczy…
Niewinny… - oderwał się od jego głowy i pocałował delikatnie w szyję. A
następnie odsunął – Nic się nie zmieniłeś.
-W twoich ustach brzmi to jak
komplement – odwrócił się do niego i uśmiechnął szczerze.
-To był komplement – odwzajemnił
uśmiech.
-Prawda, że dziś zimno? Napijesz
się kakao?
-Chętnie… - przekrzywił lekko
głowę patrząc na niego.
-Poczekaj chwilkę, zaraz zrobię.
Możesz dołożyć do kominka, żeby nie zgasło? Drewno leży tuż obok.
-Oczywiście.
Zrobił kilka kroków w tył, nim
zdecydował się oderwać od niego wzrok i wypełnić prośbę. Obok paleniska leżało
sporo drewna, pan tego domu z pewnością skrupulatnie o to zadbał. Przykucnął i dołożył
kilka niedużych kawałków, i poruszył nieco pogrzebaczem w popiele. Gdy tak
tkwił, patrząc się w tańczące na węgielkach ogniki, coś zaczęło mu się wbijać w
brzuch. Włożył dyskretnie rękę do kieszeni bluzy. Wymacał w niej to, co tam
miał, a była to mała paczuszka. Najchętniej by stąd teraz wyszedł. Dostał to,
czego chciał, nie miał zamiaru nadużywać jego gościnności, jednak chęć na to,
aby nadal tu z nim pozostać, była niemal nieprzemożna. Poza tym nadal nie
ofiarował mu swojego prezentu, a między innymi po o tutaj przeszedł. Usłyszał
ciche kroki. Odwrócił się. Shion w blasku ognia wyglądał niesamowicie, teraz
zastanawiał się, jakim cudem tak długo wytrzymał nie mogąc patrzeć na niego
codziennie. Dźwignął się i wyprostował.
-Mam coś dla ciebie – wyciągnął
paczkę.
-Co to? – odstawił kubki na
stoliczek.
-Prezent dla ciebie – wręczył mu
go i spojrzał w sufit.
-Dziękuję…, ale ja… Nic dla
ciebie nie mam – posmutniał.
-Idiota! Niby jak miałeś mieć,
skoro nie wiedziałeś, że do ciebie przyjdę!?
-Hehe… masz rację – podrapał się
po głowie.
-Odpakuj.
Shion, tak jak został poroszony,
ściągnął ozdobną kokardkę i rozerwał kolorowy papier. W środku znalazł książkę.
Przyjrzał się urzeczony napisom na okładce: „Makbet”
-Szekspir – powiedział Nezumi
wyciągając rękę, po to, aby dotknąć włosów przyjaciela.
-Tak żałuję, że dla ciebie nic
nie mam… Dziękuję ci – spojrzał mu w oczy, jego znów były mokre od łez.
Otworzył książkę i zaczął, co nieco czytać.
-Jesteś taki szczery.
W kominku ogień strzelił mocniej
oświetlając twarze ich obojga. Mokre policzki blondyna świeciły jak promyki
zachodzącego słońca. Wiatr świszczał za oknami niosąc za sobą maleńkie,
iskrzące drobinki śniegu. Nad No. 6 zapadła późna, zimna, zimowa noc.
-Zostaniesz na noc? Nie wypuszczę
cię dzisiaj – pokręcił nerwowo głową – Nie ma mowy, za oknem jest chyba z minus
czterdzieści stopni!
-Jeśli chcesz żebym został, to zostanę,
nie ma problemu.
-Chce! Bardzo chcę!
„Naturalny, zbyt naturalny”
-Co z tym kakao?
-Ach! – otworzył szeroko oczy –
Zapomniałem! Poczekaj! – wybiegł.
Nezumi śmiejąc się pod nosem,
usiadł obok płonącego ognia. W powietrzu poczuł zapach przypalonego mleka. To
była taka przyjemna, niemal rodzinna woń. Czegoś takiego brakowało mu właśnie,
gdy nie miał przy sobie blondyna.
-Przepraszam, trochę się wylało i
przypaliło… - stanął przed nim Shion trzymając dwa kubki.
-Nie szkodzi. Chodź, siadaj, tu
ze mną.
Kiwnął głową, podał jeden
kubeczek drugiemu i przysiadł się.
-Tęskniłem, za tobą Shion… -
napił się.
-Ja za tobą także – objął się
rękoma.
-Zimno ci?
-Troszeczkę…
-Masz jakiś koc?
Kiwnął głową, w odpowiedzi, że
tak.
-Więc go tutaj przynieś i się
okryj.
Znów tylko pokiwał i wstał.
Zjawił się po chwili z ciepłym szarym pledem, ale zamiast sam się nim otulić,
zarzucił go na towarzysza. Nezumi nie protestował. Postanowił, że jego
przyjaciel znajdzie inne źródło ciepła. O wiele lepsze. Złapał go za biodra i
jednym ruchem przyciągnął do siebie. Od razu wtulił się w niego i dodatkowo
okrył. Tak bardzo chciał dla niego najlepiej. Tak wiele chciał mu teraz
powiedzieć, a tak bardzo nie mógł mówić. Na domiar złego blondyn zaczął się w
niego tak słodko wtulać, zawsze był ufny, ale jemu ufał bardziej niż
komukolwiek innemu na świecie. Zabawne, przecież, to on był tym, który
zniszczył jego uporządkowane życie. A mimo wszystko, zawsze polegał na nim.
Chociaż był dla niego szorstki i niemiły, to tak naprawdę troszczył się o niego
i gdyby tylko o to poprosił, zrobiłby dla niego wszystko.
-Nezumi… - szepnął blondyn,
wydychając głośno powietrze - Zastanawiałeś się może, dlaczego się spotkaliśmy?
Po raz pierwszy, po raz drugi i teraz? Czy myślisz, że nasze spotkania można
nazwać przeznaczeniem?
-Jeśli kierowało nami
przeznaczenie… To było ono cholernie trafione. A jeśli to był przypadek, to
najlepszy, jaki mógł się zdarzyć…
-Przypadkowe przeznaczenie… -
oderwał się do niego z głośnym westchnieniem.
-Jedno drugie wyklucza…
-Nie sądzę… - powoli przybliżył
swoją twarz do jego, a następnie złożył na jego ustach delikatny pocałunek,
tylko delikatnie musnął swoimi wargami jego, nie pogłębiał pocałunku, jedynie
tkwił tak przez kilka sekund.
-Co to było? – zapytał brunet,
gdy tylko jego usta zostały uwolnione.
-Prezent ode mnie… - uśmiechnął
się.
-Podobał mi się – znów go objął i
ułożył jego policzek na swoim ramieniu.
Im dłużej obaj tkwili w tej
pozycji, tym cieplej i przyjemniej robiło się tej dwójce. Z każdą minutą, a
nawet sekundą zimno w pokoju, troski dnia codziennego, dawne urazy, wyrzuty
sumienia, to wszystko, co prze tak długi czas w sobie dusili, nagle przestawało
mieć najmniejszego znaczenia. Dogasający ogień w kominku, kakao, które już
dawno zdążyło wystygnąć. Było bez znaczenia. Senność związana z dawanym sobie
nawzajem ciepłem, zaczynała być coraz bardziej dokuczliwa. Głowa blondyna
wtulona w ramię drugiego, stawała się coraz cięższa. Coraz trudniej było mu
utrzymać otwarte oczy. Chciało mu się spać. Bardzo.
-Chodźmy spać – podniósł głowę.
-Dobrze – pogładził go po włosach.
– Na pewno chcesz, żebym tu został?
-Nie bądź niemądry… - wstał. Koc,
którym byli obaj przykryci spłynął, niczym ciężka szara mgła na podłogę. –
Chcę, żebyś tu został… – podał mu rękę i pociągnął w górę.
Nezumi wiedział, że jego
przyjaciel nie wypowiedziała całego zdania do końca. Brakowało dwóch słów,
których obaj bali się użyć, brakowało, żeby na końcu zabrzmiało jeszcze: „na
zawsze”. Jednak nic takiego nie padło. Zamiast tego nastała znowu długa cisza,
przerywana jedynie przez trzaskanie w kominku. Shion bez słowa odsunął się i
zaczął rozkładać łóżko. Znów będą spać obok siebie. Tak nie wiele, a tak wiele.
Tak bardzo wyczekiwane, tak upragnione, poczucie bliskości, do której kiedyś
już byli tak przyzwyczajeni. Czy nadal będzie tak jak dawniej?
-Musimy spać razem – zaśmiał się
i spojrzał na bruneta.
-Przeszkadza ci to?
-Ani trochę – pokręcił głową.
Blondyn powoli zaczął rozpinać
guziki swetra. Po chwili zdjął go i ułożył go zgrabnie na stoliczku. Teraz
zabrał się za koszulę, z którą zrobił dokładnie to samo. Nezumi patrzył, jak
jego przyjaciel powoli odsłania, kawałek po kawałku swoje ciało. Ukazując
czerwone blizny oplatające jego ciało. W ciemnym pokoju, wydawały się niemal
krwawe, przerażające i tak piękne. Na jego bladej skórze, wyglądały niemal
uroczo, jakby istniały tylko i wyłącznie po to, aby ją ozdabiać, lepiej niż
jakiekolwiek drogocenne kamienie. Takie piękne, pamiątka po tym jak przeżył, te
blizny i płowe jak śnieg, mieniący się teraz na parapecie. Nie mógł się
powstrzymać, aby nie podejść bliżej, nie przyjrzeć się temu widokowi jeszcze
raz. Jednak za moment zakrył wszystko jakąś koszulką. Czerwona pręga była
widoczna teraz tylko na jego nodze, szyi i policzku.
-Idziemy spać – położył się.
-Dobrze.
Także zaczął się rozbierać,
trochę zmieszany tym, że przez dłuższą chwile tylko i wyłącznie patrzył, a
teraz sam był obserwowany. Ze swoją wrodzoną gracją ściągnął bluzę, którą
niedbale, ale zarazem elegancko zrzucił na podłogę. Tak samo resztę ubrań.
Zdawał sobie sprawę, że jego blizny, nie prezentowały się wcale tak pięknie,
jak drugiego, dlatego nie chciał odwracać się do niego plecami. Czuł jego wzrok
na każdym skrawku swojego ciało. Przenikliwy i przyjemny. Gdy skończył sam
podniósł wzrok, spotkał się z jego. Leżał otulony, niemal po sam nos, ale nie
przestawał się patrzeć. Brunet podszedł i wsunął się pod kołdrę obok drugiego.
Przylgnął do niego, otoczył ramionami, czuł drżące ciało, być może z zimna, być
może z czegoś zupełnie innego.
Marzyłem o dniu,
W którym się ponownie spotkamy
Marzyłem, że będzie to dzień,
W którym dowiesz
się, jak bardzo Cię kocham…
Shion zacisnął powieki spod
których ponownie wypłynęły łzy. Po raz kolejny w ten sposób dał dziś upust
swoim uczuciom. Wtulił twarz w nagi tors przyjaciela. Położył rękę na jego
tali, a następnie przesunął ją na jego plecy, musnął opuszkami palców ślad po
oparzeniach. Brunet zadrżał, nie lubił, gdy ktoś go tam dotykał, ale tej jednej
jedynej osobie na to pozwoli, zezwoliłby mu na wszystko, zrobiłby wszystko.
Dlaczego? Może, dlatego, że go…
-Nezumi… - blondyn przekręcił się
na plecy. Zarys jego konturów błysnął w blasku dogasającego kominka. Białe
włosy wyglądały teraz jakby były zrobione z bursztynu, a blizny jakby były
rubinami. Usta poruszyły się - Marzyłem o dniu, w którym się ponownie spotkamy.
Marzyłem, że będzie to dzień, w którym dowiesz się, jak bardzo cię kocham…
Zaniemówił. To wyznanie
kompletnie go zszokowało. Chyba sam czuł, to samo, co przed chwilą usłyszał.
Tak bardzo ciężko było mu było oddychać, ale zarazem to było dla niego takie
przyjemne uczucie. „Kocham. Tak bardzo kocham”
-Kocham cię, Shion… - w końcu i
on cokolwiek wypowiedział, a raczej słowa same wyrwały się z jego ust, nie, nie
z ust, wyrwały się prosto z jego serca.
Tej nocy nie mówili już nic
więcej, jedynie patrzyli na siebie, tak długo, jak tylko starczyło im siły,
póki, nie zaczęli przegrywać z sennością.
Śnieg za oknem padał coraz mocniej, ale za to wiatr ucichł. Płatki
opadały spokojnie. Gdzieniegdzie na niebie widać było już gwiazdy. Jedna z nich
właśnie spadała. Blondyn ostatkiem sił spojrzał przez okno i zauważył ten
przypadek. Nie wypowiedział życzenia, nie musiał, wszystko, czego pragnął miał
właśnie obok. Zasnęli.
***
Poranek
okazał się jeszcze mroźniejszy, niż poprzedni wieczór. Nezumi otworzył oczy.
Nadal tulił do swojej piersi głowę ukochanego. Jasne, zwiastujące potężny mróz
słońce przedzierało się do wyziębionego pokoiku. Może jeszcze będzie
szczęśliwy, wczoraj w to uwierzył. Jednak dziś musiał już wychodzić. Wyplótł
palce, które trzymał we włosach blondyna. Odsunął się od niego po cichu i
delikatnie. Wysunął się z ciepłej kołdry. Od razu poczuł zmianę temperatury,
dorobił się gęsiej skórki. Szybko zaczął się ubierać, żeby nie wychładzać tak
bardzo organizmu. Chciał zostać tu dłużej, ale im bardziej odwlekałby moment
rozstania, tym bardziej by podczas niego cierpiał.
-Już
idziesz? – z pościeli wyłoniła się głowa Shiona.
-Tak,
muszę – uśmiechnął się do niego smutno, zapinając bluzę.
-Wrócisz
tu jeszcze? – jego oczy był nadal zalepione, ale już widać, że w pełni się
rozbudził.
-A
chciałbyś? – przykucnął obok łóżka.
-Bardzo…
-Więc
wrócę… - chwycił go za podbródek i odchylił jego głowę ku tyłowi, pocałował go
subtelnie. Odsunął się i przez chwilę patrzył mu głęboko w oczy – Wrócę do
ciebie… - chciał wstać
-Obiecujesz?
– złapał go rozpaczliwie za rękę.
-Tak,
to obietnica. Przysięgam, że jeszcze się spotkamy. Wiesz, dlaczego?
-Bo cię
kocham?
-Nie…,
Bo ja tak bardzo kocham ciebie – pochylił się jeszcze raz i ucałował go w
czoło. – Do zobaczenia – wyrwał się i skierował do drzwi.
Shion
opadł znów na poduszkę, otulił się bardziej. Starając się nie poruszać,
rozejrzał się po pokoju. Dwa kubki z
kakao nadal stały na podłodze, obok wygasłego kominka. Niby nic nadzwyczajnego,
ale stara, okładka książki bardzo się odznaczała na wyblakłej podłodze, jako
jedyna nie odbijała złocistych promieni słońca. Tylko jej lśniące litery
mieniły się smutnym blaskiem w słowo „Makbet”
Dziękuję, że mogłem cię spotkać.
KONIEC
Dziękuję za przeczytanie i jeszcze raz przyjmijcie moje życzenia na Mikołajki :*
Kya~! *.*
OdpowiedzUsuńZajebiste. -
Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć...mam pytanie, nie będziesz zła jeśli bym zapisała ten obrazek pod tekstem...? Ostatnio tak trochę chomikuje zdjęcia z No. 6 żeby jakkolwiek się przygotować do pisania z tym parringiem *kocie oczka*
Proszę, proszę, proszę...proooooszę!
Ależ oczywiście, że możesz sobie zapisać ten obrazek pod tekstem!
UsuńNie ma najmniejszego problemu!
Życzę powodzenia w pisaniu! Chętnie poczytam.
jeju, to było takie, takie świetne *-* wszystkiego było akurat, tylko szkoda, że dziecko nie wzięło udziału. Ale i tak, nie ma nic lepszego niż takie opowiadanie w piątkowy wieczór ;3
OdpowiedzUsuńNie martw się sporo osób ciebie czyta. A ten one-shocik był taki sweetaśny, że kyaaa!!! *.* Zauważyłam tylko jeden błąd, który ciągle strasznie raził mnie w oczy i nie mogłam w czuć się w klimat: Shion na początku był szatynem, a po ugryzieniu przez osę stał się albinosem i miał białe włosy, nawet przez moment nie był blondynem, chyba że się przefarbował, ale wtedy powinno być info na początku, taka rada na przyszłość, więc prosiłabym żebyś albo poprawiła mu kolor włosów, albo na początku o tym uprzedziła. Sorki za trucie
OdpowiedzUsuńBloodcat
Sorki, tutaj mój błąd/nieogar czy coś, że ja rozróżniam co do kolorów włosów tylko: rudych, blondynów, szatynów i brunetów. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że można kogoś nazwać albinosem. Bo dla mnie to był po prostu tleniony blond.
OdpowiedzUsuńWybacz, tu mój błąd...
Nic się nie stało, ja przez cały czas mylę szatynów w brunetami XD Co do albinosów, to to nie jest tleniony blond, tylko ciało wytwarza za mało pigmentu, przez co ma bardzo jasne/ białe włosy oraz bardzo blade/ czerwone oczy.
OdpowiedzUsuńBloodcat