niedziela, 13 października 2013

Shizuo x Izaya część 23

Ohayo!

Dziękuję za czytanie i komentowanie:* Na prawdę wiele to dla mnie znaczy!

Dzisiaj dla was kolejna część ze Shizayą!

Nie płaczecie za mocno ostatnio przez moje opowiadania? Prawda? Prawda? Prawda?

Jeśli tak, to bardzo przepraszam... Wybaczcie.
Żali mi Izusia, bardzo, i szkoda, że robię mu takie okropne rzeczy, tym bardziej, że bardzo go kocham...
Tym bardziej, że kocham go tak bardzo, iż mam zamiar sobie zrobić całą ścianę z jego podobiznami :3. Na razie mam już 3... Zobaczymy jak to dalej poleci, ale musiałam się Wam tym pochwalić.

Dobra, dosyć gadania!

Zapraszam do przeczytania kolejnej części!



„Jeśli to zazdrość” C.D.


Minęło już kilka dni odkąd ostatni raz Izaya z nim się spotkał, nie żeby tęsknił, czy coś w tym stylu, ale troszeczkę mu go brakowało. Łapał się na tym, że coraz częściej wspominał ich wspólnie spędzone chwile. Zazwyczaj to właśnie on do niego dzwonił i oznajmiał, że ma ochotę na małe, co nieco, ale przez ostatni miesiąc, w ogóle się nie odzywał. Shizuo zaczynał się zastanawiać, czy aby nic mu się nie stało, ale dochodziły go słuchy, że jak najbardziej wszystko z nim w porządku, więc się nie martwił. Do dzielnicy też w zasadzie nie wpadał, a raczej jemu nie udało się go zobaczyć. Może tym razem to on powinien do niego zatelefonować, to głupie, żeby to ta menda cały czas wykazywała inicjatywę, a on jak idiota tylko czekał, na jego znak i jak posłuszny piesek, zaraz do niego biegł.
Wyjął telefon i wyszukał jego numer, pod wpływem impulsu zadzwonił. Nikt nie odbierał, nie miał zamiaru teraz próbować ponownie, wkurzył się na niego, nie dość, że sam się nie odzywa, to jeszcze nie raczy teraz odebrać. Zirytowany próbował się z nim skontaktować tego dnia jeszcze kilkukrotnie. Bezskutecznie. Nie wiedział, o, co mu może chodzić, ale przecież to był Izaya, różne dziwne odchyły, to dla niego codzienność. Czuł, że nie powinien się tym przejmować, lecz jednak go to ciekawiło, lubili się nawzajem szarpać i wyzywać, żadnemu to nie przeszkadzało, to była ich norma życia codziennego, więc o to nie mogło chodzić. Również, gdy o mało, co się nawzajem nie pozabijali, bez najmniejszego problemu przeszli nad tym do porządku dziennego. Dlatego obecnie, o co mu może chodzić. Zastanawiał się, co mu takiego zrobił tym razem, takiego strasznego, że się do niego nie odzywa. Te myśli nie dawały mu spokoju. Zdawał sobie sprawę z tego, ze nie powinien się przejmować tym irytującym szkodnikiem, chociażby, dlatego, ze przez niego ma same kłopoty w życiu i gdyby jakimś cudem zniknął, to raczej nikt by za nim nie płakał, a już na pewno nie on sam. Nie na pewno by za nim nie tęsknił, chociaż z drugiej strony miał wrażenie, że już teraz mu go brakuje. Kompletnie nie mógł pojąć, o co może jemu samemu chodzić. Nie tęsknił przecież za nim. W ogóle.
***
Izaya leżał w łóżku, od kilku dni nie wychodził z niego z powodu choroby. Przebudził się przez wnerwiający dźwięk swojego telefonu. Poruszył się delikatnie, od razu odczuł skutki tak drastycznego przebudzenia w postaci bolącej głowy i obolałych mięśni.
-Zamknij się - warknął wygrzebując się ze swojej pościeli.
Chciał wziąć go do reki i wyłączyć, ale jego ciało było osłabione gorączka. Głowa mu pękała, kaszel, co chwila go budził. Był zmęczony i rozbity, nie miął nawet siły o niczym myśleć. Ciężka ręka, chwycił za komórkę i zobaczył, kto się do niego tak dobija. „Ten dupek!” - pomyślał, odrzucając połączenie. Nie miął najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Usiadł na łóżku, kręciło mu się w głowie. Gdy się odkrył przeszły go dreszcze. Wziął chusteczki i wydmuchał nos, osuszając przy okazji łzawiące oczy. Jeszcze tego brakowało, żeby znów przez niego zaczął płakać. Nie rozumiał, co się z nim teraz dzieje i czemu tak bardzo się tym przejmuje. Tłumaczył sobie, ze jego stan psychiczny jest jedynie wynikiem przeziębienia. Przecież to nic takiego. Kompletnie nic. Objął sobie pękająca czaszkę rekami, był cały rozpalony. Nie miął na nic siły ani ochoty. Chociaż udało mu się jakimś cudem zasnąć, to obudził go ten idiota. W dodatku znowu sobie o wszystkim przypomniał. Przecież to nie tak, ze miął jakieś uczucia. Nakrył się kołdra i zaczął pod nią szlochać, nie wspominając o tym, ze od razu zaczął od tego kaszleć i pociekło mu od tego ostro z nosa. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł się aż tak upokorzony. Chciał krwi, chciał zemsty. Gdyby tylko jego stan był nieco lepszy na pewno ta dziewczyna już by nie żyła, tak samo jak i ten przeklęty potwór. Orihara w tej chwili nie widział innego rozwiązania. Wszyscy muszą umrzeć.
***
Przez następne kilka dni Shizuo ponawiał nieudolne próby dodzwonienia się do swojego kochanka. Coraz bardziej go to denerwowało, postanowił przejść się do jego biura. Wlazł na górę, spodziewał się go zastać siedzącego przy jakiejś planszówce, z nieschodzącym szyderczym uśmieszkiem, gdy planuje jakąś durną zabawę, w której najprawdopodobniej ucierpią lub nawet zginą niewinni ludzie, a wszystko, dlatego, że mu się nudzi. Jednak w środku jedyną osobą okazała się Yatogiri, siedząca za biurkiem i grzebiąca w papierach.
Przestraszyła się na jego widok. Przecież, to był właśnie ten człowiek, który od lat był wielkim problemem, dla jej pracodawcy. Niewielu udawało się zranić wielkiego pana wszechwiedzącego, a jemu udawało się to bez problemu.
-Gdzie jest ta kanalia? – blondasek spojrzał na nią z za ciemnych okularów.
-Nie wiem… Wyszedł – wyjąkała.
-Dokąd? – mówił bardzo spokojnie.
-Nie mam pojęcia.
-Nie mówi ci o takich rzeczach?
Wiesz, jaki on jest… - wzruszyła nerwowo ramionami.
 -Niestety wiem.
-E? Mogę zapytać, czemu TY go szukasz?
-Mam do niego sprawę – rozglądał się po pomieszczeniu, w nadziei, że jednak się gdzieś ukrył.
-Jeśli to nie chodzi o kolejną próbę jego morderstwa, to może ja ci mogę pomóc.
Zgadła w tej chwili udusiłby go, bez mrugnięcia okiem, z przyjemnością patrzyłby jak rozpaczliwie próbuje złapać oddech, a jego białka oczu się wywracają. Tak bardzo chciałby go teraz dorwać w swoje ręce, wypruć flaki, wymalować ściany tego biura jego krwią
-Wątpię, żebyś mogła mi pomóc… - wymamrotał, – Chociaż… Możesz do niego zadzwonić? – spojrzał jej ostro w oczy.
-A, czemu sam tego nie zrobisz?
-Ode mnie nie odbiera... – burknął od niechcenia.
-To… To… To… TY do niego dzwonisz? – pisnęła.
-Ta… Masz z tym jakiś problem?
-Nie… Nie… Tylko, że… powinnam do niego dzwonić, tylko w ważnych sprawach.
-Dzwoń – walnął pięścią w biurko.
Dziewczyna wrzasnęła i zdołała tylko chwycić oraz uratować przed upadkiem monitor, zanim mebel się zachwiał i rozwalił na dwie części.
-No dobra, dobra… - wyciągnęła telefon, który zaraz został jej wyrwany z ręki. Nie zdążyła nawet zareagować.
Shizuo przyłożył go sobie do ucha.
-Namie – odezwał się głos w słuchawce – Coś się stało?
-To nie Namie – burknął.
-Shizu-chan? Co ty wyprawiasz? – brzmiał drwiąco.
-Gdzie ty się włóczysz? A może raczej powinienem zapytać, co planujesz wszo jedna?
-Nie twoja sprawa.
-A właśnie, że moja. Pewnie znowu coś kombinujesz w najciemniejszych zakątkach Tokio!
-Wcale, że nie.
-Zamknij mordę i słuchaj! Za godzinę masz być przy stacji XXX. Zrozumiano?
-A, co, jeśli się nie zjawie?
-To rozwalę twoje śliczne biuro w drobny mak.
-Musisz być taki brutalny?
-Tak, przecież to lubisz – rozłączył się – Dzięki wielkie – rzucił aparat w jej stronę, ledwo go złapała.
-Co zamierzasz z nim zrobić? – popatrzyła na niego przerażona.
-Jeszcze nie wiem…, Ale na wszelki wypadek przygotuj jakieś bandaże… - pomachał jej na pożegnanie.
                                                                              ***
Szedł w umówione miejsce, szybko. Chciał go zobaczyć, jak najszybciej. Po pierwsze chciał go zrugać za to, że tak długo się do niego nie odzywał, po drugie, chciał go po prostu zobaczyć. Tęsknił, teraz musiał to przyznać, z bijącym sercem minął ulicę i już znalazł się na miejscu. Zauważył go już z daleka, stał z założonymi rękami i też go wypatrywał. W pierwszej chwili chciał go najzwyczajniej w świecie udusić, potem przyszedł czas na to, że miał ochotę go do siebie tylko przytulić.
-Czemu się do mnie nie odzywasz? – łypnął na niego od razu.
-Mam swoje życie, a ty swoje… - odpowiedział oschle.
Heiwajima podszedł do niego i zaczął mu się uważnie przyglądać, bardzo chciał zobaczyć jego wyraz twarzy, ale nie pozwalał mu na to. Za wszelką cenę, nie chciał też na niego spojrzeć. Przez cały czas zastanawiał się, o co mu mogło chodzić, teraz miał okazje się tego dowiedzieć. Liczył na to, że nie będzie się chciał jakoś wymigać, w razie, czego nie pozwoli mu na to.
-Coś się stało? – blondasek był trochę zaniepokojony i zdeterminowany.
-Nic, byłem chory… - wzruszył obojętnie ramionami.
Przez ten czas zdążył się już uspokoić i jakieś dziwne, niezrozumiałe emocje przestały targać jego umysłem. Przynajmniej na to liczył. Nie miał ochoty znów stracić kontroli nad sytuacją, nie tutaj, nie teraz, nie przy nim. Przecież tak naprawdę nic się nie stało. Rozchorował się i co z tego? Zacisnął pięść na rękawie i starał się zachowywać tak jak zawsze, przecież to wszystko ani trochę go nie obchodziło. Shizu-chan był przecież dorosły i mógł robić, co i z kim chce. Tylko, że denerwowało go to, że on sam mu nie wystarczał. Dziwne to było, ale chciałby być jedynym. Przecież jest najwspanialszą osoba na świecie, więc, po jaką cholerę jego kochanek szlajał się z innymi, upokarzając go dodatkowo. Nie może na to pozwolić, nie da mu żadnej satysfakcji.
-Naprawdę? – blondyn chwycił go za podbródek i uniósł jego głowę – To ktoś taki jak ty, może być chory? Niemożliwe.
-A jednak! – wyrwał mu się.
-Co ci było?
-Przeziębiłem się.
To akurat była prawda, tego wieczoru, gdy ich zobaczył siedział na tym deszczu jak głupi i coś złapał, nie było wtedy za bardzo zimno, ale każdy, kto by tak przemókł, złapałby coś. Przez to cały tydzień przeleżał w łóżku z wysoką temperaturą. Nawet tak wspaniali jak on, czasem gorzej się czują w końcu, pomimo swojej wspaniałości, posiadał marne ludzkie ciało, nie tak, jak ten potwór, po którym wszystko spływało jak po kaczce i nie ważne jak bardzo inny się starali go załatwić, on nawet nie miał draśnięcia.
-Już lepiej?
-Nie mów, że się o mnie troszczysz – prychnął robiąc krok do tyłu.
Można powiedzieć, ze troszeczkę, ale naprawdę troszeczkę, tak właśnie było. Przecież nie chciałby, żeby jego największego wroga załatwiło jakieś tam podrzędne choróbsko, zamiast niego. ON był jego OFIARĄ i tylko jego, nikt nie miał prawa go tknąć, nawet najmniejszy mikrob.
-Spotkamy się dzisiaj? – Shizuo uciął poprzedni temat.
-Nie…
-Bo?
-Nie mam czasu…
-Ku*wa Izaya, co się z tobą dzieje?
-To chyba normalne, że po tym wszystkim, co mi robisz nie mam na to ochoty. Co ty sobie wyobrażasz, że zawsze pozwolę ci na wszystko!?
-Wcześniej ci to nie przeszkadzało – próbował go pocałować.
Brunet szybko odwrócił głowę i odsunął się od kochanka, który kompletnie już nie wiedział, co się dzieje, przecież zawsze lubił, gdy całował go z zaskoczenia. A teraz tak po prostu był zimny jak lód. I niby, z jakiego powodu? Co takiego się stało? Nie rozumiał go, ani trochę.
-Muszę już iść – syknął.
Orihara próbował to jak najszybciej zakończyć, odwrócił się i chciał już uciec. Nie mógł znieść tego, że na no rozdrapywał tą ranę. Chociaż wmawiał sobie, z całych sił, że to wszystko nic go nie obchodziło, to mimo wszystko jego serce pękało. Poczuł jak potwór chwyta go za przedramię i siłą z powrotem odwraca. Uścisk był tak silny, że prawie było słychać trzeszczenie kości.
-Teraz, to ja już naprawdę widzę, że coś jest nie tak!
Blondyna drażniło jego zachowanie, zazwyczaj to przecież on był zimy i nieczuły, a nie ten drań, on zachowywał się jak słodka przylepa. A teraz patrzył na jego zawzięte oczy i nie wiedział, co zrobić i co powiedzieć. Zastanawiał się, co w takiej sytuacji było najlepszym rozwiązaniem. A może znudziło mu się to wszystko zwyczajnie? Po prostu informator znalazł sobie jakąś nową zabaweczkę, a on poszedł w kąt.
Izaya przygryzł wargi, Nie powie mu przecież, że widział go z jakąś panienką i to go zabolało. Nie przyzna się do tego, że jego umysłem targają tak bezsensowne i nikomu nie potrzebne uczucia, że sam jakiekolwiek posiada. To byłoby najgorsze, przyznać się do słabości. Tego nie zrobi. Przenigdy. Miał już wszystkiego serdecznie dość, nie pozwoli mu już na nic więcej, Skończy to, więcej się nie spotkają.
-Puść mnie – wysyczał.
-Dobra.
Nie zrobił tego od razu, najpierw ujął jego dłoń i podniósł ją do swoich ust.
-Kiedy zadzwonię… - cmoknął go w wierzch dłoni – Po prostu odbierz… - przez chwilę, jeszcze wdychał zapach jego skóry, potem puścił go i odszedł.
Informator skamieniał, patrzył na plecy blondyna i dziwił się, temu, jakim czułym gestem przed chwilą go obdarzył. Nigdy taki nie był, nawet przez myśl, by mu wcześniej nie przeszło, żeby coś takiego uczynił. W jednej chwili zburzył tym samym jego cały plan. Już miał go sobie darować raz na zawszę. Dlaczego zawsze się tak działo, że ten potwór stawał mu na drodze i wszystkie założenia szlak brał? Nic nie szło tak jak powinno.
„Niedobry Shizu-chan, najpierw całujesz jakąś panienkę, a potem chcesz czegoś ode mnie. Mało ci?” – myślał uśmiechając się złośliwie.
-Jeszcze zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni – polizał miejsce, gdzie wcześniej dotknęły go usta Shizuo.
***
Wrócił do siebie w o wiele lepszym już nastroju. Radośnie usiadł i rozsypał na stoliku różne pionki, wziął białego króla i ustawił go na samym środku planszy. Zastanawiał się nad czymś.
-Wepchnąć go pod samochód…? Nie to nic nie da, najwyżej będzie miał kilka siniaków.  Spalić mu mieszkanie…? Porwać brata…? Oblać kwasem…? Nie tutaj szkoda, tej ślicznej buźki – mamrotał pod nosem
Nie chciał go zabijać, nie za coś takiego, chociaż wiele jego problemów przez to by się zakończyło, jednak rezygnacja z tak przedniej zabawy z nim, nie wchodziło w grę. Dodatkowo za mocno… No właśnie, co za mocno? ponieważ to nie tak, że go kochał, czy coś, bo przecież go tak naprawdę nienawidził. Więc za mocno go nienawidził, aby zrobić mu trwałą krzywdę. Był jego zabawką, a to oznaczało, że nie mógł mu się sprzeciwiać, dlatego musiał ponieść karę. Najlepiej taką, która zrani jego dumę.
Orihara postanowił, że najpierw dorwie Shizu-chan, a potem zajmie się jego przyjaciółką, jeszcze nic o niej nie wiedział, ale co to był dla niego za problem? Kilka minut szperania i już będzie wszystko miał. Lecz w tej chwili nie miał ochoty jej szukać, wszystko było zbyt świeże. Najpierw potworek. On miał pierwszeństwo.
-Co by tu go najbardziej zabolało? Tak, żeby poczuł się tak, jak ja wtedy – uśmiechnął się i przewrócił pionek – Przygotuj się Shizu-chan, bo nie będzie litości – odchylił się ku tyłowi i spojrzał w sufit.

***
Izaya czekał oparty o jedną z szafek stojących na zapleczu jednej z ulubionych knajp Heiwajimy, był już trochę zniecierpliwiony. Bębnił nerwowo palcami o blat i rozglądał się dookoła, nic ciekawego tutaj nie było, w miarę czysto i schludnie, nic, do czego mógłby się przyczepić, z resztą nie po to tutaj przyszedł. Miał pewien plan, ale jak to było w zwyczaju Shizuo, mógł mu je w każdej chwili pokrzyżować. Niby blondasek lubił tutaj przychodzić, dodatkowo, sam Orihara zadbał o to, żeby było tu dziś mniej ludzi, informacja o rzekomej inwazji szczurów, była dość przekonująca i odstraszająca potencjalnych klientów. Do tego ta knajpka była po drodze do domu potworka prosto od klienta. Tak zgadnijcie, kto o to zadbał? Tak dokładnie, najwspanialsza istota, we wszechświecie, oczywiście nie używając swojego prawdziwego nazwiska.
Lecz pomimo tak zgrabnie przygotowanego konceptu, jedna rzecz mogłaby się nie udać, mianowicie Heiwajima mógłby znów zachować się zupełnie nieprzewidywanie, a wtedy wszystko musiałoby zacząć się od początku.
Do pomieszczenie wszedł młody chłopak w stroju kelnera.
-Tak jak pan powiedział, przyszedł – odezwał się do niego.
-Świetnie – klasnął w dłonie i odetchnął z ulgą – Wiesz, co masz dalej robić…
-Tak…, Ale… - Zaczął się czymś denerwować – To trochę nie legalne, jeśli mnie złapią…
-Och… Czyżbyś zaczynał się bać? Nic dziwnego, że twoja dziewczyna zaczęła szukać sobie kogoś lepszego – rozłożył teatralnie ręce.
-Niech pan tak nie mówi! Ritsuko mnie kocha – był wzburzony, –Jeśli pan coś wie, niech mi pan to po prostu powie prosto w oczy!
-Wiem, oczywiście, że wiem – Zaśmiał się, - Ale chyba nie zapomniałeś jak była umowa?
-Nie zapomniałem… - Spuścił wzrok.
-Więc, wykonaj swoje zadanie.
-Dobrze… A mogę zapytać, po, co to wszystko?
-O to, niech cię już głowa nie boli.
-Mam tylko nadzieję, że nie będę pomagał przy morderstwie… - mruczał pod nosem, wychodząc.
                                                                             ***
Shizuo skończył robotę, był wkurzony na Oriharę, bo znowu nie odbierał, a przecież go tak ładnie prosił*. Wracał do mieszkania i po drodze od „klienta”, postanowił, gdzieś wejść i się czegoś napić. Zobaczył, że w jednym barze nie jest zbyt tłoczno.
Usiadł w jakimś mało widocznym miejscu i zamówił najmocniejszy alkohol, jaki mieli **Podał mu go jakiś młody chłopak, który bardzo dziwnie mu się przyglądał.
-Masz jakiś problem? – zauważył to i się odezwał.
-Nie, żadnego, życzę udanego wieczoru – odpowiedział bardziej przerażony, niż wymagała tego sytuacja.
Wypił jedną szklaneczkę, zamówił następną, opróżnił, potem kolejne. Trochę zaczęło mu się w głowie kręcić, zignorował to, nie raz już się szybko upijał, zwłaszcza na pusty żołądek.
-Chyba… Powinienem już dziś sobie darować… - powiedział, gdy zaczęło mu się ostro dwoić w oczach.
Chciał wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Zachwiał się, zrobiło mu się ciemno przed oczyma.
-Dobrze się czujesz, Shizu-chan?
Znał doskonale ten irytujący głosik, nie wiedział, co się z nim dzieje, ale doskonale się orientował czyja to sprawka i w żadnym wypadku nie zamierzał mu darować. Ostry dźwięk przeszywał jego uszy, miał wrażenie, że coś przewierca mu czaszkę. To uczucie nie należało do przyjemnych. Jednak dźwięk zaraz ucichł, gdy poczuł, jak ląduje całym ciałem na podłodze i nie może nawet drgnąć, a zaraz potem całkowicie osuwa się w ciemność.

* (no bardzo ładnie :*)
**(Pewnie to był ruski spirytus, ale, jak chociaż raz chlał z Simonem, to chyba powinien być do tego przyzwyczajony).
C.D.N.
 
Dziękuję za przeczytanie :D

Kolejna część w następną niedzielę, od razu mówię, że tego opowiadania będzie jeszcze jedna, ewentualnie 2, jak się machnę, ale na 1 się przygotujcie.


4 komentarze:

  1. om.. nawet nie wiem co napisać... szkoda że jeszcze tylko 1 ew. 2 części :c naprawdę lubię to opowiadanko~! A tak "
    -Ode mnie nie odbiera... – burknął od niechcenia.
    -To… To… To… TY do niego dzwonisz? – pisnęła." - kwestia Namie mnie powaliła XD jeszcze jak sobie wyobrażę to jej zdziwienie :3
    Jestem strasznie ciekawa co takiego Izek wymyślił i niestety muszę na to poczekać cały tydzień :c No ale nic poczekam, bo warto~!
    A co do pytania o płacz podczas czytania twoich opowiadanek, to mnie nie przeszkadza :) przynajmniej wiadomo że to co piszesz do mnie trafia~!
    Weny~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu tak mało? Tylko 1-2 ?? Buu

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany, co za wstyd, że dopiero komentuję... Q.Q" Właściwie to zrobiłabym to już dawno, ale ciężko tak, siedzieć X czasu na bezweniu i próbować sformułować "podoba mi się tak strasznie, że nie wiem, co napisać".
    Ale teraz już wiem, jak to sformuować~! :3 Podobało mi się bardzo, bardzo~! Ta akcja, w której Iza-chan olewa Shizusia, bo "tak bardzo..." Nie, nie kocha go, oczywiście. On go tak nienawidzi, że nie jest w stanie go zabić. X3 To naprawdę słodkie, że jest o niego taki zazdrosny. I to, że Shizuś go nie olał, tylko wręcz w końcu zaczął się do niego dobijać. :33 (Drzwiami i oknami Shizuś~! A jak to nie pomoże, ogłuszyć i związać, żebyście sobie wszystko wyjaśnili~! ;33) Tak poza tym, akcja z Namie była świetna~! X3 Już widzę to jej przerażenie~! ...A nie, czekaj, to przerosło moje wyobrażenia. ;3 Niemniej extra~! X3 Teraz zżera mnie ciekawość... Co takiego wymyślił Izaya~??? Aaa, nie wytrzymam dłużej~... Przynajmniej mogę się cieszyć, że nie muszę czekać na kolejny rozdział. X3" Lecę czytać dalej~!
    PS: Podobizny Izayi na ścianach~? Genialny pomysł. :3 Szkoda, że mnie by to pewnie działało na sny, więc ja tak zrobić nie mogę~... X3""

    OdpowiedzUsuń