niedziela, 24 marca 2013

Shizuo x Izaya część 1

Siemka, 
To pierwsza część mojego PIERWSZEGO opowiadania, dlatego proszę o wyrozumiałość.
Zdecydowałam się na Shizuo i Izayę, ponieważ jest to moja ulubiona parka i po prostu dobrze mi się o niej piszę.
Poproszę o jakieś opinie, na temat moich wypocin.

Shizuo x Izaya:



„Jeśli to tak, wkurza…”

Czekał na to tak długo, serce waliło mu w piersi, oszalałe tętno dudniło w szyi, oczy były rządne krwi. Nareszcie! Nareszcie! Zapędził tą mendę w ślepą uliczkę. Ściana z tyłu, po lewo i po prawo. Żadnej drabiny, rurki, czy okna, mury gładkie i bez najmniejszej skazy. A z przodu on – Shizuo, istny potwór, którego największym marzeniem było zobaczyć jak Izaya wykrwawia się na śmierć.
            -Oooo… Jest źle – Powiedział niższy, rozglądając się dookoła.
            -Właśnie zamierzam cię zabić, a uśmiech nadal nie schodzi z tej, parszywej mordy-Syknął Shizuo, wlepiając wściekłe spojrzenie w swoją ofiarę.
            W rzeczywistości tak było, pomimo tego, że dzieliło ich zaledwie pół metra, nie miał jak uciec, a potwór stał tuż przed nim i wręcz epatował morderczymi intencjami, a on nadal spokojnie stał i się uśmiechał, choć czuł, że i jego serce podchodzi mu do gardła. Dawno już nie znalazł się w tak niekomfortowej sytuacji.  Zawsze jakoś udawało mu się wmieszać w tłum, czy zniknąć w jakiejś mało znanej uliczce.  Ale teraz było naprawdę źle, i jeśli czegoś nie wymyśli pożegna się ze światem żywych
            -A ty nadal swoje, skończył już byś z tym wszystkim – Powiedział Izaya wyciągną swój nóż, i w jednej chwili rozciął przedramię napastnika, który właśnie usiłował chwycić go za gardło.
Ten jednak pomimo paskudnej, obficie ociekającej krwią rany, nie zraził się tym. Nie czuł żadnego bólu, adrenalina pompowana do jego krwiobiegu nie pozwalała na to. Szybko użył drugiej ręki. Przeciwnik został przyciśnięty do muru, bez trudu sprawił też, że jego nogi dyndały dobre 15 cm nad ziemią.
-Nareszcie! Nareszcie! – Krzyczał *
-Czekaj… Shi… o… an… - Wycharczał Izaya
-O czego? Czas na ostatnie słowa?
-Jeśli … mnie…  ijesz… - Starał się złapać oddech, co przychodziło mu z trudem – Być… może… nie u… tujesz …  swojego brata… - Uścisk Heiwajimy momentalnie zmalał.
-O czym ty pierdolisz! Pijawko! – Krzyknął.
W tym czasie Orihara upadł na ziemię, kaszląc ciężko i trzymając się za bolącą krtań. Próbował wstać podtrzymując się ściany.
-Gadaj! – Ponaglił go Shizuo chwytając go za nadgarstki i ponownie przypierając do muru, – Jeśli to twój kolejny podstęp to i tak długo nie pożyjesz. No, więc? 
Twarz, Heiwajimy znalazła się niebezpiecznie blisko Orihary, który miał wrażenie, że blondasek zaraz się na niego rzuci i zagryzie na śmierć. Starał się jednak nie pokazywać po sobie narastającego strachu, na jego twarzy nadal malował się szeroki, szyderczy uśmiech, ale równocześnie miał przymrużone oczy i brwi ściągnięte w grymasie bólu.
-Mam pewne informacje, o tym, że ktoś czyha na twojego ukochanego braciszka.
-To pewnie i tak twój kolejny żart, zrobisz wszystko, żeby uratować swój tyłek – Puścił go.
-Jeśli mi nie wierzysz, proszę bardzo – Wyprostował się i rozłożył szeroko ręce, – Ale c się stanie wtedy z twoim bratem?
            Blondasek na chwilę się zawahał, a już miał wymierzyć celny cios w tą irytującą twarzyczkę, co na pewno zmazałoby ten uśmieszek i być może i na pewien moment świadomość.
-Więc, jeśli daruje ci życie to w zamian zdradzisz mi, kto to? – Postanowił się upewnić.
-Oj, nie tak szybko Shizu-chan. W zamian za moje życie, udzielam ci informacji o tym, że on jest w niebezpieczeństwie. Naprawdę myślałeś, że informacja, kto to, będzie taka tania?
-A ty naprawdę lubisz mnie wkurzać. No, więc czego niby ode mnie chcesz?
Izaya roześmiał się tak słodko i radośnie, zamykając przy tym oczy, że Shizuo aż ścisnęło w gardle na ten widok.  To nie był jeden z tych jego ironicznych chichotów, ale naprawdę szczery uśmiech.
-Umów się ze mną na randkę - Powiedział nadal nie przestając się uśmiechać. 
„No teraz to on sobie ze mnie k*rwa jaja robi” – Pomyślał Shizuo. Stał bez ruchu, zastanawiając się czy mówił poważnie, czy to był tylko niesmaczny dowcip, i zaraz wysunie prawdziwą propozycję.
W tym czasie Orihara już na niego nie patrzył, podniósł z ziemi swój ukochany scyzoryk (:)) i otrzepał spodenki z kurzu. Wykorzystał swoją jedyną szansę, gdyby nic nie zrobił, pewnie już by stygł. Skoro już udało mu się uratować to, czemu nie miałby mieć z tego odrobiny zabawy. Teraz musiał tylko wykorzystać, fakt, że ten wielkolud nadal nie wie, co ma sobie myśleć.
-Mówię poważnie – Wyprostował się i spojrzał mu w oczy – Chcę iść z tobą na randkę. To będzie takie zabawne iść na randkę z największym wrogiem – Znów zaszczycił Shizuo-chan tym swoim rzadkim rozbrajającym uśmiechem – Heh… pomyśl tylko, jaka to będzie przyjemność dla ludzi, gdy zobaczą nas razem! Będą tacy szczęśliwi. Przecież wiesz, jak bardzo ich kocham – Rozłożysz szeroko ręce i spojrzał w niebo – Tak bardzo chcę zobaczyć ich szczęśliwych… Ich radosne spojrzenia.
Heiwajima w tym czasie zdążył się otrząsnąć z doznanego szok. Teraz to na jego ustach jaśniał szeroki uśmiech, ale oczy nadal puszczały gromy.  „Ach gdyby samo spojrzenie mogło zabić...” – Pomyślał brunet - „...miliard razy byłbym już martwy”. Sam musiał przed sobą przyznać, że lubił, gdy w ten sposób na niego patrzył. W takich chwilach czuł, że naprawdę żyje.
-Więc mam cię tylko zabrać na randkę? A ty w zamian powiesz mi, kto to. A potem znów, gdy się spotkamy, a ty nie uciekniesz, będę mógł ci ę zabić?
-Och jakiś ty mądry Shizu-chan – Zachwycił się Izaya –Tylko bądź dla mnie milutki, bo jeszcze zmienię zdanie. To może w sobotę, tak koło 18.00?
-Ta… Czekaj koło XXX.
Izaya już przechodził obok Shizuo, kierując się ku wolności, wiedział, ze ten potwór tak długo nie utrzyma swoich nerwów na wodzy nawet, jeśli w grę wchodzi bezpieczeństwo jego brata. Widział przecież pulsującą żyłę na jego czole, oddychał też bardzo ciężko, jeszcze chwila, a jego życie znów znalazłoby się w ogromnym niebezpieczeństwie.

-Tylko jak spróbujesz nie wykiwać, to nieważne, gdzie będziemy, ilu będzie tam niczego niewinnych ludzi. Zabije Cię - Chwycił go tak mocno za ramię, że ten aż syknął z bólu i zamknął jedno oko – Zrozumiałeś? – Obaj na siebie nie patrzyli..
-Za, kogo ty mnie masz – Odpowiedział, – Co, jak co ale umów dotrzymuje.
-Jedno pytanie?
-Hmm?
-Co ty będziesz z tego miał.
-O to już się nie martw. Moja sprawa.
-Niech Ci tam będzie – Puścił go i Izaya poszedł dalej, drugi natomiast stał przez chwilę w bezruch, potem podszedł do ściany i walnął w nią z całej siły, oczywiście posypał się tynk, a cegły chrupnęły

*(ma się, czym chłopak podniecać O.o.)

Dziękuję za przeczytanie, to oczywiście nie jest koniec :) zapewniam, że kolejne części są już lepsze.



 

1 komentarz: