wtorek, 3 czerwca 2014

Shizuo x Izaya (dzień dziecka)

Ejo!

To znowu ja! Pewnie mnie już macie dosyć! W końcu dopiero pierwszego wróciłam!

Miała być notka na dzień dziecka i będzie a do tego świętuję teraz 100 notkę!

Ale się okazja za okazją sypie! Nie ma co ładnie się złożyło :P

Cóż na dzień dziecka napisałam, to co napisałam, podjarana machnęłam niemalże w momencie to opowiadanko, tak dawno nie pisałam o czymś o czym mam pojęcie, to teraz mnie poniosło!

okej... okej... Nie przedłużam...

Pewnie sie zastanawialiście o kim ja też mogę napisać...
Zaiste. Nie lada się trzeba nagłowić, żeby odgadnąć, że to moje OTP czyli Shizaya...

Gotowe byÅ‚o już wczoraj, ale musiaÅ‚o jeszcze zostać zbetowane. 

Dobra to już teraz naprawdę do sedna...

Teraz mały wstęp na klimacik a mianowicie zaczniemy od tego, czy zastanawialiście sie kidyś, co by było, gdyby nasi chłopcy spotkali się już wcześniej?



„Spotkajmy siÄ™ znowu”




                „DoroÅ›li nigdy nie potrafiÄ… samodzielnie niczego pojąć i uprzykrzajÄ… życie dzieciom, które ciÄ…gle muszÄ… im wszystko wyjaÅ›niać” - Antoine de Saint-Exupery.

     ***

Dzieciństwo to piękny okres. Czas, gdy zasypialiśmy gdziekolwiek, a budziliśmy się zawsze w swoim łóżku. Magiczny okres, gdy każdy dzień był niezwykły i mijał powoli na zabawie i beztroskim hasaniu. Cały świat wydawał się tak ogromny i straszny, a zarazem fascynujący jak nigdy później. Patrzenie na wszystko oczyma dziecka jest niezwykłe. Rzeczywistość jest wtedy najpiękniejsza, nie trzeba do tego wiele. Wystarczy jedynie zamknąć powieki i na nowo zacząć marzyć. Magiczne moce, wróżki, księżniczki i smoki, wystarczy wierzyć. Wyobraźnia może uczynić nas z powrotem szczęśliwymi

***

                 Na placu zabaw byÅ‚a caÅ‚a armia dzieci w wieku od piÄ™ciu do dwunastu lat. BiegaÅ‚y wszÄ™dzie krzyczÄ…c i piszczÄ…c w niebogÅ‚osy. ByÅ‚y tak szybkie i zwinne, że miaÅ‚o siÄ™ wrażenie, że jest ich wiÄ™cej niż w rzeczywistoÅ›ci. Wszyscy doskonale siÄ™ bawili w ten piÄ™kny letni dzieÅ„.
Tylko jeden czaro włosy chłopiec, ubrany w czerwoną koszulkę i czarne spodenki, siedział na barierce i przyglądał się temu wszystkiemu z daleka, mając tajemniczą minę. Nie odzywał się do żadnego z innych pociech, nie biegał wraz z nimi, nic tylko siedział i patrzył. Błądził wzrokiem po dzieciakach, na ani jednym nie zatrzymywał się nazbyt długo, nie byli dla niego interesujący. Nudziło mu się. Był tłem całej tej zabawy. Nikt nie chciał też do niego podejść, nikt nie zauważył też, że jako jeden jedyny siedzi samotnie. Nie przeszkadzało mu to. Lubił stać z boku i zwyczajnie obserwować jak zachowują się inni. On widział wszystko i wszystkich, ale jego prawie nikt nie zauważał. Oprócz jednej małej osóbki. Podszedł do niego chłopiec miej więcej w jego wieku, miał brązowe włosy, białą koszulkę brudną od błota, tak samo jak ręce, kolana pozdzierane i plaster na policzku. Uśmiechnął się szeroko i szczerze.
                -Hej! – przywitaÅ‚ siÄ™ radoÅ›nie.
                -Hej – odpowiedziaÅ‚ mu równie Å›miaÅ‚o.
                -Czemu siedzisz tutaj sam? – dosiadÅ‚ siÄ™.
                -LubiÄ™ tak… – popatrzyÅ‚ teraz na czubki swoich bucików.
                -A nie wolaÅ‚byÅ› siÄ™ z nami pobawić?
                -Nie – odpowiedziaÅ‚ krótko.
                -A, dla czemu? Nie możesz siÄ™ z nami bawić? JesteÅ› chory? Mama ci zabrania? – pobujaÅ‚ nogami i spojrzaÅ‚ z ukosa.
                -Nie…
                -No to, czemu? – warknÄ…Å‚.
                -LubiÄ™ tak siedzieć. – wzruszyÅ‚ ramionami – Po, co do mnie przyszedÅ‚eÅ›?
                -Bo jesteÅ› smutny.
                -Wcale, że nie – wyszczerzyÅ‚ zÄ™by, jednego brakowaÅ‚o.
                -KÅ‚amczuch! WyglÄ…dasz tak, jakbyÅ› miaÅ‚ zaraz siÄ™ rozpÅ‚akać… Jak masz na imiÄ™?
                -Iza… – zawahaÅ‚ siÄ™, nie chciaÅ‚ podać mu swojego prawdziwego imienia – Izashi.
                -Iza-chan! MiÅ‚o mi ciÄ™ poznać, jestem Shizuo! – podaÅ‚ mu rÄ™kÄ™.
                -Mi też – uÅ›cisnÄ…Å‚ jego dÅ‚oÅ„.
                -Mieszkam tu niedaleko a ty? Nie wiedziaÅ‚am ciÄ™ tu wczeÅ›niej. JesteÅ› tu z mamÄ… czy z tatÄ…?
                -Sam…
                -Acha… Nie lubisz bawić siÄ™ z innymi? Tylko siedzisz i patrzysz…
                -Już ci mówiÅ‚em: lubiÄ™ tak, a nie inaczej – prychnÄ…Å‚.
                -E tam! Chodź!
Złapał go za przegub i samemu zeskakując ściągnął go z barierki. Pobiegł z nim gdzieś pomiędzy gęste drzewa, była tam ukryta wśród liści wąska dróżka, której końca nie było widać.
                -Gdzie mnie ciÄ…gniesz? (W krzaki! >.< Takie maÅ‚e a już... ~ Wero) – brunecik próbowaÅ‚ siÄ™ wyrwać, bezskutecznie.
                -PomyÅ›laÅ‚em, ze nie lubisz tÅ‚umów, znam tu niedaleko jedno takie miejsce…
                -Puść, boli…
                -Przepraszam – rozluźniÅ‚ uÅ›cisk i zwolniÅ‚ trochÄ™ – Zobacz!
WyÅ‚onili siÄ™ zza gÄ™stwiny i ich oczom ukazaÅ‚a siÄ™ wielka rozÅ›wietlona polana.  Kilka powalonych pni mogÅ‚y peÅ‚nić funkcjÄ™ Å›wietnych Å‚awek. Okoliczne drzewa dawaÅ‚y nieco cienia. ByÅ‚o tam zielono i sÅ‚onecznie. BÅ‚Ä™kitne niebo rozpoÅ›cieraÅ‚ siÄ™ nad Å‚Ä…kÄ… i zdawaÅ‚o siÄ™ nie mieć koÅ„ca.  Sceneria jak z bajki.
    -JesteÅ›my w Tokio? – Iza-chan zrobiÅ‚ wielkie oczy.
                -Chyba tak! – podrapaÅ‚ siÄ™ po gÅ‚owie – Tu niedaleko jest nawet jezioro…
                -Dlaczego mnie tutaj przyprowadziÅ‚eÅ›? – spojrzaÅ‚ mu w oczy.
                -ChciaÅ‚em ci je pokazać – Å›cisnÄ…Å‚ jego dÅ‚oÅ„.
                -Dlaczego?
                -Bo tak… Pobawimy siÄ™?
                -W, co?
                -A, w co chcesz?
                -Nie wiem – wzruszyÅ‚ ramionami.
                -A, w co siÄ™ zazwyczaj bawisz? – pociÄ…gnÄ…Å‚ go na Å›rodek.
                -Czasami bawiÄ™ siÄ™ warcabami albo szachami., albo jakimiÅ› zabawkami.
                -Z, kim grasz?
                -Sam…
                -E...? Dlaczego?
                -Bo tak…
                -Nie nudzisz siÄ™… tak caÅ‚kiem sam? – usiadÅ‚ na trawie.
                -Nie bardzo – poszedÅ‚ w jego Å›lady.
                -Rozmawiasz chociaż z innymi? – popatrzyÅ‚ mu gÅ‚Ä™boko w oczy.
                -Tak i to dużo. Czytam dużo książek, wiÄ™c dużo wiem.
                -Wow… Dobrze czytasz? Mi siÄ™ nie chce uczyć… To takie skomplikowane… I mÄ™czÄ…ce..
                -LubiÄ™ czytać. Dobrze siÄ™ uczÄ™ – objÄ…Å‚ kolana rÄ™koma.
                -JesteÅ› niesamowity – zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ wesoÅ‚o – Ale mimo to jest mi ciebie szkoda – spoważniaÅ‚ – Iza-chan, wyglÄ…dasz na samotnego…
                -Niepotrzebnie. Jestem szczęśliwy. Tak mi siÄ™ wydaje.
                -A, co ty tu robisz? Nie widziaÅ‚em ciÄ™ tutaj nigdy wczeÅ›niej – zaczÄ…Å‚ rozdrabniać na kawaÅ‚eczki zerwany kwiatek.
                - UciekÅ‚em z domu…
                -Cooo!? – zrobiÅ‚ duże oczka – Dlaczego? Mama i tata ciÄ™ nie kochajÄ…?
                -Chyba nie… – zgarbiÅ‚ siÄ™ troszkÄ™ – BÄ™dÄ… mieli inne dzieci do kochania… tak mówiÄ…… - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ krzywo. To mogÅ‚o oznaczać zarówno skrywany ból, jak i ironiÄ™.
                -Ja mam mÅ‚odszego braciszka, ale jest trochÄ™ mniejszy niż ja. Nie ma go tutaj… Rodzice kochajÄ… nas obu…
                -Gratulacje… – powiedziaÅ‚ chÅ‚odno.
                ZawiaÅ‚ silny wiatr, niosÄ…c za sobÄ… różne liÅ›cie i maleÅ„kie gaÅ‚Ä…zki. Shizo spojrzaÅ‚ do góry a nastÄ™pnie rozÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ wygodnie.
                -Spójrz! Ta chmura wyglÄ…da jak kotek. LubiÄ™ kotki… A ty?
                -MyÅ›lÄ™, że tak – też popatrzyÅ‚ na niebo – SÄ… takie puchate i sÅ‚odkie…
                -Tia… – uÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ na trawie.
                -Czasem chciaÅ‚bym umieć latać… - rozÅ‚ożyÅ‚ szeroko ramiona – Poszybować razem z ptakami, pomiÄ™dzy obÅ‚okami. Móc patrzeć, na kogo tylko zechce… Patrzeć na ludzi, a oni, żeby nie widzieli mnie. To by byÅ‚o fajne…
                -No proszÄ™, Iza-chan, wiÄ™c jesteÅ› marzycielem – wyszczerzyÅ‚ zÄ…bki – jestem pewien, że kiedyÅ› ci siÄ™ to uda…
                -Raczej wÄ…tpiÄ™ – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ nostalgicznie, zamykajÄ…c oczy – Ludzie tak sami z siebie nie latajÄ…… Niestety… Może w nastÄ™pnym życiu bÄ™dÄ™ ptakiem i wtedy bÄ™dÄ™ mógÅ‚… - uchyliÅ‚ powieki i przestaÅ‚ mówić.
                Shizuo przyglÄ…daÅ‚ mu siÄ™ bacznie bÄ™dÄ…c bardzo blisko niego. Brunet zamrugaÅ‚ i zerkaÅ‚ na niego pytajÄ…co.
-Nie jesteÅ› dziewczynkÄ…? – zapytaÅ‚ w koÅ„cu szatyn.
-Jasne, że nie, jestem chłopcem!
-Ale jesteÅ› Å›liczny, jak dziewczynka…
-E… Co? – poczuÅ‚, że siÄ™ czerwieni – PowiedziaÅ‚eÅ›, że jestem… - zaczÄ…Å‚ siÄ™ bawić swoimi paluszkami.
-Iza-chan! Tylko nie pÅ‚acz! Nie chciaÅ‚em ciÄ™ urazić! – zamachaÅ‚ przed nim rÄ…czkami.
-Nie pÅ‚aczÄ™! I wcale mnie nie obraziÅ‚eÅ›…. To byÅ‚o tylko trochÄ™ dziwne
-Uf… jak dobrze… – odetchnÄ…Å‚ z ulga i poÅ‚ożyÅ‚ rÄ™kÄ™ na swoim mostku – Bo już siÄ™ baÅ‚em, że mogÅ‚eÅ› siÄ™ obrazić…
-Ale nie jestem dziewczynką! Mogę ci to udowodnić- powiedział pewnie.
-Nie trzeba – zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ – To, co? Pobawimy siÄ™ w coÅ›?
-No dobra – przykucnÄ…Å‚ – GoÅ„ mnie! – zerwaÅ‚ siÄ™ na równe nogi.
-Ej, to nie fair! – ruszyÅ‚ w pogoÅ„ za nim – Nie powiedziaÅ‚eÅ› „kiedy”!
-Trzeba byÅ‚o siÄ™ domyÅ›lić! – podskoczyÅ‚ bÄ™dÄ…c już na drugiej stronie polany.
-I tak ciÄ™ zaraz zÅ‚apie! – przyspieszyÅ‚ i już prawie go miaÅ‚.
-Za wolno! – zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ i umknÄ…Å‚.
-Jeszcze nie skoÅ„czyÅ‚em! – westchnÄ…Å‚ i chciaÅ‚ go chwycić za rÄ™kÄ™ – KiedyÅ› ciÄ™ zÅ‚apiÄ™!
-Może za milion lat! Jestem bardzo szybki i zwinny! Jak kotek!
-W końcu się zmęczysz, a ja cię wtedy dogonię! Może i jesteś szybki i zwinny, ale ja jestem wytrzymały i naprawdę bardzo silny! Nawet jestem silniejszy niż mój tata!
-Chciałbyś, co!?
Zaabsorbowany rozmową z nowopoznanym przyjacielem brunet nie zauważył wystającej spośród trawy małej gałązki i potknął się o nią. Przewrócił się, a wtedy został złapany.
-Widzisz! Mam ciÄ™! – Shizo zawisÅ‚ nad nim, trzymajÄ…c go za ramiona i i uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ szeroko.
-GratulujÄ™! – pomimo, że wÅ‚aÅ›nie przegraÅ‚ po raz pierwszy w swoim króciutkim życiu, odwzajemniÅ‚ uÅ›miech.
-No nie! – potrzÄ…snÄ…Å‚ nerwowo gÅ‚owÄ… – Dlaczego musisz tak wyglÄ…dać! To nie jest normalne, żeby chÅ‚opak byÅ‚ taki sÅ‚odki!
-Nie jestem sÅ‚odki… Nikt, kto mnie zna, tak o mnie nie powie… – przybliżyÅ‚ siÄ™.
-A ja tak mówiÄ™… Iza-chan… To nie jest normalne… – swoimi malutkimi paluszkami, nadal trzymaÅ‚ drobniutkie ramiona drugiego.
-Wiesz… PolubiÅ‚em ciÄ™, to ci coÅ› powiem. Ja nie jestem normalny.
-Haha! W żadnym wypadku, skoro sam tak mówisz! – odsunÄ…Å‚ siÄ™.
-Pobawimy się? Spodobało mi się bawienie się z tobą.
-Jasne, a w co teraz chcesz?
 
***

Chłopcy leżeli na trawie, głowami do siebie i patrzyli na pomarańczowe niebo, po którym z wolna przepływały różowawe obłoki. Słońce było teraz bardzo nisko i ostatkiem sił rzucało na ich umorusane twarzyczki ostatnie promienie dzisiejszego dnia. Wiatr delikatnie szumiał między drobniutkimi źdźbłami trawy. Muszki, komary i chrabąszcze pobrzękiwały w okolicznych krzakach, a dzieci śpiewały piosenkę, którą przed chwilą razem wymyślili.
-Wiesz Iza-chan – zagadnÄ…Å‚ Shizuo dyszÄ…c lekko po odÅ›piewanej pieÅ›ni.
-Hmm? – zamknÄ…Å‚ oczy i sÅ‚uchaÅ‚ go uważnie.
-Ja muszÄ™ zaraz iść… - posmutniaÅ‚.
-Już? Tak szybko? – usiadÅ‚ i spojrzaÅ‚ na niego z wyrzutem.
-No… Mama bÄ™dzie siÄ™ martwić…
-Szkoda…
-Iza-chan! – poÅ‚ożyÅ‚ mu dÅ‚oÅ„ na jego – Ty też wracaj do domu. Twoja mama też pewnie siÄ™ martwi.
-Raczej wÄ…tpiÄ™… - odwróciÅ‚ rÄ…czkÄ™ i też go Å›cisnÄ…Å‚.
-ProszÄ™! Wróć do domu i spotkajmy siÄ™ tutaj znowu. Jutro… BÄ™dÄ™ tutaj na ciebie czekaÅ‚! Tutaj w tym samym miejscu.
-Obiecujesz? – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ sÅ‚abo.
-Nom.
-Przyniosę ci jutro moją ulubiona książkę. Może być?
-Jasne! – puÅ›ciÅ‚ go – Poczekaj tutaj jeszcze chwilkÄ™. Zaraz wrócÄ™.
-Tylko szybko, bo inaczej sobie pójdę!
-Nigdzie nie idź, to nie zajmie długo!
Mały szatyn zniknął gdzieś pomiędzy drzewami, a Izashi siedział nadal na polance spoglądając na ściemniające się niebo. Chociaż też wiedział o tym, że powinien wracać i to szybko, został i czekał. Chciałby tutaj czekać chociażby w nieskończoność, dopóki nowo poznany przyjaciel nie wrócił.
-Jestem! – wrzasnÄ…Å‚ Shizuo siadajÄ…c naprzeciw.
-DÅ‚ugo ciÄ™ nie byÅ‚o, co tam robiÅ‚eÅ›? – odwróciÅ‚ wzrok w stronÄ™ gÄ™stwin.
-ProszÄ™! – wetknÄ…Å‚ mu przed nos trzy maleÅ„kie stokrotki – Przepraszam, ale wiÄ™cej nie znalazÅ‚em, jeszcze parÄ™ dni temu byÅ‚o ich wiÄ™cej!
-DziÄ™kujÄ™, ale…
-Czekaj jeszcze nie wszystko. ChcÄ™ ci coÅ› powiedzieć – zaczerwieniÅ‚ siÄ™ – Bo ja wiem, że to dziwne, ale chcÄ™, żeby no jak już bÄ™dziemy duzi, to ja chcÄ™, znaczy chciaÅ‚bym być z tobÄ…… - odwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ i mówiÅ‚ dalej – Jak bÄ™dziemy duzi… Bo lubiÄ™ ciÄ™ Iza-chan… I to tak bardzo… Wiem, że nie jesteÅ› dziewczynkÄ…… Ale to nie ważne… Iza-chan… Powiedz coÅ›… - spojrzaÅ‚ na niego nieÅ›miaÅ‚o.
-Shizu-chan, przez caÅ‚y ten czas chcÄ™ ci powiedzieć, że siÄ™ zgadzam… – jego policzki byÅ‚y także zaróżowione.
-NaprawdÄ™!? – rozweseliÅ‚ siÄ™ i przybliżyÅ‚ nieÅ›miaÅ‚o swojÄ… twarz do jego – Iza chan…
Brunet zrozumiał od razu, o co chodzi drugiemu. Wziął z jego ręki bukiecik kwiatków, ścisnął je w swoich dłoniach i zamknął powoli oczka, zrobił dziubek i poczuł delikatnego buziaka na swoich wargach. Już po chwili, obaj chłopcy mieli za sobą swój pierwszy pocałunek. (Czy tylko mnie się wydaję, że z tymi dziećmi coś jest nie tak? O.o ~ Wero)
-Do zobaczenia – szepnÄ…Å‚ szatynek wstajÄ…c.
-Papa! – pomachaÅ‚ mu na pożegnanie, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ szeroko.
Shizuo odwrócił się jeszcze i spojrzał na Izashiego, nim zniknął pomiędzy drzewami.

***
 
Izashi, a raczej Izaya, bo tak brzmiało jego prawdziwe imię, tak jak uzgodnili wcześniej zjawił się następnego dnia na tej samej polanie. Czekał długo, lecz nikt się tutaj nie zjawił. Siedział całe popołudnie. Nudził się, ale wypatrywał towarzysza zabaw. Gdy zrobiło się ciemno stracił wszelką nadzieję. Przestał go wypatrywać. Zrozumiał, że już więcej go nie zobaczy. Ścisnął w rączkach maleńką książeczkę. Popatrzył przez chwilę na kładkę, a następnie otworzył ją na losowej stronie. Przeczytał jeden z fragmentów, który zaznaczył, zaraz po tym jak wczoraj wrócił do domu
-„JeÅ›li mnie oswoisz, ty bÄ™dziesz dla mnie jedyny na Å›wiecie i ja bÄ™dÄ™ dla ciebie jedyny na Å›wiecie.”
Wybełkotał a na druk spadła pierwsza i największa łza. Potem zatrzasnął tomik i wstał. Postanowił wrócić do domu. Czuł się oszukany. Jeszcze nigdy nikt wcześniej tak bardzo go nie zranił. Wczoraj złożył sobie z tym chłopcem wiele obietnic. Pewnie żadnej z nich nigdy nie dotrzymają.
Jednak Izaya nie mógł wiedzieć, że ten dzień, jego nowo poznany przyjaciel spędził w szpitalu.
Kilka dni później na tej samej polanie zjawiÅ‚ siÄ™ także Shizuo. Smutny i zdruzgotany faktem, że nie mógÅ‚ być tutaj wtedy, gdy mu obiecaÅ‚. JednÄ… nogÄ™ i przedramiÄ™ miaÅ‚ w gipsie. UciekÅ‚ dziÅ› z domu, żeby móc siÄ™ zobaczyć z Izashim. Po cichu liczyÅ‚ na to, że jego znajomy dziÅ› także tutaj bÄ™dzie. Nie byÅ‚o go. Tak samo czekaÅ‚ bardzo dÅ‚ugo, jednak nikt siÄ™ nie zjawiÅ‚. PrzychodziÅ‚ tutaj jeszcze wiele razy, za każdym razem liczÄ…c na to, że znów go spotka. Jednak nigdy siÄ™ to nie staÅ‚o. W koÅ„cu i on porzuciÅ‚ nadziejÄ™ i marzenia o ponownym spotkaniu.  
Obaj wyparli wspomnienie tego spotkania z pamięci.
 
***

                Izaya zmarszczyÅ‚ brwi. Po raz setny dziÅ› otworzyÅ‚ tÄ… samÄ… książkÄ™, w której tkwiÅ‚y trzy ususzone stokrotki. „Dlaczego one tutaj leżą? MusiaÅ‚y oznaczać coÅ› cholernie ważnego, skoro zostawiÅ‚em je przez tyle lat? Jak bardzo mnie to mÄ™czy, że nie mogÄ™ sobie przypomnieć, o co chodziÅ‚o!?”. ZnalazÅ‚ ten „skarb”, gdy porzÄ…dkowaÅ‚ swoje książki i wziÄ…Å‚ do rÄ™ki „MaÅ‚ego KsiÄ™cia”.  Nie pamiÄ™taÅ‚, po co je ususzyÅ‚, skÄ…d byÅ‚y ani jakie miaÅ‚y niegdyÅ› dla niego znaczenie. Chociaż miaÅ‚ wrażenie, że oznaczaÅ‚y bardzo wiele.
„WÅ›ród ludzi jest siÄ™ także samotnym.” – przeczytaÅ‚ wers zaznaczony czerwonym pisakiem. PrzerzuciÅ‚ kilka kartek „Oswoić to znaczy stworzyć wiÄ™zy.”, czytaÅ‚ dalej pozaznaczane wczeÅ›niej przez siebie fragmenty „Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiÅ‚eÅ›.”, „CzÅ‚owiek naraża siÄ™ na Å‚zy, gdy raz pozwoli siÄ™ oswoić”, „JeÅ›li mnie oswoisz, ty bÄ™dziesz dla mnie jedyny na Å›wiecie i ja bÄ™dÄ™ dla ciebie jedyny na Å›wiecie.”, „Nawet w obliczu Å›mierci przyjemna jest Å›wiadomość posiadania przyjaciela.”.  ZamknÄ…Å‚ nerwowo tom i przycisnÄ…Å‚ go do piersi. ZupeÅ‚nie nie rozumiaÅ‚, o co mu wtedy chodziÅ‚o. Cóż, gdy czytaÅ‚ tÄ… książkÄ™, byÅ‚ jeszcze dzieckiem, pomimo, ze już wtedy wiele pojmowaÅ‚, to mimo wszystko nie wiedziaÅ‚ tego, co wie teraz. Nie rozumiaÅ‚ samego siebie po tylu latach.
Ktoś głośno otworzył drzwi do jego biura. W progu stanął Shizuo patrząc w wyrzutem.
-Nie mów, że zapomniaÅ‚eÅ›… - poÅ‚ożyÅ‚ rÄ™kÄ™ na boku.
-OczywiÅ›cie, że nie – odpowiedziaÅ‚ Izaya wstajÄ…c – Już siÄ™ zbieraÅ‚em, tylko chciaÅ‚em już to dokoÅ„czyć – zrobiÅ‚ nieokreÅ›lony ruch dÅ‚oniÄ… w stronÄ™ regaÅ‚u z książkami.
Heiwajima zrobił kilka kroków wgłęb a za nim do pomieszczenia wpadło dwoje piszczących głośno dzieciaków. Oboje rudych w wieku pięciu lat. Dziewczynka miała dwa kucyki i ubrana była w różową sukieneczkę, a chłopczyk w koszulkę z uśmiechniętą buźką i czarne spodenki.
Orihara przykląkł przed nimi i pozwolił, żeby wpadły w jego ramiona.
-ByliÅ›cie grzeczni? – zapytaÅ‚ z Å‚agodnym uÅ›miechem gÅ‚aszczÄ…c ich po gÅ‚owach.
-Taaaaak! – chÅ‚opiec wyszczerzyÅ‚ zÄ…bki.
-Cyrk! Cyrk! Cyrk! – panienka zaczęła podskakiwać.
-A obiad zjedzony?
-No, bo… - chÅ‚opak siÄ™ zmieszaÅ‚ – ByÅ‚a marchewka no i tak nie do koÅ„ca…
-Ech… A co tata powie? – spojrzaÅ‚ na blondyna.
-Ujdzie. BywaÅ‚o gorzej. Zjedli nawet sporo. Jak na te dwa niejadki – podszedÅ‚ bliżej nich – Zamierzasz w ogóle wracać do domu? – zaczÄ…Å‚ z wyrzutem – Dzieciaki to chyba zaczynajÄ… zapominać jak wyglÄ…dasz.
-Oj nie jest tak źle! – wstaÅ‚ – Misiaki, pamiÄ™tacie jak wyglÄ…dam? – zwróciÅ‚ siÄ™ do pociech.
-Taaaaak! – uwiesiÅ‚y mu siÄ™ na nogawkach spodni.
-Tata ma czarne wÅ‚osy i wkurwiajÄ…cy uÅ›miech! – powiedziaÅ‚a dziewczynka.
-Co? – Izaya przeÅ‚knÄ…Å‚ gÅ‚oÅ›no Å›linÄ™.
-Tak tata mówi: „Izaya ma wkurwiajÄ…cy uÅ›miech”.
-No piÄ™knych ich rzeczy uczysz. Nie ma, co… Wzór cnót… A mnie to siÄ™ czepiasz wszystkiego… – spojrzaÅ‚ w oczy Shizuo.
-Sayu, Kochanie – przyklÄ…kÅ‚ i zwróciÅ‚ siÄ™ do córeczki – Bardzo nie Å‚adnie jest tak mówić. Tata też nie jest z tego dumny jak siÄ™ tak odzywa.
-Przepraszam – zmieszaÅ‚a siÄ™.
-Dobra idźcie siÄ™ pobawić, muszÄ™ pogadać z tatÄ……
Pociechy pobiegły do kanapy i zaczęły po niej skakać.
-Może jakbyś się pojawiał w domu zanim dzieciaki pójdą spać, to może byś lepiej je wychował?
-Sam przecież kiedyÅ› powiedziaÅ‚eÅ›: „Już ty lepiej ich nie wychowuj. Nie wiadomo, co by z nich wyrosÅ‚o”
-Dobra, ale dzieciaki potrzebujÄ… nas oboje… No ja też troszeczkÄ™ tÄ™skniÄ™… – objÄ…Å‚ go czule jednÄ… rÄ™kÄ… w pasie.
-To też dałoby się nadrobić. Wiesz, że troszeczkę pracuje?
-Przestań spać do południa, tylko wstawaj wcześniej. Ja też pracuję i jakoś daję sobie radę.
-Twoja praca polega na obijaniu mord paru opijusom i tyle.
-Dobra, przełożymy tą rozmowę na później, dzisiaj mamy inne plany.
-Zgadzam siÄ™ – wepchnÄ…Å‚ książkÄ™ z powrotem na biurko.
-Co to? – zagadaÅ‚ blondyn wskazujÄ…c na cieniutkÄ… książeczkÄ™.
-Chyba nic takiego.
-„Chyba”? – przybliżyÅ‚ siÄ™ jeszcze bardziej.
-No… – musnÄ…Å‚ nosem nos drugiego, zamykajÄ…c oczy.
Heiwajima cmoknął go nieśmiało w usta, potem już nieco odważniej wsunął język do ust, przyciskając go przy tym bardziej do siebie.
-O fuuuuuj! – pisnęły chóralnie dzieciaki.
Izaya uchylił powieki i kątem oka zobaczył to jak się krzywią.
-Znowu siÄ™ caÅ‚ujÄ…! – wzdrygnÄ…Å‚ siÄ™ chÅ‚opczyk.
-KiedyÅ› też z kimÅ› bÄ™dziecie tak robić – skwitowaÅ‚ blondyn cmokajÄ…c drugiego we wÅ‚osy.
-Mowy nie ma! – odpowiedziaÅ‚y zgodnie.
-Jeszcze zobaczycie! – zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ brunet.
-Nieeeeeee!
-Taaaaaaak! – chichotaÅ‚ – Jak byÅ‚o w przedszkolu?
-Fajnie – mówiÅ‚a dziewczynka – WycinaliÅ›my takie kolorowe kwiatki – uniosÅ‚a w górÄ™ rÄ…czki – A potem jedliÅ›my takie zielone gluty…
-To byÅ‚a galaretka, gÅ‚upia! – wtrÄ…ciÅ‚ siÄ™ chÅ‚opaczek.
-Nie nazywaj mnie głupią! Tata! A Sei nazwał mnie głupią!
-Sei!/Sei-chan! – odezwaÅ‚o siÄ™ oboje dorosÅ‚ych.
-Nie mów tak do siostry – Orihara odsunÄ…Å‚ od siebie Shizuo i podszedÅ‚ do dzieci – Bo nie pójdziemy do cyrku – zaszantażowaÅ‚ ich.
-Przepraszam – powiedziaÅ‚ chÅ‚opak do siostry.
-No dobra. To chcecie cukierki! – wrzasnÄ…Å‚ Orihara.
-Taaaaaaaak!
Izaya podszedł do biurka i wyciągnął wielką torbę słodyczy.
-ProszÄ™ Misiaczki! – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ wrÄ™czajÄ…c jÄ… im.
-No może i miaÅ‚em racjÄ™, żeby nie pozwalać ich tobie wychowywać – Heiwajima klapnÄ…Å‚ ciężko na kanapÄ™.
-CoÅ› mówiÅ‚eÅ› Ko-cha-nie? – usiadÅ‚ mu na kolanach i objÄ…Å‚ za szyjÄ™.
-Za mocno je rozpieszczasz… – cmoknÄ…Å‚ z dezaprobatÄ….
-A, od czego je mam!? To moje dzieci, chcę żeby miały wszystko, o czym tylko zamarzą.
-… i oczywiÅ›cie wszystko im siÄ™ należy?
-Oczywiście!
-Ty rzeczywiÅ›cie chcesz ich wychować na takich jak ty…
-Oczywiście.
-Izaya – szepnÄ…Å‚ mu do ucha i przygryzÅ‚ pÅ‚atek – WymÄ™czmy je dzisiaj… Niech szybko pójdÄ… spać, to my siÄ™ „pobawimy”.
-Z najwiÄ™kszÄ… przyjemnoÅ›ciÄ… – nachyliÅ‚ siÄ™ do jego ust.



~HAPPY END~

Dziękuję za przeczytanie :*

Spóźnione, ale najszczersze życzenia z okazji Dnia Dziecka!

Jak się podobało? Mogłam trochę wyjść z formy po takim czasie? Ale jak? jak? jak?

8 komentarzy:

  1. Najlepszy prezent jaki dostalam na dzien dziecka~! *.*. Wprost idealny. Shizuo i Izaya takie kochane berbecie.
    Przyznam, ze po tym jak Shizu i Izy sie nie spotkali myslalam, ze to bedzie koniec :c. Ale milo mnie zaskoczylas! :D
    Razem tworza slodka rodzinke <3
    Wspanialy prezent. Dziekuje :) i Tobie takze wszystkiego najlepszego!
    Pozdrawiam i zycze weny
    ~P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :3 Starałam się i mam nadzieję, że wyszło w miarę dobrze...

      Też uważam, że jako berbecie są prze Prze PRZE UROCZY!

      Ano widzisz lubię wkręcać innych :P Ale nie mogłabym ich zostawić tak okrutnie!
      Z resztą oni mi tak pasowali na taką "idealną rodzinkę niczym z obrazka do nabożeństwa" XD

      Usuń
  2. Przyjemnie się czyta. Chociaż po tym jak przeczytałam początek myślałam, że później Izaya i Shizu się spotkają po latach, wspomną ten dzień i wyjaśnią sobie co się stało, ale...dzieci?! Uśmiałam się nieźle przy końcówce :3


    ~Shiro-chan~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieciaczki muszą być.
      Już dawno sobie wymyśliłam, ze nasze gołąbeczki stworzą szczęśliwą rodzinkę z gronem biegających bachorków. Zamieszkają na przedmieściach i wezmą kotka ze schroniska.
      Fajna wizja. Bardzo optymistyczna.
      Ciesze się, że było zabawne

      Usuń
  3. Hejo, notka świetna, co prawda od poprzedniej się trochę pogubiłam (najpierw ślub, potem dzieciaki, ale co było w międzyczasie? :P), lecz i tak uważam, że świetnie piszesz i z niecierpliwością czekam na kolejną notkę z Shizayą (bo chyba będzie, prawda :) ?) Pozdrawiam i życzę kolejnego, bardzo udanego opowiadania, całusy! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, w swoim czasie pojawi się się też to, co było "pomiędzy" ślubem a szczęśliwym rodzicielstwem.
      Notka z Shizayą jak najbardziej się pojawi, kolejny rozdział będzie, gdy tylko skończę pisać HikaKao
      Buziaki

      Usuń