Jej...
Ale zanim zacznę pzrepraszać
ZACHĘCAM DO GŁOSOWANIA W ANKIECIE!
DLACZEGO?
BO WARTO!
MOŻE TO WŁAŚNIE TWOJE OTP POJAWI SIĘ W OPOWIADANIU NA ŚWIĘTA!
Tak, a teraz nadszedł czas na błaganie o wybaczenie TT^TT
Nie miałam weny twórczej, jeśli chodzi o HikKao, a za nic na świecie nie chciałam Wam dać jakiegoś shitu, dlatego czekałam, na wenę, aż ta w końcu wczorajszego dnia nadeszła (nic tak nie działa na wenę twórczą, jak zbliżający się egzamin :D).
No więc jak już napisałam i zostało sprawdzone, to dodaję to jak najszybciej, żeby już nie ociągać.
A tak wgl ktokolwiek czekał na ten paring?
<--- POPRZEDNIA CZĘŚĆ
Nasz grzech…
2. Chciwość
Podróż u boku Yuu była dla Kaoru
bardzo przyjemna, nie ważne gdzie jechali, nie istotne jak długo. Semozuka był
zwyczajnie idealnym towarzyszem podróży. Dużo mówił, czasem paplał o
największych głupotach, ale wtedy, kiedy trzeba, wiedział, kiedy ma zamilknąć.
Tak jak i teraz, siedział i z niemym zachwytem przyglądał się swojemu
chłopakowi, który oglądał coś za oknem.
Dla Kaoru to było wygodne
rozwiązanie, mieć u swojego boku kogoś, kto nigdy o nic nie pyta ani nie
ocenia. Kto jest gotowy pomóc, bez względu na wszystko, przytulić lub
pocałować, kiedy potrzebował odrobiny czułości.
Yuu był tym, kim nie mógł być dla niego Hikaru. Wiedział, że go
wykorzystuje, jednak inaczej nie potrafił, potrzebował ich obu.
Bywały dni, w których Kaoru czuł
się naprawdę źle. Nie miał ochoty na nic kompletnie, z przyjemnością zaszyłby
się w ciemnym pokoju i nie wychodził z niego. Bez swojego brata czuł się
niekompletny i bezwartościowy, a coraz częściej czas spędzali osobno. Taki
dzień był właśnie dzisiaj i gdyby nie Yuu, nie byłby w stenie znieść tego
wszystkiego. Dzięki niemu czuł, że nie jest kompletnie sam.
-Niebo płacze – szepnął bardziej
do siebie szatyn patrząc na pierwsze krople deszczu opadające na samochodową
szybę.
-Yuu…, Dlaczego ludzie płaczą? –
zapytał bez zastanowienia Hitachiin.
-Ponieważ nie potrafią sobie
poradzić z tym, co się w o kół nich i z nimi dzieje. Jest też druga opcja:
ludzie płaczą, gdy są szczęśliwi.
-Nie zapytasz, czemu ja płaczę? –
po jego policzku spłynęła jedna ogromna łza.
-Nie – przysunął się do niego i
pełnym troski gestem, starł kroplę kciukiem – Gdybyś chciał, sam byś to zrobił
– przytulił go mocno do siebie.
-Czy ty kiedyś płakałeś?
-Tak, raz…
-Dziękuję ci… - pociągnął nosem.
-Za, co?
-Za to, że jesteś…
-Nie mogłem sobie wyobrazić
piękniejszych słów skierowanych w moją stronę… Jednak… nie płacz już…
Nienawidzę, gdy płaczesz.
-Przytulaj – nieledwie mu to
rozkazał.
-Oczywiście – objął go jeszcze
mocniej, tak, że Kaoru mógł prawie cały skryć się w jego ramionach – Może
wolisz dziś jechać do mnie, zamknąć się w pokoju i nigdzie nie wychodzić.
Pokiwał nieznacznie głową na
znak, że się zgadza.
Yuu był czuły, ciepły i
delikatny. Nigdy na nic nie nalegał. Był cierpliwy. Niezwykle cierpliwy,
niemalże do znużenia. Kaoru czuł się przy nim dobrze, swobodnie i bezpiecznie,
wiedział, że jego chłopak pragnie czegoś więcej, to było oczywiste, jednak
nigdy z jego strony nie usłyszał chociażby jednego ponaglenia. Nigdy też się na
niego nie złościł, nie zdarzyło się nawet żeby uniósł głos. Nigdy nie słyszał
jak krzyczy, na kogokolwiek, zawsze był miły i uprzejmy. Nigdy nie słyszał jego
podniesionego tonu, ale za to nie rzadko słyszał jak szeptał. Hitaachin, nie
sądził, że taka umiejętność istnieje, nigdy by nawet nie przyszło do głowy, że
ktoś może „potrafić szeptać”, a Yuu posiadł tą umiejętność w niesamowitym
stopniu. Nikt tak nie szeptał jak on. Jego cichy głos wibrował w powietrzu,
przechodził przez ucho i wnikał w całe ciało. Wtedy przyjemne uczucie można
było czuć niemalże w środku, prawie tak, jakby szeptał wprost do duszy, nie do
ucha. Tak jakby każde najmniejsze słowo miało być ukojeniem i ratunkiem, przed okalającą
wszechświat ciemnością.
Semozuka był prawie ze ideałem.
Prawie, ponieważ, do tego brakowało mu jednej jedynej rzeczy, ale niezwykle
znaczącej – to nie był Hikaru. Yuu nie był tym, którego kochał.
Gdybyś tylko to mógłbyś być Ty, Hikaru…
Ale nie był i nie mógł być to on.
Nigdy.
Kaoru wiedział o tym doskonale i
to go bolało najbardziej. Nigdy nie mógł liczyć na to, żeby bezkarnie przytulać
się do tego, którego kochał, móc mu, co dzień mówić, to, co do niego czuje.
Choćby nie wiem, co nie mógł z nim być, nie krzywdząc wszystkich wokół.
-Yuu…? – zaczął chrapliwie
Hitachiin.
-Tak Aniołku? – odpowiedział mu
głaskając po włosach.
-Zabierz mnie do siebie…
-Oczywiście – przygarnął go
jeszcze mocniej – Dla ciebie wszystko…
Ból rozchodzący się w jego piersi
był nie do zniesienia. Kaoru przytulał jednego, ale ponad wszystko pragnął
drugiego. Czuł się z tym coraz gorzej, z każdym dniem spędzonym z Yuu
przywiązywał się do niego coraz bardziej, i przywiązywał jego do siebie. Wiedział,
że nigdy nie będzie w stanie dać mu tego, czego Semozuka tak bardzo pragnie.
Będzie w stanie dać mu wszystko, czego tylko zażąda, oprócz jednego: Yuu
przenigdy nie będzie dla niego tym jedynym, w jego sercu już na zawsze będzie
tylko inna osoba, a będzie to jego własny brat.
To jak wyglądał dom rodziny
Semozuka, nie było dla nikogo zaskoczenie. Był taki jak wszystkie wokół, przede
wszystkim wielki i okolony mnóstwem zieleni, idealnie przystrzyżony trawnik,
mnóstwo kwiatów, niektórych nawet egzotycznych, wielkich drzew, a pośrodku tego
ogromu stojąca biała willa. Budowla jak dziesiątki z sąsiedztwa. W środku także
nie wyróżniał się niczym szczególnym. Ogromny z zewnątrz, wewnątrz był również
przytłaczający. Idealnie wysprzątany, fantastycznie dobrane meble do ścian.
Jednak wszystkie korytarze, a nawet obrazy na ścianach wiały czymś w rodzaju
nostalgii czy smutku, tak jakby każdy kwiat namalowany na płótnie chciał
powiedzieć, że w tym domu nie ma prawdziwego szczęścia. Ten dom był taki jak i
Yuu z pozoru idealny i tylko on sam znał swoje tajemnice.
-Braciszku!
Gdy tylko Hitachiin wraz z
Semozuką przestąpili próg tego posępnego miejsca, usłyszeli cieniutki, piskliwy
głosik, który w mgnieniu oka ożywił te wszystkie ściany i meble. Biegła ku nim
maleńka dziewczynka o uśmiechu tak podobnym do uśmiechu Yuu, że od razu było
wiadomo czyja krew w niej płynie.
-Cześć moja piękna! – Yuu
natychmiast nachylił się i wziął ją na ręce.
-Witaj w domu – uściskała mocno
swojego brata.
-Wróciłem…
-Cześć Braciszku Kaoru – zwróciła
się do Hitachiina.
-Dzień dobry, młoda damo – ujął
jej drobną rączkę i pocałował ją w wierzch dłoni.
Malutka pisnęła cichutko i ukryła
czerwoną twarzyczkę w ramieniu brata.
-Ach, Aniołku, czy ty musisz
działać tak na kobiety w każdym wieku – Yuu posłał swojemu chłopakowi
spojrzenie pełne wyrzutu – I ja mam nie być zazdrosny?
-Spokojnie, jak dotąd tylko ta
jedna skradła moje serce, ale minie jeszcze wiele lat nim na poważnie zacznie
się interesować mężczyznami.
-Twoje słowa wcale mnie nie
uspokajają – pokręcił głową z dezaprobatą.
-Nic na to nie poradzę.
Kaoru nie mógł się nie
rozpromienić widząc tą dwójkę razem. W tej scenie nie było nic udawanego. Tak
jak cała sceneria wyglądała niczym papierowy zamek, który mógłby runąć w każdej
chwili, tak ta dwójka była bardziej realna, niż cokolwiek innego w tej chwili.
Przytulając się i rozmawiając ze sobą, wyglądali tak jakby mieli na świecie
tylko siebie. Ta relacja coś przypominała rudemu chłopakowi.
Dzieci zawsze wnosiły tyle
radości. Były uśmiechnięte i szczebiotały wesoło. W ich życiu, co dzień
zdarzało się coś niezwykłego, w każdej chwili potrafiły dostrzec coś
niezwykłego w otaczającym ich świecie.
Hitachiin zaczął się zastanawiać,
kiedy on sam był tak radosny. Już dawno nie pamiętał, żeby śmiał się w głos.
Chyba jakiś czas temu coś utracił, jakąś cząstkę samego siebie. Zapomniał jak
to jest zwyczajnie cieszyć się życiem.
Nie chciał przeszkadzać im w
wspólnych chwilach, rzucił Yuu znaczące spojrzenie, a szatyn kiwnął głową na
znak, żeby Kaoru robił, co chciał.
Hitachiin odwrócił się i po cichu poszedł do pokoju swojego chłopaka.
Pokój Yuu był taki sam jak reszta
pokoi w tym domu. Bez wyrazu, wszystko tu było urządzone gustownie i bez
emocji, jak pomieszczenia w muzeum, idealnie wysprzątane, wszystko poukładane,
tak pasujące do tej „idealnej” rodziny. Kaoru nie wiele wiedział o tej familii,
wcześniej się tym nie interesował, a teraz głupio mu było pytać. Kiedyś tylko
słyszał, że w tym domu zdarzyła się tragedia, ale nie wnikał, co się stało a
teraz już nikt o tym nie mówił, większość ludzi też zapewne zapomniała. Samemu
też mu było głupio zapytać.
Kaoru przemierzył spore
pomieszczenie i zatrzymał się przy łóżku. Najpierw wygładził ręką pościel a
następnie położył się na plecach i zamknął oczy. Za dużo się dziś dla niego
wydarzyło. Przypomniał sobie, jak Hikaru dziś go dotykał, ja niemalże znów się
pocałowali, to jak jego ukochany brat wyszeptał, że go pragnie. Jego ciało
zapłonęło na samo wspomnienie tego zdarzenia. Gdyby tylko mogli być razem, tak
jak wszyscy ludzie, którzy się kochają, gdyby tylko nie przeszkadzało im w tym
to, że są braćmi.
Zatopił się we wspomnieniach
chwil, które spędził razem, z Hikaru, tak bardzo, że nawet nie usłyszał jak
jego chłopak wszedł do pokoju i nie nad nim pochylił.
-Obiad kazałem przynieść tutaj –
Yuu uśmiechnął się szeroko, naprawdę szeroko.
Otworzył oczy i zobaczył twarz
Yuu odwróconą do góry nogami, wiszącą nad swoją głową.
-Dziękuję, ale nie jestem bardzo
głodny… - odpowiedział mu.
-Zamilcz… – zatkał mu usta
słodkim buziakiem – Nie chcę więcej słuchać takich bredni. Jesteś za chudy –
jego głos zamruczał, gdy zniżył głowę ku krtani Kaoru.
-Sugerujesz, że ci się nie
podobam? – zapytał niepewnie, czując łaskoczący oddech Semozuki na swojej szyi.
-Nigdy bym tak nawet nie pomyślał – przesunął
ustami po skórze rudego chłopaka.
-Ha… - westchnął cichutko
Hitachiin.
-Jesteś piękny… Najpiękniejszy.
Podobasz mi się jak nikt nigdy… Kocham cię Aniołku… - znów się nachylił, żeby
go pocałować, tym razem o wiele bardziej namiętnie.
Każdemu, kto usłyszałby te słowa,
zrobiłoby się niezwykle miło, ale nie jemu. Jemu naraz zrobiło się niedobrze.
Nie chciał tego słuchać, nie mógł i pewnie nigdy nie będzie mógł odwdzięczyć
się mu tym samym. A jednak nie potrafił z niego zrezygnować. Chciał go mieć,
chciał mieć chociażby tą jedna osobę, z którą może się całować i przytulać. Nie
potrafił rezygnować z tej odrobiny przyjemności z Yuu, chociaż myślami był cały
czas obok kogoś innego.
Położył dłonie na policzkach
Semozuki i delikatnie przyciągnął go do siebie. Zamknął oczy, nienawidził tego
robić. Tak bardzo brzydził się tego, że gdy całował się Yuu, wyobrażał sobie
swojego brata. To w jego zachowaniu było podłe. Nigdy by się do tego przed kimś
nie przyznał, ale potrzebował tych chwil, żeby do reszty nie stracić zmysłów,
żeby zachować równowagę.
-Mogę się u ciebie zdrzemnąć? –
szepnął Kaoru
-Nie ma takiej opcji – on również
szeptał swoim zmysłowym tonem.
-Czemu? – zapytał już normalnie.
-Nie dopóki nie zjesz obiadu –
zaśmiał się lekko cmokając go w czoło.
-Niedobry jesteś.
-Tylko się o ciebie troszczę…
-Połóż się wraz ze mną –
wyszeptał Kaoru wprost do ust swojego chłopaka – Obejmij mnie, daj się w siebie
wtulić.
-Jak mógłbym odmówić?
Obszedł łóżko do połowy i ułożył
się wygodnie obok swojego chłopaka. Następnie objął go w pasie i wtulił nos w
jego włosy. Wziął głęboki wdech.
-Cudownie pachniesz – szepnął
błogo.
-Dziękuję – przekręcił głowę i
teraz to on pocałował Yuu.
Semozuka, wraz pogłębił
pocałunek. Przycisnął go mocniej do siebie tak, że Hikaru teraz obrócił się w
jego stronę. Następnie wsunął swoje kolano pomiędzy jego nogi, a rękę pod
koszulę.
-Ach… - Hitchiin westchnął wprost
do jego ust.
Pieszczoty jego chłopaka były
takie przyjemne. Delikatne, ale i pełne namiętności. Dotykał go pewnie, tak
jakby doskonale wiedział gdzie go dotykać i w jaki sposób, żeby go podniecić.
Kaoru nawet nie musiał wyobrażać sobie swojego bliźniaka. Jeszcze się zanim ani
razu nie kochał, zawsze był w stosunku do tego niepewny i jak dotąd nie chciał
tego z nim zrobić. Jednak każdego dnia, coraz bardziej przekonywał się do tego
pomysłu. Z ciekawości, chęci zaspokojenia własnych potrzeb nigdy, dlatego że
coś do niego czuł.
Dłonie Yuu były tak sprawne i
czułe, usta całowały w ten sposób, że nijak nie można było się mu oprzeć. Widać
było, że nie robi tego po raz pierwszy i aż za dobrze wie, co robić.
Może i go nie kochał, ale dotyk
jest dotykiem, zawsze działa. Nawet jak pragnął kogoś innego, to ta sytuacja,
te pieszczoty i tak na niego działały.
Szatyn nie przestawał, dotykać, i
całować. Gładził skórę na jego brzuchu, boku i plecach. Coraz mocniej go do
siebie przyciągał. Oddech mu przyspieszył. Widać było, że pragnie czegoś
więcej. Jednak jeszcze nigdy nie ponaglił Kaoru, teraz też ani słowem się nie
odezwał.
-Przepraszam. Nie powinienem… –
szepnął Yuu wstając z łóżka.
-Jeszcze – powiedział cicho
Hitachiin. Jego serce waliło jak oszalałe.
-Lepiej nie. Sprawdzę, co z tym
obiadem – ucałował go gorąco w policzek.
Semozuka otworzył drzwi i
odetchnął głęboko. Przeczesał sobie włosy palcami i rzucił tęskne, pełne
miłości i pożądania spojrzenie w stronę ukochanego. Łatwo było dostrzec to, że
z ciężkim sercem przerwał to, co przed chwilą robił.
-Kocham cię – odrzekł wychodząc.
To były najgorsze słowa, jakie
może usłyszeć ktoś od kogoś, kogo nie kocha. Zamiast dawać radość – raniły.
Pragnął jednego, wiedząc, że może
mieć jedynie kogoś innego. Patowa sytuacja, w której nie ma możliwości, aby
ktoś nie cierpiał. Czegokolwiek by nie zrobił, cokolwiek by mu do głowy nie
przyszło, nie było wyjścia, zawsze ktoś zostanie skrzywdzony, pytanie tylko jak
bardzo i który z nich ma na tyle siły, żeby wszystko wytrzymać. Sam czuł, że
jej nie ma na tyle, aby cokolwiek zrobić. Dlatego tkwił w tej sytuacji, w tym
związku, w którym nie widział dla siebie przyszłości. Ponad wszystko pragnął
tego, aby być w tym zakazanym związku, chciał być z tym, z którym nie mógł,
jego jedyną miłością pozostał Hikaru, ale nie mógł z nim być ze względu na
rodzinę i otoczenie, gdyby się dowiedzieli, nie mieliby już, po co żyć. Nikt by
tego nie zrozumiał. Z drugiej strony nie chciał unieszczęśliwiać tego, z którym
był. Nie kochał Yuu, ale go lubił, doceniał go i nie chciał go skrzywdzić. Na
każdym kroku przecież czuł jego miłość i troskę. Chociaż wgłębi serca wiedział,
ze nie jest tym, który powinien z nim być. Nie zasługiwał na niego.
Jedz, kochanie – mówił
ponaglająco Yuu, wskazując na prawie pełny talerz swojego chłopaka.
-Jakoś nie jestem godny – odłożył
widelec.
Ryba i sałatka wyglądały
przepysznie tylko, że nie miał na nie ochoty. Czasami nie potrafił jeść.
Zwłaszcza, gdy miał wyrzuty sumienia. Czuł się podle z tym, że będąc przy
Semozuce, myślał o kimś zupełnie innym. Czasem odnosił nawet wrażenie, że jego
chłopak doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
-Nie obchodzi mnie, czy jesteś
głodny. Nie dam ci wstać od stołu, dopóki tego nie zjesz – odrzekł łagodnie acz
stanowczo Yuu.
-Nie jestem dzieckiem w
przedszkolu – zaśmiał się wymuszenie.
-Masz rację, nie jesteś, ale
jeśli będzie trzeba, to zacznę cię karmić, jak mamusia swoje dzieci.
-Chyba nie ma takiej
konieczności.
Na siłę zaczął wmuszać w siebie
kolejne porcje. Wiedział, że musi jeść, żeby żyć. Tylko ani odrobinę nie miał
ochoty ani na jedno, ani na drugie.
Każdy dzień zaczynał i kończył
się dla niego tak samo.
Duszę się…
Spojrzał na swojego chłopaka,
dostrzegał troskę w jego spojrzeniu. Chciałby mu odjąć odrobinę zmartwień ze
swojego powodu. Nie potrafił tego zrobić. Nawet, gdy udawał, że ma dobry
nastrój, Semozuka od razu to odkrywał.
Oczywiście czasami zdarzały się
lepsze dni, ale były rzadkością. Dziś było zwyczajnie źle i nic a to nie
poradzi. Smęcił, zanudzał i tyle.
Zjadł wszystko, nie bardzo czując
smak potrawy, tak jakby jadł papierowe wióry. Wierzył, że było smaczne.
-Czy teraz mógłbym się zdrzemnąć?
W twoich ramionach? – uśmiechnął się słodko do Yuu.
-Tak, teraz tak – wziął czule za
jego dłoń i ją pogładził – Jeśli chcesz możesz nawet zostać na noc.
-Nie, nie trzeba.
-Obiecuję, że nic ci nie zrobię –
wstał i pomógł także wstać ukochanemu.
-Nie trzeba, godzinka, czy dwie
snu dobrze mi zrobią, więcej nie potrzeba.
-Jak sobie życzysz – poprowadził
go do łóżka.
Kaoru usiadł na brzegu ogromnego
łóżka, a potem wygładził śnieżnobiałą poduszkę.
-Ta pościel jest jak ty – szepnął
do Yuu
-Co masz na myśli – przysiadł się
obok.
-Jest idealna i czysta.
Semozuka zaśmiał się dziwnie.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się
mylisz. Żadne z tych słów w żadnym wypadku mnie nie określa. Jest nawet
zupełnie odwrotnie – odrzekł mu, patrząc w oczy, bez cienia skrępowania.
-Daj spokój – uśmiechnął się i
cmoknął go w policzek.
-To jak, kładziesz się? – wziął w
dłoń jego krawat i poluzował go.
-Tak, kładę – ściągnął swojemu
chłopakowi okulary – Ale ty razem ze mną.
-Z przyjemnością.
Yuu poczekał na to, aż Hiatchiin
zdejmie marynarkę i krawat, potem ułożył je na krześle, a następnie ułoży się
wygodnie na łóżku. Dopiero potem do niego dołączył. Okrył Kaoru pieszczotliwie przykryciem. Przytulił się do jego pleców i pocałował go w
kark.
-Dziękuję ci za wszystko –
szepnął rudy chłopak.
-Nie ma, za co… - odpowiedział mu
cichutko – Jestem tu dla ciebie. A teraz śpij już kochanie. Potrzebujesz tego.
Śpij… – pogładził go delikatnie po włosach.
C.D.N
Jej, nie zanudziłam was tym razem?
Mam wrażenie, ze troszkę tak.
jak się podobało, wg Wero "wyraźnie pokazałam stanowisko Kaoru" XD
Teraz czekajcie na AoKagaKuro i oczywiście na święta.
Na mikołajki już wiem, o kim napiszę, bardzo o ten paring prosiliście kiedyś :3
NIE ZAPOMINAJCIE O ANKIECIE!