wtorek, 24 marca 2015

Shizuo x Izaya (To już 2 lata razem!)

Tak moi drodzy, aż trudno w to uwierzyć, ale jestem z Wami już dwa lata.
Dwa cudowne lata pisze dla Was zboczone opowiadania.

Wiem, że akurat ten rok nie był zbyt obfity jeśli chodzi o ilość opowiadań, ale mam nadzieję, że choć ociupinkę nadrabiam to jakością.

Muszę się przyznać, że przez te dwa lata były dla mnie momenty lepsze i gorsze, czasem nie chciało mi się pisać, a czasem wena aż wyrywała mi się z piersi i kazała palcom poruszać się na klawiaturze.

Nie mam zamiaru znów pisać długich i nudnych wywodów co wydarzyło się przez ten rok.

Wiedzcie tylko, że jestem przeogromnie dumna, że udaje mi sie ciągnąć coś już tak długo.
I pomimo tego, iż wiem, że są setki tysięcy lepszych opowiadań niż moje. Bardziej prawdziwych i lepiej napisanych. To jednak musicie wiedzieć Moi Drodzy Czytelnicy, że to co ja piszę, płynie prosto z mojego serca, to są moje fantazje i wyobrażenia, czasami sama chciałabym się czuć jak bohaterowie moich opowiadań, a czasem zupełnie na odwrót - współczuję im i sama mam ochotę przygarnąć ich do siebie i pocieszyć.

Oczywiście rocznica nie może obejść się bez podzięmowań.
DZIĘKUJĘ mojej siostrze, becie, i edytorce za pomysły, korektę a przede wszystkim za to, że nie boi się mnie zrugać, gdy mam naprawdę kiepski pomysł. I może nie zawsze jej sie słucham, to jednak bez niej tak daleko to wszystko by nie zapełzło
DZIĘKUJĘ mojemu chłopakowi, za to, że jest moim awaryjnym betą, a przede wszystkim za to, że chce mu się czytać moje wypociny a w niektóre nawet całkiem się wkręca. I pomimo tego, że nie zawsze znoszę krytykę z jego strony, to nie boi się wytknąć mi błędów.
DZIĘKUJĘ Wam Moi Czytelnicy, bez Was nie miałabym dla kogo pisać. Gdyby nie Wy prowadzenie bloga nie miałoby sensu. dziękuję, że potraficie zwrócić mi uwagę, gdy popełniam błędy. dziękuję, że komentujecie podnosząc mnie na duchu. Dziękuję Wam za to, że jesteście!

Ach... ależ rzewnie się zrobiło
Cóż, przygotowałam dla Was kolejne opowiadanie rocznicowe. Oczywiście, że z Shizayą, ta parka dała życie temu blogowi, więc on nigdy nie będzie mógł się bez niej obejść. Ona już zawsze będzie tutaj gościła.

Jeszcze raz dziękuję i zapraszam do czytanie :)



Samotność wśród gwiazd
                Mrok mógł jedynie próbować utulić to miasto do snu. Jednak pomimo tego, że słońce zaszło już wiele godzin temu, to miejsce za nic nie chciało pójść spać. Ikebukuro, nigdy nie śpi. Rozświetlają je tysiące gwiazd migoczących z okien wieżowców. Na niebie nie było ani jednego światełka, za to na ziemi świeciło ich aż za wiele. Migotały wszelkimi kolorami tęczy od lśniącej bieli przez jaskrawą zieleń po ledwie tlącą się czerwień. To one nie pozwalały spać, wzywały do siebie. Gdy człowiek zamknął oczy, słyszał ich cichy szept: „chodź pobaw się z nami”. Jednak ile by się z nimi nie bawił, zawsze czuł taki przejmujący chłód pustki. One były samotne, a człowiek wraz z nimi. Poszukiwał czegoś wśród nich czegoś, co być może nigdy nie istniało.

                Izara również go słyszał, ten wzywający go szept. Każdego wieczora, gdy tylko słońce znikało za horyzontem, nie potrafił się oprzeć uczuciu, które kazało mu za każdym razem opuszczać mury przytulnego mieszkanka i zapuszczać się w najgłębsze zakamarki tej dzielnicy.
                Każdego dnia wyruszył na poszukiwanie czegoś, sam nie wiedział, czego. Nie lubił siedzieć sam w czterech ścianach. On potrzebował tego ulotnego czegoś, nowych doznań, aby coś się wokół niego działo. Odnaleźć to.
Setki razy przemierzał te uliczki. Znał każdy kamień, każde pęknięcie na chodniku już na pamięć. Mógłby chodzić tutaj z zamkniętymi oczami. Kochał zapach tego miejsca: spalin, taniego jedzenia, cuchnących śmieci i kanałów. Taki durzący i nie do zniesienia.
Podczas jednej ze swoich conocnych przechadzek natknął się na kogoś znajomego. Często się na niego natykał. Czasem tego chciał, a czasem tak jak teraz, wolał tego uniknąć.
Przystanął i przez chwilę zastanowił się nad tym, czy powinien zwrócić jego uwagę na siebie. Zazwyczaj tak by zrobił, ale tego dnia było inaczej. Był zmęczony, tak jakby znużyło go to ciągłe poszukiwanie czegoś. Chciał zwolnić na tą chwilę, złapać oddech i przestać ciągle i cięgle uciekać i gonić. Może tym, czego od tak dawna szukał był spokój? Zwyczajny ludzki spokój. Żeby czasem naturalnie się ponudzić.
Heiwajima stał na wielkich betonowych schodach, miej więcej w ich połowie. Swoim czarno-białym ubraniem wyraźnie odznaczał się na tle całej szarości. Spokojnie popalał sobie papierosa oparty o barierkę, tak jakby kompletnie nic go nie obchodziło, jakby nigdy nie gonił, nie uciekał. Był taki spokojny, czasem mu się to zdarzało, ale teraz było jakoś inaczej. Tkwił w zamyśleniu, niby o niczym konkretnym, a jednak o ważnym. Patrzył na coś w oddali, ale chyba nie było to nic realnego. Mglisty miraż marzeń, a może wspomnień? Tylko on to widział.
W jednej chwili to właśnie ten stan Shizuo zaciekawił Izayę. Zwinie jak kot podbiegł, przeskoczył barierkę i ustał na szczycie schodów. Stanął przed nim, ukazał się mu. Był zaciekawiony, a może po prostu czuł się samotny? Chwilę zajęło nim został zauważony.
-Czołem Shizu-chan! – niemalże wyśpiewał.
                -Jeszcze ciebie tu brakowało – wyrzucił niedopałek i wcisnął ręce do kieszeni.
                -Co jest? Wyglądasz tak, jakbyś o czymś myślał, a przecież to nie możliwe… - przekręcił głowę w bok, szczerząc się wrednym wyrazem.
                -Pierdol się – odwrócił od niego ostentacyjnie wzrok.
                -Może jak znajdę kogoś miłego, to skorzystam z twojej rady – rozłożył szeroko ręce i zszedł kilka schodków w dół.
                -Izaya, ty draniu – splunął w bok i spojrzał na niego zza ciemnych okularów, nie wyjmując rąk z kieszeni.
                -Co tam, Shizu-chan? – chwycił się barierki, gotów w mgnieniu oka ją dyskretnie przeskoczyć.
                -Nie mam ochoty się dziś za tobą uganiać.
                -A to dopiero niespodzianka! – zatrelił uśmiechając się szeroko.
                -Zamknij się – przewrócił oczyma.
                -Ostatnio nudno tu, co nie? – rozluźnił odrobinę wszystkie mięśnie.
                -Tak sądzisz? Ja nazwałbym to spokojem – zaczął powoli się wspinać.
                Orihara drgnął do tyłu, chciał uskoczyć. Uciec, znów uciec. Tak jak zawsze pobiec i unikać ciosów.
                -Nie uciekaj… - powstrzymał go Shizuo, tak jakby czytał w jego myślach, wiedział co zamierza zrobić.
                -Nie jestem głupi. Dobrze wiem, że wtedy ty mnie…
                -Nie… Nie tym razem.
                -A, co ci odbiło? Naćpałeś się czy jak? – nie wierzył mu ani trochę, więc sam zrobił kilka kroków do góry.
                -Nazywaj to jak chcesz… - przystanął i spojrzał w niebo – Dlaczego tutaj nie widać gwiazd – mruknął bardziej do siebie.
                -W mieście jest za jasno, żeby je zobaczyć.
                -Oho… Pan-Ja-Wszystko-Wiem znów się odezwał.
                -Sam pytałeś – rozłożył szeroko ręce.
                -Eh… nieważne… Izaya… – zrobił gwałtowny ruch w jego stronę.
                Orihara oddalił się bardziej. Pogłębił dystans ich dzielący. Jednocześnie sunąc ręką po barierce, gotów ją przeskoczyć.
                -Nie uciekaj… - powiedział nad wyraz spokojnie Heiwajima.
                -Żeby spotkało mnie to, co zazwyczaj? Chyba podziękuję – zadrwił, ale więcej już nie drgnął.
                Shizuo podszedł do niego w kompletnej ciszy i zmierzył wzrokiem od góry do dołu. Brunet nie uciekł tym razem, jednak całym sobą gotowy był do działania.
                -To do ciebie naprawdę niepodobne. Urządzać sobie pogawędki w środku nocy. I to ze mną? Czy coś się zmieniło? – Orihara przechylił głowę w bok, patrząc na niego z góry.
                -Nie wydaje mi się – powiedział chłodno, wyciągając rękę w jego stronę. Izaya podskoczył dwa stopnie wyżej –Nie uciekaj. Masz moje słowo, że tym razem wyjdziesz z tego cało.
                -Twierdzisz, że mam ci tak, po prostu zaufać? Tyle lat szarpania… ganiania… bicia… cięcia… krzyczenia… wyzywania… - zaczął wyliczać.
                -Tyle lat – sparafrazował chwytając go mocno za rękę.
                Tym razem, już nie udało mu się umknąć, chociaż próbował znów dać susa do tyłu, został ściągnięty w dół.
                No przecież wiedziałem, że nie mogę mu ufać.
                Myślał, gdy czuł, jak traci równowagę i zostaje przyciągnięty do blondyna. Mało tego, opadł nawet kilka schodków w dół. Tak jakby jego stopy nie chciały się trzymać podłoża. Teraz to on stał stopień niżej. Jednak nie miał czasu zastanowić się nad położeniem, w którym się znajduje, skoro głowę w tej chwili zaprzątał mu fakt, iż jego ramiona tkwią w żelaznym uścisku, a usta Shizuo właśnie dotykają jego warg. To była naprawdę dziwna sytuacja. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i skamieniał na amen. Nigdy nie potrafił zrozumieć tego człowieka, teraz też nie mógł
                Heiwajima puścił bruneta, który zachwiał się a nie przewrócił się tylko i wyłącznie, dlatego, że złapał się w ostatniej chwili barierki. Serce w jednej chwili przyspieszyło mu dziesięciokrotnie. Takiego uczucia nie czuł już dawno, naprawdę dawno.
                -Co to miało być? – zapytał starając się uśmiechnąć, ale nie był to jego zwyczajny uśmiech, tylko coś innego.
                -A, na co ci to wyglądało? – stał niewzruszony.
                -Na pocałunek… Nie wiem tylko…
                -Nie podobało ci się?
                -Shizu-chan… czy ty ze mną flirtujesz? – zażartował.
                -Chyba tak… - podrapał się po nosie.
                Orihara zupełnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Z resztą nie wiedział już, czego kompletnie się spodziewać.
                -To naprawdę…
                -Dziwne?
                -Acha…
                -Też tak sądzę – podszedł bliżej i złapał się barierki po obu stronach bruneta. Odgradzając go od drogi ucieczki.
                -A, co będzie dalej? – spojrzał mu w oczy.
                -Nie wiem… Ja po prostu nie miałem dziś ochoty cię ganiać…
                -A ja nie miałem dziś ochoty uciekać…
                Jak na zawołanie, zbliżyli ku sobie swoje usta i oddali się dzikiemu, namiętnemu pocałunkowi, w którym to każdy z nich walczył od dominację. A żaden z nich, nie chciał dać drugiemu satysfakcji. Obaj chcieli zwyciężyć w tej wyrównanej walce.
                -Dokąd nas to zaprowadzi? – zapytał Izaya, gdy zrozumiał, że ta walka pozostanie nierozstrzygnięta.
                -Zakładam, że do łóżka – dotknął ustami jego podbródka, a potem szyi.
                -Tak sądzisz? – czuł, że się rozpływa, i co najdziwniejsze nie przeszkadzało mu to, że w tej chwili jest zupełnie bezbronny jak małe dziecko.
-Właśnie tak sądzę.
Shizuo spojrzał mu w oczy, tak głęboko, iż Izaya miał wrażenie, że właśnie zagląda do jego umysłu, do najgłębszych zakamarków jego mózgu, czytając w nim jak w otwartej księdze. Dodatkowo blondyn ułożył dwie, wielkie silne dłonie z tyłu Orihary, zgniatając materiał czarnej bluzy i przyciągając ciało bruneta gwałtownie do siebie, jakby właśnie tym gestem chciał pokazać, że zaczął go traktować jak swoją własność. A następnie ponownie złączył swoje i jego wargi.

***
                Ciężar ciała Shizuo tak bardzo przytłaczał Izayę, można by było pomyśleć, że to właśnie te kilogramy pozbawiały go tchu, ale było to coś zgoła innego. Orihara leżał na plecach z udami zaciśniętymi na miednicy blondyna. W każdym najdrobniejszym ruchu słyszał jak pościel tuż pod jego głową szeleści. Cichutkie odgłosy, które bez jego woli wydobywały się z jego gardła, bardzo go zawstydzały, a jednakże nie mógł ich powstrzymać. Jego oba nadgarstki uwięzione były w potężnym uścisku, Heiwajimy, więc jedyne, co mógł zrobić z rękami, to zaciskać pięści, ile sił mu starczyło. Uczucie rozpychania go od środka, dawało mu tyle satysfakcji, że w tej chwili nie obchodziło go nic innego. Tylko te ruchy, te pchnięcia, te doznania. Odchodził od zmysłów, gdy usta blondyna dotykały jego skóry i gdy palce pieściły jego uda, brzuch i klatkę piersiową.
        -Cholera… Musisz robić takie miny…? –odezwał się Shizuo bez przerywania tego, co robił, sapiąc ciężko.
-Jakie miny…? – odpowiedział mu pytaniem na pytanie otwierając tylko jedno oko.
-Właśnie te… - musnął jego usta swoimi – Są bardzo podniecające… - wsunął mu koniuszek języka do ust.
Ich nagie ciała ocierały się o siebie namiętnie, doprowadzając do obłędu i wzbudzając jeszcze większe pożądanie. Każda najdrobniejsza blizna na skórze była doskonale wyczuwalna, a i ich tętna szalały, oddechy nierówne i urwane zdawały się tak idealnie ze sobą współgrać w tym chaosie
Izayi nie obchodziło w tej chwili, co będzie dalej, co będzie jutro, za godzinę, za chwilę. To wszystko było tak nierealne, ale chciał się temu oddawać nawet, jeśli miałby to być tylko sen to chciał się w nim zatracić i zapamiętać go do końca życia. Był aż tak realny, ale tak wspaniały, że nie chciał się budzić.
Chociaż ciężko mu się oddychało a ruchy, Shizuo były brutalne, gwałtowne i sprawiały ból, jego ręce ściśnięte w dłoniach tego potwora bolały i mrowiły, to było mu tak dobrze jak jeszcze nigdy wcześniej z nikim. Tak jakby właśnie zrozumiał, że to właśnie to, że tak powinno być i tak jest dobrze.
Jednak nie myślał o tym, co będzie dalej nawet wtedy, gdy zaczynał czuć, że rozkosz zaczyna osiągać swój szczyt i za moment kompletnie straci nad sobą panowanie.
-Shizu-chan… – powiedział dziwnym głosem, prawie płaczliwym.
Najchętniej wyrwałby swoje dłonie z tego żelaznego uścisku i wbił paznokcie w plecy, Heiwajimy przyciskając go do siebie jeszcze mocniej, ale nie miał tyle siły
-Ja pierdole... Izaya... Jak dobrze... - warknął Shizuo i wbił zęby w szyję bruneta.
Orihara zdawał sobie sprawę skąd wzięła się ta reakcja. Sam czuł jak bardzo jego mięśnie zaciskają się na członku blondyna. W chwili, gdy rozkosz przelała czarę i jego ciałem wstrząsnął dreszcz wypełniając go tak błogim uczuciem, że zaczął jęczeć zupełnie bez kontroli. Uda jeszcze mocniej zacisnął na biodrach kochanka. Zupełnie odpływając do innego świata odchylił głowę w bok i rozejrzał się po pokoju, ciemność zaczęła już się rozpraszać, nadchodził ranek. Gwiazdy za oknem powoli zaczynały gasnąć teraz, co innego było źródłem światła. Nastawał nowy dzień.
Dopiero, gdy powrócił wzrokiem na twarz Shizuo, a jego nadgarstki zostały uwolnione, zrozumiał, że nie był jedynym, który doszedł, nawet tego nie zauważył, zdecydowanie był zbyt zajęty tym jak jemu samemu jest bardzo dobrze. Miał ochotę się zaśmieć z tej sytuacji, ale na jego ustach pojawił się jedynie szeroki uśmiech. Był tak błogo zmęczony, najchętniej wtuliłby się w te silne ramiona i poszedł spać. Tylko, że dopiero teraz zaczął myśleć o tym, co będzie. Chyba powinien jak najszybciej stąd uciec, tak sądził, ale nie miał na to sił, a tym bardziej ochoty. Poruszył lekko zdrętwiałymi dłońmi, powoli opuścił nogi, poczuł jak coś wylatuje spomiędzy jego pośladków. Przygryzł wargi przez to uczucie, tak bardzo zawstydzające, ale i ujmujące.
-Izaya to było... - odezwał się Shizuo.
-Dziwne?
-Nie... Zajebiste – nie pozwalając nic mu powiedzieć pocałował go tak namiętnym i brutalnym sposobem, że Orihara ledwo zdążył złapać oddech, a potem poczuł smak swojej, albo jego krwi.
-Shizu-chan... - złapał głośno powietrze. Powoli zaczął już odzyskiwać równowagę w dłoniach.
-Powtórzmy to kiedyś – pocałował go subtelnie w górną wargę i zszedł z niego.
Izaya teraz zupełnie uwolniony mógł po raz pierwszy od dłuższego czasu swobodnie odetchnąć. Podniósł ręce, jeszcze trochę go mrowiły. Przyjrzał się swoim nadgarstkom, były zasinione i bolały, wiedział jak będą wyglądać jutro, chyba ze swoją bluzą nie będzie się mógł rozstawać.
Czuł, że musi coś powiedzieć. Milczał jednak uparcie.
-Powtórzmy to jeszcze kiedyś... – głos zabrał Heiwajima wstając, żeby zapalić papierosa.
-Heh. Podobało ci się? – przetarł sobie oczy. Po tym wszystkim czuł ogromną senność.
-Nawet bardzo – stanął nad nim – A tobie?
Nie odpowiedział mu nic, uśmiechnął się jedynie bardzo wymownie, patrząc mu w oczy.
-No widzisz – ułożył się powrotem na łóżku, zaciągając się głęboko dymem z papierosa.
-No widzę… – zawinął się w kołdrę. Naprawdę miał ochotę teraz iść spać. Nie wiedział tylko czy może.
                I co dalej?
                Spojrzał w oczy Shizuo zupełnie zagubiony w tym wszystkim. Nie wiedział, czego się spodziewać. Po raz pierwszy w życiu nie miał żadnego planu działania. Okryty kołdrą aż po same uszy czekał na to, co się wydarzy.
                -A, co będzie jutro Shizu-chan? – zapytał zachrypniętym głosikiem
                -Ty mi powiedz – przeczesał mu włosy nad czołem.
                -Skąd mam wiedzieć?
                -Bo podobno wiesz wszystko – uśmiechnął się złośliwie.
                -Nie, jeśli chodzi o ciebie. Mi tylko nie chciało się dziś uciekać.
-A mi się nie chciało ciebie gonić – pocałował go w czoło.
Orihara zamknął oczy. Nie obchodziło go już, co będzie. Zastanawiał się tylko nad tym, co by było, gdyby już wcześniej odechciało mu się uciekać, a Shizu-chan nie chciało się go gonić.
-Izaya, śpisz? –zagadał Heiwajima, nie usłyszał odpowiedzi – Śpij...

KONIEC


Dziękuję jeszcze raz.
Mam nadzieję, że mały bonusik się Wam podobał :)

niedziela, 8 marca 2015

Kuroo x Oikawa (Dzień Kobiet)

Zanim  zacznę pisać w temacie notki, muszę napomknąć o ostatnich wydarzeniach, czyli o tym, że blogger zamierzał wprowadzić zmiany i zakaz publikowania obrazków o charakterze erotycznym (co swoja drogą było idiotyzmem i walką z wiatrakami, bo czasami ciężko odróżnić erotykę komercyjną od artystycznej). Jedni blogerzy zaczęli panikować, tworzyć blogi na innych portalach i kombinować, ale nic to, Gumiś zachował stoicki spokój, nie robiąc nic i wyszło mu to na dobrze, bo Blogger odwołał wszystkie zmiany :)

Dobrze, a teraz na temat notki, czyli Dnia Kobiet.

Wszystkiego najlepszego Moje Piękne Panie!
Oby szczęście Was nie opuszczało, a yaoistyczna miłość kwitła wokół Was!
Kwiatki, serduszka i jednorożce,
No z resztą wiecie same, czego Wam najbardziej potrzeba
I tego właśnie Wam, życzę!

Dzisiejsza notka będzie z postaciami z Haikyuu (anime o siatkówce)




Oikawa Tooru
kapitan drużyny Aoba Josei. Wysoki, przystojny, cudowny w każdym calu, podrywacz (wg mnie jest bi), wesoły, pogodny, potrafi wesprzeć i zmotywować swoją drużynę, bardzo inteligentny, potrafi być wredny dla osób, na których naprawdę mu zależy, ale gdy kogoś nie lubi to przyjdzie w nocy i gardło poderżnie xD Ulubiona postać Bety <3



Tetsuro Kuroo
kapitan drużyny Nekoma. Mega zajebisty koleś. Przystojny jak nie wiem, całe życie ma na głowie sleephair i nieschodzący z twarzy rapeface. poza tym jest bardzo troskliwy w stosunku do członków swojej drużyny, można odnieść wrażenie, że każdego jest w stanie wyciągnąć z najgorszego dna. Moja ukochana postać :)

A teraz słów kilka, o tym, dlaczego Kuroo x Oikawa. Cóż przyznam sama, że moje OTP z tej serii to to nie jest. Osobiście uważam, że Oikawa to Dziwka, która daje każdej i każdemu, a Kuroo ma swój harem złożony z mnóstwa bishy z HQ. Poza tym, serduszko Oikawy mimo wszystko należy do Waizumiego, a serduszko Kuroo do Kenmy (tak, nie do Tsukiego, tylko do Kenmy)

Napisałam to opowiadanie, bo po prostu chciałam napisać dokładnie coś takiego.
Nic dodać, nic ująć, ten paring był mi potrzebny. 

Ach... Całe to wprowadzenie jest chyba dłuższe, niż samo opowiadanie :P
Ale nic tam czytajcie moje Panie (i Panowie)





Dzień dobry…

               Ostry dźwięk budzika przeszył ciemność w pokoju.
                -Zamknij się! – warknął Kuroo zrzucając budzik na podłogę.
                Oikawa natomiast otworzył leniwie oczy, wyplątał się z ramion czarnowłosego i wstał powoli z łóżka. Przeczesał sobie włosy palcami i skierował swoje kroki w stronę łazienki. Nacisnął włącznik światła, gdy tylko ono rozbłysło, zasłonił sobie oczy.
Po omacku doszedł do prysznica i zaczął zdejmować z siebie piżamę, którą rzucił niedbale na dywanik. Potem wszedł pod prysznic. Minęła chwila, zanim udało mu się ustawić odpowiednią temperaturę wody. Spływający strumień po jego ciele, zaczął powoli go rozbudzać.
Już o wiele bardziej ożywiony zaczął sobie podśpiewywać pod nosem. Zamoczył całe swoje ciało i zakręcił wodę, następnie nalał na włosy dość sporą ilość szamponu do włosów i zaczął je delikatnie przeczesywać, pocierać oraz masować głowę. Gdy uznał, że jego włosy są już czyste ponownie puścił wodę i spłukał pianę. Dalej sięgnął na półeczkę po kolejny z kosmetyków, był to krem do depilacji, taki, który nie spłukuje się od razu i działa pod prysznicem, nałożył go równomiernie na całe nogi. Zajęło mu to chwilkę. Potem sięgnął po odżywkę do włosów, naniósł jej niewielką ilość na końcówki i delikatnie ją wmasował. Pozostawiając ją na głowie, wziął do ręki gąbkę i nalał na nią sporo żelu pod prysznic, żeby starannie wyszorować swoje ciało. Zaczął od szyi i powoli schodził niżej. Gdy według jego mniemania był całkowicie wyszorowany ponownie włączył wodę i spłukał z siebie nałożone kosmetyki.
Wyszedł spod prysznica i zawinął się w ręcznik, drugi zawiązał na mokrych włosach. Stanął przed lustrem i nie przestając podśpiewując pod nosem zaczął się przyglądać swojej cerze. Wziął tonik oczyszczający i wacik, zaczął oczyszczać swoja twarz. Dalej patrząc na swoją twarz nie znalazł nic, co mogłoby go zaniepokoić, ale peeling i tak przecież nie zaszkodzi. Sięgnął po niego i zaczął go wmasowywać w skórę, uważając, żeby nie nałożyć go za blisko oczu lub ust. Potem obmył twarz chłodnął wodą.
Potem wziął do ręki szczoteczkę do zębów i wycisnął na nią pastę. Zaczął szorować bardzo dokładnie zęby, nie omijając nawet najmniejszego skrawka. Po upływie około trzech minut skończył szczotkowanie i wypłukał usta. Żeby uzupełnić proces urwał kawałek nici dentystycznej i zaczął nitkować już i tak dobrze wyczyszczone białe perełki. Po zakończeniu tej czynności wziął łyk płynu do płukania ust i użył go zgodnie z jego przeznaczeniem.
Jego ciała samo z siebie już w sumie wyschło, ale i tak zaczął się dokładnie wycierać, następnie rozwiesił mokry ręcznik na wieszaku. Potem wyciągnął z szafeczki balsam do ciała i dokładnie wtarł go w swoją skórę. Zostawił tak swoje ciało, żeby krem mógł się wchłonąć. Po chwili czekania, założył na siebie szlafrok. Uwielbiał to uczucie, gdy był całkowicie czysty.
Spojrzał w lustro i uśmiechnął się do swojego odbicia. Wziął do ręki słoiczek z kremem, odkręcił go i nałożył na skórę twarzy i szyi lekko wklepując.
Zostało mu już niewiele do zrobienia. Ściągnął z głowy ręcznik i jego też zawiesił na wieszaku. Potem wyciągnął z szafki suszarkę i grzebień. Najpierw rozczesał włosy, a potem podłączył urządzenie i włączył je. Głośny dźwięk rozszedł się po całej łazience. Zaczął układać i suszyć swoje włosy. Gdy skończył nałożył na włosy odrobinę żelu, żeby fryzura na dłuższy czas pozostała taka, jaka chciał aby była.
Nie zdążył dokończyć, gdy usłyszał pukanie.
-Długo jeszcze? – usłyszał zaspany głos Kuroo.
-Wchodź, prawie skończyłem.
Tetsuro otworzył drzwi i wszedł do środka. Skrzywił się, gdy do jego nozdrzy dostał się pomieszany zapach mnóstwa kosmetyków.
-Przewietrzyłbyś tu.. – powiedział marszcząc nos.
Oikawa otworzył drzwi do łazienki i wrócił do zajmowania się swoją fryzurą.
Brunet w tym samym czasie zaczął sikać.
-Ale ulga… Całą noc to trzymałem… - powiedział z radością.
-Mógłbyś zaczekać aż wyjdę…
-Za długo czekać…
Kuroo skończył i podszedł do umywalki, żeby umyć ręce. Zasłonił w ten sposób lustro Oikawie. Potem wziął szczoteczkę do zębów, nałożył na nią pastę i szybkimi ruchami umył zęby. Następnie umył twarz w zimnej wodzie, wytarł ją ręcznikiem i sam spojrzał na swoje odbicie.
-No i jest super! – wyszczerzył zęby do swojego odbicia, zadowolony ze swojego wyglądu.
-Nienawidzę cię! – wrzasnął Tooru patrząc na bruneta nienawistnie.
-Kochasz mnie – odpowiedział mu całując go w policzek.


 KONIEC

Cóż, Beta określiła to opowiadanie mianem: jałowego. Doskonale to rozumiem, to opowiadanie nie zostało napisane, żeby pokazać jakiekolwiek uczucie, czy coś, powstało tylko, po to, żeby pokazać jam My dziewczyny musimy się starać, żeby być piękne! A moim zdaniem Oikawa nas doskonale rozumie i odzwierciedla! Ne! Ne! Nie sądzicie? 

Mam nadzieję, że ta mała komedyjka chociaż troszkę Wam się podobała :*

Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!