wtorek, 14 stycznia 2014

Yuu x Allen część 2

Ohayo Mina!

Dziękuję za przeczytanie poprzedniej części, komentarze, ciepłe ich przyjęcie, oraz cierpliwość w czekaniu na następną część!

Piszę powoli, bo mam sporo na głowie, ale mam nadzieję, ze nie macie mi tego za złe...?

Ostatnio opisywałam postacie jedynie po krótce, aby tylko przybliżyć odrobinę historię, z racji, że nie chciałam za mocno spojlerować, dlatego wszystko było opisane tak lakonicznie. Mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie za to. Moim zdaniem lepiej, żeby ludzie nie wiedzieli wszystkiego, jeśli mają zacząć lub w przyszłości będą chcieli zacząć czytać/oglądać.

Kolejna część, kolejne postacie... Ech...

Roufa - 19 lat. jest z oddziału Azjatyckiego. Można odnieść wrażenie (delikatnie rzecz ujmując), ze leci na Allena jak deszcz na rabatkę. Swoją drogą, co się jej dziwić?

Jerry - 32 lata - kucharz w Black Order. Myślę, że jego podobizna mówi sama za siebie.nie będę się o nim rozpisywać...

Dobra, dosyć gadania, zapraszam do czytania :P
(Uwaga, rozdział, do końca nie sprawdzony)



„Co szkodzi spróbować?” C. D.




Wykąpany i ubrany Allen siedział na ławce, czekając na pozostałą dwójkę, pomimo swoich najszczerszych chęci nie potrafił sobie samemu nic przypomnieć, liczył, że opowieść jego kolegi rozjaśni mu w umyśle. Zobaczył ich jak szli razem w jego kierunku. Zdenerwowany wstał i podbiegł ku nim.
-Opowiadaj! – szarpnął rudego za rękaw.
-Okej – chrząknął, dając do zrozumienia, że rozpoczyna dłuższy wykład – To było tak: Wczoraj była przewspaniała impreza, zorganizowana przez jakże cudownego aranżera, który wykazał się niesamowitym sprytem, inteligencją…
-Do rzeczy… - zniecierpliwiony Kanda dźgnął go pod żebra.
-Ech… No dobra. Na początku, drogi Yuu byłeś bardzo nieprzyjemny (jak to zwykle ty) i w ogóle nie chciałeś się bawić. Allen od samego początku świetnie się ze wszystkimi dogadywał i Kiedy zaczęło się robić wesoło, znaczy, wszyscy sobie nieźle podpili… zaproponował ci grę w karty. Po krótkich namowach zgodziłeś się.
-To jeszcze pamiętam. Dalej.
-No i bardzo szybko zostałeś w samych gaciach. Potem jak to wy poprztykaliście się o byle, co, no i Allenowi zrobiło się strasznie smutno. Potem był konkurs picia, no i kompletnie się nachlałeś z Crossem, znów się pobiłeś z Allenem. Nasze biedaczysko – teraz pogładził Walkera po włosach – prawie mi już płakało, ze ty jesteś taki zimny i w ogóle…
-Nie prawda! – żachnął się blondyn.
-Prawda, prawda! No i jak tak mi beczałeś, to ni z tego ni z owego znów pojawił się Yuu, nawet cię przeprosił, pocałował w czoło.
-Co!? – pozostała dwójka wrzasnęła niedowierzając.
-A potem gdzieś wyszliście, ale nie wiem gdzie – podrapał się po policzku – Dalej mi się film urwał.
-To nie prawda – blondyn załapał kolegę za szyję i zaczął dusić – Chcesz zostać Bookmanem! Cholera jasna, powinieneś wiedzieć wszystko!
-Duszę się… - charczał.
Brunet złapał blondyna za kołnierz i odciągnął od ofiary. Walker dyndał z nogami w powietrzu. Popatrzył na rudego poważnym, ale skacowanym wzrokiem
-Może wiesz, kto może wiedzieć coś więcej? – potrząsnął Allenem – Ja i ten tutaj musimy dowiedzieć się, co zaszło.  NAPRAWDĘ.
-Kanda… - zabełkotał blondyn – Nie trząsaj… - puścił bełta.
-To, co wiesz coś? – wyrzucił jak najdalej „to”, co trzymał.
-Wydaje mi się, że Lenalee może się orientować, chyba wyszła tuż przed wami i była jeszcze w miarę trzeźwa.
-Rozumiem. Moyashi, idziemy – wydał komendę jak do psa.
Walker leżał na podłodze zwijając się z bólu, ledwo żywy.

***
Lenalle krzątała się po dziale naukowym, parzyła wszystkim gorącej jak wnętrze wulkanu, czarnej niczym smoła i mocnej jak kaszubska tabaka (LoL) kawy. Sama tez nie stroniła od tego, żeby popijać ukradkiem.
Komui leżał na biurku pokrytym stertą miękkich papierzysk. Dobrze mu się na nich odsypiało.
-Kawy! Potrzebuję cudnej kawusi od Lenalee! – przebudził się nagle.
-Tak, tak, proszę – podeszła do niego i z uśmiechem podała kubek.
-Dziękuję – do oczu napłynęły mu łzy – Jesteś taka dobra.  
-Nie ma, za co.
W tej chwili drzwi otworzyły się z wielkim hukiem i stanął w nich Kanda.
-Ciszej człowieku! – wszyscy wydarli się na niego łapiąc się za głowy.
Nie odpowiedział, rzucił jedynie jedno ze swoich zimnych niczym stal spojrzeń, które mogło oznaczać tylko i wyłącznie „zamknijcie, się, albo inaczej wszyscy pójdziecie do piachu”.
-Witam wszystkich… - zza jego pleców wychylił się osłabiony Allen, ledwo trzymający się na nogach.
Ignorując wszystko Yuu szedł pewnym krokiem w kierunku dziewczyny, odkopując, co i raz sterty niepoukładanych papierzysk. Ludzie dookoła przyglądali się dwojgu przybyszom, szepcząc do siebie.
- Musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań – powiedział pewnie brunet.
-Ta-ta-ta-ta-tak – za jąkała się i zakryła czerwoną twarz – Słu-słucham? O co-co-co-co chodzi?
-Chłopaki, co wy tutaj robicie RAZEM? – zainteresował się niczego nie świadomy Komui.
-Lenalee – zajęczał słabym głosem Allen wychylając rękę spod sterty papierzysk, które przed chwilą na niego zleciały – Czy możesz mi dać odrobinę kawy.
Brew bruneta zaczynała drgać coraz szybciej, przyszedł się tutaj dowiedzieć czegoś bardzo konkretnego a cały czas ktoś lub coś (czyt: jakiś idiota) przerywał mu tę czynność. Dodatkowo coraz głośniejsze szepty wokół zaczynały go ostro denerwować. Bez namysłu, pchany dziką rządzą mordu chwycił za katanę i wydarł się na całe gardło.
-Zamknąć się wszyscy do kurwy nędzy!
-Ach! Już mi lepiej – Walker właśnie dopił ostatni łyk kawy z dzbanka.
-A ciebie zabiję, jako pierwszego! – wymierzył ostrze w niego.
-Co! Jak to!? Za co? – zrobił przerażoną minę.
-Za to, że żyjesz Moyashi!
-Mam na imię Allen, ale nie chce mi się z tobą sprzeczać – złapał się za bolącą głowę i spojrzał na dziewczynę – Bo my tutaj przyszliśmy, bo chcemy się dowiedzieć, czy my… Znaczy ja i Kanda… Czy my… Wczoraj… ten… - nie był w stanie wydusić z siebie tego słowa.
-Bzyknąłem go, czy nie? – powiedział ze spokojem Yuu mając ręce założone na piersi.
 Wszelkie szepty dookoła nagle ustały i każda para oczu zwróciła się ku nim. Ta niezręczną ciszę przerwał Lee.
-Jak możesz mówić takie sprośne rzeczy przy mojej malutkiej siostrzyczce!?
Kanda cmoknął z dezaprobatą, odwracając wzrok od oficera.
-Proszę Lenalee – odezwał się błagalnie Walker – Jesteś jedyną osobą, której możemy tutaj ufać. Jedyną…
-No dobrze… - była cała czerwona – Co prawda ja-ja-ja, nie widziałam zbyt wiele, ale-ale-ale-ale, powiem, co w-w-w-w-wiem… - bawiła się swoimi palcami – Widziałam jak wychodzicie, no i wy-wy-wy-wy… Trzymaliście się za ręce! – wypiszczała cała czerwona, Allen zbladł – A potem wpadliście na Baka, no i gdzieś poszliście. Machnął mi na pożegnanie no i po-po-powiedział, że idzie z wami do kwatery… w Azji…
Chłopcy zbledli całkowicie, obu przeszedł zimny dreszcz, mieli wrażenie, że właśnie zostali zasypani toną śniegu.
-A-A-Azji? – wyjąkał blondyn, jakby naśladując rozmówczynię
-Gdzie was posiało… Ulala… - zatrelił Komui.
 -Więc ruszamy do Azji. Do nogi Moyasji – Kanda władczo ruszył w stronę wyjścia.
-Znowu jak do psa – łzy napłynęły do oczu Allena – Nienawidzę go…

***
Po niczemu nieznaczących przeszkodach (Kanda był w stanie posłać do szpitala, każdego, kto stawał im na drodze) i podróży Arką, znaleźli się w Azji. Wszyscy byli niezwykle zdziwieni ich nagłym przybyciem, chociaż niektórzy słyszeli o tym, co wczorajszego dnia działo się w Black Order. Pierwszą, która ich radośnie powitała była, niczego nie świadoma Roufa.
-Allen! Co cię tu sprowadza? – zaczęła przestępować z nogi na nogę.
-O cześć – przywitał się z nią.
-Słabo wyglądasz? Coś się stało? Boli cię coś?
-Hehe… - zaśmiał się bardzo smutno – To długa historia…
-No dobra, jak nie chcesz to nie mów – zepsuł jej się humor.
-Wiesz gdzie jest Bak? – tą bezsensowną wymianę zdań przerwał Yuu, coraz bardziej zniecierpliwiony.
-Dlaczego szukacie kierownika? Jeśli potrzebujecie pomocy, to ja chętnie ci pomogę, Allen – powiedziała zalotnie uśmiechając się słodko.
-Tak, możesz pomóc – brunet objął drugiego ramieniem – Pokaż nam gdzie jest Bak – uniósł głowę Walkera za podbródek i patrzył mu głęboko w oczy – Potrzebujemy go.
Przez to, co zrobił jego towarzysz zrobił się cały czerwony i zaczął drżeć, być może ze strachu. Dziewczyna za to zbaraniała.
-Bak jest tam – przyjaciele Roufy odciągnęli zdruzgotaną koleżankę i odeszli.
-Kanda, co ty… - Walker bełkotał bardzo słabym głosem. Przyciskał pięść do drżącej piersi.
-Haha! Jesteś głupszy niż myślałem! – odrzucił go.
Skierował swoje kroki we wskazane miejsce, drugi zaraz do niego podbiegł.
-Dlaczego to zrobiłeś?
-Tak sobie…
Brunet nie obdarzył go przy tym ani jednym, chociażby przelotnym spojrzeniem, natomiast Allen, co i raz zerkał na niego niepewnie. 
W pokoju, którego ściany były całe wytapetowane różnorakimi zdjęciami Lenalee, za biurkiem obłożonym jeszcze większą ilością fotografii znajdowały się zwłoki Chana, odpoczywał po wczorajszej nocy. Nagle drzwi wypadły z hukiem.
-Wstawaj ty tępy skurwysynie, chcę wiedzieć, czy bzyknąłem tego pieprzonego Moyashi!? – wydarł się Kanda.
Bak podniósł leniwie głowę, nie bardzo wiedząc, co się wokół niego dzieje. Allen natomiast spojrzał wymownie na swojego towarzysza.
-Skąd wiesz, że ty mnie, a nie ja ciebie? – dodał zbulwersowany.
Yuu tylko rzucił mu krótkie, urwane, pogardliwe spojrzenie i prychnął, ucinając całą dyskusję.
-Ej! Co to miało znaczyć? - zacisnął pięść.
Nie zwracając na jego krzyki najmniejszej uwagi, zatkał mu buzię dłonią, przyciskając jego czaszkę do swojego boku.
-To jak wiesz coś? – mówił do kierownika.
-Hę…, Ale, o co chodzi? – podnosił się bardzo ciężko.
-Przecież mówiłem, że o to, czy się z nim przespałem – brew zaczęła mu drgać.
-Owea asute… błłł… - Walker próbował coś powiedzieć lub po prostu się ratował, bo zaczynało mu brakować tchu.
-Aaaa… A to skąd ja mam wiedzieć? – poprawił sobie czapeczkę.
-Bo z tego, co wiem, byliśmy tutaj, piliśmy i tak dalej. Dlatego gadaj, co wiesz.
-Wybaczcie chłopaki, ale ja nic nie pamiętam, z resztą skąd mógłbym wiedzieć. Nie interesują mnie tacy jak wy – wyciągnął nogi na biurku, potrącając i rozrzucając zdjęcia.
-Błł! Łł! – Allen zaczął piszczeć głośniej wskazując na coś palcem.
-Mógłbyś z łaski swojej nie utrudniać – warknął Kanda – Ała! Co wyrabiasz kretynie – został boleśnie ugryziony w rękę, przez tego, którego trzymał – Zarażę się czymś… - patrzył na ślady zębów na skórze.
-Przestań jęczeć jak baba i spójrz tam, tam są nasze zdjęcia! – odezwał się chrapliwie uwolniony.
-Nie nazywaj mnie babą, durny Moyashi – przywalił mu w czubek głowy.
Blondyn zwalił się nieprzytomny, uderzając się dodatkowo ponownie o kant blatu.
-Ej, jemu nic nie będzie, prawda? – zapytał przerażony Chan.
-Nie będzie… Chyba. Co on tam mówił o tych zdjęciach, ach tak… 
Pochylił się i zaczął przeglądać fotografię. W stosie przedstawiających różne ujęcia, miny i pozy Lenalee, gdzieniegdzie i oni się przewijali, oczywiście nie na pierwszym planie, ale dobre i to. Ignorując piski i wrzaski ich właściciela, zaczął chować wszystkie, na których był wraz z Walkerem. Im dłużej je przeglądał, tym coraz bardziej robił się przybity. Im więcej ich przewalił, tym mniej miał ochotę na przeglądanie następnych. W końcu przejrzał chyba wszystkie, z zeszło dniowej imprezy. Schował je do kieszeni i wstał.
-Mamy już chyba wszystko – odezwał się do Baka – Ej, ty durny kiełku, wstawaj – szturchnął go czubkiem buta – Jak długo masz zamiar jeszcze się wylegiwać!?
Jego szturchania, ani krzyki nic nie pomagały, Walker nadal nie wstawał. Popatrzył na jego rozłożone ciało, zgięte kolana, lewą dłoń, leżącą na brzuchu, prawą, zwiniętą w małą piąstkę tuż obok głowy, rozrzucone śnieżnobiałe włosy, zaciśnięte powieki i uchylone usta, znamię klątwy odznaczające się szkarłatną czerwienią na mlecznej skórze. Widział za dużo szczegółów tego osobnika. O wiele za dużo. Nie bardzo wiedział, od kiedy zaczął na niego patrzeć w taki sposób. „Jest na swój sposób uroczy” – pomyślał. „Zaraz, o czym ja do kurwy nędzy myślę!?” – poczochrał sobie włosy, aby odpędzić takie myśli.
-Dobra, wstawaj! Już!
Znów nic to nie dawało. Spojrzał na niego z góry, bez namysłu podniósł go i przerzucił sobie przez ramię. Był leciutki jak piórko. Żeby go przytrzymać mimowolnie położył mu rękę na pośladku, Gdy tylko zorientował się, co zrobił jego policzki zapłonęły lekkim rumieńcem, chrząknął i przeniósł rękę na biodro, co też nie było najlepszym pomysłem, teraz czuł, jaką miał figurę, szczupły, ale jednak nie tak delikatny jak kobieta, mający jednak w sobie swoistą delikatność. „O czym ja myślę!?”. Ruszył szybkim krokiem ku wyjściu.


***
Słońce już powoli schylało się, aby schować się za horyzontem. Chłodne powietrze przedostawało się przez niedomknięte okna. Nikt dookoła nie miał siły, ani o nic pytać, ani niczego komentować, gdy Kanda niemalże marszowym krokiem wparował do kwatery Black Order, niosąc nadal nieprzytomnego Allena. Zaniósł go do biblioteki i ułożył, niezbyt delikatnie na jednej z kanap. Za nic w świecie nie chciał go zabierać ani do swojego ani do jego pokoju, żeby nie wyglądało to dwuznacznie. Tutaj było cicho i spokojnie, nikt im nie będzie przeszkadzał w razie, czego. Pozostawił go na chwilę, aby pozapalać resztę świec. Teraz wewnątrz zrobiło się o wiele jaśniej. Światło przyda się, żeby mogli w spokoju obejrzeć te cholerne zdjęcia. Gdy tylko skończył swoje zajęcie wrócił z powrotem do blondyna. Usiadł obok i zaczął mu się znowu przyglądać. Odbite płomyki migotały na jego policzkach. Nastrój chyba za bardzo udzielił się Yuu, bo nagle zaczął mieć ochotę na coś bardzo dziwnego. Odwrócił wzrok, żeby odepchnąć te myśli, ale zaraz jego oczy znów zawędrowały na twarz drugiego. „Przecież się nie obudzi. Tyle razy go tłukłem, więc czemu miałby się obudzić teraz od czegoś takiego?”. Z niewrodzoną delikatnością położył mu dłoń na lewym policzku i przejechał palcem po jego znamieniu, potem przeczesał palcami włosy, były miękkie jak nitki jedwabiu, znów przyszły mu porównania do kobiety, następnie musnął opuszkami rozwarte wargi. „Od kiedy ja mam takie myśli o tym czymś!?”. Przesunął rękę na jego szczękę, a następnie na szyję i tors. Allen westchnął głośno, więc oderwał rękę, szybko, tak jakby się oparzył. Odetchnął z ulgą i znów na niego spojrzał, teraz nie na twarz, ale niżej, rzuciło mu się w oczy, to, że jeden z guzików na jego koszuli jest niezapięty.
-Co za niechluj – warknął z odrazą.
Allenowi znowu, było tak bardzo ciężko wstać. Chociaż teraz nie bolało go całe ciało, ale tylko głowa i to cała czaszka. Powieki miał tak niesamowicie ciężkie, jakby były z ołowiu. Chciałby teraz tylko spać, nic więcej, tylko, że było mu trochę chłodno. Dlatego się przebudził. Otworzył pomalutku zalepione oczka. Znów nie widział zbyt wyraźnie, ale teraz odzyskał szybciej wszystkie zmysły. Zobaczył, jak Kanda pochyla się nad nim i zaczyna rozpinać mu koszulę.
-Co ty do cholery wyrabiasz!? – odskoczył przerażony.
-Nic – wzruszył ramionami.
-Znowu… Znowu… Znowu… - wskazywał na niego palcem, zakłopotany i czerwony na twarzy – Znowu chciałeś mi to zrobić! Zaczynam w to wierzyć!
-Aż tak się w głowę pieprznąłeś, że takie idiotyzmy ci do łba przychodzą!
-To ty mnie pieprznąłeś! Wiem, co widziałem!  – podciągnął kolana pod brodę.
-Nic nie widziałeś i nic nie wiesz, bo jesteś tępy jak but!
W tej chwili brunet sobie o czymś przypomniał. Włożył rękę do swojej kieszeni i wyciągnął z niej plik zdjęć.
-Nic ci nie chciałem zrobić – warczał, – Ale spójrz na to. – wręczył mu je.
Allen niemalże wyrwał mu fotografie i odsunął się na bezpieczniejszą odległość. Spojrzał na pierwszą z nich, potem na drugą, nie widział nic dziwnego.
-To tylko zdjęcia Lenalee – wzruszył ramionami.
-Przypatrz się uważnie tępaku.
Znów zaczął się przyglądać, tym razem o wiele uważniej. Zauważył to. Na pierwszym planie było oczywiście ich koleżanka, ale na drugim można było dostrzec ich. Na jednym ze zdjęć tylko na siebie patrzyli, to było całkiem normalne, na drugim się tłukli, reguła, na następnym obrywał od niego z pięści, na następnym, to on ciągnął Yuu za włosy, nic nadzwyczajnego, ale im dalej przeglądał zdjęcia, tym bliżej siebie na nich byli. Widział jak na jednym z nich Kanda najzwyczajniej w świecie na nim leży, na innym zaś trzymał mu rękę na tyłku. To już nie było normalne. Nie miał ochoty przeglądać ich dalej. Zaczerwienił się i ukrył oczy za włosami. Pochylił się, fotki mimowolnie wypadły mu z rąk, sfruwając szumnie na podłogę.  Następnie złożył swoje dłonie razem. Tak mu było ciężko i niedobrze.
-Wygląda na to, że to mogło się stać – powiedział zachrypniętym głosem.
-Uspokój się, nie mamy stu procentowej pewności.
-Ale wszystko na to wskazuje – spojrzał na niego zapłakanymi oczami.
-Daj spokój. Mimo to, że wyglądasz jak ciota, to bym cię nie tknął – próbował go pocieszyć.
-To wcale nie pomaga… - ręce mu opadły i zaburczało mu głośno w brzuchu.
-Głodny?
Kiwnął potwierdzająco głową.
-Też nic nie jadłem. Choć na stołówkę. Zjemy coś i pójdziemy spać.
-Spać? – wzdrygnął się na myśl, która przyszła mu do głowy.
-Osobno, baranie! – ruszył w kierunku wyjścia.
-Wiem, przecież wiem. Nie miałem niczego innego na myśli.

***
-Tak mało jesz?
Kanda zapytał ironicznie i machnął niedbale ręką w stronę ogromnego stosu talerzy i miseczek, stojącym przed blondynem.
-No, niestety, nie mam dziś apetytu… - odstawił naczyniem na górę wszystkiego.
-Co ty nie powiesz? – udając zdziwieniu uniósł brwi.
-Wiesz, po tej całej sprawie z tobą… Jakoś tak… Obrzydzenie mnie bierze.
-Ciebie, jak ciebie, co ja mam powiedzieć? – poprawił sobie kucyk.
Allen spojrzał na to, co robi jego kolega. Pomyślał teraz, że w każdym jego geście, jest pełen elegancji. To, w jaki sposób dotykał swoich włosów, było piękne.
-Co się tak gapisz? – zauważył to Yuu.
-A, co byś chciał!?
Niemalże podskoczył na miejscu. Zaczerwienił się i z zakłopotaniem upił łyk herbaty.
-To ja zapytałem pierwszy! Odpowiadaj Moyashi!
-Mam na imię Allen, mendo!
-Zaraz pogadamy inaczej, jak obetnę ci te włosy, razem z głową – chwycił za rękojeść.
-To prędzej ja pozbawię cię tych kłaków! – wstał gwałtownie.
-Och, och, czyżby kłótnia kochanków – podszedł do nich rozpromieniony kucharz.
Obaj mając rządzę mordu wypisaną grubą krechą na twarzy, odwrócili się do niego i wrzasnęli jednocześnie:
-Nie wtrącaj się!
Kanda podniósł się gwałtownie i wysuwając miech, uderzył Walkera w nos z rękojeści. Blondyn zachwiał się, wytarł twarz rękawem i bez zastanowienia rzucił się na niego z pięściami. Trafił raz w oko, potem w szczękę, zaraz znowu sam oberwał w podbródek i Yuu złapał go za włosy, uderzając jego głową o stolik. Znów przeszył go ogromny ból w czaszce, ale tym razem nie stracił przytomności, wyrwał się i złapał drugiego za szyję. Przewrócili się obaj na podłogę. Dusił, z całych sił. Brunet zaczął go odpychać, przyciskając pochwę swojego miecza do jego krtani. W końcu się uwolnił i odepchnął go kopniakiem na bezpieczną odległość, następnie sam się na niego rzucił, przygwoździł do podłoża i szarpał za włosy. Allen nie pozostał bierny, zaczął go drapać i gryźć gdzie tylko da radę.  

***
-Ajć…
Allen jęknął z bólu zanurzając się pod kołdrę. Wszystko go bolało. Znowu. Rozmasował sobie delikatnie bolący bark. Przeklął w duchu Kandę i zamknął oczy. Był dziś tak potwornie zmęczony, pomimo przymusowej popołudniowej drzemki. Głowa mu pulsowała i to nie tylko, dlatego, że miał dziś potężnego kaca, złożyły się na to także kilka innych czynników. Nawet nie liczył ile ma na niej guzów, siniaków i zadrapań, zwyczajnie nie miał na to siły, ani ochoty. Na koniec dnia zamierzał podsumować wszystkie fakty.
1.       Lavi zorganizował imprezę à więc to wszystko jego wina.
2.       Oboje się upili à To wina Crossa, że zaproponował zawody
3.       Podobno zaczęli się Miziać (czego już oboje nie pamiętali) à to wina wszystkich, że nikt ich nie powstrzymał.
4.        Wyszli trzymając się za ręce à to wina Lenalee, że widząc to nie zareagowała.
5.       Jakimś cudem znaleźli się w Azjatyckiej kwaterze. Nie wiadomo do końca, co tam robili, ale od Baka mają dwuznaczne zdjęcia à to jego wina, że je robił.
6.       Obudził się dziś rano w JEGO łóżku i pokoju (Nago…) à To wszystko wina Kandy, na pewno to jego wina.
-Masakra! – pisnął przygryzając poduszkę ze wściekłości.
Na samą myśl, że mógł uprawiać seks z Kandą, robiło mu się na przemian zimno i gorąco. Jeszcze dziś rano myślał, że nic gorszego nie mogłoby go spotkać, teraz też tak myśli, ale z drugiej strony, ten, z którym mógłby się przespać jest wręcz piękny i musiał szczerze przyznać, że nie byłoby hańbą zrobić to z kimś tak przystojnym. Ale to był Kanda, zło wcielone, istny demon. Z tego właśnie powodu miał nadzieję, że nic się między nimi nie wydarzyło, że to wszystko jest tylko jakimś szalonym zbiegiem okoliczności, a nie faktem dokonanym. Nie bardzo znajdował argumenty na poparcie swoich nadziei, ale ta była jedynym, czego mógł się trzymać w tej sytuacji.
-To nie mogło się stać…
Nie chciałby tego z nim zrobić, nigdy w życiu. Oddać swój pierwszy raz komuś takiemu? Niewyobrażalne.
-Poza tym obaj jesteśmy facetami…
Do tego, ten człowiek jest najbrutalniejszym jakiegokolwiek, kiedykolwiek poznał. Jeśli to jednak zrobili, to pewnie tylko, dlatego, że Yuu go do tego zmusił. Innej opcji nie widział. Na pewno, ogłuszył go podobnie jak dzisiaj, zaciągnął do łóżka, i zrobił.  
 -Dziś znowu się do mnie dobierał! – nie starał się być już cicho. – Nie jestem jakąś laską, żeby dawać się rżnąć facetowi!
Tak bardzo nie chciał o tym wszystkim myśleć, a tak bardzo nie mógł przestać. Beznadziejna sytuacja, w jakiej się znalazł i z której nie widział wyjścia, tak bardzo go dobijała. „A co jeśli naprawdę się z nim przespałem? Co dalej?”. Nie bardzo to rozumiał. Na razie obaj wmawiali sobie, ze coś takiego nigdy nie mogło mieć miejsca, ale jeśli naprawdę to się zdarzyło. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej wydawało mu się to prawdopodobne. Wszystkie fakty na to wskazywały. Oprócz jednego: oboje kompletnie nic nie pamiętali. Brakowało tylko jakiegokolwiek wspomnienia, do pełni obrazu. To było tak cholernie dziwne, ale chciał pamiętać, pragnął przypomnieć sobie to, jak smakowały jego usta, jak go dotykał. Co gorsza zaczął sobie wyobrażać jak to mogło być, i im dłużej działała jego wyobraźnia, tym bardziej robiło mu się gorąco i duszno.
-To wszystko jego wina! Uduszę tego padalca! Uduszę. Słyszysz Kanda! Jutro utnę Ci łeb! – wrzasnął.
Usłyszał jeszcze dziwny huk, jakby ktoś wywalił dziurę w ścianie.
-Ja tu chcę spać!  

Nie miał już siły myśleć? Chciałby, żeby to wszystko się nie wydarzyło. Obudzić się, żeby się okazało, że to wszystko było jedynie złym snem i potem wszystko będzie po staremu. Zamknął oczy.
             „Dlaczego nikt nas nie upilnował…?”
             -Tim! – zerwał się gwałtownie z łóżka i zaczął się rozglądać – Gdzie jest Tim! Cholera przez cały dzień go nie widziałem – złapał się za głowę – A Link, co z nim?
   

C.D.N

Dziękuję za przeczytanie :*

Szczerze, już nie chciało mi się wstawiać cenzury, odnośnie przekleństw, ani nic. Tyle tego tu było, ze byłoby to tylko niepotrzebne zużywanie energii.

Ech, czy tylko mi się zdaje, że Kanda, o mało co  nie zabił naszego Allenka? Jak na razie, To Yuu jest najbardziej brutalny, ze wszystkich opisywanych przeze mnie seme, nawet Shizuo przebija!

Kolejna część albo za tydzień (jeśli będzie krótka), albo za dwa tygodnie (jeśli się nie wyrobie, bo będę pisać za dużo) 

11 komentarzy:

  1. SuperXDXD
    uśmiałam się XDXD
    dzięki temu opowiadaniu mam siłę by się uczyć do sprawdzianu XD
    Dziękuje i pisz dalej <3
    To mój ulubiony paring XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę moje opowiadanie, jest motywacją? takie... lekko... dziwne? Jeśli tak, to dziękuję, powodzenia w sprawdzianach!

      Cieszę się, że lubisz ten paring.

      Usuń
  2. Tyyyyle Licznych zdjęć *w* ~!!!!
    Dobra sorry za to powyżej, nie mogłam się powstrzymać XD Notka bardzo fajna, niektóre teksty mnie rozwalały.... przytoczyłabym je tu, naprawdę ale skopiowałabym strasznie dużo xD
    Strasznie szybko Yuu i Allen zaczęli coś do siebie czuć....no ale nie będę wyprzedzać faktów... może nieświadomie zaczęli się sobie podobać już o wiele dawniej, zobaczymy jak to sobie wymyśliłaś :) No cóż ja z niecierpliwością czekam na to co będzie dalej ^^
    Weny~!
    P.S. Nominowałyśmy z Inu-chan waszego bloga do Liester Awards .... nie wiem czy się w coś takiego bawicie, ale... po szczegóły zapraszam na bloga~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie Yuu i Allen zakochali się w sobie od pierwszego włożenia, ups literówka, wejrzenia :P

      Nominowaliście nas? Na prawdę. ojeju. Ojeju. (robi się czerwona na twarzy) Nie wiem co powiedzieć, to takie... milusie. ojeju. Ojeju. Na prawdę? dziękuję. Na prawdę nie wiem, co powiedzieć...

      Usuń
  3. Masz bardzo fajny styl pisania :) czyta się szybko i przyjemnie. Podobała mi się historia Kuroko i Kagamiego. Kiedy pojawi się następna część o Kise i Kasamatsu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och dziękuję.
      Co do Kise i Kasamatsu, nie sądziłam, że kogoś ta historia interesuję, ale jeśli tak, to już biorę się za pisanie. Nie wiem, kiedy będzie kolejna część odnośnie wakacji, ale coś o nich pojawi się na pewno w następnym miesiącu.

      Usuń
  4. Moyashi~~~~~~~~! Jeju jak ja uwielbiam ten zwrot *Q*

    OdpowiedzUsuń
  5. Super, ekstra i wgl <3. Notka zajedwabista i czekam na kolejna~.
    Goraco pozdrawiam i zycze DUZO weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Informuję, że ten blog został nominowany do (łańcuszka) Liebser Award. Szczegóły na http://mi-lka.blogspot.com/

    xDD Widzę, że nie jestem jedyna xDD

    OdpowiedzUsuń
  7. Wreszcie ktoś pomyślał o Timie. Cudowne to opko

    OdpowiedzUsuń
  8. Bomba opowiadanie sama bym takiego nie napisała.
    PS. dziękuję uśmiałam się i się już nie stresuję przed egzaminem :D
    Iness B| :)

    OdpowiedzUsuń