Dziękuję za komentarze :*
Po ostatnim opowiadaniu jakie Wam zafundowałam, postanowiłam zrobić coś miłego, dlatego nasi kochani zabijacy powracają XD
Tak, tak moi mili. Shizaya wraca!
Tęskniliście za nimi? Bo ja się muszę przyznać że baaaaardzo, ale to baaaaaardzo.
Od dawna planowałam ich powrót, dlatego przepraszam, wszystkich Shizayo-blogerów, którzy także pisaszą o tej parce za to, że nie czytałam Waszych opowiadań. Wiązało się to z tym, że chciałam dokończyć poprzednie opowiadanie bez "napalania" się na Shizuo i Izayę, bardzo za to przepraszam i obiecuję poprawę. Teraz już mogę :P
Także teraz czekają Was 3-4 tygodnie z Shizayą!
Cieszycie się?
Zapraszam do czytania!
„Jeśli to zazdrość”
Od rana lało
jak z cebra. Depresyjna atmosfera unosiła się w powietrzu otulając każdego
przechodnia w Tokio. Deszcz skrapiał ta ziemię bez opamiętania. Padało
już od dłuższego czasu i nie zanosiło się na to, żeby miało przestać. Czasem
można było odnieść wrażenie, że tak zostanie już na zawsze. Ziemia nie była w
stanie wchłonąć takiej ilości wody, dlatego wszędzie stały ogromne kałuże.
Ludzie biegali wszędzie jak mróweczki zasłaniając się szerokimi parasolami i
płaszczami przeciwdeszczowymi, każdy spieszył się, by jak najszybciej uciec.
Szare, puste ulice, mokre mury i ponure niebo, przyprawiały o dreszcze, nawet,
jeśli ktoś patrzył na nie z za szyby, siedząc w ciepłym domu. Tak jak Izaya w
tej chwili. Chodził bez celu po całym biurze. Nawet nie miął ochoty na to, żeby
siedzieć przy komputerze. Podskoczył do okna i przez dłuższy czas przyglądał
się swoim ukochanym ludziom. Obserwował jak jakaś kobieta goni za swoją
parasolką przegrywając z wiatrem, potykając się i przewracając na obłocony chodnik.
Zachichotał, przynajmniej na chwilę nieco się rozbudził, ale zaraz przestało
się dziać cokolwiek i jego najdrożsi znowu zaczęli przypominać jakieś roboty,
które spieszą jedynie na zaprogramowane miejsce. Przecież mógłby coś zrobić.
Wystarczyłoby pstryknięcie palców żeby oni wszyscy zatańczyli tak, jak by im
zagrał. Wszyscy skakali dla niego jak tresowane małpki na występie. Wszyscy
robili wszystko, dokładnie tak, jak sobie sam wymyślił. Bez jakichkolwiek
przeszkód. Każdy człowiek był tylko i wyłącznie jego marionetką. Każdy? Nie
każdy, Orihara doskonale zdawał sobie sprawę, z tego, że jest, co najmniej
jedna osoba, nie, potwór, który nigdy nie zachowuje się przewidywanie. I to
tak bardzo go w nim denerwowało. Izaya chodźmy nie wiem, jak się starał i kombinował
nigdy nie był w stanie go utrzymać w ryzach. Nie ważne jak długo i intensywnie
się nad tym zastanawiał, nie rozumiał, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego nie
może go przejrzeć, tak jak to robi z każdym innym? Shizuo jako jedyny na
świecie opierał mu się całkowicie. Nie ma nad nim żadnej władzy. Właśnie,
dlatego ten potwór tak bardzo go wkurza a z drugiej strony to jest właśnie to,
co tak bardzo go w nim pociąga. To właśnie przez to każde spotkanie z nim jest
takie interesujące. Już sama myśl o tym, że mógłby go zobaczyć była dla niego
ekscytująca. Kochał się z nim bawić. Uwielbiał, gdy się szarpali. Wariował z
rozkoszy, gdy rozciął jego skórę. Przepadał za tym, jak kontener przefrunie mu
nad głową. Najbardziej jednak ubóstwiał te chwile, gdy byli sam na sam.
Przerażało go to, że lubił, gdy ten potwór wręcz rzuca go na łóżko i zrywa
ubrania. Jak ściska go i gryzie. Brunet mruknął na wspomnienie ich minionej
nocy. Już teraz miałby ochotę na powtórkę. Jednak musiał się jeszcze wstrzymać.
Podwinął sobie rękaw i spojrzał na wielki siniak na przegubie. Uśmiechnął się,
gdy przypomniał sobie, jak Heiwajima go tam złapał i ścisnął tak mocno, że
nijak nie mógł się mu wyrwać, chociaż próbował. To było takie przyjemne. Aż był
zły na siebie, że tak bardzo mu się to podoba. Już dawno zdał sobie sprawę, że
przy tej jednej jedynej istocie na świecie staje się masochistą. Nikomu innemu
nie pozwoliłby robić ze sobą takich Rzeczy, nie pozwoliłby, żeby ktoś tknął go
chociażby palcem, blondyn robił z nim dosłownie wszystko, co chciał, a on
poddawał się temu, no może nie bez oporu, ale z przyjemnością. Lubił być przez
niego dotykany, gryziony, szczypany, niemalże gwałcony. Westchnął zrezygnowany,
szkoda, że nie mogli się częściej spotykać, ale zdawał sobie sprawę z tego, że
nie dałby rady. Spotkania z nim były zbyt bolesne. A teraz nie byłby w stanie
się bronić, jeszcze nie teraz, musi poczekać, aż jego rany nieco się podgoją,
dopiero będą mogli się zabawić. A teraz siedział tutaj i umierał ze znudzenia. Nic się nie działo, nikt w dzień. taki, jak
teraz nic złego i interesującego nie planował, wiec nie miął się, w co wtrącać.
Podszedł do stoliczka, na który rozsypał różnego rodzaju figury. Poustawiał je
w równych rzędach, w sobie tylko znanym logicznym ciągu.
-Bam! - Wziął stertę papierów i zrzuci je wszystkie na
rozłożone pionki a następnie zaczął rechotać jak żaba.
-O matko! - jego współpracownica podskoczyła przestraszona
tym hałasem.
-No, co? – wzruszył ramionami.
-Jak dziecko… - mruknęła do siebie.
Nie przejął się nią i dalej bawił się w najlepsze. Znów
poukładał wszystkie figury, a następnie pozrzucał część z nich na podłogę, tak,
jakby spychał je z klifu. Lecz i to po chwili zaczęło mu się nudzić. Nie miał,
co robić, nienawidził tego, tak bardzo nienawidził tego, gdy nie miał się, czym
zająć. Nie było dla niego gorszej męczarni. Żadnemu klientowi nawet przez myśl
nie przeszło, żeby w taki upiorny dzień się do niego pofatygować. Żadne gangi
nic nie planowały, zwykli, normalni śmiertelnicy oraz dziwne miecze, kobiety
bez głowy i inne wróżki nic nie planowali, więc był przez to wszystko bez woli
do życia. Potrzebował czegoś i to szybko, nim postrada zmysły od nadmiaru
nicnierobienia.
-Na-mi-e… - przeciągnął się – Strasznie mi się nudzi.
-To idź i zrób coś konstruktywnego – Patrzyła w papiery.
-Niby, co?
-A bo ja tam wiem? – zwróciła wzrok na niego.
-No właśnie ja też nie wiem… Pada, pochmurno, ludzi mało…
-To idź poganiaj się po Ikebukuro z Heiwajimą.
„Myślisz, że nie mam ochoty się z nim spotkać? – pomyślał i
roztarł nadal bolący, po ich ostatnim spotkaniu bark – „Tylko, że jak na razie
za bardzo jestem poturbowany”. Chciałby, bardzo by chciał spotkać się z tym,
przy którym na niedobór wrażeń nigdy nie narzeka, ale był jeden mały szczegół,
w jego obecnym stanie na pewno by go zabił.
-Sądzę, że w taką pogodę, nawet on siedzi teraz w
mieszkaniu, ewentualnie gdzieś w barze, zalewa się w trupa – zaśmiał się, gdy
przypomniał sobie jak przy nim wymiotował.
-To, czemu ty nie pójdziesz się czegoś napić?
-Bo ostatnio po alkoholu miałem straszną ochotę się kochać…
„A Shizu-chan, nie było w pobliżu” – dodał w myślach. Zaczął
znów ustawiać pionki, ale w inny sposób, wszystkie ustawił dookoła, a dwa z
nich: białego króla i czarnego gońca, na samym środku, naprzeciwko siebie.
-To zajdź sobie jakąś panienkę. Masz już tyle lat, nie czas
pomyśleć o ustatkowaniu…
-Powiedziała ta, która darzy dziwnymi uczuciami własnego
brata… - zerknął na nią drwiąco.
-To! To zupełnie, co innego! – zaczerwieniła się.
Czuł nad nią przewagę, w każdym calu, doskonale rozumiał, że
ją i jej brata łączą dziwne relacje. Z przyjemnością zgłębiłby ten temat w tak
nudnym wieczorze, by nieco zająć czas. Namie kochała swojego brata, który był
teraz z inną dziewczyną. Która znów był jedynie wierną kopią głowy, którą obecnie
sam Izaya trzymał w swoim zacnym biurze. To wszystko było nieco skomplikowane,
ale przynajmniej mógł czymś zająć myśli. Zastanawiał się, czy jego sekretarka
zrobiła to wszystko, dlatego, że tak mocno dążyła uczuciem Sejiego, czy może,
dlatego, żeby mieć jakąkolwiek kontrolę nad tym, z kim się spotyka. Przybliżył
dwa pionki tak blisko do siebie, że stykały się.
-To może wyjaśnisz mi, jakie konkretnie relacje was łączą –
rozsiadł się wygodnie, miał nadzieję na uroczą pogawędkę.
-Jest po prostu moim bratem i chcę jego szczęścia… -
wybełkotała.
-A nie jesteś zazdrosna, gdy widzisz go z jego dziewczyną? –
podniósł dwie figurki i styknął je tak, żeby wydawało się, iż one się całują.
-Oczywiście, że nie!
-Na pewno – przymrużył kaprawe oczka. Uwielbiał ja podpuszczać,
– Bo nie wydaje mi się…
-Na pewno! Chyba, ja lepiej wiem, co czuję! Nie będę z tobą
o tym rozmawiać…
-Może jednak? – wstał i schował pionki do kieszeni.
-Mowy nie ma – uparcie zaczęła patrzeć w papierki.
-Dalej – podszedł do niej i usiadł na biurku – Wygadaj się,
może ci ulży – spojrzał jej w oczy – No dalej. Opisz, co czujesz, gdy go z nią
widzisz?
-Daj mi spokój – prychnęła.
-Tak jakbym teraz mógł – zaśmiał się.
-Cieszę się tym, że są razem szczęśliwi – zgarbiła się.
-Doprawdy?
Doskonale wiedział to, ze wcale tak dobrze jej z tym nie
było. Znał lepiej niż ktokolwiek inny ludzką naturę, to jak się zachowują.
Najlepsze było to, że dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z tego, że sama
siebie okłamywała. Czy powinien ja uświadomić? Czy może zabawniej będzie
pozwolić jej tkwić w tej błogiej nieświadomości, pozwolić myśleć, że jej to
wcale nie boli i że tak naprawdę jest zazdrosna? Może mógłby jej jakoś pomóc w
zdobyciu jego serca, w końcu, kto, jak kto, ale on w miłości był ekspertem. W
końcu darzył nią wszystkich ludzi wokół. Namie też kochał, może, dlatego
powinien jej pomóc? Ale znowu jego brata oraz jego dziewczynę także kochał,
więc rozdzielając ich stanąłby na drodze ich uczuciom.
-Miłość jest taka skomplikowana… Prawda moja droga?
Zwłaszcza, gdy jest jednostronna… - szepnął jej do ucha.
-Nie chcę słuchać tego od ciebie! – odwróciła gwałtownie
głowę.
-Ja jestem najbardziej kompetentny – zarechotał.
-Tak? Naprawdę? Jesteś tym, który kocha wszystkich ludzi, a
tak rzeczywiście nie ma na świecie nawet jednej osoby, która odwzajemniłaby
twoje uczucie.
-I, co z tego? – uniósł brew do góry.
Ona na serio myślała, że tym go zdołuje? Przecież zdawał
sobie z tego sprawę. Z resztą taki układ pasował mu o wiele lepiej, niż to,
żeby nagle wszyscy ludzie mieliby mu okazywać swoje uczucia. Nawet on, choć
jest przecież tak wspaniały nie mógłby przyjąć takiego ogromu miłości. Lepiej
jest tak jak jest. On kocha wszystkich, ale nikt nie kocha jego.
-A to, że po prostu jesteś samotny! I nawet nikt nie chce
się z tobą umówić. Nawet, kiedy ci się tak nudzi! Ja już nic więcej nie powiem!
-Szkoda. Zaczynało się robić ciekawie – wstał rozżalony.
-A idź, gdziekolwiek, podkurzać kogoś innego…
-Ech… Może jednak pójdę się czegoś napić… Dziś pewnie i tak
nikt tutaj nie przyjdzie zrobił zbolałą minkę.
-Idź w cholerę! - machnęła ręką, patrząc w papiery. Ręce jej
drżały.
-Ej, nie zapominaj, że to ja ci płacę.
-Nie zapominam – odpowiedziała chłodno.
-Dobra. To ja się
jednak zbieram. Nie siedź za długo! – pomachał jej.
-Tylko ja tu na prawdę pracuje... - mruknęła.
Nie słuchał jej. Z reszta wiedział o niej wszystko, może
oprócz tego, co nią kieruje. Kiedyś będzie musiał się tego od niej dowiedzieć.
Coś wymyśli, może ja upije, albo weźmie jakiś ciekawy medykament od swojego
przyjaciela dorabiającego na czarnym rynku, jako lekarz. A właśnie, chyba
będzie musiał „podziękować” Celty, za to, ze doradziła Shizu-chan, takie,
głupoty, chociaż w sumie, koniec końców nie, wyszło aż tak źle, przecież się
pogodzili, chociaż w zasadzie to nawet nie pokłócili. „Nie ma, co się czepiać
słówek. Teraz miedzy mną a nim jest na prawdę dobrze”. W końcu tak czule go
wtedy przytulał, szkoda tylko, ze zaraz zaszkodziło mu to, co wypił i wróciło z
powrotem, bo mogło być jeszcze bardziej interesująco. Lecz nie ma, co narzekać,
okazało się, ze nie łączy ich gorący, namiętny, ale jednak przelotny romans,
ale coś więcej. Można powiedzieć, ze nie potrzebnie się przejmował, tym całym
„zerwaniem”. Chyba zaczyna się tym za mocno przejmować, nie wiadomo, po, co.
Tak jakby miął jakieś uczucia. Uczucia. Tak. On i uczucia. Sam zaśmiał się,
wyobrażając sobie siebie, jako kogoś, kto szczerze mówi o tym, co czuje, rumieniąc się przy tym, jaka jakąś panienka. To by był zabawny widok, a może by tak spróbować
w to wkręcić, Shizu-czan? Już widział oczyma wyobraźni jak staje przed nim, cały
czerwony, następnie wiesza mu się na koszuli i krzyczy, jak bardzo go kocha!
Ale by musiał szybko uciekać. Tak! To by było zabawne! Aż podskoczył z radości.
Kolejny genialny plan wymyślony całkiem przypadkiem. To było dla niego takie
wspaniałe uczucie. O tak. On i ten potwór połączeni energią prawdziwej miłości.
Będący razem już na zawsze! Kochający się i mający dzieci. Chociaż może z tym
ostatnim byłoby najciężej. Ale co tam jakoś by sobie poradził, może znów z
pomocą przyszedłby Shinra?
***
Przechadzał się po tych sennych uliczkach, woda chlupała mu
pod butami. Zaglądał do okien domów, ale nie zobaczył niczego, aż tak
interesującego, żeby zajęło jego uwagę. A to podglądał kochającą się parę. To
znów odwrotnie, jak facet tłukł niemiłosiernie kobietę, albo bawiące się przed
telewizorem maluchy. Ach, jego kochani ludzie byli tacy fascynujący, tylko,
czemu do cholery nie robili dziś nic ciekawego? Jak na prawdziwego, dorosłego
mężczyznę bawił się w kałużach, obracał parasol na wszystkie możliwe sposoby,
podskakiwał po murkach, śpiewał, nucił i robił wszystko, co zazwyczaj.
-Ale dno… - żalił się sam do siebie – Gdyby tylko był
bardziej delikatny, moglibyśmy się częściej spotykać… Z nim nigdy nie jest
nudno... - mruczał.
Sam nie wiedział, kiedy przywędrował do Ikebukuro. Rozglądał
się wszędzie, ale nigdzie nie widział jej strażnika. Z jednej strony obawiał
się spotkania z nim, przecież nie wolno mu to było przebywać, no chyba, że
szedł po cichutku prosto do mieszkania Shizuo i tamten miał pewność, że po
drodze nic nie nawywijał. Głuptasek, powinien przecież zdawać sobie sprawę, ze
do tego nawet nie musi wychodzić z domu, ale o tym przecież tak dokładnie
wiedzieć nie musiał, chociaż gdyby go teraz spotkał, mogłoby nie być ciekawie. Rozmasował
sobie lekko obolałe kolano, ostatnio się zapomniał i nieźle oberwał, nie mógłby
tak efektownie uciekać, gdy jest kontuzjowany. Druga strona jego duszy
podpowiadała mu, że to właśnie tego brutala najbardziej na świecie chcę teraz
zobaczyć. Postanowił pozaglądać do barów, a może gdzieś tam to właśnie on
będzie siedział, chciał go, chociaż śledzić z daleka, nie miał zamiaru narażać
się dziś na jakiś atak z jego strony, pomimo, że mogło go to nieźle zabawić.
Cóż, skoro nie był w stanie. Najchętniej jednak pouciekałby przed nim w tej
romantycznej scenerii. A może nawet Shizuo poślizgnąłby się na błocie, uderzył
o jakiś krawężnik i zginął na miejscu, wtedy jego problemy by odeszły w
niepamięć. Przystanął gwałtownie w strugach deszczu. Z drugiej strony wtedy
całkowicie by mu się zaczęło mu się nudzić. Bez niego świat byłby taki…
przewidywalny. Nie byłoby ani jednej osoby, która mogłaby mu się przeciwstawić.
Nie to jednak byłoby złe. Jednak, żeby ten idiota dalej egzystował. Bez niego
nie miałby, co robić.
Zajrzał do jednego lokalu, nie było go, do drugiego, nadal
pusto, trzeci, czwarty, z każdym kolejnym tracił nadzieję, że zdoła go dzisiaj
ujrzeć. W końcu, nie pamiętał już za którymś razem, ale udało mu się go
zobaczyć. Radość jednak nie trwała długo. Wolałby jednak tego nie widzieć, jego
kochanek siedział przy jednym ze stolików, a obok niego jakaś kobieta, nie
wyglądało na to, że dopiero, co się przysiadła, gadali ze sobą jak dobrzy
znajomi, a w dodatku widać było, że go uwodzi, a jemu to się podoba, żartowali
i śmiali się głośno. Oriharę uderzyło to, jaka była piękna, długie, gęste
kasztanowe włosy, łagodnie spływały na ramiona, zielone oczy iskrzyły w
przyćmionym barowym świetle, kusząca, czerwona szminka na ustach i w dodatku
obcisła ciemno-zielona sukienka z głębokim dekoltem, który uwidaczniał jej
obfite kształty. Patrzył jak wryty ma to jak położyła rękę na ramieniu blondyna
i przybliżyła swoją twarz do niego. Tak czule spoglądając w jego miodowe oczy.
Izaya otworzył szeroko usta i obie jego ręce opadły wzdłuż
ciała, wypuścił z jednej z nich złożony parasol, który głucho upadł na podłogę,
Nikt w całym harmidrze tego nie zauważył. Mężczyzna nie chciał dłużej na to
patrzeć, wystarczyło mu to, że widział jak ich usta się do siebie zbliżają. Nie
chciał już widzieć nic więcej, wiedział jak dalej potoczyła się sytuacja, znał
go przecież lepiej, niż ktokolwiek inny na tym świecie, nie przepuściłby takiej
okazji, pewnie wpił się w jej usta i całował ją póki nie omdlała z rozkoszy, a
potem zabrał ją do siebie i się z nią kochał. Całował ją tymi samymi wargami,
którymi tak często, dotykał też jego. Będzie to z nią robił w tym samym łóżku,
w którym robił to z nim. Wyszedł stamtąd jak najszybciej potrafił, a może
lepszym określeniem byłoby, że stamtąd wybiegł. Pomimo, że był dopiero wczesny
wieczór, było już bardzo ciemno, z nieba leciały okropnie duże krople, on nie
pomyślał, żeby rozłożyć parasol z resztą w ogóle w tej chwili o nim zapomniał,
o tym, że leży teraz w tamtej kawiarni. W jednej chwili zrobił się cały mokry.
Poszedł w jakąś mało znaną uliczkę i oparł się plecami o ścianę. Coś ścisnęło
go w gardle, bardzo ciężko było mu złapać oddech. Zatkał sobie usta ręką, żeby
nie załkać głośno. Pochylił się do przodu i z jego oczu wypłynęły łzy,
mieszając się z deszczem. Nie rozumiał, czemu go dziś to tak poruszyło,
przecież wcześniej widywał go z kobietami i nie miał z tym żadnych problemów.
Ona była taka ładna, zgrabna, miała takie duże piersi. Shizuo wydawał się być
typem lubiącym takie laski. Brunet przyłożył sobie pięść do swojej klatki
piersiowej, on był mężczyzną, nawet gdyby łączyły ich inne relacje, gdyby nie
byli dla siebie wrogami, nawet wtedy nie mógłby liczyć na coś takiego jak ślub,
dzieci i te inne głupoty, Z jego szeroko otwartych, przerażonych oczu leciały
kolejne łzy i nie zanosiło się na to, że w najbliższym czasie zamierzają
przestać. Osunął się i usiadł na ziemi. Brudząc spodnie błotem. Nie obchodziło
go to w ogóle. Ręce opadły mu bez czucia. Mi miał siły nawet drgnąć. Chociaż
rozsądek podpowiadał mu, że nie jest dobrze tutaj leżeć, to jednak w tej chwili
jedynym, na co było go stać to ciągłe przywoływanie widoku całującego się Shizuo
z jakąś kobietą. Cały czas coś ściskało go w piersi. Miał uczucie, że jego
serce rozpadło się i teraz resztki tkanki krążą po krwioobiegu ostatkiem sił, a
on sam zaraz przestanie istnieć, po prostu zaśnie i więcej się nie obudzi.
Chciałby słońce jutro rano nie wzeszło, nie dla niego i nie dla tego cholernego
Shizu-chan.
-Zdychaj… - wyszeptał i spojrzał w górę – Masz zdechnąć –
znów zalał się płaczem.
Nie wiedział, czy mówi o sobie, czy o Heiwajimie. Przecież
oprócz seksu nic więcej ich w zasadzie nie łączyło, więc czemu czuł się w tej
chwili tak podle, czuł się oszukany, zdradzony. Bardzo go to bolało.
Szlag... Znów smutno, ale nie przejmujcie się tym, to jest Izaya, nie z takimi rzeczami sobie radził. Jego serce jest z tytanu, nic mu nie będzie.
Dziękuję za przeczytanie :*
Mam cichą nadzieję, że cieszycie się z ich powrotu.
Następna notka za tydzień w niedzielę. Zapraszam :3
C.D.N.
Jak ja mogę, kim ja jestem, ja tu prawie
płaczę razem z nim! Jestem chyba najpodlejszą osobą na świecie T^TSzlag... Znów smutno, ale nie przejmujcie się tym, to jest Izaya, nie z takimi rzeczami sobie radził. Jego serce jest z tytanu, nic mu nie będzie.
Dziękuję za przeczytanie :*
Mam cichą nadzieję, że cieszycie się z ich powrotu.
Następna notka za tydzień w niedzielę. Zapraszam :3
" -Zdychaj… - wyszeptał i spojrzał w górę – Masz zdechnąć – znów zalał się płaczem.
OdpowiedzUsuńNie wiedział, czy mówi o sobie, czy o Heiwajimie. " - Moim zdaniem on mówi o tej kobiecie z baru... aha i takie pytanie jak to rozumieć?? - "Depresyjna atmosfera unosiła się w powietrzu otulając każdego przechodnia, który w Tokio."
Wybacz, to był mój błąd, którego wcześniej nie poprawiłam, już się tym zajęłam. :D
UsuńDzięki za przypomnienie mi o tym i przepraszam za utrudnienia w czytaniu....
yay, shizaya wróciła ;w; to Izaya ma jakieś uczucia? ale i tak mi smutno z jego powodu ;__;
OdpowiedzUsuńrany jak ja się cieszę że Shizaya wróciła~! W sobotę o 23 min czytałam sobie jeszcze raz całe to opo i co? I następnego dnia... ba 2-3 godziny po tym pojawia się info o tym że wyjdzie kolejna cześć~! Nie masz pojęcia jak się ucieszyłam :) ( a komentuję dopiero teraz bo nie dali mi aż do teraz dojść do kompa....-sorry)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Shizuś jednak go nie zdradza :c wgl. zdrada jakoś tak... popularna w tym sezonie XD nie mogę się doczekać jak to rozwiniesz~!! Weny~!
I znów nie wiem, co napisać, mąci mi się w głowie i nie mogę zebrać myśli~... To z nadmiaru wrażeń. Mój biedny Izaya. Q.Q *tuli poduszkę, jakby to był on* Ale... Ale Shizu-chan by mu tego nie zrobił... (No, Iza-chan, nie smuć się... Q.Q) Z tego wszystkiego chce mi się płakać. A myślałam, że już dziś to niemożliwe~...
OdpowiedzUsuńA mimo to i tak strasznie się cieszę, że Shizaya wróciła~! Mimo tego, że biedny Izuś teraz płacze gdzieś na deszczu, cieszę się, że mogę coś o nich poczytać. (Jestem sadystką, prawda~? o.o) Właściwie, to brakowało mi ich w twoim wykonaniu~... Tak dawno ich tu nie było, że już myślałam o ponownym czytaniu ich historii, chociaż ją pamiętam. ;3 Zresztą, i tak to zrobię~! X3
A właśnie, bo muszę jeszcze o tym wspomnieć~! Ten Izaya z początku, ten bezuczuciowy, podły kombinator, któremu się nudzi - był niesamowity~! Taki idealny Izaya. Strasznie mi się to podobało~! Ale, co niesamowite, płaczący czy rozgoryczony Izaya w twoim wykonaniu też wydaje się być taki~... W sam raz. :3
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału~! :3 Z tego wszystkiego czuję się tak rozbudzona~... A wypadałoby jutro wstać~... Ale to nic~! X3 Opłacało się.
Niech wena będzie z tobą~!!! :33
Yatta,kolejna cześć Shizayi *o*
OdpowiedzUsuńAle trochę smutno mi że biedny Izaya musi cierpieć,chociaż myślę że taka akcja świetnie odświeży całe opowiadanie.Nie mogę się doczekać kolejnej części;A;
Widzę powrót Shizayi, co bardzo mnie cieszy, oby tak dalej :D Przy okazji zapraszam do siebie http://shit-love.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń