niedziela, 14 lutego 2016

Mikoto x Munakata

Witam w ten jakże uroczy dzionek...
Tak wiem Dotychczas na takie okazje przygotowywałam coś lekkiego, słodkiego i przyjemnego, ale dziś... Cóż, sami ocenicie czy to opowiadanie do takich należy czy też nie...
Niemniej jednak wszystkiego najsłodszego Wam wszystkim życzę z całego mojego zdeprawowanego serduszka!
Wszystkiego zboczonego życzy Gumiś!

Muszę szczególnie zadedykować to opowiadanie 2 osóbkom.
Pierwsza to oczywiście Wero która chyba w każdej chwili namawia mnie na ten paring.Gdyby nie ona, która podrzuciła mi również jeden pomysł, nie byłoby tego
Drugą osóbką której chce podziękować i zadedykować jest Alaudi, która katuje mnie K Project kiedy tylko może. Ale nie mam jej tego za złe bo to dzięki temu naszła mnie wena.

Nie rozwlekajmy się bardziej. Zapraszam do czytania!


Gasnący płomień

Przeszłość.
-Hej Słońce – Mikoto wszedł do środka i uśmiechnął się dokładnie w ten sposób, jaki miał w zwyczaju, tym ciepłym i łagodnym jak poranne, wiosenne słońce.
-Witam… - Munakata znów nico chłodniej go przywitał, ale nie, dlatego że się nie cieszył po prostu mniej to okazywał. Podszedł do niego ubrany w eleganckie spodnie, koszulę i fartuszek. Pocałował go delikatnie w usta.
 -Gotujesz coś? – jednak dla Czerwonego Króla to krótkie powitanie było stanowczo za małe, przyciągnął go do siebie i pełnym namiętności gestem przejechał mu dłońmi po policzkach, a potem pocałował go w taki sposób, że każde serce mięknie, nawet to okryte grubym lodem.
 -Tak… - uśmiechnął się i on. Nie potrafił inaczej, nie po czymś takim – Znalazłem przepis na zapiekankę… i byłem ciekaw – odwrócił wzrok sam spłoszony swoim zachowaniem i tym, że na jego uszach pojawiło się lekko różowe zabarwienie, znak, że się zawstydził.
-To świetnie, bo jestem strasznie głodny. Jak wilk! – pogłaskał go jeszcze odrobinę po boku i poszedł sam do kuchni.
-Ale jeszcze nie gotowa! – stanął nerwowo przy stole i zaczął ścierać ser wprost na warzywa – Jeszcze z godzinkę musisz poczekać.
-Szkoda – zabrał kawałek papryki posypanej serem i zjadł – Wydaje się być naprawdę dobre.
-Zostaw! – Mikoto właśnie oberwał od Reisiego po łapkach – To na kolację. Poczekaj.
-Ale jestem głodny… - nadął policzki trochę jak małe, rozpieszczone dziecko.
                -Nic ci się nie stanie jak poczekasz te trochę – żeby go jakoś udobruchać musnął swoimi ustami jego usta. One zawsze były tak gorące i lekko spierzchnięte, a jednak tak je uwielbiał. Ciężko mu było się od nich oderwać.
                -No dobrze… Pójdę się wykąpać… Może zjem mydło to mi się nieco polepszy.
                -Bardzo zabawne – uśmiechnął się krzywo.
                Mikoto zaśmiał się uważając to wszystko za naprawdę dobry żart i  poszedł do łazienki już po drodze ściągając z siebie koszulkę.
                Munakata natomiast westchnął głęboko na widok jego nagiego ciała. Tak bardzo kochał na niego patrzeć i nie tylko, dotykać tej cudownej rozgrzanej skóry także. Mobilizując wszystkie swoje siły odwrócił wzrok i spojrzał na jedzenie. Powoli je kończył. Wstawił naczynie do piekarnika i poszedł przygotować jakieś nakrycia. Zdecydował się, że zjedzą dziś kolacje na podłodze, na wielkim puchatym dywanie i przed elektrycznym kominkiem. Rozstawił tam talerze, wino i kieliszki. Chociaż skromnie wyglądało naprawdę imponująco. Pokiwał głową zadowolony ze swojego dzieła.
                Nie często się tutaj widywali, nie mogli sobie pozwolić na codzienną zabawę w dom. To mieszkanie było jedynie namiastką prawdziwego życia. Tylko tutaj mogli udawać, że są całkiem normalną parą. Tylko tu mogli sobie okazywać, co tak naprawdę do siebie czują. Dlatego tutaj mieli swój mały, prywatny raj. Tak od czasu do czasu mogli się sobą nacieszyć. Chociaż obaj też wiedzieli, że nic nie będzie trwać wiecznie.
                Właśnie nad tym zastanawiał się po cichu Munakata, jego twarz przybrała bardzo smutny wyraz, gdy niespodziewanie półnagi Mikoto przytulił się do jego pleców obejmując go mocno w pasie. Jego skóra była jeszcze nieco wilgotna po kąpieli, pachniał także inaczej niż zwykle. Użył innego szamponu. Reisi wyczuł, że to jego.
                -Nad czym tak dumasz? – odezwał się Czerwony Król swoim nieco chrapliwym głosem wprost do jego ucha.
                -O niczym ważnym… - odparł mu głaszcząc go lekko po ramieniu. Gdyby tylko mógł zostać tak na zawsze. Już do końca mógł czuć jego ciepło. To cudowne ciepło.
                -Coś cię martwi… znam cię – pocałował go w szyję, a Munakata odchylił głowę z cichym jękiem, dając mu lepszy dostęp.
                -To nic… - dotknął dłonią jego włosów także był mokre. Przymknął swoje oczy rozkoszując się tym doznaniem – Nie przestawaj… rób tak dalej.
                -Pieszczoszek… - po tym jak składał buziaki na jego szyi ugryzł go w ucho. Nie za mocno, ale zadziałało.
                -Oh… - westchnął nie mogąc tego powstrzymać. Czuł jak roztapia się w jego ramionach jak czekoladowa figurka pozostawiona na słońcu – Dobra… Na razie wystarczy – odwrócił głowę i spojrzał na niego – Bo nie zdołamy zjeść kolacji.
                -Ja chętnie schrupałbym ciebie… - zsunął dłonie niżej na jego uda i podrapał je lekko. Kilka centymetrów wyżej Reisi już niczego mu teraz nie odmówi.
                -Przestań… - zaśmiał się i złapał go za ręce. Tak, czasem i jemu się zdarzało śmiać. To wszystko było tak przyjemne, tak spontaniczne – Podobno byłeś tak strasznie głodny.
                -No i jestem… Kiedy ta kolacja?
                -Jeszcze chwilkę…
                -Czyli mamy jeszcze chwilkę dla siebie...
                Mikoto bez problemu sięgnął jego warg i zaczął go całować namiętnie, potem osunął się z nim na podłogę nie odzywając ust od jego ust. Leżał na nim i całował go sodko, nie natarczywie, języka też nie wpychał mu bardzo głęboko, raczej tak delikatnie i powoli, cała noc była jeszcze przed nimi. Mieli tyle czasu dla siebie, aż do tego nieznośnego poranka.
                -Podnieca mnie to… - jęknął prawie błagalnie Munakata.
                -Chyba o to tutaj chodzi – odmruknął mu Suoh zjeżdżając ustami znów na jego szyję. Zostawił tam małą malinkę w takim miejsc żeby łatwo ją było ukryć pod kołnierzem.
                -Kolacja… - właśnie w tej chwili uratował go dźwięk budzika ustawionego żeby na czas wyciągnąć zapiekankę – Słyszysz?
               -Słyszę… - dosłownie spełzł z niego dając mu odetchnąć.
                Reisi przeczesał sobie włosy nadal leżąc na podłodze. Westchnął ciężko. Musiał uspokoić swoje rozbudzone żądze. Mikoto był nieco okrutny robiąc mu takie rzeczy w chwili gdy musieli zaraz przerywać. Był już tak strasznie podniecony. W końcu się zebrał i przyniósł sobie i jemu po porcji. Przez drogę emocje zdążyły już lekko ostygnąć.
                -Smacznego – usiadł naprzeciw niego i spróbował. Nie było rewelacyjne, ewidentnie brakowało kilku przypraw, ale Munakata zawsze z tym ostrożnie bojąc się przedobrzyć. Jednak do najgorszych nie również nie należało.
                -Jest pyszne – uśmiechnął się Mikoto po pierwszym kawałku.
                -Kłamczuch – Przymknął lekko oczy i spojrzał w sztuczny ogień w elektrycznym kominku.
                -Nie kłamię! Naprawdę smakuje mi to, co robisz – nachylił się i cmoknął go w kolano.
                -Mogłoby być lepsze – mruknął nadal patrząc gdzieś indziej niż na niego.
                -Idealne jak ty – odparł widząc jak Reisi się zwyczajnie rumieni. Był słodki i uroczy jak nikt inny.
                -Głupek – mimowolnie uśmiechnął się, te jego komplementy, działały na niego w jakiś dziwny sposób. Niby podniecały, a jednak obawiał się tego, co mówi, a może bardziej tego, co się dzieje z nim gdy to słyszał. Zwariował, zgłupiał dla niego. Któregoś dnia po prostu zdał sobie sprawę, że nie potrafi już o nim nie myśleć, że on wypełnia każdy fragment jego umysłu, że gdy słyszy jego głos aż cały drży i łaknie każdego pojedynczego spojrzenia, że po prostu pragnie jego.
                Spojrzał na niego przeżuwając jedzenie, faktycznie było zjadliwe. Nawet w tych zimnych lodowych oczach potrafił zatlić się jakiś ogień, gdy Mnakata patrzył na Czerwonego króla, władcy ognia. Odstawił talerz na podłogę i nadal się w niego wpatrywał.
                Mikoto uśmiechnął się w swój łagodny i wyjątkowy sposób. Także przestał jeść. W jednej chwili poderwał się i przysunął do Reisiego.
                -Czas na deser – mruknął tym swoim seksownym głosem.
                Niebieski Król nie zaprotestował przejechał mu dłonią po policzku, a potem zsunął ją po jego szyi aż na wystający obojczyk. Patrzył na to seksowne ciało, przecież wciąż chodził rozebrany. Był gorący dosłownie i w przenośni.
                -Na co miałbyś ochotę?
                -Sądziłem, że już wcześniej ci to powiedziałem – pchnął go i zawisł nad nim, jego nażelowane włosy nieco się rozwaliły uciekając natychmiast do przodu na jego czoło.
                -Więc chodź… - wyciągnął do niego ręce i natychmiast przyciągnął do kolejnego dziś pocałunku. Nogę już całkowicie mechanicznie zarzucił na jego biodro.
                Munakata całym sobą, każdym swoim gestem i oddechem błagał żeby już go wziął, ale Mikoto  nie zamierzał się spieszyć, całował go zdecydowanie, ale powoli podjudzając zmysły, a potrafił to robić w taki sposób, że Reisi zaczynał go błagać o więcej.
Jego dłonie takie gorące, umiejętnie dotykały ciała Niebieskiego króla, tak zręcznie, że ten nawet się nie zorientował, kiedy został bez koszuli, a potem całkowicie nago leżał na miękkim dywanie, obok elektrycznego kominka. Sam ściągnął swoje okulary aby nie przeszkadzały w dalszym całowaniu, nie chciał już myśleć o tym aby ich nie ubrudzić. Obchodziło go tylko to cudowne ciało, przejeżdżał opuszkami palców po tych mięśniach po tej rozgrzanej skórze, traktował jak istne dzieło sztuki. Wzdychał za każdym kolejnym muśnięciem języka. W końcu już sam nie był w stanie wytrzymać. Usiadł mu na kolanach przodem do niego i z całych sił ścisnął udami, aby pokazać mu czego chce, swoim kroczem ocierał się o jego brzuch, a był już tak podniecony że zostawiał na jego skórze mokre ślady.
-Wiem, że ty też chcesz… - jęknął wprost do jego ucha i ugryzł je lekko.
-Nawet nie wiesz jak bardzo… - położył go znów i zawisł nad nim ponowie całując jego wargi, w miedzy czasie po prostu skopywał z siebie swoje spodnie wraz z bielizną. Swoją dłoń położył na kroczu Niebieskiego. Docisnął to miejsce wymuszając kolejny jęk.
W tym czasie niecierpliwy Munakata sam wsunął sobie do wnętrza palec. Nie mógł już wytrzymać. Chciał żeby już mógł w niego wejść. Sam się przygotuje. Stęknął cichutko, ta odrobina rozkoszy, dzięki temu nieco mu ulżyło, ale to nie było to. Potrzebował więcej, jego grubego i gorącego penisa. Poczuć jak go rozpycha z każdym kolejnym ruchem coraz bardziej.
-Mikoto… proszę… - jęknął błagalnie patrząc na niego przymglonym wzrokiem
                -Dostaniesz… - sam dorzucił mu kolejny palec sprawdzając jak bardzo jest już rozciągnięty i sam pomagał mu rozluźnić się bardziej. Na ustach miał szeroki uśmiech, jakby zaraz miał dostać coś co mu się święcie należało.
                -Już… - jęknął cicho i rozłożył szerzej nogi.
                Suoh tym razem już go nie dręczył – wyciągnął swoje i jego palce i zastąpił je czymś o wiele, wiele większym.
                -Oh tak… - szepnął chwytając rękoma za jego zgrabne plecy i wbijając paznokcie w jego skórę. Tego właśnie chciał, poczuć jak powoli wchodzi jak to okropne napięcie znika z podbrzusza wraz z każdym kolejnym centymetrem. Ten lekki ból rozciągania był w dziwny sposób bardzo przyjemny. Chciał więcej tego bólu i tej rozkoszy.
                Czerwony król poruszył lekko biodrami gdy tylko znalazł się już cały w Munakacie, ale tylko po to żeby się dobrze ustawić, wiedział gdzie powinien od razu uderzać, on również czegoś pragnął, pragnął jego i swojej rozkoszy. Po chwili wykonał pierwszy ruch. Zawtórował mu zaraz głośne westchnienie Reisiego, takie rozkoszne, pełne nieopisanej ulgi.
Munakata aż rozłożył ręce na boki. W jednej chwili pokazał jak bardzo jest mu oddany. Jak ufa mu całym sobą. Wilgotne usta rozchylił lekko żeby te dziwne dźwięki których kiedyś tak bardzo się wstydził mogły uciekać bez skrępowania.
Przymknął powieki, ale nie do końca chciał widzieć jego twarz. Chciał widzieć jakie miny robi gdy i jemu jest dobrze, a święcie wierzył ze tak jest.
Patrzył w te iskrzące oczy. Tak je kochał.
-Możesz już mocniej... - szepnął i natychmiast to poczuł, jak wchodzi głębiej, jak porusza się szybciej. Krzyknął cicho, trochę piskliwie, ale i zaraz się do tego przyzwyczaił znów było tylko dobrze - Tak...
Mikoto pocałował jego chętne usta, a potem wsparł się na rękach i zaczął się poruszać co prawda wolno, ale mocno i głęboko. Wbrew pozorom wcale nie był aż tak porywczy jak można było się tego po nim spodziewać. Potrafił się kochać namiętnie bez pośpiechu.
 Reisi sapał przy każdym ruchu, pięści zaciskałto na plecach kochanka to łapał za puchaty dywan wyskubując z niego pojedyncze włoski, Zupełnie zatracony w rozkoszy. To uczucie, że miał go w środku, że tak mocno ocierał się będąc w jego wnętrzu o to miejsce które daje najwięcej przyjemności.
-Kocham cię... - wyszeptał cicho
  Przytulił policzek do jego ramienia, przyciskając go mocniej do siebie, czyniąc to wszystko jeszcze bardziej intensywnym. Nogi uniósł wysoko, kolana miał prawie przy podłodze, dawał mu wchodzić głębiej. Nie krzyczał, ale cicho sapał, czasem pojękiwał. Czuł jak penis Suoh ślizga się w jego wnętrzu, jak ociera o te delikatne ścianki, wprawiając całe jego ciało w drżenie.
-Ja ciebie też - odparł także czerwony Król i pocałował go w szyję zostawiając tam maleńki mokry ślad
W pokoju poza tym było tak chicho, monotonne cykanie zegara ustawionego na ciężkim regale nadawało temu wszystkiemu poczcie pustki, tak jakby tylko oni jedni byli na świecie. Chcieliby aby tak było, żeby nie musieli się ukrywać i móc spędzać ze sobą każdy dzień, każda chwilę, niestety nie mieli tego luksusu. Tylko w takich chwilach i tylko tutaj mogli być naprawdę ze sobą.
To jak czułym kochankiem był Suoh nie dawało się wrazić słowami, Każdy ruch nadal wykonywał powoli patrząc w te niebieskie oczy, nie odrywał od nich wzroku nawet na chwilę, Ciało Munakaty przesuwało się po miękkim dywanie w górę i w dół, a on sam wzdychał tak cichutko za każdym pchnięciem.
-Kochanie... - jęknął Reisi, brzmiało to nieco płaczliwie, ale nie płakał, wbił paznokcie w ramiona swojego partnera. Dochodził, czuł jak fala rozkoszy zbliża się do niego nieubłaganie, jak już sam starał się nadstawiać i wychodzić na przeciw jego ruchom. Nagle cały jego świat stał się ciemny, przymknął oczy, wszystko zawirowało wokół niego.  Słyszał już tylko swój własny jęk i sapanie Mikoto. Wiedział jak teraz musi się mocno zaciskać na jego penisie.
-Ja też... - nie musiał mu tego mówić. To ostre pchnięcie dało mu bardzo wyraźnie znać, że Suoh także doszedł w tej samej chwili. Wypełniając go.
Munakata uśmiechnął się do niego przymrużonymi oczyma, pogłaskał jego policzek i przeczesał roztrzepane włosy. Był zmęczony, teraz czuł jak bardzo, każdy jego mięsień zaczynał się rozluźniać dopiero teraz.  Pozwolił się pocałować i samemu objął go za szyję wpijając się w te słodkie, gorące usta. Który to już raz i ile jeszcze razy uda mu się być aż tak szczęśliwym?


Teraźniejszość

                Sam nie wiedział, jakim cudem udało mu się tam dojść.
                To, co się stało. To wszystko. Ten ból, który nie pozwalał iść, nawet oddychać. Pogrążony w zupełnej rezygnacji ze wszystkiego w końcu tam dotarł. Do miejsca, w którym mógł w końcu zostać sam, do miejsca, które dzielił wraz z Nim
              Choć krew na jego rękach już dawno zdążyła się zmyć wciąż czuł jej zapach, gdy tylko zbliżał swoje dłonie do twarzy. Czuł ją. Tak boleśnie przypominała o tym, co zrobił, o tym, że Jego już nie ma.
                Czuł, że słabnie. Z każdym dniem, z każdą godziną. Od momentu, gdy mu to zrobił. Sam powoli umierał. Wszyscy dookoła wymagali od niego by był jak zwykle silny i dumny… i był. Nikomu nie pokazywał jak tak naprawdę cierpi. Jak dotąd nie uronił za Nim ani jednej łzy. Nie chciał, aby ktokolwiek zobaczył, że on, wielki Niebieski Król jest zdolny płakać za kimkolwiek lub z jakiegokolwiek powodu, ale w duchu płakał i choć to tak bolało nie pozwolił wylać się temu smutkowi na zewnątrz.
                Aż do teraz. Gdy tylko zatrzasnęły się za nim drzwi padł na kolana bezsilnie i chwycił się za usta, aby stłumić ten bolesny krzyk, który już od tak długiego czasu powinien z siebie wydobyć. Brzmiał tak bezsilnie jak jeszcze nigdy wcześniej.
                Minęła chwila nim zdołał się stamtąd pozbierać. Teraz jego ciało kompletnie go nie słuchało. Nogi miał jak z waty, ale jednak ostatkiem sił doszedł do sypialni. To był błąd. Wspomnienia jeszcze bardziej odżyły. Spojrzał na łóżko, na to samo, w którym kilka dni temu się jeszcze z nim kochał, tak namiętnie zapominając o całym świecie. Zadrżał, gdy to sobie uświadomił. Zsunął okulary z nosa i upuścił je bezwładnie na podłogę i tak nie były użyteczne, bo całkowicie je załzawił.
                Ten ból w piersi, który rozpaczliwie starał się zdusić przyciskając swoje pięść nie ustawał i z każdą chwilą był tylko silniejszy. Położył się na łóżku, a raczej wpadł na nie w ubraniu.
                -Suoh… - szepnął i dziki szloch wyrwał mu się z piersi, głowę wtulił w poduszkę, jego poduszkę. Wciąż miała na sobie ten zapach, była przesiąknięta jego potem i ostrą wonią dymu papierosowego, dokładnie tak jak pachniał on.
                Szlochał długo, zupełnie pozbawiony poczucia czasu czy rzeczywistości. Bolało już go gardło, skóra na policzkach piekła od słonych łez, stosy chusteczek piętrzyły się dookoła, ale tylko tutaj, tylko teraz mógł przeżyć swoją żałobę. Stracił to co kochał najbardziej i już nigdy tego nie odzyska.
                -Nie płacz głupi… - w pewnym momencie usłyszał ten głos, jego głos i poczuł czyjąś rękę na swoich włosach. Zapachniało  świeżym papierosowym dymem. Poderwał się momentalnie jakby go ktoś poraził prądem i rozejrzał po pokoju, nie widział kompletnie nic, ponieważ była noc. Musiał zasnąć w którymś momencie.
-Suoh...
Nie to nie było możliwe, on już przecież dawno nie żył. Wyszedł spod kołdry, nawet nie wiedział kiedy się przykrył. Wstał i podszedł do okna. Spojrzał przez nie na ten ponury świat, którego teraz nienawidził bardziej niż kiedykolwiek. Na świat, który odebrał mu ukochanego.
                To był tylko sen… On już nigdy nie wróci.


Przyszłość.

Starszy mężczyzna powoli przechadzał się po cmentarnych uliczkach, wsparty na lasce. Ostrożnie stawiał kroki, po oblodzonym chodniku. Pomimo swojego podeszłego wieku nadal prezentował się dumnie. Chociaż rysy twarzy zostały już dawno oszpecone zmarszczkami nadal można było dostrzec, że kiedyś był bardzo przystojnym mężczyzną. Jego szare włosy gdzieniegdzie pozostały ciemniejsze, kiedyś ewidentnie był brunetem.
  Za nim podążało dwóje młodzieńców, roześmianych od ucha do ucha. W pewnym momencie nakazał im gestem dłoni aby zostali tam gdzie są, a potem sam doszedł do jednej z mogił. Ustał nad nią i uśmiechnął się smutno.
Miał już osiemdziesiąt sześć lat. Wiedział, że to najwyższy czas aby ustąpić drogi innym, młodszym, a jednak coś go tu nadal trzymało, coś nie pozwoliło umrzeć i odejść w spokoju, chociaż bardzo tego pragnął.
Każdy jego dzień wypełniony był bólem i cierpieniem, ale przede wszystkim samotnością. Dawno temu stracił najcenniejszą dla siebie istotę, nikt nigdy nie zdołał zapełnić tej dziury w sercu która powstała po jego śmierci.
                -Śnieg zasypał wszystko… Poprawka, śnieg znów zasypał wszystko… Wszystkie domy, ulice, drzewa, drogi… Wszystko spowiły białe połacie śniegu, otuliły niczym chmury. Jakby obłoki spadły na ziemie. Hej… Suoh, czy u ciebie również pada śnieg? Czy tak samo jak tutaj słońce odbija się od białej powłoki. Czy tak jak tutaj bije taki straszny chłód? Wiem, że nie odpowiesz… - westchnął ciężko, widać było, że mówienie przychodziło mu już z ogromnym trudem. Zakaszlał – Długo przyszło mi być tu bez ciebie… - jego starcze wargi posiniały i bardziej ścisnął laskę – Nie myślałem, że aż tyle… - zachwiał się lekko.
                -Kapitanie! – dwójka młodzików natychmiast chciała do niego podbiec.
                -Sto razy wam mówiłem, że nie jestem już kapitanem… - starał się jakoś uśmiechnąć, ale ból w klatce piersiowej był zbyt silny. Już wcześniej tak miał i wiedział, czym to grozi. W jednej chwili świat mu się zamglił i osunął się na biały śnieg.
                -Kapitanie! – młodzi mężczyźni w mgnieniu oka do niego podbiegli i podtrzymali go za ramiona.
                -Zostawcie… - wysapał i uśmiechnął się jakoś tak błogo – Długo kazano mi czekać….
                On wiedział, że to już, że nareszcie. Przyjął to z ulgą. Zbyt wiele lat już przeżył. Przymknął powieki zwyczajnie zmęczony. Tak długie życie musiało być jego karą za największy ze swoich grzechów, ale chyba już za niego odpokutował.
                Będę czekał… Dziękuję…
Ostatnie słowa Mikoto nadal odbijały się w jego głowie, pomimo że już zostały zatarte przez lata. Teraz miał wrażenie, że znów go słyszy. Jak go woła, jak mówi, żeby do niego dołączył.
                -Już idę… poczekaj jeszcze chwilę…


KONIEC
I jak moi mili, czy opowiadanie przypadło Wam do gustu? czy też wręcz przeciwnie?