sobota, 31 grudnia 2016

Impreza u Bro.

Hej!
Ta część została napisana ku chwale i radości, tego podniosłego dnia, jakim jest sylwester. Pierwsza i nie ostatnia z tej serii!
Jak to powiedziała jedna osóbka: to trzeba dawkować!
Jest to część tego, co publikuję częściej na wattpadzie, dla zainteresowanych więcej tutaj

*****************************************************************************************

Impreza u Bro część 1
Bokuto i Kuroo staneli w drzwiach, żeby przywitać gości. Powiedli wzrokiem po całej ferajnie.
Oczywistym było, że Oikawa, przyprowadził ze sobą tego gbura Iwaizumiego, od którego ramienia nie mógł się odkleić.
 -Chyba dano się nie widzieli - Mruknął Tetsuro.
-Ano... Ciekawe kiedy przyjdzie Akaashi...
-Nie wiem... Kenma już jest - burknął patrząc na to, jak siedzi z Hinatą i wgapiają się w PSP, zupełnie ignorując wszystko i wszystkich, rudzielec od czasu do czasu krzyknie coś w rodzaju "Woah!".
-No i przyprowadził ze sobą tego Szmiesznego. - dodał Bokuto uśmiechając się szeroko.
-Kogo...?-No tego... Jak mu tam KaGejama... Czy coś...
-A... No i blondi jednak przyszała - szturchnął go w bok i pokazał palce na Tsukishimę a potem obaj zaczęli się szatańsko śmiać.
-No... i liczyłem, że przyjdzie razem z tym piegowatym... ale nigdzie go nie ma...
-Szkoda, można by chłopakom pomóc - Kuroo dalej szczerzył się jak hiena.-No, można. Trudno. Wyciągamy butelki?
-To było pytanie retoryczne? 
-No.


sobota, 24 grudnia 2016

BokuAka

Wybaczcie, mi proszę, ale z racji osobistych problemów, nie była w stanie napisać nic lepszego. W każdym bądź razie, wszystkiego najlepszego na Święta!

Niespodziewane
                Było zimno. Mróz szczypał w nos i policzki, kolorowe ozdoby dawały świąteczny nastrój, którego Akaashi tak bardzo nie znosił. To wszystko go irytowało. Wszyscy byli zabiegani, a dookoła unosił się ten wszechobecny zapach miłości, który potrafił go jedynie drażnić.
 Wychodząc z jednego ze sklepów Akaashi zauważył coś dziwnego i niespodziewanego: Niby nic nadzwyczajnego, kolejna para, jakich było tego dnia wiele. Szli pod rękę uśmiechając się do siebie słodko. Niby nic niezwykłego i niespotykanego, gdyby nie fakt, że chłopakiem był jego kapitan - Bokuto Koutarou.

W jednej chwili zrobiło mu się duszno i coś ścisnęło go w klatce piersiowej.

Co się ze mną dzieje? Jestem chory? To przez ten odór świąt.

Przycisnął pięść do serca, gdy widział jak Bokuto dostaje buziaka od tej dziewczyny, a potem ona gdzieś odbiega.

              -Hej! Akaashi! – Koutaro podbiegł do kolegi z szerokim uśmiechem, który prawie nigdy nie schodził mu z ust – Co tam słychać? – wyglądał na naprawdę zadowolonego.

              -Dzień dobry – ukłonił się sztywno.

              -Znowu tak oficjalnie! – klepnął go w ramię.

              Kto to był? Kim dla niego była ta dziewczyna?

              -Co tutaj robiłeś? – wypalił.

              -A jak myślisz? – wskazał kciukiem w kierunku, w którym odeszła dziewczyna.

              -Byłeś na randce?

              -Może...? – uśmiechnął się tajemniczo i wcisnął ręce do kieszeni – Wiesz ja też mam prawo do prywatnego życia poza boiskiem. Myślisz, że nie mógłbym się z kimś spotykać?

              -Oczywiście, że możesz. Od dawna ze sobą jesteście?

              -A, co? Zazdrosny? – podszedł bliżej i pochylił się leciutko ku niemu.

              -Dlaczego miałbym być? – odwrócił głowę.

              Co się dzieje? Dlaczego ta rozmowa tak… boli?

              -No nie wiem, ale miło by było, gdyby ktoś był o mnie zazdrosny. Znamy się już od bardzo długiego czasu. Można powiedzieć, że jest mi bardzo bliska.

              -Rozumiem…

Dlaczego moje oczy zaczynają tak bardzo szczypać? Co się dzieje?  Dlaczego…? Dlaczego…? Dlaczego ja płacze?

Po policzku Keijego zaczęły spływać obficie łzy. Z niedowierzanie dotknął swojego policzka. Był mokry, naprawdę był mokry.

              Co się stało? Czemu tak się dzieje?

              -Akaashi! – Bokuto chwycił przyjaciela za ramiona – Wszystko w porządku?

              -Tak – odparł spokojnie – Chyba coś mi wpadło do oka.

-Do obu naraz? – uśmiechną się szeroko i położył mu dłoń na mokrym policzku – Akaashi, lubisz mnie prawda? - wyciągnął z kieszeni chusteczkę i zaczął mu delikatne osuszać skórę, było tak zimno, że zaraz by chyba zamarzły.

              -To niedorzeczne – uciekł wzrokiem.

              -Zabolało cię to, że mnie z nią zobaczyłeś? – ścisnął mocniej jego ramię.

              -Możesz przecież robić, co zechcesz - przecież był wolnym człowiekiem. To, że na boisku trzeba było na niego uważać, nie znaczyło, że na co dzień również.

              -To tylko moja kuzynka. Nie musisz być o nią zazdrosny.

              -Nie musisz mi się tłumaczyć. Poza tym, wcale nie jestem o ciebie zazdrosny, to uczucie jest mi obce.

              Zrobił krok do tyłu. Robiło się dziwnie, nawet on to wyczuł, a nie był w tym za dobry.

              -Kochasz mnie? - powiedział cicho, pewnie Koutarou.

   -Co to za głupie pytanie…?

              -Akaashi, chciałbym żebyś mnie kochał. Zamierzam cię pocałować. Jeśli naprawdę nic do mnie nie czujesz, to mnie odepchniesz. Rozumiesz, co do ciebie mówię?

              Kiwnął głową, że rozumie, ale tak do końca nie było to prawdą, coś się działo niedobrego z jego mózgiem, jakby funkcjonował wolniej.

Usta Bokuto zaczęły się niebezpiecznie i nieubłaganie zbliżać do jego warg. Dziwne ciepło przepłynęło od jego ust, aż do środka ciała Akaashiego.
               
              Mam go odepchnąć?

              Mam mu na to pozwolić?

              Czy ja tak naprawdę tego chce?

                Gdy Koutarou był już naprawdę bardzo blisko, Keiji odwrócił głowę w bok.

              -Rozumiem – powiedział cicho kapitan, odsuwając się od niego i chcąc odejść – Nie będę cię więcej niepokoił.

              -Bokuto-san – niespodziewanie złapał go za rękaw i zatrzymał

              Co ja wyprawiam?

              -Proszę… – mówił dalej.

              Czemu moje serce tak wali?

              -Pocałuj mnie…

              Co ja właśnie powiedziałem?

-Naprawdę mógłbyś czasem być bardziej otwarty! – powiedział trochę zdenerwowany i trochę rozbawiony Bokuto. Potem zwyczajnie złapał go za ręce, szybko przyciągnął do siebie i nie czekając aż ponownie zmieni zdanie szybko pocałował, Pocałunek był słodki, delikatny, pierwszy. Następnie Bokuto wyszeptał tuż przy jego wargach – Bo ja cię bardzo lubię.

              -Bokuto-san, nie powinniśmy tego robić. Jesteś moim kapitanem. Cofnął się o krok, ale na jego policzkach pojawiły się bardzo delikatne rumieńce. Poczuł je.
To z zimna.

              -I tak nie będziesz miał z tego powodu żadnych przywilejów – wziął go za rękę i pociągnął w jedną stronę.

              -Gdzie idziemy? - dał się mu prowadzić bez oporów. Czy mu ufał? Bezgranicznie.

              -Do mnie.

              -Po, co?

              -Czy to nie oczywiste? – odwrócił się i spojrzał na niego przez ramię i uśmiechnął szeroko, szczerze, a jego oczy aż błyszczały. – Będziemy się kochać.

***

              Akaashi ocknął się i powoli otworzył oczy. Usiadł na łóżku i omiótł wzrokiem pokój.

Gdzie ja jestem? Ach tak.

Jestem u Bokuto-san.

Gdzie on jest?
               
              Zerknął pod kołdrę.


              Czemu jestem nagi?

              Ach tak, wczoraj przecież zrobiliśmy „to”.

              -Dzień dobry – Koutarou stanął w progu sypialni z kubkiem kawy w ręku. Wyglądał na naprawdę bardzo zadowolonego – Jak się spało?

              -Chyba dobrze – zakrył się.

              -Kawy? Herbaty? Co chcesz na śniadanie? – usiadł na skraju łóżka.

              -Jeśli mógłbym prosić to kawa.

              -Tak myślałem. Proszę – wcisnął mu do ręki kubek.

              -Dziękuję – przejął go.

              -A, jeśli mowa o śniadaniu. To może masz ochotę a coś „specjalnego” – musnął ustami skórę na jego obojczyku – Wczoraj ci się podobało.

-Bokuto-san… Po wczorajszym... My... Chyba nie mogę.

-No to innym razem – pocałował go bez oporów już wpychając mu język do ust – Fuj… musisz umyć zęby.

-Jak to zawsze po spaniu - mruknął sucho biorąc kubek i kryjąc aż w nim nosek.

-Akaashi. To była najlepsza Bożonarodzeniowa randka w moim życiu. Wszystkiego najlepszego kochanie.

-To była randka? - prychnął popijając kolejny łyk.

-Tak, może nie taka jak powinna - pogłaskał go czule po łokciu - Ale to naprawimy.


Keiji spojrzał na niego speszony. Po raz pierwszy się tak poczuł. Po raz pierwszy, czuł to, takie ciepłe, miłe, jasne. Nie potrafił tego nazwać.

Znalezione obrazy dla zapytania bokuaka

wtorek, 6 grudnia 2016

IwaOi

Tak, znów IwaOi, lecz tym razem nieco łagodniej.
Taki ze mnie Mikołaj jak co roku, łapcie prezencik Moi Mili :)


Choinka na świetniku


-Iwa-chan! - Oikawa rzucił w przyjaciela poduszka - nie cieszysz się że przyjechałem cię odwiedzić?
-Ta... - mruknął piorunując go wzrokiem bo własnie grał w grę i przez niego przegrał - Ciekawi mnie tylko, co ty tutaj robisz w gwiazdkę. Nie masz jakiejś panienki z którą miałeś iść na randkę?
-Nie - mruknął wgryzając się w ciastka które sam przyniósł. - Iwa-chan jest zazdrosny~! - wyśpiewał słodziutko.
Brunet prychnął jedynie i powrócił do grania na konsoli.
-Niby o co?
-A o to, że ja mam powodzenie, a ty nie!
-Zdziwił byś się - uśmiechnął się triumfalnie. Od kiedy Oikawa nie zabierał całej uwagi, naprawdę nie narzekał, a wręcz przeciwnie, płeć piękna sama do niego lgnęła.
-Co!? Iwa-chan! Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że masz dziewczynę!? - aż podskoczył na miejscu.
-Jeszcze nie. Ale to kwestia czasu. Jest taka jedna ślicznotka, niedaleko mnie. - odwrócił się i zgarnął jedno ciacho.
-Iwa-chan! Nie możesz! - jak dotąd wesoły chłopak w jednej chwili zmienił się nie do poznania. Nawet nie był smutny, był zwyczajnie przerażony.
-Oh. Co to za mina? - odparł kpiąco - Zdziwiony?
-Ja... - usiadł bez siły podciągając kolana pod samą brodę i patrzył tępo w podłogę.
-No co? Chyba jako mój kumpel powinieneś mi kibicować...
-Nie...
-Dupek z ciebie Oikawa.
-Nie jestem twoim kumplem... - po policzku spłonęła mu wielka krokodyla łza.
Iwaizumi odwrócił się i zamarł widząc go w takim stanie.
-Ej, co Ci...?
-Nic - mruknął i w jednej chwili się poderwał, zgarnął swoją kurtkę, szybko wciągnął buty i dosłownie rozpłynął się za drzwiami mieszkania bruneta nim ten zdążył jakkolwiek zareagować. 
Dopiero po chwili konsternacji zrozumiał, że przecież ten idiota nie zna okolicy i z całą pewności zaraz się zgubi. Napadną go, okradną albo i zgwałcą znając jego szczęście.
Obrał się ciepło i wybiegł za nim, tylko imbecyl mógł po prostu sobie wyjść w taką zimnice, nie znając miasta, ani nie biorąc ze sobą czapki czy szalika. Ten pacan dbał o swój wygląd do przesady, zawsze też wolał się ubrać ładnie, niż ciepło i wygodnie, tego Iwaizumi nigdy w nim nie potrafił pojąć.
Hajime nerwowo wyciągnął telefon mając nadzieję, że ten głupek zabrał swój ze sobą. Sygnał był, ale nie odbierał.
Zaklął cicho i zaczął się rozglądać, nie chciał odchodzić za daleko licząc, że może wrócić.
Starał się myśleć tak jak on, o tym co sam by zrobił w takiej sytuacji.
"Plac zabaw"
Jakby cichy głosik, nienależący do niego mu to właśnie podpowiedział. Pomyślał przez chwilkę, przecież prowadząc Tooru do siebie wspominał o jednym. Pobiegł tam ile sił w nogach.
Zobaczył tą jedną, wydającą mu się tak drobną postać siedzącą na ławce ze spuszczoną głową.
-Oikawa. Ty idioto! Naprawdę myślisz, że...! - zamierzał go uderzyć, dla przykładu.
-Bo to nie tak Iwa-chan... wcale nie... - On płakał, naprawdę płakał - To nie tak, że nie jesteś moim przyjacielem... ale... Mi to nie wystarcza już... - powiedział łamiącym się głosem i ukrył twarz z zmarzniętych dłoniach.
-Oikawa, co masz na myśli? - uniósł do góry jedną brew zastanawiając się, o co może mu teraz chodzić.
Nie zdążył nic zrobić, zobaczył tylko zdesperowaną minę Oikawy i to jak jego twarz się coraz bardziej zbliża.
Nim zdążył złapać dech, odepchnąć go od siebie, pomyśleć o czymkolwiek poczuł jego wargi na swoich,
Zdziwienie, chwilowy paraliż, a potem myśl o tym jak Tooru jest zimny.
Instynktownie objął go w pasie i spojrzał w jego zapłakane oczy.
-Wracamy - zarządził i założył mu swoją czapkę na głowę, potem też szalik.
-Iwa-chan... - jęknął Tooru próbując cokolwiek sensownego powiedzieć.
-Porozmawiamy w domu, zmarzłeś głupku - mruknął sucho i złapał go za nadgarstek.
W ten oto sposób zaciągnął go znowu do swojego mieszkania. Gdzie było ciepło i przytulnie. Zrobił mu natychmiast gorącej herbaty.
-Jak się przeziębisz to urwę ci ten durny łeb.
-Iwa-chan... Co do dziś to ja... - mruczał patrząc na kubek z napojem.
-Oikawa. Wiem o twoich uczuciach od dawna - powiedział bez cienia skrępowania wbijając w niego swój przeszywający wzrok.
-Jak to? - uniósł głowę niepewnie - I nie dałeś po sobie poznać?
-Czekałem aż sam się przyznasz - westchnął - No i się doczekałem.
-I nie jesteś zły. Nie chcesz mnie uderzyć jak zwykle...? - kącik jego ust uniósł się gdy próbował się uśmiechnąć.
-Nie - odparł krótko i się odwrócił.
-No i co zamierzasz z tym zrobić? - biedny Tooru wyglądał w tej chwili tak jakby miał się zaraz rozpaść na miliardy kawałeczków. Znów opuścił głowę, a z oczu wpłynęły mu łzy.
-Oikawa. Nie, nie rzucę ci się na szyję - zszedł go od tyły i położył mu na ramionach ciepły koc - ale nie znaczy to, że odepchnę Cię jeśli ty to zrobisz - objął go delikatnie swoimi silnymi ramionami.
-Iwa-chan... - zamrugał zdziwiony, a potem ufnie oparł swoją głowę o jego - Ja naprawdę...
-Wiem, głupku, zamknij się.
-No a co z tą dziewczyną? - spytał leciutko nadymając policzki na co Iwaizumi jedynie wywrócił oczyma.
-Przecież ją właśnie przytulam.

Jeszcze raz najlepszego!