sobota, 24 marca 2018

Shizaya

Ohayo!

Tak jakby dziś stuknęły mi 5 lat odkąd ten blog istnieje.
Zdaje sobie sprawę, że niewielu ludzi tutaj już zagląda, ale jakoś nie mam serca usunąć tego bloga, więc on tak sobie wisi... zapycha i od czasu do czasu dalej coś na nim publikuje :)
Było kilka osób, które czekały na kolejne opowiadanie Shizayi, więc oto i one :)

Bezwstydnie


Na świecie istnieją dwa typy parszywych ludzi. Pierwszy z nich to ten, po którym z miejsca widać, że jest parszywy. Jego zachowanie, wygląd a nawet sposób mówienia na to wskazują. Patrząc na takiego człowieka nie miało się wątpliwości, że właśnie zrobił coś złego, albo co gorsza dopiero to planował.
Właśnie taki typ ludzi podobał się Izayi - szczerzy ludzie. Prawdziwie szczerzy. Jak to ich nazywał. Z kolei sam on należał do drugiego sortu parszywych ludzi. Ten, pomimo, że się uśmiechał, knuł coś. A i ten uśmiech nie zawsze znaczył to samo. Miał całą gamę swoich uśmiechów. Raz był przyjazny, a raz drwiący. Nigdy nie wiadomo, co właściwie myślał. Ponadto nie wiadomo było, który z nich jest jego szczerym, prawdziwym uśmiechem. Nie wiadomo było, kiedy był sobą. Nikt tego nie wiedział.
A główną przyczyną tego było to, że każdy z nich był prawdziwy. Za każdym razem uśmiechał się prawdziwy Orihara Izaya i za każdym razem był sobą. Sobą o tysiącu twarzach. Nigdy nie zakładał masek. To był po prostu on. Sam Izaya, jedyny i niepowtarzalny. 
Istniały też dwa rodzaje potworów. Jedne to te zwyczajne bestie, jedne owłosione, inne gołe, bezgłowe albo z wieloma głowami i odnóżami, krwiożercze potwory o całej palecie ostrych zębów i pazurów, których wygląd budzi strach, a samo spojrzenie sprawia, że człowiek nie może się ruszyć. Jeśli chodzi o nich nikt nie ma wątpliwości, że nie należy się do nich zbliżać.
Właśnie takie stwory lubił Shizuo, nie bał się ich, bratał się. Czuł się im bliski.
Drugi rodzaj potworów jest z pozoru… bardziej ludzki. Mają zwyczajny wygląd i nic z pozoru ich nie odróżnia od reszty społeczeństwa. Z daleka można je pomylić z normalnymi ludźmi. Jednak to ten rodzaj potworów jest bardziej niebezpieczny, bo od nich się nie ucieka, na początku nie odczuwa się przed nimi lęku, a jednak mogą skrzywdzić. Shizuo właśnie należał do takiego rodzaju potwora.
Tak się składa, że zarówno parszywi ludzie, którzy nie wyglądali na parszywych i potwory nie wyglądający jak potwory nienawidzili się z całego serca.
A jednak pomimo nienawiści, której nie szczędzili sobie nawzajem i bez skrępowania ją okazywali, coś ich do siebie ciągnęło. Jeden nie mógł żyć bez drugiego, Ani bez niego umrzeć. Chory, zabójczy i odrażający układ bez którego nie mogli by istnieć i którego nie znosili do granic możliwości. Nienawiść mieszała się ze wzajemną fascynacją, magnetyzm, który przyciągał do siebie tak różne osobowości.

-To chyba uzależnienie… - powiedział Orihara siedząc jedynie w samej białej koszuli, na parapecie okna i spoglądał z odrazą na blondwłosego towarzysza.
-Ta… - odpowiedział bez emocji zaciągając się papierosem. On znów siedział w samych bokserkach – i co ci do tego?
-Mi? Oczywiście, że nic. To po prostu obrzydliwe – odparł i napił się czegoś, z kubka, który wyglądał jakby nie jedno przeszedł. Był żółty, ale porcelana była obtłuczona, a ucho było krzywo przyklejone.
-To po co mi o tym w ogóle mówisz?
-Bo lubię słuchać dźwięku swojego głosu.
Shizuo przyjął to za jedyne, racjonalne wytłumaczenie i strząsnął popiół na stojącą na oparciu fotela popielniczkę.
-Nic ciekawego w tej telewizji… - warknął spoglądając na migoczące obrazy na szklanym ekranie.
-Po prostu jesteś mało interesującym człowiekiem… to i nic cię nie interesuje – odparł zeskakując z parapetu – Ale swoją drogą czego tu chcieć o czwartej rano?
-Rozrywki? – odpowiedział pytaniem na pytanie wysoko unosząc brwi – Idziesz już?
-No tak. Myślisz, że ile mogę siedzieć w tej zatęchłej norze?
-Myślałem że jeszcze… - zaczął błądząc wzrokiem gdzieś po ścianach, szukając słów, albo wprost przeciwnie, chcąc ukryć to, co chciał powiedzieć.
-Chcesz jeszcze raz? – Izaya zaśmiał się i płynnym, sprężystym krokiem w mgnieniu oka znalazł się przy nim, a za moment już siedział mu na kolanach – Tak Shizu-chan? Chcesz jeszcze raz?
Heiwajima warknął pod nosem jakby chciał go przestraszyć, zmusić, żeby z niego z szedł, ale tak naprawdę ani wcale tego nie chciał, ani też nie myślał, że się tym przestraszy.
-Chcę. Wiesz, że chcę – odparł od razu kładąc dłoń na jego biodrze.
-Wiem… w sumie… to ty zawsze chcesz.
-Nie powinno cię to już dziwić - położył jedną dłoń z tyłu głowy Izayi i zaczął ją ku sobie przyciągać. 
Brunet opierał się tej sile, z którą wiedział, że nie wygra. Poddawał się z każdą chwilą, a na jego twarzy jawił się grymas lekkiego bólu, albo żalu, a zarazem miał uśmiech na wargach. Przyglądał się towarzyszowi spod lekko przymkniętych powiek tak długo, póki mu nie uległ całkowicie. 
Wtedy też Shizuo bez zbędnego przeciągania wsunął mu język pomiędzy wargi i rozpoczął żarliwe badanie wnętrza jego ust. Naciskał językiem język, wymuszając ruch kochanka. 
Izaya po chwili sam się do niego przysunął, opierając cały ciężar ciała na blondynie. Palcami zaczął muskać jego nagi tors pokryty delikatnymi bliznami, które ciągnęły się po jego ciele jak sieć grubych, twardych nici. Pamiątki po różnych walkach, również tych z nim.
Sam również nie był bez skazy, miał na ciele mnóstwo śladów po stłuczeniach i otarciach, kilka blizn.
Pod tym względem pasowali do siebie, ale tylko pod tym. 
Shizuo objął go pewnie w pasie i lekko przechylił na bok żeby pogłębić pocałunek.
Orihara przymknął oczy przestając się opierać i całkowicie oddał się pocałunkowi. Palce wplątał w blond włosy kochanka, szarpiąc je okrutnie jakby z desperacją.
Nienawidzili tego, co robią, tak bardzo jak nienawidzili siebie nawzajem. Brzydziło ich to, a jednocześnie nie potrafili z tym przestać.
Fotel był mały i ciasny. Igraszki na nim były bardzo utrudnione. Izaya nie mógł nawet oprzeć obu kolan o siedzisko, dlatego przełożył nogi przez oparcia na łokcie rozkładając przez to szeroko nogi.  
To akurat bardzo spodobało się Shizuo, który położył mu obie dłonie na pośladkach i przyciągnął go tak, że obaj otarli się o swoje męskości. 
Heiwajima syknął, a Orihara westchnął. 
To było obrzydliwe, to jak bardzo do siebie lgnęli, jak ich ciała ze sobą współgrały, jak bardzo potrafili podniecić się sobą nawzajem.
-Masz w sobie to co wcześniej zostawiłem w tobie...? - mruknął Heiwajima łapiąc mocno w garść pośladek Orihary i ściskając go tak mocno, że w jednej chwili zrobiły tam czerwony ślad podobny do krwiaka. 
Izaya syknal, ale nie kazał mu przestawać. 
-Sprawdź... - szepnął mu prosto do ucha i docisnął się mocniej.
Nawet nie musiał tego mówić na głos, zaraz poczuł jak od razu dwa palce się w niego zagłębiają. Zagryzł dolną wargę i odrzucił głowę do tyłu, tak jakby przez moment chciał zobaczyć, co się tam dzieje, ale zrezygnował i pozostał w pół ruchu.
-Masz... - odparł chrapliwie Shizuo wyszczerzając zęby w chorym zadowoleniu i wypuścił resztę powietrza z płuc owiewając gorącym oddechem szyję bruneta.
Następnie nacisnął mocno palcami na jago prostatę  sprawiając, że ciało Orihary zaczęło go słuchać, drżało i skręcało się tak jak tego chciał. Mógłby w tamtej chwili po prostu wejść, bo Izaya robił się w takich momentach bardzo wrażliwy.
Drażniło go to jak dobrze znał jego reakcje, to jak się zachowuje. Znał jago minę, podczas takich sytuacji.
-Wkurzające - mruknął do jago ucha, gdy po raz kolejny to sobie uświadomił. 
-Zamknij się - westchnął Izaya poprawiając się. 
Shizuo odpowiedział jedynie warknięciem i wyciągnął z niego palce. Nie potrzebował długich pieszczot, był dalej gorący i rozciągnięty po ich ostatnich zabawach.
Izaya posłał mu spojrzenie pełne zawiści. Nie trzeba było być geniuszem, by wiedzieć, że chce aby kontynuował.
Ten jednak miał już inne plany. Nie potrafił być czuły, ani cierpliwy, szybko przechodził do rzeczy. Wyciągnął na wierzch swoje przyrodzenie, które było już twarde i całkiem gotowe do działania. 
-Bez zbędnych formalności.. Jak zawsze... - powiedział Izaya spoglądając na to tak jakby miał zaraz zwymiotować.
A jednak mimo to nie mógł się powstrzymywać, chęć tego, żeby poczuć go znów w sobie była zbyt wielka, żeby nawet on mógł ja przezwyciężyć. Uniósł swoje biodra żeby zaraz się na niego nabić, sapiąc przy tym.
-Szybki numerek Shizu-chan... - jęknął czując go z każdą sekunda głębiej w sobie - nie mam za dużo czasu...
-zamknij mordę! - docisnął go siebie wchodząc od razu po same jądra. Chęć bycia w nim, posuwania go i dla niego była zbyt wielka. Uczucie ciasności ciepła było dla niego najlepszym na świecie. Doskonale je znał, ale pragnął więcej, częściej, bardziej, mocniej. 
Z gardła Orihary wydarł się przeraźliwy krzyk, a mięśnie w całym jago ciele się spięły nadając jago ciału dziwny, powykręcany, groteskowy wygląd.
-Za mocno - wysapał starając się złapać oddech i uporządkować myśli, które w jednej chwili rozsypały się jak połączone szkło. 
-Przyzwyczaisz się... Jak zwykle - odparł i dotknął nosem jego szyi i wykonał taki ruch jakby chciał wgryźć mu się w szyję, ale skończyło się jedynie na gorącym, pełnym żądzy pocałunku.
Miał rację. Orihara nie znosił tego, że miał rację i faktycznie minęło kilka chwil, a samo uczucie pełności, które na początku sprawiało mu ból, przestało wystarczać. Chciał więcej. Poczuć go wyraźniej. Sam poruszył biodrami chcąc znów tego zaznać. Shizuo szybko przyszedł mu z pomocą. Kładąc dłonie na jego udach i zaczął go podnosić i opuszczać na siebie. Blondyn oddychał ciężko, przypominało to wark czy pomruki dzikiego zwierza. Bestii.
 To, że czuli się przy sobie tak dobrze było w gruncie rzeczy okropnym uczuciem. Myśl o zbliżeniu napawała ich odraza, a jednocześnie podniecała. A sam stosunek był paskudnie dobry. 
Nikt nie potrafił dogodzić Izayi tak jak Shizuo, a z drugiej strony seks z nikim tak nie odpowiadał Shizuo jak ten z Izaya. 
Ale z całych sił nienawidzili siebie i tego co robią. Uznawali to obaj za okropne, niestosowne. Na samą myśl ich mdliło, ale było tak dobrze. 
Ich ciała same do siebie przylgnęły usta całkowicie zwarły się w namiętnym pocałunku, by zaraz się rozłączyć by pozwolić złapać im wyczekiwany oddech, pozwolić na jęk, krzyk i sapnięcie pełne gorącej przyjemności. A potem znów nie dać im wypowiedzieć słowa. 
Koszula, która Izaya miał na sobie nie stanowiła problemu. Podciągnięta do góry, miała porozpinane guziki i wyglądała niechlujnie, ale pozwalała na to, żeby nagie torsy obu mężczyzn ocierały się o siebie. W tym czasie ich ruchy ze sobą współgrały. Bezwstydnie oddając hołd ciałom, których tak bardzo nienawidzili. 
Odgłosy seksu, oddechów, jęków, uderzających o siebie spoconych ciał i ciche, jakby pełne cierpienia skrzypienie fotela wypełniły całe pomieszczenie. 
-Shizu-chan... - odezwał się Izaya i zaraz potem mocno zacisnął zęby gdy cały jago świat stracił znaczenie. 
Orihara nie potrafił nikogo udawać tylko wtedy, gdy dochodził, doprowadzony przez niego. W takich chwilach nie zakładał żadnej maski, nie kontrolował swojej mimiki, zapomniał kim jest zupełnie skupiony na twardym członku partnera, który ocierając się po raz kolejny o jago delikatne ścianki dawał mu tyle przyjemności. 
Heiwajima z kolei na jeden moment tracił swoją siłę, wkładając jej resztki w jedno mocne, kończące wszystko pchnięcie, a potem na jedną chwilę stawał się człowiekiem. Zwykłym człowiekiem. 
Przez jeden moment, raz na jakiś czas. Spotkania jednego parszywego człowieka i potwora w ludzkiej skórze kończyło się spotkaniem dwojga zwykłych ludzi. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz