piątek, 24 marca 2017

Nowy początek

Hoho stuknął mi kolejny roczek!
Miło mi!

Cóż nie mam zielonego pojęcia, czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale tym razem spróbowałam napisać coś zupełnie innego niż dotychczas.
Czy mi wyszło... nie wiem

Uwaga, nie betowane!

Nowy początek
Rok 2049
Czat:
Filo dołączył do rozmowy.
Filo:Do szkoły trafia nowy uczeń!!!!!1
G:Naprawdę? Kiedy gdzie co jak!? 
Filo: byłem i dyra i widziałem dokumenty jakiego nowego!
Yay dołączył do rozmowy 
Yay: Filo znów się bił! Znów dostał od dyra! Ha ha ha ha! 
Kato: yay to akurat nic nowego.... Przestań się tym ekscytować... 
Yay: ale... Ale... 
G: Filo, kontynuuj, co o nim wiesz? 
Filo: nie wiele. Tylko to, że to jakiś chłopak. Wiecie nie łatwo patrzeć w papiery, kiedy Dyrcio suszy wam głowę! 
Yay: a mówiłam! Znów się bił! 
G: ta... Ta... Filo, umów się z nią w końcu. Yay tak bardzo lubi niegrzecznych chłopców. 
[Yay opuściła rozmowę]
G: Nie mów tylko, że znów chciałeś się zmierzyć z tym mięśniakiem z 2-4 
Filo: Masz mnie za samobójcę!? Oczywiście, że nie!
G: To dobrze, Yay, byłaby nie pocieszona.
G: Dobra, uciekam!
G opuścił rozmowę.
Filo: Ehhh
Filo opuścił rozmowę.

Klasa 2-4, Lekcja Japońskiego.
Około trzydziestoletnia kobieta przeszła po klasie. 
-Akira Tyle razy cię upominałam, że nie korzystamy z internetu na lekcji! - stanęła nad jednym z uczniów, któremu z wrażenia urządzenie wypadło z rąk na ławkę. Oczom wszystkim ukazał się hologram półnagiej dziewczyny z anime. Reszta klasy parsknęła śmiechem. 
-Przepraszam pani profesor - nieszczęśnik podrapał się nerwowo po rudej czuprynie.
-No co, ja z wami mam... - kobieta westchnęła bezsilnie - Dziś przychodzi do was nowy kolega! Przywitajcie go proszę jak jednego z nas i bądźcie dla niego miły.
Do środka wszedł blondynek o twarzy i posturze aniołka. 
-Nazywam się William.  Miło mi was poznać - uśmiechnął się, jeszcze bardziej podkreślając jego anielskie pochodzenie - Przyjechałem tu z Anglii - w tej chwili większość uczniów wydała głośne "wooow" - Mam nadzieję, że się mną zaopiekujecie - ukłonił się niziutko.
-William!  Za mną jest wolne miejsce! - pisnęła radośnie jedna z dziewcząt - Możesz usiąść za mną.

Klasa 3-1 lekcja Historii.

-Na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku, w Tokio toczyły ze sobą walki, tak zwane "kolorowe gangi"? Czy ktoś o nich słyszał?
Ręce wystrzeliły w górę jak torpedy.
Rosły, dość sporej postawy brunet leżał na ławce i bawił się ołówkiem, cały czas patrzył w okno. Wywrócił oczyma, był zaspany raczej nie miał ochoty słuchać o tym, co się wydarzyło tyle lat temu.
-Słyszałem, ze za większość zamieszek odpowiadał nijaki Orihara Izaya! - powiedział jeden z uczniów.
Nie wiedzieć, czemu, słysząc tylko strzępek rozmowy rosły chłopak  strasznie się zirytował. Warknął pod nosem.
-Takanori? Coś nie tak...? - zapytał nauczyciel z wąsem.
-Źle się poczułem, mogę wyjść do higienistki?
-Jasne idź - machnął ręką.
Przechodząc do rzekomej higienistki, która w rezultacie miała być dachem szkoły,  usłyszał jakąś wrzawę w jednej z klas, zbliżył się tam z ciekawości. Nie wiele zrozumiał przez zamknięte drzwi.
-Nowy uczeń huh? - ale nie interesował się tym za bardzo.
Był raczej człowiekiem, który niczym się nazbyt interesował. Nie było potrzeby. Urodę miał, w rodzinie urodził się raczej dobrej. Poza tym natura obdarzyła go niezwykłą siła. Czego mógł wymagać od życia więcej? 

Czat.
G dołączył do rozmowy.
G: I jak ten nowy?
Dejv: Cipeczka taka ^^
Val: A ja uważam, że jest sodki... i całkiem przystojny!
G:...
G... Serio!?
Yay: Też uważam, że ma coś w sobie.
Yay: ale...
Yay... kto to jest Val? 
G: Właśnie, nie znam tego nicku...
Filo: Może to Sakura znów zmieniła nick...? Brzmi jak dziewczyna.
G: Sakura-chan, to Ty?
G. Val...?
FOX dołączył do rozmowy.
FOX: wiecie, co zrobił ten olbrzym z 3-1!? Rozwalił ponoś murek w parku. KURWA MUREK! Wielki! Ten z Kamieni. PIERDOLONY MUR!
Filo: oto odpowiedź, dlaczego się na niego nawet nie patrzę...
Yay: On też jest cudowny! jego mięśnie są cudowne!!!!1
Val: zrobił to gołą ręką?
FOX: NO! ZAJEBIOZA CO NIE!?
G: Val jednak tu jesteś? Kim jesteś?
Val: Sorki, mama mnie woła. Na razie!
Val opuścił rozmowę.
G: Cholera...
Filo: Znów wypłoszyłeś dziewczynę.

Dni mijały, spokojnie, wszyscy przyzwyczaili się do nowego ucznia, on do nich. a raczej nie wielu zwracało na niego uwagi. 
Oraz na to jak po cichu knuł i mącił a gdy choć garstka ludzi zaczynała się domyślać, było po prostu już za późno. 
Jego długie macki sięgały już niemal wszędzie. Czuł się tak, jakby się tutaj urodził i właśnie tutaj było jego królestwo. 
Nawet biedny Takanori Padł jego ofiarą a raczej był zwieńczeniem jego dotychczasowych działań. 
I dlatego także mięśniak gonił Williama po całej szkole, Wrzeszcząc jak opętany. 
-Ty mały wredny! - wrzasnął ... dopadając blondynka w bibliotece.
-Oh, co tam...? - zrobił kilka kroków do tyłu.
-Już ty wiesz! Przez ciebie napadło mnie kilku gości z innych szkół, wyśpiewali, że to ty!
-ależ skąd! - rozłożył ręce - Poza tym... jak widać... nic ci nie jest - uśmiechnął się krzywo. 
-Tylko cudem! Ty cholero! - miał zamiar go uderzyć, ale nie zdążył, bo tamten mu w mgnieniu oka, sprytnie zwiał.
I w ten sposób przegonili się po niemal całej bibliotece, aż w końcu bruneta dorwał, go w którymś momencie Takanori uznał, że są już na tyle blisko siebie, że bez trudu go dosięgnie, zamachnął się i był pewien, ze trafi, ale nie, blond główka szybko umknęła do dołu i zamiast w nią, trafił jedynie w jedną z półek, której cienka aluminiowa listewka nie wytrzymała i pod wpływem uderzenia, oraz pod naporem książek, runęła ku dołowi, przygniatając z ogromną siłą jego rękę.
Zawył z bólu, aż go oczy zapiekły. i ścisnęło w żołądku, teraz to dopiero chciał go załatwić.
-O cholera, nic ci nie jest? - blondynek chyba sam się tego nie spodziewał. Zamiast uciekać, stanął w miejscu i patrzył na rozwścieczonego bruneta.
-KUUURWAAAAAA! 
Dało się słyszeć w całym budynku, nic dziwnego więc, że zaraz zleciało się gromada uczniów i nauczycieli, którzy wyciągnęli nieszczęśnika spod stosu książek i za prowadzili do gabinetu higienistki, żeby zabezpieczyła rękę. 
Po chwili Takanori Został na chwilę sam. Długo się upierał, że nie chce szpitala, na szczęście ubłagał, żeby przyjechali po niego rodzice. Cóż. Zapewne oberwie mu się za całe zajście, ale szpitali nienawidził bardziej. 
Brunet siedział na łóżku pielęgniarki, kiedy drzwi się otworzyły. Tego kogo tam zobaczył, nie chciał widzieć nawet patrzeć chwilę.
-Czego tu? - warknął i spojrzał tak, jakby chciał go dosłownie zabić.
-Porozmawiać... - szepnął jakby zmysłowo zamykając za sobą drzwi.
-Rozpierdoliłeś mi rękę! jesteś tu od paru tygodni a już wywróciłeś mi życie do góry nogami!
-Oj przestań... Taka-chan~ - uśmiechnął się słodko i do niego podszedł - Dosyć tych komplementów
-czego tu chcesz!? - użycie tej idiotycznej ksywki, tylko bardziej go rozwścieczyło.
-Porozmawiać o nas...
-zapierdole cię...
-Oh... bo ty nic nie rozumiesz - ręce włożył do kieszeni bluzy i spojrzał w sufit i cmoknął zastanawiając się na czymś - Od kiedy pamiętam... Zawsze miałem wrażenie, że czegoś mi brakuje... ale od kiedy tu przyjechałem... od kiedy spotkałem ciebie... - westchnął.
-Do czego zmierza...
-To przerażające! - przerwał mu - Tak! Boję się... ale... Nareszcie czuję, ze żyję - powrócił do bardziej naturalnej pozycji i spojrzał mu w oczy - Zrozumiałem, że to ciebie mi brakowało, więc proszę... Pobaw się ze mną Taka-chan! - podszedł do niego bliżej i po prostu usiadł mu na kolanach.
-Czekaj! Co ty - wrzasnął i poruszył się tak, jakby chciał go zrzucić, ale tego nie zrobił.
-I mam nie odparte wrażenie, że kiedyś się już spotkaliśmy...? Ty też...?
Brunet przestał się szamotać, nagle spokorniał i popatrzył na niego podejrzliwie.
-Też... - przyznał szczerze - Wkurwiasz mnie, ale w jakiś znajomy sposób.
-To musi być przeznaczenie - uśmiechnął się znów i nachylił ku jego ustom - Nie sądzisz.
-Nie... - odpowiedział od razu i przełknął ślinę. ten facet chyba nie chciał...?
Ale... Tego nie zrobił. Zatrzymał się w pół drogi. 
-Jeśli kiedyś mnie złapiesz... Będziemy kontynuować - znów uśmiechnął się szelmowsko, jak gdyby nigdy nic wstał, otworzył drzwi i wyszedł. 

Nawet potwory da się zabić. 
Na wilkołaki - srebrna kula. 
Wampiry unicestwia się słońcem. 
Zombie powstrzyma strzał w głowę. 
Dullahany i demoniczne miecze nie były wyjątkiem od tej reguły. 
Tak samo jak prawdziwe potwory, takie jak Shizuo. 
A nawet takie jak Izaya. 
Z resztą prochy tej dwójki starano się nawet rozdzielić chowając ich na najbardziej od siebie oddalonych miejscach. Zupełnie tak, jakby nawet po śmierci mieli nie dać sobie spokoju. 
Ale tak naprawdę nikt nie wiedział. Nikt nie znał prawdy. 

Znalezione obrazy dla zapytania shizuo x izaya death