niedziela, 20 października 2013

Shizuo x Izaya część 24

Ohayo Diabełki!

He he...Wiecie, że poprzednia notka miała numer 69? Fajna liczba, dla bloga ze zboczonymi opowiadaniami, nie ma co...

Dziękuję bardzo za komentarze :*

Dziś mam dla Was PRZED ostatnią część tego opowiadanka.
Tak, tak, machnęłam się na więcej, tak jakoś wyszło.

Przepraszam, że nie piszę tak dużo, jak ostatnio, ale mam już o wiele mniej wolnego czasu z racji zaczęcia roku akademickiego. Rozumiecie prawda? Prawda?

Ejć, znów tych ogłoszeń parafialnych sporo i innych pierdół, ale nie musicie tego czytać :*

Bardzo lubię tą parkę i mam nieziemską przyjemność z pisania opowiadań o nich.
Uwierzcie mi, ale mam także mnóstwo pomysłów na przyszłość, więc nie lękajcie się, że to przedostatnia część tego opowiadania, bo Shizaya na pewno pojawi się w tym Sanktuarium nie jeden raz!

Dobra, dobra! Oto przed wami kolejna część:

"Jeśli to zazdrość" C.D.


Obudził go straszny smród. Nie bardzo rozumiał, co się wokół niego działo, ani tego, co działo się z nim przez ten cały czas, nie zdawał sobie sprawy z tego ile czasu mogło minąć. Ciało miał strasznie ociężałe. Bolała go głowa, powoli otworzył oczy. Było już jasno, na początku nie wiedział gdzie jest. Dopiero potem zorientował się, że patrzy na ulicę, a ludzie nie zwracają w ogóle na niego uwagi. Szum przejeżdżających samochodów i gwar tłumu był dla niego bardzo otępiający. Spojrzał w górę szare niebo unosiło się nad nim, a obłoki leniwie przepływały nad jego głową. Dopiero teraz wyczuł, że jest mu bardzo zimno. Podrapał się po klatce piersiowej, zrozumiał, że nie ma kompletnie nic na sobie. Odniósł wrażenie, że leży na czymś miękkim i oślizgłym, sięgnął za siebie ręką, wygrzebał z za pleców kawałek niedojedzonej pizzy. Śmietnik! Leżał na starcie śmieci! A na dodatek, on sam był w samej bieliźnie. Nie miał za bardzo na nic siły, nadal był bardzo przybity i nie bardzo ogarniał, co się z nim do tej pory działo. Wygramolił się stamtąd, mobilizując resztki swoich sił. Próbował sobie przypomnieć, co się stało ostatniego wieczoru.
-I-za-ya! – przypomniał sobie właśnie.             
Chciał już w tej chwili iść do niego, rozszarpać, poćwiartować, wypruć flaki, wyłupać oczy, nabić głowę na pal, członki porozrzucać po całym mieście, ale uzmysłowił sobie, że najpierw powinien zrobić coś ze sobą, jeśli by mu się teraz pokazał, pewnie napawałby się widokiem swojego dzieła, głośno rechocząc. Nie da mu tej satysfakcji, o nie, co to, to nie. Na pewno na to najbardziej liczył. Z cała pewnością, nie zachowa się tak, jakby ten drań tego oczekiwał.
Potwór szedł w samych gaciach do mieszkania. Był zły na wszystko, w szczególności na sprawcę jego nieszczęścia nie wspominając już o dziwnych spojrzeniach ludzi. Każdy się przecież dziwił, gdy widział, dorosłego blondyna przechadzającego się po ulicach Tokio w samej bieliźnie. Też by zachował się w ten sposób. Nie dziwił im się. Zastanawiało go tylko, dlaczego ta przeklęta pchła wywinęła mu taki numer, zdawał sobie w stu procentach sprawę z tego, czyja to była sprawka. Nie zamierzał mu odpuścić. Zapłaci mu za to. Był wściekły, tak bardzo, że w mgnieniu oka rozwaliłby pół Tokio, ale nie on musiał czekać, aż wyładuje swoją złość, na tej jednej konkretnej osobie.
Nie miał przy sobie kluczy, w ogóle nie miał przy sobie nic, dobrze, że chociaż majtki mu ten dupek zostawił. Lecz to, że nie miał, czym otworzyć drzwi, nie stanowiło to dla niego problemu, bez trudu wyłamał marny zameczek w drzwiach swojego mieszkania. Odetchnął z ulgą, gdy znalazł się w swoim znajomym kontach. Przynajmniej, gdy był u siebie mógł się w spokoju umyć, przemyśleć wszystko. Tylko, że nie był ani trochę spokojny, jakby mógł być w takiej sytuacji? Żyłka na jego czole pulsowała w każdej sekundzie coraz bardziej. Oczyma wyobraźni widział już jak tłucze do nieprzytomności Izayę, a potem zrzuca jego zwłoki z jakiegoś mostu, prosto do rzeki.  Wszedł do łazienki, spojrzał w lustro i oniemiał: jego włosy były różowe. Nie wierzył własnym oczom.
-Jak? Kiedy? – z przerażeniem dotykał pofarbowanych kosmyków.
Tego wszystkiego już było dla niego za wiele. Już wolałby cokolwiek innego, żeby go pociął, tym swoim nożykiem, żeby zrzucił na niego kilka samochodów, wszystko byłoby lepsze od tego. Nie dość, że ludzie widzieli go w samej bieliźnie, to jeszcze dodatkowo wyglądał jak jakiś rasowy pedał.
-Chociaż w zasadzie, to sypiam z facetem… - zrobił zniesmaczoną minę, mówiąc do siebie.
Ale to nie było to samo. Został zmuszony, żeby z nim to robić, tak dokładnie, zmusił go. Chodził i kusił tym swoim seksownym ciałkiem, aż w końcu on, Bogu, ducha winien niewinny został przez niego perfidnie uwiedziony i wykorzystany.
-To nie moja wina, że z nim sypiam… Nie moja… - bełkotał pod nosem, a jego prawe brew drgała.
Nie miał siły o tym myśleć, musiał coś z tym zrobić, przecież nie pokaże się mu w takim stanie. Mowy nie ma. Zanim pójdzie go zabić, musi z całą pewnością siebie samego doprowadzić do porządku. Po pierwsze: zmyć ten idiotyczny kolor z włosów. Po drugie: umyć się. Po trzecie: zamordować z zimną krwią sprawcę tego całego zamieszania.
Natychmiast wszedł pod prysznic i zaczął szorować głowę. Z ulgą stwierdził, że kolor powoli bladł, jednak było to jedynie pozorne wrażenie. Odcień, co prawda odrobinę się zmywał, ale nie pozostawiało wątpliwości, że jego kłaki są nadal różowe i nie ważne jak długo je pierze, targa i szoruje, nic nie jest w stanie z nimi zrobić. Widział dla siebie jedynie dwie opcje: ogolić się na łyso, albo zacząć chodzić w czapce. Wolał nie ścinać włosów, lubił swoją fryzurę. Najwyżej później pójdzie do zaprzyjaźnionego fryzjera, który „coś na to będzie w stanie poradzić". Wygrzebał z szafki jakąś starą czapkę, która nie była używana przez niego od wieków. Teraz miał o wiele ważniejsze rzeczy na głowie, niż różowe włosy, które skrupulatnie powtykał pod nakrycie. Krew w nim wrzała, tak bardzo marzył o tym, żeby już go dorwać w swoje ręce. Ubrał się i wyszedł. Miał zamiar go szukać, tak długo, póki go nie znajdzie i nie zatłucze na śmierć.
Najpierw wyruszył do jego biura, jeśli tam by go nie było, miał zamiar go szukać tak długo po różnych podejrzanych miejscach, aż go znajdzie..
Miał szczęście, złapał go już w pierwszym miejscu.
-Ooo… Shizu-chan! – zaświergotało jego utrapienie, gdy go tylko zobaczyło – Miałem nadzieję, że przyjdziesz najpierw do mnie, oddałbym Ci twoje rzeczy – wskazał na stolik, na którym leżały: telefon, klucze, portfel i fajki – Jak się masz?
Izaya przygryzł wargi. Czekał na niego już pół dnia. Mógł się tego spodziewać, że ten potwór zachowa się zupełnie inaczej niż przewidywał. Przecież zawsze tak było. Jednak się tu zjawił, wiedział, po, co. Napiął wszystkie mięśnie, gotowy do walki. Chociaż na jego twarzy malował się pozorny spokój, wiedział, co się szykuje i czego powinien się spodziewać. Z resztą, wiedział, że nieźle sobie nagrabił, ale jego kochanek zasłużył sobie na to.
-O wiele lepiej, niż ty za chwilę! – blondyn zwrócił się do Yatogiri – Wyjdź!
-Ale… - dziewczyna przerażona spojrzała na pracodawcę – On cię zabije…
-Wyjdź, dam sobie radę – odpowiedział jej, wstając – Wyglądasz słodko w tej czapeczce – zaśmiał się patrząc na przeciwnika – Tylko, czemu ją nosisz? Jeszcze nie jest tak zimno – przechylił głowę w bok, udając, że się nad czymś zastanawia.
Namie zebrała swoje rzeczy i wyszła w pośpiechu, nie mówiąc nic do nikogo, wolała się nie narażać, przewidywała scenariusz tego spotkania. Shizo zaczął sobie rozgrzewać pięści.
-Kto, jak, kto, ale ty powinieneś wiedzieć! – wrzasnął mu w odpowiedzi. 
Wymierzył cios, ale zwinny Izaya bardzo szybko zrobił unik i zacisnął palce na rękojeści swojego noża. Odsunął się też na bezpieczną odległość, gotów do natychmiastowej ucieczki. Ugiął nogi, lekko mu drżały. To nie było dziwne, że się bał, dawno już nie widział go w takim stanie, był gotów zabić, o tym świadczyło jego wściekłe spojrzenie. Orihara, wiedział, że potwór po tym będzie w takim stanie, ale nie mógł się powstrzymać i mu czegoś nie wykręcić. Natury nie oszuka, taki już był.
-Coś taki nerwowy? –próbował zachować się jak zwykle, choć już teraz oddychał bardzo szybko.
-Jeszcze się ku*wa pytasz, szmato?
-Oj, oj, oj… Nie tak ostro… - cmoknął z dezaprobatą przyglądając się ostrzu.
-Mam tylko jedno pytanie, zanim cię zabije:, Za co to było? – podbiegł do niego i znów chciał go walnąć, bezskutecznie.
-Pytasz, za co? – teraz to on zamachnął się by go skaleczyć, również mu się to nie udało – Za to, że obmacywałeś się z tamtą kobietą!
Wspomnienie tego na chwile wytrąciło go z całkowitego skupienia, przez co się odsłonił i nie zdążył uniknąć tego jak potwór chwycił go za rękę, wykręcił ją i pchnął na szafki, wszystko, co na nich było upadło, wraz z tym, na czym stało i tym, kto ją przewrócił, który zaraz wstał, otrzepał się i pobiegł na drugi koniec pokoju, gotów do walki.
-Jaką kobietą? - wymamrotał blondasek, – O co ci chodzi?
Złapał za krzesło i cisnął nim w przeciwnika, który szybko się uchylił.
-No tak, zapomniałem, że masz bardzo wybiórczą pamięć!
 Teraz to on za coś chwycił i rzucił tym co akurat miał pod ręką, nawet nie zwrócił uwagi na to, co to było takiego, chyba jakiś segregator z dokumentami. Drugi stracił orientację, gdy przedmiot leciał w jego kierunku, i nie zauważył, kiedy jego ofiara podskoczyła do niego i podcięła go przewracając z łomotem na stół, który roztrzaskał się pod nim na maleńkie kawałeczki. Przez krótką chwilę zamroczył go huk i łomot, jednak w mgnieniu oka odzyskał sprawność i nim drugi zdążył uciec na bezpieczną odległość szybko chwycił go za łydkę i ten też gruchnął na podłogę.
-Hę? Wyjaśnij, o, co ci chodzi ku*wa! - trzymał go mocno, nie dając wstać.
-Wtedy, co tak lało – Kopnął go w rękę i wyrwał mu się – Zobaczyłem cię w barze, jak całujesz się z jakąś lalunią!
Heiwajima zaczął się nad czymś zastanawiać. Leżał na połamanym meblu i nie był w stanie zrobić nic innego, Narażając się przy tym na niebezpieczeństwo, typu przebitego serca, albo coś w tym stylu, jednak nic takiego się nie stało. Na jego szczęście. Brunet patrzył na niego jedynie gniewnym wzrokiem, jakby czekając na jego kolejny ruch.
-Widziałeś? – zapytał wstając.
-Tak, widziałem! – był wściekły, zaciskał pięści, aż do bólu.
-Ale, pytam czy widziałeś jak ją całuje?
-Nie musiałem, Przecież cię znam. Nie mogłem na to patrzeć! – wykrzyczał mu chaotycznie, zły na siebie, że tak odsłonił przed nim to, że to wszystko go tak uraziło.
 -Hahahahahahaahahahahahaahahahahahahahahahahahahahahahahahahaha… - zaczął się tak histerycznie śmiać, ledwo stał na nogach, trzymał się za brzuch - No nie wierzę! – w kącikach jego oczu pojawiły się kropelki łez, otarł je kciukiem. Popatrzył na niego, jak uroczo teraz wygląda, będąc taki zakłopotanym.
Izaya podszedł do niego, był pewien, że postradał rozum i zaraz będzie musiał dzwonić, żeby przyjechali z oddziału zamkniętego. Spodziewał się, że istota o jednokomórkowym mózgu musi kiedyś tak skończyć, jednak nie myślał, że tak szybko będzie musiał go odwiedzać w pokoju bez klamek. Jego kochanek natomiast nadal nie mógł się opanować, wykorzystał okazję, że tamten do niego podszedł i go objął. Brunet był pewien, że to kolejny atak z jego strony, próbował się mu wyrwać, ale mu na to nie pozwalał, zareagował za późno i w jednych chwili znalazł się w silnych ramionach. 
-I to tyle? – zapytał Shizuo chichocząc jeszcze pod nosem.
Teraz to już nawet się na niego nie gniewał, za to wszystko. Przeszło mu w jednej krótkiej chwili. Nawet nie przeszłoby mu przez myśl, że jego nastawienie do tej gnidy może zmienić się tak szybko i tak diametralnie. On to zrobił, o był ZAZDROSNY. Ucałował go serdecznie w policzek.
-Oszalałeś? – Orichara próbował go odepchnąć.
-Powiedz, jak TY mogłeś się pomylić? – spojrzał na niego triumfalnie.
-O, co ci chodzi?
-Nie dość, że nie widziałeś wszystkiego, to jeszcze tego nie sprawdziłeś. Niepojęte!
-O, czym ty mówisz? – był wyraźnie zaniepokojony, nie mógł już drgnąć, ciało odmówiło mu posłuszeństwa.
-O tym, że gdybyś nie uciekł i został do końca, to byś zobaczył jak biedulka upada, odepchnięta przeze mnie – popatrzył na niego czule.
-Co!?
Obecnie to on nic nie rozumiał. Czuł się strasznie, nie, dlatego, że wykręcił mu takiego wstrętnego trolla zupełnie niepotrzebnie, ale dlatego, że on naprawdę popełnił tak straszny błąd i teraz płacił za to, strasznym upokorzeniem. Pierwszy raz tak się zbłaźnił. A wszystko przez to, że chodziło w tej całej sprawie właśnie o Shizu-chan. Zawsze tracił głowę, gdy był blisko, lecz ta cała sytuacja przebiła wszystko inne.
-Od dawna się tak dobrze nie ubawiłem! – blondasek nadal szydził z niego.
-Skończ już! – wyrwał mu się, gotów zabić.
-Izaya – podszedł i zaczął grzebać w resztkach stołu w poszukiwaniu swoich rzeczy – Jak to możliwe? Weź mi to wytłumacz!
-Ostatnio miałem gorączkę… - oparł się o ścianę, starał się opanować nerwy. Cały drżał.
-Ta… - położył ręce na ścianie, po obu stronach kochanka – Jasne…
-Chwilowa słabość i już…
-Yhym… - cmoknął go – Moje usta dotykały twoich ust… - wymruczał.
-Wiem o tym – spojrzał na niego gniewnie.
-Właśnie! Dlatego nie wiem, jak ci mogło przyjść do głowy, że mógłbym zbrukać kogoś innego, przez to, że dotykaliby, czegoś, co wcześniej dotykało, czegoś tak paskudnego jak ty…
-Co chcesz przez to powiedzieć…?
-Że, od kiedy robimy „to” ze sobą, nie tknąłbym nikogo innego. Rozumiesz?
Izaya poczuł, jak jego serce gwałtownie zabiło mocniej. Zrobiło mu się słabo, właśnie w dość pokręcony sposób usłyszał zapewnienie wierności.
-Ta… - odpowiedział.
-Tsy, nawet mi się odechciało dzisiaj cię tłuc. Twoja głupia mina mi wystarczy do szczęścia.
-Chyba wolałbym, żebyś mnie skatował… - to akurat była szczera prawda.
-Przykro mi, żyj z upokorzeniem – uniósł mu głowę za podbródek.
 Spojrzał mu w oczy a potem bez uprzedzenia wepchnął język do buzi. Drugi przez moment przyjmował jedynie wszystko oszołomiony, dopiero po chwili zdecydował się oddać pocałunek. Tęsknili za sobą, za wzajemną bliskością. Jednak żaden się do tego nigdy nie przyzna. Wiedzieli, że to oznaczałoby koniec wszystkiego, tego, co ich łączy. Tak jak teraz było dobrze. Idealnie. Całowali się zachłannie, tak jakby od ostatniego razu minęło przynajmniej dziesięć lat. Pragnęli siebie bardziej i bardziej, Izaya wbił paznokcie w ramiona blondyna, tamten w odpowiedzi na to przywarł do niego mocniej. Obaj chcieli więcej siebie nawzajem. Dobrze, że byli sami i nikt nie mógł im przeszkadzać. Shizuo podciągnął koszulkę Orihary i zaczął go drapać po brzuchu, wysłuchując przy tym lekkich stęknięć. Kochanek natomiast ściągnął mu czapkę z głowy i odrzucił gdzieś daleko. Zaśmiał się na widok, jego różowych włosów, jednak szybko został za to skarcony, gdy Heiwajima zacisnął pięść na jego ramieniu, tak mocno, że syknął z bólu. Gdy już przestał być męczony torturami zaczął się dobierać do guzików jego kamizelki, rozpinając je powolutku, gdy już z nimi skończył ściągnął mu muszkę, która lekko spłynęła na podłogę, teraz chciał się zająć guzikami jego koszuli.
Nagle zadzwonił telefon blondyna, ku rozpaczy drugiego, odebrał.
-Słucham.
Przeniósł buziaki na szyję bruneta, który nasłuchiwał, o czym jest rozmowa, ale za wiele nie słyszał. Chciał, żeby jak najszybciej się skończyła i mogli się zająć czymś innym.
-Teraz!? – syknął, poczym wrócił do poprzedniej czynności – Tom-san! Czy kiedykolwiek cię o coś prosiłem, nie mógłbym dziś sobie tego darować? – spojrzał na Izayę, tak jakby był jakimś apetycznym deserem – Wiem, wiem, ale załatwmy to dziś szybko – teraz dotknął jego warg swoimi – Okej, za pięć minut wychodzę, tylko wyjaśnię sobie coś z taką jedną słodką panienką – rozłączył się.
-Nie jestem panienką!
-A już temu, że jesteś słodki, to nie zaprzeczyłeś. Posłuchaj – cmoknął go w czoło – Najpóźniej za godzinę postaram się być wolny, idź do tamtego mieszkania i tam na mnie czekaj.
-A jak nie pójdę?
-To będziesz żałował – szepnął mu teraz na ucho, – Przecież wiesz, że będzie miło… – uśmiechnął się – Wiesz, że tego chcesz – wyszeptał mu do ucha, zjeżdżając ręką miedzy jego nogi i pieszcząc chwilę to miejsce – Sam widzisz…
-Zgoda… - odpowiedział, rozumiejąc swoja sytuację.
-Grzeczny chłopiec – pogładził go po głowie, a potem wyszedł.
Informator rozejrzał się teraz po swoim biurze, był przerażony, totalna demolka, odpadający tynk, roztrzaskane meble. Na podłodze różne śmieci i odłamki czegoś, co jeszcze pół godziny temu pełniło funkcje użytkowe.
-Masakra. – przeczesał sobie włosy – Gorzej być nie mogło – przygryzł dolną wargę, z której wypłynęła krew.
Nie dość, że czeka go tutaj mały remont, to jeszcze, to jeszcze kompletnie się zbłaźnił. Tak głupio to mu jeszcze nie było. Po tym wszystkim Shizu-chan jest jeszcze gotów pomyśleć, że mu na nim zależy, czy coś, w końcu wyskoczył z tą bezsensowną scenką zazdrości, Lecz przecież wcale tak nie było, poczuł się tylko urażony i musiał się jakoś odgryźć, ale jakby na to spojrzeć z boku, tak mogło to wszystko wyglądać. „Co ja odwaliłem? To nie tak, że byłem zazdrosny o nią, ja tylko, wyprułbym jej flaki” – Pomyślał. Wmawiał sobie, że wcale nie był zazdrosny, ale tak naprawdę był i to cholernie mocno. Gdy wtedy ich zobaczył był pewien, że umrze z żalu. To wszystko go dobijało, nie miał siły dłużej się nad niczym zastanawiać, chciał być teraz blisko Shizuo, móc go całować i dotykać i zapomnieć, o tym, co odwalił.
W tej chwili naprawdę wolałby zostać przez kochanka rozerwany na strzępy, umierać gdzieś w rowie, wisieć na latarni z wyprutymi flakami, albo, żeby jego członki walałby się po rynsztokach w Tokio, niż czuć się tak upokorzonym tak jak teraz. Wszystko byłoby wygodniejsze, na czele z dogorywaniem, niż myśl tym, że tak bardzo się zbłaźnił. Dał dupy po całości, nie ma, co. Nawet nie miał jak się usprawiedliwić. Musiałby powiedzieć, że zrobił to, dlatego, że zależy mu na Heiwajimie, ale do tego nie może się przyznać. Gdyby powiedział coś podobnego, byłoby jeszcze gorzej i z tego nijak nie mógłby się już wymigać. Od początku był bez szans, jeśli chodziło o zazdrość. Trudno, musi przyznać sam przed sobą, że nawet ktoś tak wspaniały jak on czasem popełni jakiś błąd. Mylić się jest, rzeczą ludzką, przebaczać boską, dlatego postanowił wybaczyć samemu sobie, tą nagłą, niespodziewaną i nikomu niepotrzebną słabostkę. Na przyszłość obiecał sobie wszystko sprawdzać dokładniej. Istniała także sprawa tej kobiety. Jej nie miał zamiaru przebaczyć. To ona była temu wszystkiemu winna. Ona musiała ponieść konsekwencję swojego czynu. Nawet, jeśli Shizuo nie dał się jej pocałować, to i tak nie zmieniało faktu, że cała ta sytuacja jest wyłącznie z jej winy.





Dziękuję za przeczytanie, jak widzicie, za tydzień także czeka Was spotkanie z Shizayą!
Zapraszam na nie już w następną niedzielę!
Cieszycie się?

P.S. Na prawdę, na prawdę ubóstwiam ten cosplay!





3 komentarze:

  1. Ah, nie ma to jak przeczytać kolejną część shizayi ;w; czemu, czemu w takiej chwili zadzwonił telefon ;__; i ta słodka scenka kiedy shizuo śmieje się z zazdrości izayi ^^ kochany izayaszek ;3 nie mogę się doczekać ostatniej części ( mamo, czemu ostatniej? ;c )

    OdpowiedzUsuń
  2. Cosplay cudo <3 rozdział też niesamowity~! Wiedziałam, po prostu wiedziałam ze to nie mogła być prawda i ze shizu go nie zdradził, tak się cieszę nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Trochę szkoda ze to juz przedostatnia część tego opowiadania :[ ale lice że szybko pojawi się jakaś inna shizaya~!
    Weny~!

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany~... *^* Tym razem nie wiem co napisać, chociaż mam to wszystko w głowie~... A może właśnie dlatego~? ...Wszytko mi się miesza, więc napiszę ci to jak to czuję, nie mam wyboru. X3
    Po 1~... O rany, Izaya, jak mogłeś farbnąć Shizu na taki okropny kolor?! >.< Straszne~... I jeszcze porzucić go w śmietniku~... Wredne. A z drugiej strony~... Musiał się naprawdę okropnie czuć myśląc, że został zdradzony. Czyli, że tak baaardzo mu zależy~... :3 Wyjątkowo nie powiem, że to urocze, bo to było coś więcej. To to piękne uczucie, którego nazwa po prostu nie oddaje~... Jak można się domyślić, mój zachwyt jest po prostu nie do opisania. ;33
    Następna rzecz~... Ta walka~! To było cudo~! *^* Przewspaniale opisana, nic tylko czytać i zazdrościć. X3 I jeszcze wplotłaś w to całe wyjaśnienia i wyszły tak naturalnie~... Było bosko~! :3 I doczekałam się ich wyjaśnień~! No po prostu~... Cieszę się jak nie wiem. :33
    "-Właśnie! Dlatego nie wiem, jak ci mogło przyjść do głowy, że mógłbym zbrukać kogoś innego, przez to, że dotykaliby czegoś, co wcześniej dotykało czegoś tak paskudnego jak ty…" - A zwłaszcza to~! Całe miasto przeszłam czytając, więc każdy koło kogo przeszłam potwierdzi - prawie się popłakałam~! :333 Ale to nic~... To ze szczęścia~! ;3
    No i ta końcówka~... Aaa, Tom-san, jak mogłeś~?! *bulwers na Tom'a* ...No dobra, konieczność wyższa. Grunt, że jeszcze dziś ujrzę część następną. <33 Szkoda, że nie teraz~... Ale umówiłam się do kina i już zapewne nie zdążyłabym z komentarzem~... Więc na razie życz mi cierpliwości~! ;3 Jeszcze dziś tu wrócę~... ;33

    OdpowiedzUsuń