czwartek, 28 marca 2013

Shizuo x Izaya część 4



"Jeśli to tak wkurza" c.d.



W restauracji, do której weszli nie było zbyt tłoczno. Hejwajima specjalnie wybrał taki lokal, żeby w razie, czego, obyło się bez przypadkowych ofiar. Bo przecież w każdej chwili mógł się rzucić na Izaye. Chociaż patrząc na niego, już sam nie wiedział w jakim sensie*
-Shizu-chan! Gdzie usiądziemy - Orichara, chwycił go za rękę i pociągnął w stronę stolika na uboczu, opodal okna. Na ten gest drugi aż się wzdrygnął – tam będzie dobrze!
Blondaskowi robiło się słabo. Bolała go głowa, Wiedział, że jeżeli zaraz nie wyładuje swojej złości, chyba zaraz eksploduje
Jak tylko usiedli Orihara rzucił się ** na menu.
-Zjem to… to… i to… - uśmiechał się. Shizo nie pozostawał mu dłużny. Wlepił wzrok w kartę wyobrażając sobie, że tnie tamtego na małe kawałeczki. Troszkę mu to pomogło.
-No to opowiedz mi coś o sobie – zapytał brunet, gdy już zamówili.
-A co to, randka w ciemno? – odwarknął mu.
„Znowu! Znowu mnie wkurza! Zabije! Zabije! Zabije go!” – myślał uporczywie.
-No może nie, ale chciałem, żeby to wyglądało to naturalnie – odpowiedział na to i został obdarzony spojrzeniem pod tytułem  „rozsmaruje twoje wnętrzności po podłodze”.
-Ta cała sytuacja NIE jest normalna. Lepiej powiedz mi co wiesz  i zakończmy tą komedię. – oddech Shizuo znów szalał.
-Rozluźnij się, Shizu-chan! A może mam Ci w tym pomóc? – przybliżył się do niego i uśmiechnął.
-Taaaak… Zgiń! – kolejny raz odpowiedział kąśliwie. To była jedyna forma agresji, na jaką mógł sobie wtedy pozwolić. Gdyby nie to, pewnie rozwaliłby, jego głowę o podłogę.
-Nawet nie wiesz, jak słodko wyglądasz, gdy się złościsz – próbował załagodzić sytuację.
-A ty byś słodko wyglądał w trumnie.
-Ooo… więc to takie masz o mnie zboczone fantazje? Ja kompletnie nie mogący się ruszać ***. 
Teraz doskonale wiedział, że ostro przegiął, ale nie mógł się powstrzymać. Jednak reakcja go zaskoczyła.
-Ta coś w tym sensie – wyszczerzył zęby i rozsiadł się wygodnie próbując uspokoić zszargane nerwy.
 Ukradkiem chwycił za nóż, nie był może zbyt ostry, ale nawet przy jego pomocy bez problemu poradzi sobie z wątłym ciałkiem Izayi. Wątłym ciałkiem… zaczął sobie właśnie wyobrażać jak to powoli przedziurawia jego ciało, a potem, jak on może wyglądać nago .
-Spokojnie, powiem ci jak spotkanie się skończy.
„To niech kończy szybciej” – pomyślał blondasek, zaciskając pięści, z dość świeżej rany na palcu znów wypłynęła krew, Shizo niespiesznie to zauważył. Podniósł rękę by się temu faktowi lepiej przyjrzeć.  Gdy patrzył na wyciekającą krew wyobrażał sobie jak to z przeciętej tętnicy Orihary wylewa się krew okradając go z życia. Gdy to właśnie ten się odezwał.
-Jesteś ranny. – ujął jego rękę w swoje dłonie – Pozwól mi się tym zająć.
-Ha? – blondasek był niemile zaskoczony. Ten śmieć chciał go dalej dotykać. Zaraz go rozszarpie.
-Proszę – jego głos był bardzo słaby, sam musiał przyznać przed sobą, ze dławił go strach, gdy patrzył na te pełne gniewu oczy.
-Gdzie z łapami! –wrzasnął – No dobra. – zgodził się, gdy zobaczył obficie zakropiony stół. *****
„Niech już robi, co chce, tylko to spotkanie się szybciej kończy”
Orihara delikatnie wytarł krew z palca a potem ze stołu. Potem serwetką ucisnął rankę, trzymał tak dłuższą chwilę. Czuł pulsujące tętno, obaj na siebie nie patrzyli. Nastało krępujące milczenie. Słuchali jak ich oddechy powoli stają się spokojniejsze i wolniejsze. „Nawet ta menda może się do czegoś przydać”- pomyślał Heiwajima. W tej chwili brunet się odezwał:
-Jeśli nadal będziesz tak zdenerwowany, nie uspokoisz tętna i dłużej będziesz krwawić – wciąż uciskał.
-Poradzę sobie, akurat ty nie  musisz się martwić.
-Chciałem być miły… - spojrzał na niego i się uśmiechnął, a zaraz szybko spuścił głowę.
„Czy to były łzy?”- Heiwajima mógłby przysiądź, że ten drań płakał – „Przecież to nie możliwe by miał jakiekolwiek uczucia. Musiało mi się przewidzieć”.
Z rozmyślań wyrwał go kelner, który przyniósł ich jedzenie
-Itadakimasu! – z entuzjazmem rozpoczął Izaya. Nie było śladu po żadnych łzach.
-Ta… - sapnął blondasek i spojrzał prowizoryczny opatrunek. Krew już nie leciała.
„Czego on ode mnie może chcieć” – myślał w trakcie jedzenia – „Zabić? Ponaśmiewać się? Zabawić się moi kosztem? Uwieść?” – gdy ta ostatnia myśl przemknęła po jego głowie, i wydała mu się nie tyle przerażająca, co śmieszna, aż zakrztusił się kawałkiem jedzenia. Nawet się nie wkurzył. „Hę. A może  go wypróbować. Jeśli naprawdę taki jest cel jego gry, to czemu nie zagramy na moich zasadach?” Myśl, ze to on może poigrać sobie z wielkim panem wszechwiedzącym aż przyprawiła go o gęsią skórkę. Poczuł przyjemne, złośliwe ciepło rozchodzące się od żołądka.
-A może chcesz spróbować odrobinkę mojego dania – oparł się łokciem o stół, a dłonią podtrzymywał brodę. Drugą rękę wyciągną w kierunku towarzysza z nabitym na widelec kawałkiem ryby.
Shizuo spojrzał się tak, kusząco na Oriharę, że tym razem to on nie wiedział co ze sobą zrobić, policzki zaczęły go piec. Czego siedzący naprzeciw niego nie omieszkał nie zauważyć. Zareagował:
-O… a co to takiego? – oderwał rękę od swojej brody i pogładził twarzyczkę Izayi.
Ten zaklął w duchu. Zrozumiał, że stopniowo traci kontrolę nad swoją własną grą i teraz to właśnie Shizuo był górą.
-Co ty wyrabiasz – powiedział lekko zszokowany informator, ale pozwolił, by dalej kontynuował, to co zaczął.
-Chciałeś żebym był bardziej miły – ujął teraz go pod brodę i delikatnie uniósł jego głowę – Otwórz usta… - gdy tylko tamten wykonał jego polecenie, wsunął mu do ust kawałek ryby.
-Smaczne… - postarał się odpowiedzieć w swoim stylu, gdy już połknął, co nie przyszło mu  z łatwością, bo gardło miał ściśnięte.
Shizuo nadal nie przestał, go trzymać. W jednej chwili pomyślał, że to idealna sytuacja, no to, by chwycić bruneta za szyję i zacząć go dusić, ale potem rozejrzał się „Sporo tu osób”, a potem spojrzał w oczy towarzysza i chęć na brutalny mord już mu przeszła. „Co się ze mną dzieje? Heiwajima! Weź się w garść” – pomyślał. Puścił go i wrócił do jedzenia. „Zaraz zaraz, czy ja go poczęstowałem, ze swojego widelca?” – Uświadomił to sobie po chwili, zakrztusił się przełykanym kawałkiem i zrobił się lekko czerwony na twarzy. ******
Po tym jak dłuższy czas jedli w milczeniu Izaya zaczął myśleć, że blondynek już sobie odpuścił głupie zagrywki i znów zacznie się zachowywać, jak jego ulubiony brutalny potworek. Och, jak bardzo się mylił! Bo właśnie kombinował on co by tu jeszcze zrobić, żeby uprzykrzyć mu życie.
-Może napijemy się czegoś? – zaproponował, alkohol go zawsze rozluźnił i bądź, co bądź, koił nerwy, a tego w tej chwili naprawdę potrzebował.
-Czyżbyś chciał mnie upić i wykorzystać? – zaśmiał się Orihara podnosząc kieliszek do toastu 
-Zgadłeś – odpowiedział mu uderzając swoim kieliszkiem o jego. Również się uśmiechnął.
Przez pewien moment tkwili w bezruchu patrząc na siebie i śmiejąc się. ********
„Jeśli zaraz go nie uduszę, to zostanę świętym”. Pomyślał, Shizuo, gdy jego towarzysz przysunął się do niego, ale po kilku kieliszkach wina, był nieco bardziej rozluźniony, więc postanowił to dalej ciągnąć. „Jak ten facet mnie irytuje” – sam przybliżył się do niego – „Naprawdę go nienawidzę!" – objął go stanowczo zaciskając rękę na jego boku.
-Ałć – pisnął Orihara – Mam tam niezłego siniaka – spojrzał blondaskowi w oczy – Pamiętasz? Dwa dni temu nieźle mi przyłożyłeś.
-Ta… Zdradzić ci coś – szeptał mu do ucha. Sam nie wiedział co robi, zbladł całkowicie.
-Słucham, Shizu-chan.
-Mam ochotę…
-Hmm…?
-Wbić ci…
-Tak – zapytał Izaya wyraźnie ożywiony. Czuł jak jego ucho płonie od gorącego oddechu Shizuo.
-Wbić ci… - ściszył jeszcze bardziej głos - Ten nóż w zebra i przebić twoje serce! – przyłożył mu właśnie nóż który kitrał już od dłuższego czasu właśnie na taką okazję.
Brunet odepchną go z niesmakiem, gdy tamten zaczął głośno rechotać.
-Mogłem się tego po tobie spodziewać – wysyczał i sięgnął po kolejny kieliszek.
-Och, a niby, czego się spodziewałeś? – nie przestawał się śmiać – Jak długo masz zamiar to ciągnąć? – zapytał już poważnie.
-Aż mi się nie znudzi. A dzięki tobie mi się nie nudzi – cmoknął go w policzek – Dziękuję ci za niezłą zabawę – szepnął mu do ucha.
Potworek był tak zszokowany, że kompletnie nie był w stanie nic z siebie wydusić, chyba, że Izaye udusić********* W końcu powiedział:
-W co, ty pogrywasz?
-Przyznam ci się szczerze, że sam nie wiem…  - odpowiedział, spoglądając nieprzytomnym wzrokiem .
-Naprawdę jesteś psychiczny. Siedzisz koło mnie, człowieka, który w każdej sekundzie swojego istnienie, chce zmieść cię z powierzchni ziemi, a ty siedzisz jakby nigdy nic, tylko szczerzysz się złośliwie.
-Przecież mnie znasz…
-Masz rację.
Shizuo przygarnął go do sienie, tym razem jeszcze bliżej, Izaya z otwartymi oczami i ustami czekał biernie na rozwój wydarzeń, położył jedynie jedną ze swoich rąk na jego klatce piersiowej. Blondyn przybliżył się do jego twarzy, tak, że bez trudu mógł przyglądać się każdemu szczegółowi jego przerażonych oczu. „Przerażający i piękny” – pomyślał. Ich nosy prawie się stykały.
-Boisz się? – wyszeptał Heiwajima.
-Ludzie patrzą…
-Od, kiedy, przeszkadza ci widownia?
Nie był w stanie nic mu na to odpowiedzieć. Słuchał tylko jak jego serce dudni, coraz szybciej i szybciej. Patrzył w iskrzące złote oczy, zapragnął dotknąć jego włosów, poczuć, jakie są w dotyku. Powoli wyciągnął rękę w tym kierunku. Położył ją na głowie Shizu-chan. Nie spodziewał się, że będą takie miękkie w dotyku. „Dlaczego” – potrzebował teraz czegoś, co może racjonalnie przeanalizować, „Przecież je często rozjaśnia, powinny być jak druty”. Gdy tak rozmyślał nie zarejestrował nawet momentu, gdy Shizuo go pocałował. Odruchowo zarzucił mu ręce na szyję, przytulając się do niego jeszcze bardziej. Ledwo zdążył złapać ciężki oddech, przed tym jak Heiwajima znów go cmoknął. To były zwykłe buziaki a i tak myślał, że zaraz zemdleje, przed oczami zrobiło mu się biało i przestał na chwilę oddychać. W ogóle nie przejmował się tym, że ktoś na nich patrzy.
-Wystarczy – blondyn stanowczo odsunął go od siebie – chodźmy już…
Wstał, kiwnął na kelnera, by przyniósł im rachunek.

* (przecież wiadomo, że normalna to ja w żadnym wypadku nie jestem :))
** (nie nie na potworka :/)
*** (pure evil ze mnie)
****(naprawdę wstydzę się, że to pisze, ale wybaczcie mi, nie mogę przestać)
***** (dobra pewnie już zauważyliście, lubię pełne krwi scenki)
****** (if you know what i mean?).
******* (wiem, wiem, jestem zła…)
******** (Boże, chyba jak najszybciej wyślę ich do jakiegoś hoteliku miłości! Bo już dłużej nie wytrzymam!).
 *********  (nie mogłam się oprzeć :)).



 Dziękuję za przeczytanie, czekajcie na więcej, na pewno będzie XD


wtorek, 26 marca 2013

Shizuo x Izaya część 3

"Jeśli to tak wkurza" c.d.




Shizuo spojrzał na wyświetlacz telefonu –„17.50. Ta pijawka mogłaby już przytargać tu swoje zwłoki”. W tym czasie jak z pod ziemi wyrósł przed nim nie, kto inny jak Izaya.
            -I jak wyglądam? Shiz-chan! – Zaświergotał i odsunął się dalej, by ten mógł mu się lepiej przyjrzeć.
            Nie był ubrany jak zazwyczaj. Drugiemu zrobiło się głupio, że zbyt nie przygotował się na to spotkanie, ale zaraz stwierdził, że przecież w swoim stroju barmana wygląda i tak nader elegancko jak dla kogoś pokroju tego żałosnego informatora, który dziś swój codzienny strój zastąpił elegancką koszulą i marynarką. Nawet Heiwajima musiał z żalem stwierdzić, ze wygląda całkiem nieźle*. Kołnierzyk idealnie układał się wokół jego karku. Gdy tak na niego patrzył miał ochotę przyłożyć swoje usta do jego szyi. Czarna marynarka znowu podkreślała smukłą sylwetkę bruneta.
            -Chodźmy już – powiedział Shizuo, by już nie przyglądać mu się dłużej. Ponieważ im dłużej to robił, tym bardziej miał ochotę się do niego przytulić i być może tak mocno, że aż wnętrzności wyszłyby mu na wierzch **.
            -Dokąd idziemy? – zapytał Orihara próbując spojrzeć towarzyszowi w oczy, ten jednak skutecznie tego unikał.
Igrał z ogniem, choć wiedział, że nerwy tego potwora są napięte już do granic możliwości, ale przecież tak dobrze się bawił. Jakby mógł teraz przestać. Jego wewnętrzny instynkt sadysty kazał mu to wszystko kontynuować.
-Coś zjeść… to w końcu randka – te słowa ledwo przeszły przez ściśnięte gardło Heiwajimy. Wyciągnął już rękę, żeby uderzyć tą irytującą istotę.
-No tak. To mógłbyś być milszy – powiedział Izaya wyraźnie zaniepokojony, tym, co jego „przyjaciel” zamierzał zrobić – powiedz mi jakiś komplement…
-Komplement? – Prychnął – A co ty? Panna na wydanie?
-No weź…
Chwycił go za kołnierz, przyciągnął do siebie i przez zaciśnięte zęby wycharczał:
-Twoje oczy wydają się dziś być bardziej złośliwe niż zazwyczaj. Wystarczy?
-Cóż to- wyrwał mu się i wzruszył ramionami – To i tak wiele jak na ciebie…

* (powstrzymywałam się z całych sił, ale jednak muszę to napisać APETYCZNIE <<sumimasen….>>)
** (He He…)



Shizuo x Izaya część 2

"Jeśli to tak wkurza" c.d.




           Sobota zbliżała się nieubłaganie. Heiwajima na samą myśl, że miałby z tą gnidą spędzić więcej niż 5 min, robiło się niedobrze.
            Z drugiej strony, co to miało być? Ten jego uśmiech, taki zupełnie inny, jakby szczery. „Czyżby on miał jakieś uczucia?” – Myślał „Wyglądał wtedy tak pięknie… Czyżbym inaczej na niego spojrzał? Nie to nie możliwe, weź się w garść! Robisz to dla brata!”.
            Zmiażdżył dłoni szklankę, którą właśnie trzymał.
            -To wszystko jego wina –wyjął z palca odłamek szkła, który mu się głęboko wbił, z rany obficie leciała krew. Szybko zakleił ją taśmą*, nie przywiązując do niej zbytniej uwagi. 

*(tak, dobrze czytacie – taśmą. Może nie uwierzycie, ale to słowo napisało się jakoś tak samo)

***
            W przeciwieństwie do blondaska Orihara był bardzo spokojny,
            -Czy mi się zdaje, czy masz dziś jeszcze lepszy humor niż zazwyczaj? – zapytała jego pracownica, gdy ten znów próbował złapać krzyżując palce – lecący samolot za oknem.
            -Taaaaak… Mam dziś randkę – odpowiedział leniwie.
            -Ooo a jaka ona jest?
            -Trochę odjechana, strasznie brutalna, szalona, no i… jest prawdziwym potworem!
            -Coś mi się zdaje, że nie brzmi to zachęcająco.  Ta osoba musi być straszna, nie powinieneś być zadowolony z tego spotkania
            -Tak jest, nienawidzę tej osoby.
            -E? Więc czemu?
            -Bo kiedy z nią jestem - wstał zaczął patrzeć przez okno – nic nie idzie zgodnie z planem. Nie mogę jej w żaden sposób kontrolować. Można powiedzieć, że jest moją jedyną słabością. Dlatego ja – jego głos robił się coraz cichszy – tak… bardzo…
            Nie dokończył, bo przerwał mu dzwonek telefonu. Natychmiast odebrał i usiadł znów do
 komputera.


C. d. n.









 

niedziela, 24 marca 2013

Shizuo x Izaya część 1

Siemka, 
To pierwsza część mojego PIERWSZEGO opowiadania, dlatego proszę o wyrozumiałość.
Zdecydowałam się na Shizuo i Izayę, ponieważ jest to moja ulubiona parka i po prostu dobrze mi się o niej piszę.
Poproszę o jakieś opinie, na temat moich wypocin.

Shizuo x Izaya:



„Jeśli to tak, wkurza…”

Czekał na to tak długo, serce waliło mu w piersi, oszalałe tętno dudniło w szyi, oczy były rządne krwi. Nareszcie! Nareszcie! Zapędził tą mendę w ślepą uliczkę. Ściana z tyłu, po lewo i po prawo. Żadnej drabiny, rurki, czy okna, mury gładkie i bez najmniejszej skazy. A z przodu on – Shizuo, istny potwór, którego największym marzeniem było zobaczyć jak Izaya wykrwawia się na śmierć.
            -Oooo… Jest źle – Powiedział niższy, rozglądając się dookoła.
            -Właśnie zamierzam cię zabić, a uśmiech nadal nie schodzi z tej, parszywej mordy-Syknął Shizuo, wlepiając wściekłe spojrzenie w swoją ofiarę.
            W rzeczywistości tak było, pomimo tego, że dzieliło ich zaledwie pół metra, nie miał jak uciec, a potwór stał tuż przed nim i wręcz epatował morderczymi intencjami, a on nadal spokojnie stał i się uśmiechał, choć czuł, że i jego serce podchodzi mu do gardła. Dawno już nie znalazł się w tak niekomfortowej sytuacji.  Zawsze jakoś udawało mu się wmieszać w tłum, czy zniknąć w jakiejś mało znanej uliczce.  Ale teraz było naprawdę źle, i jeśli czegoś nie wymyśli pożegna się ze światem żywych
            -A ty nadal swoje, skończył już byś z tym wszystkim – Powiedział Izaya wyciągną swój nóż, i w jednej chwili rozciął przedramię napastnika, który właśnie usiłował chwycić go za gardło.
Ten jednak pomimo paskudnej, obficie ociekającej krwią rany, nie zraził się tym. Nie czuł żadnego bólu, adrenalina pompowana do jego krwiobiegu nie pozwalała na to. Szybko użył drugiej ręki. Przeciwnik został przyciśnięty do muru, bez trudu sprawił też, że jego nogi dyndały dobre 15 cm nad ziemią.
-Nareszcie! Nareszcie! – Krzyczał *
-Czekaj… Shi… o… an… - Wycharczał Izaya
-O czego? Czas na ostatnie słowa?
-Jeśli … mnie…  ijesz… - Starał się złapać oddech, co przychodziło mu z trudem – Być… może… nie u… tujesz …  swojego brata… - Uścisk Heiwajimy momentalnie zmalał.
-O czym ty pierdolisz! Pijawko! – Krzyknął.
W tym czasie Orihara upadł na ziemię, kaszląc ciężko i trzymając się za bolącą krtań. Próbował wstać podtrzymując się ściany.
-Gadaj! – Ponaglił go Shizuo chwytając go za nadgarstki i ponownie przypierając do muru, – Jeśli to twój kolejny podstęp to i tak długo nie pożyjesz. No, więc? 
Twarz, Heiwajimy znalazła się niebezpiecznie blisko Orihary, który miał wrażenie, że blondasek zaraz się na niego rzuci i zagryzie na śmierć. Starał się jednak nie pokazywać po sobie narastającego strachu, na jego twarzy nadal malował się szeroki, szyderczy uśmiech, ale równocześnie miał przymrużone oczy i brwi ściągnięte w grymasie bólu.
-Mam pewne informacje, o tym, że ktoś czyha na twojego ukochanego braciszka.
-To pewnie i tak twój kolejny żart, zrobisz wszystko, żeby uratować swój tyłek – Puścił go.
-Jeśli mi nie wierzysz, proszę bardzo – Wyprostował się i rozłożył szeroko ręce, – Ale c się stanie wtedy z twoim bratem?
            Blondasek na chwilę się zawahał, a już miał wymierzyć celny cios w tą irytującą twarzyczkę, co na pewno zmazałoby ten uśmieszek i być może i na pewien moment świadomość.
-Więc, jeśli daruje ci życie to w zamian zdradzisz mi, kto to? – Postanowił się upewnić.
-Oj, nie tak szybko Shizu-chan. W zamian za moje życie, udzielam ci informacji o tym, że on jest w niebezpieczeństwie. Naprawdę myślałeś, że informacja, kto to, będzie taka tania?
-A ty naprawdę lubisz mnie wkurzać. No, więc czego niby ode mnie chcesz?
Izaya roześmiał się tak słodko i radośnie, zamykając przy tym oczy, że Shizuo aż ścisnęło w gardle na ten widok.  To nie był jeden z tych jego ironicznych chichotów, ale naprawdę szczery uśmiech.
-Umów się ze mną na randkę - Powiedział nadal nie przestając się uśmiechać. 
„No teraz to on sobie ze mnie k*rwa jaja robi” – Pomyślał Shizuo. Stał bez ruchu, zastanawiając się czy mówił poważnie, czy to był tylko niesmaczny dowcip, i zaraz wysunie prawdziwą propozycję.
W tym czasie Orihara już na niego nie patrzył, podniósł z ziemi swój ukochany scyzoryk (:)) i otrzepał spodenki z kurzu. Wykorzystał swoją jedyną szansę, gdyby nic nie zrobił, pewnie już by stygł. Skoro już udało mu się uratować to, czemu nie miałby mieć z tego odrobiny zabawy. Teraz musiał tylko wykorzystać, fakt, że ten wielkolud nadal nie wie, co ma sobie myśleć.
-Mówię poważnie – Wyprostował się i spojrzał mu w oczy – Chcę iść z tobą na randkę. To będzie takie zabawne iść na randkę z największym wrogiem – Znów zaszczycił Shizuo-chan tym swoim rzadkim rozbrajającym uśmiechem – Heh… pomyśl tylko, jaka to będzie przyjemność dla ludzi, gdy zobaczą nas razem! Będą tacy szczęśliwi. Przecież wiesz, jak bardzo ich kocham – Rozłożysz szeroko ręce i spojrzał w niebo – Tak bardzo chcę zobaczyć ich szczęśliwych… Ich radosne spojrzenia.
Heiwajima w tym czasie zdążył się otrząsnąć z doznanego szok. Teraz to na jego ustach jaśniał szeroki uśmiech, ale oczy nadal puszczały gromy.  „Ach gdyby samo spojrzenie mogło zabić...” – Pomyślał brunet - „...miliard razy byłbym już martwy”. Sam musiał przed sobą przyznać, że lubił, gdy w ten sposób na niego patrzył. W takich chwilach czuł, że naprawdę żyje.
-Więc mam cię tylko zabrać na randkę? A ty w zamian powiesz mi, kto to. A potem znów, gdy się spotkamy, a ty nie uciekniesz, będę mógł ci ę zabić?
-Och jakiś ty mądry Shizu-chan – Zachwycił się Izaya –Tylko bądź dla mnie milutki, bo jeszcze zmienię zdanie. To może w sobotę, tak koło 18.00?
-Ta… Czekaj koło XXX.
Izaya już przechodził obok Shizuo, kierując się ku wolności, wiedział, ze ten potwór tak długo nie utrzyma swoich nerwów na wodzy nawet, jeśli w grę wchodzi bezpieczeństwo jego brata. Widział przecież pulsującą żyłę na jego czole, oddychał też bardzo ciężko, jeszcze chwila, a jego życie znów znalazłoby się w ogromnym niebezpieczeństwie.

-Tylko jak spróbujesz nie wykiwać, to nieważne, gdzie będziemy, ilu będzie tam niczego niewinnych ludzi. Zabije Cię - Chwycił go tak mocno za ramię, że ten aż syknął z bólu i zamknął jedno oko – Zrozumiałeś? – Obaj na siebie nie patrzyli..
-Za, kogo ty mnie masz – Odpowiedział, – Co, jak co ale umów dotrzymuje.
-Jedno pytanie?
-Hmm?
-Co ty będziesz z tego miał.
-O to już się nie martw. Moja sprawa.
-Niech Ci tam będzie – Puścił go i Izaya poszedł dalej, drugi natomiast stał przez chwilę w bezruch, potem podszedł do ściany i walnął w nią z całej siły, oczywiście posypał się tynk, a cegły chrupnęły

*(ma się, czym chłopak podniecać O.o.)

Dziękuję za przeczytanie, to oczywiście nie jest koniec :) zapewniam, że kolejne części są już lepsze.