He he...Wiecie, że poprzednia notka miała numer 69? Fajna liczba, dla bloga ze zboczonymi opowiadaniami, nie ma co...
Dziękuję bardzo za komentarze :*
Dziś mam dla Was PRZED ostatnią część tego opowiadanka.
Tak, tak, machnęłam się na więcej, tak jakoś wyszło.
Przepraszam, że nie piszę tak dużo, jak ostatnio, ale mam już o wiele mniej wolnego czasu z racji zaczęcia roku akademickiego. Rozumiecie prawda? Prawda?
Ejć, znów tych ogłoszeń parafialnych sporo i innych pierdół, ale nie musicie tego czytać :*
Bardzo lubię tą parkę i mam nieziemską przyjemność z pisania opowiadań o nich.
Uwierzcie mi, ale mam także mnóstwo pomysłów na przyszłość, więc nie lękajcie się, że to przedostatnia część tego opowiadania, bo Shizaya na pewno pojawi się w tym Sanktuarium nie jeden raz!
Dobra, dobra! Oto przed wami kolejna część:
"Jeśli to zazdrość" C.D.
Obudził go straszny smród. Nie
bardzo rozumiał, co się wokół niego działo, ani tego, co działo się z nim przez
ten cały czas, nie zdawał sobie sprawy z tego ile czasu mogło minąć. Ciało miał
strasznie ociężałe. Bolała go głowa, powoli otworzył oczy. Było już jasno, na
początku nie wiedział gdzie jest. Dopiero potem zorientował się, że patrzy na
ulicę, a ludzie nie zwracają w ogóle na niego uwagi. Szum przejeżdżających
samochodów i gwar tłumu był dla niego bardzo otępiający. Spojrzał w górę szare
niebo unosiło się nad nim, a obłoki leniwie przepływały nad jego głową. Dopiero
teraz wyczuł, że jest mu bardzo zimno. Podrapał się po klatce piersiowej,
zrozumiał, że nie ma kompletnie nic na sobie. Odniósł wrażenie, że leży na
czymś miękkim i oślizgłym, sięgnął za siebie ręką, wygrzebał z za pleców
kawałek niedojedzonej pizzy. Śmietnik! Leżał na starcie śmieci! A na dodatek,
on sam był w samej bieliźnie. Nie miał za bardzo na nic siły, nadal był bardzo
przybity i nie bardzo ogarniał, co się z nim do tej pory działo. Wygramolił się
stamtąd, mobilizując resztki swoich sił. Próbował sobie przypomnieć, co się
stało ostatniego wieczoru.
-I-za-ya! – przypomniał sobie
właśnie.
Chciał już w tej chwili iść do
niego, rozszarpać, poćwiartować, wypruć flaki, wyłupać oczy, nabić głowę na
pal, członki porozrzucać po całym mieście, ale uzmysłowił sobie, że najpierw
powinien zrobić coś ze sobą, jeśli by mu się teraz pokazał, pewnie napawałby
się widokiem swojego dzieła, głośno rechocząc. Nie da mu tej satysfakcji, o
nie, co to, to nie. Na pewno na to najbardziej liczył. Z cała pewnością, nie
zachowa się tak, jakby ten drań tego oczekiwał.
Potwór szedł w samych gaciach do
mieszkania. Był zły na wszystko, w szczególności na sprawcę jego nieszczęścia
nie wspominając już o dziwnych spojrzeniach ludzi. Każdy się przecież dziwił,
gdy widział, dorosłego blondyna przechadzającego się po ulicach Tokio w samej
bieliźnie. Też by zachował się w ten sposób. Nie dziwił im się. Zastanawiało go
tylko, dlaczego ta przeklęta pchła wywinęła mu taki numer, zdawał sobie w stu
procentach sprawę z tego, czyja to była sprawka. Nie zamierzał mu odpuścić.
Zapłaci mu za to. Był wściekły, tak bardzo, że w mgnieniu oka rozwaliłby pół
Tokio, ale nie on musiał czekać, aż wyładuje swoją złość, na tej jednej
konkretnej osobie.
Nie miał przy sobie kluczy, w
ogóle nie miał przy sobie nic, dobrze, że chociaż majtki mu ten dupek zostawił.
Lecz to, że nie miał, czym otworzyć drzwi, nie stanowiło to dla niego problemu,
bez trudu wyłamał marny zameczek w drzwiach swojego mieszkania. Odetchnął z
ulgą, gdy znalazł się w swoim znajomym kontach. Przynajmniej, gdy był u siebie
mógł się w spokoju umyć, przemyśleć wszystko. Tylko, że nie był ani trochę
spokojny, jakby mógł być w takiej sytuacji? Żyłka na jego czole pulsowała w
każdej sekundzie coraz bardziej. Oczyma wyobraźni widział już jak tłucze do
nieprzytomności Izayę, a potem zrzuca jego zwłoki z jakiegoś mostu, prosto do
rzeki. Wszedł do łazienki, spojrzał w
lustro i oniemiał: jego włosy były różowe. Nie wierzył własnym oczom.
-Jak? Kiedy? – z przerażeniem
dotykał pofarbowanych kosmyków.
Tego wszystkiego już było dla
niego za wiele. Już wolałby cokolwiek innego, żeby go pociął, tym swoim
nożykiem, żeby zrzucił na niego kilka samochodów, wszystko byłoby lepsze od
tego. Nie dość, że ludzie widzieli go w samej bieliźnie, to jeszcze dodatkowo
wyglądał jak jakiś rasowy pedał.
-Chociaż w zasadzie, to sypiam z
facetem… - zrobił zniesmaczoną minę, mówiąc do siebie.
Ale to nie było to samo. Został
zmuszony, żeby z nim to robić, tak dokładnie, zmusił go. Chodził i kusił tym
swoim seksownym ciałkiem, aż w końcu on, Bogu, ducha winien niewinny został
przez niego perfidnie uwiedziony i wykorzystany.
-To nie moja wina, że z nim
sypiam… Nie moja… - bełkotał pod nosem, a jego prawe brew drgała.
Nie miał siły o tym myśleć,
musiał coś z tym zrobić, przecież nie pokaże się mu w takim stanie. Mowy nie
ma. Zanim pójdzie go zabić, musi z całą pewnością siebie samego doprowadzić do
porządku. Po pierwsze: zmyć ten idiotyczny kolor z włosów. Po drugie: umyć się.
Po trzecie: zamordować z zimną krwią sprawcę tego całego zamieszania.
Natychmiast wszedł pod prysznic
i zaczął szorować głowę. Z ulgą stwierdził, że kolor powoli bladł, jednak było
to jedynie pozorne wrażenie. Odcień, co prawda odrobinę się zmywał, ale nie
pozostawiało wątpliwości, że jego kłaki są nadal różowe i nie ważne jak długo
je pierze, targa i szoruje, nic nie jest w stanie z nimi zrobić. Widział dla
siebie jedynie dwie opcje: ogolić się na łyso, albo zacząć chodzić w czapce.
Wolał nie ścinać włosów, lubił swoją fryzurę. Najwyżej później pójdzie do
zaprzyjaźnionego fryzjera, który „coś na to będzie w stanie poradzić". Wygrzebał
z szafki jakąś starą czapkę, która nie była używana przez niego od wieków.
Teraz miał o wiele ważniejsze rzeczy na głowie, niż różowe włosy, które
skrupulatnie powtykał pod nakrycie. Krew w nim wrzała, tak bardzo marzył o tym,
żeby już go dorwać w swoje ręce. Ubrał się i wyszedł. Miał zamiar go szukać,
tak długo, póki go nie znajdzie i nie zatłucze na śmierć.
Najpierw wyruszył do jego biura,
jeśli tam by go nie było, miał zamiar go szukać tak długo po różnych
podejrzanych miejscach, aż go znajdzie..
Miał szczęście, złapał go już w
pierwszym miejscu.
-Ooo… Shizu-chan! –
zaświergotało jego utrapienie, gdy go tylko zobaczyło – Miałem nadzieję, że
przyjdziesz najpierw do mnie, oddałbym Ci twoje rzeczy – wskazał na stolik, na
którym leżały: telefon, klucze, portfel i fajki – Jak się masz?
Izaya przygryzł wargi. Czekał na
niego już pół dnia. Mógł się tego spodziewać, że ten potwór zachowa się
zupełnie inaczej niż przewidywał. Przecież zawsze tak było. Jednak się tu
zjawił, wiedział, po, co. Napiął wszystkie mięśnie, gotowy do walki. Chociaż na
jego twarzy malował się pozorny spokój, wiedział, co się szykuje i czego
powinien się spodziewać. Z resztą, wiedział, że nieźle sobie nagrabił, ale jego
kochanek zasłużył sobie na to.
-O wiele lepiej, niż ty za
chwilę! – blondyn zwrócił się do Yatogiri – Wyjdź!
-Ale… - dziewczyna przerażona
spojrzała na pracodawcę – On cię zabije…
-Wyjdź, dam sobie radę –
odpowiedział jej, wstając – Wyglądasz słodko w tej czapeczce – zaśmiał się
patrząc na przeciwnika – Tylko, czemu ją nosisz? Jeszcze nie jest tak zimno –
przechylił głowę w bok, udając, że się nad czymś zastanawia.
Namie zebrała swoje rzeczy i
wyszła w pośpiechu, nie mówiąc nic do nikogo, wolała się nie narażać,
przewidywała scenariusz tego spotkania. Shizo zaczął sobie rozgrzewać pięści.
-Kto, jak, kto, ale ty
powinieneś wiedzieć! – wrzasnął mu w odpowiedzi.
Wymierzył cios, ale zwinny Izaya
bardzo szybko zrobił unik i zacisnął palce na rękojeści swojego noża. Odsunął
się też na bezpieczną odległość, gotów do natychmiastowej ucieczki. Ugiął nogi,
lekko mu drżały. To nie było dziwne, że się bał, dawno już nie widział go w
takim stanie, był gotów zabić, o tym świadczyło jego wściekłe spojrzenie.
Orihara, wiedział, że potwór po tym będzie w takim stanie, ale nie mógł się
powstrzymać i mu czegoś nie wykręcić. Natury nie oszuka, taki już był.
-Coś taki nerwowy? –próbował
zachować się jak zwykle, choć już teraz oddychał bardzo szybko.
-Jeszcze się ku*wa pytasz,
szmato?
-Oj, oj, oj… Nie tak ostro… -
cmoknął z dezaprobatą przyglądając się ostrzu.
-Mam tylko jedno pytanie, zanim
cię zabije:, Za co to było? – podbiegł do niego i znów chciał go walnąć,
bezskutecznie.
-Pytasz, za co? – teraz to on
zamachnął się by go skaleczyć, również mu się to nie udało – Za to, że
obmacywałeś się z tamtą kobietą!
Wspomnienie tego na chwile
wytrąciło go z całkowitego skupienia, przez co się odsłonił i nie zdążył
uniknąć tego jak potwór chwycił go za rękę, wykręcił ją i pchnął na szafki,
wszystko, co na nich było upadło, wraz z tym, na czym stało i tym, kto ją
przewrócił, który zaraz wstał, otrzepał się i pobiegł na drugi koniec pokoju,
gotów do walki.
-Jaką kobietą? - wymamrotał blondasek,
– O co ci chodzi?
Złapał za krzesło i cisnął nim w
przeciwnika, który szybko się uchylił.
-No tak, zapomniałem, że masz
bardzo wybiórczą pamięć!
Teraz to on za coś chwycił i rzucił tym co
akurat miał pod ręką, nawet nie zwrócił uwagi na to, co to było takiego, chyba
jakiś segregator z dokumentami. Drugi stracił orientację, gdy przedmiot leciał
w jego kierunku, i nie zauważył, kiedy jego ofiara podskoczyła do niego i
podcięła go przewracając z łomotem na stół, który roztrzaskał się pod nim na
maleńkie kawałeczki. Przez krótką chwilę zamroczył go huk i łomot, jednak w
mgnieniu oka odzyskał sprawność i nim drugi zdążył uciec na bezpieczną
odległość szybko chwycił go za łydkę i ten też gruchnął na podłogę.
-Hę? Wyjaśnij, o, co ci chodzi
ku*wa! - trzymał go mocno, nie dając wstać.
-Wtedy, co tak lało – Kopnął go
w rękę i wyrwał mu się – Zobaczyłem cię w barze, jak całujesz się z jakąś
lalunią!
Heiwajima zaczął się nad czymś
zastanawiać. Leżał na połamanym meblu i nie był w stanie zrobić nic innego,
Narażając się przy tym na niebezpieczeństwo, typu przebitego serca, albo coś w
tym stylu, jednak nic takiego się nie stało. Na jego szczęście. Brunet patrzył na
niego jedynie gniewnym wzrokiem, jakby czekając na jego kolejny ruch.
-Widziałeś? – zapytał wstając.
-Tak, widziałem! – był wściekły,
zaciskał pięści, aż do bólu.
-Ale, pytam czy widziałeś jak ją
całuje?
-Nie musiałem, Przecież cię
znam. Nie mogłem na to patrzeć! – wykrzyczał mu chaotycznie, zły na siebie, że
tak odsłonił przed nim to, że to wszystko go tak uraziło.
-Hahahahahahaahahahahahaahahahahahahahahahahahahahahahahahahaha…
- zaczął się tak histerycznie śmiać, ledwo stał na nogach, trzymał się za brzuch
- No nie wierzę! – w kącikach jego oczu pojawiły się kropelki łez, otarł je
kciukiem. Popatrzył na niego, jak uroczo teraz wygląda, będąc taki
zakłopotanym.
Izaya podszedł do niego, był
pewien, że postradał rozum i zaraz będzie musiał dzwonić, żeby przyjechali z
oddziału zamkniętego. Spodziewał się, że istota o jednokomórkowym mózgu musi
kiedyś tak skończyć, jednak nie myślał, że tak szybko będzie musiał go
odwiedzać w pokoju bez klamek. Jego kochanek natomiast nadal nie mógł się
opanować, wykorzystał okazję, że tamten do niego podszedł i go objął. Brunet
był pewien, że to kolejny atak z jego strony, próbował się mu wyrwać, ale mu na
to nie pozwalał, zareagował za późno i w jednych chwili znalazł się w silnych
ramionach.
-I to tyle? – zapytał Shizuo
chichocząc jeszcze pod nosem.
Teraz to już nawet się na niego
nie gniewał, za to wszystko. Przeszło mu w jednej krótkiej chwili. Nawet nie
przeszłoby mu przez myśl, że jego nastawienie do tej gnidy może zmienić się tak
szybko i tak diametralnie. On to zrobił, o był ZAZDROSNY. Ucałował go
serdecznie w policzek.
-Oszalałeś? – Orichara próbował
go odepchnąć.
-Powiedz, jak TY mogłeś się
pomylić? – spojrzał na niego triumfalnie.
-O, co ci chodzi?
-Nie dość, że nie widziałeś
wszystkiego, to jeszcze tego nie sprawdziłeś. Niepojęte!
-O, czym ty mówisz? – był
wyraźnie zaniepokojony, nie mógł już drgnąć, ciało odmówiło mu posłuszeństwa.
-O tym, że gdybyś nie uciekł i
został do końca, to byś zobaczył jak biedulka upada, odepchnięta przeze mnie – popatrzył
na niego czule.
-Co!?
Obecnie to on nic nie rozumiał.
Czuł się strasznie, nie, dlatego, że wykręcił mu takiego wstrętnego trolla
zupełnie niepotrzebnie, ale dlatego, że on naprawdę popełnił tak straszny błąd
i teraz płacił za to, strasznym upokorzeniem. Pierwszy raz tak się zbłaźnił. A
wszystko przez to, że chodziło w tej całej sprawie właśnie o Shizu-chan. Zawsze
tracił głowę, gdy był blisko, lecz ta cała sytuacja przebiła wszystko inne.
-Od dawna się tak dobrze nie
ubawiłem! – blondasek nadal szydził z niego.
-Skończ już! – wyrwał mu się,
gotów zabić.
-Izaya – podszedł i zaczął
grzebać w resztkach stołu w poszukiwaniu swoich rzeczy – Jak to możliwe? Weź mi
to wytłumacz!
-Ostatnio miałem gorączkę… -
oparł się o ścianę, starał się opanować nerwy. Cały drżał.
-Ta… - położył ręce na ścianie,
po obu stronach kochanka – Jasne…
-Chwilowa słabość i już…
-Yhym… - cmoknął go – Moje usta
dotykały twoich ust… - wymruczał.
-Wiem o tym – spojrzał na niego
gniewnie.
-Właśnie! Dlatego nie wiem, jak
ci mogło przyjść do głowy, że mógłbym zbrukać kogoś innego, przez to, że
dotykaliby, czegoś, co wcześniej dotykało, czegoś tak paskudnego jak ty…
-Co chcesz przez to powiedzieć…?
-Że, od kiedy robimy „to” ze
sobą, nie tknąłbym nikogo innego. Rozumiesz?
Izaya poczuł, jak jego serce gwałtownie
zabiło mocniej. Zrobiło mu się słabo, właśnie w dość pokręcony sposób usłyszał
zapewnienie wierności.
-Ta… - odpowiedział.
-Tsy, nawet mi się odechciało
dzisiaj cię tłuc. Twoja głupia mina mi wystarczy do szczęścia.
-Chyba wolałbym, żebyś mnie skatował…
- to akurat była szczera prawda.
-Przykro mi, żyj z upokorzeniem
– uniósł mu głowę za podbródek.
Spojrzał mu w oczy a potem bez uprzedzenia
wepchnął język do buzi. Drugi przez moment przyjmował jedynie wszystko
oszołomiony, dopiero po chwili zdecydował się oddać pocałunek. Tęsknili za
sobą, za wzajemną bliskością. Jednak żaden się do tego nigdy nie przyzna.
Wiedzieli, że to oznaczałoby koniec wszystkiego, tego, co ich łączy. Tak jak
teraz było dobrze. Idealnie. Całowali się zachłannie, tak jakby od ostatniego
razu minęło przynajmniej dziesięć lat. Pragnęli siebie bardziej i bardziej,
Izaya wbił paznokcie w ramiona blondyna, tamten w odpowiedzi na to przywarł do
niego mocniej. Obaj chcieli więcej siebie nawzajem. Dobrze, że byli sami i nikt
nie mógł im przeszkadzać. Shizuo podciągnął koszulkę Orihary i zaczął go drapać
po brzuchu, wysłuchując przy tym lekkich stęknięć. Kochanek natomiast ściągnął
mu czapkę z głowy i odrzucił gdzieś daleko. Zaśmiał się na widok, jego różowych
włosów, jednak szybko został za to skarcony, gdy Heiwajima zacisnął pięść na
jego ramieniu, tak mocno, że syknął z bólu. Gdy już przestał być męczony
torturami zaczął się dobierać do guzików jego kamizelki, rozpinając je
powolutku, gdy już z nimi skończył ściągnął mu muszkę, która lekko spłynęła na
podłogę, teraz chciał się zająć guzikami jego koszuli.
Nagle zadzwonił telefon
blondyna, ku rozpaczy drugiego, odebrał.
-Słucham.
Przeniósł buziaki na szyję
bruneta, który nasłuchiwał, o czym jest rozmowa, ale za wiele nie słyszał.
Chciał, żeby jak najszybciej się skończyła i mogli się zająć czymś innym.
-Teraz!? – syknął, poczym wrócił
do poprzedniej czynności – Tom-san! Czy kiedykolwiek cię o coś prosiłem, nie
mógłbym dziś sobie tego darować? – spojrzał na Izayę, tak jakby był jakimś
apetycznym deserem – Wiem, wiem, ale załatwmy to dziś szybko – teraz dotknął
jego warg swoimi – Okej, za pięć minut wychodzę, tylko wyjaśnię sobie coś z
taką jedną słodką panienką – rozłączył się.
-Nie jestem panienką!
-A już temu, że jesteś słodki,
to nie zaprzeczyłeś. Posłuchaj – cmoknął go w czoło – Najpóźniej za godzinę
postaram się być wolny, idź do tamtego mieszkania i tam na mnie czekaj.
-A jak nie pójdę?
-To będziesz żałował – szepnął
mu teraz na ucho, – Przecież wiesz, że będzie miło… – uśmiechnął się – Wiesz,
że tego chcesz – wyszeptał mu do ucha, zjeżdżając ręką miedzy jego nogi i
pieszcząc chwilę to miejsce – Sam widzisz…
-Zgoda… - odpowiedział,
rozumiejąc swoja sytuację.
-Grzeczny chłopiec – pogładził
go po głowie, a potem wyszedł.
Informator rozejrzał się teraz
po swoim biurze, był przerażony, totalna demolka, odpadający tynk, roztrzaskane
meble. Na podłodze różne śmieci i odłamki czegoś, co jeszcze pół godziny temu
pełniło funkcje użytkowe.
-Masakra. – przeczesał sobie
włosy – Gorzej być nie mogło – przygryzł dolną wargę, z której wypłynęła krew.
Nie dość, że czeka go tutaj mały
remont, to jeszcze, to jeszcze kompletnie się zbłaźnił. Tak głupio to mu
jeszcze nie było. Po tym wszystkim Shizu-chan jest jeszcze gotów pomyśleć, że
mu na nim zależy, czy coś, w końcu wyskoczył z tą bezsensowną scenką zazdrości,
Lecz przecież wcale tak nie było, poczuł się tylko urażony i musiał się jakoś
odgryźć, ale jakby na to spojrzeć z boku, tak mogło to wszystko wyglądać. „Co
ja odwaliłem? To nie tak, że byłem zazdrosny o nią, ja tylko, wyprułbym jej
flaki” – Pomyślał. Wmawiał sobie, że wcale nie był zazdrosny, ale tak naprawdę
był i to cholernie mocno. Gdy wtedy ich zobaczył był pewien, że umrze z żalu.
To wszystko go dobijało, nie miał siły dłużej się nad niczym zastanawiać,
chciał być teraz blisko Shizuo, móc go całować i dotykać i zapomnieć, o tym, co
odwalił.
W tej chwili naprawdę wolałby
zostać przez kochanka rozerwany na strzępy, umierać gdzieś w rowie, wisieć na
latarni z wyprutymi flakami, albo, żeby jego członki walałby się po rynsztokach
w Tokio, niż czuć się tak upokorzonym tak jak teraz. Wszystko byłoby
wygodniejsze, na czele z dogorywaniem, niż myśl tym, że tak bardzo się
zbłaźnił. Dał dupy po całości, nie ma, co. Nawet nie miał jak się
usprawiedliwić. Musiałby powiedzieć, że zrobił to, dlatego, że zależy mu na
Heiwajimie, ale do tego nie może się przyznać. Gdyby powiedział coś podobnego,
byłoby jeszcze gorzej i z tego nijak nie mógłby się już wymigać. Od początku
był bez szans, jeśli chodziło o zazdrość. Trudno, musi przyznać sam przed sobą,
że nawet ktoś tak wspaniały jak on czasem popełni jakiś błąd. Mylić się jest,
rzeczą ludzką, przebaczać boską, dlatego postanowił wybaczyć samemu sobie, tą
nagłą, niespodziewaną i nikomu niepotrzebną słabostkę. Na przyszłość obiecał
sobie wszystko sprawdzać dokładniej. Istniała także sprawa tej kobiety. Jej nie
miał zamiaru przebaczyć. To ona była temu wszystkiemu winna. Ona musiała
ponieść konsekwencję swojego czynu. Nawet, jeśli Shizuo nie dał się jej
pocałować, to i tak nie zmieniało faktu, że cała ta sytuacja jest wyłącznie z
jej winy.
Dziękuję za przeczytanie, jak widzicie, za tydzień także czeka Was spotkanie z Shizayą!
Zapraszam na nie już w następną niedzielę!
Cieszycie się?
P.S. Na prawdę, na prawdę ubóstwiam ten cosplay!
Ah, nie ma to jak przeczytać kolejną część shizayi ;w; czemu, czemu w takiej chwili zadzwonił telefon ;__; i ta słodka scenka kiedy shizuo śmieje się z zazdrości izayi ^^ kochany izayaszek ;3 nie mogę się doczekać ostatniej części ( mamo, czemu ostatniej? ;c )
OdpowiedzUsuńCosplay cudo <3 rozdział też niesamowity~! Wiedziałam, po prostu wiedziałam ze to nie mogła być prawda i ze shizu go nie zdradził, tak się cieszę nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Trochę szkoda ze to juz przedostatnia część tego opowiadania :[ ale lice że szybko pojawi się jakaś inna shizaya~!
OdpowiedzUsuńWeny~!
O rany~... *^* Tym razem nie wiem co napisać, chociaż mam to wszystko w głowie~... A może właśnie dlatego~? ...Wszytko mi się miesza, więc napiszę ci to jak to czuję, nie mam wyboru. X3
OdpowiedzUsuńPo 1~... O rany, Izaya, jak mogłeś farbnąć Shizu na taki okropny kolor?! >.< Straszne~... I jeszcze porzucić go w śmietniku~... Wredne. A z drugiej strony~... Musiał się naprawdę okropnie czuć myśląc, że został zdradzony. Czyli, że tak baaardzo mu zależy~... :3 Wyjątkowo nie powiem, że to urocze, bo to było coś więcej. To to piękne uczucie, którego nazwa po prostu nie oddaje~... Jak można się domyślić, mój zachwyt jest po prostu nie do opisania. ;33
Następna rzecz~... Ta walka~! To było cudo~! *^* Przewspaniale opisana, nic tylko czytać i zazdrościć. X3 I jeszcze wplotłaś w to całe wyjaśnienia i wyszły tak naturalnie~... Było bosko~! :3 I doczekałam się ich wyjaśnień~! No po prostu~... Cieszę się jak nie wiem. :33
"-Właśnie! Dlatego nie wiem, jak ci mogło przyjść do głowy, że mógłbym zbrukać kogoś innego, przez to, że dotykaliby czegoś, co wcześniej dotykało czegoś tak paskudnego jak ty…" - A zwłaszcza to~! Całe miasto przeszłam czytając, więc każdy koło kogo przeszłam potwierdzi - prawie się popłakałam~! :333 Ale to nic~... To ze szczęścia~! ;3
No i ta końcówka~... Aaa, Tom-san, jak mogłeś~?! *bulwers na Tom'a* ...No dobra, konieczność wyższa. Grunt, że jeszcze dziś ujrzę część następną. <33 Szkoda, że nie teraz~... Ale umówiłam się do kina i już zapewne nie zdążyłabym z komentarzem~... Więc na razie życz mi cierpliwości~! ;3 Jeszcze dziś tu wrócę~... ;33