niedziela, 30 listopada 2014

Alucard x Dawid

Ohayo!
Mam Wam do zaprezentowania nowy Ship!
Napisany w jedną noc i jeden poranek, pod wpływem chwili i emocji



A oto i inspiracja.
Moja beta nie miała czasu, żeby mi sprawdzić na cito, to tym razem betował mi mój chłopak :)
Dziękuję!
Nie przedłużam: czytajcie!




"Odwiedziny przy świetle księżyca"
                Noc była na tyle ciepła, że Dawid zostawił uchylone okno. Delikatny wiatr poruszał zielonkawą zasłoną, a chłopak leżał na wznak tuż obok okna.
                Tej nocy nie mógł spać. Księżyc świecił za jasno. Zdecydowanie za jasno.
                Coś zaszeleściło w pokoju, Dawid nie zwrócił na to uwagi zwalając to na mocniejszy podmuch wiatru. Jednak, gdy usłyszał czyjś oddech tuż obok siebie momentalnie otworzył oczy.
                -Smakowicie pachniesz chłopcze – usłyszał cichy, ale silny głos.
                Rozejrzał się nerwowo. Było jasno, dlatego aż nade wyraźnie widział wysokiego, postawnego mężczyznę ubranego w czerwony płaszcz. Pomimo ciemności przybysz nosił okulary lenonki.
                Dawid nagle poczuł, że zaschło mu w gardle.
                -Kim jesteś? Co ty tu robisz? – wypowiedział o wiele mniej pewnie niż zamierzał.
                -Skusił mnie twój zapach – mężczyzna w czerwonym płaszczu chwycił go za rękę i przyciągnął do siebie. Powąchał plaster na palcu – Zraniłeś się dziś?
                Nie wiedział, co ma zrobić. Chciał uciekać lub krzyczeć, ale z jakiegoś powodu nie mógł. Pozwolił, aby ten nowo przybyły mężczyzna nadal go trzymał. Zadźwięczało mu w uszach. W jednej chwili już kompletnie nic nie wiedział.
                -Można doznać wrażenie, że zrobiłeś to celowo – mówił dalej mężczyzna odklejając plaster, pochylił głowę w dół z za okularów błysnęły czerwone oczy – Tak bezmyślnie przejechałeś nożem po palcu, pozwalając abym cię znalazł. Powiedz chłopcze, czy zrobiłeś to celowo?
                Na początku nie zrozumiał, że to było pytanie. W głowie kłębiło mu się wszystko. Strach, zaskoczenie. Tak jakby coś siedziało w jego umyśle i plątało wszystkie jego myśli. Dopiero po chwili potrząsnął głową i szepnął:
                -Nie…
                -To i tak bez znaczenia – bez uprzedzenia obnażył długie kły i wbił z łatwością w nadgarstek chłopaka.
        Dawid pisnął cicho. Ból przeszył go na wskroś. Zauważył jak przybysz zaczyna zlizywać z jego ręki obficie spływającą krew. Chciał zapytać, o co tu chodzi, ale znów nie mógł. Coś go blokowało, tak jakby ktoś zupełnie inny zawładną jego ciałem i umysłem. Tak zupełnie bez oporów poddawał się wszystkiemu, nawet temu, żeby nieznajomy popchnął go na łóżko i dosłownie porwał szarą koszulkę, w którą był ubrany.
Zupełnie niespodziewanie tak jakby władza nad jego ciąłem została mu oddana. Spróbował się szarpnąć, przez myśl przeszło mu nawet, ze może z łatwością uciec, ale było już za późno. Mężczyzna w czerwieni nachylił się ku jego szyi i ponownie z niezwykła miękkością wbił kły w jego skórę. Tym razem ból był dziesięciokrotnie większy. Chłopak zrozumiał w końcu, kim jest ta nieznajomy istota, która znał jedynie z legend i mitów. Nie wierzył w nią, a teraz przekonał się tak drastycznie, że naprawdę istnieje. Chciał krzyknąć, ale z jego ust wyrwało się jedynie coś podobnego do chrapania, zupełnie tak, jakby kły i szczeka naciskały na tchawice. Czuł szarpanie, wysysanie i ciepłe krople na swoim ramieniu. Był pewien, że już umrze, jednak, gdy myślał, że tak się stanie wampir odsunął się od niego i wytarł kciukiem krew z kącika ust.
-Kim jesteś? – zapytał zupełnie osłabiony Dawid. Czuł jak żyła na jego szyi pulsuje, ale nie krwawił tak mocno jak przypuszczał. Być może nie miał już, czym.
-Od dziś twoim panem – zaśmiał się gorzko i donośnie.
-Pa... nie...-powtórzył patrząc na to jak przybysz ściąga z siebie płaszcz.
-Chcesz tego spróbować? - nachylił się ku jego twarzy
-Czego? – wyszeptał, pytając, ale zaraz dostał odpowiedz w postaci krwistego pocałunku. Czuł słodko-metaliczny smak krwi, ale to był przyjemny gest.
Wampir oderwał się od niego, następnie popatrzył ze smakiem i oblizał usta.
-Nie tylko krew masz smaczna - powiedział zaczynając robić coś, czego chłopak by się nigdy nie spodziewał, a mianowicie ściągając z niego resztkę ubrań..
-Co robisz, Panie - zapytał Dawid zaskoczony łatwością, z jaka przychodziło mu wypowiadanie tego słowa.
-Zaraz zobaczysz.
Chłopak w jednej chwili poczuł tak ogromne zmęczenie jak jeszcze nigdy w życiu. Zamknął oczy tylko na chwilę, ale za moment musiał je otworzyć, ocknął się, gdy delikatna skóra na jego udzie została odrobinę naderwana. Złapał gwałtownie powietrze. Znów miał głupi pomyśl, żeby zacząć walczyć lub uciekać, ale wystarczyło jedno spojrzenie tych przerażających i pięknych, czerwonych oczu, aby w jednej chwili zrozumiał, że to bezcelowe, że nie może zrobić nic innego, jak się poddać.
Przybysz pochylony zlizywał cienką stróżkę wypływającej z uda krwi, a Dawid zamknął oczy i przygryzł wargi - gdy się nie szarpał ból nie był już tak ogromny. Nie protestował ani trochę, nawet wtedy, gdy poczuł na sobie czyjś ogromny ciężar. Wtedy też nie uchylił powiek. Grzecznie odchylił głowę na bok, żeby dać dostęp do swojej szyi. Był przygotowany na kolejne bolesne ugryzienie.
-Nie tego chce - oznajmij nieznajomy, rozkładając nogi chłopakowi.
-Panie.. Co chcesz zrobić? - zapytał drżącym głosem.
-Czuje w tobie tą młoda, niecierpliwą krew... Powiem ci, że za chwilę doświadczysz rozkoszy, jakich dane było zaznać tylko niewielu śmiertelnikom.
Gdy tylko wypowiedział te słowa Dawid wrzasnął z bólu. Nawet nie spodziewał się, że ma aż tyle sił, aby krzyczeć tak głośno, ale czuł, że ten mężczyzna właśnie zaczyna w niego wchodzić, powoli, ale nie zatrzymując się nawet na chwile. Chłopak z ulga przyjął to, że wampir wszedł tak głęboko, że już dalej było to nie możliwe. Że to okropne uczucie rozrywania od środka się skończyło. Miał nadzieje, że to koniec jego męki, jednak wcale tak się nie stało. Teraz przyszedł czas na prawdziwa zabawę. Dawid miał wrażenie, że z każdym pchnięciem umrze z bólu. W jednej chwili wydawało mu się, że mdleje, w drugiej czuł coś dziwnego coś, co sprawiało, że chciał więcej.
Wampir nachylił się i pocałował namiętnie swoją ofiarę, to sprawiło, że chłopak przestał żałować tego, co się działo i zaczął się z przyjemnością oddawać. Potem mężczyzna zapoczątkował podgryzać jego szyje wysysając i zlizując maleńkie szkarłatne kropelki, które wypływały z podrażnionej skory. Krwawe kwiaty wykwitły niemalże na całej jego szyi.
-Panie... - powiedział wbijając palce w kark przybysza.
-Ach, drapieżne z ciebie zwierzątko… - odpowiedział mu pchając agresywniej.
Ból i przyjemność zlewały się w jedno. Dawały mieszankę, prowadząca ku nieziemskim rozkoszom. Czuł się jak w niebie, ale wiedział, że te doznania pochodzą z samego dna piekła. Był w piekle, ale w piekle rozkoszy, gdzie ból dawał ekstazę, gdzie pochłaniająca dusze ciemność jest zbawieniem.
-Panie... - szepnął, gdy doszło do niego, że zaczyna mu się robić bardzo dobrze. Tak dobrze jak jeszcze nigdy wcześniej.
W jednej chwili rozkosz osiągnęła apogeum. Cudowne uczucie ogarnęło całe jego ciało. Zapragnął już czuć to zawsze.
-Ach! Mój boże! - krzyknął głośno dochodząc.
-Tak też możesz mnie nazywać – zaśmiał się krótko.
Powiedział spokojnie mężczyzna o krwistoczerwonych oczach i nie pozwalając ochłonąć Dawidowi w jego objęciach, po prostu wstał, nie dając po sobie nawet poznać tego czy i jemu było tak dobrze. Dawid Czuł wilgoć miedzy swoimi nogami, ale był przekonany, że to może być tylko i wyłącznie jego własna krew.
-Żegnaj, chłopcze.
Jeszcze nie zdążył dojść do siebie, kiedy jego Pan go pożegnał. Chciał zadąć tak wiele pytań, zatrzymać go, ale kompletnie nie miał siły.
-Jak się nazywasz, Panie? – zdobył się tylko na to jedno jedyne pytanie.
-Zwą mnie Alucard – odpowiedział mu i po prostu się rozpłynął w nicość.
Pozostawił chłopaka nagiego, drżącego jeszcze, całego spoconego oraz zalanego własną krwią.
Dawid mógłby przysiąc, że to wszystko było snem. Głowę by dał, że to tylko i wyłącznie majaczenie kogoś wyrwanego ze snu, ale ból i rany były aż nazbyt realne. Zbyt mocno dawały do zrozumienia, że to wszystko nie było snem, ale zdarzyło się naprawdę.
 
 ~END~
Jak się spodobało...
Mam nadzieję, że Alucard nie przyjdzie mnie zjeść za to, co napisałam ;__;

poniedziałek, 17 listopada 2014

Hikaru, Kaoru część 8

Jej...
Ale zanim zacznę pzrepraszać 

ZACHĘCAM DO GŁOSOWANIA W ANKIECIE!
DLACZEGO?
BO WARTO!
MOŻE TO WŁAŚNIE TWOJE OTP POJAWI SIĘ W OPOWIADANIU NA ŚWIĘTA!

Tak, a teraz nadszedł czas na błaganie o wybaczenie TT^TT
Nie miałam weny twórczej, jeśli chodzi o HikKao, a za nic na świecie nie chciałam Wam dać jakiegoś shitu, dlatego czekałam, na wenę, aż ta w końcu wczorajszego dnia nadeszła (nic tak nie działa na wenę twórczą, jak zbliżający się egzamin :D).
No więc jak już napisałam i zostało sprawdzone, to dodaję to jak najszybciej, żeby już nie ociągać. 

A tak wgl ktokolwiek czekał na ten paring?

<--- POPRZEDNIA CZĘŚĆ
 Nasz grzech…
2. Chciwość


Podróż u boku Yuu była dla Kaoru bardzo przyjemna, nie ważne gdzie jechali, nie istotne jak długo. Semozuka był zwyczajnie idealnym towarzyszem podróży. Dużo mówił, czasem paplał o największych głupotach, ale wtedy, kiedy trzeba, wiedział, kiedy ma zamilknąć. Tak jak i teraz, siedział i z niemym zachwytem przyglądał się swojemu chłopakowi, który oglądał coś za oknem.
Dla Kaoru to było wygodne rozwiązanie, mieć u swojego boku kogoś, kto nigdy o nic nie pyta ani nie ocenia. Kto jest gotowy pomóc, bez względu na wszystko, przytulić lub pocałować, kiedy potrzebował odrobiny czułości.  Yuu był tym, kim nie mógł być dla niego Hikaru. Wiedział, że go wykorzystuje, jednak inaczej nie potrafił, potrzebował ich obu.
Bywały dni, w których Kaoru czuł się naprawdę źle. Nie miał ochoty na nic kompletnie, z przyjemnością zaszyłby się w ciemnym pokoju i nie wychodził z niego. Bez swojego brata czuł się niekompletny i bezwartościowy, a coraz częściej czas spędzali osobno. Taki dzień był właśnie dzisiaj i gdyby nie Yuu, nie byłby w stenie znieść tego wszystkiego. Dzięki niemu czuł, że nie jest kompletnie sam.
-Niebo płacze – szepnął bardziej do siebie szatyn patrząc na pierwsze krople deszczu opadające na samochodową szybę.
-Yuu…, Dlaczego ludzie płaczą? – zapytał bez zastanowienia Hitachiin.
-Ponieważ nie potrafią sobie poradzić z tym, co się w o kół nich i z nimi dzieje. Jest też druga opcja: ludzie płaczą, gdy są szczęśliwi.
-Nie zapytasz, czemu ja płaczę? – po jego policzku spłynęła jedna ogromna łza.
-Nie – przysunął się do niego i pełnym troski gestem, starł kroplę kciukiem – Gdybyś chciał, sam byś to zrobił – przytulił go mocno do siebie.
-Czy ty kiedyś płakałeś?
-Tak, raz…
-Dziękuję ci… - pociągnął nosem.
-Za, co?
-Za to, że jesteś…
-Nie mogłem sobie wyobrazić piękniejszych słów skierowanych w moją stronę… Jednak… nie płacz już… Nienawidzę, gdy płaczesz.
-Przytulaj – nieledwie mu to rozkazał.
-Oczywiście – objął go jeszcze mocniej, tak, że Kaoru mógł prawie cały skryć się w jego ramionach – Może wolisz dziś jechać do mnie, zamknąć się w pokoju i nigdzie nie wychodzić.
Pokiwał nieznacznie głową na znak, że się zgadza.
Yuu był czuły, ciepły i delikatny. Nigdy na nic nie nalegał. Był cierpliwy. Niezwykle cierpliwy, niemalże do znużenia. Kaoru czuł się przy nim dobrze, swobodnie i bezpiecznie, wiedział, że jego chłopak pragnie czegoś więcej, to było oczywiste, jednak nigdy z jego strony nie usłyszał chociażby jednego ponaglenia. Nigdy też się na niego nie złościł, nie zdarzyło się nawet żeby uniósł głos. Nigdy nie słyszał jak krzyczy, na kogokolwiek, zawsze był miły i uprzejmy. Nigdy nie słyszał jego podniesionego tonu, ale za to nie rzadko słyszał jak szeptał. Hitaachin, nie sądził, że taka umiejętność istnieje, nigdy by nawet nie przyszło do głowy, że ktoś może „potrafić szeptać”, a Yuu posiadł tą umiejętność w niesamowitym stopniu. Nikt tak nie szeptał jak on. Jego cichy głos wibrował w powietrzu, przechodził przez ucho i wnikał w całe ciało. Wtedy przyjemne uczucie można było czuć niemalże w środku, prawie tak, jakby szeptał wprost do duszy, nie do ucha. Tak jakby każde najmniejsze słowo miało być ukojeniem i ratunkiem, przed okalającą wszechświat ciemnością.
Semozuka był prawie ze ideałem. Prawie, ponieważ, do tego brakowało mu jednej jedynej rzeczy, ale niezwykle znaczącej – to nie był Hikaru. Yuu nie był tym, którego kochał.  

Gdybyś tylko to mógłbyś być Ty, Hikaru…

Ale nie był i nie mógł być to on. Nigdy.
Kaoru wiedział o tym doskonale i to go bolało najbardziej. Nigdy nie mógł liczyć na to, żeby bezkarnie przytulać się do tego, którego kochał, móc mu, co dzień mówić, to, co do niego czuje. Choćby nie wiem, co nie mógł z nim być, nie krzywdząc wszystkich wokół.
-Yuu…? – zaczął chrapliwie Hitachiin.
-Tak Aniołku? – odpowiedział mu głaskając po włosach.
-Zabierz mnie do siebie…
-Oczywiście – przygarnął go jeszcze mocniej – Dla ciebie wszystko…
Ból rozchodzący się w jego piersi był nie do zniesienia. Kaoru przytulał jednego, ale ponad wszystko pragnął drugiego. Czuł się z tym coraz gorzej, z każdym dniem spędzonym z Yuu przywiązywał się do niego coraz bardziej, i przywiązywał jego do siebie. Wiedział, że nigdy nie będzie w stanie dać mu tego, czego Semozuka tak bardzo pragnie. Będzie w stanie dać mu wszystko, czego tylko zażąda, oprócz jednego: Yuu przenigdy nie będzie dla niego tym jedynym, w jego sercu już na zawsze będzie tylko inna osoba, a będzie to jego własny brat.

To jak wyglądał dom rodziny Semozuka, nie było dla nikogo zaskoczenie. Był taki jak wszystkie wokół, przede wszystkim wielki i okolony mnóstwem zieleni, idealnie przystrzyżony trawnik, mnóstwo kwiatów, niektórych nawet egzotycznych, wielkich drzew, a pośrodku tego ogromu stojąca biała willa. Budowla jak dziesiątki z sąsiedztwa. W środku także nie wyróżniał się niczym szczególnym. Ogromny z zewnątrz, wewnątrz był również przytłaczający. Idealnie wysprzątany, fantastycznie dobrane meble do ścian. Jednak wszystkie korytarze, a nawet obrazy na ścianach wiały czymś w rodzaju nostalgii czy smutku, tak jakby każdy kwiat namalowany na płótnie chciał powiedzieć, że w tym domu nie ma prawdziwego szczęścia. Ten dom był taki jak i Yuu z pozoru idealny i tylko on sam znał swoje tajemnice.
-Braciszku!
Gdy tylko Hitachiin wraz z Semozuką przestąpili próg tego posępnego miejsca, usłyszeli cieniutki, piskliwy głosik, który w mgnieniu oka ożywił te wszystkie ściany i meble. Biegła ku nim maleńka dziewczynka o uśmiechu tak podobnym do uśmiechu Yuu, że od razu było wiadomo czyja krew w niej płynie.
-Cześć moja piękna! – Yuu natychmiast nachylił się i wziął ją na ręce.
-Witaj w domu – uściskała mocno swojego brata.
-Wróciłem…
-Cześć Braciszku Kaoru – zwróciła się do Hitachiina.
-Dzień dobry, młoda damo – ujął jej drobną rączkę i pocałował ją w wierzch dłoni.
Malutka pisnęła cichutko i ukryła czerwoną twarzyczkę w ramieniu brata.
-Ach, Aniołku, czy ty musisz działać tak na kobiety w każdym wieku – Yuu posłał swojemu chłopakowi spojrzenie pełne wyrzutu – I ja mam nie być zazdrosny?
-Spokojnie, jak dotąd tylko ta jedna skradła moje serce, ale minie jeszcze wiele lat nim na poważnie zacznie się interesować mężczyznami.
-Twoje słowa wcale mnie nie uspokajają – pokręcił głową z dezaprobatą.
-Nic na to nie poradzę.
Kaoru nie mógł się nie rozpromienić widząc tą dwójkę razem. W tej scenie nie było nic udawanego. Tak jak cała sceneria wyglądała niczym papierowy zamek, który mógłby runąć w każdej chwili, tak ta dwójka była bardziej realna, niż cokolwiek innego w tej chwili. Przytulając się i rozmawiając ze sobą, wyglądali tak jakby mieli na świecie tylko siebie. Ta relacja coś przypominała rudemu chłopakowi.
Dzieci zawsze wnosiły tyle radości. Były uśmiechnięte i szczebiotały wesoło. W ich życiu, co dzień zdarzało się coś niezwykłego, w każdej chwili potrafiły dostrzec coś niezwykłego w otaczającym ich świecie.
Hitachiin zaczął się zastanawiać, kiedy on sam był tak radosny. Już dawno nie pamiętał, żeby śmiał się w głos. Chyba jakiś czas temu coś utracił, jakąś cząstkę samego siebie. Zapomniał jak to jest zwyczajnie cieszyć się życiem.
Nie chciał przeszkadzać im w wspólnych chwilach, rzucił Yuu znaczące spojrzenie, a szatyn kiwnął głową na znak, żeby Kaoru robił, co chciał.  Hitachiin odwrócił się i po cichu poszedł do pokoju swojego chłopaka.
Pokój Yuu był taki sam jak reszta pokoi w tym domu. Bez wyrazu, wszystko tu było urządzone gustownie i bez emocji, jak pomieszczenia w muzeum, idealnie wysprzątane, wszystko poukładane, tak pasujące do tej „idealnej” rodziny. Kaoru nie wiele wiedział o tej familii, wcześniej się tym nie interesował, a teraz głupio mu było pytać. Kiedyś tylko słyszał, że w tym domu zdarzyła się tragedia, ale nie wnikał, co się stało a teraz już nikt o tym nie mówił, większość ludzi też zapewne zapomniała. Samemu też mu było głupio zapytać.
Kaoru przemierzył spore pomieszczenie i zatrzymał się przy łóżku. Najpierw wygładził ręką pościel a następnie położył się na plecach i zamknął oczy. Za dużo się dziś dla niego wydarzyło. Przypomniał sobie, jak Hikaru dziś go dotykał, ja niemalże znów się pocałowali, to jak jego ukochany brat wyszeptał, że go pragnie. Jego ciało zapłonęło na samo wspomnienie tego zdarzenia. Gdyby tylko mogli być razem, tak jak wszyscy ludzie, którzy się kochają, gdyby tylko nie przeszkadzało im w tym to, że są braćmi.
Zatopił się we wspomnieniach chwil, które spędził razem, z Hikaru, tak bardzo, że nawet nie usłyszał jak jego chłopak wszedł do pokoju i nie nad nim pochylił.
-Obiad kazałem przynieść tutaj – Yuu uśmiechnął się szeroko, naprawdę szeroko.
Otworzył oczy i zobaczył twarz Yuu odwróconą do góry nogami, wiszącą nad swoją głową.
-Dziękuję, ale nie jestem bardzo głodny… - odpowiedział mu.
-Zamilcz… – zatkał mu usta słodkim buziakiem – Nie chcę więcej słuchać takich bredni. Jesteś za chudy – jego głos zamruczał, gdy zniżył głowę ku krtani Kaoru.
-Sugerujesz, że ci się nie podobam? – zapytał niepewnie, czując łaskoczący oddech Semozuki na swojej szyi.
 -Nigdy bym tak nawet nie pomyślał – przesunął ustami po skórze rudego chłopaka.
-Ha… - westchnął cichutko Hitachiin.
-Jesteś piękny… Najpiękniejszy. Podobasz mi się jak nikt nigdy… Kocham cię Aniołku… - znów się nachylił, żeby go pocałować, tym razem o wiele bardziej namiętnie.
Każdemu, kto usłyszałby te słowa, zrobiłoby się niezwykle miło, ale nie jemu. Jemu naraz zrobiło się niedobrze. Nie chciał tego słuchać, nie mógł i pewnie nigdy nie będzie mógł odwdzięczyć się mu tym samym. A jednak nie potrafił z niego zrezygnować. Chciał go mieć, chciał mieć chociażby tą jedna osobę, z którą może się całować i przytulać. Nie potrafił rezygnować z tej odrobiny przyjemności z Yuu, chociaż myślami był cały czas obok kogoś innego.
Położył dłonie na policzkach Semozuki i delikatnie przyciągnął go do siebie. Zamknął oczy, nienawidził tego robić. Tak bardzo brzydził się tego, że gdy całował się Yuu, wyobrażał sobie swojego brata. To w jego zachowaniu było podłe. Nigdy by się do tego przed kimś nie przyznał, ale potrzebował tych chwil, żeby do reszty nie stracić zmysłów, żeby zachować równowagę.
-Mogę się u ciebie zdrzemnąć? – szepnął Kaoru
-Nie ma takiej opcji – on również szeptał swoim zmysłowym tonem.
-Czemu? – zapytał już normalnie.
-Nie dopóki nie zjesz obiadu – zaśmiał się lekko cmokając go w czoło.
-Niedobry jesteś.
-Tylko się o ciebie troszczę…
-Połóż się wraz ze mną – wyszeptał Kaoru wprost do ust swojego chłopaka – Obejmij mnie, daj się w siebie wtulić.
-Jak mógłbym odmówić?
Obszedł łóżko do połowy i ułożył się wygodnie obok swojego chłopaka. Następnie objął go w pasie i wtulił nos w jego włosy. Wziął głęboki wdech.
-Cudownie pachniesz – szepnął błogo.
-Dziękuję – przekręcił głowę i teraz to on pocałował Yuu.
Semozuka, wraz pogłębił pocałunek. Przycisnął go mocniej do siebie tak, że Hikaru teraz obrócił się w jego stronę. Następnie wsunął swoje kolano pomiędzy jego nogi, a rękę pod koszulę.
-Ach… - Hitchiin westchnął wprost do jego ust.
Pieszczoty jego chłopaka były takie przyjemne. Delikatne, ale i pełne namiętności. Dotykał go pewnie, tak jakby doskonale wiedział gdzie go dotykać i w jaki sposób, żeby go podniecić. Kaoru nawet nie musiał wyobrażać sobie swojego bliźniaka. Jeszcze się zanim ani razu nie kochał, zawsze był w stosunku do tego niepewny i jak dotąd nie chciał tego z nim zrobić. Jednak każdego dnia, coraz bardziej przekonywał się do tego pomysłu. Z ciekawości, chęci zaspokojenia własnych potrzeb nigdy, dlatego że coś do niego czuł.
Dłonie Yuu były tak sprawne i czułe, usta całowały w ten sposób, że nijak nie można było się mu oprzeć. Widać było, że nie robi tego po raz pierwszy i aż za dobrze wie, co robić.
Może i go nie kochał, ale dotyk jest dotykiem, zawsze działa. Nawet jak pragnął kogoś innego, to ta sytuacja, te pieszczoty i tak na niego działały.
Szatyn nie przestawał, dotykać, i całować. Gładził skórę na jego brzuchu, boku i plecach. Coraz mocniej go do siebie przyciągał. Oddech mu przyspieszył. Widać było, że pragnie czegoś więcej. Jednak jeszcze nigdy nie ponaglił Kaoru, teraz też ani słowem się nie odezwał.
-Przepraszam. Nie powinienem… – szepnął Yuu wstając z łóżka.
-Jeszcze – powiedział cicho Hitachiin. Jego serce waliło jak oszalałe.
-Lepiej nie. Sprawdzę, co z tym obiadem – ucałował go gorąco w policzek.
Semozuka otworzył drzwi i odetchnął głęboko. Przeczesał sobie włosy palcami i rzucił tęskne, pełne miłości i pożądania spojrzenie w stronę ukochanego. Łatwo było dostrzec to, że z ciężkim sercem przerwał to, co przed chwilą robił.
-Kocham cię – odrzekł wychodząc.
To były najgorsze słowa, jakie może usłyszeć ktoś od kogoś, kogo nie kocha. Zamiast dawać radość – raniły.
Pragnął jednego, wiedząc, że może mieć jedynie kogoś innego. Patowa sytuacja, w której nie ma możliwości, aby ktoś nie cierpiał. Czegokolwiek by nie zrobił, cokolwiek by mu do głowy nie przyszło, nie było wyjścia, zawsze ktoś zostanie skrzywdzony, pytanie tylko jak bardzo i który z nich ma na tyle siły, żeby wszystko wytrzymać. Sam czuł, że jej nie ma na tyle, aby cokolwiek zrobić. Dlatego tkwił w tej sytuacji, w tym związku, w którym nie widział dla siebie przyszłości. Ponad wszystko pragnął tego, aby być w tym zakazanym związku, chciał być z tym, z którym nie mógł, jego jedyną miłością pozostał Hikaru, ale nie mógł z nim być ze względu na rodzinę i otoczenie, gdyby się dowiedzieli, nie mieliby już, po co żyć. Nikt by tego nie zrozumiał. Z drugiej strony nie chciał unieszczęśliwiać tego, z którym był. Nie kochał Yuu, ale go lubił, doceniał go i nie chciał go skrzywdzić. Na każdym kroku przecież czuł jego miłość i troskę. Chociaż wgłębi serca wiedział, ze nie jest tym, który powinien z nim być. Nie zasługiwał na niego.


Jedz, kochanie – mówił ponaglająco Yuu, wskazując na prawie pełny talerz swojego chłopaka.
-Jakoś nie jestem godny – odłożył widelec.
Ryba i sałatka wyglądały przepysznie tylko, że nie miał na nie ochoty. Czasami nie potrafił jeść. Zwłaszcza, gdy miał wyrzuty sumienia. Czuł się podle z tym, że będąc przy Semozuce, myślał o kimś zupełnie innym. Czasem odnosił nawet wrażenie, że jego chłopak doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
-Nie obchodzi mnie, czy jesteś głodny. Nie dam ci wstać od stołu, dopóki tego nie zjesz – odrzekł łagodnie acz stanowczo Yuu.
-Nie jestem dzieckiem w przedszkolu – zaśmiał się wymuszenie.
-Masz rację, nie jesteś, ale jeśli będzie trzeba, to zacznę cię karmić, jak mamusia swoje dzieci.
-Chyba nie ma takiej konieczności.
Na siłę zaczął wmuszać w siebie kolejne porcje. Wiedział, że musi jeść, żeby żyć. Tylko ani odrobinę nie miał ochoty ani na jedno, ani na drugie.
Każdy dzień zaczynał i kończył się dla niego tak samo.

Duszę się…

Spojrzał na swojego chłopaka, dostrzegał troskę w jego spojrzeniu. Chciałby mu odjąć odrobinę zmartwień ze swojego powodu. Nie potrafił tego zrobić. Nawet, gdy udawał, że ma dobry nastrój, Semozuka od razu to odkrywał.
Oczywiście czasami zdarzały się lepsze dni, ale były rzadkością. Dziś było zwyczajnie źle i nic a to nie poradzi. Smęcił, zanudzał i tyle.
Zjadł wszystko, nie bardzo czując smak potrawy, tak jakby jadł papierowe wióry. Wierzył, że było smaczne.
-Czy teraz mógłbym się zdrzemnąć? W twoich ramionach? – uśmiechnął się słodko do Yuu.
-Tak, teraz tak – wziął czule za jego dłoń i ją pogładził – Jeśli chcesz możesz nawet zostać na noc.
-Nie, nie trzeba.
-Obiecuję, że nic ci nie zrobię – wstał i pomógł także wstać ukochanemu.
-Nie trzeba, godzinka, czy dwie snu dobrze mi zrobią, więcej nie potrzeba.
-Jak sobie życzysz – poprowadził go do łóżka.
Kaoru usiadł na brzegu ogromnego łóżka, a potem wygładził śnieżnobiałą poduszkę.
-Ta pościel jest jak ty – szepnął do Yuu
-Co masz na myśli – przysiadł się obok.
-Jest idealna i czysta.
Semozuka zaśmiał się dziwnie.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. Żadne z tych słów w żadnym wypadku mnie nie określa. Jest nawet zupełnie odwrotnie – odrzekł mu, patrząc w oczy, bez cienia skrępowania.
-Daj spokój – uśmiechnął się i cmoknął go w policzek.
-To jak, kładziesz się? – wziął w dłoń jego krawat i poluzował go.
-Tak, kładę – ściągnął swojemu chłopakowi okulary – Ale ty razem ze mną.
-Z przyjemnością.
Yuu poczekał na to, aż Hiatchiin zdejmie marynarkę i krawat, potem ułożył je na krześle, a następnie ułoży się wygodnie na łóżku. Dopiero potem do niego dołączył.  Okrył Kaoru pieszczotliwie przykryciem.  Przytulił się do jego pleców i pocałował go w kark.
-Dziękuję ci za wszystko – szepnął rudy chłopak.
-Nie ma, za co… - odpowiedział mu cichutko – Jestem tu dla ciebie. A teraz śpij już kochanie. Potrzebujesz tego. Śpij… – pogładził go delikatnie po włosach.


C.D.N

Jej, nie zanudziłam was tym razem?
Mam wrażenie, ze troszkę tak.
jak się podobało, wg Wero "wyraźnie pokazałam stanowisko Kaoru" XD

Teraz czekajcie na AoKagaKuro i oczywiście na święta. 

Na mikołajki już wiem, o kim napiszę, bardzo o ten paring prosiliście kiedyś :3

NIE ZAPOMINAJCIE O ANKIECIE!