Dwa cudowne lata pisze dla Was zboczone opowiadania.
Wiem, że akurat ten rok nie był zbyt obfity jeśli chodzi o ilość opowiadań, ale mam nadzieję, że choć ociupinkę nadrabiam to jakością.
Muszę się przyznać, że przez te dwa lata były dla mnie momenty lepsze i gorsze, czasem nie chciało mi się pisać, a czasem wena aż wyrywała mi się z piersi i kazała palcom poruszać się na klawiaturze.
Nie mam zamiaru znów pisać długich i nudnych wywodów co wydarzyło się przez ten rok.
Wiedzcie tylko, że jestem przeogromnie dumna, że udaje mi sie ciągnąć coś już tak długo.
I pomimo tego, iż wiem, że są setki tysięcy lepszych opowiadań niż moje. Bardziej prawdziwych i lepiej napisanych. To jednak musicie wiedzieć Moi Drodzy Czytelnicy, że to co ja piszę, płynie prosto z mojego serca, to są moje fantazje i wyobrażenia, czasami sama chciałabym się czuć jak bohaterowie moich opowiadań, a czasem zupełnie na odwrót - współczuję im i sama mam ochotę przygarnąć ich do siebie i pocieszyć.
Oczywiście rocznica nie może obejść się bez podzięmowań.
DZIĘKUJĘ mojej siostrze, becie, i edytorce za pomysły, korektę a przede wszystkim za to, że nie boi się mnie zrugać, gdy mam naprawdę kiepski pomysł. I może nie zawsze jej sie słucham, to jednak bez niej tak daleko to wszystko by nie zapełzło
DZIĘKUJĘ mojemu chłopakowi, za to, że jest moim awaryjnym betą, a przede wszystkim za to, że chce mu się czytać moje wypociny a w niektóre nawet całkiem się wkręca. I pomimo tego, że nie zawsze znoszę krytykę z jego strony, to nie boi się wytknąć mi błędów.
DZIĘKUJĘ Wam Moi Czytelnicy, bez Was nie miałabym dla kogo pisać. Gdyby nie Wy prowadzenie bloga nie miałoby sensu. dziękuję, że potraficie zwrócić mi uwagę, gdy popełniam błędy. dziękuję, że komentujecie podnosząc mnie na duchu. Dziękuję Wam za to, że jesteście!
Ach... ależ rzewnie się zrobiło
Cóż, przygotowałam dla Was kolejne opowiadanie rocznicowe. Oczywiście, że z Shizayą, ta parka dała życie temu blogowi, więc on nigdy nie będzie mógł się bez niej obejść. Ona już zawsze będzie tutaj gościła.
Jeszcze raz dziękuję i zapraszam do czytanie :)
Samotność wśród gwiazd
Mrok
mógł jedynie próbować utulić to miasto do snu. Jednak pomimo tego, że słońce
zaszło już wiele godzin temu, to miejsce za nic nie chciało pójść spać.
Ikebukuro, nigdy nie śpi. Rozświetlają je tysiące gwiazd migoczących z okien wieżowców.
Na niebie nie było ani jednego światełka, za to na ziemi świeciło ich aż za
wiele. Migotały wszelkimi kolorami tęczy od lśniącej bieli przez jaskrawą
zieleń po ledwie tlącą się czerwień. To one nie pozwalały spać, wzywały do
siebie. Gdy człowiek zamknął oczy, słyszał ich cichy szept: „chodź pobaw się z
nami”. Jednak ile by się z nimi nie bawił, zawsze czuł taki przejmujący chłód
pustki. One były samotne, a człowiek wraz z nimi. Poszukiwał czegoś wśród nich czegoś, co być może
nigdy nie istniało.
Izara
również go słyszał, ten wzywający go szept. Każdego wieczora, gdy tylko słońce
znikało za horyzontem, nie potrafił się oprzeć uczuciu, które kazało mu za
każdym razem opuszczać mury przytulnego mieszkanka i zapuszczać się w
najgłębsze zakamarki tej dzielnicy.
Każdego
dnia wyruszył na poszukiwanie czegoś,
sam nie wiedział, czego. Nie lubił
siedzieć sam w czterech ścianach. On potrzebował tego ulotnego czegoś, nowych doznań, aby coś się wokół
niego działo. Odnaleźć to.
Setki razy przemierzał te uliczki.
Znał każdy kamień, każde pęknięcie na chodniku już na pamięć. Mógłby chodzić
tutaj z zamkniętymi oczami. Kochał zapach tego miejsca: spalin, taniego
jedzenia, cuchnących śmieci i kanałów. Taki durzący i nie do zniesienia.
Podczas jednej ze swoich conocnych
przechadzek natknął się na kogoś znajomego. Często się na niego natykał. Czasem
tego chciał, a czasem tak jak teraz, wolał tego uniknąć.
Przystanął i przez chwilę
zastanowił się nad tym, czy powinien zwrócić jego uwagę na siebie. Zazwyczaj
tak by zrobił, ale tego dnia było inaczej. Był zmęczony, tak jakby znużyło go
to ciągłe poszukiwanie czegoś. Chciał
zwolnić na tą chwilę, złapać oddech i przestać ciągle i cięgle uciekać i gonić.
Może tym, czego od tak dawna szukał był spokój?
Zwyczajny ludzki spokój. Żeby czasem
naturalnie się ponudzić.
Heiwajima stał na wielkich
betonowych schodach, miej więcej w ich połowie. Swoim czarno-białym ubraniem
wyraźnie odznaczał się na tle całej szarości. Spokojnie popalał sobie papierosa
oparty o barierkę, tak jakby kompletnie nic go nie obchodziło, jakby nigdy nie
gonił, nie uciekał. Był taki spokojny, czasem mu się to zdarzało, ale teraz
było jakoś inaczej. Tkwił w zamyśleniu, niby o niczym konkretnym, a jednak o
ważnym. Patrzył na coś w oddali, ale chyba nie było to nic realnego. Mglisty
miraż marzeń, a może wspomnień? Tylko on to widział.
W jednej chwili to właśnie ten
stan Shizuo zaciekawił Izayę. Zwinie jak kot podbiegł, przeskoczył barierkę i
ustał na szczycie schodów. Stanął przed nim, ukazał się mu. Był zaciekawiony, a
może po prostu czuł się samotny? Chwilę zajęło nim został zauważony.
-Czołem Shizu-chan! – niemalże
wyśpiewał.
-Jeszcze
ciebie tu brakowało – wyrzucił niedopałek i wcisnął ręce do kieszeni.
-Co
jest? Wyglądasz tak, jakbyś o czymś myślał, a przecież to nie możliwe… -
przekręcił głowę w bok, szczerząc się wrednym wyrazem.
-Pierdol
się – odwrócił od niego ostentacyjnie wzrok.
-Może
jak znajdę kogoś miłego, to skorzystam z twojej rady – rozłożył szeroko ręce i
zszedł kilka schodków w dół.
-Izaya,
ty draniu – splunął w bok i spojrzał na niego zza ciemnych okularów, nie wyjmując
rąk z kieszeni.
-Co
tam, Shizu-chan? – chwycił się barierki, gotów w mgnieniu oka ją dyskretnie
przeskoczyć.
-Nie
mam ochoty się dziś za tobą uganiać.
-A to
dopiero niespodzianka! – zatrelił uśmiechając się szeroko.
-Zamknij
się – przewrócił oczyma.
-Ostatnio
nudno tu, co nie? – rozluźnił odrobinę wszystkie mięśnie.
-Tak
sądzisz? Ja nazwałbym to spokojem – zaczął powoli się wspinać.
Orihara
drgnął do tyłu, chciał uskoczyć. Uciec, znów uciec. Tak jak zawsze pobiec i
unikać ciosów.
-Nie
uciekaj… - powstrzymał go Shizuo, tak jakby czytał w jego myślach, wiedział co
zamierza zrobić.
-Nie
jestem głupi. Dobrze wiem, że wtedy ty mnie…
-Nie…
Nie tym razem.
-A, co
ci odbiło? Naćpałeś się czy jak? – nie wierzył mu ani trochę, więc sam zrobił
kilka kroków do góry.
-Nazywaj
to jak chcesz… - przystanął i spojrzał w niebo – Dlaczego tutaj nie widać
gwiazd – mruknął bardziej do siebie.
-W
mieście jest za jasno, żeby je zobaczyć.
-Oho…
Pan-Ja-Wszystko-Wiem znów się odezwał.
-Sam
pytałeś – rozłożył szeroko ręce.
-Eh…
nieważne… Izaya… – zrobił gwałtowny ruch w jego stronę.
Orihara
oddalił się bardziej. Pogłębił dystans ich dzielący. Jednocześnie sunąc ręką po
barierce, gotów ją przeskoczyć.
-Nie
uciekaj… - powiedział nad wyraz spokojnie Heiwajima.
-Żeby
spotkało mnie to, co zazwyczaj? Chyba podziękuję – zadrwił, ale więcej już nie
drgnął.
Shizuo
podszedł do niego w kompletnej ciszy i zmierzył wzrokiem od góry do dołu.
Brunet nie uciekł tym razem, jednak całym sobą gotowy był do działania.
-To do
ciebie naprawdę niepodobne. Urządzać sobie pogawędki w środku nocy. I to ze
mną? Czy coś się zmieniło? – Orihara przechylił głowę w bok, patrząc na niego z
góry.
-Nie
wydaje mi się – powiedział chłodno, wyciągając rękę w jego stronę. Izaya
podskoczył dwa stopnie wyżej –Nie uciekaj. Masz moje słowo, że tym razem
wyjdziesz z tego cało.
-Twierdzisz,
że mam ci tak, po prostu zaufać? Tyle lat szarpania… ganiania… bicia… cięcia… krzyczenia…
wyzywania… - zaczął wyliczać.
-Tyle
lat – sparafrazował chwytając go mocno za rękę.
Tym
razem, już nie udało mu się umknąć, chociaż próbował znów dać susa do tyłu,
został ściągnięty w dół.
No przecież wiedziałem, że nie mogę mu ufać.
Myślał,
gdy czuł, jak traci równowagę i zostaje przyciągnięty do blondyna. Mało tego,
opadł nawet kilka schodków w dół. Tak jakby jego stopy nie chciały się trzymać
podłoża. Teraz to on stał stopień niżej. Jednak nie miał czasu zastanowić się
nad położeniem, w którym się znajduje, skoro głowę w tej chwili zaprzątał mu
fakt, iż jego ramiona tkwią w żelaznym uścisku, a usta Shizuo właśnie dotykają
jego warg. To była naprawdę dziwna sytuacja. Otworzył szeroko oczy ze
zdziwienia i skamieniał na amen. Nigdy nie potrafił zrozumieć tego człowieka,
teraz też nie mógł
Heiwajima
puścił bruneta, który zachwiał się a nie przewrócił się tylko i wyłącznie,
dlatego, że złapał się w ostatniej chwili barierki. Serce w jednej chwili
przyspieszyło mu dziesięciokrotnie. Takiego uczucia nie czuł już dawno,
naprawdę dawno.
-Co to
miało być? – zapytał starając się uśmiechnąć, ale nie był to jego zwyczajny
uśmiech, tylko coś innego.
-A, na
co ci to wyglądało? – stał niewzruszony.
-Na
pocałunek… Nie wiem tylko…
-Nie
podobało ci się?
-Shizu-chan…
czy ty ze mną flirtujesz? – zażartował.
-Chyba
tak… - podrapał się po nosie.
Orihara
zupełnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Z resztą nie wiedział już, czego
kompletnie się spodziewać.
-To
naprawdę…
-Dziwne?
-Acha…
-Też
tak sądzę – podszedł bliżej i złapał się barierki po obu stronach bruneta.
Odgradzając go od drogi ucieczki.
-A, co
będzie dalej? – spojrzał mu w oczy.
-Nie
wiem… Ja po prostu nie miałem dziś ochoty cię ganiać…
-A ja
nie miałem dziś ochoty uciekać…
Jak na
zawołanie, zbliżyli ku sobie swoje usta i oddali się dzikiemu, namiętnemu
pocałunkowi, w którym to każdy z nich walczył od dominację. A żaden z nich, nie
chciał dać drugiemu satysfakcji. Obaj chcieli zwyciężyć w tej wyrównanej walce.
-Dokąd
nas to zaprowadzi? – zapytał Izaya, gdy zrozumiał, że ta walka pozostanie
nierozstrzygnięta.
-Zakładam,
że do łóżka – dotknął ustami jego podbródka, a potem szyi.
-Tak
sądzisz? – czuł, że się rozpływa, i co najdziwniejsze nie przeszkadzało mu to,
że w tej chwili jest zupełnie bezbronny jak małe dziecko.
-Właśnie tak sądzę.
Shizuo spojrzał mu w oczy, tak
głęboko, iż Izaya miał wrażenie, że właśnie zagląda do jego umysłu, do
najgłębszych zakamarków jego mózgu, czytając w nim jak w otwartej księdze.
Dodatkowo blondyn ułożył dwie, wielkie silne dłonie z tyłu Orihary, zgniatając
materiał czarnej bluzy i przyciągając ciało bruneta gwałtownie do siebie, jakby
właśnie tym gestem chciał pokazać, że zaczął go traktować jak swoją własność. A
następnie ponownie złączył swoje i jego wargi.
***
Ciężar
ciała Shizuo tak bardzo przytłaczał Izayę, można by było pomyśleć, że to
właśnie te kilogramy pozbawiały go tchu, ale było to coś zgoła innego. Orihara
leżał na plecach z udami zaciśniętymi na miednicy blondyna. W każdym najdrobniejszym
ruchu słyszał jak pościel tuż pod jego głową szeleści. Cichutkie odgłosy, które
bez jego woli wydobywały się z jego gardła, bardzo go zawstydzały, a jednakże
nie mógł ich powstrzymać. Jego oba nadgarstki uwięzione były w potężnym
uścisku, Heiwajimy, więc jedyne, co mógł zrobić z rękami, to zaciskać pięści,
ile sił mu starczyło. Uczucie rozpychania go od środka, dawało mu tyle
satysfakcji, że w tej chwili nie obchodziło go nic innego. Tylko te ruchy, te
pchnięcia, te doznania. Odchodził od zmysłów, gdy usta blondyna dotykały jego
skóry i gdy palce pieściły jego uda, brzuch i klatkę piersiową.
-Cholera…
Musisz robić takie miny…? –odezwał się Shizuo bez przerywania tego, co robił,
sapiąc ciężko.
-Jakie miny…? – odpowiedział mu
pytaniem na pytanie otwierając tylko jedno oko.
-Właśnie te… - musnął jego usta
swoimi – Są bardzo podniecające… - wsunął mu koniuszek języka do ust.
Ich nagie ciała ocierały się o
siebie namiętnie, doprowadzając do obłędu i wzbudzając jeszcze większe pożądanie.
Każda najdrobniejsza blizna na skórze była doskonale wyczuwalna, a i ich tętna
szalały, oddechy nierówne i urwane zdawały się tak idealnie ze sobą współgrać w
tym chaosie
Izayi nie obchodziło w tej chwili,
co będzie dalej, co będzie jutro, za godzinę, za chwilę. To wszystko było tak
nierealne, ale chciał się temu oddawać nawet, jeśli miałby to być tylko sen to
chciał się w nim zatracić i zapamiętać go do końca życia. Był aż tak realny,
ale tak wspaniały, że nie chciał się budzić.
Chociaż ciężko mu się oddychało a
ruchy, Shizuo były brutalne, gwałtowne i sprawiały ból, jego ręce ściśnięte w
dłoniach tego potwora bolały i mrowiły, to było mu tak dobrze jak jeszcze nigdy
wcześniej z nikim. Tak jakby właśnie zrozumiał, że to właśnie to, że tak powinno
być i tak jest dobrze.
Jednak nie myślał o tym, co
będzie dalej nawet wtedy, gdy zaczynał czuć, że rozkosz zaczyna osiągać swój
szczyt i za moment kompletnie straci nad sobą panowanie.
-Shizu-chan… – powiedział dziwnym
głosem, prawie płaczliwym.
Najchętniej wyrwałby swoje dłonie
z tego żelaznego uścisku i wbił paznokcie w plecy, Heiwajimy przyciskając go do
siebie jeszcze mocniej, ale nie miał tyle siły
-Ja pierdole... Izaya... Jak
dobrze... - warknął Shizuo i wbił zęby w szyję bruneta.
Orihara zdawał sobie sprawę skąd
wzięła się ta reakcja. Sam czuł jak bardzo jego mięśnie zaciskają się na
członku blondyna. W chwili, gdy rozkosz przelała czarę i jego ciałem wstrząsnął
dreszcz wypełniając go tak błogim uczuciem, że zaczął jęczeć zupełnie bez
kontroli. Uda jeszcze mocniej zacisnął na biodrach kochanka. Zupełnie
odpływając do innego świata odchylił głowę w bok i rozejrzał się po pokoju,
ciemność zaczęła już się rozpraszać, nadchodził ranek. Gwiazdy za oknem powoli
zaczynały gasnąć teraz, co innego było źródłem światła. Nastawał nowy dzień.
Dopiero, gdy powrócił wzrokiem na
twarz Shizuo, a jego nadgarstki zostały uwolnione, zrozumiał, że nie był
jedynym, który doszedł, nawet tego nie zauważył, zdecydowanie był zbyt zajęty
tym jak jemu samemu jest bardzo dobrze. Miał ochotę się zaśmieć z tej sytuacji,
ale na jego ustach pojawił się jedynie szeroki uśmiech. Był tak błogo zmęczony,
najchętniej wtuliłby się w te silne ramiona i poszedł spać. Tylko, że dopiero
teraz zaczął myśleć o tym, co będzie. Chyba powinien jak najszybciej stąd
uciec, tak sądził, ale nie miał na to sił, a tym bardziej ochoty. Poruszył
lekko zdrętwiałymi dłońmi, powoli opuścił nogi, poczuł jak coś wylatuje
spomiędzy jego pośladków. Przygryzł wargi przez to uczucie, tak bardzo
zawstydzające, ale i ujmujące.
-Izaya to było... - odezwał się
Shizuo.
-Dziwne?
-Nie... Zajebiste – nie
pozwalając nic mu powiedzieć pocałował go tak namiętnym i brutalnym sposobem, że
Orihara ledwo zdążył złapać oddech, a potem poczuł smak swojej, albo jego krwi.
-Shizu-chan... - złapał głośno
powietrze. Powoli zaczął już odzyskiwać równowagę w dłoniach.
-Powtórzmy to kiedyś – pocałował
go subtelnie w górną wargę i zszedł z niego.
Izaya teraz zupełnie uwolniony
mógł po raz pierwszy od dłuższego czasu swobodnie odetchnąć. Podniósł ręce,
jeszcze trochę go mrowiły. Przyjrzał się swoim nadgarstkom, były zasinione i
bolały, wiedział jak będą wyglądać jutro, chyba ze swoją bluzą nie będzie się
mógł rozstawać.
Czuł, że musi coś powiedzieć.
Milczał jednak uparcie.
-Powtórzmy to jeszcze kiedyś... –
głos zabrał Heiwajima wstając, żeby zapalić papierosa.
-Heh. Podobało ci się? – przetarł
sobie oczy. Po tym wszystkim czuł ogromną senność.
-Nawet bardzo – stanął nad nim –
A tobie?
Nie odpowiedział mu nic,
uśmiechnął się jedynie bardzo wymownie, patrząc mu w oczy.
-No widzisz – ułożył się powrotem
na łóżku, zaciągając się głęboko dymem z papierosa.
-No widzę… – zawinął się w
kołdrę. Naprawdę miał ochotę teraz iść spać. Nie wiedział tylko czy może.
I co dalej?
Spojrzał
w oczy Shizuo zupełnie zagubiony w tym wszystkim. Nie wiedział, czego się
spodziewać. Po raz pierwszy w życiu nie miał żadnego planu działania. Okryty
kołdrą aż po same uszy czekał na to, co się wydarzy.
-A, co
będzie jutro Shizu-chan? – zapytał zachrypniętym głosikiem
-Ty mi
powiedz – przeczesał mu włosy nad czołem.
-Skąd
mam wiedzieć?
-Bo
podobno wiesz wszystko – uśmiechnął się złośliwie.
-Nie, jeśli chodzi o ciebie. Mi tylko
nie chciało się dziś uciekać.
-A mi się nie chciało ciebie
gonić – pocałował go w czoło.
Orihara zamknął oczy. Nie
obchodziło go już, co będzie. Zastanawiał się tylko nad tym, co by było, gdyby
już wcześniej odechciało mu się uciekać, a Shizu-chan nie chciało się go gonić.
-Izaya, śpisz? –zagadał
Heiwajima, nie usłyszał odpowiedzi – Śpij...
KONIEC
Dziękuję jeszcze raz.
Mam nadzieję, że mały bonusik się Wam podobał :)