czwartek, 29 września 2016

Byakuran x Irie

Moje kochane małe Bro ma dzisiaj znowusz swoje święto.
Wszystkiego najlepszego Ty mój maluszku.
Zdrówka.. Szczęścia.. etc.
Z resztą sama wiesz czego Ci potrzeba najlepiej, a jak nie to zobacz czego Ci życzę korzystając z tych magicznych drzwi w swojej głowie :) 


 Zostań
Jak zawsze wieczorami siedziałem nad książkami, właściwie to były one całym moim światem, moje marzenia o tym, aby zostać gwiazdą rocka już dawno odłożyłem w ciemny kąt tak jak moją gitarę. Nie było jeszcze zupełnie ciemno, ale chłód wieczoru zaczynał do mnie docierać przez uchylone okno. Nie chcąc wstawać od nauki otuliłem się szczelnie swetrem, który miałem na sobie. Ze słuchawek, które miałem zawieszone jedynie na ramionach leciała leciutka muzyka.

Właśnie przerzucałem kolejną stronę w opasłym tomie, gdy usłyszałem gdzieś obok donośny trzepot skrzydeł. Ucisk w żołądku stał się w jednej chwili nie do zniesienia. Siedziałem dalej jakby ignorując to, co usłyszałem, ale o nauce już i tak nie było mowy.

Ciche stukanie w okno obwieściło jego przybycie. To było bardziej niż pewne. Zawsze się zjawiał niespodziewanie, przybywał nie wiadomo skąd. Nie wiem gdzie i z kim był. Byłem z tego powodu wściekły, ale mimo to nie potrafiłem spytać gdzie się podziewał przez tyle dni a nawet tygodni. Nigdy też nic o sobie nie mówił. Zawsze zjawiał się znikąd przynosząc ze sobą słodycze, a potem tak jak się pojawiał w równie nieoczekiwany sposób odchodził zostawiając mi po sobie jedynie bukiet różowych goździków* i ogromną pustkę w moim sercu.

Tak jak zawsze podszedłem do okna, aby go wpuścić do środka. Uchyliłem je i zobaczyłem jego sylwetkę, zachodzące słońce w jego tle nie pozwalało mi dostrzec jego twarzy, ale byłem pewien, że jak zawsze widnieje na niej szeroki, piękny i onieśmielający mnie uśmiech.

Nim się obejrzałam już znajdowałem się w jego ciepłych ramionach, nim zdążyłem o tym pomyśleć już tuliłem się do niego wdychając jego zawsze słodki zapach. Tak mi zawsze go brakowało, myślałem o nim każdego dnia a mimo to nigdy nie potrafiłem mu o tym powiedzieć, takie słowa jak zostań, tęsknię, nie odchodź, nigdy nie przechodziły przez moje gardło. Choć tyle razy chciałem mu to wykrzyczeć, nigdy nie potrafiłem.  Może byłem zbyt nieśmiały, albo bałem się jego reakcji?

-Sho-chan… miło cię widzieć – on odezwał się pierwszy szepcząc słodko w wprost do mojego ucha.

-Ciebie też – odpowiedziałem nie mogąc na niego w tamtej chwili nawet spojrzeć, bo łzy same cisnęły mi się do oczu.

Tyle razy chciałem żeby już został na zawsze, żeby nigdy nie znikał, aby był po prostu ze mną. Nigdy jednak tak się nie działo. Liczyło się tylko to, że przez tą chwilę on znów był przy mnie.

-Sho-chan… Byłeś grzeczny, zdałeś pięknie wszystkie egzaminy? – spytał przestając mnie przytulać i popatrzył mi w oczy, moje zaszklone oczy.

-Tak, jak zawsze – uśmiechnąłem się lekko i poprawiłem okulary, tak jakby one mogły ukryć to, co się ze mną działo.

-I za to cię uwielbiam, taki zdolny chłopak – nachylił się i lekko musnął moje usta. Czemu jego wargi zawsze smakowały jak cukierki?

Po pocałunku uciekłem wzrokiem całkiem onieśmielony, już miałem coś odpowiedzieć, ale zamilkłem, wolałem nie mącić wszystkiego swoim paplaniem, na końcu języka już miałem pytanie o to jak długo zostanie, przecież on zawsze odpowiadał, że nie wie. Zarzuciłem mu, więc bez słowa znów ręce na szyję i się w niego wtuliłem, to mu powinno wystarczyć za wszystkie moje słowa. Najchętniej nigdy bym go nie wypuszczał. On objął mnie również, popatrzył na mnie w ten jeden wyjątkowy sposób, czułem się kochany. Przymknąłem oczy żeby móc się w tym bardziej zatracić, ale wtedy on mnie znów od siebie odsunął, omal nie jęknąłem niezadowolony.

-Pewnie nic dziś nie jadłeś, chodźmy na kolację – uścisnął moje dłonie patrząc na mnie niecierpliwie. Czasami ciężko było mi się z nim nie zgodzić, jak na potwierdzenie tego, co powiedział moje kiszki zagrały iście donośny marsz.

-Niech będzie – odparłem zwyczajnie nie mogąc się z nim kłócić.

Oczywiście zaciągnął mnie do najdroższej knajpy w mieście. Nigdy nie pytałem skąd ma pieniądze na to wszystko, podświadomie czułem, ze nie chce znać odpowiedzi na to pytanie. Zawsze wyglądał na wypoczętego i ogarniętego, więc nigdy się o niego nie martwiłem, na pewno wiodło mu się o niebo lepiej niż mi.

Zamówił dla mnie i dla siebie górę przepysznego jedzenia, którego z wielkim bólem serca nie mogłem w siebie zmieścić, pragnąłem tego wszystkiego oczami jednak mój żołądek nie dał rady. Poległ długo przed deserem.

Do mojego mieszkania wróciliśmy najedzeni i w świetnych nastrojach. Znałem aż za dobrze ten scenariusz. Ledwie tylko drzwi zdążyły się za nami zamknąć poczułem jego dłonie na swoim brzuchu, odwróciłem głowę i zobaczyłem parę pięknych fiołkowych oczu. Nie musiałem nawet patrzeć na usta, żeby wiedzieć, że Byakuran się uśmiecha. Przygarnął mnie do siebie i mocno przytulił. Wargami lekko musnął moją szyję. Po moim ciele przebiegł przyjemny dreszcz, a z ust wydobył się cichy pomruk.

-Nie… teraz – wyjęczałem odpychając go lekko od siebie, wiedziałem doskonale, czego ode mnie chciał. Nie ukrywając też się za tym stęskniłem, ale choć przez chwilę chciałem to odwlec, sprawić, że zostanie przy mnie, choć odrobinę dłużej.

-Sho-chan… jesteś taki niewinny – uśmiechnął się i pocałował mnie leciutko – Jest już ciemno, na co chcesz czekać? – wyszeptał.

Jego szept przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Sam nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Chciałem żeby zasnął obok mnie a rano, gdy otworzyłbym oczy on nadal by tam był.

Czułem jak mnie wciąż obejmuje i delikatnie pieści moją skórę przez ubranie, westchnąłem głęboko, gdy zrobiło mi się bardzo milutko. Oczywiście nie łatwo mu się oprzeć, stwierdzam nawet, że to całkiem niemożliwe. Poddałem się i sam zarzuciłem mu ręce na szyję, a potem wpiłem się spragniony w jego wargi. Okulary mi się przekrzywił i nieco uwierały, ale w tamtej chwili guzik mnie to obchodziło. Znów ten słodki smak mną zawładnął. Zapomniałem o całym świecie, gdy jego smukłe palce wślizgnęły się pod moją koszulkę i zaczęły głaskać moje ciało.  Trwało to chwilę, może minutę, gdy znudziła mu się ta zabawa. Jedną dłoń przeniósł na mój pośladek i ścisnął go. Nie powstrzymałem cichego jęku, bardzo się tym zawstydziłem. Okropne uczucie, gdy w jednej chwili pragniesz, aby to trwało wiecznie, ale z drugiej strony czujesz jakby cię policzki paliły żywym ogniem i natychmiast chcesz to przerwać.

Stawiając małe, niezgrabne kroczki, powoli znaleźliśmy się w mojej małej ciasnej sypialni. Nie włączaliśmy światła zbyt zajęci sobą. Między nami nie było miejsca na nic innego prócz pocałunków i pieszczot. Mała lampka stojąca na nocnej szafce niestety stoczyła się na podłogę roztrzaskując się o nią, gdy została niechcący strącona przez upadającą kurtkę Byakurana.

-Odkupie ci ją – odrzekł śmiejąc się cicho.

-Nie trzeba. Nie była nic warta.

I nic mnie wtedy to nie obchodziło, rozbierał się dla mnie a ja nie zamierzałem marnować okazji. Moje ruchy może i nie były w połowie tak pewne jak jego, ale i ja zacząłem delikatnie gładzić jego klatkę piersiową, przez cienki materiał jego bluzki dobrze czułem jego bliznę i bijące coraz szybciej serce, z każdym moim kolejnym dotykiem biło coraz mocniej i jego oddech przyspieszał. Tak jak i mój własny.

-Sho-chan… nie mogę już wytrzymać… – wyszeptał wprost do mojego ucha i w jednej chwili wylądowałem na moim łóżku, a on na mnie.
Nie wiem czy naprawdę, czy tylko mi się wydawało, ale świat dosłownie zawirował. Czułe pocałunki Byakurana zaczęły obsypywać moją szyję, pomiędzy nimi powoli pozbywał się moich ubrań, pomimo tego, co powiedział jakoś mu się nie spieszyło, a jeśli chodzi o mnie, z każdą sekundą pragnąłem go bardziej. Odpływałem przy każdym jego kolejnym pocałunku coraz dalej. Kilkoma gestami potrafił doprowadzić mnie do takiego stanu, że byłem skłonny omal krzyczeć i błagać o więcej.

Złapałem zniecierpliwiony za skrawek jego koszulki i powoli ją z niego zdzierałem, w tamtej chwili pożałowałem, że nie włączyliśmy światła, mógłbym sobie po podziwiać ten rozkoszny widok, choć z drugiej strony on nie widział mojego zażenowania, gdy jego ręce zaczęły dotykać mojego krocza, byłem już twardy, nie było to wcale dziwne przy nim.

Mimowolnie jęczałem cicho, chociaż starałem się to tłumić. Gdy jednak jego dłonie zaciskały się na męskości albo gładziły między pośladkami nie potrafiłem inaczej. W jednej chwili złapałem głośno powietrze i wygiąłem się w łuk, wsunął jeden palec w moje wnętrze, to gdzie i jak się tego wszystkiego nauczył była kolejną rzeczą, której nie chciałem o nim wiedzieć, było mi z nim dobrze i już. Nie chciałem wiedzieć nic więcej.

-Sho-chan… jesteś taki wrażliwy – zaśmiał się wprost do mojego ucha i je polizał – a do tego taki słodki, że mam cię ochotę schrupać w całości.

-Nie mów o tym! – pisnąłem zakłopotany i zakryłem mu usta swoją dłonią, a przynajmniej chciałem, w ciemności nie było to takie łatwe.

-Więc mam przestać gadać i zabrać się do roboty… tak?

Wolałem już się nie odzywać. Dalej czułem jak mnie rozciąga, znów jęknąłem, bardzo niemęsko i zacisnąłem palce na pościeli. W końcu on trafił w mój czuły punkt, krzyknąłem a potem wcisnąłem sobie do ust skrawek poduszki, przygryzłem, nie lubiłem pokazywać tego jak łatwo można mnie doprowadzić do takiego stanu. A on potrafił robić to po mistrzowsku. Nie minęła chwila a już byłem w takim stanie, że mógłbym dojść tylko od tego, ale wtedy on przestał. Spojrzałem zdyszany, drżący w miejsce gdzie w ciemności zarysowywał się kontur jego twarzy.

-Chcę jeszcze – powiedziałem niepewnie.

-Dostaniesz – usłyszałem dźwięk opadających na podłogę ubrań.

Przymknąłem oczy i uśmiechnąłem się lekko szkoda, że takich rozrywek nie mogę mieć z nim, na co dzień, byłbym skłonny rzucić wszystko i biec za nim gdyby tylko sobie tego zażyczył, gdyby powiedział choćby słowo, zamiast czekać na niego nie wiadomo jak długo.

Położyłem mu ręce na karku, gdy tylko wyczułem jego nagie ramiona obejmujące mnie,
instynktownie już zarzuciłem mu nogę na biodro, tym razem to on westchnął, ciekawe czy to wszystko podobało mu się tak bardzo jak mi?

Mruknąłem przeciągle, gdy w końcu poczułem go w sobie. Odruchowo wpiłem mu palce w kark i plecy zapewne pozostawiając na jego skórze czerwone pręgi. Zamiast słów skargi czy niezadowolenia z jego strony, poczułem po raz kolejny jego słodkie usta na swoich, zaczął też leciutko się we mnie poruszać najpierw spokojnie, delikatnie. Ja korzystając z okazji gładziłem jego plecy, zawsze mnie fascynowały, zwłaszcza to miejsce, z których wyrastały skrzydła, a do tego były tak dobrze zbudowane, rozkosz w czystej postaci. W połączeniu z tym, co ze mną wyprawiał, mogłem bez kłamania powiedzieć, że byłem wraz z nim w niebie.

Jednak, gdy ruchy Byakurana stały się szybsze i bardziej zdecydowane nie mogłem już się skupić na dotykaniu go, w zasadzie nie mogłem już się skupić na niczym, wiem tylko, że mocniej zacisnąłem uda na jego biodrach i zacząłem krzyczeć, najprawdopodobniej, choć chcę myśleć, że tylko mi się tak wydawało.

Nie wiem nawet, kiedy sam znalazłem się na górze, być może sam to zainicjowałem, ale szczerze w to wątpię, pamiętam doskonale tą rozkosz, gdy czułem go w sobie a on pieścił na przemian moje sutki, biodra i plecy, nachylałem się, co jakiś czas i składałem na jego wargach kolejne pocałunki, w końcu czując, że już dłużej nie dam rady i muszę dojść, bo inaczej zwariuję, zacisnąłem jedną rękę na swojej męskości, ale i na tym ciężko mi było się skupić, nie musiałem nawet prosić, żeby on mi pomógł. Spletliśmy razem swoje palce, bardziej to on poruszał ręką niż ja, pewnie krzyczałem jego imię, gdy dochodziłem, nie wiem, ale on na pewno szeptał moje.
Po wszystkim leżałem obok niego, dopieszczany przez jego zręczne dłonie. Trzymałem go za ramię i za nic w świecie nie chcąc puścić, miałem wrażenie, że jeśli to zrobię to on rozpłynie się w powietrzu i już go więcej nie odzyskam.

-Chciałbym tak już zawsze… – powiedziałem w końcu zawstydzony to, co chciałem już dawno powiedzieć.

Skuliłem się w jego ramionach i zacisnąłem powieki w oczekiwaniu na jakąś reakcję, ale on, zaskoczył mnie nie mówiąc kompletnie nic, jedynie dalej głaskał mnie po karku. Czemu ta cisza mnie tak bolała, przecież nie powiedział nie, ale nie powiedział też tak. Co bym już wolał, to dźwięcznie, nie, czy może ta cisza była lepsza? Nie miałem już na tyle odwagi by zażądać odpowiedzi.

Zostań, proszę – w teorii to wcale nie wydawało się tak trudne.
Odwróciłem się na bok, puszczając go w końcu, nakryłem się kołdrą aż po same uszy, on zamiast mi w końcu odpowiedzieć na dręczące mnie pytanie, musnął ustami mój kark.

-Dobranoc Sho-chan… - nie wstał, nie uciekł od razu, ale objął mnie i chyba, dość szybko zasnął.
Świt dla mnie zawsze oznaczał niepewność. Nigdy nie wiedziałem czy gdy otworzę oczy on będzie obok. Radość, gdy leżał obok była nieopisana, tak samo jak i ból, gdy go tam nie było. Ile razy chciałem mu wykrzyczeć, że ma zostać ze mną albo odejść na zawsze, ale nigdy tego nie zrobiłem, za bardzo bałem się tego, co by się stało gdyby odszedł. Nie potrafiłbym już żyć bez niego.

Tak jak zawsze z lękiem otworzyłem oczy, poduszka obok była wgnieciona, ale nikogo nie było. Znów odszedł bez pożegnania. To było okropne uczucie. Usiadłem na łóżku i przeczesałem sobie włosy, tak jakbym je chciał wszystkie wyrwać. Byłem bliski temu, aby się znów rozpłakać jak dziecko, po raz kolejny poczułem się porzucony. Założyłem okulary i wstałem w poszukiwaniu pozostawionego jak zawsze bukietu goździków żeby wstawić go do wazonu, gdyby tylko on wracał nim one zdążą zwiędnąć.

Znalazłem kwiaty, ale ku mojemu zdziwieniu to nie były te, co zawsze, zamiast nich na moim biurku leżała piękna wiązanka fioletowych krokusów**, uniosłem je przyglądając się im uważnie, chwilę to zajęło nim tym razem zrozumiałem ich znaczenie.  Powąchałem je i nieco przytuliłem do siebie, delikatnie żeby ich nie zgnieść.

Usłyszałem za sobą skrzypnięcie i poczułem zapach szamponu. Odwróciłem się gwałtownie i nie mogłem wręcz uwierzyć w to, co zobaczyłem. Byakuran nadal tu był, nie odszedł w nocy jak duch. Zacisnąłem wargi w wąską kreskę powstrzymując się żeby na niego nie nakrzyczeć, ale jedyne, co mogłem to patrzeć na niego zdumiony.

A on jak zwykle uśmiechnięty podszedł do mnie i bez słowa mnie pocałował, zupełnie jakby to była nasza słodka codzienność.

-Nie żałuję… - odpowiedziałem słabo.

Bo przecież nie mógłbym kochać już nikogo innego, tak jak jego.

Może kiedyś nastanie taki dzień, w którym zostanie przy mnie na zawsze. Będę czekał choćby i wieczność.

***
Oczywiście dla niezorientowanych:
*Różowe goździki – czekaj na mnie
**Fioletowy Krokus – Czy żałujesz, że mnie kochasz?
Znalezione obrazy dla zapytania byakuran x sho
tak wiem, głębokie przemyślenia Sho-chan, tak głębokie ze sama ich do końca nie rozumiem XD
Może i nie najlepsze bo boję się że uroczy Irie w tym opku jest zbyt dużą spierdoliną życiową, nawet na swoje standardy
Wero, nie gryź T^T