Sobota
zbliżała się nieubłaganie. Heiwajima na samą myśl, że miałby z tą gnidą spędzić
więcej niż 5 min, robiło się niedobrze.
Z drugiej strony, co to miało być?
Ten jego uśmiech, taki zupełnie inny, jakby szczery. „Czyżby on miał jakieś
uczucia?” – Myślał „Wyglądał wtedy tak pięknie… Czyżbym inaczej na niego
spojrzał? Nie to nie możliwe, weź się w garść! Robisz to dla brata!”.
Zmiażdżył dłoni szklankę, którą
właśnie trzymał.
-To wszystko jego wina –wyjął z
palca odłamek szkła, który mu się głęboko wbił, z rany obficie leciała krew.
Szybko zakleił ją taśmą*, nie przywiązując do niej zbytniej uwagi.
*(tak, dobrze czytacie – taśmą. Może nie uwierzycie, ale to słowo napisało się jakoś tak samo)
*(tak, dobrze czytacie – taśmą. Może nie uwierzycie, ale to słowo napisało się jakoś tak samo)
***
W przeciwieństwie do blondaska
Orihara był bardzo spokojny,
-Czy mi się zdaje, czy masz dziś
jeszcze lepszy humor niż zazwyczaj? – zapytała jego pracownica, gdy ten znów
próbował złapać krzyżując palce – lecący samolot za oknem.
-Taaaaak… Mam dziś randkę –
odpowiedział leniwie.
-Ooo a jaka ona jest?
-Trochę odjechana, strasznie
brutalna, szalona, no i… jest prawdziwym potworem!
-Coś mi się zdaje, że nie brzmi to
zachęcająco. Ta osoba musi być straszna,
nie powinieneś być zadowolony z tego spotkania
-Tak jest, nienawidzę tej osoby.
-E? Więc czemu?
-Bo kiedy z nią jestem - wstał
zaczął patrzeć przez okno – nic nie idzie zgodnie z planem. Nie mogę jej w
żaden sposób kontrolować. Można powiedzieć, że jest moją jedyną słabością.
Dlatego ja – jego głos robił się coraz cichszy – tak… bardzo…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz