sobota, 19 kwietnia 2014

Przygody Kata Gregora II ☣☣☣

Ohayo!
Tutaj Gumiś, Exorcysta prosił mnie, żebym napisała intro, bo jak mówi, sam nie wie jak to zrobić.

Więc tak, po pierwsze, przeprasza wszystkich, że tak dawno go nie było i ja zarzekam się, że bije czołem o podłogę krzycząc jak bardzo mu przykro.
Jednak cieszmy się i radujmy, że w końcu po ponad pół rocznej przerwie udało mu się napisać kolejną część tego opowiadania!
Oczywiście nie bez mojej jakże skromnej pomocy
*Lśni*

Dla niezapoznanych, albo tych co już zapomnieli co było w pierwszej części zapraszam tutaj
Dobrze, więc do sedna Króliczki:

Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Wielkanocnych!
Smacznego jajeczka, cukrowego baranka, żółtego kurczaczka i mokrego śmigusa :) 
Z tejże okazji mamy dla Was jakże dawno wyczekiwaną kolejną część przygód kata Gregora :P

Nie przedłużając już zbędnie i niepotrzebnie zapraszam do czytanie i komentowania.

P.S. Ciekawe kto zgadnie, który fragment ja pisałam :P

Pozdrowionka Gumiś

A teraz zapraszam na: 

 "Przygody Kata Gregora"


Była zimna listopadowa noc, tak chłodna że gluty śpiącego Gregora zamarzły tworząc podłużne sople sięgające mu do brody, a mocz który już jako starszy pan popuszczał od czasu do czasu utworzył okropnie śmierdzącą ślizgawkę ciągnącą się przez cały malutki pokój. Naglę "bezwzględny" kat poczuł jak upiornie chłodny powiew  popieścił go po czterech literach, powodując zwężenie się pośladków które niemiłosiernie przytrzasnęły niedawno powstałe hemoroidy.
-Bodajbyś sczezł, przeklęty czarnoksiężniku!!! że też klątwą nieczystą na uniżonego sługę Pana Naszego.
Mówiąc to delikatnie rozchylił pośladki łudząc się że ból częściowo zniknie, jednak nici z jego pragnień gdyż w żołądku poczuł nadchodzące wyzwanie ...
- Niech to czort! Biegiem do wychodka!!! Gdzie ta maść od mości medyka szybko muszę zrobić łagodniejszy przelot, jak on to mówił!? Odchylić lewy pośladek, nałożyć niewielką ilość maści na palec i...!!! AAAAAA!!! Mój  odwłok pali czorcim ogniem, jak gdyby sam Belzebub był w środku!!! (yyyyy yaoi? - Gumiś)
W jednym momencie wyciągnął śmierdzący palec, sprawdził zawartość kieszeni i czym prędzej musiał do publicznego szaletu. Gotowy Gregor niczym szalony zerwał się z łóżka i gdy już miał cwałem kierować się do drzwi z impetem wpadł w poślizg, powstały w trakcie zboczonego snu, w którym udział brały Ariela oraz jej matka (nie pytajcie dlaczego)... I tak powstało łyżwiarstwo... jadąc tak na jednej nodze kat niechybnie kierował się w niedawno kupioną dębową szafę. Wymierzył czubkiem głowy w jej  środek ... I teraz zgadnijcie co było mocniejsze czy głowa średniowiecznego "cepa" czy dębowa szafa ... Oczywiście że głowa średniowiecznego "cepa" uderzając w nią czerepem niczym uderzone młotem jądro (o ile jacyś panowie tu są wyobraźcie sobie ten ból)  rozleciało się na kawałeczki. Oszołomiony ale nadal przygnieciony swoim "ogromnym" problemem nie zważając na szafę zbiegał z ogromnej wieży, jedyne co robił to odliczał schodki do końca: 1 2 3 4 5 6 ... 10200 10201 10202 i w końcu wybiegł z KatVegas (mieszkania dla katów). Następnie czym prędzej biegł między wąskimi słabo oświetlonymi uliczkami, przewracając się nie raz, nie dwa i tak dalej, zawsze pechowo trafiając na prawy pośladek. Podczas gdy widział już wrota"Azkabanu" (nazwa miejscowego szaletu) gdzie towarzyszyła im  tabliczka "Wejdź do Azkabanu i uwolnij się od Dementora już od 1 talara". Zauważył starszą kobietę ubraną w poszarpane barchany które otulały niemal całą postać owej babuni, gdzie spod materiału wystawał jedynie klamkowaty, haczykowaty nos jak klamka od zakrystii.
-Podejdź tutaj Młodzieńcze... - kiwnęła na niego ręką.
"Młodzieńcze?" - kata uderzyły te słowa już dawno swą pierwszą młodość miał za sobą, nie wspominając już o drugiej i trzeciej.
-Czego, Stara Wiedźmo - warknął na nią rozdrażniony przestępując z nogi na nogę.
-Mam cudowny środek na twoje problemy... - zachichotała.
-Znaczy się co? - zaczął się nerwowo rozglądać, szukając miejsca, gdzie mógłby sobie jak najszybciej ulżyć.
-Ból ustąpi...
-Jak nazywa się to cudowne lekarstwo?
-Maść na ból dupy, synku - powiedziała niczym lektor z reklamy Mango - Jednak, zanim ją otrzymasz - uniosła w górę jeden parchawaty paluch - Musisz mi zrobić dobrze - uśmiechnęła się bezzębnym uśmiechem.
-Zapłacę w talarach! - w jego oku ukazał się błysk nadziei. Jednak zdawał sobie sprawę, że nawet gdyby był pełnosprawnym mężczyzną na widok tego czegoś nigdy nie byłby w stanie być w "pełnej gotowości" a nawet w ogóle by mu nie stanął.
-Nie... - założyła ręce na piersi - Zapłacisz w naturze!
Nagle jej parchy zaczęły się uwidaczniać, z pozbawionych zębów szczęk poczęły się wyłaniać ogromne, pożółkłe kły. Z jej śmierdzącej paszczy wysunął się gadzi język i zaczął oplatać jego ciało (tentacle :P). Z pleców zaczęły wyłaniać się dwa nietoperze skrzydła, na początku malutkie, potem rozprostowywały się i stawały coraz większe. I tak już pokraczna postawa przeistaczała się w jeszcze bardziej odrażającą. Z dwunożnej poczwary przerodziła się w czworonożną, a na końcach jej palców wyrosły ogromne, czarniawe pazury. Skóra naglę pokryła się ciemno-szarą sterczącą szczeciną. A z końca jej pleców wyłonił się długaśny ogon zakończony brudnym pędzelkiem. 
***
-Niiiieeeee! - przebudził się z koszmaru, cały zlany zimnym potem.
Za oknem już świtało. Delikatny szron osiadł na witrażowych szybach. W komnacie było zimno jak w Syberyjskich lasach.
Gregor odkrył się, ukazując swoje blade otłuszczone cielsko i trzęsąc się z zimna podszedł do swojej nowej, masywnej dębowej szafy, ku jego radości, była cała. Wyciągnął z niej pierwszą lepszą kufajkę i zarzucił ją na zziębnięty grzbiet. Stukając zębami wciągnął na tyłek skórzane spodnie, a następnie buty. Obszerna płócienna koszula zastąpiła kufajkę w mgnieniu oka. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Rytualnie, jak co rano, chwycił za swój wielki inkwizytorski, dwuręczny młot, uniósł go nad głowę i uderzył nim w wyznaczone miejsce w ścianie.
-Bodajbyś sczezł! - odezwał się głos zza ściany - Jest dopiero piąta nad ranem!
No to kwestie godziny miał już z głowy. Teraz gotowy był do wyjścia. Chciał się jakoś przygotować przed wieczornym spotkaniem. Przecież musiał wyprać jedyną bieliznę - tą, którą nosił codziennie. A także zakupić mikstury u alchemika, który miał aktualnie ciekawe promocje na substancje włoso-twórcze. Otworzył drzwi z impetem i wyszedł od siebie.
***  
Gregor siedział pochylony nad balią wypełnioną mydlinami i tarł o tarkę swoją jedyną bieliznę, próbując wyplenić z niej dziesięcioletni bród. Wykonując tą czynność nieustannie przez dwie godziny powrócił myślami do czasów, kiedy był wielkim katem i budził postrach wśród złoczyńców, a żadna kobieta nie mogła mu się oprzeć. Do głowy przyszła mu też jeszcze jedna myśl, a mianowicie problem jego utraconej męskości. Zamyślony tak coraz szybciej i mocniej pocierał materiałem o metal, zapominając o sile, jaką wkładał w to co robi. Dopiero, gdy zauważył, że jedyne wspomnienie jego męskości zaczęło robić się dziurawe (mowa tutaj o jego kaftanie) w popłochu i z modlitwą na ustach zaczął wyżymać swoją bieliznę. Zapomniał, jednak, że temperatura na dworze jest już mocno ujemna, więc, gdy zakładał gacie z powrotem na siebie (mokre!? - Gumiś) zrobił sobie lodowe gaciu-gaciu-papucie. (Nie, nie byłem pijany). Pewnie zastanawiacie się, do czego mają służyć lodowe gaciu-gaciu-papucie, otóż lodowe lodowe gaciu-gaciu-papucie, nie służą absolutnie do niczego.
***
-Ciemność! , niech to czort licho połknie, ciągle ciemność!  
Gregor kierując się ku umówionej polanie klął niemiłosiernie wzywając Boga na daremno.
-Skąd mam wiedzieć czy dobrze id...  - naglę pośliznął się na lodowej ścieżce gdzie spadając w ciemnościach wylądował w niedawno powstałych odchodach mamuta, a na domiar złego wystraszone nietoperze nad jego głową zrobiły gówniany nalot dywanowy formując na jego łysinie coś w kształcie keczupu w hot-dogach . Rozwścieczony podniósł się gwałtownie chcąc zemścić się na wystraszonych zwierzętach i gdy już miał rzucić tym co miał pod ręką usłyszał ...
-SPIERDALAJ!!!! - lekko zdziwiony i wystraszony rozejrzał się dookoła -SPIERDALAJ!!!!- usłyszał powtórnie 
- Ja ? - mruknął do siebie- i naglę zobaczył nagiego starego dziada z doczepionymi na plecach różowymi skrzydełkami, trzęsącego się z zimna.
A wróżek wyglądał tak (tylko nie było tam żadnego dziecka i niestety ubrania też, ale skrzydełka zostały)
- Panie? Nie lepiej się było ubrać? 
-SPIERDALAJ!!!
- Ale ja z dobrego serca się pytam waszmości, nie chylę się ku zwadzie.
- A ja jestem wróżką tego lasu...
Kat rozejrzał się po ponurym lesie, był w całkiem opłakanym stanie.
-Jaki las, takie wróżki - mruknął do siebie - To nie powinieneś spełniać życzeń?- zapytał się magicznego stwora.
-Hmmmm... W zasadzie to tak - mówiąc to opluł się - W takim razie zadam ci dwa pytania jak na nie odpowiesz to spełnię jedno życzenie.
-Dwa pytania, dwa życzenia... - zaczął się targować.
-To nie koncert życzeń wchodzisz czy nie?
-Za zimno żeby wejść i no wiesz...
-No to dupa ... chciałem ci pomóc 
PUFFF!!! wróżek zniknął, a oczom Gregora ukazała się stara chatka której tak obesrany szukał.
Pomału zbliżał się do zabudowania, gdzie nagle obok niego zjawił się niedźwiedź brunatny. Gregor zmarszczył brwi i wystraszony spojrzał na niego z ukosa. Misiek donośnym głosem wycharczał:
-Czy ja słyszałem tu "dupa"?
-Nie.
-A to na razie - machnął łapą i ruszył w kierunku chaszczy. 
Resztę drogi kat rytualnie jak to wobec zjaw bywa przeszedł na czworaka. Zapukał do drzwi i po chwili usłyszał odpowiedź.
-Lichwiarz? Mówiłem, że oddam jak ten kretyn przyjdzie do mnie!
-Ale ja nie w tej sprawie - zestrachany uchylił drzwi.
-Aaaaa! Jesteś!
Jedynym światłem w pomieszczeniu była tląca się delikatnie świeca. Chwila minęła, zanim Gregor dostrzegł cokolwiek. Przymrużył oczy. Dopiero potem zauważył, że w środku stało pięc osób,  na pierwszym planie stał, młody, wysoki mężczyzna o ziemistej cerze, chociaż w świetle lekkiego ognia nabierała pomarańczowego koloru. Włosy miał długie, sięgające do pasa, jednak splecione w warkocz, związany czarną, jedwabną kokardą. Resztę kosmyków miał zaczesane ku tyłowi, jednak kilka niesfornych opadały obok uszu, a jeden na czoło. Ubrany był elegancko, niczym przystojny panicz z bogatego domu. Czerwone, wąskie, ale wyraziste oczy patrzyły niemalże pogardliwie. Cienkie brwi zmarszczone były pytająco. Uchylił zsiniałe usta, wyłoniły się spod nich dwa długie, ostre kły.
-Zapraszam do środka - wskazał ręką uzbrojoną w szpiczaste paznokcie na jedyne wolne krzesło a następnie zaśmiał się złowieszczo 
Gumiś się uparł na wstawienie, tego bisza :P
C.D.N.
Ufff! Dokończyliśmy!
Ne!? Ne!? Jak Wam się tym razem podobało?
Długo czekaliście, mam nadzieję, że nie zapomnieliście o tym opowiadanku

Gumiś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz