Tak jakby dziś stuknęły mi 5 lat odkąd ten blog istnieje.
Zdaje sobie sprawę, że niewielu ludzi tutaj już zagląda, ale jakoś nie mam serca usunąć tego bloga, więc on tak sobie wisi... zapycha i od czasu do czasu dalej coś na nim publikuje :)
Było kilka osób, które czekały na kolejne opowiadanie Shizayi, więc oto i one :)
Bezwstydnie
Na świecie istnieją dwa
typy parszywych ludzi. Pierwszy z nich to ten, po którym z miejsca widać, że
jest parszywy. Jego zachowanie, wygląd a nawet sposób mówienia na to wskazują.
Patrząc na takiego człowieka nie miało się wątpliwości, że właśnie zrobił coś
złego, albo co gorsza dopiero to planował.
Właśnie taki typ ludzi podobał się Izayi
- szczerzy ludzie. Prawdziwie szczerzy. Jak to ich nazywał. Z kolei sam on
należał do drugiego sortu parszywych ludzi. Ten, pomimo, że się uśmiechał, knuł
coś. A i ten uśmiech nie zawsze znaczył to samo. Miał całą gamę swoich
uśmiechów. Raz był przyjazny, a raz drwiący. Nigdy nie wiadomo, co właściwie
myślał. Ponadto nie wiadomo było, który z nich jest jego szczerym, prawdziwym
uśmiechem. Nie wiadomo było, kiedy był sobą. Nikt tego nie wiedział.
A główną przyczyną tego było to, że
każdy z nich był prawdziwy. Za każdym razem uśmiechał się prawdziwy Orihara
Izaya i za każdym razem był sobą. Sobą o tysiącu twarzach. Nigdy nie zakładał
masek. To był po prostu on. Sam Izaya, jedyny i niepowtarzalny.
Istniały też dwa rodzaje potworów. Jedne
to te zwyczajne bestie, jedne owłosione, inne gołe, bezgłowe albo z wieloma
głowami i odnóżami, krwiożercze potwory o całej palecie ostrych zębów i
pazurów, których wygląd budzi strach, a samo spojrzenie sprawia, że człowiek
nie może się ruszyć. Jeśli chodzi o nich nikt nie ma wątpliwości, że nie należy
się do nich zbliżać.
Właśnie takie stwory lubił Shizuo, nie
bał się ich, bratał się. Czuł się im bliski.
Drugi rodzaj potworów jest z pozoru…
bardziej ludzki. Mają zwyczajny wygląd i nic z pozoru ich nie odróżnia od
reszty społeczeństwa. Z daleka można je pomylić z normalnymi ludźmi. Jednak to
ten rodzaj potworów jest bardziej niebezpieczny, bo od nich się nie ucieka, na
początku nie odczuwa się przed nimi lęku, a jednak mogą skrzywdzić. Shizuo
właśnie należał do takiego rodzaju potwora.
Tak się składa, że zarówno parszywi
ludzie, którzy nie wyglądali na parszywych i potwory nie wyglądający jak
potwory nienawidzili się z całego serca.
A jednak pomimo nienawiści, której nie
szczędzili sobie nawzajem i bez skrępowania ją okazywali, coś ich do siebie
ciągnęło. Jeden nie mógł żyć bez drugiego, Ani bez niego umrzeć. Chory,
zabójczy i odrażający układ bez którego nie mogli by istnieć i którego nie
znosili do granic możliwości. Nienawiść mieszała się ze wzajemną fascynacją,
magnetyzm, który przyciągał do siebie tak różne osobowości.
-To chyba uzależnienie… - powiedział
Orihara siedząc jedynie w samej białej koszuli, na parapecie okna i spoglądał z
odrazą na blondwłosego towarzysza.
-Ta… - odpowiedział bez emocji
zaciągając się papierosem. On znów siedział w samych bokserkach – i co ci do
tego?
-Mi? Oczywiście, że nic. To po prostu
obrzydliwe – odparł i napił się czegoś, z kubka, który wyglądał jakby nie jedno
przeszedł. Był żółty, ale porcelana była obtłuczona, a ucho było krzywo
przyklejone.
-To po co mi o tym w ogóle mówisz?
-Bo lubię słuchać dźwięku swojego głosu.
Shizuo przyjął to za jedyne, racjonalne
wytłumaczenie i strząsnął popiół na stojącą na oparciu fotela popielniczkę.
-Nic ciekawego w tej telewizji… -
warknął spoglądając na migoczące obrazy na szklanym ekranie.
-Po prostu jesteś mało interesującym
człowiekiem… to i nic cię nie interesuje – odparł zeskakując z parapetu – Ale
swoją drogą czego tu chcieć o czwartej rano?
-Rozrywki? – odpowiedział pytaniem na
pytanie wysoko unosząc brwi – Idziesz już?
-No tak. Myślisz, że ile mogę siedzieć w
tej zatęchłej norze?
-Myślałem że jeszcze… - zaczął błądząc
wzrokiem gdzieś po ścianach, szukając słów, albo wprost przeciwnie, chcąc ukryć
to, co chciał powiedzieć.
-Chcesz jeszcze raz? – Izaya zaśmiał się
i płynnym, sprężystym krokiem w mgnieniu oka znalazł się przy nim, a za moment
już siedział mu na kolanach – Tak Shizu-chan? Chcesz jeszcze raz?
Heiwajima warknął pod nosem jakby chciał
go przestraszyć, zmusić, żeby z niego z szedł, ale tak naprawdę ani wcale tego
nie chciał, ani też nie myślał, że się tym przestraszy.
-Chcę. Wiesz, że chcę – odparł od razu
kładąc dłoń na jego biodrze.
-Wiem… w sumie… to ty zawsze chcesz.
-Nie powinno cię to już dziwić - położył
jedną dłoń z tyłu głowy Izayi i zaczął ją ku sobie przyciągać.
Brunet opierał się tej sile, z którą
wiedział, że nie wygra. Poddawał się z każdą chwilą, a na jego twarzy jawił się
grymas lekkiego bólu, albo żalu, a zarazem miał uśmiech na wargach. Przyglądał
się towarzyszowi spod lekko przymkniętych powiek tak długo, póki mu nie uległ
całkowicie.
Wtedy też Shizuo bez zbędnego
przeciągania wsunął mu język pomiędzy wargi i rozpoczął żarliwe badanie wnętrza
jego ust. Naciskał językiem język, wymuszając ruch kochanka.
Izaya po chwili sam się do niego przysunął,
opierając cały ciężar ciała na blondynie. Palcami zaczął muskać jego nagi tors
pokryty delikatnymi bliznami, które ciągnęły się po jego ciele jak sieć
grubych, twardych nici. Pamiątki po różnych walkach, również tych z nim.
Sam również nie był bez skazy, miał na
ciele mnóstwo śladów po stłuczeniach i otarciach, kilka blizn.
Pod tym względem pasowali do siebie, ale
tylko pod tym.
Shizuo objął go pewnie w pasie i lekko
przechylił na bok żeby pogłębić pocałunek.
Orihara przymknął oczy przestając się
opierać i całkowicie oddał się pocałunkowi. Palce wplątał w blond włosy
kochanka, szarpiąc je okrutnie jakby z desperacją.
Nienawidzili tego, co robią, tak bardzo
jak nienawidzili siebie nawzajem. Brzydziło ich to, a jednocześnie nie
potrafili z tym przestać.
Fotel był mały i ciasny. Igraszki na nim
były bardzo utrudnione. Izaya nie mógł nawet oprzeć obu kolan o siedzisko,
dlatego przełożył nogi przez oparcia na łokcie rozkładając przez to szeroko
nogi.
To akurat bardzo spodobało się Shizuo,
który położył mu obie dłonie na pośladkach i przyciągnął go tak, że obaj otarli
się o swoje męskości.
Heiwajima syknął, a Orihara
westchnął.
To było obrzydliwe, to jak bardzo do
siebie lgnęli, jak ich ciała ze sobą współgrały, jak bardzo potrafili podniecić
się sobą nawzajem.
-Masz w sobie to co wcześniej zostawiłem
w tobie...? - mruknął Heiwajima łapiąc mocno w garść pośladek Orihary i
ściskając go tak mocno, że w jednej chwili zrobiły tam czerwony ślad podobny do
krwiaka.
Izaya syknal, ale nie kazał mu
przestawać.
-Sprawdź... - szepnął mu prosto do ucha
i docisnął się mocniej.
Nawet nie musiał tego mówić na głos,
zaraz poczuł jak od razu dwa palce się w niego zagłębiają. Zagryzł dolną wargę
i odrzucił głowę do tyłu, tak jakby przez moment chciał zobaczyć, co się tam
dzieje, ale zrezygnował i pozostał w pół ruchu.
-Masz... - odparł chrapliwie Shizuo
wyszczerzając zęby w chorym zadowoleniu i wypuścił resztę powietrza z płuc
owiewając gorącym oddechem szyję bruneta.
Następnie nacisnął mocno palcami na jago
prostatę sprawiając, że ciało Orihary
zaczęło go słuchać, drżało i skręcało się tak jak tego chciał. Mógłby w tamtej
chwili po prostu wejść, bo Izaya robił się w takich momentach bardzo wrażliwy.
Drażniło go to jak dobrze znał jego
reakcje, to jak się zachowuje. Znał jago minę, podczas takich sytuacji.
-Wkurzające - mruknął do jago ucha, gdy
po raz kolejny to sobie uświadomił.
-Zamknij się - westchnął Izaya
poprawiając się.
Shizuo odpowiedział jedynie warknięciem
i wyciągnął z niego palce. Nie potrzebował długich pieszczot, był dalej gorący
i rozciągnięty po ich ostatnich zabawach.
Izaya posłał mu spojrzenie pełne
zawiści. Nie trzeba było być geniuszem, by wiedzieć, że chce aby kontynuował.
Ten jednak miał już inne plany. Nie
potrafił być czuły, ani cierpliwy, szybko przechodził do rzeczy. Wyciągnął na
wierzch swoje przyrodzenie, które było już twarde i całkiem gotowe do
działania.
-Bez zbędnych formalności.. Jak zawsze...
- powiedział Izaya spoglądając na to tak jakby miał zaraz zwymiotować.
A jednak mimo to nie mógł się
powstrzymywać, chęć tego, żeby poczuć go znów w sobie była zbyt wielka, żeby
nawet on mógł ja przezwyciężyć. Uniósł swoje biodra żeby zaraz się na niego
nabić, sapiąc przy tym.
-Szybki numerek Shizu-chan... - jęknął
czując go z każdą sekunda głębiej w sobie - nie mam za dużo czasu...
-zamknij mordę! - docisnął go siebie
wchodząc od razu po same jądra. Chęć bycia w nim, posuwania go i dla niego była
zbyt wielka. Uczucie ciasności ciepła było dla niego najlepszym na świecie.
Doskonale je znał, ale pragnął więcej, częściej, bardziej, mocniej.
Z gardła Orihary wydarł się przeraźliwy
krzyk, a mięśnie w całym jago ciele się spięły nadając jago ciału dziwny,
powykręcany, groteskowy wygląd.
-Za mocno - wysapał starając się złapać
oddech i uporządkować myśli, które w jednej chwili rozsypały się jak połączone
szkło.
-Przyzwyczaisz się... Jak zwykle -
odparł i dotknął nosem jego szyi i wykonał taki ruch jakby chciał wgryźć mu się
w szyję, ale skończyło się jedynie na gorącym, pełnym żądzy pocałunku.
Miał rację. Orihara nie znosił tego, że
miał rację i faktycznie minęło kilka chwil, a samo uczucie pełności, które na
początku sprawiało mu ból, przestało wystarczać. Chciał więcej. Poczuć go
wyraźniej. Sam poruszył biodrami chcąc znów tego zaznać. Shizuo szybko
przyszedł mu z pomocą. Kładąc dłonie na jego udach i zaczął go podnosić i
opuszczać na siebie. Blondyn oddychał ciężko, przypominało to wark czy pomruki
dzikiego zwierza. Bestii.
To, że czuli się przy sobie tak
dobrze było w gruncie rzeczy okropnym uczuciem. Myśl o zbliżeniu napawała ich
odraza, a jednocześnie podniecała. A sam stosunek był paskudnie dobry.
Nikt nie potrafił dogodzić Izayi tak jak
Shizuo, a z drugiej strony seks z nikim tak nie odpowiadał Shizuo jak ten z
Izaya.
Ale z całych sił nienawidzili siebie i
tego co robią. Uznawali to obaj za okropne, niestosowne. Na samą myśl ich
mdliło, ale było tak dobrze.
Ich ciała same do siebie przylgnęły usta
całkowicie zwarły się w namiętnym pocałunku, by zaraz się rozłączyć by pozwolić
złapać im wyczekiwany oddech, pozwolić na jęk, krzyk i sapnięcie pełne gorącej
przyjemności. A potem znów nie dać im wypowiedzieć słowa.
Koszula, która Izaya miał na sobie nie
stanowiła problemu. Podciągnięta do góry, miała porozpinane guziki i wyglądała
niechlujnie, ale pozwalała na to, żeby nagie torsy obu mężczyzn ocierały się o
siebie. W tym czasie ich ruchy ze sobą współgrały. Bezwstydnie oddając hołd
ciałom, których tak bardzo nienawidzili.
Odgłosy seksu, oddechów, jęków,
uderzających o siebie spoconych ciał i ciche, jakby pełne cierpienia
skrzypienie fotela wypełniły całe pomieszczenie.
-Shizu-chan... - odezwał się Izaya i
zaraz potem mocno zacisnął zęby gdy cały jago świat stracił znaczenie.
Orihara nie potrafił nikogo udawać tylko
wtedy, gdy dochodził, doprowadzony przez niego. W takich chwilach nie zakładał
żadnej maski, nie kontrolował swojej mimiki, zapomniał kim jest zupełnie
skupiony na twardym członku partnera, który ocierając się po raz kolejny o jago
delikatne ścianki dawał mu tyle przyjemności.
Heiwajima z kolei na jeden moment tracił
swoją siłę, wkładając jej resztki w jedno mocne, kończące wszystko pchnięcie, a
potem na jedną chwilę stawał się człowiekiem. Zwykłym człowiekiem.
Przez jeden moment, raz na jakiś czas.
Spotkania jednego parszywego człowieka i potwora w ludzkiej skórze kończyło się
spotkaniem dwojga zwykłych ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz