poniedziałek, 29 września 2014

Akashi x Murasakibara lecz nie sugerujcie się tym, tutaj będzie głównie gore

Ohayo

Dzisiejsza notka będzie bardzo inna niż pozostałe, ze względu na to, że yaoi będzie tam prawie tyle co nic, ale za to będzie tam mnóstwo nieuzasadnionej przemocy... Cóż, podsumowując nie jest to opowiadanie dla ludzi o słabych nerwach, lub tych, którzy nie lubią czytać o ludzkim cierpieniu. uprzedzam, że zawiera naprawdę paskudne momenty, nie zalecam czytać, jeśli się takich rzeczy nie lubi.
Podsumowując: nareszcie napisałam opowiadanko, o którym już dłuższy czas marzyłam, ze sporą (ale umiarkowaną) ilością krwi i przemocy.

Dobra, musiałam ostrzec, ale teraz już do brzegu.
Opowiadanie zostało napisane jako prezent urodzinowy dla mojej siostry, edytorki, korektorki (chociaż teraz jeszcze go nie czytała :) ). Mam nadzieję, że wydarzenia przedstawione w tym opowiadaniu przypadną jej do gustu. 


Wszystkiego najlepszego siostrzyczko z okazji urodzin.
Mam nadzieję, ze ten prezent ode mnie dla Ciebie przypadnie ci do gustu!
Zdrowia
Szczęścia
Yaoiców!
I takie tam!
Sto lat!


A teraz zapraszam na przeczytanie opowiadania:

„Zazdrość jest brzydkim nawykiem”

W ciemnym pomieszczeniu strasznie śmierdziało środkiem szczurobójczym oraz pleśnią. Ściany były odrapane i wręcz odrażające.
Młody mężczyzna siedział na starym, solidnym krześle. Jego ręce i nogi były starannie poprzyklejane do siedzenia, nie mógł ani drgnąć.  Miał na sobie jedynie w szare bokserki. Oczy miał zasłonięte cuchnąca szmata a w ustach czuł kwaśny smak własnych wymiocin. Drżał na całym ciele z zimna i ze strachu. Nie wiedział, co się z nim dzieje, gdzie się znajduje, ani co go czeka.
Do pomieszczenia wszedł ktoś jeszcze i zapalił światło. Mężczyzna tkwiący na krześle uniósł głowę, starając sie cokolwiek zauważyć.
-Nie kłopocz się – zadrwił ten, który wszedł do środka a następnie zerwał mu z oczu opaskę – Wiesz, kim jestem? – nachylił się, żeby mógł mu się przyjrzeć.
-Jesteś... Jesteś Akashi... – wycharczał przerażony – Co tu sie dziej? Wypuść mnie! – zaczął się szarpać – Pomocy!
-Daremne – przechadzał się po pomieszczeniu, tak jakby robił sobie spacer po muzeum.
-Gdzie, gdzie my jesteśmy? Co to za miejsce!?
-Jesteśmy w małym domku, stojącym w lesie... Szczerze nawet ja nie pamiętam jak nazywa sie ta miejscowość. To jakieś zadupie. Ta wiedza tez nie jest ci potrzebna – rzucił mu pojedyncze pełne pogardy spojrzenie
-Dlaczego ja tutaj jestem?
-Jesteś związany. Nikogo tutaj nie ma. Oprócz mnie. Naprawdę jesteś aż tak niedomyślny?
-Co chcesz ze mną zrobić? – jego głos drżał przepełniony strachem.
-Przekonasz się już niebawem – zaszedł go od tyłu – Cierpliwości, Tatsuya – z dziwnym naciskiem pogłaskał go po czarnych włosach.
-Błagam cię… Wypuść mnie… Nic ci nie zrobiłem – spuścił głowę, bo z jego oka wypłynęła łza.
-Gdybym nie chował do ciebie żadnej urazy… Nie byłoby cie tutaj – wyszeptał mu prosto do ucha a następnie odsunął się i wyciągnął z kąta mały stoliczek na kółkach, nakryty białym prześcieradłem – Może się zabawimy. Tak troszeczkę? – przechylił głowę na bok i zaczął się śmiać.
-Co tam jest?
-Cierpliwości mój drogi. Już niedługo. Już niebawem się przekonasz – pogładził go po twarzy – A na razie.
Pochylił się i sięgnął tym razem po kij bejsbolowy.
-Nie zrobisz tego – pokręcił głowa z lekkim niedowierzaniem i strachem.
-Tak sadzisz? – odchylił głowę do tyłu i patrzył na obdrapany sufit – No to zaraz się przekonasz... – zamachnął się i i walnął Himuro w lewy piszczel. Kość trzasnęła jak zapałka, a brunet zawył z bólu.
-Ty bydlaku! – wrzasnął pochylając się do przodu pod wpływem cierpienia.
-Hihihi. Naprawdę sadziłeś, że tego nie zrobię? Aleś ty głupi – popatrzył na niego z wyższością, a następnie znów walnął go, tym razem w druga nogę, w niej także miażdżąc kość – To tak na wszelki wypadek, żeby nie przyszło ci do głowy uciekać.
-Nic ci nie zrobiłem!
-Gdybym nie chował do ciebie żadnej urazy, nie byłoby cię tutaj – rozejrzał się znacząco a potem dodał – W tej głuszy…
-Niby, co ja ci takiego zrobiłem.
Akashi spojrzał na niego z pogardą, przystawił kij do jego podbródka i uniósł jego głowę, zmuszając, aby na niego popatrzył.
-Widziałem was… Naprawdę sądziłeś, że umknął mojej uwadze sposób, w jaki na niego patrzysz? Jak się ślinisz, gdy tylko go zobaczysz…? Zapamiętaj sobie: Atsushi jest mój i tylko mój, nikt inny nie ma do niego żadnych praw.
Tatsuya nawet nic nie był w stanie powiedzieć pochlipywał cicho nad swoim losem, zrozumiał, że nie ma najmniejszych szans na ucieczkę, że Akashi nie pozwoli mu też żyć, ale także nie pozwoli mu umrzeć od razu. Skończy dziś bardzo marnie. W duchu błagał, żeby ktokolwiek go uratował, żeby w jakikolwiek sposób mu ktoś pomógł, chociażby skrócić męki. Zakryty stoliczek tak bardzo go przerażał. Pod białym prześcieradłem widział większe i mniejsze wybrzuszenia, ale nie wiedział, co się pod nim kryje, ale wiedział na pewno, że nie chce się tego dowiedzieć za nic w świecie. Już teraz ból w jego łydkach nie dawał mu myśleć a serce waliło jak oszalałe. Pragnął tylko tego, żeby już przestać cokolwiek czuć.
Tyle, że Akashi nie pozwolił mu nawet na moment zapomnieć o bólu czy strachu. Delikatnym, eleganckim ruchem ściągnął prześcieradło ze żelaznego stoliczka. Teraz przerażonym oczom Himuro ukazały się rożnej wielkości noże i nożyczki, mała wiertarka i kilka metalowych przedmiotów, których przeznaczenia nie znał. Po tym, co już zostało mu zrobione bał się, że teraz będzie jeszcze tylko gorzej.
-Wypuść mnie... Błagam – zaczął cicho pochlipywać – Nikomu nic nie powiem... Obiecuje... Nikomu... A jeśli chodzi o Atsuushiego to już nigdy się z nim nie spotkam. Nawet na niego nie spojrzę. Przysięgam – broda mu zadrżała, gdy spojrzał błagalnym wzrokiem na swojego oprawce.
-To akurat jest pewne... – podszedł do niego, chwytając ukradkiem taśmę klejąca ze stoliczka, tą samą, którą przywiązał jego ręce i nogi wcześniej. Następnie stanął za Himuro i ujął go za włosy wyrywając ich spora kępkę. W porównaniu do tego, co brunet czuł wcześniej to było niczym, ale miął przeczucie, że dopiero teraz się zacznie.
Akashi przytwierdził mu głowę do oparcia za pomocą taśmy klejącej, a on sam nie mógł nic z tym zrobić, nie ważne jak bardzo się szarpał, jego ręce i nogi były porządnie przykute do krzesła.
-Tak wyglądasz naprawdę pięknie – Seijuro stanął przed swoja ofiarą i uśmiechnął się krzywo – Aż szkoda, że Atsushi nie może cię teraz zobaczyć. Naprawdę wielka szkoda.
-To może go tutaj zawołaj – przez jedna jedyną sekundę naprawdę myślał, że uda mu się go przechytrzyć.
-Wiesz, nawet chciałem – zgarnął mu grzywkę z oczu – ale jest zajęty.
-To na niego poczekajmy – przestawał już czuć ból, gdy się nie szarpał, było znośnie.
-Nie mamy aż tyle czasu, kolacje zjemy, dziś w domu. Do tego czasu musze się wyrobić. Nie. My musimy się wyrobić – uśmiechnął się rozmarzony – Ale nie przejmuj się. Wszystko mu mogę opowiedzieć. Hm... Od czego chciałbyś zacząć? – przeszedł się nonszalancko obok stoliczka, przejeżdżając delikatnie palcami po narzędziach, które zabrzęczały cichutko metalicznym odgłosem – Nie mamy zbyt wiele czasu, ale... Może to tak na wstępie? – podniósł do góry mała wiertareczkę i włączył ją na krótko – Co o tym myślisz? Bedzie zabawnie.
-Nie! Nie chce! Błagam! – krzyczał, gdy Akashi się do niego zbliżał a cieniutkie wiertło wirowało tuż przed jego lewym okiem
Seijurou przytrzymał kciukiem powiekę Tatsui, żeby nie mógł jej zamknąć i z nierzednącym uśmiechem na twarzy przytknął wiertło do jego gałki ocznej. Cienka błonka utrzymująca turgor narządu nie wytrzymała i rozerwała się już przy pierwszym kontakcie. Wrzask Himuro wypełnił całe pomieszczenie, a po chwili białko pomieszane z krwią ochlapało twarz i szyje rudego chłopaka.
-Nie tak głęboko, żeby cię od razu nie zabić – odsunął wiertarkę – Spokojnie, drugie ci zostawię. O ile cokolwiek na nie widzisz – Akashi z nieudawana czułością pogładził go po policzku, po którym spływała struga czerwonej posoki a następnie otrzepał swoje ubranie, co nic nie pomogło – Uh. Cóż za obrzydlistwo.
Himuro w tym samym czasie ledwo łapał oddech po tym, co mu zrobił. Serce mu teraz bilo tak szybko, że miał wrażenie, że mu zaraz wyskoczy z piersi. Strącił oko. Bał się nawet pomyśleć, co jeszcze może go dziś spotkać.  Drżał na całym ciele coraz bardziej.
-Jak się czujesz? – zapytał Akashi – Możemy kontynuować?
-Nie. Nie. Proszę nie. Zostaw mnie w spokoju – szloch przerywał mu wywód.
-Już dobrze. Ci... Ci... Będzie dobrze. Jeszcze tylko troszkę – jego głos brzmiał nienaturalnie łagodnie, przyjrzał mu się uważnie, przysuwając się w stronę stoliczka. Zgarnął coś ukradkiem.
-Ile to jeszcze potrwa.
-Chwileczkę... –zamachnął się i wbił mu nożyczki w lewe udo.
-Uaaaaa! Zabij mnie! Zabij! – wrzasnął – Teraz...
-Jeszcze nie – uśmiechnął się i poruszał wbitym narzędziem.
-Czego ty ode mnie jeszcze chcesz!?
-Chce żebyś cierpiał. Tylko tyle – patrzył na niego dziwnym nieprzytomnym wzrokiem, usta miał nieco rozwarte widać było, że rozsmakowuje się w tym, co robi.
-Już cierpię. Czego jeszcze chcesz?
-Twoja śmierć mi wystarczy – uśmiechnął się złośliwie – Ale jak już chwilkę temu mówiłem: Jeszcze nie teraz.
Znów podszedł to tego stoliczka i zgarnął z niego średniej wielkości skalpel. Popatrzył przez chwilkę na goły tors bruneta, zastanawiając się, co powinien z nim zrobić, w końcu się pochylił i zaczął robić małe nacięcia na klatce piersiowej.
Himuro nawet nie pisnął, powoli zaczynał się już przyzwyczajać do tego, że coś go boli, a to, co teraz się z nim działo w porównaniu do poprzednich czynności nie było wcale takie straszne. O wiele bardziej dokuczał mu ból w nogach i w wydłubanym oczodole.
Jego cisza tylko i wyłącznie zaczęła irytować Akashiego, który nie tego się spodziewała, dlatego zaczął wbijać ostrze coraz głębiej, nie tylko przebijając skórę, ale także wrzynając się w tkankę tłuszczową. Krew coraz obficiej płynęła po jego dłoniach. A jego ofierze coraz gorzej wychodziło tłumienie krzyków.
Kolejne tortury przerwał melodyjny dźwięk. To był telefon Akashiego dla Himuro to był niezwykły dźwięk, niemal porównywalny do śpiewów anielskich. Była to jego szansa na ratunek, jednak nim zdążył pomyśleć o tym, co mógłby zacząć krzyczeć, rudy wepchnął mu kawałek śmierdzącej szmaty do ust, tej, którą wcześniej zawiązane były jego oczy.
-A niech to – sapnął Seijurou prostując się, a potem delikatnie wyciągnął telefon z kieszeni, ale i tak ubrudził i ubranie i aparat – Tak słucham…
Himuro w tym samym czasie starał się zachowywać najgłośniej jak tylko mógł, szarpał się i krzyczał, ale knebel całkiem nieźle wszystko tłumił. Językiem starał się wypchnąć szmatę, ale Akashi, zasłonił mu usta drugą dłonią i spokojnie ze słodyczą w głosie mówił dalej:
-No cześć kochanie… Nie… Nudzę się… Jasne, że nie zapomniałem… Ja ciebie też – uśmiechnął się naprawdę bardzo szeroko – No to pa… Cholera! To już ta godzina… No nic to, musimy się streszczać.
Z nieuwagi przeczesał sobie dłonią włosy, brudząc je i swoją twarz. Następnie wyszarpał szmatę z ust bruneta, który zaraz potem się opluł.
-Zachowaj trochę godności na sam koniec – prychnął na niego – Niestety mam już bardzo mało czasu. Szkoda, co nie? Tak dobrze się bawiliśmy…
-Chyba ty… - przełknął ślinę.
-Właśnie o tym mówię – tym razem ze stoliczka wziął obcinaczkę do cygar i pokazał Humuro – Wiesz, co chcę z tym zrobić?
Tatsuya starał się pokręcić przytwierdzoną do krzesła głową, ale nie dał rady zerwać taśmy, z każdą chwilą był coraz słabszy. Zauważył też, że już dawno przestał płakać.
                -To zaraz się przekonasz – wsadził jego mały palec w narzędzie i bez mrugnięcia okiem go ścisnął.
-Za, co!? – wrzasnął z bólu, gdy jego palec upadł na podłogę. Kolejna dawka bólu, dała mu więcej sił.
-Za to…, że odżyłeś się kleić do mojego ukochanego – z niebywałym zachwytem przyglądał się swojej zakrwawionej dłoni.
-Ja pierdole! O czym ty mówisz…
-Skończ jęczeć widziałem was – w mgnieniu oka znów znalazł się przy nim i wsadził kolejny palec tym razem wskazujący. Bez mrugnięcia okiem jego też odciął – Ciebie i Atsushiego!
-Przysięgam! Nie miałem pojęcia, że jesteście razem! Mówił o tobie, ale nigdy się nie zająknął, że jesteście parą. Błagam… wypuść mnie – pokręcił głową zalewając się łzami.
-Masz pecha! Bo ja ci nie wierzę – Himuro stracił kolejny palec.
-Ua! – zaczął już szlochać na całego, powoli zaczynał tracić orientację w tym, co się z nim dzieje.
Przygotowany na wszystko Tatsuya już nie zamierzał nic więcej mówić, o nic prosić. Nie myślał już nawet o tym, że to wszystko może się dobrze skończyć. Kiedy Akashi wstał ponownie, był przygotowany na to, że zrobi mu coś równie okropnego jak do tej pory. Jednak to co powiedział jego oprawca go zaskoczyło.
-Wystarczy. Chciałbym spędzić z tobą więcej czasu… ale go nie mam – podszedł do konta i wytargał z niego kanister z benzyną – Sam rozumiesz, że nie mogę tego wszystkiego tak zostawić. – wskazał na pomieszczenie.
-To… to już koniec?
-Tak.
Himuro zaczął płakać tak bardzo jak jeszcze nigdy przedtem. Wszystko go bolało, wiedział, że zaraz umrze, ale mimo wszystko był szczęśliwy, że już więcej nic go nie spotka.
-Nie becz tak. To twoje ostatnie chwile. Zachowaj twarz – nawet nie patrząc na niego zaczął pakować wszystkie narzędzia do sportowej torby.
-Jeśli Atsushi dowie się, jaki naprawdę jesteś… Zostawi cię… Wiem o tym... – mówił jeszcze szlochając.
-Raczej w to wątpię.
Teraz Seijurou wziął do ręki kanister i wylał go, na Himuro. Ciecz dostała się do ust bruneta i ten przez krótką chwilę zaczął się krztusić. Potem rudy wylał resztę na podłogę, zarzucił sobie torbę na ramię i skierował się do wyjścia.
Tatsuya zmobilizował swoje wszystkie siły, żeby powiedzieć mu, co o nim myśli:
-Będziesz się smażył w piekle… – wyszeptał opluwając się własną śliną.
-Piekle? – zatrzymał się i podpalił zapałkę – Tatsuya, piekle? Nie widzisz tego, że ja już w nim jestem? Ja i ty w nim jesteśmy. Tyle, że ty jesteś grzesznikiem, a ja diabłem…
Wypuścił zapałkę z rąk. Benzyna w mgnieniu oka zaczęła się palić. Płomienie szybko objęły niemalże całe pomieszczenie.
Akashi czując nadmierne ciepło wyszedł powoli z domku. Usłyszał jeszcze za sobą straszne jęki i krzyki, następnie jakiś świst, kolejny jęk. Przystanął przez chwilę i przyglądał się jak powolutku cała chatka staje w ogniu. Zadowolony z siebie, wsiadł do samochodu i odjechał.


Był z siebie bardzo zadowolony. Nie miał zamiaru pozwolić, żeby ktokolwiek, kiedykolwiek zabrał mu jego ukochanego. Atsushi należał wyłącznie do niego, z nikim nie zamierzał się z nim dzielić. Nikomu by go nie oddał. Zrobiłby wszystko, zmiażdżył każdego, kto tylko stanąłby na drodze do ich szczęścia i miłości. Tak jak to zrobił dziś. Tatsuya może nie był ogromnym zagrożeniem, ale i tak wolał nie ryzykować, Atsushi i on byli sobie zbyt bliscy, za dużo czasu ze sobą spędzali. Trzeba to było ukrócić. Nie żałował tego, co zrobił, ani nie miał z tego powodu najmniejszych wyrzutów sumienia. Wiedział, że zrobił to, co musiał, bo Atsushi był tylko jego.


Wszedł do swojego mieszkania po cichutku. To wszystko zajęło mu o wiele więcej czasu niż się spodziewał. Aż nadto rozsmakowywał się w tym wszystkim i stracił poczucie czasu. Pospiesznie wbiegł do łazienki i zdjął z siebie zakrwawione ubrania. Wrzucił je do pralki, razem z butami. Potem i tak te rzeczy wyrzuci, ale nie był tak głupi, żeby zostawiać je poplamione.
-Akachin! Już jestem!
Usłyszał radosny krzyk z przedpokoju. Złapał szybko za szlafrok i się nim owinął.
-Ach! Tutaj jesteś – uśmiechnięty Murasakibara wsadził głowę do łazienki – Akachin! Co ci się stało!? – podbiegł do Seijurou i ujął jego głowę w swoje ogromne dłonie.
-Nic się nie stało. O czy ty mówisz – starał się wyrwać.
-Ale jesteś cały zakrwawiony. Przewróciłeś się? Uderzyłeś? Boli cię coś? Ktoś ci coś zrobił!?
-Spokojnie Atsushi, to nie moja krew – delikatnie zdjął ze swojej twarzy jego ręce.
Rzeczywiście nie zdążył się jeszcze umyć, dlatego teraz musiał wyglądać strasznie.
-A czyja jak nie twoja? – zaczął bacznie przyglądać się jego twarzy.
-Nikogo ważnego… – uśmiechnął się lekko i przejechał palcami po jego dłoniach, wyczuł, że ma pozdzieraną skórę na knykciach – Co ci się stało!? – przyjrzał się lepiej jego obrażeniom.
-Nic takiego, mały wypadek – zabrał ręce i schował za siebie.
-Może trzeba cię opatrzyć. Pokaż jeszcze raz – niemalże rzucił się na niego.
-Nie ma takiej potrzeby – chwycił go w swoje objęcia. Mi nic nie jest, bywało gorzej, a ciebie na pewno nic cię nie boli?
-A ty ciągle o jednym. Na pewno – wspiął się na palcach, zarzucił Murasakibarze ręce na szyję, zmuszając, aby się pochylił a następnie cmoknął go w sam czubek nosa.
-To dobrze. Tak się zmartwiłem, gdy cię tak zobaczyłem – przytulił go mocno do siebie.
-Masz mokre rękawy… czemu?
-Musiałem coś wepchnąć do wody i się zamoczyłem.
-Co musiałeś wepchnąć? – uniósł brwi do góry.
-Śmieci – uśmiechnął się tajemniczo.
-Rozumiem… Już kochanie. Pozwól mi się umyć – odwrócił się i odkręcił wodę, która powoli zaczęła napełniać wannę – Czuję, że cuchnę – powiedział sam do siebie.
-Wiem, że nie chcesz mówić, ale…
W tej chwili Akashi zdjął z siebie szlafrok odsłaniając swoje ciało.
Atsushiemu aż zabrakło tchu.
-Ale… Ale… - próbował dokończyć to, co zaczął mówić.
-Coś się stało? – odwrócił się nieobecny myślami, nawet nieświadomy tego, co zrobił.
-Akachin – padł przed nim na kolana i z zachwytem się mu przyglądał.
Seijurou położył ukochanemu rękę na głowie i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Stał nago. Na twarzy, szyi i rękach miał namalowane zaschnięte strugi krwi, włosy też miał nią poplamione. Uśmiechał się półgębkiem a przed nim klęczał Murasakibara. Patrzył na siebie i czuł, że jest z siebie zadowolony. Teraz już nikt nie odbierze mu jego ukochanego. Ten mężczyzna należał tylko i wyłącznie do niego, nie zamierzał nim się z nikim dzielić, nikomu nie chciał go nigdy oddać. Bez skrupułów pozbędzie się każdego, kto stanie na drodze ich szczęściu.
-Tak cię kocham… - szepnął rozanielony Atsushi.
-Ja ciebie również – głaskał go po włosach – Jesteś mój… Tylko i wyłącznie mój. Nikomu cię nie oddam. Jesteś MÓJ.
-Tak, Akachin. Jestem tylko twój – zrobił głęboki wdech – A ty jesteś mój i nie chcę, żeby ktokolwiek nawet na ciebie patrzył. Nie pozwolę, aby ktokolwiek mi cię zabrał… Ja… Akachin… Ja zmiażdżę każdego ktokolwiek zechcę cię dotknąć – wstał i delikatnie popchnął ukochanego do wanny.
-Doskonale cię rozumiem – powiedział zanurzając się po szyję w wodzie.
-Akachin… – przejechał mu mokrymi dłońmi po twarzy rozmazując krew Himuro.
Akashi nawet nie chciał myśleć o tym, co zrobił on ani jego ukochany. Nie teraz, gdy tak bardzo pragnęli się nawzajem. Najważniejsze było to, żeby być ze sobą, nic więcej.
Zaczął się myć, ścierać z siebie ślady swojego czynu. Brzydził się krwi, tego człowieka na sobie. Miał wrażenie, że gdy dotykał Atsushiego będąc nią obryzgany, to tak jakby dotykał go sam Tatsuya, nawet to mu przeszkadzało, nawet do tego nie miał prawa, aby jakakolwiek cząstka jego mogła dotykać, jego ukochanego, chociażby po śmieci. A tak bardzo teraz pragną kochać się z Atsushim, kochać się z tym, który do niego należał, który był mu przeznaczony od narodzin aż po śmierć, a nawet i po niej. Na zawsze będą już razem i nic ani nikt im w tym nie przeszkodzi.
-Kocham cię – szepnął patrząc w oczy Murasakibary, gdy uznał, że jest już czysty.
-Ja ciebie też – wyciągnął do niego ręce i wyjął go z wanny. Uniósł go, nie zadając sobie nawet trudu, aby okryć go ręcznikiem.
-Jesteś tylko MÓJ – wplątał mu palce we włosy i go pocałował.

-A ty tylko MÓJ – zaniósł go mokrego do sypialni. 







































Jeszcze raz kochana wszystkiego najlepszego:*
A Wam wszystkim, którzy odważyli się o przeczytać. serdecznie pozdrawiam i dziękuję Wam! 

niedziela, 21 września 2014

Kagami x Kuroko x Aomine

Kochani wróciłam! Teraz już oficjalnie!
Wybaczcie mi tak długą nieobecność, ale teraz już będziecie czytać opowiadania kogoś z wykształceniem WYŻSZYM!
Tak nareszcie mi się udało!

Przepraszam za tak długą nieobecność, teraz obiecuję się poprawić i w ramach rekompensaty daję Wam dziś dawno obiecane opowiadanie, które miało być na 50 tysi... (co z tego, że teram mamy już ponad 60)
Nie miejcie mi za złe tak długiej nieobecności, bowiem w żadnym wypadku nie porzuciłam Was!
teraz wracam z torpedą, czyli pierwszą częścią Kagami x Kuroko x Aomine
Miłej zabawy przy czytaniu :*

„Dwa światła, jeden cień”


Część 1: Kocham go…

Kochał go. Tak bardzo go kochał, że każdą myślą i każdym swym oddechem chciał być z nim. Widział się z nim, zaledwie wczoraj, gdy pożegnali się po treningu, a dzisiejszego dnia, jak tylko otworzył oczy, już nie mógł się doczekać, kiedy znów go zobaczy. Czekał na moment, w którym będzie mógł się znów w niego wtulić, dotknąć jego cudownych warg. Już zdążył się stęsknić. Tak bardzo.
                Kuroko poprawił sobie kołnierzyk pod szyją. I zadzwonił do drzwi. Po drugiej stronie rozległ się cichy stukot i już po chwili zobaczył, tego, do którego tak bardzo tęsknił. Chociaż już dawno powinien się do tego przyzwyczaić, to jednak oszałamiający uśmiech Kagamiego, znowu go oczarował. Gdy tylko go widział, zawsze się zastanawiał, jakim cudem udaje mu się przeżyć tyle godzin, a nawet dni, bez widoku tej pięknej twarzy, zapachu jego skóry i uścisku tych muskularnych ramion.
                -Kuroko! – Taiga objął go delikatnie i cmoknął w policzek.
                -Ładnie pachnie – do jego nozdrzy doleciał cudowny zapach, który dobiegał najprawdopodobniej z kuchni. Dopiero teraz zauważył, że jego ukochany ma na sobie uroczy różowy fartuszek z białymi falbankami.
                -Specjalnie dla ciebie! – wciągnął go szybko w głąb mieszkania – Ugotowałem to, co lubisz najbardziej – teraz ścisnął go o wiele mocniej a następnie pocałował.
                -Nie przyszedłem tutaj jeść – zacisnął pięści na jego koszulce i przylgnął do niego mocniej.
                -Ale chyba zjesz cokolwiek – patrzył na niego czule, wsuwając mu palce między delikatne nitki włosów.
                -Oczywiście, że zjem. Jednak mieliśmy na dziś zupełnie inne plany – ustał na palcach i wspiął się, aby móc się dostać do jego ust. Jednak pomimo swoich usilnych starań nie udałoby mu się tam dostać, gdyby nie pomoc Kagamiego.
                Taiga westchnął ciężko po tym jak oderwał się od słodkich warg Tetsuyi.
                -Zrobimy wszystko, co mieliśmy zrobić – uśmiechnął się szeroko.

                Kagami usiadł ciężko na skraju łóżka. Kropelki potu spływały po jego twarzy i szyi. Przeczesał sobie włoski palcami i wypuścił głośno powietrze. W pokoju było duszno, o wiele za bardzo, a jemu samemu było stanowczo za gorąco. Czuł, że stracił wszystkie siły, jakie na dziś zachował.
                -Nie daje rady… - szepnął patrząc na swoje splecione dłonie. Czuł, że coś dławi go w gardle.
                -Kagami-kun, spokojnie – Kuroko przysunął się ku ukochanemu i cmoknął go w skroń – To nic takiego… - Jego głos był łagodny i pocieszający. Przecież niewiele wymagał.
                -Ale ja nic z tego nie rozumiem… – zacisnął szczęki do bólu.
                -Już dobrze. Zaczniemy jeszcze raz – wtulił się w jego plecy.
                -Przepraszam cię, Kuroko… Przyjechałeś tutaj specjalnie dla mnie… A ja… - w kąciku jego oka zalśniła drobna łezka.
                -Już dobrze – podrapał go po ramieniu. Naprawdę bardzo chciał go pocieszyć, ale nie mógł znaleźć słów.
                -Ale przyjechałeś tutaj specjalnie dla mnie… Po, to…
                -Przestań się nad sobą użalać – walnął go mocno książką w głowę. Jego twarz była prawie jak z kamienia. Nie wyrażała żadnych emocji.
                -Ała! Kuroko! Nie musiałeś – złapał się za bolącą czaszkę. Rozcierał to miejsce przez pewien czas.
                -Zwyczajnie… – przysiadł się obok i posłał mu łagodne spojrzenie – Zacznijmy jeszcze raz – otworzył przed sobą i Kagami, książkę, którą trzymał – Może w końcu coś zrozumiesz…
                -Nic na to nie poradzę… Próbuję i próbuję, ale tych regułek, ni w cholerę nie mogę wkuć, a na czuja to też tego nie czuję… - rozłożył się na łóżku i zakrył twarz dłońmi – Jestem beznadziejny.
                -Jesteś debilem, Kagami-kun…
                -Dzięki! Wiesz!? To nie pomaga – wycharczał spod swoich palców.
                -Ale taki mi się właśnie podobasz… – odgarnął jego dłonie i popatrzył na jego twarz. Była nieziemsko piękna, nawet teraz z tą mieszaniną zdenerwowania i zażenowania.
                -Haha! – zaśmiał się ukazując śnieżnobiałe, równiutkie ząbki – Przez moment myślałem, że się pogniewam, ale ani troszkę nie potrafię się na ciebie gniewać – teraz jego dłonie wysunęły się w kierunku twarzy ukochanego – Kocham cię – ton jego głosu był niski i pełen czegoś w rodzaju czułości.
                -Ja ciebie też… – nachylił się i ich usta się spotkały.
                -Poza tym… Jak ja mogę się uczyć? Skoro ty jesteś obok – uniósł się nieco i przycisnął swój policzek do klatki piersiowej Tetsuyi – Na niczym nie potrafię się skupić, bo tylko ty mi w głowie – nadął usta – Trochę się źle z tym czuje: Przyjechałeś tutaj specjalnie po, to, żeby się ze mną troszkę pouczyć. Niebawem egzaminy. A ja ciągle nie ogarniam japońskiego… W dodatku zawracam głowę tobie… Zamiast pozwolić ci się uczyć…
                -Nic nie szkodzi – uśmiechnął się ciepło – Czego się w końcu nie robi z miłości? – musnął wargami skroń rudego.
                -Powtórz to jeszcze raz – poprosił błagalnie, a jego oczy wyrażały niezwykłą radość.
                -„Czego się w końcu nie robi z miłości?” – pogłaskał go pieszczotliwie po głowie.
                -To cudowne… Uwielbiam, gdy mówisz mi takie rzeczy… Może, dlatego, że sam cię tak bardzo kocham.
                -Może już skończymy na dziś? – dyskretnie zamknął książeczkę i rzucił kochankowi urwane, zmysłowe spojrzenie.
                -O tak. Siedzimy tu już kilka godzin… Dosyć nauki japońskiego na dziś – odchylił głowę i spojrzał drugiemu głęboko w oczy – Teraz pouczmy się biologii… – delikatnie wsunął mu rękę pod koszulkę, jednocześnie lekko na niego napierając i popychając na łóżko. W mgnieniu oka znalazł się nad nim – …W praktyce – szepnął pożądliwie tuż przed tym jak go namiętnie pocałował.
                -Kagami-kun… – Kuroko sam przycisnął do siebie ukochanego. Uwielbiał go, jego ciało. Pocałunki. Dotyk dłoni, bijący od niego zapach.
                -Pragnę cię. Już od momentu, gdy przestąpiłeś próg… Nie od momentu jak się wczoraj pożegnaliśmy – zaśmiał się krótko – Chcę to z tobą zrobić – cmoknął go w szyję, a dłońmi zaczął pieścić jego skórę.
                -Ja też… Ja też tego chcę… – wydukał starając się złapać jak najwięcej powierza, którego z każdą chwilą miał w płucach coraz mniej.
                Kagami z wolna zaczął sunąc swoimi ustami w dół szyi Tetsu. Gdy natrafił na opór w postaci drobnych guziczków jego błękitnej koszuli, które pięknie podkreślały głęboki odcień jego niebiańskich oczu, powoli, sukcesywnie pozbywał się jednego po drugim. Nie przestawał sunąć ścieżką pocałunków przez jego klatkę piersiową, a następnie brzuch. Zatrzymał się na moment przy jego pępku, aby wsunąć w niego koniuszek języka.
                -Um… Kagami-kun… - jękną Kuroko, bezwiednie zaciskając powieki i starając się odwieść od siebie głowę kochanka – Przestań… Nie tam… Łaskocze… Ach… - jego policzki były zaróżowione, a usta lekko rozchylone.
                -Jak niby mam przestać, skro słyszę, teraz to, co słyszę – po tym jak na chwilę się od niego oderwał, od razu powrócił do poprzedniej czynności.
                -Nie… Proszę… Ach… Kochanie… A… - urwał oddech. Próbował się wyrwać jak tylko mógł. Jednak Taiga skutecznie go zablokował chwytając za ręce – Nie… Nie tam… Proszę… ha… a… Ach!– wił się i szarpał, ale nie mógł nic zrobić.
                -Nie brzmisz tak, jakbyś cierpiał… Doskonale wiesz, że masz tam bardzo wrażliwe miejsce… – powrócił na chwilę do jego ust, żeby je musnąć swoimi wargami – A ja uwielbiam wysłuchiwać tego, jak ci dobrze.
                -Musisz mnie tam dotykać? – wydyszał wymęczony.
                -Mówisz o tym teraz – szybkim ruchem włożył mu rękę w spodnie. Kuroko jęknął jeszcze głośniej – Gdy już jesteś całkiem twardy – przerwał na chwilę, jakby czekając na jakaś odpowiedź, a potem mówił dalej – Jesteś cudowny… Słodki jak czekolada – polizał go po czubku nosa.
                Tetsuya nie miał nawet siły nic mu odpowiedzieć. To, co się teraz działo z jego ciałem przechodziło wszelkie pojęcie. Było mu tak gorąco i duszno, chciałby jak najszybciej pozbyć się swoich ubrań, ale leżący na nim Taiga utrudniał mu wszelkie ruchy, w dodatku dłoń, która tkwiła g jego spodniach i poruszała się w taki sposób, który odbierał mu rozum. A był to jedynie początek tego, co niebawem nastąpi. Wiedział to, znał już swojego chłopaka na wylot. Aż za dobrze go znał, kochał i pragnął zarazem.  
                -Chyba już dłużej nie wytrzymasz. Prawda? – szepnął rudy patrząc na ukochanego.
                W odpowiedzi kiwnął jedyni e głową, że ma absolutną rację.
                -Chcesz więcej, prawda? – kontynuował swój miłosny monolog – Lubisz, gdy cię w ten sposób dotykam? Wiesz, nawet nie musisz odpowiadać. Widzę. Wystarczy mi tylko spojrzeć na twoją twarz. Jest najpiękniejsza, właśnie wtedy, gdy jest ci dobrze. Wyglądasz jak anioł…
                -Kagami-kun… – chciał coś powiedzieć, krzyknąć, błagać o coś, a może po prostu wypowiedzieć jego imię. Lecz sam nie wiedział, o co mu chodziło.
                -Już, Kuroko – tak jakby wiedział o wiele lepiej, o co mu chodziło, niż sam Tetsu, zaczął zdejmować z niego krępujące ubrania. Z bladych ramion zsunął mu koszulę, potem rozpiął spodnie i za moment opadły one z tępym szelestem na podłogę. O wiele ciszej w tym samym miejscy chwilę później znalazły się czarne bokserki – Tak lepiej? – nie czekał na odpowiedź, dotknął wargami rozedrganej skóry na piersi swojego chłopaka, a potem przygryzł jego sutek.
                -Am… mmm… Kagami-kun – w ten sposób odpowiedział na tą czułość.
                -Kocham cię… - gorącym oddechem rozpalił jeszcze bardziej wrażliwą już i tak skórę, ciągnąć tym szlakiem w dół, aż do znacząco powiększonej męskości Kuroko. Potem jego usta i język jakby same wiedziały, co mają robić. Instynktownie z lekkością i wprawą lizał i ssał, tak, jakby było to dla niego łatwiejsze niż oddychanie.
                -Ha… ah! Kagami-kun! Kagami-kun! – piszczał Tatsu trzymając i ciągnąć ukochanego za kosmyki rudawych włosków. Teraz już zupełnie zapomniał o tym, po, co tutaj tak naprawdę przyszedł.
                Taiga nawet nie myślał o tym, żeby przerywać, to, co zaczęli, a Tetsuya jak najbardziej się cieszył z tego stanu rzeczy. Uwielbiał, gdy jego chłopak robił mu dobrze, a robił to w taki sposób, że cały świat na chwile dla niego zanikał, zostawał tylko ten pokój i to łóżko oraz ten mężczyzna obok. Od tego jak Kagami go lizał i ssał, była tylko jedna lepsza rzecz, a mianowicie to jak był w nim, gdy czuł go w sobie.
                -Kagami-kun… Ach… – sapnął Kuroko, unosząc się nieco na łokciach – Ja chce już… Dłużej nie wytrzymam. Wejdź we mnie… teraz… – Przegarnął sobie włosy palcami.
                -Jak mógłbym ci odmówić, gdy tak słodko prosisz… - mruknął przysuwając się i całując go w szuję.
Tetsu odchylił znów głowę ku tyłowi, dając kochankowi pełny dostęp do swojej szyi, brody i barków, które Taiga z namiętnością obcałowywał
-Daj chwileczkę... – szepnął rudy swojemu chłopakowi wprost do ucha i wstał. Podszedł do szafki i wyciągnął z niej buteleczkę, z niebieskim żelem. Następnie odstawił ją na blat i szybko ściągnął z siebie koszulkę.
-O boże… - szepnął Kuroko zasłaniając sobie oczy, ale patrząc przez palce.
-Co się stało? – spytał stojąc na jednej nodze i ściągając spodnie.
-Jaki ty jesteś seksowny... – wstał i pot rzedł do niego – Naprawdę kocham twoje mięśnie... – Położył mu rękę na klatce piersiowej i przejechał po niej – Każdy… najmniejszy – zawędrował dłonią na jego biodro i tam się zatrzymał, a po chwili ściągnął niżej jego bokserki.
-Gdy robisz i mówisz takie rzeczy, to ja naprawdę nie potrafię się powstrzymać – popchnął go powrotem na łóżko, ukradkiem zgarniając lubrykant.
-Bo już sam nie mogłem się doczekać – przyciągnął go do siebie i go pocałował.
-Och… Kuroko… – pospiesznie zdjął do reszty swoją bieliznę i nalał na palce odrobinę żelu.
Tetsuya bez słowa i z największą przyjemnością sam rozłożył przed nim nogi, ukazując miejsce, w którym pragnął go poczuć. Taiga zawędrował dłonią pomiędzy pośladki swojego chłopaka.
-Kagami-kun szybciej… Naprawdę lubisz mnie tak przetrzymać. Najpierw mnie rozpalasz, a potem się hamujesz  – zamknął oczy.
-Wiesz, czemu tak robię? – Szepnął mu do ucha, wciskając w niego pierwszy palec.
-Hmmm? – przygryzł wargi
-Bo, gdy już pragniesz tego tak mocno, że nie potrafisz wytrzymać. Jesteś cudowny. Po prostu wspaniały… Nic się nie może z tobą równać – teraz dołożył kolejny palec.
-Wystarczy… Chcę już… - jęknął głośno.
-Słodki, napalony Kuroko – dla pewności rozszerzył jeszcze odrobinę jego dziurkę i wyciągnął palce.
-Powiedz jeszcze jak bardzo mnie pragniesz – rozłożył szeroko jego nogi, kładąc mu dłonie na udach i usadowił się między nimi.
-Tak bardzo, że już dłużej nie wytrzymam – w jednej chwili zarzucił mu ręce na szyję i przyciągnął go do siebie. W tym samym czasie zaczął się z nim całować.
Kagami wpił się w usta Kuroko, przygważdżając go do materaca, jednocześnie naparł na jego dziurkę i zaczął w niego wchodzić. Łatwo i bez najmniejszego problemu, tak jak za każdym razem.
-W porządku? – odsunął się, żeby móc objąć wzrokiem niemal całego Tetsu i poruszył po raz pierwszy dziś.
-Teraz tak – uśmiechnął się błogo, wywracając oczami.
-O tak… To jest to, o czym mówiłem. Piękny… Jesteś piękny – zaczął równomiernie kołysać biodrami, ściskając uda Kuroko.
Duże łóżko zaczęło skrzypieć. A dwoje kochanków coraz ciężej oddychać. Ich ciała tak idealnie ze sobą współgrały.
Kuroko nie tylko czuł na sobie wzrok ukochanego, ale też sam widział coś w rodzaju niemego zachwytu w jego oczach. Nie bardzo rozumiał, czemu jest obiektem uwielbienia Kagamiego, ale nie narzekał na to. Uwielbiał, gdy Taiga patrzył na niego w ten sposób.
Czuł w takich chwilach, że jest dla kogoś najważniejszy na świecie i nie zawsze znika w tłumie. Wiedział, że dla kogoś, w tym właśnie momencie jest wszystkim. To wrażenie jedynie pogłębiało rozkosz, jaką odczuwał.
Zawsze był gotów oddać mu całego siebie i właśnie to robił. Kochał go całym swoim sercem, całym sobą. Nie zniósłby, rozstania z nim. Zabiłby się, gdyby coś miedzy nimi się popsuło. Kagami należał do niego a on do Kagamiego.
Pomyślał przez ułamek sekundy o tym, że mógłby go stracić, a wtedy w kącikach jego oczu pojawiły się maleńkie kropelki łez, których nie zdołał zatrzymać. Na szczęście były prawie niezauważalne, jedynie czuł wilgoć na rzęskach. Wyciągnął ręce do ukochanego, aby się w niego wtulić..
-Kagami-kun… – szepnął rudemu prosto do ucha.
-Wszystko w porządku? – zapytał jakby coś zauważył, było to jednak niemożliwe.
-Tak… Po prostu… tak bardzo cię kocham…
-Ja ciebie też – spojrzał mu szybko w oczy a następnie pocałował go z namiętnością.
Te wszystkie ruchy, dotyk dłoni Tagi, na jego skórze, smak jego pocałunków, to wszystko doprowadzało Tetsuyę do szaleństwa. W jednej chwili pragnął już dojść, a zarazem marzył o tym, żeby to wszystko trwało wieczność. Zawieszony pomiędzy dwoma odczuciami, zdany był jedynie na to, żeby spokojnie czekać na rozwój wypadków i na to jak będzie reagowało jego ciało. Po dłuższej chwili tych dwuznacznych emocji, poczuł, że to już. Bezwiednie wygiął kręgosłup w dość sporawy łuk, Nawet nie wiedział czy oddycha. Niemalże nic do niego nie docierało, oprócz przyjemności i słodkiego szeptu Kagamiego:
-Kuroko… Kuroko…

Obudził się i był w błogim stanie. Czerwono-włosa głowa Kagamiego spoczywała tuż obok jego ramienia i cicho pochrapywała. Uśmiechnął się słodko patrząc na niego a następnie ucałował go w skroń. Kagami jeszcze smacznie spał i wyglądał na niezwykle zadowolonego. Kuroko przekręcił się i wygrzebał telefon spod poduszki. Była już godzina jedenasta, a do tego miał nieodczytaną wiadomość. Teraz ją otworzył. To był mail od Aomine:
 Od: Aomine Daiki
Temat: Hej!
Myszko, wyskoczymy dziś razem do kina?


Odpisał bezzwłocznie, uśmiechając się szeroko.
Odpisz do: Aomine Daiki
Temat: Re; Hej!
Oczywiście. Już nie mogę się doczekać. Dziś kolo siedemnastej?


-Kto zawraca mojemu kochanie główkę z samego rana – mruknął zaspany Taiga, prawie, że wpełzając na Kuroko.
-Jakieś promocje – wrzucił niedbale swój telefon za łóżko i zarzucił jedna rękę na ramie rudego.
-Acha... – mruknął całując go w szyje.




Dziękuję za przeczytanie.
W najbliższym czasie zapowiem Wam 3 opowiadania, które niestety nie wiem w jakiej kolejności ani dokładnie kiedy się pojawią, ale będą
1. Kolejna część HikaKao
2. część 2 Kagami x Kuroko x Aomine
3. Murasakibara x Akashi. Ta akurat wiadomo kiedy się pojawi, bo będzie to opowiadanie-prezent urodzinowy dla Wero i opublikowany zostanie 29.09