piątek, 31 października 2014

Grimmjow x Ichigo

Witajcie w ten piękny wieczór!

Kostiumy przygotowane? Krew się leje?
U mnie jak najbardziej

Życzę Wam wszystkim udanego Halloween!

Jak to tradycyjnie bywa, na ważniejsze święta przygotowuję dla Was opowiadanie.
Tak jest i tym razem.
To opowiadanie pisałam... No nie przesadzam około 1 roku, ale dopiero dziś je dokończyłam. If, nareszcie :P

Opowiadanie rozstrzyga się po zakończeniu Anime, ale nie idzie bieżąco z mangą (ten kto czyta mangę, wie o co chodzi :) )
Cóż nie przedłużajmy i tak długo czekacie na moje opowiadanka!
Trick or Treat!?




„Kilka wspomnień”
„Nawet, jeśli zginę, zawsze będę przy tobie”, te słowa nadal rozbrzmiewały w jego głowie, pomimo upływającego czasu. Nawet jeśliby tego chciał, nie był w stanie wymazać ich z pamięci. Chociaż raniły go każdego dnia coraz bardziej dotkliwie, to jednak mimo wszystko były jedynym pocieszeniem. Jednym z nielicznych wspomnień, jakie posiadał. Pięknych i bolesnych, jednak dających siłę, aby żyć. Już wtedy wiedział, że nigdy nie będzie dane mu o nim zapomnieć. Zbyt mocno wyrył w jego pamięci swój ślad, wspomnienie jego twarzy, tonu głosu, dotyku było gorące i nieśmiertelne. Chwila zapomnienia, która na zawsze przesądziła o tym, kto do końca życia pozostanie w jego sercu, z czyim imieniem umierał będzie na ustach. Lecz kto by pomyślał, że to może się tak zacząć, a potem skończyć. Przeklinał to, że niedane im było spotkać się w innych okolicznościach. Może właśnie, dlatego, że to wszystko miało tak dramatyczny koniec, było i jest nadal tak silne. Uczucie, którego się do tej pory się wstydzi i lęka a jednak najpiękniejsze, jakie przeżył.
Kurosaki Ichigo nie należał do ludzi, którzy przelewają swoje cierpienie w łzy. Teraz też nie zamierzał tego robić. Usiadł ciężko na łóżku, rzucił smutne spojrzenie na komodę, na której leżała jego odznaka. W ciemnym pokoju był całkowicie sam, wszyscy wrócili do swoich codziennych zajęć. I dobrze, tego dnia chciał być sam. Nie zniósłby obecności kogoś innego teraz obok. Opadł na pościel i zacisnął pięść na poduszce. Dlaczego to aż tak bolało? Pomimo upływającego czasu, ten cierń wbijał się tylko coraz bardziej. Czy nie powinno być tak, że z biegiem czasu cierpienie ustaje?
-To już rok… - wyszeptał do siebie.
Pod jego powieką zrobiło się wilgotno. Powstrzymał łzy. To nie było w jego stylu. Gdy już poznało się raz ten inny smak, samotność doskwiera dziesięciokrotnie. Sam nie wiedział, kiedy zaczął coś do niego czuć. Może to było wtedy, gdy pierwszy raz go zobaczył, gdy walczyli przeciwko sobie, albo, gdy spotkali się razem na neutralnym gruncie.
Pamiętał to, jakby to było wczoraj. Tak jakby mógł to w jakikolwiek sposób zapomnieć. Było wtedy cicho, spokojnie i słonecznie, tamtymi czasy nie często mógł cieszyć się takimi chwilami. Dlatego w ten dzień wylegiwał się na ławce, łapiąc gorące promienie słońca. Miał zamknięte oczy, ale dokładnie wiedział, że ktoś rzucił na niego cień. Otworzył z wolna oczy, żeby spojrzeć na przybysza. Gdy tylko zobaczył, kto to, drgnął, ale nie poderwał się. Nie wyczuł wcześniej kompletnie nic. Stracił czujność, dał się podejść.

-Yo, Shinigami – odezwał się Grimmjow.
-Czego chcesz? – dyskretnie włożył rękę do spodni, potarł kciukiem swoją odznakę. W każdej sekundzie był gotowy działać.
-Spokojnie, nie jestem tu dziś po to, aby walczyć, raczej rozejrzeć się – wyszczerzył szeroko zęby.
-Czego tu szukasz? – pytał nadal ostrym tonem, marszcząc nos.
-Powiedziałem, żebyś się nie martwił! Nie mam zamiaru dziś walczyć z tobą… ani z kimkolwiek innym. Chcę tylko zobaczyć to całe miasteczko. Tyle.
-Naprawdę sądzisz, że ci zaufam?
-Przecież o to cię nie proszę – nachylił się i prychnął złośliwi – Wyluzuj Shinigami. Jesteś zbyt marny, żebym z chciał z tobą walczyć.
-Więc zabieraj stąd swój tyłek i wypad z tego miasta – warknął odwracając wzrok.
-Ja pierdole, Shinigami – usiadł na ławce i rozłożył się wygodnie – Dziś nie mam ochoty się bić. Dziś mam wolne, że tak powiem. Kapujesz? Wolne.
Nie odpowiedział nic, nadal kurczowo ściskał odznakę, jednak nie wstał. Nagłe pragnienie poznania go z tej innej strony wszystko przemogło. To było silniejsze od niego. Patrzył na niego ukradkiem, wiedział, że nikt inny go nie dostrzegał, ale on widział wszystko aż za dobrze: włosy błyszczące w promieniach słońca, pięknie zarysowana szczęka, rozłożone, muskularne ramiona i te dzikie, kocie oczy. Za dużo szczegółów rzucało mu się w oczy, nazbyt mocno mu się przyglądał. Gdyby już wtedy go to zastanowiło, może teraz nie cierpiałby tak bardzo. Bezsensowne i nic niewnoszące spotkanie, zupełnie bez jakiegokolwiek skutku, ale takich bezsensownych i nic nieznaczących spotkań było coraz więcej, zupełnie niepotrzebnych.

Wspominał te wydarzenie leżąc na łóżku, skulony, zaciskając powieki, przygryzając wargi, nie mogąc ukoić bólu w klatce piersiowej. Więc kiedy tak na prawdę go pokochał? Gdy się spotkali, walczyli, czy gdy swobodnie rozmawiali, a może wszystko na raz? Daremne było rozważanie tego tu i teraz, wszystko już się wydarzyło, choć o wiele za dużo niż powinno. Czy żałował? Oczywiście, zapewne obaj nad tym ubolewali. Tego, co się miedzy nimi wydarzyło. Chociaż nie wiedział dokładnie, kiedy zaczął darzyć go uczuciem, doskonale pamiętał moment, gdy to sobie uzmysłowił. Całe jego ciało nadal pamiętało tą chwilę. Zadrżał na samo wspomnienie.

Przechadzał się ulicą, całkowicie sam. Gdy teraz spojrzy na to z dystansu, natykał się na ukochanego tylko wtedy, gdy był zupełnie sam. Zupełnie tak, jakby wszystko było skrupulatnie zaplanowane.
-Kurosaki Ichigo… - usłyszał swoje imię za sobą.
-Czego? – wcisnął rękę do kieszeni, bardziej z przyzwyczajenia, niż z konieczności.
-Spacerek – zachichotał złośliwie.
-Pytam się, co znowu robisz w Karakurze?
-Czy to nie oczywiste? Stęskniłem się, za moim ulubionym Shinigamim – podszedł szybko i zarzucił mu ramie na szyję.
Jego głos mruczał, mógłby przysiąc, że w tej chwili Grimmjow pomrukiwał mu do ucha. Sam nie wiedział, w którym momencie zaczęli mówić do siebie w taki sposób. Przyszło im to tak naturalniej, jak oddychanie. Serce biło mu bardzo szybko, jeszcze nie rozumiał powodu, ale tak było. Mimo wszystko polubił go. Cieszył się, że może go widzieć. Naprawdę uwielbiał się z nim spotykać. Tylko nie rozumiał, czemu. To nie tak, że od początku nienawidzili się, bo tak chcieli, spotkali się na polu bitwy i tak po prostu musiało być.
-Nudzi ci się? – zaśmiał się, żeby ukryć lekkie zażenowanie.
-Troszeczkę.
-Nie masz, co robić?
-Może zwyczajnie wolałem zobaczyć ciebie? – uśmiechnął się szeroko.
-Znów żartujesz, Grimmjow?
 -A niby, kiedy żartowałem? – puścił go i rozłożył teatralnie ręce.
-Jesteś kłamcą, robisz to cały czas.
-Kłamstwa a żarty to, co innego, zdecyduj się…
To spotkanie mogłoby się zakończyć, tak jak każde poprzednie, po wymianie paru nic nieznaczących zdań, kilku kąśliwych uwag i niewybrednych, pełnych podtekstów delikatnych żarcików, ale nie zakończyło się tak jak każde. Przeklęty los zesłał tego dnia niespodziewany deszcz. Krople znienacka zaczęły spadać z nieba, powodując nagłe zamieszanie wśród przechodniów. Wszyscy nagle rozbiegli się pod dachy powodując ogólne zamieszanie. Tłum powoli opuścił ulicę a Jaegerjaquez i Kurosaki stali nadal, moknąc i patrząc na siebie. Włosy obojga opadły, przyklejając się coraz bardziej do mokrej skóry, ubrania zaczęły przemakać. Po chwili nikogo już nie było wokół nich.
-Pada – powiedział chrapliwie Ichigo przerywając milczenie.
-Wiesz, zauważyłem – wzruszył ramionami.
-Wracam do domu – odwrócił się.
Nie wiedział, co go do tego pchnęło, czym się kierował, ale przeklinał go za to. Nagle poczuł szarpnięcie, to Grimmjow na siłę odwrócił go, tak, że zakręcił szybki piruet, ale zaraz ta sama osoba zatrzymała go chwytając za rękę ciągnąc ku sobie, tak mocno, że tym razem wylądował w jego ramionach. Rudy nie zdążył nawet na to zareagować, wielkimi oczyma patrzył na twarz drugiego, gdy ta zbliżała się szybko. Padało teraz już lało jak z cebra. Espada przyciskał Kurosakiego oplatając w pasie, drugą ręką nadal trzymał go za dłoń, wyciągając ku swojemu tyłowi. Szaleństwo, inaczej nazwać tego nie potrafił. Nie odepchnął go, nie zaprotestował, nawet nie powiedział słowa, pozwolił mu na to. Stali na deszczu i całowali się. Wolna ręka Ichigo opadała bezwładnie wzdłuż ciała, oczu nie zamykał, był zbyt zszokowany tym, co się teraz z nim dzieje. Tym, że czyjś język, właśnie błąka się po jego, tym, że usta, które go dotykają mają słodki smak, tym, że ciało do niego przyklejone jest mokre i gorące, a przede wszystkim tym, że to najlepsze uczucie, jakie kiedykolwiek dane mu było przeżyć, ale najgorsze było to, któro właśnie przebudziło się w jego sercu. Nie tylko go lubił, ale przede wszystkim zakochał się w nim.
Ich pierwszy pocałunek, był nieoczekiwany, chyba żaden się tego nie spodziewał. Gdyby do niego nie doszło, gdyby się wtedy nie spotkali, gdyby nie zaczęło padać, gdyby jeden z nich nagle się na to nie odważył, gdyby drugi go odepchnął. Gdyby którakolwiek z tych rzeczy poszła inaczej, drzemiące uczucia nie przebudziłyby się, by potem nie ranić.

Teraz, gdy to wspominał, było mu tak samo zimno, jak wtedy, gdy oblewały go strugi deszczu, lecz wtedy było przyjemnie, chłód mu nie przeszkadzał. Teraz był nie do zniesienia. Dreszcze targały jego ciałem, rozpaczliwie chwycił za skrawek nakrycia i owinął się szczelnie. Od chwili ich pierwszego pocałunku ich relacje się zmieniły, stały się o wiele głębsze i nabrały odmiennego charakteru. Na początku było to dziwne, ale z czasem pocałunki na dzień dobry i na dowidzenia stały się codziennością, bardzo przyjemną. Łapał się już na tym, że wyczekiwał kolejnego „przypadkowego” spotkania, wytęskniony jak niewinna panienka. Wtedy zrozumiał, że wpadł po uszy i nie było od tego odwrotu. Kochał go całym swoim sercem, całą swoją duszą, wszystko gotowy by był dla niego zrobić, wszystko mu oddać, łączcie z samym sobą, byleby tylko go nie opuszczał. 
Leżał na tym samym łóżku, z którym związane było coś takiego, od czego nawet teraz robiło mu się gorąco i duszno, na samo wspomnienie tamtych chwil. Teraz musiał się odkryć. Otarł sobie lekko spocone czoło i usiadł gwałtownie. Przypomniał sobie wszystko. Wtedy w pokoju było tak samo ciemno, jak i teraz. Jednak oczy i zęby Espady błyszczały w pożądaniu.

-Grimmjow… - jęknął, gdy ten popchnął go na pościel.
-Tak, tak właśnie brzmi moje imię – nachylił się i wydyszał mu do ucha.
Był cały rozpalony, oddychał tak ciężko, w gardle miał sucho. Wstydził się stanu, w którym się teraz znajduje, ale ucisk w jego spodniach zaczynał być powoli nie do zniesienia. Pragnął go, całym sobą. Po omacku szukał jego ust, spragniony jego bliskości, gładził rękoma po całym ciele. Po raz pierwszy tak bardzo pragnął kogokolwiek, do tego mężczyzny, a na domiar złego wroga. Nie mógłby zrobić niczego bardziej szalonego, niż to, co zamierzał.
-Gorąco mi – westchnął i zaczął nieudolnie ściągać z siebie koszulkę.
-Pomogę ci – niemalże zerwał z niego przeszkadzające ubrania.
Gdy tylko Grimmjow miał pełny dostęp do jego odsłoniętego ciała, zaczął go pieścić, gdzie tylko zdołał. Gładził rękoma po boku, zjeżdżając na biodro i wewnętrzną stronę ud, ustami muskał delikatną skore na szyi i obojczyku.
-Nikt nas nie nakryje? Prawda? – Jaegerjaquez odsunął się, aby zdjąć swoją kurteczkę.
-Nikt nie powinien tu przyjść, jeśli będziemy cicho.
Podparł się i patrzył na niego. Był piękny i im więcej z siebie ściągał ciuchów, tym bardziej mu się podobał. Pomimo ciemności widział każdy szczegół jego ciała, każdy poruszający się mięsień i dziurę na brzuchu.
-Mogę włożyć w nią rękę? – zapytał nieśmiało.
-Hę?
-Mogę włożyć rękę w twoją dziurę?
-Hahaha! Niegrzeczny chłopczyk – niemalże dopadł się do niego, żeby pocałować, go tak, że aż ujrzał gwiazdy – Ale dziś, to ja będę ci coś gdzieś, wkładał…
-Dobrze – zacisnął oczy i przeczesał sobie włosy palcami. 
Teraz pozwoli mu już na wszystko, co tylko będzie chciał. Tylko ciekawiło go to, dlatego musiał zapytać. Mruknął, gdy kochanek znów zaczął go dotykać. Nigdy przedtem czegoś takiego nie przeżywał. Był gotowy dosłownie na wszystko, byleby tylko nie przestawał go pieścić i całować, a co najważniejsze, chciał go z każdą chwilą jeszcze bardziej i więcej.  Złapał go za ramiona i przewrócił na łóżko. Sam na nim usiadł okrakiem, teraz on macał jego tors. Był cudowny w dotyku. Nawet sobie tego nie wyobrażał. Nachylił się teraz i oblizał jego wargi, żeby potem zachłannie włożyć mu język do ust.
-Aaa… - jęknął i wyprostował się, gdy Arancar zaczął pieścić jego sutki.
-Podoba ci się…? – mruczał, tym razem jego głos naprawdę mruczał.
-Yhym…
-Kurosaki… - też się podniósł i objął go, lizał i gryzł jego szyję.
-Ichigo, dla ciebie, teraz Ichigo – wyszukał jego ust i go pocałował.
-Ichigo, mój Ichigo… Mogę ci coś powiedzieć? – położył mu głowę na ramieniu i nie patrzył na niego.
-Oczywiście. Mów wszystko.
-Kocham cię…
Zadrżał, cały dygotał, słuchając tych słów. Zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco i chociaż nie sądził, że to możliwe, zaczął go pragnąć coraz mocniej.
-Też cię kocham – przytulał jego głowę do swojej – Kocham…
Zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo to wszystko jest idiotyczne. Nie powinni byli. On nie powinien go tak pragnąć, nie powinien się zakochać, ale jednak stało się tak. Nie był w stanie powstrzymać tego, co zawładnęło jego sercem.
-Chcesz tego, prawda? – Espada wyrwał się z jego objęć.
-Jak niczego innego na świecie – spojrzał mu poważnie w oczy.
Grimmjow bez słowa przewrócił go z powrotem na łóżko i rozpoczął od nowa pieszczenie najdrobniejszego skrawka jego ciała. Ichigo był w tej sytuacji tak bezbronny, a jednak nie czuł się zagrożony. Tak jakby w pełni ufał swojemu kochankowi, pomimo, że był niecierpliwy i nadpobudliwy, wiedział, że nie zrobi mu żadnej krzywdy, w pełni mógł mu się teraz oddać, bez cienia strachu. Leżał starając się nie wydawać zbyt głośnych odgłosów, aby nikogo nie zbudzić tej nocy. Nie było to łatwe, bo sam dotyk dłoni ukochane doprowadzał go do pasji, palił i pozostawiał ślad. Każde muśnięcie opuszkami palców, sprawiało, że drżał, a gdy tylko przenosiły się one na wrażliwsze miejsca miał ochotę krzyczeć i wić się. Było aż za dobrze, miał wrażenie, że dojdzie tylko i wyłącznie od samego dotyku, a nawet jeszcze Jaegerjaquez nie dotknął jego członka, aż do tego momentu. Nie tylko go chwycił i ścisnął, ale zaraz potem oblizał i wziął do ust.
-O boże! – pisnął tłumiąc głośniejszy krzyk, zasłaniając sobie usta dłonią.
Za dobrze, o wiele za dobrze. Nie da rady wiedział to. Modlił się w duchu, żeby wytrzymać, chociaż odrobinę, żeby nie dojść od razu w jego ustach. Zaczął poruszać umiarkowanie biodrami, nie mógł tego opanować, zacisnął oczy i wbił głowę w poduszkę. Niedobrze, nie da rady. Przygryzł wargi, aż do krwi i jęknął cholernie głośno. Zbyt donośnie.
-Dlaczego się powstrzymujesz? – Grimmjow oderwał się na chwilę i spojrzał na niego  
-Nie chcę by ktoś mnie usłyszał.
-Powiesz, że oglądałeś film, czy coś – znów zaczął mu robić dobrze.
-Nie mogę… – zasłonił sobie usta dłonią
Ichigo czuł, że to wszystko jest dziwne, ale było tak nieziemskie, że nie mógł się opanować. Z każdą chwilą było mu coraz lepiej i zachowywał się coraz głośniej. Zacisnął szczęki, gdy wyczuł, że jest już blisko.
W tym momencie Grimjoww znów przerwał i przesunął się w górę. Pocałował ukochanego, a następnie wziął do ręki jego męskość.
-Dlaczego się powstrzymujesz? – zachrypniętym głosem szepnął mu do ucha.
-Bo jest tak dobrze, że chcę dłużej.
-Nie powstrzymuj się… – szarpnął zębami płatek jego ucha.
-Ha… – przygryzł wargi.
-… obiecuję ci, że tej nocy to nie będzie koniec, więc się nie powstrzymuj.
-Wiele mi nie trzeba…
-Doskonale o tym wiem – uśmiechnął się szeroko tym swoim szelmowskim uśmiechem a następnie znów zaczął mu robić dobrze ustami.
Ichigo doskonale wiedział, że od teraz to będzie chwila. Pierwszy raz ktoś robił mu coś takiego. Przez chwilę starał się pomyśleć o tym, jak powinien się zachować, czy coś powinien zrobić, jednak trwało to tylko chwilę. Instynkt i pragnienie wzięły nad nim górę.
-Grimmjow… – wyszeptał jego imię, gdy dochodził.
Było mu cudownie. Tak dobrze jak jeszcze nigdy w życiu. Nie chciał i nie kontrolował się. Słodki smak rozkoszy rozchodził się po całym jego ciele.
W tym samym czasie jego kochanego ze spokojem połknął wszystko. A po wszystkim ucałował udo Ichigo.
-Pycha… – szepnął Grimmjow kładąc dłonie na udach rudego chłopaka i unosząc jego nogi do góry – Teraz ja chcę ciebie.
Kurosaki nic nie odpowiedział. Chociaż przed chwilą doszedł, także chciał więcej. Poczuć go w sobie. Wtulić się w niego.
Jaggerquez też nie dał mu chwili wytchnienia. Usadowił się wygodnie pomiędzy jego kolanami polizał swoje palce i delikatnie wsunął w jego dziurkę.
Ichiigo stłumił jęk.
-W porządku? – zainteresował się kochanek
-Tak! – krzyknął
Chciał więcej. O wiele więcej i dostał to, czego chciał, jego ukochany nie przestawał coraz bardziej go rozciągać. Ale on pragnął czegoś więcej. Pragnął jego.
-Grimmjow… Proszę – sapnął rozkładając szerzej nogi.
-Aż tak bardzo mnie pragniesz? – przestał mu robić to, co robił.
-Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo – uniósł się i złapał ukochanego za szyję.
-Skoro już tak bardzo chcesz – położył się na niego – To nie narzekaj, jeśli będzie bolało.
Kolejny raz stłumił krzyk, zasłaniając sobie dłonią usta. Zabolało, ale nie aż tak jak sądził. W momencie, gdy Grimmjow w niego wszedł poczuł coś w rodzaju ulgi, tak jakby całe życie czekał na ten moment.
Jego kochanek na początku robił wszystko spokojnie, ale z każdą kolejną chwilą, z każdym kolejnym pchnięciem stawał się coraz bardziej agresywny.
Ichigo nie przeszkadzało to ani trochę. Pragnął go czuć. Mocno, głęboko. Zrozumiał, że właśnie to lubi i tak mu się podoba. Kochać się z nim, tak jakby jutro miał się skończyć świat.
Tej nocy oddam mu sie całkowicie i nigdy tego nie żałował. Była to najlepsza rzecz w jego życiu. Kochał się z nim i to było cudowne. Dotyk jego ciała, smak jego ust. To wszystko było jak marzenie. Drżał, krzyczał, jęczał, gryzł i wbijał palce w skórę kochanka. Sam nie wiedział już, co się z nim dzieje. Nie obchodziło go to, czy ktokolwiek go usłyszy. Teraz liczył się tylko Grimmjow. Jego całujące usta i ściskające ramiona. I to, co razem robili. Ichigo marzył, żeby ta noc trwała wiecznie.

Jednak nie trwała i teraz miał tylko wspomnienia tamtych chwil. Minął rok, odkąd go utracił i nie mógł się z tym pogodzić. Nie miał jego żadnych zdjęć, nie miał nawet jednej osoby, z którą mógłby o nim porozmawiać. Został sam z bolącym sercem. Słowa, które Grimmjow do niego wypowiedział nadal dźwięczały w jego uszach.
  
-No opowiedz - Ichigo uśmiechnął się słodko unosząc głowę z ramienia kochanka.
-No, co ci mam opowiedzieć? Nie pamiętam za wiele z czasów za życia.
-Daj spokój musisz coś pamiętać - szybko usiadł na nim okrakiem a następnie pocałował go w usta - Cokolwiek... Miałeś rodzinę, dziewczynę? - przeniósł wargi na jego szyje.
-Zazdrosny?
-A mam powody?
-Nie bardzo… Umarłem młodo... Nie pamiętam zbyt wiele - zamknął oczy i zaczął gładzic rudego chłopaka po ramionach –Ichigo, musimy porozmawiać - Starał się go od siebie oderwać.
-Przecież rozmawiamy - zakołysał biodrami siedząc na Grimmie.
-Nie, proszę, musimy pogadać. A gdy... Jak robisz takie rzeczy to ja... Nie bardzo mogę się skupić.
-O, co chodzi? - Zszedł z niego uśmiechając się lekko.
-To nie bedzie przyjemna rozmowa - przebiegł wzrokiem po całym jego ciele.
-Musimy ją przeprowadzić dzisiaj? - zakrył się prześcieradłem.
-Dziękuje - cmoknął go w wystające spod materiału kolano - Ichigo... Kochanie, chce ci tylko powiedzieć, że niezależnie od niczego ja zawsze będę przy tobie... Nawet, jeśli staniemy naprzeciwko siebie...
-Nie rozmawiajmy teraz o tym. Nie chce - schylił głowę.
-To może być ostatnia okazja - wyszeptał biorąc rudego chłopaka za ramiona - Ichigo, gdy będziemy musieli walczyć. Błagam nie powstrzymuj się. Zrób wszystko żeby przeżyć.
-Nie chce żyć, jeśli...
-Nie wygaduj głupot - przycisnął wargi do czoła Ichigo - Proszę nie mów nic. Tylko mnie wysłuchaj. Jesteś dla mnie najważniejszy. Chce żebyś to ty wyszedł z tego cało. Chcę żebyś żył dalej nawet, jeśli beze mnie. Jeśli mnie już nie będzie. Ty musisz żyć dla mnie. Za bardzo mi na tobie zależy.. Musisz wiedzieć, że nawet, jeśli zginę, to zawsze sercem będę przy tobie.
Doskonale słyszał, jak gorzko brzmiały te słowa. Wiedział,że Grimmjowowi było o wiele trudniej o tym mówić niż jemu słuchać. Nie chciał drążyć więcej tego tematu. Wolał robić z nim dziś cokolwiek innego.
-Takie słowa... To do ciebie tak niepodobne... - zrobiło mu sie przykro.
-Zakochałem się to gadam głupoty - wyszczerzył zęby - Jesteś taki uroczy, gdy się przejmujesz...
-Zamknij się - poczochrał mu włosy.
-Mowie prawdę - wziął go za rękę i pocałował - mam na ciebie ochotę. Wielką - pociągnął za prześcieradło.
-Znowu - zaśmiał się a Grimmjow się dosłownie na niego rzucił.


Wiedział, że muszą ze sobą walczyć i że jeden z nich zabije drugiego. Takie było ich przeznaczenie. Jeden nie może żyć, gdy drugi przeżyje. Więc dlaczego tak rozpaczliwie chciał przedłużyć tą chwilę. Obaj byli już ranni, mogło się to zakończyć szybciej, ale jednak, maltretując sam siebie i jego, poprosił, aby Inoue obu uleczyła. Nie ważne, który z nich by wygrał, i tak będzie tym, który tak naprawdę przegra. Jednak naprawdę chcieli się nawzajem pozabijać. Dlaczego? Ponieważ wiedzieli, że ten, który przeżyje będzie cierpiał, tak bardzo, że nie ma w języku ludzi, Shinigami ani Hollowów, słów, któryby to opisały. Zabić ukochanego – największa zbrodnia, jakiej można dokonać, połączona z najstraszniejszą karą, którą można przyjąć. Na koniec, jedynym, co mógł dla niego zrobić, to nie pozwolić mu upaść i patrzeć na niego. Chociaż miał ochotę paść przed nim na kolana i obejmować jego ciało, aby oddał ducha w jego ramionach. Chociaż może jego spojrzenie wystarczyło, pełne miłości i bólu. Wtedy też nie pozwolił, aby cierpienie przejęło nad nim kontrolę. Taką pokutę przyjął za to, co uczynił. Tłumić w sobie łzy cierpienia. Nie znieważy go płacząc za nim.
A teraz leżał zupełnie sam na łóżku. Pełnym wspomnień. Nie chciał już nikogo innego, nigdy. Utrącił tego, którego kochał najbardziej. Prawdziwie kocha sie tylko raz, a on juz tej jeden raz był zakochany.
Odwrócił sie na bok i coś przykuło jego uwagę. Na poduszce leżał maleńki, króciutki niebieski włosek.
-Skąd on tu? - Szepnął biorąc go pomiędzy palce.
Po takim czasie to było niemożliwe, żeby się uchował. Czyżby w ten właśnie sposób jego ukochany, nawet po tym jak juz go z nim nie było, chciał mu dąć żnąc, że dotrzymuje swojej obietnicy?
Grimmjow zawsze był szalony i niebezpieczny. Zawsze kłamał i oszukiwał.


 KONIEC

I jak? Podobało się?
Jeszcze raz życzę wam udanego święta. Ja lecę straszyć! BUUUUUUUU!