To znowu ja! Pewnie mnie już macie dosyć! W końcu dopiero pierwszego wróciłam!
Miała być notka na dzień dziecka i będzie a do tego świętuję teraz 100 notkę!
Ale się okazja za okazją sypie! Nie ma co ładnie się złożyło :P
Cóż na dzień dziecka napisałam, to co napisałam, podjarana machnęłam niemalże w momencie to opowiadanko, tak dawno nie pisałam o czymś o czym mam pojęcie, to teraz mnie poniosło!
okej... okej... Nie przedłużam...
Pewnie sie zastanawialiście o kim ja też mogę napisać...
Zaiste. Nie lada się trzeba nagłowić, żeby odgadnąć, że to moje OTP czyli Shizaya...
Gotowe było już wczoraj, ale musiało jeszcze zostać zbetowane.
Dobra to już teraz naprawdę do sedna...
Teraz mały wstęp na klimacik a mianowicie zaczniemy od tego, czy zastanawialiście sie kidyś, co by było, gdyby nasi chłopcy spotkali się już wcześniej?
„Spotkajmy się znowu”
„Dorośli
nigdy nie potrafią samodzielnie niczego pojąć i uprzykrzają życie dzieciom,
które ciągle muszą im wszystko wyjaśniać” - Antoine de Saint-Exupery.
***
Dzieciństwo to piękny okres.
Czas, gdy zasypialiśmy gdziekolwiek, a budziliśmy się zawsze w swoim łóżku.
Magiczny okres, gdy każdy dzień był niezwykły i mijał powoli na zabawie i
beztroskim hasaniu. Cały świat wydawał się tak ogromny i straszny, a zarazem
fascynujący jak nigdy później. Patrzenie na wszystko oczyma dziecka jest
niezwykłe. Rzeczywistość jest wtedy najpiękniejsza, nie trzeba do tego wiele.
Wystarczy jedynie zamknąć powieki i na nowo zacząć marzyć. Magiczne moce,
wróżki, księżniczki i smoki, wystarczy wierzyć. Wyobraźnia może uczynić nas z
powrotem szczęśliwymi
***
Na placu zabaw była cała armia dzieci w wieku
od pięciu do dwunastu lat. Biegały wszędzie krzycząc i piszcząc w niebogłosy.
Były tak szybkie i zwinne, że miało się wrażenie, że jest ich więcej niż w
rzeczywistości. Wszyscy doskonale się bawili w ten piękny letni dzień.
Tylko jeden czaro włosy chłopiec,
ubrany w czerwoną koszulkę i czarne spodenki, siedział na barierce i przyglądał
się temu wszystkiemu z daleka, mając tajemniczą minę. Nie odzywał się do
żadnego z innych pociech, nie biegał wraz z nimi, nic tylko siedział i patrzył.
Błądził wzrokiem po dzieciakach, na ani jednym nie zatrzymywał się nazbyt
długo, nie byli dla niego interesujący. Nudziło mu się. Był tłem całej tej
zabawy. Nikt nie chciał też do niego podejść, nikt nie zauważył też, że jako
jeden jedyny siedzi samotnie. Nie przeszkadzało mu to. Lubił stać z boku i
zwyczajnie obserwować jak zachowują się inni. On widział wszystko i wszystkich,
ale jego prawie nikt nie zauważał. Oprócz jednej małej osóbki. Podszedł do
niego chłopiec miej więcej w jego wieku, miał brązowe włosy, białą koszulkę
brudną od błota, tak samo jak ręce, kolana pozdzierane i plaster na policzku.
Uśmiechnął się szeroko i szczerze.
-Hej! –
przywitał się radośnie.
-Hej –
odpowiedział mu równie śmiało.
-Czemu
siedzisz tutaj sam? – dosiadł się.
-Lubię
tak… – popatrzył teraz na czubki swoich bucików.
-A nie
wolałbyś się z nami pobawić?
-Nie –
odpowiedział krótko.
-A, dla
czemu? Nie możesz się z nami bawić? Jesteś chory? Mama ci zabrania? – pobujał
nogami i spojrzał z ukosa.
-Nie…
-No to,
czemu? – warknął.
-Lubię
tak siedzieć. – wzruszył ramionami – Po, co do mnie przyszedłeś?
-Bo
jesteś smutny.
-Wcale,
że nie – wyszczerzył zęby, jednego brakowało.
-Kłamczuch!
Wyglądasz tak, jakbyś miał zaraz się rozpłakać… Jak masz na imię?
-Iza… –
zawahał się, nie chciał podać mu swojego prawdziwego imienia – Izashi.
-Iza-chan!
Miło mi cię poznać, jestem Shizuo! – podał mu rękę.
-Mi też
– uścisnął jego dłoń.
-Mieszkam
tu niedaleko a ty? Nie wiedziałam cię tu wcześniej. Jesteś tu z mamą czy z
tatą?
-Sam…
-Acha… Nie
lubisz bawić się z innymi? Tylko siedzisz i patrzysz…
-Już ci
mówiłem: lubię tak, a nie inaczej – prychnął.
-E tam!
Chodź!
Złapał go za przegub i samemu
zeskakując ściągnął go z barierki. Pobiegł z nim gdzieś pomiędzy gęste drzewa,
była tam ukryta wśród liści wąska dróżka, której końca nie było widać.
-Gdzie
mnie ciągniesz? (W krzaki! >.< Takie małe a już... ~ Wero) – brunecik próbował się wyrwać, bezskutecznie.
-Pomyślałem,
ze nie lubisz tłumów, znam tu niedaleko jedno takie miejsce…
-Puść,
boli…
-Przepraszam
– rozluźnił uścisk i zwolnił trochę – Zobacz!
Wyłonili się zza gęstwiny i ich
oczom ukazała się wielka rozświetlona polana.
Kilka powalonych pni mogły pełnić funkcję świetnych ławek. Okoliczne
drzewa dawały nieco cienia. Było tam zielono i słonecznie. Błękitne niebo
rozpościerał się nad łąką i zdawało się nie mieć końca. Sceneria jak z bajki.
-Jesteśmy w Tokio? – Iza-chan
zrobił wielkie oczy.
-Chyba
tak! – podrapał się po głowie – Tu niedaleko jest nawet jezioro…
-Dlaczego
mnie tutaj przyprowadziłeś? – spojrzał mu w oczy.
-Chciałem
ci je pokazać – ścisnął jego dłoń.
-Dlaczego?
-Bo
tak… Pobawimy się?
-W, co?
-A, w
co chcesz?
-Nie
wiem – wzruszył ramionami.
-A, w
co się zazwyczaj bawisz? – pociągnął go na środek.
-Czasami
bawię się warcabami albo szachami., albo jakimiś zabawkami.
-Z, kim
grasz?
-Sam…
-E...?
Dlaczego?
-Bo
tak…
-Nie
nudzisz się… tak całkiem sam? – usiadł na trawie.
-Nie
bardzo – poszedł w jego ślady.
-Rozmawiasz
chociaż z innymi? – popatrzył mu głęboko w oczy.
-Tak i
to dużo. Czytam dużo książek, więc dużo wiem.
-Wow…
Dobrze czytasz? Mi się nie chce uczyć… To takie skomplikowane… I męczące..
-Lubię
czytać. Dobrze się uczę – objął kolana rękoma.
-Jesteś
niesamowity – zaśmiał się wesoło – Ale mimo to jest mi ciebie szkoda –
spoważniał – Iza-chan, wyglądasz na samotnego…
-Niepotrzebnie.
Jestem szczęśliwy. Tak mi się wydaje.
-A, co
ty tu robisz? Nie widziałem cię tutaj nigdy wcześniej – zaczął rozdrabniać na
kawałeczki zerwany kwiatek.
- Uciekłem
z domu…
-Cooo!?
– zrobił duże oczka – Dlaczego? Mama i tata cię nie kochają?
-Chyba
nie… – zgarbił się troszkę – Będą mieli inne dzieci do kochania… tak mówią… -
uśmiechnął się krzywo. To mogło oznaczać zarówno skrywany ból, jak i ironię.
-Ja mam
młodszego braciszka, ale jest trochę mniejszy niż ja. Nie ma go tutaj… Rodzice
kochają nas obu…
-Gratulacje…
– powiedział chłodno.
Zawiał
silny wiatr, niosąc za sobą różne liście i maleńkie gałązki. Shizo spojrzał do
góry a następnie rozłożył się wygodnie.
-Spójrz!
Ta chmura wygląda jak kotek. Lubię kotki… A ty?
-Myślę,
że tak – też popatrzył na niebo – Są takie puchate i słodkie…
-Tia… –
ułożył się na trawie.
-Czasem
chciałbym umieć latać… - rozłożył szeroko ramiona – Poszybować razem z ptakami,
pomiędzy obłokami. Móc patrzeć, na kogo tylko zechce… Patrzeć na ludzi, a oni,
żeby nie widzieli mnie. To by było fajne…
-No
proszę, Iza-chan, więc jesteś marzycielem – wyszczerzył ząbki – jestem pewien,
że kiedyś ci się to uda…
-Raczej
wątpię – uśmiechnął się nostalgicznie, zamykając oczy – Ludzie tak sami z
siebie nie latają… Niestety… Może w następnym życiu będę ptakiem i wtedy będę
mógł… - uchylił powieki i przestał mówić.
Shizuo
przyglądał mu się bacznie będąc bardzo blisko niego. Brunet zamrugał i zerkał na niego pytająco.
-Nie jesteś dziewczynką? –
zapytał w końcu szatyn.
-Jasne, że nie, jestem chłopcem!
-Ale jesteś śliczny, jak
dziewczynka…
-E… Co? – poczuł, że się
czerwieni – Powiedziałeś, że jestem… - zaczął się bawić swoimi paluszkami.
-Iza-chan! Tylko nie płacz! Nie
chciałem cię urazić! – zamachał przed nim rączkami.
-Nie płaczę! I wcale mnie nie
obraziłeś…. To było tylko trochę dziwne
-Uf… jak dobrze… – odetchnął z
ulga i położył rękę na swoim mostku – Bo już się bałem, że mogłeś się obrazić…
-Ale nie jestem dziewczynką! Mogę
ci to udowodnić- powiedział pewnie.
-Nie trzeba – zaśmiał się – To,
co? Pobawimy się w coś?
-No dobra – przykucnął – Goń
mnie! – zerwał się na równe nogi.
-Ej, to nie fair! – ruszył w
pogoń za nim – Nie powiedziałeś „kiedy”!
-Trzeba było się domyślić! –
podskoczył będąc już na drugiej stronie polany.
-I tak cię zaraz złapie! –
przyspieszył i już prawie go miał.
-Za wolno! – zaśmiał się i
umknął.
-Jeszcze nie skończyłem! –
westchnął i chciał go chwycić za rękę – Kiedyś cię złapię!
-Może za milion lat! Jestem
bardzo szybki i zwinny! Jak kotek!
-W końcu się zmęczysz, a ja cię
wtedy dogonię! Może i jesteś szybki i zwinny, ale ja jestem wytrzymały i
naprawdę bardzo silny! Nawet jestem silniejszy niż mój tata!
-Chciałbyś, co!?
Zaabsorbowany rozmową z
nowopoznanym przyjacielem brunet nie zauważył wystającej spośród trawy małej
gałązki i potknął się o nią. Przewrócił się, a wtedy został złapany.
-Widzisz! Mam cię! – Shizo zawisł
nad nim, trzymając go za ramiona i i uśmiechał się szeroko.
-Gratuluję! – pomimo, że właśnie
przegrał po raz pierwszy w swoim króciutkim życiu, odwzajemnił uśmiech.
-No nie! – potrząsnął nerwowo
głową – Dlaczego musisz tak wyglądać! To nie jest normalne, żeby chłopak był
taki słodki!
-Nie jestem słodki… Nikt, kto
mnie zna, tak o mnie nie powie… – przybliżył się.
-A ja tak mówię… Iza-chan… To nie
jest normalne… – swoimi malutkimi paluszkami, nadal trzymał drobniutkie ramiona
drugiego.
-Wiesz… Polubiłem cię, to ci coś
powiem. Ja nie jestem normalny.
-Haha! W żadnym wypadku, skoro
sam tak mówisz! – odsunął się.
-Pobawimy się? Spodobało mi się
bawienie się z tobą.
-Jasne, a w co teraz chcesz?
***
Chłopcy leżeli na trawie, głowami
do siebie i patrzyli na pomarańczowe niebo, po którym z wolna przepływały
różowawe obłoki. Słońce było teraz bardzo nisko i ostatkiem sił rzucało na ich
umorusane twarzyczki ostatnie promienie dzisiejszego dnia. Wiatr delikatnie
szumiał między drobniutkimi źdźbłami trawy. Muszki, komary i chrabąszcze
pobrzękiwały w okolicznych krzakach, a dzieci śpiewały piosenkę, którą przed
chwilą razem wymyślili.
-Wiesz Iza-chan – zagadnął Shizuo
dysząc lekko po odśpiewanej pieśni.
-Hmm? – zamknął oczy i słuchał go
uważnie.
-Ja muszę zaraz iść… -
posmutniał.
-Już? Tak szybko? – usiadł i
spojrzał na niego z wyrzutem.
-No… Mama będzie się martwić…
-Szkoda…
-Iza-chan! – położył mu dłoń na
jego – Ty też wracaj do domu. Twoja mama też pewnie się martwi.
-Raczej wątpię… - odwrócił rączkę
i też go ścisnął.
-Proszę! Wróć do domu i spotkajmy
się tutaj znowu. Jutro… Będę tutaj na ciebie czekał! Tutaj w tym samym miejscu.
-Obiecujesz? – uśmiechnął się
słabo.
-Nom.
-Przyniosę ci jutro moją ulubiona
książkę. Może być?
-Jasne! – puścił go – Poczekaj
tutaj jeszcze chwilkę. Zaraz wrócę.
-Tylko szybko, bo inaczej sobie
pójdę!
-Nigdzie nie idź, to nie zajmie
długo!
Mały szatyn zniknął gdzieś
pomiędzy drzewami, a Izashi siedział nadal na polance spoglądając na
ściemniające się niebo. Chociaż też wiedział o tym, że powinien wracać i to
szybko, został i czekał. Chciałby tutaj czekać chociażby w nieskończoność,
dopóki nowo poznany przyjaciel nie wrócił.
-Jestem! – wrzasnął Shizuo
siadając naprzeciw.
-Długo cię nie było, co tam
robiłeś? – odwrócił wzrok w stronę gęstwin.
-Proszę! – wetknął mu przed nos
trzy maleńkie stokrotki – Przepraszam, ale więcej nie znalazłem, jeszcze parę
dni temu było ich więcej!
-Dziękuję, ale…
-Czekaj jeszcze nie wszystko.
Chcę ci coś powiedzieć – zaczerwienił się – Bo ja wiem, że to dziwne, ale chcę,
żeby no jak już będziemy duzi, to ja chcę, znaczy chciałbym być z tobą… -
odwrócił głowę i mówił dalej – Jak będziemy duzi… Bo lubię cię Iza-chan… I to
tak bardzo… Wiem, że nie jesteś dziewczynką… Ale to nie ważne… Iza-chan…
Powiedz coś… - spojrzał na niego nieśmiało.
-Shizu-chan, przez cały ten czas
chcę ci powiedzieć, że się zgadzam… – jego policzki były także zaróżowione.
-Naprawdę!? – rozweselił się i
przybliżył nieśmiało swoją twarz do jego – Iza chan…
Brunet zrozumiał od razu, o co
chodzi drugiemu. Wziął z jego ręki bukiecik kwiatków, ścisnął je w swoich
dłoniach i zamknął powoli oczka, zrobił dziubek i poczuł delikatnego buziaka na
swoich wargach. Już po chwili, obaj chłopcy mieli za sobą swój pierwszy
pocałunek. (Czy tylko mnie się wydaję, że z tymi dziećmi coś jest nie tak? O.o ~ Wero)
-Do zobaczenia – szepnął szatynek
wstając.
-Papa! – pomachał mu na
pożegnanie, uśmiechając się szeroko.
Shizuo odwrócił się jeszcze i
spojrzał na Izashiego, nim zniknął pomiędzy drzewami.
***
Izashi, a raczej Izaya, bo tak
brzmiało jego prawdziwe imię, tak jak uzgodnili wcześniej zjawił się następnego
dnia na tej samej polanie. Czekał długo, lecz nikt się tutaj nie zjawił.
Siedział całe popołudnie. Nudził się, ale wypatrywał towarzysza zabaw. Gdy
zrobiło się ciemno stracił wszelką nadzieję. Przestał go wypatrywać. Zrozumiał,
że już więcej go nie zobaczy. Ścisnął w rączkach maleńką książeczkę. Popatrzył
przez chwilę na kładkę, a następnie otworzył ją na losowej stronie. Przeczytał
jeden z fragmentów, który zaznaczył, zaraz po tym jak wczoraj wrócił do domu
-„Jeśli mnie oswoisz, ty będziesz
dla mnie jedyny na świecie i ja będę dla ciebie jedyny na świecie.”
Wybełkotał a na druk spadła
pierwsza i największa łza. Potem zatrzasnął tomik i wstał. Postanowił wrócić do
domu. Czuł się oszukany. Jeszcze nigdy nikt wcześniej tak bardzo go nie zranił.
Wczoraj złożył sobie z tym chłopcem wiele obietnic. Pewnie żadnej z nich nigdy
nie dotrzymają.
Jednak Izaya nie mógł wiedzieć,
że ten dzień, jego nowo poznany przyjaciel spędził w szpitalu.
Kilka dni później na tej samej polanie
zjawił się także Shizuo. Smutny i zdruzgotany faktem, że nie mógł być tutaj
wtedy, gdy mu obiecał. Jedną nogę i przedramię miał w gipsie. Uciekł dziś z
domu, żeby móc się zobaczyć z Izashim. Po cichu liczył na to, że jego znajomy
dziś także tutaj będzie. Nie było go. Tak samo czekał bardzo długo, jednak nikt
się nie zjawił. Przychodził tutaj jeszcze wiele razy, za każdym razem licząc na
to, że znów go spotka. Jednak nigdy się to nie stało. W końcu i on porzucił
nadzieję i marzenia o ponownym spotkaniu.
Obaj wyparli wspomnienie tego spotkania z pamięci.
***
Izaya
zmarszczył brwi. Po raz setny dziś otworzył tą samą książkę, w której tkwiły
trzy ususzone stokrotki. „Dlaczego one
tutaj leżą? Musiały oznaczać coś cholernie ważnego, skoro zostawiłem je przez
tyle lat? Jak bardzo mnie to męczy, że nie mogę sobie przypomnieć, o co
chodziło!?”. Znalazł ten „skarb”, gdy porządkował swoje książki i wziął do
ręki „Małego Księcia”. Nie pamiętał, po
co je ususzył, skąd były ani jakie miały niegdyś dla niego znaczenie. Chociaż
miał wrażenie, że oznaczały bardzo wiele.
„Wśród ludzi jest się także
samotnym.” – przeczytał wers zaznaczony czerwonym pisakiem.
Przerzucił kilka kartek „Oswoić to znaczy stworzyć więzy.”, czytał dalej
pozaznaczane wcześniej przez siebie fragmenty „Na zawsze ponosisz odpowiedzialność
za to, co oswoiłeś.”, „Człowiek naraża się na łzy, gdy raz pozwoli się oswoić”,
„Jeśli mnie oswoisz, ty będziesz dla mnie jedyny na świecie i ja będę dla
ciebie jedyny na świecie.”, „Nawet w obliczu śmierci przyjemna jest świadomość
posiadania przyjaciela.”. Zamknął
nerwowo tom i przycisnął go do piersi. Zupełnie nie rozumiał, o co mu wtedy
chodziło. Cóż, gdy czytał tą książkę, był jeszcze dzieckiem, pomimo, ze już
wtedy wiele pojmował, to mimo wszystko nie wiedział tego, co wie teraz. Nie
rozumiał samego siebie po tylu latach.
Ktoś głośno otworzył drzwi do
jego biura. W progu stanął Shizuo patrząc w wyrzutem.
-Nie mów, że zapomniałeś… -
położył rękę na boku.
-Oczywiście, że nie –
odpowiedział Izaya wstając – Już się zbierałem, tylko chciałem już to dokończyć
– zrobił nieokreślony ruch dłonią w stronę regału z książkami.
Heiwajima zrobił kilka kroków
wgłęb a za nim do pomieszczenia wpadło dwoje piszczących głośno dzieciaków.
Oboje rudych w wieku pięciu lat. Dziewczynka miała dwa kucyki i ubrana była w
różową sukieneczkę, a chłopczyk w koszulkę z uśmiechniętą buźką i czarne
spodenki.
Orihara przykląkł przed nimi i
pozwolił, żeby wpadły w jego ramiona.
-Byliście grzeczni? – zapytał z
łagodnym uśmiechem głaszcząc ich po głowach.
-Taaaaak! – chłopiec wyszczerzył
ząbki.
-Cyrk! Cyrk! Cyrk! – panienka
zaczęła podskakiwać.
-A obiad zjedzony?
-No, bo… - chłopak się zmieszał –
Była marchewka no i tak nie do końca…
-Ech… A co tata powie? – spojrzał
na blondyna.
-Ujdzie. Bywało gorzej. Zjedli
nawet sporo. Jak na te dwa niejadki – podszedł bliżej nich – Zamierzasz w ogóle
wracać do domu? – zaczął z wyrzutem – Dzieciaki to chyba zaczynają zapominać
jak wyglądasz.
-Oj nie jest tak źle! – wstał –
Misiaki, pamiętacie jak wyglądam? – zwrócił się do pociech.
-Taaaaak! – uwiesiły mu się na
nogawkach spodni.
-Tata ma czarne włosy i
wkurwiający uśmiech! – powiedziała dziewczynka.
-Co? – Izaya przełknął głośno
ślinę.
-Tak tata mówi: „Izaya ma
wkurwiający uśmiech”.
-No pięknych ich rzeczy uczysz.
Nie ma, co… Wzór cnót… A mnie to się czepiasz wszystkiego… – spojrzał w oczy
Shizuo.
-Sayu, Kochanie – przykląkł i
zwrócił się do córeczki – Bardzo nie ładnie jest tak mówić. Tata też nie jest z
tego dumny jak się tak odzywa.
-Przepraszam – zmieszała się.
-Dobra idźcie się pobawić, muszę
pogadać z tatą…
Pociechy pobiegły do kanapy i
zaczęły po niej skakać.
-Może jakbyś się pojawiał w domu
zanim dzieciaki pójdą spać, to może byś lepiej je wychował?
-Sam przecież kiedyś powiedziałeś:
„Już ty lepiej ich nie wychowuj. Nie wiadomo, co by z nich wyrosło”
-Dobra, ale dzieciaki potrzebują
nas oboje… No ja też troszeczkę tęsknię… – objął go czule jedną ręką w pasie.
-To też dałoby się nadrobić.
Wiesz, że troszeczkę pracuje?
-Przestań spać do południa, tylko
wstawaj wcześniej. Ja też pracuję i jakoś daję sobie radę.
-Twoja praca polega na obijaniu
mord paru opijusom i tyle.
-Dobra, przełożymy tą rozmowę na
później, dzisiaj mamy inne plany.
-Zgadzam się – wepchnął książkę z
powrotem na biurko.
-Co to? – zagadał blondyn
wskazując na cieniutką książeczkę.
-Chyba nic takiego.
-„Chyba”? – przybliżył się
jeszcze bardziej.
-No… – musnął nosem nos drugiego,
zamykając oczy.
Heiwajima cmoknął go nieśmiało w
usta, potem już nieco odważniej wsunął język do ust, przyciskając go przy tym
bardziej do siebie.
-O fuuuuuj! – pisnęły chóralnie
dzieciaki.
Izaya uchylił powieki i kątem oka
zobaczył to jak się krzywią.
-Znowu się całują! – wzdrygnął
się chłopczyk.
-Kiedyś też z kimś będziecie tak
robić – skwitował blondyn cmokając drugiego we włosy.
-Mowy nie ma! – odpowiedziały
zgodnie.
-Jeszcze zobaczycie! – zaśmiał
się brunet.
-Nieeeeeee!
-Taaaaaaak! – chichotał – Jak
było w przedszkolu?
-Fajnie – mówiła dziewczynka –
Wycinaliśmy takie kolorowe kwiatki – uniosła w górę rączki – A potem jedliśmy
takie zielone gluty…
-To była galaretka, głupia! –
wtrącił się chłopaczek.
-Nie nazywaj mnie głupią! Tata! A
Sei nazwał mnie głupią!
-Sei!/Sei-chan! – odezwało się
oboje dorosłych.
-Nie mów tak do siostry – Orihara
odsunął od siebie Shizuo i podszedł do dzieci – Bo nie pójdziemy do cyrku –
zaszantażował ich.
-Przepraszam – powiedział chłopak
do siostry.
-No dobra. To chcecie cukierki! –
wrzasnął Orihara.
-Taaaaaaaak!
Izaya podszedł do biurka i
wyciągnął wielką torbę słodyczy.
-Proszę Misiaczki! – uśmiechnął
się wręczając ją im.
-No może i miałem rację, żeby nie
pozwalać ich tobie wychowywać – Heiwajima klapnął ciężko na kanapę.
-Coś mówiłeś Ko-cha-nie? – usiadł
mu na kolanach i objął za szyję.
-Za mocno je rozpieszczasz… –
cmoknął z dezaprobatą.
-A, od czego je mam!? To moje
dzieci, chcę żeby miały wszystko, o czym tylko zamarzą.
-… i oczywiście wszystko im się
należy?
-Oczywiście!
-Ty rzeczywiście chcesz ich wychować
na takich jak ty…
-Oczywiście.
-Izaya – szepnął mu do ucha i
przygryzł płatek – Wymęczmy je dzisiaj… Niech szybko pójdą spać, to my się
„pobawimy”.
-Z największą przyjemnością –
nachylił się do jego ust.
~HAPPY END~
Dziękuję za przeczytanie :*
Spóźnione, ale najszczersze życzenia z okazji Dnia Dziecka!
Jak się podobało? Mogłam trochę wyjść z formy po takim czasie? Ale jak? jak? jak?
Najlepszy prezent jaki dostalam na dzien dziecka~! *.*. Wprost idealny. Shizuo i Izaya takie kochane berbecie.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, ze po tym jak Shizu i Izy sie nie spotkali myslalam, ze to bedzie koniec :c. Ale milo mnie zaskoczylas! :D
Razem tworza slodka rodzinke <3
Wspanialy prezent. Dziekuje :) i Tobie takze wszystkiego najlepszego!
Pozdrawiam i zycze weny
~P
Cieszę się, że się podoba :3 Starałam się i mam nadzieję, że wyszło w miarę dobrze...
UsuńTeż uważam, że jako berbecie są prze Prze PRZE UROCZY!
Ano widzisz lubię wkręcać innych :P Ale nie mogłabym ich zostawić tak okrutnie!
Z resztą oni mi tak pasowali na taką "idealną rodzinkę niczym z obrazka do nabożeństwa" XD
Boskie <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :3
UsuńPrzyjemnie się czyta. Chociaż po tym jak przeczytałam początek myślałam, że później Izaya i Shizu się spotkają po latach, wspomną ten dzień i wyjaśnią sobie co się stało, ale...dzieci?! Uśmiałam się nieźle przy końcówce :3
OdpowiedzUsuń~Shiro-chan~
Dzieciaczki muszą być.
UsuńJuż dawno sobie wymyśliłam, ze nasze gołąbeczki stworzą szczęśliwą rodzinkę z gronem biegających bachorków. Zamieszkają na przedmieściach i wezmą kotka ze schroniska.
Fajna wizja. Bardzo optymistyczna.
Ciesze się, że było zabawne
Hejo, notka świetna, co prawda od poprzedniej się trochę pogubiłam (najpierw ślub, potem dzieciaki, ale co było w międzyczasie? :P), lecz i tak uważam, że świetnie piszesz i z niecierpliwością czekam na kolejną notkę z Shizayą (bo chyba będzie, prawda :) ?) Pozdrawiam i życzę kolejnego, bardzo udanego opowiadania, całusy! :D
OdpowiedzUsuńSpokojnie, w swoim czasie pojawi się się też to, co było "pomiędzy" ślubem a szczęśliwym rodzicielstwem.
UsuńNotka z Shizayą jak najbardziej się pojawi, kolejny rozdział będzie, gdy tylko skończę pisać HikaKao
Buziaki