Kostiumy przygotowane? Krew się leje?
U mnie jak najbardziej
Życzę Wam wszystkim udanego Halloween!
Jak to tradycyjnie bywa, na ważniejsze święta przygotowuję dla Was opowiadanie.
Tak jest i tym razem.
To opowiadanie pisałam... No nie przesadzam około 1 roku, ale dopiero dziś je dokończyłam. If, nareszcie :P
Opowiadanie rozstrzyga się po zakończeniu Anime, ale nie idzie bieżąco z mangą (ten kto czyta mangę, wie o co chodzi :) )
Cóż nie przedłużajmy i tak długo czekacie na moje opowiadanka!
Trick or Treat!?
„Kilka wspomnień”
„Nawet, jeśli zginę, zawsze będę
przy tobie”, te słowa nadal rozbrzmiewały w jego głowie, pomimo upływającego
czasu. Nawet jeśliby tego chciał, nie był w stanie wymazać ich z pamięci.
Chociaż raniły go każdego dnia coraz bardziej dotkliwie, to jednak mimo
wszystko były jedynym pocieszeniem. Jednym z nielicznych wspomnień, jakie
posiadał. Pięknych i bolesnych, jednak dających siłę, aby żyć. Już wtedy
wiedział, że nigdy nie będzie dane mu o nim zapomnieć. Zbyt mocno wyrył w jego
pamięci swój ślad, wspomnienie jego twarzy, tonu głosu, dotyku było gorące i
nieśmiertelne. Chwila zapomnienia, która na zawsze przesądziła o tym, kto do
końca życia pozostanie w jego sercu, z czyim imieniem umierał będzie na ustach.
Lecz kto by pomyślał, że to może się tak zacząć, a potem skończyć. Przeklinał
to, że niedane im było spotkać się w innych okolicznościach. Może właśnie,
dlatego, że to wszystko miało tak dramatyczny koniec, było i jest nadal tak
silne. Uczucie, którego się do tej pory się wstydzi i lęka a jednak
najpiękniejsze, jakie przeżył.
Kurosaki Ichigo nie należał do
ludzi, którzy przelewają swoje cierpienie w łzy. Teraz też nie zamierzał tego
robić. Usiadł ciężko na łóżku, rzucił smutne spojrzenie na komodę, na której
leżała jego odznaka. W ciemnym pokoju był całkowicie sam, wszyscy wrócili do
swoich codziennych zajęć. I dobrze, tego dnia chciał być sam. Nie zniósłby
obecności kogoś innego teraz obok. Opadł na pościel i zacisnął pięść na
poduszce. Dlaczego to aż tak bolało? Pomimo upływającego czasu, ten cierń
wbijał się tylko coraz bardziej. Czy nie powinno być tak, że z biegiem czasu
cierpienie ustaje?
-To już rok… - wyszeptał do
siebie.
Pod jego powieką zrobiło się
wilgotno. Powstrzymał łzy. To nie było w jego stylu. Gdy już poznało się raz
ten inny smak, samotność doskwiera dziesięciokrotnie. Sam nie wiedział, kiedy
zaczął coś do niego czuć. Może to było wtedy, gdy pierwszy raz go zobaczył, gdy
walczyli przeciwko sobie, albo, gdy spotkali się razem na neutralnym gruncie.
Pamiętał to, jakby to było
wczoraj. Tak jakby mógł to w jakikolwiek sposób zapomnieć. Było wtedy cicho,
spokojnie i słonecznie, tamtymi czasy nie często mógł cieszyć się takimi
chwilami. Dlatego w ten dzień wylegiwał się na ławce, łapiąc gorące promienie
słońca. Miał zamknięte oczy, ale dokładnie wiedział, że ktoś rzucił na niego
cień. Otworzył z wolna oczy, żeby spojrzeć na przybysza. Gdy tylko zobaczył,
kto to, drgnął, ale nie poderwał się. Nie wyczuł wcześniej kompletnie nic.
Stracił czujność, dał się podejść.
-Yo, Shinigami – odezwał się
Grimmjow.
-Czego chcesz? – dyskretnie
włożył rękę do spodni, potarł kciukiem swoją odznakę. W każdej sekundzie był
gotowy działać.
-Spokojnie, nie jestem tu dziś po
to, aby walczyć, raczej rozejrzeć się – wyszczerzył szeroko zęby.
-Czego tu szukasz? – pytał nadal
ostrym tonem, marszcząc nos.
-Powiedziałem, żebyś się nie
martwił! Nie mam zamiaru dziś walczyć z tobą… ani z kimkolwiek innym. Chcę
tylko zobaczyć to całe miasteczko. Tyle.
-Naprawdę sądzisz, że ci zaufam?
-Przecież o to cię nie proszę –
nachylił się i prychnął złośliwi – Wyluzuj Shinigami. Jesteś zbyt marny, żebym
z chciał z tobą walczyć.
-Więc zabieraj stąd swój tyłek i
wypad z tego miasta – warknął odwracając wzrok.
-Ja pierdole, Shinigami – usiadł
na ławce i rozłożył się wygodnie – Dziś nie mam ochoty się bić. Dziś mam wolne,
że tak powiem. Kapujesz? Wolne.
Nie odpowiedział nic, nadal
kurczowo ściskał odznakę, jednak nie wstał. Nagłe pragnienie poznania go z tej
innej strony wszystko przemogło. To było silniejsze od niego. Patrzył na niego
ukradkiem, wiedział, że nikt inny go nie dostrzegał, ale on widział wszystko aż
za dobrze: włosy błyszczące w promieniach słońca, pięknie zarysowana szczęka,
rozłożone, muskularne ramiona i te dzikie, kocie oczy. Za dużo szczegółów
rzucało mu się w oczy, nazbyt mocno mu się przyglądał. Gdyby już wtedy go to
zastanowiło, może teraz nie cierpiałby tak bardzo. Bezsensowne i nic
niewnoszące spotkanie, zupełnie bez jakiegokolwiek skutku, ale takich
bezsensownych i nic nieznaczących spotkań było coraz więcej, zupełnie
niepotrzebnych.
Wspominał te wydarzenie leżąc na
łóżku, skulony, zaciskając powieki, przygryzając wargi, nie mogąc ukoić bólu w
klatce piersiowej. Więc kiedy tak na prawdę go pokochał? Gdy się spotkali,
walczyli, czy gdy swobodnie rozmawiali, a może wszystko na raz? Daremne było
rozważanie tego tu i teraz, wszystko już się wydarzyło, choć o wiele za dużo
niż powinno. Czy żałował? Oczywiście, zapewne obaj nad tym ubolewali. Tego, co
się miedzy nimi wydarzyło. Chociaż nie wiedział dokładnie, kiedy zaczął darzyć
go uczuciem, doskonale pamiętał moment, gdy to sobie uzmysłowił. Całe jego
ciało nadal pamiętało tą chwilę. Zadrżał na samo wspomnienie.
Przechadzał się ulicą, całkowicie
sam. Gdy teraz spojrzy na to z dystansu, natykał się na ukochanego tylko wtedy,
gdy był zupełnie sam. Zupełnie tak, jakby wszystko było skrupulatnie
zaplanowane.
-Kurosaki Ichigo… - usłyszał
swoje imię za sobą.
-Czego? – wcisnął rękę do
kieszeni, bardziej z przyzwyczajenia, niż z konieczności.
-Spacerek – zachichotał
złośliwie.
-Pytam się, co znowu robisz w
Karakurze?
-Czy to nie oczywiste? Stęskniłem
się, za moim ulubionym Shinigamim – podszedł szybko i zarzucił mu ramie na szyję.
Jego głos mruczał, mógłby
przysiąc, że w tej chwili Grimmjow pomrukiwał mu do ucha. Sam nie wiedział, w
którym momencie zaczęli mówić do siebie w taki sposób. Przyszło im to tak
naturalniej, jak oddychanie. Serce biło mu bardzo szybko, jeszcze nie rozumiał
powodu, ale tak było. Mimo wszystko polubił go. Cieszył się, że może go
widzieć. Naprawdę uwielbiał się z nim spotykać. Tylko nie rozumiał, czemu. To
nie tak, że od początku nienawidzili się, bo tak chcieli, spotkali się na polu
bitwy i tak po prostu musiało być.
-Nudzi ci się? – zaśmiał się,
żeby ukryć lekkie zażenowanie.
-Troszeczkę.
-Nie masz, co robić?
-Może zwyczajnie wolałem zobaczyć
ciebie? – uśmiechnął się szeroko.
-Znów żartujesz, Grimmjow?
-A niby, kiedy żartowałem? – puścił go i
rozłożył teatralnie ręce.
-Jesteś kłamcą, robisz to cały
czas.
-Kłamstwa a żarty to, co innego,
zdecyduj się…
To spotkanie mogłoby się
zakończyć, tak jak każde poprzednie, po wymianie paru nic nieznaczących zdań,
kilku kąśliwych uwag i niewybrednych, pełnych podtekstów delikatnych żarcików,
ale nie zakończyło się tak jak każde. Przeklęty los zesłał tego dnia
niespodziewany deszcz. Krople znienacka zaczęły spadać z nieba, powodując nagłe
zamieszanie wśród przechodniów. Wszyscy nagle rozbiegli się pod dachy powodując
ogólne zamieszanie. Tłum powoli opuścił ulicę a Jaegerjaquez i Kurosaki stali
nadal, moknąc i patrząc na siebie. Włosy obojga opadły, przyklejając się coraz
bardziej do mokrej skóry, ubrania zaczęły przemakać. Po chwili nikogo już nie
było wokół nich.
-Pada – powiedział chrapliwie
Ichigo przerywając milczenie.
-Wiesz, zauważyłem – wzruszył
ramionami.
-Wracam do domu – odwrócił się.
Nie wiedział, co go do tego
pchnęło, czym się kierował, ale przeklinał go za to. Nagle poczuł szarpnięcie,
to Grimmjow na siłę odwrócił go, tak, że zakręcił szybki piruet, ale zaraz ta
sama osoba zatrzymała go chwytając za rękę ciągnąc ku sobie, tak mocno, że tym
razem wylądował w jego ramionach. Rudy nie zdążył nawet na to zareagować,
wielkimi oczyma patrzył na twarz drugiego, gdy ta zbliżała się szybko. Padało
teraz już lało jak z cebra. Espada przyciskał Kurosakiego oplatając w pasie,
drugą ręką nadal trzymał go za dłoń, wyciągając ku swojemu tyłowi. Szaleństwo,
inaczej nazwać tego nie potrafił. Nie odepchnął go, nie zaprotestował, nawet
nie powiedział słowa, pozwolił mu na to. Stali na deszczu i całowali się. Wolna
ręka Ichigo opadała bezwładnie wzdłuż ciała, oczu nie zamykał, był zbyt
zszokowany tym, co się teraz z nim dzieje. Tym, że czyjś język, właśnie błąka
się po jego, tym, że usta, które go dotykają mają słodki smak, tym, że ciało do
niego przyklejone jest mokre i gorące, a przede wszystkim tym, że to najlepsze uczucie,
jakie kiedykolwiek dane mu było przeżyć, ale najgorsze było to, któro właśnie
przebudziło się w jego sercu. Nie tylko go lubił, ale przede wszystkim zakochał
się w nim.
Ich pierwszy pocałunek, był
nieoczekiwany, chyba żaden się tego nie spodziewał. Gdyby do niego nie doszło,
gdyby się wtedy nie spotkali, gdyby nie zaczęło padać, gdyby jeden z nich nagle
się na to nie odważył, gdyby drugi go odepchnął. Gdyby którakolwiek z tych
rzeczy poszła inaczej, drzemiące uczucia nie przebudziłyby się, by potem nie
ranić.
Teraz, gdy to wspominał, było mu
tak samo zimno, jak wtedy, gdy oblewały go strugi deszczu, lecz wtedy było
przyjemnie, chłód mu nie przeszkadzał. Teraz był nie do zniesienia. Dreszcze
targały jego ciałem, rozpaczliwie chwycił za skrawek nakrycia i owinął się
szczelnie. Od chwili ich pierwszego pocałunku ich relacje się zmieniły, stały
się o wiele głębsze i nabrały odmiennego charakteru. Na początku było to dziwne,
ale z czasem pocałunki na dzień dobry i na dowidzenia stały się codziennością,
bardzo przyjemną. Łapał się już na tym, że wyczekiwał kolejnego „przypadkowego”
spotkania, wytęskniony jak niewinna panienka. Wtedy zrozumiał, że wpadł po uszy
i nie było od tego odwrotu. Kochał go całym swoim sercem, całą swoją duszą,
wszystko gotowy by był dla niego zrobić, wszystko mu oddać, łączcie z samym
sobą, byleby tylko go nie opuszczał.
Leżał na tym samym łóżku, z
którym związane było coś takiego, od czego nawet teraz robiło mu się gorąco i
duszno, na samo wspomnienie tamtych chwil. Teraz musiał się odkryć. Otarł sobie
lekko spocone czoło i usiadł gwałtownie. Przypomniał sobie wszystko. Wtedy w
pokoju było tak samo ciemno, jak i teraz. Jednak oczy i zęby Espady błyszczały
w pożądaniu.
-Grimmjow… - jęknął, gdy ten
popchnął go na pościel.
-Tak, tak właśnie brzmi moje imię
– nachylił się i wydyszał mu do ucha.
Był cały rozpalony, oddychał tak
ciężko, w gardle miał sucho. Wstydził się stanu, w którym się teraz znajduje,
ale ucisk w jego spodniach zaczynał być powoli nie do zniesienia. Pragnął go,
całym sobą. Po omacku szukał jego ust, spragniony jego bliskości, gładził
rękoma po całym ciele. Po raz pierwszy tak bardzo pragnął kogokolwiek, do tego
mężczyzny, a na domiar złego wroga. Nie mógłby zrobić niczego bardziej
szalonego, niż to, co zamierzał.
-Gorąco mi – westchnął i zaczął
nieudolnie ściągać z siebie koszulkę.
-Pomogę ci – niemalże zerwał z
niego przeszkadzające ubrania.
Gdy tylko Grimmjow miał pełny
dostęp do jego odsłoniętego ciała, zaczął go pieścić, gdzie tylko zdołał.
Gładził rękoma po boku, zjeżdżając na biodro i wewnętrzną stronę ud, ustami
muskał delikatną skore na szyi i obojczyku.
-Nikt nas nie nakryje? Prawda? – Jaegerjaquez
odsunął się, aby zdjąć swoją kurteczkę.
-Nikt nie powinien tu przyjść,
jeśli będziemy cicho.
Podparł się i patrzył na niego.
Był piękny i im więcej z siebie ściągał ciuchów, tym bardziej mu się podobał.
Pomimo ciemności widział każdy szczegół jego ciała, każdy poruszający się
mięsień i dziurę na brzuchu.
-Mogę włożyć w nią rękę? –
zapytał nieśmiało.
-Hę?
-Mogę włożyć rękę w twoją dziurę?
-Hahaha! Niegrzeczny chłopczyk –
niemalże dopadł się do niego, żeby pocałować, go tak, że aż ujrzał gwiazdy –
Ale dziś, to ja będę ci coś gdzieś, wkładał…
-Dobrze – zacisnął oczy i
przeczesał sobie włosy palcami.
Teraz pozwoli mu już na wszystko,
co tylko będzie chciał. Tylko ciekawiło go to, dlatego musiał zapytać. Mruknął,
gdy kochanek znów zaczął go dotykać. Nigdy przedtem czegoś takiego nie
przeżywał. Był gotowy dosłownie na wszystko, byleby tylko nie przestawał go
pieścić i całować, a co najważniejsze, chciał go z każdą chwilą jeszcze
bardziej i więcej. Złapał go za ramiona
i przewrócił na łóżko. Sam na nim usiadł okrakiem, teraz on macał jego tors.
Był cudowny w dotyku. Nawet sobie tego nie wyobrażał. Nachylił się teraz i
oblizał jego wargi, żeby potem zachłannie włożyć mu język do ust.
-Aaa… - jęknął i wyprostował się,
gdy Arancar zaczął pieścić jego sutki.
-Podoba ci się…? – mruczał, tym
razem jego głos naprawdę mruczał.
-Yhym…
-Kurosaki… - też się podniósł i
objął go, lizał i gryzł jego szyję.
-Ichigo, dla ciebie, teraz Ichigo
– wyszukał jego ust i go pocałował.
-Ichigo, mój Ichigo… Mogę ci coś
powiedzieć? – położył mu głowę na ramieniu i nie patrzył na niego.
-Oczywiście. Mów wszystko.
-Kocham cię…
Zadrżał, cały dygotał, słuchając
tych słów. Zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco i chociaż nie sądził, że to
możliwe, zaczął go pragnąć coraz mocniej.
-Też cię kocham – przytulał jego
głowę do swojej – Kocham…
Zdawał sobie sprawę z tego jak
bardzo to wszystko jest idiotyczne. Nie powinni byli. On nie powinien go tak
pragnąć, nie powinien się zakochać, ale jednak stało się tak. Nie był w stanie
powstrzymać tego, co zawładnęło jego sercem.
-Chcesz tego, prawda? – Espada
wyrwał się z jego objęć.
-Jak niczego innego na świecie –
spojrzał mu poważnie w oczy.
Grimmjow bez słowa przewrócił go
z powrotem na łóżko i rozpoczął od nowa pieszczenie najdrobniejszego skrawka
jego ciała. Ichigo był w tej sytuacji tak bezbronny, a jednak nie czuł się
zagrożony. Tak jakby w pełni ufał swojemu kochankowi, pomimo, że był niecierpliwy
i nadpobudliwy, wiedział, że nie zrobi mu żadnej krzywdy, w pełni mógł mu się
teraz oddać, bez cienia strachu. Leżał starając się nie wydawać zbyt głośnych
odgłosów, aby nikogo nie zbudzić tej nocy. Nie było to łatwe, bo sam dotyk
dłoni ukochane doprowadzał go do pasji, palił i pozostawiał ślad. Każde
muśnięcie opuszkami palców, sprawiało, że drżał, a gdy tylko przenosiły się one
na wrażliwsze miejsca miał ochotę krzyczeć i wić się. Było aż za dobrze, miał
wrażenie, że dojdzie tylko i wyłącznie od samego dotyku, a nawet jeszcze Jaegerjaquez
nie dotknął jego członka, aż do tego momentu. Nie tylko go chwycił i ścisnął,
ale zaraz potem oblizał i wziął do ust.
-O boże! – pisnął tłumiąc
głośniejszy krzyk, zasłaniając sobie usta dłonią.
Za dobrze, o wiele za dobrze. Nie
da rady wiedział to. Modlił się w duchu, żeby wytrzymać, chociaż odrobinę, żeby
nie dojść od razu w jego ustach. Zaczął poruszać umiarkowanie biodrami, nie
mógł tego opanować, zacisnął oczy i wbił głowę w poduszkę. Niedobrze, nie da
rady. Przygryzł wargi, aż do krwi i jęknął cholernie głośno. Zbyt donośnie.
-Dlaczego się powstrzymujesz? –
Grimmjow oderwał się na chwilę i spojrzał na niego
-Nie chcę by ktoś mnie usłyszał.
-Powiesz, że oglądałeś film, czy
coś – znów zaczął mu robić dobrze.
-Nie mogę… – zasłonił sobie usta
dłonią
Ichigo czuł, że to wszystko jest
dziwne, ale było tak nieziemskie, że nie mógł się opanować. Z każdą chwilą było
mu coraz lepiej i zachowywał się coraz głośniej. Zacisnął szczęki, gdy wyczuł,
że jest już blisko.
W tym momencie Grimjoww znów
przerwał i przesunął się w górę. Pocałował ukochanego, a następnie wziął do
ręki jego męskość.
-Dlaczego się powstrzymujesz? –
zachrypniętym głosem szepnął mu do ucha.
-Bo jest tak dobrze, że chcę
dłużej.
-Nie powstrzymuj się… – szarpnął
zębami płatek jego ucha.
-Ha… – przygryzł wargi.
-… obiecuję ci, że tej nocy to
nie będzie koniec, więc się nie powstrzymuj.
-Wiele mi nie trzeba…
-Doskonale o tym wiem –
uśmiechnął się szeroko tym swoim szelmowskim uśmiechem a następnie znów zaczął
mu robić dobrze ustami.
Ichigo doskonale wiedział, że od
teraz to będzie chwila. Pierwszy raz ktoś robił mu coś takiego. Przez chwilę
starał się pomyśleć o tym, jak powinien się zachować, czy coś powinien zrobić,
jednak trwało to tylko chwilę. Instynkt i pragnienie wzięły nad nim górę.
-Grimmjow… – wyszeptał jego imię,
gdy dochodził.
Było mu cudownie. Tak dobrze jak
jeszcze nigdy w życiu. Nie chciał i nie kontrolował się. Słodki smak rozkoszy
rozchodził się po całym jego ciele.
W tym samym czasie jego kochanego
ze spokojem połknął wszystko. A po wszystkim ucałował udo Ichigo.
-Pycha… – szepnął Grimmjow kładąc
dłonie na udach rudego chłopaka i unosząc jego nogi do góry – Teraz ja chcę
ciebie.
Kurosaki nic nie odpowiedział.
Chociaż przed chwilą doszedł, także chciał więcej. Poczuć go w sobie. Wtulić
się w niego.
Jaggerquez też nie dał mu chwili
wytchnienia. Usadowił się wygodnie pomiędzy jego kolanami polizał swoje palce i
delikatnie wsunął w jego dziurkę.
Ichiigo stłumił jęk.
-W porządku? – zainteresował się
kochanek
-Tak! – krzyknął
Chciał więcej. O wiele więcej i
dostał to, czego chciał, jego ukochany nie przestawał coraz bardziej go
rozciągać. Ale on pragnął czegoś więcej. Pragnął jego.
-Grimmjow… Proszę – sapnął
rozkładając szerzej nogi.
-Aż tak bardzo mnie pragniesz? – przestał
mu robić to, co robił.
-Nawet nie wyobrażasz sobie jak
bardzo – uniósł się i złapał ukochanego za szyję.
-Skoro już tak bardzo chcesz –
położył się na niego – To nie narzekaj, jeśli będzie bolało.
Kolejny raz stłumił krzyk,
zasłaniając sobie dłonią usta. Zabolało, ale nie aż tak jak sądził. W momencie,
gdy Grimmjow w niego wszedł poczuł coś w rodzaju ulgi, tak jakby całe życie
czekał na ten moment.
Jego kochanek na początku robił
wszystko spokojnie, ale z każdą kolejną chwilą, z każdym kolejnym pchnięciem
stawał się coraz bardziej agresywny.
Ichigo nie przeszkadzało to ani
trochę. Pragnął go czuć. Mocno, głęboko. Zrozumiał, że właśnie to lubi i tak mu
się podoba. Kochać się z nim, tak jakby jutro miał się skończyć świat.
Tej nocy oddam mu sie całkowicie
i nigdy tego nie żałował. Była to najlepsza rzecz w jego życiu. Kochał się z
nim i to było cudowne. Dotyk jego ciała, smak jego ust. To wszystko było jak
marzenie. Drżał, krzyczał, jęczał, gryzł i
wbijał palce w skórę kochanka. Sam nie wiedział już, co się z nim dzieje. Nie
obchodziło go to, czy ktokolwiek go usłyszy. Teraz liczył się tylko Grimmjow.
Jego całujące usta i ściskające ramiona. I to, co razem robili. Ichigo marzył,
żeby ta noc trwała wiecznie.
Jednak nie trwała i teraz miał
tylko wspomnienia tamtych chwil. Minął rok, odkąd go utracił i nie mógł się z
tym pogodzić. Nie miał jego żadnych zdjęć, nie miał nawet jednej osoby, z którą
mógłby o nim porozmawiać. Został sam z bolącym sercem. Słowa, które Grimmjow do
niego wypowiedział nadal dźwięczały w jego uszach.
-No opowiedz - Ichigo uśmiechnął
się słodko unosząc głowę z ramienia kochanka.
-No, co ci mam opowiedzieć? Nie pamiętam
za wiele z czasów za życia.
-Daj spokój musisz coś pamiętać -
szybko usiadł na nim okrakiem a następnie pocałował go w usta - Cokolwiek... Miałeś
rodzinę, dziewczynę? - przeniósł wargi na jego szyje.
-Zazdrosny?
-A mam powody?
-Nie bardzo… Umarłem młodo... Nie
pamiętam zbyt wiele - zamknął oczy i zaczął gładzic rudego chłopaka po
ramionach –Ichigo, musimy porozmawiać - Starał się go od siebie oderwać.
-Przecież rozmawiamy - zakołysał
biodrami siedząc na Grimmie.
-Nie, proszę, musimy pogadać. A
gdy... Jak robisz takie rzeczy to ja... Nie bardzo mogę się skupić.
-O, co chodzi? - Zszedł z niego uśmiechając
się lekko.
-To nie bedzie przyjemna rozmowa
- przebiegł wzrokiem po całym jego ciele.
-Musimy ją przeprowadzić dzisiaj?
- zakrył się prześcieradłem.
-Dziękuje - cmoknął go w wystające
spod materiału kolano - Ichigo... Kochanie, chce ci tylko powiedzieć, że niezależnie
od niczego ja zawsze będę przy tobie... Nawet, jeśli staniemy naprzeciwko
siebie...
-Nie rozmawiajmy teraz o tym. Nie
chce - schylił głowę.
-To może być ostatnia okazja - wyszeptał
biorąc rudego chłopaka za ramiona - Ichigo, gdy będziemy musieli walczyć. Błagam
nie powstrzymuj się. Zrób wszystko żeby przeżyć.
-Nie chce żyć, jeśli...
-Nie wygaduj głupot - przycisnął
wargi do czoła Ichigo - Proszę nie mów nic. Tylko mnie wysłuchaj. Jesteś dla
mnie najważniejszy. Chce żebyś to ty wyszedł z tego cało. Chcę żebyś żył dalej
nawet, jeśli beze mnie. Jeśli mnie już nie będzie. Ty musisz żyć dla mnie. Za
bardzo mi na tobie zależy.. Musisz wiedzieć, że nawet, jeśli zginę, to zawsze
sercem będę przy tobie.
Doskonale słyszał, jak gorzko brzmiały
te słowa. Wiedział,że Grimmjowowi było o wiele trudniej o tym mówić niż jemu słuchać.
Nie chciał drążyć więcej tego tematu. Wolał robić z nim dziś cokolwiek innego.
-Takie słowa... To do ciebie tak
niepodobne... - zrobiło mu sie przykro.
-Zakochałem się to gadam głupoty
- wyszczerzył zęby - Jesteś taki uroczy, gdy się przejmujesz...
-Zamknij się - poczochrał mu włosy.
-Mowie prawdę - wziął go za rękę
i pocałował - mam na ciebie ochotę. Wielką - pociągnął za prześcieradło.
-Znowu - zaśmiał się a Grimmjow
się dosłownie na niego rzucił.
Wiedział, że muszą ze sobą
walczyć i że jeden z nich zabije drugiego. Takie było ich przeznaczenie. Jeden
nie może żyć, gdy drugi przeżyje. Więc dlaczego tak rozpaczliwie chciał
przedłużyć tą chwilę. Obaj byli już ranni, mogło się to zakończyć szybciej, ale
jednak, maltretując sam siebie i jego, poprosił, aby Inoue obu uleczyła. Nie ważne,
który z nich by wygrał, i tak będzie tym, który tak naprawdę przegra. Jednak
naprawdę chcieli się nawzajem pozabijać. Dlaczego? Ponieważ wiedzieli, że ten,
który przeżyje będzie cierpiał, tak bardzo, że nie ma w języku ludzi, Shinigami
ani Hollowów, słów, któryby to opisały. Zabić ukochanego – największa zbrodnia,
jakiej można dokonać, połączona z najstraszniejszą karą, którą można przyjąć. Na
koniec, jedynym, co mógł dla niego zrobić, to nie pozwolić mu upaść i patrzeć
na niego. Chociaż miał ochotę paść przed nim na kolana i obejmować jego ciało,
aby oddał ducha w jego ramionach. Chociaż może jego spojrzenie wystarczyło,
pełne miłości i bólu. Wtedy też nie pozwolił, aby cierpienie przejęło nad nim
kontrolę. Taką pokutę przyjął za to, co uczynił. Tłumić w sobie łzy cierpienia.
Nie znieważy go płacząc za nim.
A teraz leżał zupełnie sam na łóżku.
Pełnym wspomnień. Nie chciał już nikogo innego, nigdy. Utrącił tego, którego kochał
najbardziej. Prawdziwie kocha sie tylko raz, a on juz tej jeden raz był
zakochany.
Odwrócił sie na bok i coś przykuło
jego uwagę. Na poduszce leżał maleńki, króciutki niebieski włosek.
-Skąd on tu? - Szepnął biorąc go pomiędzy
palce.
Po takim czasie to było niemożliwe,
żeby się uchował. Czyżby w ten właśnie sposób jego ukochany, nawet po tym jak
juz go z nim nie było, chciał mu dąć żnąc, że dotrzymuje swojej obietnicy?
Grimmjow zawsze był szalony i
niebezpieczny. Zawsze kłamał i oszukiwał.
KONIEC
I jak? Podobało się?
Jeszcze raz życzę wam udanego święta. Ja lecę straszyć! BUUUUUUUU!