To znowu ja! Pewnie mnie już macie dosyć! W końcu dopiero pierwszego wróciłam!
Miała być notka na dzień dziecka i będzie a do tego świętuję teraz 100 notkę!
Ale się okazja za okazją sypie! Nie ma co ładnie się złożyło :P
Cóż na dzień dziecka napisałam, to co napisałam, podjarana machnęłam niemalże w momencie to opowiadanko, tak dawno nie pisałam o czymś o czym mam pojęcie, to teraz mnie poniosło!
okej... okej... Nie przedłużam...
Pewnie sie zastanawialiście o kim ja też mogę napisać...
Zaiste. Nie lada się trzeba nagłowić, żeby odgadnąć, że to moje OTP czyli Shizaya...
Gotowe było już wczoraj, ale musiało jeszcze zostać zbetowane.
Dobra to już teraz naprawdę do sedna...
Teraz mały wstęp na klimacik a mianowicie zaczniemy od tego, czy zastanawialiście sie kidyś, co by było, gdyby nasi chłopcy spotkali się już wcześniej?
„Spotkajmy siÄ™ znowu”
„DoroÅ›li
nigdy nie potrafią samodzielnie niczego pojąć i uprzykrzają życie dzieciom,
które ciÄ…gle muszÄ… im wszystko wyjaÅ›niać” - Antoine de Saint-Exupery.
***
Dzieciństwo to piękny okres.
Czas, gdy zasypialiśmy gdziekolwiek, a budziliśmy się zawsze w swoim łóżku.
Magiczny okres, gdy każdy dzień był niezwykły i mijał powoli na zabawie i
beztroskim hasaniu. Cały świat wydawał się tak ogromny i straszny, a zarazem
fascynujący jak nigdy później. Patrzenie na wszystko oczyma dziecka jest
niezwykłe. Rzeczywistość jest wtedy najpiękniejsza, nie trzeba do tego wiele.
Wystarczy jedynie zamknąć powieki i na nowo zacząć marzyć. Magiczne moce,
wróżki, księżniczki i smoki, wystarczy wierzyć. Wyobraźnia może uczynić nas z
powrotem szczęśliwymi
***
Na placu zabaw była cała armia dzieci w wieku
od pięciu do dwunastu lat. Biegały wszędzie krzycząc i piszcząc w niebogłosy.
Były tak szybkie i zwinne, że miało się wrażenie, że jest ich więcej niż w
rzeczywistości. Wszyscy doskonale się bawili w ten piękny letni dzień.
Tylko jeden czaro włosy chłopiec,
ubrany w czerwoną koszulkę i czarne spodenki, siedział na barierce i przyglądał
się temu wszystkiemu z daleka, mając tajemniczą minę. Nie odzywał się do
żadnego z innych pociech, nie biegał wraz z nimi, nic tylko siedział i patrzył.
Błądził wzrokiem po dzieciakach, na ani jednym nie zatrzymywał się nazbyt
długo, nie byli dla niego interesujący. Nudziło mu się. Był tłem całej tej
zabawy. Nikt nie chciał też do niego podejść, nikt nie zauważył też, że jako
jeden jedyny siedzi samotnie. Nie przeszkadzało mu to. Lubił stać z boku i
zwyczajnie obserwować jak zachowują się inni. On widział wszystko i wszystkich,
ale jego prawie nikt nie zauważał. Oprócz jednej małej osóbki. Podszedł do
niego chłopiec miej więcej w jego wieku, miał brązowe włosy, białą koszulkę
brudną od błota, tak samo jak ręce, kolana pozdzierane i plaster na policzku.
Uśmiechnął się szeroko i szczerze.
-Hej! –
przywitał się radośnie.
-Hej –
odpowiedział mu równie śmiało.
-Czemu
siedzisz tutaj sam? – dosiadÅ‚ siÄ™.
-LubiÄ™
tak… – popatrzyÅ‚ teraz na czubki swoich bucików.
-A nie
wolałbyś się z nami pobawić?
-Nie –
odpowiedział krótko.
-A, dla
czemu? Nie możesz siÄ™ z nami bawić? JesteÅ› chory? Mama ci zabrania? – pobujaÅ‚
nogami i spojrzał z ukosa.
-Nie…
-No to,
czemu? – warknÄ…Å‚.
-LubiÄ™
tak siedzieć. – wzruszyÅ‚ ramionami – Po, co do mnie przyszedÅ‚eÅ›?
-Bo
jesteÅ› smutny.
-Wcale,
że nie – wyszczerzyÅ‚ zÄ™by, jednego brakowaÅ‚o.
-KÅ‚amczuch!
WyglÄ…dasz tak, jakbyÅ› miaÅ‚ zaraz siÄ™ rozpÅ‚akać… Jak masz na imiÄ™?
-Iza… –
zawahaÅ‚ siÄ™, nie chciaÅ‚ podać mu swojego prawdziwego imienia – Izashi.
-Iza-chan!
MiÅ‚o mi ciÄ™ poznać, jestem Shizuo! – podaÅ‚ mu rÄ™kÄ™.
-Mi też
– uÅ›cisnÄ…Å‚ jego dÅ‚oÅ„.
-Mieszkam
tu niedaleko a ty? Nie wiedziałam cię tu wcześniej. Jesteś tu z mamą czy z
tatÄ…?
-Sam…
-Acha… Nie
lubisz bawić siÄ™ z innymi? Tylko siedzisz i patrzysz…
-Już ci
mówiÅ‚em: lubiÄ™ tak, a nie inaczej – prychnÄ…Å‚.
-E tam!
Chodź!
Złapał go za przegub i samemu
zeskakując ściągnął go z barierki. Pobiegł z nim gdzieś pomiędzy gęste drzewa,
była tam ukryta wśród liści wąska dróżka, której końca nie było widać.
-Gdzie
mnie ciÄ…gniesz? (W krzaki! >.< Takie maÅ‚e a już... ~ Wero) – brunecik próbowaÅ‚ siÄ™ wyrwać, bezskutecznie.
-Pomyślałem,
ze nie lubisz tÅ‚umów, znam tu niedaleko jedno takie miejsce…
-Puść,
boli…
-Przepraszam
– rozluźniÅ‚ uÅ›cisk i zwolniÅ‚ trochÄ™ – Zobacz!
Wyłonili się zza gęstwiny i ich
oczom ukazała się wielka rozświetlona polana.
Kilka powalonych pni mogły pełnić funkcję świetnych ławek. Okoliczne
drzewa dawały nieco cienia. Było tam zielono i słonecznie. Błękitne niebo
rozpościerał się nad łąką i zdawało się nie mieć końca. Sceneria jak z bajki.
-JesteÅ›my w Tokio? – Iza-chan
zrobił wielkie oczy.
-Chyba
tak! – podrapaÅ‚ siÄ™ po gÅ‚owie – Tu niedaleko jest nawet jezioro…
-Dlaczego
mnie tutaj przyprowadziÅ‚eÅ›? – spojrzaÅ‚ mu w oczy.
-Chciałem
ci je pokazać – Å›cisnÄ…Å‚ jego dÅ‚oÅ„.
-Dlaczego?
-Bo
tak… Pobawimy siÄ™?
-W, co?
-A, w
co chcesz?
-Nie
wiem – wzruszyÅ‚ ramionami.
-A, w
co siÄ™ zazwyczaj bawisz? – pociÄ…gnÄ…Å‚ go na Å›rodek.
-Czasami
bawiÄ™ siÄ™ warcabami albo szachami., albo jakimiÅ› zabawkami.
-Z, kim
grasz?
-Sam…
-E...?
Dlaczego?
-Bo
tak…
-Nie
nudzisz siÄ™… tak caÅ‚kiem sam? – usiadÅ‚ na trawie.
-Nie
bardzo – poszedÅ‚ w jego Å›lady.
-Rozmawiasz
chociaż z innymi? – popatrzyÅ‚ mu gÅ‚Ä™boko w oczy.
-Tak i
to dużo. Czytam dużo książek, więc dużo wiem.
-Wow…
Dobrze czytasz? Mi siÄ™ nie chce uczyć… To takie skomplikowane… I mÄ™czÄ…ce..
-LubiÄ™
czytać. Dobrze siÄ™ uczÄ™ – objÄ…Å‚ kolana rÄ™koma.
-JesteÅ›
niesamowity – zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ wesoÅ‚o – Ale mimo to jest mi ciebie szkoda –
spoważniaÅ‚ – Iza-chan, wyglÄ…dasz na samotnego…
-Niepotrzebnie.
Jestem szczęśliwy. Tak mi się wydaje.
-A, co
ty tu robisz? Nie widziaÅ‚em ciÄ™ tutaj nigdy wczeÅ›niej – zaczÄ…Å‚ rozdrabniać na
kawałeczki zerwany kwiatek.
- Uciekłem
z domu…
-Cooo!?
– zrobiÅ‚ duże oczka – Dlaczego? Mama i tata ciÄ™ nie kochajÄ…?
-Chyba
nie… – zgarbiÅ‚ siÄ™ troszkÄ™ – BÄ™dÄ… mieli inne dzieci do kochania… tak mówiÄ…… -
uśmiechnął się krzywo. To mogło oznaczać zarówno skrywany ból, jak i ironię.
-Ja mam
mÅ‚odszego braciszka, ale jest trochÄ™ mniejszy niż ja. Nie ma go tutaj… Rodzice
kochajÄ… nas obu…
-Gratulacje…
– powiedziaÅ‚ chÅ‚odno.
Zawiał
silny wiatr, niosąc za sobą różne liście i maleńkie gałązki. Shizo spojrzał do
góry a następnie rozłożył się wygodnie.
-Spójrz!
Ta chmura wyglÄ…da jak kotek. LubiÄ™ kotki… A ty?
-Myślę,
że tak – też popatrzyÅ‚ na niebo – SÄ… takie puchate i sÅ‚odkie…
-Tia… –
ułożył się na trawie.
-Czasem
chciaÅ‚bym umieć latać… - rozÅ‚ożyÅ‚ szeroko ramiona – Poszybować razem z ptakami,
pomiÄ™dzy obÅ‚okami. Móc patrzeć, na kogo tylko zechce… Patrzeć na ludzi, a oni,
żeby nie widzieli mnie. To by byÅ‚o fajne…
-No
proszÄ™, Iza-chan, wiÄ™c jesteÅ› marzycielem – wyszczerzyÅ‚ zÄ…bki – jestem pewien,
że kiedyÅ› ci siÄ™ to uda…
-Raczej
wÄ…tpiÄ™ – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ nostalgicznie, zamykajÄ…c oczy – Ludzie tak sami z
siebie nie latajÄ…… Niestety… Może w nastÄ™pnym życiu bÄ™dÄ™ ptakiem i wtedy bÄ™dÄ™
mógÅ‚… - uchyliÅ‚ powieki i przestaÅ‚ mówić.
Shizuo
przyglądał mu się bacznie będąc bardzo blisko niego. Brunet zamrugał i zerkał na niego pytająco.
-Nie jesteÅ› dziewczynkÄ…? –
zapytał w końcu szatyn.
-Jasne, że nie, jestem chłopcem!
-Ale jesteś śliczny, jak
dziewczynka…
-E… Co? – poczuÅ‚, że siÄ™
czerwieni – PowiedziaÅ‚eÅ›, że jestem… - zaczÄ…Å‚ siÄ™ bawić swoimi paluszkami.
-Iza-chan! Tylko nie płacz! Nie
chciaÅ‚em ciÄ™ urazić! – zamachaÅ‚ przed nim rÄ…czkami.
-Nie płaczę! I wcale mnie nie
obraziÅ‚eÅ›…. To byÅ‚o tylko trochÄ™ dziwne
-Uf… jak dobrze… – odetchnÄ…Å‚ z
ulga i poÅ‚ożyÅ‚ rÄ™kÄ™ na swoim mostku – Bo już siÄ™ baÅ‚em, że mogÅ‚eÅ› siÄ™ obrazić…
-Ale nie jestem dziewczynkÄ…! MogÄ™
ci to udowodnić- powiedział pewnie.
-Nie trzeba – zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ – To,
co? Pobawimy siÄ™ w coÅ›?
-No dobra – przykucnÄ…Å‚ – GoÅ„
mnie! – zerwaÅ‚ siÄ™ na równe nogi.
-Ej, to nie fair! – ruszyÅ‚ w
pogoÅ„ za nim – Nie powiedziaÅ‚eÅ› „kiedy”!
-Trzeba byÅ‚o siÄ™ domyÅ›lić! –
podskoczył będąc już na drugiej stronie polany.
-I tak ciÄ™ zaraz zÅ‚apie! –
przyspieszył i już prawie go miał.
-Za wolno! – zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ i
umknÄ…Å‚.
-Jeszcze nie skoÅ„czyÅ‚em! –
westchnÄ…Å‚ i chciaÅ‚ go chwycić za rÄ™kÄ™ – KiedyÅ› ciÄ™ zÅ‚apiÄ™!
-Może za milion lat! Jestem
bardzo szybki i zwinny! Jak kotek!
-W końcu się zmęczysz, a ja cię
wtedy dogonię! Może i jesteś szybki i zwinny, ale ja jestem wytrzymały i
naprawdę bardzo silny! Nawet jestem silniejszy niż mój tata!
-Chciałbyś, co!?
Zaabsorbowany rozmowÄ… z
nowopoznanym przyjacielem brunet nie zauważył wystającej spośród trawy małej
gałązki i potknął się o nią. Przewrócił się, a wtedy został złapany.
-Widzisz! Mam ciÄ™! – Shizo zawisÅ‚
nad nim, trzymając go za ramiona i i uśmiechał się szeroko.
-GratulujÄ™! – pomimo, że wÅ‚aÅ›nie
przegrał po raz pierwszy w swoim króciutkim życiu, odwzajemnił uśmiech.
-No nie! – potrzÄ…snÄ…Å‚ nerwowo
gÅ‚owÄ… – Dlaczego musisz tak wyglÄ…dać! To nie jest normalne, żeby chÅ‚opak byÅ‚
taki słodki!
-Nie jestem sÅ‚odki… Nikt, kto
mnie zna, tak o mnie nie powie… – przybliżyÅ‚ siÄ™.
-A ja tak mówiÄ™… Iza-chan… To nie
jest normalne… – swoimi malutkimi paluszkami, nadal trzymaÅ‚ drobniutkie ramiona
drugiego.
-Wiesz… PolubiÅ‚em ciÄ™, to ci coÅ›
powiem. Ja nie jestem normalny.
-Haha! W żadnym wypadku, skoro
sam tak mówisz! – odsunÄ…Å‚ siÄ™.
-Pobawimy się? Spodobało mi się
bawienie siÄ™ z tobÄ….
-Jasne, a w co teraz chcesz?
***
Chłopcy leżeli na trawie, głowami
do siebie i patrzyli na pomarańczowe niebo, po którym z wolna przepływały
różowawe obłoki. Słońce było teraz bardzo nisko i ostatkiem sił rzucało na ich
umorusane twarzyczki ostatnie promienie dzisiejszego dnia. Wiatr delikatnie
szumiał między drobniutkimi źdźbłami trawy. Muszki, komary i chrabąszcze
pobrzękiwały w okolicznych krzakach, a dzieci śpiewały piosenkę, którą przed
chwilą razem wymyślili.
-Wiesz Iza-chan – zagadnÄ…Å‚ Shizuo
dysząc lekko po odśpiewanej pieśni.
-Hmm? – zamknÄ…Å‚ oczy i sÅ‚uchaÅ‚ go
uważnie.
-Ja muszÄ™ zaraz iść… -
posmutniał.
-Już? Tak szybko? – usiadÅ‚ i
spojrzał na niego z wyrzutem.
-No… Mama bÄ™dzie siÄ™ martwić…
-Szkoda…
-Iza-chan! – poÅ‚ożyÅ‚ mu dÅ‚oÅ„ na
jego – Ty też wracaj do domu. Twoja mama też pewnie siÄ™ martwi.
-Raczej wÄ…tpiÄ™… - odwróciÅ‚ rÄ…czkÄ™
i też go ścisnął.
-Proszę! Wróć do domu i spotkajmy
siÄ™ tutaj znowu. Jutro… BÄ™dÄ™ tutaj na ciebie czekaÅ‚! Tutaj w tym samym miejscu.
-Obiecujesz? – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™
słabo.
-Nom.
-PrzyniosÄ™ ci jutro mojÄ… ulubiona
książkę. Może być?
-Jasne! – puÅ›ciÅ‚ go – Poczekaj
tutaj jeszcze chwilkę. Zaraz wrócę.
-Tylko szybko, bo inaczej sobie
pójdę!
-Nigdzie nie idź, to nie zajmie
długo!
Mały szatyn zniknął gdzieś
pomiędzy drzewami, a Izashi siedział nadal na polance spoglądając na
ściemniające się niebo. Chociaż też wiedział o tym, że powinien wracać i to
szybko, został i czekał. Chciałby tutaj czekać chociażby w nieskończoność,
dopóki nowo poznany przyjaciel nie wrócił.
-Jestem! – wrzasnÄ…Å‚ Shizuo
siadajÄ…c naprzeciw.
-Długo cię nie było, co tam
robiÅ‚eÅ›? – odwróciÅ‚ wzrok w stronÄ™ gÄ™stwin.
-ProszÄ™! – wetknÄ…Å‚ mu przed nos
trzy maleÅ„kie stokrotki – Przepraszam, ale wiÄ™cej nie znalazÅ‚em, jeszcze parÄ™
dni temu było ich więcej!
-DziÄ™kujÄ™, ale…
-Czekaj jeszcze nie wszystko.
ChcÄ™ ci coÅ› powiedzieć – zaczerwieniÅ‚ siÄ™ – Bo ja wiem, że to dziwne, ale chcÄ™,
żeby no jak już bÄ™dziemy duzi, to ja chcÄ™, znaczy chciaÅ‚bym być z tobÄ…… -
odwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ i mówiÅ‚ dalej – Jak bÄ™dziemy duzi… Bo lubiÄ™ ciÄ™ Iza-chan… I to
tak bardzo… Wiem, że nie jesteÅ› dziewczynkÄ…… Ale to nie ważne… Iza-chan…
Powiedz coÅ›… - spojrzaÅ‚ na niego nieÅ›miaÅ‚o.
-Shizu-chan, przez cały ten czas
chcÄ™ ci powiedzieć, że siÄ™ zgadzam… – jego policzki byÅ‚y także zaróżowione.
-NaprawdÄ™!? – rozweseliÅ‚ siÄ™ i
przybliżyÅ‚ nieÅ›miaÅ‚o swojÄ… twarz do jego – Iza chan…
Brunet zrozumiał od razu, o co
chodzi drugiemu. Wziął z jego ręki bukiecik kwiatków, ścisnął je w swoich
dłoniach i zamknął powoli oczka, zrobił dziubek i poczuł delikatnego buziaka na
swoich wargach. Już po chwili, obaj chłopcy mieli za sobą swój pierwszy
pocałunek. (Czy tylko mnie się wydaję, że z tymi dziećmi coś jest nie tak? O.o ~ Wero)
-Do zobaczenia – szepnÄ…Å‚ szatynek
wstajÄ…c.
-Papa! – pomachaÅ‚ mu na
pożegnanie, uśmiechając się szeroko.
Shizuo odwrócił się jeszcze i
spojrzał na Izashiego, nim zniknął pomiędzy drzewami.
***
Izashi, a raczej Izaya, bo tak
brzmiało jego prawdziwe imię, tak jak uzgodnili wcześniej zjawił się następnego
dnia na tej samej polanie. Czekał długo, lecz nikt się tutaj nie zjawił.
Siedział całe popołudnie. Nudził się, ale wypatrywał towarzysza zabaw. Gdy
zrobiło się ciemno stracił wszelką nadzieję. Przestał go wypatrywać. Zrozumiał,
że już więcej go nie zobaczy. Ścisnął w rączkach maleńką książeczkę. Popatrzył
przez chwilę na kładkę, a następnie otworzył ją na losowej stronie. Przeczytał
jeden z fragmentów, który zaznaczył, zaraz po tym jak wczoraj wrócił do domu
-„JeÅ›li mnie oswoisz, ty bÄ™dziesz
dla mnie jedyny na Å›wiecie i ja bÄ™dÄ™ dla ciebie jedyny na Å›wiecie.”
Wybełkotał a na druk spadła
pierwsza i największa łza. Potem zatrzasnął tomik i wstał. Postanowił wrócić do
domu. Czuł się oszukany. Jeszcze nigdy nikt wcześniej tak bardzo go nie zranił.
Wczoraj złożył sobie z tym chłopcem wiele obietnic. Pewnie żadnej z nich nigdy
nie dotrzymajÄ….
Jednak Izaya nie mógł wiedzieć,
że ten dzień, jego nowo poznany przyjaciel spędził w szpitalu.
Kilka dni później na tej samej polanie
zjawił się także Shizuo. Smutny i zdruzgotany faktem, że nie mógł być tutaj
wtedy, gdy mu obiecał. Jedną nogę i przedramię miał w gipsie. Uciekł dziś z
domu, żeby móc się zobaczyć z Izashim. Po cichu liczył na to, że jego znajomy
dziś także tutaj będzie. Nie było go. Tak samo czekał bardzo długo, jednak nikt
się nie zjawił. Przychodził tutaj jeszcze wiele razy, za każdym razem licząc na
to, że znów go spotka. Jednak nigdy się to nie stało. W końcu i on porzucił
nadziejÄ™ i marzenia o ponownym spotkaniu.
Obaj wyparli wspomnienie tego spotkania z pamięci.
***
Izaya
zmarszczył brwi. Po raz setny dziś otworzył tą samą książkę, w której tkwiły
trzy ususzone stokrotki. „Dlaczego one
tutaj leżą? Musiały oznaczać coś cholernie ważnego, skoro zostawiłem je przez
tyle lat? Jak bardzo mnie to męczy, że nie mogę sobie przypomnieć, o co
chodziÅ‚o!?”. ZnalazÅ‚ ten „skarb”, gdy porzÄ…dkowaÅ‚ swoje książki i wziÄ…Å‚ do
rÄ™ki „MaÅ‚ego KsiÄ™cia”. Nie pamiÄ™taÅ‚, po
co je ususzył, skąd były ani jakie miały niegdyś dla niego znaczenie. Chociaż
miał wrażenie, że oznaczały bardzo wiele.
„WÅ›ród ludzi jest siÄ™ także
samotnym.” – przeczytaÅ‚ wers zaznaczony czerwonym pisakiem.
PrzerzuciÅ‚ kilka kartek „Oswoić to znaczy stworzyć wiÄ™zy.”, czytaÅ‚ dalej
pozaznaczane wczeÅ›niej przez siebie fragmenty „Na zawsze ponosisz odpowiedzialność
za to, co oswoiÅ‚eÅ›.”, „CzÅ‚owiek naraża siÄ™ na Å‚zy, gdy raz pozwoli siÄ™ oswoić”,
„JeÅ›li mnie oswoisz, ty bÄ™dziesz dla mnie jedyny na Å›wiecie i ja bÄ™dÄ™ dla
ciebie jedyny na Å›wiecie.”, „Nawet w obliczu Å›mierci przyjemna jest Å›wiadomość
posiadania przyjaciela.”. ZamknÄ…Å‚
nerwowo tom i przycisnął go do piersi. Zupełnie nie rozumiał, o co mu wtedy
chodziło. Cóż, gdy czytał tą książkę, był jeszcze dzieckiem, pomimo, ze już
wtedy wiele pojmował, to mimo wszystko nie wiedział tego, co wie teraz. Nie
rozumiał samego siebie po tylu latach.
Ktoś głośno otworzył drzwi do
jego biura. W progu stanÄ…Å‚ Shizuo patrzÄ…c w wyrzutem.
-Nie mów, że zapomniaÅ‚eÅ›… -
położył rękę na boku.
-OczywiÅ›cie, że nie –
odpowiedziaÅ‚ Izaya wstajÄ…c – Już siÄ™ zbieraÅ‚em, tylko chciaÅ‚em już to dokoÅ„czyć
– zrobiÅ‚ nieokreÅ›lony ruch dÅ‚oniÄ… w stronÄ™ regaÅ‚u z książkami.
Heiwajima zrobił kilka kroków
wgłęb a za nim do pomieszczenia wpadło dwoje piszczących głośno dzieciaków.
Oboje rudych w wieku pięciu lat. Dziewczynka miała dwa kucyki i ubrana była w
różową sukieneczkę, a chłopczyk w koszulkę z uśmiechniętą buźką i czarne
spodenki.
Orihara przykląkł przed nimi i
pozwolił, żeby wpadły w jego ramiona.
-ByliÅ›cie grzeczni? – zapytaÅ‚ z
łagodnym uśmiechem głaszcząc ich po głowach.
-Taaaaak! – chÅ‚opiec wyszczerzyÅ‚
zÄ…bki.
-Cyrk! Cyrk! Cyrk! – panienka
zaczęła podskakiwać.
-A obiad zjedzony?
-No, bo… - chÅ‚opak siÄ™ zmieszaÅ‚ –
ByÅ‚a marchewka no i tak nie do koÅ„ca…
-Ech… A co tata powie? – spojrzaÅ‚
na blondyna.
-Ujdzie. Bywało gorzej. Zjedli
nawet sporo. Jak na te dwa niejadki – podszedÅ‚ bliżej nich – Zamierzasz w ogóle
wracać do domu? – zaczÄ…Å‚ z wyrzutem – Dzieciaki to chyba zaczynajÄ… zapominać
jak wyglÄ…dasz.
-Oj nie jest tak źle! – wstaÅ‚ –
Misiaki, pamiÄ™tacie jak wyglÄ…dam? – zwróciÅ‚ siÄ™ do pociech.
-Taaaaak! – uwiesiÅ‚y mu siÄ™ na
nogawkach spodni.
-Tata ma czarne włosy i
wkurwiajÄ…cy uÅ›miech! – powiedziaÅ‚a dziewczynka.
-Co? – Izaya przeÅ‚knÄ…Å‚ gÅ‚oÅ›no
ślinę.
-Tak tata mówi: „Izaya ma
wkurwiajÄ…cy uÅ›miech”.
-No pięknych ich rzeczy uczysz.
Nie ma, co… Wzór cnót… A mnie to siÄ™ czepiasz wszystkiego… – spojrzaÅ‚ w oczy
Shizuo.
-Sayu, Kochanie – przyklÄ…kÅ‚ i
zwróciÅ‚ siÄ™ do córeczki – Bardzo nie Å‚adnie jest tak mówić. Tata też nie jest z
tego dumny jak siÄ™ tak odzywa.
-Przepraszam – zmieszaÅ‚a siÄ™.
-Dobra idźcie się pobawić, muszę
pogadać z tatÄ……
Pociechy pobiegły do kanapy i
zaczęły po niej skakać.
-Może jakbyś się pojawiał w domu
zanim dzieciaki pójdą spać, to może byś lepiej je wychował?
-Sam przecież kiedyś powiedziałeś:
„Już ty lepiej ich nie wychowuj. Nie wiadomo, co by z nich wyrosÅ‚o”
-Dobra, ale dzieciaki potrzebujÄ…
nas oboje… No ja też troszeczkÄ™ tÄ™skniÄ™… – objÄ…Å‚ go czule jednÄ… rÄ™kÄ… w pasie.
-To też dałoby się nadrobić.
Wiesz, że troszeczkę pracuje?
-Przestań spać do południa, tylko
wstawaj wcześniej. Ja też pracuję i jakoś daję sobie radę.
-Twoja praca polega na obijaniu
mord paru opijusom i tyle.
-Dobra, przełożymy tą rozmowę na
później, dzisiaj mamy inne plany.
-Zgadzam siÄ™ – wepchnÄ…Å‚ książkÄ™ z
powrotem na biurko.
-Co to? – zagadaÅ‚ blondyn
wskazując na cieniutką książeczkę.
-Chyba nic takiego.
-„Chyba”? – przybliżyÅ‚ siÄ™
jeszcze bardziej.
-No… – musnÄ…Å‚ nosem nos drugiego,
zamykajÄ…c oczy.
Heiwajima cmoknął go nieśmiało w
usta, potem już nieco odważniej wsunął język do ust, przyciskając go przy tym
bardziej do siebie.
-O fuuuuuj! – pisnęły chóralnie
dzieciaki.
Izaya uchylił powieki i kątem oka
zobaczył to jak się krzywią.
-Znowu siÄ™ caÅ‚ujÄ…! – wzdrygnÄ…Å‚
się chłopczyk.
-Kiedyś też z kimś będziecie tak
robić – skwitowaÅ‚ blondyn cmokajÄ…c drugiego we wÅ‚osy.
-Mowy nie ma! – odpowiedziaÅ‚y
zgodnie.
-Jeszcze zobaczycie! – zaÅ›miaÅ‚
siÄ™ brunet.
-Nieeeeeee!
-Taaaaaaak! – chichotaÅ‚ – Jak
było w przedszkolu?
-Fajnie – mówiÅ‚a dziewczynka –
WycinaliÅ›my takie kolorowe kwiatki – uniosÅ‚a w górÄ™ rÄ…czki – A potem jedliÅ›my
takie zielone gluty…
-To byÅ‚a galaretka, gÅ‚upia! –
wtrącił się chłopaczek.
-Nie nazywaj mnie głupią! Tata! A
Sei nazwał mnie głupią!
-Sei!/Sei-chan! – odezwaÅ‚o siÄ™
oboje dorosłych.
-Nie mów tak do siostry – Orihara
odsunÄ…Å‚ od siebie Shizuo i podszedÅ‚ do dzieci – Bo nie pójdziemy do cyrku –
zaszantażował ich.
-Przepraszam – powiedziaÅ‚ chÅ‚opak
do siostry.
-No dobra. To chcecie cukierki! –
wrzasnÄ…Å‚ Orihara.
-Taaaaaaaak!
Izaya podszedł do biurka i
wyciągnął wielką torbę słodyczy.
-ProszÄ™ Misiaczki! – uÅ›miechnÄ…Å‚
się wręczając ją im.
-No może i miałem rację, żeby nie
pozwalać ich tobie wychowywać – Heiwajima klapnÄ…Å‚ ciężko na kanapÄ™.
-CoÅ› mówiÅ‚eÅ› Ko-cha-nie? – usiadÅ‚
mu na kolanach i objÄ…Å‚ za szyjÄ™.
-Za mocno je rozpieszczasz… –
cmoknÄ…Å‚ z dezaprobatÄ….
-A, od czego je mam!? To moje
dzieci, chcę żeby miały wszystko, o czym tylko zamarzą.
-… i oczywiÅ›cie wszystko im siÄ™
należy?
-Oczywiście!
-Ty rzeczywiście chcesz ich wychować
na takich jak ty…
-Oczywiście.
-Izaya – szepnÄ…Å‚ mu do ucha i
przygryzÅ‚ pÅ‚atek – WymÄ™czmy je dzisiaj… Niech szybko pójdÄ… spać, to my siÄ™
„pobawimy”.
-Z najwiÄ™kszÄ… przyjemnoÅ›ciÄ… –
nachylił się do jego ust.
~HAPPY END~
Dziękuję za przeczytanie :*
Spóźnione, ale najszczersze życzenia z okazji Dnia Dziecka!
Jak się podobało? Mogłam trochę wyjść z formy po takim czasie? Ale jak? jak? jak?
Najlepszy prezent jaki dostalam na dzien dziecka~! *.*. Wprost idealny. Shizuo i Izaya takie kochane berbecie.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, ze po tym jak Shizu i Izy sie nie spotkali myslalam, ze to bedzie koniec :c. Ale milo mnie zaskoczylas! :D
Razem tworza slodka rodzinke <3
Wspanialy prezent. Dziekuje :) i Tobie takze wszystkiego najlepszego!
Pozdrawiam i zycze weny
~P
Cieszę się, że się podoba :3 Starałam się i mam nadzieję, że wyszło w miarę dobrze...
UsuńTeż uważam, że jako berbecie są prze Prze PRZE UROCZY!
Ano widzisz lubię wkręcać innych :P Ale nie mogłabym ich zostawić tak okrutnie!
Z resztą oni mi tak pasowali na taką "idealną rodzinkę niczym z obrazka do nabożeństwa" XD
Boskie <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :3
UsuńPrzyjemnie się czyta. Chociaż po tym jak przeczytałam początek myślałam, że później Izaya i Shizu się spotkają po latach, wspomną ten dzień i wyjaśnią sobie co się stało, ale...dzieci?! Uśmiałam się nieźle przy końcówce :3
OdpowiedzUsuń~Shiro-chan~
Dzieciaczki muszą być.
UsuńJuż dawno sobie wymyśliłam, ze nasze gołąbeczki stworzą szczęśliwą rodzinkę z gronem biegających bachorków. Zamieszkają na przedmieściach i wezmą kotka ze schroniska.
Fajna wizja. Bardzo optymistyczna.
Ciesze się, że było zabawne
Hejo, notka świetna, co prawda od poprzedniej się trochę pogubiłam (najpierw ślub, potem dzieciaki, ale co było w międzyczasie? :P), lecz i tak uważam, że świetnie piszesz i z niecierpliwością czekam na kolejną notkę z Shizayą (bo chyba będzie, prawda :) ?) Pozdrawiam i życzę kolejnego, bardzo udanego opowiadania, całusy! :D
OdpowiedzUsuńSpokojnie, w swoim czasie pojawi się się też to, co było "pomiędzy" ślubem a szczęśliwym rodzicielstwem.
UsuńNotka z Shizayą jak najbardziej się pojawi, kolejny rozdział będzie, gdy tylko skończę pisać HikaKao
Buziaki