piątek, 27 czerwca 2014

Kasamatsu x Kise część 3

Witajcie!
Dyplomy, wyniki odebrane?
Jeśli tak, to oficjalnie dla części z Was rozpoczeły się wakacje. Niektórzy już mieli je wcześniej, na niektórych urlop jeszcze czeka, ale wszystkim Wam życzę udanego wypoczynku!

Ach... Błagam, nie wypominajcie tego, ile trwało pisanie tej części... Wiem, że tak całe... no chyba z 9 miesięcy, to dziecię się rozwijało. Nawet prawidłowo... Ale cóż, wiem, że zbyt długo kazałam Wam na zakończenie tego opowiadania czekać.

Rok temu (Bo chyba mogę tak napisać) mój pomysł na to opowiadanie był zupełnie inny, a w pewnym momencie w ogóle go nie było... Ale jednak wena przyszła
*oddycha głęboko, z ogromną ulgą*

Pewnie część czytelników nawet nie czytała, albo i nawet nie pamięta poprzednich części, to w swej miłości do Was, zarzucam Wam linki do części pierwszej i części drugiej
Nie płaczcie proszę, że to już ostatnia część, bo jest o wiele dłuższa od pozostałych dwóch i to razem wziętych! A że osobiście lubię KasaKise nie wykluczone, że w przyszłości pojawią się kolejne opowiadania o nich... :)
A jak mi się udało pociągnąć to dalej, po takim czasie, jeśli jesteście ciekawi, to zapraszam do czytania:



„Letnia przygoda” c.d.


                Kasamatsu chciał się przekręcić tuż na ranem. Już widać było przebijające się przez tkaninę namiotu, wschodzące słońce. Leżała na plecach i chciał się położyć na bok, ale nie mógł. Coś ciężkiego leżało na jego torsie, nodze i brzuchu. W dodatku „coś” cały czas moczyło mu koszulkę. Spojrzał na to „coś” i zobaczył śpiącą twarz swojego przyjaciela: Włoski miał roztrzepane a z rozchylonych ust nadal wylewała się strużka śliny. Chciał się poruszyć i zrzucić z siebie ten ciężar. Starał się to zrobić najdyskretniej jak potrafił. Chwycił go za ramie i odsunął od siebie. Blondynek zamamrotał coś i ułożył się, kładąc sobie ściśniętą w pięść dłoń obok policzka. Yukio położył się twarzą do niego i zaczął mu się przyglądać. Postanowił poukładać mu nieco roztrzepaną grzywkę. Wyciągnął rękę i zaczął go gładzić po głowie. Włosy blondyna były takie miękkie i miłe w dotyku. Gdy go tak gładził na jego usta wkroczył subtelny uśmiech.
                -Kurokochii… - wymamrotał przez sen Ryota.
                Brunet natychmiast oderwał rękę, a z jego twarzy zszedł uśmiech. Odwrócił się do niego plecami i ułożył wygodnie. Doskonale wiedział, że Kuroko jest dla Kise kimś bardzo ważnym. Zdawał sobie z tego sprawę, ale nie wiedział, dlaczego go to zabolało. To nie było coś, czym powinien się przejmować.
Trudno. Musieli wstawać. Mieli na dziś plany.
                -Wstawaj… - szarpnął go za ramię.
                -Jeszcze pięć minut… - obrócił się.
                -Wstawaj patałachu! – dał mu potężnego kuksańca w bok.
                -Co jest…? - poderwał się i złapał za bolący bok.
                -Na ryby idziemy – odkrywał się.
                -Nie możemy później – ziewnął kładąc się.
                -Nie. O świcie, najlepiej biorą…
                -Obaj jesteśmy tak przystojni, że zawsze będziemy mieć branie… *– przetarł sobie oczy. Wyglądał uroczo, przypominał w tej czynności małego kotka.
                -Wstawaj – zaczął za nogę wyciągać go z namiotu.
                -Senpai! Proszę – szarpnął się.
                -Chcesz coś jeść? – nachylił się nad nim i spojrzał mu w oczy.
                -Chcę…, Ale… - zarumienił się – Jest tak wcześnie i jestem śpiący…
                -Jeśli nie chcesz iść, to pójdę sam, ale nie będziesz jadł.
                -No dobra – westchnął i zarzucił mu ręce na szyję – Idę z tobą, ale nie oczekuj proszę, że o tak wczesnej porze będę pomocny – uśmiechnął się.
                -No to się zbieraj! – wyrwał mu się i wyszedł z namiotu – Masz pięć minut!
*(Ale suchar! xD I też prawda >.< ~Wero) 
 
***
                Kasamatsu rozłożył wędkę, wyciągnął podbierak i malutkie pudełeczko.
                -Senpai, co to? – przez ramię zajrzał mu jego przyjaciel
                -Przynęta – powiedział spokojnie uchylając wieczko. W środku było pełno malutkich i tłuściutkich dżdżownic.
                -Fuuuuuu! Obrzydliwe! Zabierz to! – odskoczył jak oparzony.
                -No chyba żartujesz! Bez tego nic nie złowimy. Cały ranek je wczoraj łapałem!
                -Nienawidzę takich rzeczy! Ja nie chcę tego widzieć! Proszę senpai! Nie pokazuj mi tego więcej! To obrzydliwe – zacisnął powieki i zaczął się trząść.
                -Obiecuję, że nie będziesz tego dotykał, zatknę je na haczyk, wrzucę do wody i schowam pudełko. Dobrze? – wyciągnął do niego rękę
                -Dobrze… ale zrób to szybko – spojrzał na niego speszony i podał mu dłoń.
                -Oczywiście – uśmiechnął się słabo i pociągnął go lekko – Możesz się uspokoić.
                -Yhym…. – kiwnął nieśmiało głową a następne zaczął nerwowo otrzepywać dłoń – Jak ty to mogłeś dotykać!
                Brunet nie zareagował na ten komentarz w żaden sposób.
Zrobił dokładnie tak jak powiedział, w tym samy macie jego kolega siedział jak najdalej z opuszczoną głową i najprawdopodobniej zaciśniętymi powiekami.
                -Proszę – podał mu wędkę – teraz ci nic nie zrobią.
                -Wierzę ci…
Ryby całkiem nieźle dziś brały, ku radości chłopców, bo przez to, że blondyn zgubił połowę zapasów jedzenia, musieli sobie jakoś radzić.
                -Gdzie się nauczyłeś łowić – zapytał Kise i dość nieumiejętnie zwijał żyłkę.
                -To wycisza, często jeździliśmy z rodzicami na biwak – siedział spokojnie.
                -Rozumiem. Znów mi zaimponowałeś… - zamknął oczy i rozkoszował się słońcem – Jesteś taki dojrzały…
                -Nie, to ty jesteś dzieciakiem – zerknął na wiadro – Jak nic nie odwalisz, to kolacje będziemy mieli.
  

***
                -Hej, chłopcy! Co robicie!?
                Naruko przybiegła do Kasamatsu i Kise z wielka torbą zapakowaną po brzegi.
                -Jemy kolację – odpowiedział jej blondyn z buzią umorusaną słodką fasolą.
                -Okej… A może chcielibyście – przestąpiła z nogi na nogę – Spędzić z nami troszkę czasu. No wiecie, jesteśmy tutaj tylko w czwórkę
                -Czemu nie! Przyłączcie się do nas!
                -Supcio! – klasnęła w dłonie i dosiadła się do niego – Mamy piwo! Chcecie? – wyciągnęła z torby butelkę – Wiecie, że tutaj niedaleko jest spożywcza, gdzie nie pytają o dowody! – wykrzyknęła radośnie. Jej twarz aż promieniała, gdy patrzyła na chłopców.
                -Ekstra, a potem będziemy grali w „Prawda czy Wyzwanie”!
                -Ekstra pomysł! W ten sposób wszyscy będziemy się dobrze bawić! Chodź tutaj Sasuko – wyciągnęła rękę do koleżanki.
                -Tak, tak – brunetka poprawiła sobie grzywkę i także się przysiadła.
                -Łap! – podała jej kolejną butelkę.
                -Dzięki… Przepraszam… ale czy macie otwieracz?
                -Daj… – Yukio, który dotychczas siedział cichutko westchnął i wziął od niej piwo. Następnie pogrzebał w kieszeni i wyciągnął klucze, bez trudu za ich pomocą odkorkował butelkę – Ktoś jeszcze? – popatrzył po zgromadzonych.
                -Ja, ja! Mi otwórz! – Ryota rzucił się w jego stronę ze swoją flaszką – Senpai jesteś zajebisty! Co nie dziewczyny! – wskazał na przyjaciela palcem.
                -Jasne – pisnęła blondynka – Co facet, to facet! Kasamatsu-kun, jest prawdziwym facetem!
                Brunet nic nie odpowiedział na te komplementy. Nie wiedziała za bardzo, co mógłby powiedzieć, żeby się nie wygłupić. Nie czuł się za dobrze w towarzystwie kobiet. Wolał przemilczeć tą sprawę. Liczył na to, że wypiją po piwku i wszyscy pójdą w swoją stronę. Bardzo się pomylił. Po pierwszej butelce, przyszła kolej na kolejne. Nie uśmiechało mu się przebywanie w tym towarzystwie. Odpowiadał zdawkowo na zadane mu pytania. Starał się też nie patrzeć na ich twarze. Nie wiedział, o czym ma rozmawiać. Cieszył się, że jego kolega sprawnie podtrzymywał atmosferę, zabawiając „gości” głupawymi historyjkami z Show Biznesu, albo starymi z czasów, gdy był jeszcze, w Teiko.
                -…No i na koniec byłem tak wykończony, że jak upadłem, to nie miałem w ogóle siły wstać. Na szczęście był tam senpai i mnie podniósł. Gdyby nie on, pewnie musiałbym się czołgać do szatni – zakończył swoją opowieść Kise.
                -Łał! Kasamatsu-kun! Jest naprawdę niesamowity! Taki kochany i opiekuńczy! – Naruko znów przysunęła się do bruneta.
                -Co ja nie… - starał się od niej oddalić.
                -No to może w końcu zagramy w „Prawda czy Wyzwanie? – Riota nadął policzki.
                -Dobry pomysł – jego przyjaciel w mgnieniu oka rzucił się, żeby ustawić butelkę na środku.
                -Okej! Zaczynaj.
                Przełknął ślinę i zakręcił. Wypadło na brunetkę. Która siedziała także po cichu z rękoma splecionymi przed sobą. Nie była bardzo zachwycona w chwili, gdy trafiło na nią.
                -Prawda czy wyzwanie?
                Przez chwilę się zawiesiła.
                -Prawda – odpowiedziała cicho.
                -Więc może – zamyślił się, spoglądając w gwiazdy – Jaka jest twoja największa wada?
                -Ja… - dziewczyna spuściła głowę – Chyba jestem zbyt oziębła… Tak mi się wydaje… - przygryzła wargi.
                -Rozumiem… Myślę, że wystarczy, teraz twoja kolej – przekazał jej przysłowiową „pałeczkę”
                -Umm… Dobrze – nieśmiało zakręciła pustą butelką.
                Tym razem wskazało blondynę
                -Na-Naruko-chan, prawda czy wyzwanie?
                -Wyzwanie! – zakasała rękawy.
                -Dobrze… Więc pójdź do lasu i przynieś grzyb…
                -Co!? – rozłożyła się na ziemi – Mam iść sama do ciemnego lasu?
                -Sama chciałaś wyzwanie – wzruszyła ramionami.
                -Jesteś okrutna Sasuko-chan! – wstała niechętnie – Ale jeśli porwie mnie jakiś duch, albo ugryzie wampir, to wiedz, że będzie to Twoja wina! – wskazała na nią oskarżycielsko palcem, wyjęła z kieszeni telefon i pobiegła szybko w stronę lasu.
                -Nie uważasz, że to trochę niebezpieczne? – odezwał się Kise.
                -Nie, w tym lesie nie ma żadnych niedźwiedzi, najgorsze co ją może tam spotkać to zadrapanie…
                -Albo skręcenie kostki w jakimś dole… - dodał Yukio.
                -Co!? O tym nie pomyślałam! – pisnęła – Naruko-chan! Wracaj, zmieniłam zdanie – wstała i zaczęła się drzeć w stronę drzew.  
                -Nie wydaje mi się, żeby cię teraz słyszała. Jedyne, co ci pozostaje to spokojnie poczekać na jej powrót.
                Dziewczyna usiadła z powrotem i podciągnęła kolana pod brodę. Widać, że się zdenerwowała.
                -Jestem pewien, że nic jej nie będzie – blondyn chciał ją uspokoić.
                -Nie chce, żeby coś jej się stało… To ja ją tutaj zaciągnęłam… Jeśli przeze mnie coś jej się stanie…
                -Mam! – krzyknęła wybiegająca z lasu Naruko – Kochana, masz przekichane! Wiesz jak mnie komary pogryzły…
                -Jak dobrze, że jesteś – podskoczyła do niej i ją przytuliła.
                -O, co chodzi? Coś się stało? – zamrugała zdezorientowana.
                -Nie nic grajmy dalej – wzięła ją za rękę i zmusiła, żeby usiadły z powrotem – Przecież teraz twoja kolej.
                -Tak! – kiwnęła głową i zakręciła butelką.
                -Kasamatsu-kun! Teraz twoja kolej! Prawda, czy wyzwanie.
                -Prawda – westchnął.
                -Okej! No to powiedz: masz kogoś, kto ci się podoba? – przybliżyła się do niego i spojrzała mu w oczy.
                -Ktoś tu się komuś podoba… - szepnął bardziej do siebie blondyn.
                Yukio zacisnął pięści i przełknął ślinę. Nie powinien w tej grze kłamać.
                -Tak – odpowiedział krótko.
                -Kto to taki? Kto? No kto? – zaczęli pytać równocześnie blondyni.
                -Jedno pytanie na jedną turę! Nie powiem – odepchnął ich na siłę.
                -Teraz ja kręcę. – jak powiedział tak zrobił.
                Tym razem wypadło na Kise.
                -Uf… a już się bałem, że nigdy nie będzie moja kolej – powiedział wesoło wylosowany.
                -Nie masz się, z czego cieszyć. Prawda, czy wyzwanie?
                -Hmmmm… Mało było wyzwań. To wyzwanie!
                -Dobra. To zaśpiewaj coś.
                -Oczywiście – wstał, wziął do ręki pustą butelkę udając, że to mikrofon i zaczął - „Będzie głośno! Będzie radośnie. Będzie się działo i o północy będzie coś tam… Będzie głośno. Będzie radośnie! Uoooo!”
                Wszyscy popatrzyli na siebie zniesmaczeni i niemo zgodzili się ze sobą z tym, że po tym hicie już żadne z nich, nigdy nie każe nic zaśpiewać Kise. Za bardzo się do tego rwał.
                -Okej! – wykrzyknął radośnie na koniec. Teraz ja kręcę!
                -Bardzo mocno zakręcił butelką, długo wirowała, nim wypadło znowu na Naruko.
                -Dobra! Prawda czy wyzwanie?
                -Wyzwanie – odpowiedziała hardo.
                -Ale ostrzegam… nie będzie lekko – zachichotał szarańczo. Twoim wyzwaniem jest pocałować… - znowu zawirowała butelka. Blondynka zacisnęła mocno kciuki, czekając na rezultat – Senpai-a! – wykrzyknął radośnie.
                Dziewczyna o mało, co nie pisnęła z radości, za to jej przyjaciółka, jakoś w odróżnieniu do niej bardzo posmutniała.
                -Mam nadzieję, że twoja „kobieta” nie będzie miał nic przeciwko – Blondyn szturchnął kolegę w bok.
                Co miał zrobić biedny Kasamatsu? Zasady były takie a nie inne. W trakcie rozgrywki nie mógł już ich zmienić. Musiał teraz przyznać sam przed sobą, że cholernie boi się płci pięknej. Jednak, co wyzwanie, to wyzwanie. Musiał się z nią pocałować.
                -Kasamatsu-kun… – dziewczę powiedziało niemalże błagalnie i zamknęło oczy.
                -No-no dobra… – przysunął się do niej.
                Popatrzył na jej spokojnie zamknięte w oczekiwaniu powieki, rozchylone usteczka. Były śliczne. Wziął głęboki wdech i zatrzymał powietrze w płucach. Szybko cmoknął Naruko.
                -Już, proszę – odsunął się szybko.
                -Co już? – dziewczyna zamrugała zdezorientowana. Tak szybko?
                -Nikt nie powiedział, że to ma być długi pocałunek!
                -Szkoda… Naburmuszyła się.
                -Nie bądź, zbyt zachłanna – wtrąciła się jej koleżanka – Z resztą teraz twoja kolej.
                -Ech…. – westchnęła i butelka kolejny raz zawirowała.
                -Tylko nie to, znowu ja… - Yukio zamknął oczy, czując jeszcze zażenowanie po tym, co zrobił przed chwilą.
                -Masz pecha! Prawda, czy wyzwanie
                Chłopak przygryzł wargi. Nie miał ochoty już ani odpowiadać, na żadne krępujące pytania, ani brać udziału w żadnym wyzwaniu, a czuł, że to teraz będzie w odwecie bardzo ciężkie, albo nawet i bolesne.
                -Wy-wyzwanie – powiedział na wydechu.
                -Naruko-chan… - Sasuko nachyliła się do koleżanki i szepnęła jej coś na ucho.
                -No dobrze. – kiwnęła głową.
                -Ej to nie fair! Nie podpowiadaj! – wrzasnął Kise
                -To nasza wspólna decyzja – odpowiedziała blondynka – Kasamatsu-kun, teraz masz pocałować się z Kise-kun! Ale nie tak jak przed chwilą. To ma być pocałunek z prawdziwego zdarzenia. Z języczkiem… i długi… i namiętny…
                -Tak! – zawtórowała jej koleżanka zaciskając pięści wpatrując się w nich uporczywie.
                Obaj chłopcy spojrzeli się na siebie. Żaden z nich nie wiedział, co ma powiedzieć. Pocałunek z dziewczyną, to jedno, jednak dwaj całujący się mężczyźni, to zupełnie inna sprawa.
                -Może jednak zakończymy już na dzisiaj tą zabawę – chrząknął brunet.
                -Nie ma takiej opcji! – wrzasnęła Sasuko – Całuj go i to już!
                -Senpai… – Ryota spojrzał skrępowany na przyjaciela.
                -Nie musimy tego robić – odpowiedział mu równie zawstydzony.
                -A właśnie, że musicie! Nie ma, że boli! – wrzasnęły kobietki.
                Kasamatsu przysunął się do młodszego kolegi, na tyle blisko, żeby móc to zrobić. Kise tylko na chwilę odważył się podnieść na niego wzrok, potem uciekł nim, gdzieś w ciemność. Brunet był skrępowany, jednak w chwili, gdy zobaczył jego twarz tak z bliska, Yukio, zrozumiał, że przecież sam tego pragnie, a teraz ma do tego niepowtarzalną okazję. Usprawiedliwioną i niewinną. Nie wynikną z tego aktu żadne konsekwencje. Położył mu rękę na policzku i uniósł powoli jego głowę.
                -Bądź delikatny… – szepnął blondyn, póki jeszcze mógł i zamknął powieki.
                -Oczywiście…
                Najpierw delikatnie przejechał swoimi wargami po jego, czekając, na to, aż te drugie się rozchylą, gdy tylko to się stało polizał przyjaciela po górnej części ust, aby następnie włożyć język do środka. Popieścił go tam przez chwilę, nim drugi zaczął odpowiadać tym samym.
                Dłonie Ryoty mimowolnie zarzuciły się na ramiona jego kolegi.
                Brunet osunął się trochę do przodu, teraz nieco na niego napierał, lecz nie przewrócił się z nim. Naprawdę, to, co robił mu się podobało. Skubał swoimi wargami jego usta, czasem lekko przygryzał jego język, nic na siłę, wszystko powoli. Usłyszał, jak jego przyjaciel westchnął, ale wtedy nie przerwał. Kontynuował to, co zaczął.
                -Nie uważasz, ze to trwa za długo – szepnęła blondynka.
                -Cicho – odpowiedziała jej koleżanka, która patrzyła na tą scenę z szeroko otwartymi oczyma.
                W końcu chłopcy przestali się całować. Kasamatsu odsunął się i uśmiechnął. Poczuł, że ma ochotę na o wiele dłuższy pocałunek, niż ten tutaj, właśnie z tą osobą. Kise oddychał ciężko. Usta miał wilgotne a policzki czerwone jak rubiny. Miał wrażenie, że zaraz straci przytomność. Zakręciło mu się w głowie, czy to od alkoholu, czy to od wrażeń. Zasłonił sobie buzię wierzchem dłoni i spojrzał z ukosa na swojego kapitana.
                -Kto by pomyślał… - wydyszał – Że tak będzie wyglądał mój pierwszy pocałunek…
                -Yyyy! Pierwszy! – pozostała dwójka wrzasnęła z niedowierzania.
                Kiwnął jedynie głowa na znak, że wcale nie żartuje.
                -No w sensie, że z facetem… - dodał po chwili.
                Wszyscy jak siedzieli, tak się o mało, co nie wywalili.
                Brunet popatrzył na młodszego kolegę. Miał wrażenie, że spogląda teraz na najbardziej niewinna istotę na ziemi. Chciałby mu podarować wszystkie pierwsze razy.
                -Może pójdziemy już spać? – zaproponował już zupełnie rozluźniony.
                -Okej… - powiedziała niepewnie Naruko patrząc na swoja przyjaciółkę, która opierała się o jej ramię z głupawą miną i stróżką krwi wypływającej z nosa.
 
***
Dni mijały im przyjemnie. Korzystali ze szczodrych promieni słońca i z rzadka zachmurzonego błękitnego nieba. Chociaż komary i rożne robale czasami nie dawały im spokoju, bawili się znakomicie. Chłopcy świetnie też zintegrowali się z nowo poznanymi dziewczętami. Widzieli nawzajem swoje namioty, które rozbite były na dwóch oddalonych od siebie o kilkadziesiąt metrów brzegów jeziora, zwoływali się nawzajem jednym machnięciem ramienia i spędzali ze sobą czas. Nawet Kasamatsu, który nie lubił przebywać z płcią przeciwna, bawił się całkiem dobrze i bardzo polubił Naruko i Sasuko, coraz swobodniej był w stanie z nimi rozmawiać, za to jego przyjaciel od samego początku dogadywał się z nimi bez najmniejszego problemu.
Taka sielanka mogłaby trwać cały czas, gdyby, w przeddzień pożegnania nie wydarzyła się niespodziewana tragedia. Tego dnia Sasuko leżała na ręczniku w samum bikini, czytała książkę i przy okazji się opalała. Kasamatu siedział całkiem niedaleko i brzdąkał na swojej gitarze. Naruko oraz Kise bawili sie w wodzie niczym dzieciaczka. Biegali po brzegu i chlapali się woda.
-Hej! A może zobaczymy, kto dopłynie pierwszy do drugiego brzegu - Blondyn szturchnął dziewczynę delikatnie w ramie i uśmiechnął się szeroko.
-To jasne, że ty... - przewróciła oczami – Jesteś ode mnie większy i ćwiczysz... No i jesteś facetem.
-Dam Ci fory.. A z reszta... Będziesz miała się jak popisać przed senpaiem... - Szepnął do niej – Przecież widzę, że ci się podoba.
-Tyle, że ja nie za dobrze pływam – zaczerwieniła się i spuściła nieśmiało wzrok.
-Daj spokój, a co ci się morze stać! – rozłożył ręce i ruszył po kolana do wody.
-No dobra. Poczekaj! – pobiegła za nim pędem, woda chlupała dookoła niej, pod jej zanurzającymi się w toni stopami.
-No dobra... Trzy... - oboje się ustawili - Dwa... Jeden!
Oboje wystartowali. Chłopak zanurzył się kraulem pod wódę i od razu przepłynął ładnych kilka metrów zanim się wynurzył i nawet nie spojrzał na koleżankę. Ona z kolei radziła sobie o wiele gorzej. Póki miała grunt pod nogami jakoś dawała sobie rade, ale gdy przestała mięć oparcie, zaczęła lekko panikować i przestała równomiernie się poruszać, nie przepłynęła zbyt dużej odległości a już zaprzestała płynąc i głowa schowała jej się pod woda, napiła się jej i zakasłała, znów opadła nieco na dno. Nie miała nawet jak krzyknąć. Nie tylko woda, ale i strach dławił ja w gardle. Dziewczyna tonęła.
Gdy Rota był już prawie na drugim brzegu odwrócił się, żeby zobaczyć jak Naruko sobie radzi. Zobaczył ją i go sparaliżowało. Nie mógł się ruszyć, chociaż wiedział, że koleżanka potrzebuje pomocy, ale nie wiedział, co zrobić.
-Naruko-chan! – wrzasnął I nawet próbował rzucić się jej na ratunek, jednak całe jego ciało było odrętwiałe. Miał wrażenie, ze jego dłonie i ramiona nie zanurzają się w wodzie, lecz kopią w ziemi.
Przeraźliwy krzyk zwrócił uwagę pozostałej dwójki, która zerwała się na równe nogi. Sasuko rozwrzeszczała się wzywając imię przyjaciółki i ze łzami w oczach patrzyła przerażona na to, co się z nią dzieje. Jedynym, który w tej sytuacji myślał trzeźwo był Kasamatsu. Bez chwili wahania zrzucił z siebie koszulkę i w jednej chwili wpadł do wody. Jego ramiona rozrywały toń, niczym delikatną pajęczą sieć, a ciało poruszało się niemal z nienaturalną zwinnością i sprawnością. Adrenalina i nerwy dodawały mu sił. Minęła chwila zanim dopłynął do coraz bardziej przestraszonej dziewczyny, chwycił ją i zaczął holować na brzeg. Na początku zbita z tropu Naruko nie chciała się poddać jego pomocy i zaczęła się rozpaczliwie wynurzać, ale po chwili zrozumiała, że musi pozwolić mu się wyciągnąć. Yukio, powoli dociągnął ją do najbliższego brzegu.
-Nic ci nie jest? – chwycił ja za ramiona i zapytał zdyszany.
-Chyba nie…Khe… Khe… – wargi miała całe pobielałe, a ciało trzęsło się jak w febrze.
Nie zdążył już o nic więcej zapytać, ponieważ właśnie dobiegła do nich Sasuko i porwała przyjaciółkę w swoje ramiona.
-Kochanie! Nic ci nie jest!? – pisnęła tuląc ją do siebie mocno.
-Nie… ale… Dusisz! – zamachała rękoma.
-Och, przepraszam! – odsunęła się i spojrzała na jej twarz, odgarnęła jej z niej mokre kosmyki i położyła dłonie na policzkach – Tak się martwiłam… Nie strasz mnie tak więcej… - jej oczy były pełne łez.
-Sasuko-chan… Khe… khe… Nie musisz się tak martwić… – próbowała się uśmiechnąć, ale jakoś nie miała na to siły.
-Ale nic na to nie poradzę, że byłam przerażona myślą, ze coś mogłoby ci się stać – tym razem delikatnie przyciągnęła ją do siebie i ułożyła jej głowę na swoich piersiach…
-Rozumiem cię, Sasuko-chan… Ja też jakby coś ci się stało… - kilka kropel spadło na obfity biust brunetki.
-Już dobrze. Naruko-chan. Wszystko będzie dobrze…
-Czy ty powiedziałaś do mnie „kochanie”?
Śliczna główka blondynki uniosła się do góry. Rzęsy zalśniły od wody i łez. Oczy dziewcząt się spotkały. Nastała długa, zwiastująca coś niezwykłego cisza.
-Tak… - odpowiedziała w końcu Sasauko spuszczając głowę z zażenowania.
-Co to znaczy, Sasuko-chan…? – zamrugała zdezorientowana, lecz i świadoma tego, co może zaraz usłyszeć.
-Kocham cię, Naruko-chan… - wyszeptała.
Nagle przyglądający się temu wszystkiemu Kasamatsu poczuł się dziwnie niepotrzebny, a wręcz jak intruz wchodzący z butami w czyjąś intymność. Nie chcąc tej dwójce dłużej przeszkadzać, zrobił kilka cichych kroków do tyłu. Nie sądził, że ta cała sytuacja może przybrać taki obrót. Uśmiechnął się pod nosem. Widok, pomimo że dziwny był bardzo przyjemny dla oka, jednak nie chciał przeszkadzać tej dwójce. Zdawał sobie sprawę, że jest tam całkowicie niepotrzebny, a jest ktoś, kto go o wiele bardziej w tej chwili potrzebuje Odwrócił się i zaczął szukać wzrokiem swojego przyjaciela. Zobaczył go od razu: stal po kolana w wodzie z głowa zwieszona na znak tego, że czuje się winny całemu zajściu. Kasamatsu ruszył do niego szybkim krokiem. Okrążał jezioro, jednocześnie nie spuszczał oczu z Kise. Było mu go żal. Podszedł do niego. Chlupanie wody zwiastowało, że się do niego zbliża, wtedy Ryota drgnął. Spojrzał na kolana swojego senpai, ale nie odważył się podnieść wzroku wyżej.
-Senpai... To moja wina... - Wyszeptał zdołowany.
-Już, nie ważne – rzekł cichym, łagodnym, dodającym otuchy tonem.
-Ale ona mogła przeze mnie zginąć... - Szczeka mu się zatrzęsła, a do oczu napłynęły łzy. Czuł się podle. Najgorzej w życiu.
-Ale nic się nie stało, wszystko dobrze się skończyło – wziął go za rękę. Nadal mówił tym samym głosem.
-Tylko, dlatego, że ty tam byłeś! – Krzyknął potrząsając grzywka.
-Uspokój się Kise – szarpnął go i przytulił – Tak! Byłem tam i widziałem, że nic się nie stało! – Położył mu łagodnie rękę na głowie.
Kies zaczął coraz głośniej łkać. Ułożył głowę na ramieniu bruneta i bardzo nieśmiało obali go w pasie.
-Jeśli ja gdzieś będę, nigdy nic się nie stanie. Obiecuje ci to - jego głos znów był łagodny.
-Senpai... Gdyby nie ty...
-Juz... Cii... Bedzie dobrze...
-Senpai... Wiesz, ze ci ufam? Jak nikomu innemu... - Powiedział zaczynając wycierać nos w ramie kolegi.
-Tak... Wyjdźmy z wody - pociągnął go. Kise prawie się na niego przewrócił, ale podążył za nim.
Poczucie winy tak bardzo przytłaczało blondyna, że ledwo był w stanie poruszać nogami. Na szczęście miął nieopisane wsparcie w postaci swojego starszego przyjaciela, który prowadził go za rękę i w ten sposób udało im się wyjść z wody, a następnie powoli doczłapać się do swoich rzeczy, tam Kasamatsu wyszperał z namiotu i wyciągnął ręcznik, który zarzucił młodszemu na głowę, nie czekał na to, aż zacznie sam cokolwiek robić. Bez pytania, bez myślenia ukląkł przed nim i zaczął go wycierać. Czuł się tak, jakby doprowadzał do porządku kogoś zupełnie nieświadomego, co się z nim dzieje i wręcz nieprzytomnego.
-Kise... - mówił łagodnie w trakcie wykonywanej czynności – Wiem, że nie jest to najlepszy czas na mówienie takich rzeczy, ale: nie możesz tak działać lekkomyślnie. Wiem, że przed chwila mówiłem coś innego, ale czasem trzeba przemyśleć swoje zachowanie. Nie zrozum mnie źle, lubię cię właśnie takiego, jakim jesteś, wiec się nie zmieniaj, jednak uważaj czasami. Dobrze - opuścił mu ręcznik na ramiona i zmusił, żeby popatrzył mu w oczy – Obiecasz mi to?
-Tak senpai – jego oczy nadal były pełne łez, a co chwila wycierana twarz na powrót stawała się mokra.
-Wiec, już dobrze. Możesz się już uspokoić – Uniósł się i przycisnął sobie jego głowę do swojej klatki piersiowej, objął go czule – Nie pozwolę, aby stała się jakąś krzywda. Ani tobie, ani nikomu innemu.
-Senpai... Jesteś niesamowity. Zawsze o wszystko dbasz i sprawiasz, że przy tobie jest... Tak jakby całkiem dobrze i... Bezpiecznie. W jakiś sposób nie mógłbym ci nie wierzyć – pociągnął nosem.
-Dobrze. Nie przeszkadza mi taki stan rzeczy – uśmiechnął się lekko, jednak tylko dla niego samego był widoczny ten uśmiech.
Resztę dnia chłopcy spędzili nie wychodząc z namiotu bez większej potrzeby. Kise był tak zdołowany całą sytuacją, że bał się spojrzeć koleżankom w oczy. Zupełnie nie podobnie do siebie siedział cicho, odzywając się jedynie w razie największej konieczności. Był smutny jak jeszcze nigdy dotąd, w końcu dziś o mało przez niego ktoś nie zginął. Taki fakt, może doszczętnie zepsuć nastrój. Za to Kasamatsu zwyczajnie wspierał przyjaciela.
-Jest już późno. Może pójdziemy już spać? – zapytał Yukio patrząc na zegarek.
-Możemy – blondyn odpowiedział mu bezbarwnie.
-Już, rozchmurz się – odpowiedział rozciągając się na tyle, na ile pozwala niewielkie miejsce pod namiotem – Wakacje się kończą, w sumie nic złego się nie stało. Zapamiętajmy dobrze, ten czas.
-Ech... Masz racje senpai... Przyjemnie było spędzić ten czas z tobą.
-No widzisz – wyciągnął śpiwór i się nim okrył. Idziemy spać? – uniósł do góry jedna brew - wiesz, że jutro będziesz musiał przeprosić Naruko?
-Muszę? – niczym zrozpaczone dziecko do matki, tak on przytulił głowę do brzucha przyjaciela
-Wiesz, że tak. – odwzajemnił uścisk.
-To nie będzie łatwe.
-Wiem, ale pamiętaj, że zawsze będę cię wspierać.
-Dziękuje, senpai... Um... Senpai... – wtulił się mocniej.
-Hm...? - Patrzył gdzieś daleko w niewidzialny punkt.
-Twój brzuch wydaje dziwne odgłosy – nawet udało mu się tym razem uśmiechnąć.
-No, co ty nie powiesz? – zaśmiał się, a jego brzuch i klatka piersiowa uniosły się lekko.
-No i jest strasznie twardy i niewygodny – podniósł głowę.
-Nikt ci nie każe na nim leżąc. Przykro mi, że nie jestem dziewczyna, ze zgrabnym, mięciutkim brzuszkiem – zgasił lampeczkę.
-Nie, senpai, twój brzuszek jest idealny – uniósł do góry rękę.
-Ach… dzieciaku… - pokręcił głową – Dobranoc – przykrył się i zamknął oczy.
-Dobranoc – poszedł w ślady kolegi.
-Aaaaaaaaach!
Nagle chłopcy usłyszeli głośny jęk dobiegający z zewnątrz.
-Senpai, co to? – Kise usiadł gwałtownie – To chyba od dziewczyn!
-Nic takiego… - odpowiedział spokojnie.
-Ummm… - dało się słyszeć kolejny jęk.
-Ale… ale jeśli coś im się dzieje…?
-Nic im się nie dzieje… takie dźwięki są całkiem przyjemne. Swoją drogą Naruko, jest całkiem głośna, słychać ją już tutaj.
-Senpai, co masz na myśli.
-Wiesz, jak wyciągnąłem Naruko z wody, to Sasuko wyznała, że ją kocha…
-Chcesz powiedzieć… Że one tam…? - nagle się ożywił, a jego nastrój zupełnie powrócił do normy.
-Tia… Myślę, że uprawiają seks…
-Ale ja myślałem, ze Naruko-chan leci na ciebie! A teraz, ze niby one tam – na jego usta zupełnie już powrócił uśmiech.
-A, kto tam zrozumie kobiety…? – prószył ramionami.
-Ja muszę to zobaczyć! – nagle zerwał się i chciał wybiec z namiotu.
-Zaraz, czekaj! Co ty wyrabiasz!? – Zareagował błyskawicznie. Przewalił go powrotem, na brzuch i zaczął mu boleśnie wykręcać rękę – Jeszcze chwilę, temu byłeś załamany? Skąd ta nagła zmiana – pytał sarkastycznie.
-Ale… Ale… Senpai… Tam właśnie… (Au… Au… boli…) Dwie śliczne dziewczyny się całują i dotykają…
-Najpierw prawie nie utopiłeś Naruko, a teraz jeszcze chcesz ja podglądać w intymnych chwilach. Jesteś parszywym zbolem – stwierdził chłodno.
-Aaaaam… Aaa…. – kolejna seria westchnień dobiegła z sąsiedniego namiotu.
-Nie mów senpai, że sam nie chciałbyś tego zobaczyć…? – poczuł, ze uścisk na jego nadgarstku się rozluźnia.
-To, co innego – odwrócił głowę, trochę się zaczerwienił, ale w ciemności nie można było tego dostrzec – puścił go.
-Ha! Sam widzisz! Nie jesteś wcale lepszy ode mnie! – odwrócił się gwałtownie na plecy.
-Właśnie, że jestem! Ja nie chciałem tam biec jak jakiś napaleniec! – fuknął, zakładając ręce na piersi.
-Senpai… A może my też się zabawimy – jego dłoń nagle znalazła się na kolanie klęczącego obok kolegi i zaczęła sunąć po udzie, coraz wyżej.
-Pogięło cię!? – przywalił mu z pięści bardzo mocno w głowę.
-Ała! Senpai! Ja tylko żartowałem – chwycił się za bolącą czaszkę – Przepraszam...
Kasamatsu wziął cichy wdech, a następnie wziął blondyna za nadgarstki i przytrzymał mu je nad głową. Pochylił się nad jego twarzą.
-Se-senpai… Co ty? – szepnął przestraszony Kise.
Nic mu nie odpowiedział, pochylił się jedynie jeszcze bardziej i nagle, bez żadnego uprzedzenia go pocałował. Znowu, tym razem bez żadnego przymusu, sam z siebie. Delektował się słodkim smakiem jego ust.
                Ryota z otwartymi oczyma, przestraszony i zdezorientowany jak nigdy dotąd, trwał w bezruchy. Czuł uścisk na nadgarstkach, silny, chociaż niepotrzebny i tak nie byłby się w stanie wyrwać, ponieważ całe jego ciało nagle zamarło. Wyczuwał język swojego przyjaciele w swoich ustach. Mimowolnie zacisnął powieki. Musiał przyznać sam przed sobą, że to chyba najlepszy pocałunek w jego życiu. Jego ciało jeszcze bardziej osłabło, lecz po chwili odzyskał równowagę i oddał pocałunek.
                Kasamatsu odsuną się od niego, nadal pochylony nad Kise wytarł usta.
                -No to się zabawiliśmy – powiedział łagodnie, w ciemnościach dało się zobaczyć zarys jego uśmiechu – A teraz dobranoc Kise.
                -Ach! Ach! – kolejne westchnienia przerwały ciszę.
                -Se-senpai…
                Yukio bez słowa odsunął się od przyjaciela i wrócił na swoje miejsce do spania, chociaż w małym namiocie nadal stykali się ciałami, to tak jakby w tej chwili między nimi wyrósł niewidzialny mur. Żaden drugiego nie widział, nie słyszał, nie czuł. Zupełnie jakby rozeszli się w dwie zupełnie różne strony.
                -Jak po czymś takim mam zasnąć? – szepnął ledwie słyszalnie do siebie blondyn, zasłaniając sobie usta dłonią.

 
***
Kasamatsu znów obudził się, jako pierwszy. Przeciągnął się i ziewnął. Leniwie wyciągnął telefon spod zwiniętej bluzy, która od jakiegoś czasu służyła mu za poduszkę, spojrzał na godzinę i zerwał się gwałtownie. Było już prawie samo południe. Rozejrzał się. Światło bardzo przebijało przez cienkie materiałowe ścianki namiotu, a Kise spał smacznie tuż przy wejściu, tak jak wczoraj leżał, przekręcony jedynie na prawy bok w lekko skulonej pozycji. Brunet podpełzł do niego i przyjrzał się mu. Był śliczny, jeśli można by go do czegokolwiek porównać, to jedynie do słońca zachodzącego nad lekko falującą taflą jeziora *. Takie porównanie w tej chwili przyszło mu do głowy. Musnął delikatnie jego policzek. Potem zanurzył palce w złocistych kosmykach, które tak bardzo mu się podobały. Cały mu się podobał.
-Kise... Wstawaj – szepnął.
-Już ranek? – przysiadł i poprawiał sobie włosy.
-Raczej już południe – uśmiechnął się łagodnie.
             -Senpai... Wczoraj… To…
Kasamatsu uciszył go jednym gestem.
-Nie rozmawiajmy o tym. To był jedynie głupi żart... Wybacz. Nie powinienem był.
-Rozumiem – kiwnął głowa lekko zdezorientowany.
-Wstawaj, wiesz, co masz dziś zrobić.
-Ta... Pamiętam... Pójdziesz ze mną...? – spytał podnosząc nieśmiało wzrok na swojego przyjaciela.
-Oczywiście. Ale potem musimy się zbierać, bo nie wyrobimy się na pociąg... A to nasz ostatni dzień.
-Wiem... - uśmiechnął się słabo.
Ubrali się w nieliczne ubrania Yukio, chociaż prane przez ten czas w wodzie z rzeki nie pachniały najlepiej, a niektóre z nich były nieco przykrótkie na blondyna, nie narzekał. Nie miął prawa. Przez większość pobytu miał poczucie winy. Odnosił wrażenie, że wszystkie nieszczęścia spowodował on sam, przez swoja nierozwagę. Sam porzucił swoje ubrania, bezmyślnie na stacji. Popsuł konstrukcje namiotu. I najważniejsze, o mało, co nie zabił Naruko, a teraz szedł do niej z ciężkim sercem. Tuż za nim podążał brunet, nie dając mu nawet najmniejszej szansy na to, żeby zrezygnował z przeprosin. Niepotrzebnie. Sam czuł, że musi to zrobić, dla niej, ale i przede wszystkim dla siebie i własnego spokoju.
Doszli do namiotu dziewczyn. Ryota odwrócił się i spojrzał smutno na przyjaciela, który uśmiechnął się dodając mu otuchy. Wziął głęboki wdech i chrząknął.
-Przepraszam – odezwał się nieśmiało.
Wejście do namiotu zafalowało i zaraz wyłoniła się z niego, śliczna czarna główka.
-Tak? – odpowiedziała Sasuko
-Chciałbym porozmawiać z Naruko-chan – przestąpił z nogi na nogę, próbował nadąć swojej twarzy spokojny wyraz, ale wyszło jeszcze gorzej.
-Slucham! – niczym złota strzała, szybka i zwinna na zewnątrz w mgnieniu oka pojawiła się blondynka.
-Chciałem cię przeprosić! – ukłonił się przed nią gwałtownie prawie uderzając czołem o kolana – To była moja wina! Przeze mnie znalazłaś się w niebezpieczeństwie. Błagam o wybaczenie!
-Spokojnie nic mi się nie stało – dziewczyna nachyliła się ku niemu z niewiarygodnie szerokim uśmiechem – Raczej powinnam ci podziękować. Gdybym nie była w niebezpieczeństwie, w życiu nie dowiedziałabym się, co Sasuko-chan do mnie czuje – zachichotała.
-Naruko-chan! – pisnęła oskarżająco brunetka.
-No i wczoraj było całkiem przyjemnie – potarła kolanem o kolano.
-Naruko-chan! – znowu w ten sam sposób wtrąciła się jej przyjaciółka.
-Wiem... Słyszeliśmy – Kasamatsu uśmiechnął się do siebie i dodał swoja kwestie.
-Jednak i tak jest mi strasznie przykro – rzekł już o wiele bardziej uspokojony blondyn, jednak nadal sie skłaniał.
-Wydaje mi się, że to nasze pożegnanie - powiedziała Sasuko nieco zaczerwieniona na twarzy po tym jak jej ukochana w tak lekkomyślny sposób wspomniała o minionej nocy.
-Szkoda. Miło było was poznać – odpowiedział jej Yukio.
-Nam również ** – pokazała szereg białych ząbków, uśmiechając się.
-Mam pomysł! - wrzasnął już całkowicie ożywiony Kise – Wymieńmy się mailami, to wcale nie musi być nasze pożegnanie!
-Świetny pomysł!*** – przytaknęła żywo Naruko.
*(O.o jaki przypał >.< ~ Wero)
**(przed poprawką było: nam rowdniez xD ~ Wero) 
*** (a tutaj znowu było: sweeny pommels >.< jak dobrze, że tu jestem ~ Wero) 

***

                Pociąg miarowo terkotał. Drzewa sennie migały przez okno. Ptaki leciały bardzo nisko nad okolicznymi polami. Słońce było coraz bliżej horyzontu. A lato dla Kasamatsu i Kise właśnie się kończyło.
-Senpai spójrz, jaki piękny widok! – blondyn patrzył przez okno z szerokim uśmiechem.
                -Tak rzeczywiście…
                Odpowiedział mu jednak nie patrzył na to, co on, lecz na niego. Na tle zachodzącego słońca jasne nitki jego włosów jarzyły się tak, jakby były ze szczerego złota, tworząc wokół jego głowy świetlista aureolę. To wszystko nadawało mu nadludzkiego wyglądu, coś na podobieństwo anioła. Promienie pięknie odbijały się od jego idealnie gładkich policzków. Był idealny.
Kise odgarnął sobie kosmyki za ucho i odwrócił się z wolna. Teraz wyglądał jeszcze wspanialej. Yukio aż wstrzymał oddech. Chciałby zatrzymać ten obrazek na zawsze w swojej pamięci. Najpiękniejsze wspomnienie tego lata.
-Senpai… - Ryota przymrużył oczy – Wiesz, że wspaniale przytulasz? – uśmiechnął się – Kiedy chcesz potrafisz być także bardzo delikatny…. Całujesz też genialnie… - zamrugał zażenowany tym, co sam mówi.
-Dzięki – lekko zaróżowiły mu się policzki.
-Uważaj, bo jeszcze się w tobie zakocham – spojrzał w dół – A wtedy będziesz musiał wziąć za to odpowiedzialność…

 
KONIEC

Mam nadzieję, że wszyscy pięknie pozdawali, a reszta czeka na swój upragniony urlop :)
Jeszcze raz wszystkim Wam życzę jak najbardziej udanego wypoczynku! Na łonie natury oczywiście!,
Wierzę, że nie macie mi za złe, że wkleiłam tam tą odrobinę yuri, ale od dłuższego czasu chce coś takiego napisać, więc nie mogłam się powstrzymać :3
Mam cichą nadzieję, ze nie gniewacie się na mnie, że tak długo pisałam tą część i że chociaż odrobinę było warto na nią czekać :P