wtorek, 14 lutego 2017

Mukuro x Tsuna (6927)

No Elo.Tak, mamy walentynki. Tak jak co roku i teraz coś dostaniecie.Tak najszczersze życzenia!!!Dla tych w parze i tych bez. po prostu cieszcie się radością jakie daje życie!


Niebo we Mgle

Wszystko to, czego nie mogę mieć...
Nie miałem wszystkiego, gdy byłem mały. Nie byłem przyzwyczajony, że ktoś coś mi daje, dlatego też nauczyłem się sam po to sięgać. Tak jak z jabłkiem na drzewie, gdzie wystarczy samemu wyciągnąć rękę i zwyczajnie je zerwać, tak ja miałem wszystko, czego tylko zapragnąłem. Zdobycie niczego nie sprawiało mi większych problemów, jeśli tylko czegoś bardzo pragnąłem.
Było jednak coś, a raczej ktoś kogo mieć nie mogłem... Nie ważne jak się starałem, nie mogłem. Zawsze wyczuwał moją obecność już z daleka, dlatego nawet nie mogłem go spokojnie obserwować. Nie mogłem go podziwiać. A najgorsze jest to, że w żaden sposób nie mogłem uczynić go swoim.
Sawada wezwał go do siebie. Jak zawsze wtedy nie siedział przy biurku, stał przy drzwiach. Zawsze przezorny, ubezpieczony, pozostawiał sobie drogę ucieczki. 
Nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak ten mały szczegół bardzo irytował Mukuro. Tak bardzo, że za każdym razem, gdy widział jego zachowanie, zaciskał mocno pięści. A jednak nie mógł z tym zrobić kompletnie nic. Był niemal pewien, że Tsunayoshi doskonale zdaję sobie sprawę z tego, czego by od niego chciał. W końcu wodził za nim wzrokiem nie od dziś. 
-Wezwałeś mnie - powiedział Rukudo uśmiechając się szeroko.
-Tak - Tsuna uśmiechnął się lekko trzymając jakieś papierki - Chciałbym, żebyś pojechał ze mną w jedno miejsce. Moim zdaniem... Dzieją się tam złe rzeczy i trzeba to powstrzymać...
-Ach. No tak. Kolejna misja, w której zaharowuje się dla ciebie -westchnął ciężko siadając na krzesło za biurkiem niczym u siebie w domu. Nie przejmując się, że znajduje się przecież w gabinecie szefa. Zaczął od niechcenia bawić się pozostawionym na blacie długopisem. Cisza byłaby nieznośna, gdyby nie miarowe pstrykanie małej zakładki, przez co wszystko stawało się niemal nie do zniesienia.
-Mukuro-sama! Proszę cię! - Sawada uniósł głos, nieznacznie, ale to zrobił, pewnie po prostu nie mógł tego wszystkiego znieść. Nic dziwnego, było to delikatnie mówiąc, irytujące.
Zadziwił niezwykle Iluzjonistę, który spojrzał na niego uważnie, nareszcie przerywając zabawę.
-Oh... - oparł łokieć o biurko i wychylił się do przodu - A powiedz mi, Tsunayoshi, co ja z tego wszystkiego tak naprawdę mam?
Przecież tak naprawdę nigdy nie dostanę tego, czego tak bardzo chce...
Widział doskonale jak szatyn przełyka głośno ślinę. Aż za dobrze musiał wiedzieć czego tak naprawdę chce od niego Mukuro. 
-Nie zmuszam cię do niczego - opuścił wzrok na podłogę i ściszył głos, tak, że gdyby Rukudo dobrze się nie wsłuchiwał, na pewno by tego nie usłyszał - Proszę cię, jak starego przyjaciela. Nic więcej... Nie musisz ze mną nigdzie jeździć jeśli nie chcesz...
-No dobra – powiedział, a kącik jego ust uniósł się lekko do góry - To kiedy i gdzie?
Przecież zrobił by wszystko, żeby być przy nim. 
Żeby chociaż poczuć, że jest blisko, to było szczęście tak nieuchwytne, że nawet nie próbował po nie sięgać, jak zawsze wiedząc, że rozpłynie się... jak mgła. Uleci niczym iluzja, mógł na niego patrzeć, ale gdyby spróbował go złapać. Wszystko by się skończyło, mgła by się rozpłynęła, a iluzja prysła, pozostawiając znów, szary, ponury świat.
On jest rzeczywiście, niczym niebo...
***
To był jednak wyjątkowo ciężki dzień. Nie spodziewał się. Przymknął oczy, ale to był zły pomysł. Obrazy z dziś, tych wszystkich poranionych okrutnie ludzi, dzieci. Nie miał na tyle miękkiego serca aby ich żałować, ale to wszystko tak bardzo przypomniało mu jego dzieciństwo. A raczej jego zupełny brak.
Musisz się otrząsnąć!
Skarcił sam siebie w myślach i nalał wody do wanny. Zaczął się rozbierać, ledwie zdjął krawat i rozpiął koszule usłyszał nieśmiałe pukanie. Nie był już nawet zirytowany. Po prostu miał dosyć, serdecznie dosyć wszystkiego. Z obojętnością  poszedł otworzyć drzwi myśląc, że to obsługa.
Za drzwiami stał jednak speszony widokiem przyjaciela Tsuna.
-Potrzebujesz czegoś? - zapytał stając przy drzwiach i opierając się o futrynę. To było zadziwiające, jak wspomnienia mogą odebrać siły.
-Nie... Ja..  - uciekł wzrokiem. Ta jego nieśmiałość, była dla Mukuro tak samo irytująca jak i pociągająca. Przyciągał i odpychał go od siebie w jednej chwili. - Przyszedłem zapytać czy wszystko z tobą w porządku.
-Jak widzisz mam się świetnie - przymrużył oczy starając się wyglądać tak jak zawsze. Jednak, nie było tak jak zawsze.
Co Tsunayoshi sobie wyobrażał zabierając go w takie miejsce? Że jak pomoże mu zakończyć eksperymenty na ludziach, spłaci jakiś dług wobec niego? W czymś mu pomoże?
Nie.
Było gorzej. Obrazy pod powiekami Mukuro przewijały się z zawrotną prędkością. 
-Mukuro-sama... Czy wszystko w porządku...? - Tsunaypshi ponowił pytanie, jak zwykle odczuwając wszystko najlepiej. To chyba było w nim najbardziej denerwujące.
-Wyjdź... - szepnął tylko chcąc, żeby już sobie poszedł. On był jak mały promień nadziei, zupełnie nie pasował do jego świata, Był odwrotnością jego rzeczywistości, krzywym zwierciadłem, zupełnie innym światem. Takim, którego nie mógł mieć.
-Wyjdź - powtórzył już twardo zaciskając palce na framudze.
A co jeśli spróbowałby chwycić to, czego nie mógł mieć. Dotknąć go. Jak by zareagował. Zawsze przecież pozostawiał sobie drogę ucieczki. Tak, jak teraz, stał w otwartych drzwiach, ale stał nadal twardo.
Mukuro zauważył jak Tsunayoshi zaciska pięści, a całe jego ciało lekko drży.
Po co tu przyszedł? Po tym co mu zrobiłem? Po tym, co on zrobił mi... Boi się widać to. A jednak tu jest... Czemu? Mała niewinna ofiara przyszła wprost w szczęki bestii... Czemu Tsunayoshi? Czemu?
-Mukuro-sama... Przepraszam... Myślałem... - zaczął mówić znów cichy, trzęsącym się głosem. Jednak iluzjonista mu przerwał.
-Myślałeś, że co? Że będę ci wdzięczny, bo te dzieciaki nie będą przeżywać tego, co ja przeżywałem? Nienawidzę mafii, jestem tą nienawiścią przeżarty do szpiku kości. Każda pojedyncza komórka mojego ciała, krzyczy jak bardzo jej nienawidzi. A jednak w niej jestem! Przez ciebie!
-Przepraszam... - szepnął.
Co mu po jego przeprosinach? Nic. On chciał jedynie poczuć to dziwne ciepło, którym emanował. A którego bał się doświadczyć ze strachu, że już bez niego nie będzie mógł żyć. 
Uległ mu w końcu kładąc mu rękę na policzku. Był taki delikatny, prawie jak u kobiety, a jednak wyczuwał pod nim lekki zarost.
Dotknął tego, czego mieć nie mógł. To jak dotykanie eksponatów w muzeum, mimo, że nie wolno, to i tak się to robi. Zrobił źle, robiąc coś takiego. Bardzo źle.
Tsuna przymknął oczy i zaczerwienił się zupełnie. Westchnął też cichutko jakby czując... ulgę?. Mukuro był pewien, że cieszy się, że go po prostu nie uderzył, ale dalej głaskał jego policzek. Nie potrafił już sobie odmówić tego ciepła. Po chwili jednak zaczął się  zastanawiać się czy to co teraz widzi nie jest jakąś iluzją albo snem, bo najwidoczniej Sawadzie sprawiał przyjemność jego dotyk.
Tsunayoshi był taki dobry, ciepły, kochany, idealny i strasznie irytujący, a jednak to była bardzo niebezpieczna mieszanka, na Rukudo działała niczym czynnik zapalający. Potrzebował tylko iskry, która by to wszystko rozpoczęła. Tego dotyku. 
Szarpnął go za rękę wciągając do środka, a potem szybko zamknął zamek od drzwi, a klucz wrzucił do tylnej kieszeni spodni. Czemu to zrobił? Sam nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie. Może po prostu tym razem nie chciał mu dać uciec. Odciął go od drogi ucieczki. Po, co? Nie wiedział. Jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo po tym jednym razie uzależnił się od jego ciepła.
-Mukuro-sama... Co ty? - Tsunayoshi zrobił krok do tyłu. 
No właśnie, co takiego robił? Zatrzymał się nie rozumiejąc sam sobie. 
Zabawił się własnymi uczuciami. Teraz będzie cierpiał bardziej, bo ośmielił się wyciągnąć rękę po ten zakazany owoc. 
-Nic... - mruknął błądząc wzrokiem gdzieś po dywanie, Sięgnął ręką po klucz w tylnej kieszeni spodni, podał go Tsunayoshiemu, ale tamten zamiast grzecznie go wziąć i uciec jak najdalej ujął oburącz rękę Mukuro. To była właśnie ta kropla, która przelała czarę. 
Korzystając, że go tak trzyma, szarpnął go i przyciągnął do siebie. Wolną rękę położył ma jego plecach przyciskając, a następnie na ułamek sekundy spojrzał mu w oczy. 
Może po to, żeby się upewnić albo po to, żeby się powstrzymać. 
Pech... 
Tsuna przymknął oczy w oczekiwaniu, a na jego twarzy malował się spokój i zniecierpliwienie. Wyglądał jakby tego chciał. Rukudo oszalał w tamtym momencie i już nic nie było w stanie go powstrzymać. 
Pociągnął go do siebie i przycisnął swoje usta do jego warg. Światło, którego tak bardzo się bał w tej chwili zaczynało w niego przenikać. 
Przymknął także powieki pogłębiając pocałunek. Popełnił ogromny błąd pozwalając sobie ulec tej słabości. Bo już nie potrafił przestać. 
Był tym faktem przerażony, a jednak jego dłonie zaczęły błądzić po ciele Sawady tak jakby badały każdy skrawek jego skóry, każdy jego mięsień, wzdychał pieszcząc jego ciało. 
Nawet na chwilę nie dał mu zaprotestować, pogłębił pocałunek tłumiąc głośniejszy jęk Tsuny. 
Wiedziony ostatnimi resztkami zdrowego rozsądku skierował swoje i jego kroki w kierunku dużego, wygodnego łóżka. 
Delikatność i lekkość z jakim na nie obaj opadli wydawała mu się niemal czymś metafizycznym, a to, że dłonie Tsuny również zaczęły łapczywie błądzić po jego klatce piersiowej i brzuchu było już czymś nie do opisania. 
Nawet on nie potrafił ubrać w słowa tego, co się właśnie działo z jego uczuciami i ciałem. 
Wsunął w końcu i on dłoń pod jego koszule, skóra Sawady była tak delikatna, że wręcz to było niemożliwe aby należała do mężczyzny. Mukuro chciał ją gładzić i głaskać całe wieki i nigdy by mu się to nie znudziło. 
W końcu przestał go całować, ale tylko i wyłącznie po, to, aby zdjąć przeklęte ubrania przez które nie mógł się nim w pełni cieszyć. Wtedy też jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem kochanka. Obaj mieli w oczach czyste przerażenie tym, co wyprawiają. A z drugiej strony determinacja aż paliła się w nich żywym ogniem. 
Tego co się miało stać już nie można było powstrzymać. 
Sawada, zdawać by się mogło tak niewinny i delikatny sam zaczął nerwowo rozpinać guziki swojej koszuli, ale dla Mukuro to było za wolno. Chwycił za materiał i go dosłownie rozerwał, tylko po, to żeby zacząć od razu całować jego tors. 
-Mukuro-sama... - jęknął słodko Tsuna. W jego zachowaniu nie było ani cienia oporu, nie polepszał tym swojej sytuacji, bo iluzjonista był teraz zachęcony, żeby zrobić mu absolutnie wszystko. 
Rukudo w końcu przestawało wystarczać tylko dotykanie jego ciała. Chciał go poczuć bardziej. Jego dłonie zsunęły się niżej, wprost na spodnie Sawady, nie pozwalając zostać im na swoim miejscu. Szybko i sprawnie się ich pozbył. A potem znów szaleńczo powrócił do namiętnego całowania ust kochanka, który zachęcająco objął go nogami. 
Tsunayoshi nie był już tak niewinny za jakiego go miał. Nie był już tym samym, czystym światłem, które pamiętał ale nadal świecił najjaśniej ze wszystkiego, co znał. Teraz trzymał to światło w swoich ramionach. 
Obrócił się tak, że trzymał swoje światełko na sobie, a ich pocałunki nagle z tych pełnych żaru zmieniły się w delikatne i leniwe. Bardziej czule i przemyślane, powoli odzyskiwali zagubiony gdzieś po drodze od drzwi do łóżka rozsądek. 
Teraz już z zamysłem chwycił za jego pośladki z początku masując je delikatnie, potem coraz pewniej. Palce Jednej ręki wsunął do ust Sawady. 
-Obliż... - powiedział cicho, nie rozkazując mu. 
Niewiele rozmawiali podczas tego wszystkiego, ale kochanek spełnił jego prośbę, po tym mógł swobodnie zacząć go rozciągać. Na całe szczęście odzyskał panowanie nad sobą i mógł to zrobić spokojnie i dokładnie. 
Ciche, tłumione jęki Tsuny pokazywały mu, że to był dobry pomysł. 
Sekundy, minuty czy godziny, nie zastanawiał się jak długo już to mu robi. Nic ich nie goniło, mógł się skupić na tym wszystkim. Powoli. Delikatnie. Spijając kolejne słodkie jęki z delikatnych ust Sawady. 
-Mukuro-sama... - szepnął pomiędzy muśnięciem ust, a porządnym wdechem Tsuna - Wystarczy... - i jego usta wyglądały tak, jakby chciały powiedzieć coś jeszcze, ale wstyd mu nie pozwolił. 
Tak samo jak i Rukudo chciał o coś zapytać, ale słowa nie wyszły z jego ust po prostu więznąc w gardle. 
Położył go znów na plecach i zadowoleniem patrzył jak szerzej rozkłada nogi. Ten widok chciał wyryć sobie w pamięci. Idealne połączenie słodyczy z czystym seksem. 
Nie mógł się mu oprzeć. Szybko znalazł się pomiędzy jego udami. Objął go mocniej i naprawdę się nie spiesząc wszedł w niego gładkim ruchem. A potem zamarł czując jedynie przez moment czystą rozkosz. Jakby nic innego na świecie nie miało już znaczenia. Tylko oni. Razem.
Czas także przestał mieć jakikolwiek znacznie. Zaczął się w nim poruszać zupełnie oderwany od rzeczywistości. 
Dzięki Tsunie naprawdę zapomniał o wszystkim, choć wątpił, że tak sobie wyobrażał to wszystko jego kochanek. 
-Tsunayoshi... Czy wszystko w porządku? - zapytał poruszając się w nim powoli, gładko i głęboko. Patrzył w jego półprzytomne oczy i miał wrażenie, że zaraz oszaleje
-Tak... - odpowiedział mu cichutko drżąc na całym ciele, a miny robiąc słodsze z każdą chwilą.
-Na pewno? - podniósł go. Zmienili pozycję, teraz obaj siedzieli. Tsuna objął go udami i zarzucił ręce na ramiona. Lekko zwilżył wargi.
-Tak... Więcej... - wyszeptał w odpowiedzi i zbliżył swoje usta do jego. Dał mu pocałunek. Najsłodszy i najpiękniejszy na świecie.
Mukuro nie potrafiłby mu odmówić, nie gdy tak jak wtedy go obejmował. Położył mu obie ręce na plecach i zaczął dociskać go do siebie, trafiając od razu tam gdzie powinien, tam gdzie jego kochanek ma najwięcej przyjemności. Przy okazji penis Sawady ściśnięty pomiędzy dwoma rozgrzanymi ciałami, drażnił brzuch Rukudo, zastawiając na nim mokre ślady. Mukuro obłapiał Tsune nie mogąc nacieszyć się tym, że trzyma go w swoich ramionach. Nie przestawał się z nim całować, smakując tej chwili. Nie spodziewał się tego że Tsunayoshi będzie tak cichutki, a może to zależało od tego, że robili to tak powoli i delikatnie. Nigdzie się nie spieszył. Czekał na to tak długo, że chciał przeciągać tą chwile w nieskończoność. 
-Jest dobrze tak...? - wyszeptał, sam nie wiedział czemu.
-Taaak... - odpowiedział cały czas unikając jego wzroku. Głowę wtulił w jego ramie. Ukrył się. 
Mukuro pozwalał mu na to w końcu trzymając swoje światełko miał już wszystko. Kochał się z nim. Po raz pierwszy. Nie wiedział co będzie rankiem, ale liczyła się tylko ta chwila, gdy mógł słyszeć te wszystkie ciche westchnienia Sawady. Dotykać jego ciała, wypełniać go. 
Nigdy nawet nie ośmielił się myśleć, co by było gdyby sięgnął po to wcześniej, obawiając się, że nigdy nie będzie mógł tego utrzymać. Kiedy w końcu wyciągnął ręce po to, czego móc nie mógł. Okazało się to być dla niego bardziej osiągalne niż wcześniej myślał. 
Znów dostał to, czego chciał.