czwartek, 7 maja 2015

Iwaizumi x Oikawa

Dobra, tak wróciłam do domu, usiadłam i stwierdziłam, że wypadałoby coś w końcu dodać na bloga, zamiast odpalać konsolę.
No to się zaczęłam zastanawiać co... Mam parę opowiadań, tylko z którym by tu wyjechać, które jest na tyle już dopieszczone, że można je puścić w świat.
No i wyszło, że to IwaOi...
Wero po przeczytaniu tego stwierdziła, że ale o tym na koniec, nie bd spojlerzyć.

Korzystając z okazji pragnę pozdrowić ludzi z Pyrkonu!
Nie sądziłam, że tyle osóbek kojarzy mnie i mojego bloga.
Naprawdę jesteście szalenie mili!
To opowiadanko z dedykacją dla Was!

A teraz wracając do opowiadanka.
Jest oparte na postaciach z Haikyuu ale to grow up, więc nie ma co się martwić że się nie zna serii czy coś. Wykorzystałam jedynie postacie, bez wzmianki o wydarzeniach z mangi, więc nie ma co się zagłębiać w jakieś opisy ten co kojarzy to w niczym nie przeszkadza, a ten co nie zna też nic nie traci.
Jedynie postacie pokażę














Oikawa Tooru

Iwaizumi Hajime

No takżetę...
Jak na razie opowiadanie samo w sobie nie posiada tytułu, bo sądzę, że go nie potrzebuje, niemniej jednak zapraszam do czytania:


„ …”

Ponure, nudne popołudnie, jedno z takich, jakich jest wiele.
Otworzyłem lodówkę, przyjemny chłodek owionął moją twarz, wyjąłem z niej jedno butelkowe piwo. Tak, właśnie tego potrzebowałem!
Oikawy nie było już od paru dni. Z tego, co wiem, nie pojawiał się na uczelni, nie odzywał sie do rodziców ani do mnie. W mieszkaniu również go nie było. Wiem, bo sprawdzałem. Znów gdzieś przepadł. Szlaja się nie wiadomo, z kim ani gdzie. Ten facet był naprawdę nieodpowiedzialny.
Za dużo o nim myślałem. Zdecydowanie za dużo…
Usiadłem na kanapie, włączyłem telewizor, żeby zabić wszechobecną ciszę. Odkapslowałem butelkę, upiłem sporo szybkimi łykami. Zimne piwo w taki upał było nieocenione!
Ktoś zadzwonił do drzwi. W jakiś dziwny i niewyjaśniony sposób po prostu wiedziałem, kogo za nimi zastanę. Nie pomyliłem się. Może sprowadziłem go swoimi myślami?
 Był to nie, kto inny jak wyglądający nie przesadzając jak siedem nieszczęść Oikawa.
-Cześć Iwa-chan! - zaszczebiotał słodko.
Koszulka, którą miał na sobie była nieprana chyba z tydzień. Nie dość, że pachniała odpychająco, to widać na niej było setki plam niewiadomo, jakiego pochodzenia, chociaż patrząc, na co niektóre miałem pewne podejrzenia. Włosy miał w całkowitym nieładzie. O rozcięciu na ustach i spuchniętej wardze już nie chcę wspominać. Chociaż i w tak iście menelskiej prezencji zdawał się błyszczeć. Tylko on tak potrafił.
-Cześć – odparłem szorstko.
-Wpadłem do ciebie, bo miałem bliżej.
Kłamał, przyszedł tu, bo nie miał, co ze sobą zrobić. Był zagubiony w tym wszystkim, co sie wokół niego działo. Zawsze przychodził do mnie na nowo poukładać swoje życie, aby potem i tak wszystko spieszyć.
-Jak chcesz to idź weź prysznic – kiwnąłem głową wpuszczając go do środka.
Nawet nie pamiętam, kiedy to się zaczęło, ale zdecydowanie trwa za długo.
Wbrew sobie i temu, że za każdym razem obiecuje sobie, że następnym razem wyrzucę go stad i jeszcze dam po pysku, zawsze przyjmuje go i opiekuje się nim. Jak małym szczeniaczkiem, który coś zbroi i wyrzuca się go na dwór, a potem powrotem wpuszcza merdającego ogonem, w ogóle nie rozumiejącego swojej kary tylko, dlatego, że jest słodki. Cholera jasna, zawsze mu ulegam! Dlaczego? Naprawdę sam nie potrafię tego zrozumieć. Do tego nieświadomie przyznałem, że jest słodki…
Zajrzałem znów do lodówki. Po prostu wiedziałem, że muszę nakarmić to nieszczęście. Beze mnie pewnie już dawno zginałby marnie. Wyciągnąłem resztki swojego obiadu, które miały zostać na jutro i wrzuciłem je do mikrofali. Potem wróciłem na kanapę dopić piwo. Starałem się nie interesować tym, co dzieje się w mojej łazience. Doskonale wiedziałem, że Oikawa musi się doszorować i wymoczyć. Nie dziwię się, skoro nie wiadomo gdzie tak naprawdę się szlajał. Aż niedobrze mi się robi, gdy pomyślę o tym gdzie i z kim mógł być. Zdążyłem obejrzeć reklamy i połowę jakiegoś durnego serialu. Znałem go z widzenia, ale był śmiertelnie nudny.
-Iwa-chan...
Usłyszałem, jak Oikawa wychodzi z łazienki i zaczyna do mnie mówić.
-W mikrofali masz jedzenie. Weź sobie. Pewnie jesteś głodny.
Jak długo jeszcze miałem to wszystko znosić?
-Dziękuję Iwa-chan.
Podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. Skrzywiłem się i spojrzałem na niego. Był prawie nagi. Włosy miał mokre, a na biodrach jedynie mój żółty ręcznik.
-Wychodzisz dziś gdzieś? – rzucił pytanie siadając do jedzenia.
-Nie wydaje mi się – Znów się napiłem.
-A czy mógłbym u ciebie zostać? – w jego glosie, słyszałem nutę nadziei. Tak dobrze mi znaną.
-A nie masz swojego mieszkania? – odparłem beznamiętnie wlepiając wzrok w ekran.
-Mam... Ale skoro już to jestem, a ty nie masz żadnych planów na wieczór to może moglibyśmy...
-Co? – odwróciłem głowę w jego stronę. Cholera, ciągle siedział nago!
-No wiesz... Pobyć razem – ukazał rząd tych równiutkich, bialutkich jak śnieg ząbków. Że też jeszcze ich nie stracił.
-A gdzieś ty tym razem był? –złapałem za butelkę, żeby czymkolwiek zająć ręce.
-Tu i tam... Długo by opowiadać – wzruszył ramionami.
-Z iloma się puściłeś? – prychnąłem znów udając, że to, co leci w telewizji jest niezwykle interesujące.
-Nie liczyłem... – stuknął widelcem o talerz i wstał.
-Cały ty... – uniosłem piwo do ust. Cholera skończyło się i to właśnie w tej chwili.
-Iwa-chan... Gniewasz się? – bez pytania usiadł obok mnie.
Jasne, że się gniewałem! Jak zwykle znikał gdzieś, nie wiadomo, z kim ani gdzie, a potem wracał jak gdyby nigdy nic, a ja jak głupi mu na to pozwalałem. Nie byłem niańką do cholery!
Nawet nie próbowałem dociekać z iloma spał do tej pory, ani tego ile miał stałych kochanek i kochanków. Oikawa był zwyczajnie tanią dziwką i leciał na wszystko, co nie zdążyło przed nim na drzewo spierdolić.
-To twoje życie. Rób, co chcesz – wstałem po kolejną butelkę. Czułem jak jego wzrok za mną wodzi. Oczekiwał czegoś, jakiejś reakcji z mojej strony. Nie zamierzałem dawać mu satysfakcji.
-Ale jednak jesteś zły...- podszedł do mnie powoli zrzucając ręcznik na podłogę. Potem wyciągnął do mnie ręce i zarzucił mi je na szyję – Powiedz... Jak mam cię przeprosić? – pozwoliłem mu się pocałować.
Zapomniałem dodać, że ja także byłem jednym z jego kochanków.
Jak bardzo wkurzał mnie to, że nie potrafiłem mu się oprzeć.
Złapałem go w pasie i przyciągnąłem do siebie. Mruknął cicho, zadowolony. Na to właśnie liczył. Wiedziałem, że znów dałem mu się wciągnąć w te jego gierki.
Długo nie było trzeba czekać ja jego reakcje. Przylgnął do mnie. Już wtedy wiedziałem, że odda mi dziś samego siebie wszystko, co mu pozostało. Resztki tego, co ja nazwałbym godnością. Wiedziałem, że rozłoży przede mną nogi, zanim ja zdążę o tym pomyśleć.
-Iwa-chan... Łóżko... – szepnął na moment odrywając się od moich ust.
-Wiem – pociągnąłem go w tamtą stronę.
Opadliśmy razem na materac. Jego miękkie włosy połaskotały mnie po policzku. Były jeszcze trochę wilgotne i pachniały tak przyjemnie. Niby mój szampon, ten, którego i ja używam, ale na jego włosach wydawał się zupełnie inny. Znów zapomniałem o swoim postanowieniu, że nasz poprzedni raz będzie naszym ostatnim. Zawsze o tym zapominałem, to było takie wkurzające.
-Iwa-chan... Mam na ciebie tak ogromną ochotę.
Oikawa oblizał usta i usiadł na mnie okrakiem. Od razu zabrał się za mój rozporek. Jego nagie ciało było naprawdę piękne, gdy tak siedział i patrzył na mnie, tym pożądliwym wzrokiem. Ciekawe ile osób widziało ten jego wzrok. Nie, nie chciałem tego wiedzieć.
Ten koleś jest naprawdę niewyżyty, a ja to potrafię po chamsku wykorzystać. Zazwyczaj to on do mnie przychodzi, ale gdybym to ja przyszedł do niego, mam pewność, że nie odmówiłby mi. Już taki jest. On nie potrafi odmawiać.
-Czuje jak z każdą chwilą twardnieje... – wyszeptał słodko Tooru przesuwając swoim zgrabnym tyłeczkiem po mojej miednicy.
-Za to tobie już niczego nie trzeba – popatrzyłem na jego bezwstydnie sterczący członek.
-Bo Iwa-chan tak na mnie działa – pochylił się i sięgnął moich ust.
Czemu jego wargi musiały być tak miękkie? Nawet z rozcięciem były tak przyjemne, że zwariować można.
Położyłem mu obie dłonie na karku i przycisnąłem mocniej do siebie. Czułem każdy ruch jego karku, szyi i żuchwy, gdy się z nim lizałem. Smaki obiadu i piwa, zmieszały się.
-Za dobrze całujesz – wyjęczał ocierając się o mnie – Chcę cię, Iwa-chan! Pragnę cię i nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo.
Oj wyobrażałem sobie. Bo gdy on tak na mnie leżał to ja sam marzyłem już tylko i wyłącznie o tym, żeby się z nim kochać. Chociaż może to złe słowo. Bardziej rżnąć jak tanią dziwkę za parę jenów. Tylko tyle był wart.
Wiedziałem, czego pragnę, ale on chyba nawet wiedział o tym bardziej niż ja. Zsunął moje spodnie. Widziałem jak przygryza podczas tej czynności swoje wargi. Pragnął tego. Był zniecierpliwiony, wiedziałem o tym aż za mocno.
Odepchnąłem go i zdjąłem z siebie koszulkę. Wiem, że na to liczył.
-Iwa-chan! – pisnął wtulając się we mnie.
Jego nabrzmiały członek naparł na mój brzuch. Jego zęby chwyciły za płatek mojego ucha. Jego dłonie błądziły po moich plecach. Jego usta na mojej szyi... Ach jego usta potrafiły cuda! Ten koleś robił takie rzeczy, od których świat się kręci w mojej głowie. Nie wiem gdzie on ich się nauczył. Pewnie nawet nie chciałbym wiedzieć takich rzeczy.
-Jesteś dziwką – mruknąłem ściskając jego pośladki.
-Tak... I to bardzo napaloną... – jego wargi znów zamknęły się na moich.
Naprawdę przy czymś takim ciężko się było powstrzymywać. Położyłem się znów na łóżku i po omacku sięgnąłem do szuflady. Wyjąłem z niej gumki i buteleczkę żelu.
-Na, co nam one – Oikawa chciał mi odebrać prezerwatywy.
-Nie rozśmieszaj mnie. Nie wiadomo, jakie świństwa ze sobą przynosisz – prychnąłem krzywiąc się na samą myśl.
-Nic nie przynoszę – uśmiechnął się słodko drapiąc mnie po torsie.
-Ta jasne – obrzuciłem go zimnym spojrzeniem.
-Naprawdę Iwa-chan. Nie ufasz mi? – przechylił głowę słodko w bok, tak jak to robią małe pieski. Na szczęście to już na mnie od dawna nie działało.
-Nie – odparłem bardzo oschle.
-Jak okrutnie! – Zrobił dziubek - Ja po prostu chce mieć w środku to, co mi zostawisz i móc tak zasnąć... Z tym wszystkim tam... Chce spać czując cię w środku.
-Ohyda...
-Bo nie będziemy się bzykać.
-Ta. Jasne! – teraz to ja w jednej chwili znalazłem się nad nim – Nie wytrzymałbyś.
-Masz rację... Moje ciało zwyczajnie nie może się już doczekać twojego ciała.
Tak wiem. On kochał moje ciało i te wszystkie rzeczy, które ze mną wyprawiał.  Z resztą nie tylko ze mną, z setką innych również.
Ale ja godziłem się na to wszystko. Od zawsze. Kim dla niego byłem? Kochankiem? Przyjacielem? Zabawką? W tamtej chwili nie obchodziło mnie to. Liczyło się tylko jego piękne i chętne ciało.
Potem to ja go pocałowałem, był z tego zadowolony, zamruczał zmysłowo. Musiałem go dotknąć, powstrzymanie się od tego w moim przypadku było niemożliwe. Polizałem go po szyi. Dwa moje palce zaczęły skubać jego lewy sutek, a zęby, coraz to zahaczały o skórę na jego obojczyku i ramieniu. Na jego ciele było mnóstwo śladów: zadrapań, ugryzień, malinek. Nie moich śladów. Potem popieściłem jego penisa, a on zaczął się wić i jęczeć już od pierwszych chwil. Lubił to, gdy dotykałem go w ten sposób. Był aż tak bardzo napalony, tak jakby był nieźle wyposzczony, a przecież wiedziałem, że tak nie było.
-Włóż go... Błagam... – wymruczał rozkładając lubieżnie nogi.
Nawet miny robił jak gwiazda porno. Był taki niecierpliwy. Taki chciwy. I taki piękny.
Polałem żelem palce i zwyczajnie, bez żadnego oporu włożyłem palce pomiędzy jego pośladki.
-Iwa-chan. Mn... Więcej – poczułem jak spiął się w środku.
Wiedziałem, że nie muszę robić tego długo. Wystarczyło go trochę w środku nawilżyć i tyle. Wszystko wchodziło w niego z taką łatwością. Nic dziwnego.
-Odwróć się – klepnąłem go w udo.
-Z przyjemnością.
W trakcie, gdy ja ściągałem resztki ubrań i zakładałem prezerwatywę Oikawa wypiął się przede mną.
-Zrób to tak jak zawsze – rzucił mi ponętne spojrzenie przez ramię – Tak jak lubię.
Wejście w niego nigdy nie było trudne. Nie byłem jedynym, który mu coś tam wpychał. Ale w środku, sam to muszę przyznać... w środku ten facet był naprawdę niesamowity.
Będąc już w nim, chciało się już go posuwać do białego rana. Szczerze, gdybym tylko miał tyle sił, to w ogóle nie przestawałbym się z nim bzykać.
-Iwa-chan... Iwa-chan... Iwa-chan... Iwa-chan... Iwa-chan... Iwa-chan... Iwa-chan... Iwa-chan... – jęczał przy każdym pchnięciu.
                Dlatego musiałem przyspieszyć. Bo inaczej nie przestałby mówić mojego imienia. Nie wiem co w tym było, ale gdy to słyszałem, to czułem się cholernie napalony… i dumny zarazem, że tym razem on jęczy moje imię.
-Daj ręce – chwyciłem go za przedramię. Oikawa stracił podparcie i wylądował twarzą na poduszce. Teraz jeszcze bardziej wypinał się do mnie.
-Powinieneś mnie kiedyś związać – powiedział niewyraźnie.
-Zastanowię się nad tym...
Po tym już nie rozmawialiśmy. Ciężko mówić, gdy cały czas się sapie, albo jęczy jak rasowa dziwka. Jednak to nie była ostatnia rozmowa na ten temat.
Patrzeć na Oikawę tak wypiętego, jęczącego, na którego skórze powstają maleńkie kropelki potu, to było dopiero coś. Był naprawdę nie z tej ziemi.
-Iwa-chan.... Mocniej… - wyspałał wbijając paznokcie w moje nadgarstki.
Nie musiałem się przy nim kontrolować, ale nie wiedzieć, czemu zawsze to robiłem. Wiem, że on przeżył wiele i pewnie z wieloma miał ostrą jazdę, ale ja nie chciałem mu zrobić... krzywdy… Owszem czasem zdarzało mi się go walnąć, ale to dla jego dobra. Oikawa czasem potrzebował żeby go przywrócić do rzeczywistości właśnie w taki brutalny sposób. To było właśnie moje zadanie. Jako przyjaciela.
Teraz zacząłem być nieco brutalniejszy. Oikawa ledwo, co utrzymywał biodra w jednym miejscu. Wiedziałem, że nie muszę go dotykać, żeby doszedł.
-Cholera... Iwa-chan. Jak dobrze...
Czułem jak jego szczupłe palce wbijały się coraz mocniej w moje przeguby. Jego ciało było naprawdę piękne, nie dziwię się innym, że tak go pragnęli, skoro ja także go pragnąłem.
On dyszał, ja także. Położyłem mu ręce na torsie oraz brzuchu i podciągnąłem go do góry. Moje usta pragnęły jego ust. On wiedział, o co chodzi, odwrócił głowę i pozwolił mi się pocałować. Zacisnąłem mu palce na biodrach, nie dałem odpocząć, on na tyle, na ile mógł, złapał mnie za kark.
On uwielbiał ten rytm, te pchnięcia, tak najłatwiej można mu był zrobić dobrze. A ja uwielbiałem, gdy on krzyczy, nie mogąc powstrzymać tego, żeby głośno oznajmić sąsiadom, jak jest mu dobrze. A wtedy robiło mu się coraz lepiej, czułem to tam w jego środku. Z każda chwilą, z każdym kolejnym ruchem był coraz ciaśniejszy.             
-Iwa-chan! – wdarł się głośno – HAAA!
Złapałem za jego członek i starałem się złapać to, co się z niego wydobywał. To była głupota z mojej strony, tylko pobrudziłem swoje ręce.
W jednej chwili Oikawa prawie, że omdlał w moich ramionach. Z taką rozpaczą starał się. Trzymać mojego karku, ale gdybym ja go nie trzymał, to pewnie zarazy by opadł na łóżko. Głos wiązł mu w gardle. Wydobywały się z niego jedynie urwane słowa.
-Wa-chan... am cię... Iwa-chan... ko... am…
A w chwili, gdy zaczął się zaciskać na moim członku, to pragnąłem już tylko tego, żeby samemu dojść. Chwyciłem go mocno, nie przejmując się tym, że go brudzę.
-Iwa-chan – Tooru drżał jeszcze, gdy ja nie przestawałem go posuwać – Chce, żeby ci było... Dobrze... Błagam... Chce.... Żeby.... Było... Ci... Dobrze... Nie przestawaj...
Pchnąłem go mocno na sam koniec i sam doszedłem. Oparłem czoło o jego kark. Obaj byliśmy spoceni i zmęczeni. Przez tą jedną chwilkę naprawdę nie obchodziło mnie to, ilu go miało przede mną i ile on miał. Teraz on był tylko mój.
Pocałowałem go w policzek i wyszedłem. On opadł na łóżko. Ja ściągnąłem gumkę.
-Ej! Pobrudzisz mi pościel – wysapałem.
-Daj spokój... Iwa-chan... – odgarnął sobie włosy ze spoconego czoła.
-Nie ma mowy – podałem mu rękę – Idziemy do łazienki.
-Kąpałem się przecież – dał się pociągnąć.
-Ale jesteś brudny – ja zacząłem myć ręce, jemu rzuciłem gąbkę.
Nie chciałem się bawić w jakieś głupie „czułości” zaraz po. Takie durne rzeczy robią tylko normalne pary, a my takiej nie przypominaliśmy.
-Iwa-chan. Jesteś najlepszy – po chwili bez uprzedzenia wtulił się w moje plecy. W lustrze zobaczyłem jego i siebie.
-Nie kłam –chciałem wyrwać się z jego objęć, niezbyt skutecznie.
-Nie kłamie, z nikim nie jest mi tak dobrze jak z tobą.
-Byłeś z tyloma, że raczej ci nie uwierzę – przestałem już się mu wyrywać i całkiem oparłem się o jego tors.
-Czyżbyś był zazdrosny? – pocałował mnie w szyję.
-Może trochę – przyznałem szczerze.
-Iwa-chan. Wystarczy tylko jedno twoje słowo a będę już zawsze tylko twój...
-Ta... Jasne – prychnąłem.
-Wystarczy, że to powiesz: „Tooru-chan, chcę, żebyś był tylko mój...” No powiedz to.
-Nie – patrzyłem w jego oczy odbijające się w lustrze i zastanawiałem się, czy kłamie.
-Czemu nie chcesz tego powiedzieć?
-Bez przyczyny.
Oderwałem jego ręce od siebie i wyszedłem z łazienki. Skierowałem swoje kroki do lodówki. Wyciągnąłem z niej dwa piwa. Podałem jedną butelkę tej dziwce. Mojej dziwce.
Nie chciałem mówić mu tego, nie chciałem, aby cokolwiek mi deklarował. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, nie chciałem się rozczarować, gdyby nie dotrzymał obietnicy. Wolałem, żeby już pozostało tak jak jest. On sobie, ja sobie i tylko czasem spotykamy się, łudząc się, że jesteśmy jak zwyczajna para. Tylko czasem bawimy się w takie rzeczy.
-Iwa-chan. Ja cię naprawdę kocham.
W tej chwili Oikawa wyglądał tak, jakby miał się za chwilę rozpłakać. Rzadko robił takie miny. W kąciku jego oka dostrzegłem małą łezkę, a może mi się tylko wydawało.
-Wiem – przytuliłem go do siebie, pozwoliłem oprzeć jego głowę o swoje ramię – Ja ciebie też…
 
 Koniec...

Więc Wero stwierdziła, że to było strasznie smutne...
Ale już Wam zdradzę, że nie tak smutne jak to co napisałam potem...
Ale ciiii... Wszystko w swoim czasie
Dziękuję oczywiście za przeczytanie :D