czwartek, 24 kwietnia 2014

Gomenasai....

Hej...

Niestety muszę Was przeprosić, ale w poniedziałek nie dodam epilogu do "Dwa słowa dziewięć liter"...
Dodam go oczywiście jak tylko go skończę... Mam nadzieję, że przedłuży się to tylko o tydzień.
Ale pisanie pracy tak mnie wciągnęło, że nie mogę się odrywać, skoro już mam na nią wenę (a to się zdarza rzadko!).

Musicie wybaczyć Gumisiowi, ale Gumiś ma zobowiązania, które musi skończyć...

Wiem, że bardzo lubicie Kuroko no Basket.
Dlatego korzystając z okazji przedstawię Wam paringi, o których będę pisać jeżeli chodzi o tą serię :)

Kasamatsu x Kise - w zasadzie to będzie dokończenie "Wakacyjnej przygody", obiecuję, że to w końcu napiszę!

Midorima x Takao - specjalnie dla Chloe oraz anonimka.
Kagami x Akashi - opowiadanie napisane dla Kayi (prace już zostały rozpoczęte ;) )
Murasakibara x Akashi (tutaj też prace się rozpoczęły)

Kagami x Aomine (albo jak ja wole Kakao). To jest ostatnio mój najukochańszy paring i mam na nich lekkie ciśnienie :P
Szczerze, to szukałam dla Was artu, który nie byłby na maksa zboczony...
Aomine x Kagami x Kuroko - będzie to chyba mój pierwszy trójkącik, ciekawe jak mi wyjdzie XD
  



A ponadto mam ochotę napisać o 

Ren x Hijirikawa z Uta no prince, bo oczywiście, chociaż w Kuroko no Basket mam taką ilość paringów, że mogłabym pisać wyłącznie o nich, ale nie mogę zapominać o innych znakomitych seriach, gdzie też można wiele zdziałać. Hihi... Teraz trzecia seria i trzy razy więcej biszy no i oczywiście trzy razy więcej yaoi :3 Gumiś poleca



Oczywiście czekam także na propozycje :)

I jeszcze raz przepraszam, ale obiecuję, że po mojej obronie zajmę się Wami odpowiednio :*
Napisze Wam takie yaoice, że już Was może zacząć dupa boleć!

sobota, 19 kwietnia 2014

Przygody Kata Gregora II ☣☣☣

Ohayo!
Tutaj Gumiś, Exorcysta prosił mnie, żebym napisała intro, bo jak mówi, sam nie wie jak to zrobić.

Więc tak, po pierwsze, przeprasza wszystkich, że tak dawno go nie było i ja zarzekam się, że bije czołem o podłogę krzycząc jak bardzo mu przykro.
Jednak cieszmy się i radujmy, że w końcu po ponad pół rocznej przerwie udało mu się napisać kolejną część tego opowiadania!
Oczywiście nie bez mojej jakże skromnej pomocy
*Lśni*

Dla niezapoznanych, albo tych co już zapomnieli co było w pierwszej części zapraszam tutaj
Dobrze, więc do sedna Króliczki:

Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Wielkanocnych!
Smacznego jajeczka, cukrowego baranka, żółtego kurczaczka i mokrego śmigusa :) 
Z tejże okazji mamy dla Was jakże dawno wyczekiwaną kolejną część przygód kata Gregora :P

Nie przedłużając już zbędnie i niepotrzebnie zapraszam do czytanie i komentowania.

P.S. Ciekawe kto zgadnie, który fragment ja pisałam :P

Pozdrowionka Gumiś

A teraz zapraszam na: 

 "Przygody Kata Gregora"


Była zimna listopadowa noc, tak chłodna że gluty śpiącego Gregora zamarzły tworząc podłużne sople sięgające mu do brody, a mocz który już jako starszy pan popuszczał od czasu do czasu utworzył okropnie śmierdzącą ślizgawkę ciągnącą się przez cały malutki pokój. Naglę "bezwzględny" kat poczuł jak upiornie chłodny powiew  popieścił go po czterech literach, powodując zwężenie się pośladków które niemiłosiernie przytrzasnęły niedawno powstałe hemoroidy.
-Bodajbyś sczezł, przeklęty czarnoksiężniku!!! że też klątwą nieczystą na uniżonego sługę Pana Naszego.
Mówiąc to delikatnie rozchylił pośladki łudząc się że ból częściowo zniknie, jednak nici z jego pragnień gdyż w żołądku poczuł nadchodzące wyzwanie ...
- Niech to czort! Biegiem do wychodka!!! Gdzie ta maść od mości medyka szybko muszę zrobić łagodniejszy przelot, jak on to mówił!? Odchylić lewy pośladek, nałożyć niewielką ilość maści na palec i...!!! AAAAAA!!! Mój  odwłok pali czorcim ogniem, jak gdyby sam Belzebub był w środku!!! (yyyyy yaoi? - Gumiś)
W jednym momencie wyciągnął śmierdzący palec, sprawdził zawartość kieszeni i czym prędzej musiał do publicznego szaletu. Gotowy Gregor niczym szalony zerwał się z łóżka i gdy już miał cwałem kierować się do drzwi z impetem wpadł w poślizg, powstały w trakcie zboczonego snu, w którym udział brały Ariela oraz jej matka (nie pytajcie dlaczego)... I tak powstało łyżwiarstwo... jadąc tak na jednej nodze kat niechybnie kierował się w niedawno kupioną dębową szafę. Wymierzył czubkiem głowy w jej  środek ... I teraz zgadnijcie co było mocniejsze czy głowa średniowiecznego "cepa" czy dębowa szafa ... Oczywiście że głowa średniowiecznego "cepa" uderzając w nią czerepem niczym uderzone młotem jądro (o ile jacyś panowie tu są wyobraźcie sobie ten ból)  rozleciało się na kawałeczki. Oszołomiony ale nadal przygnieciony swoim "ogromnym" problemem nie zważając na szafę zbiegał z ogromnej wieży, jedyne co robił to odliczał schodki do końca: 1 2 3 4 5 6 ... 10200 10201 10202 i w końcu wybiegł z KatVegas (mieszkania dla katów). Następnie czym prędzej biegł między wąskimi słabo oświetlonymi uliczkami, przewracając się nie raz, nie dwa i tak dalej, zawsze pechowo trafiając na prawy pośladek. Podczas gdy widział już wrota"Azkabanu" (nazwa miejscowego szaletu) gdzie towarzyszyła im  tabliczka "Wejdź do Azkabanu i uwolnij się od Dementora już od 1 talara". Zauważył starszą kobietę ubraną w poszarpane barchany które otulały niemal całą postać owej babuni, gdzie spod materiału wystawał jedynie klamkowaty, haczykowaty nos jak klamka od zakrystii.
-Podejdź tutaj Młodzieńcze... - kiwnęła na niego ręką.
"Młodzieńcze?" - kata uderzyły te słowa już dawno swą pierwszą młodość miał za sobą, nie wspominając już o drugiej i trzeciej.
-Czego, Stara Wiedźmo - warknął na nią rozdrażniony przestępując z nogi na nogę.
-Mam cudowny środek na twoje problemy... - zachichotała.
-Znaczy się co? - zaczął się nerwowo rozglądać, szukając miejsca, gdzie mógłby sobie jak najszybciej ulżyć.
-Ból ustąpi...
-Jak nazywa się to cudowne lekarstwo?
-Maść na ból dupy, synku - powiedziała niczym lektor z reklamy Mango - Jednak, zanim ją otrzymasz - uniosła w górę jeden parchawaty paluch - Musisz mi zrobić dobrze - uśmiechnęła się bezzębnym uśmiechem.
-Zapłacę w talarach! - w jego oku ukazał się błysk nadziei. Jednak zdawał sobie sprawę, że nawet gdyby był pełnosprawnym mężczyzną na widok tego czegoś nigdy nie byłby w stanie być w "pełnej gotowości" a nawet w ogóle by mu nie stanął.
-Nie... - założyła ręce na piersi - Zapłacisz w naturze!
Nagle jej parchy zaczęły się uwidaczniać, z pozbawionych zębów szczęk poczęły się wyłaniać ogromne, pożółkłe kły. Z jej śmierdzącej paszczy wysunął się gadzi język i zaczął oplatać jego ciało (tentacle :P). Z pleców zaczęły wyłaniać się dwa nietoperze skrzydła, na początku malutkie, potem rozprostowywały się i stawały coraz większe. I tak już pokraczna postawa przeistaczała się w jeszcze bardziej odrażającą. Z dwunożnej poczwary przerodziła się w czworonożną, a na końcach jej palców wyrosły ogromne, czarniawe pazury. Skóra naglę pokryła się ciemno-szarą sterczącą szczeciną. A z końca jej pleców wyłonił się długaśny ogon zakończony brudnym pędzelkiem. 
***
-Niiiieeeee! - przebudził się z koszmaru, cały zlany zimnym potem.
Za oknem już świtało. Delikatny szron osiadł na witrażowych szybach. W komnacie było zimno jak w Syberyjskich lasach.
Gregor odkrył się, ukazując swoje blade otłuszczone cielsko i trzęsąc się z zimna podszedł do swojej nowej, masywnej dębowej szafy, ku jego radości, była cała. Wyciągnął z niej pierwszą lepszą kufajkę i zarzucił ją na zziębnięty grzbiet. Stukając zębami wciągnął na tyłek skórzane spodnie, a następnie buty. Obszerna płócienna koszula zastąpiła kufajkę w mgnieniu oka. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Rytualnie, jak co rano, chwycił za swój wielki inkwizytorski, dwuręczny młot, uniósł go nad głowę i uderzył nim w wyznaczone miejsce w ścianie.
-Bodajbyś sczezł! - odezwał się głos zza ściany - Jest dopiero piąta nad ranem!
No to kwestie godziny miał już z głowy. Teraz gotowy był do wyjścia. Chciał się jakoś przygotować przed wieczornym spotkaniem. Przecież musiał wyprać jedyną bieliznę - tą, którą nosił codziennie. A także zakupić mikstury u alchemika, który miał aktualnie ciekawe promocje na substancje włoso-twórcze. Otworzył drzwi z impetem i wyszedł od siebie.
***  
Gregor siedział pochylony nad balią wypełnioną mydlinami i tarł o tarkę swoją jedyną bieliznę, próbując wyplenić z niej dziesięcioletni bród. Wykonując tą czynność nieustannie przez dwie godziny powrócił myślami do czasów, kiedy był wielkim katem i budził postrach wśród złoczyńców, a żadna kobieta nie mogła mu się oprzeć. Do głowy przyszła mu też jeszcze jedna myśl, a mianowicie problem jego utraconej męskości. Zamyślony tak coraz szybciej i mocniej pocierał materiałem o metal, zapominając o sile, jaką wkładał w to co robi. Dopiero, gdy zauważył, że jedyne wspomnienie jego męskości zaczęło robić się dziurawe (mowa tutaj o jego kaftanie) w popłochu i z modlitwą na ustach zaczął wyżymać swoją bieliznę. Zapomniał, jednak, że temperatura na dworze jest już mocno ujemna, więc, gdy zakładał gacie z powrotem na siebie (mokre!? - Gumiś) zrobił sobie lodowe gaciu-gaciu-papucie. (Nie, nie byłem pijany). Pewnie zastanawiacie się, do czego mają służyć lodowe gaciu-gaciu-papucie, otóż lodowe lodowe gaciu-gaciu-papucie, nie służą absolutnie do niczego.
***
-Ciemność! , niech to czort licho połknie, ciągle ciemność!  
Gregor kierując się ku umówionej polanie klął niemiłosiernie wzywając Boga na daremno.
-Skąd mam wiedzieć czy dobrze id...  - naglę pośliznął się na lodowej ścieżce gdzie spadając w ciemnościach wylądował w niedawno powstałych odchodach mamuta, a na domiar złego wystraszone nietoperze nad jego głową zrobiły gówniany nalot dywanowy formując na jego łysinie coś w kształcie keczupu w hot-dogach . Rozwścieczony podniósł się gwałtownie chcąc zemścić się na wystraszonych zwierzętach i gdy już miał rzucić tym co miał pod ręką usłyszał ...
-SPIERDALAJ!!!! - lekko zdziwiony i wystraszony rozejrzał się dookoła -SPIERDALAJ!!!!- usłyszał powtórnie 
- Ja ? - mruknął do siebie- i naglę zobaczył nagiego starego dziada z doczepionymi na plecach różowymi skrzydełkami, trzęsącego się z zimna.
A wróżek wyglądał tak (tylko nie było tam żadnego dziecka i niestety ubrania też, ale skrzydełka zostały)
- Panie? Nie lepiej się było ubrać? 
-SPIERDALAJ!!!
- Ale ja z dobrego serca się pytam waszmości, nie chylę się ku zwadzie.
- A ja jestem wróżką tego lasu...
Kat rozejrzał się po ponurym lesie, był w całkiem opłakanym stanie.
-Jaki las, takie wróżki - mruknął do siebie - To nie powinieneś spełniać życzeń?- zapytał się magicznego stwora.
-Hmmmm... W zasadzie to tak - mówiąc to opluł się - W takim razie zadam ci dwa pytania jak na nie odpowiesz to spełnię jedno życzenie.
-Dwa pytania, dwa życzenia... - zaczął się targować.
-To nie koncert życzeń wchodzisz czy nie?
-Za zimno żeby wejść i no wiesz...
-No to dupa ... chciałem ci pomóc 
PUFFF!!! wróżek zniknął, a oczom Gregora ukazała się stara chatka której tak obesrany szukał.
Pomału zbliżał się do zabudowania, gdzie nagle obok niego zjawił się niedźwiedź brunatny. Gregor zmarszczył brwi i wystraszony spojrzał na niego z ukosa. Misiek donośnym głosem wycharczał:
-Czy ja słyszałem tu "dupa"?
-Nie.
-A to na razie - machnął łapą i ruszył w kierunku chaszczy. 
Resztę drogi kat rytualnie jak to wobec zjaw bywa przeszedł na czworaka. Zapukał do drzwi i po chwili usłyszał odpowiedź.
-Lichwiarz? Mówiłem, że oddam jak ten kretyn przyjdzie do mnie!
-Ale ja nie w tej sprawie - zestrachany uchylił drzwi.
-Aaaaa! Jesteś!
Jedynym światłem w pomieszczeniu była tląca się delikatnie świeca. Chwila minęła, zanim Gregor dostrzegł cokolwiek. Przymrużył oczy. Dopiero potem zauważył, że w środku stało pięc osób,  na pierwszym planie stał, młody, wysoki mężczyzna o ziemistej cerze, chociaż w świetle lekkiego ognia nabierała pomarańczowego koloru. Włosy miał długie, sięgające do pasa, jednak splecione w warkocz, związany czarną, jedwabną kokardą. Resztę kosmyków miał zaczesane ku tyłowi, jednak kilka niesfornych opadały obok uszu, a jeden na czoło. Ubrany był elegancko, niczym przystojny panicz z bogatego domu. Czerwone, wąskie, ale wyraziste oczy patrzyły niemalże pogardliwie. Cienkie brwi zmarszczone były pytająco. Uchylił zsiniałe usta, wyłoniły się spod nich dwa długie, ostre kły.
-Zapraszam do środka - wskazał ręką uzbrojoną w szpiczaste paznokcie na jedyne wolne krzesło a następnie zaśmiał się złowieszczo 
Gumiś się uparł na wstawienie, tego bisza :P
C.D.N.
Ufff! Dokończyliśmy!
Ne!? Ne!? Jak Wam się tym razem podobało?
Długo czekaliście, mam nadzieję, że nie zapomnieliście o tym opowiadanku

Gumiś

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Kagami x Kuroko część 16

Jo!

Od razu na wstępie zacznę od złych wiadomości:
Zawieszam działalność bloga na okres 1,5 miesiąca czyli do czerwca
Powód: inaczej za cholerę nie napiszę licencjatu

Gomene...
Lecz nie płaczcie! Za dwa tygodnie pojawi się dodatek do KagaKuro, tyle mogę dla Was zrobić.

Ponadto w czerwcu wystartuję z kontynuacją najsmutniejszego opowiadania jakie kiedykolwiek udało mi się napisać. Wiecie o jakie chodzi? Tak jakoś nie mogłam ich zostawić

Dziękuję oczywiście za czytanie i komentowanie :*

A teraz koniec ze smutnymi wieściami, zapraszam do przeczytanie ostatniej części KagaKuro, w której wszystko sie wyjaśni.
No ja mam przynajmniej taką nadzieję...



„Dwa słowa, dziewięć liter”
 

Tetsuya obudził się, ale powieki miał tak ciężkie, że nie mógł, chociaż na chwilę ich uchylić. Rozdzierający dźwięk budzika tak bardzo irytował, ale ciało nie chciało się poruszyć, był zmęczony i cały obolały. W gardle miał sucho, skóra na twarzy go piekła i był cały spocony. Chciał się, chociaż odkryć, bo było mu potwornie gorąco. Dzwonek nadal nie ustawał i z każdą sekundą denerwował coraz bardziej. Jego piesek wskoczył na łóżko i zaczął lizać go po twarzy, myśląc, ze jego pan nadal śpi. Kuroko zmobilizował całą energię i powolnym ruchem na ślepo wziął do ręki telefon i wyłączył alarm. To było na tyle jego wysiłku, na nic więcej nie był w stanie się zdobyć. Zrozumiał, że jeśli chodzi o szkołę dzisiejszego dnia, to może zapomnieć o tym, a co za tym idzie spotkanie i rozmowę z Kagamim musi przełożyć na inny dzień. Miał gorączkę i nie był w stanie wyjść nawet z łóżka. Odczuwał wrażenie, że w każdą jego kończynę, w każdy mięsień i w każdą kość wbijane są igły. Nos miął zatkany i drapało go w gardle, z każda chwila było coraz gorzej. Czul się tak źle, że nawet nie chciało mu się myśleć o tym, co się wydarzyło wczoraj. Rozchorował się pewnie, dlatego, że wczoraj spędził za dużo czasu na chłodzie. Teraz sobie uświadomił, że siedział tam ładnych parę godzin, ale wtedy nie czuł zimna, a teraz było mu tak gorąco, że najchętniej rozebrałby się do naga. Oddychał bardzo ciężko, śliny nawet nie mógł przełknąć, a tak bardzo chciało mu się pić. Lecz jeżeli chciał przeżyć, musiał wstać. Powolutku otworzył oczy. Światło poraziło go. Rozejrzał się mętnym wzrokiem po pokoju, nie miął tutaj nawet butelki z jakimkolwiek soczkiem, teraz tego bardzo żałował. Z jękiem udało mu się usiąść. Zakręciło mu sie w głowie, chwycił się krawędzi łóżka, żeby znów nie upaść. Wstał, chwiejnie i bardzo powolnie podszedł do kuchni. Tam zastał już swoją mamę, która stała tam zaspana, z fryzurą roztrzepana jak u niego, gdy wstaje, trzymającą kubek kawy w reku. Zamrugała pytająco widząc syna w takim stanie
-Dobrze się czujesz? – zapytała łagodnie ożywiając się nieco.
-Nie bardzo – wyrzęził z siebie.
-Boli cie coś?
-Głowa, gardło i... Wszystko... 
-Pewnie złapałeś grypę – położyła mu rękę na czole – Masz gorączkę. Wracaj do łóżka, zaraz przyniosę ci jakieś leki, ale jak najszybciej muszę zbierać się
do pracy – zerknęła na zegarek – Oczywiście zostajesz dziś w domu.
-Przepraszam za kłopot… – zakręcił mu się w głowie, chwycił się rozpaczliwie szafki – Za wczoraj też.
-Daj spokój – uśmiechnęła się szeroko – W porównaniu do dzieci moich znajomych, nie sprawiasz mi żadnych problemów… To normalne, że zaczynasz dorastać.  Mam się, czym przejmować? – teraz spojrzała na niego poważnie.
-Nie – potrząsnął głową, co sprawiło mu ból.
-Może uda mi się wyrwać wcześniej z pracy...
-Jestem już duży, poradzę sobie...
 -Wiem, wiem! – poklepała go po włosach – Ale i tak muszę zaopiekować się swoim dzieckiem. Niezależnie od tego ile ma już lat.
-Mogę dostać coś do picia?
-Oczywiście – nalała mu szklankę wody – A teraz wracasz do łóżka, musisz się wypocić i porządnie wyspać.
-Dobrze, dziękuje – chciał się uśmiechnąć do niej, ale nie miął na to siły.
Wrócił do swojego pokoju, trzymając picie w ręku. Naprawdę nie chciał jeszcze bardziej martwić swoich rodziców, ale nie tylko fizycznie czul się beznadziejnie. Jego serce nadal było złamane, od wczoraj nic się nie zmieniło. To uczucie nadal paliło go w piersi. Odstawił puste naczynie na szafkę i ułożył się znów na swoim łóżku. Położył się na wznak i rozciągnął nieco. Zrobiło mu się trochę lepiej, przynajmniej nie martwił się, że przez zawroty głowy się przewróci. Zamknął oczy. Jednak niedane mu było odpocząć, za chwilę ktoś zapukał i do środka weszła jego matka.
-Trzymaj… – postawiła mu obok szklanki talerzyk z kanapką i lekami.
-Dziękuję, nie trzeba było…
-Nie zapomnij zjeść i wziąć leków. Jakbyś jeszcze czegoś potrzebował, to dzwoń, ja muszę już wychodzić.
-Dobrze, mamo. Dziękuję za troskę.
-Masz nie wychodzić z łóżka. Zdrowiej! – machnęła ręką i się uśmiechnęła.
Kuroko w mgnieniu oka został znowu sam. Nie przeszkadzało mu to. Rozumiał, że jego mama dużo pracuje, w końcu robiła to także dla niego. Przyzwyczaił się do takiego stanu rzeczy. Nie chciał być dla niej ciężarem. Chociaż nie miał najmniejszej ochoty na jedzenie usiadł i posłusznie zjadł to, co miał przygotowane. Zażył tabletki, i położył się z powrotem. Nie znosił siebie za to, że jest taki słaby. Ciało i psychikę miał w tragicznym stanie, sam zdawał sobie z tego sprawę. Nienawidził siebie za swoją bezsilność. Nie mógł nic zrobić, ani wyznać Kagamiemu, co do niego czuje, ani nawet zareagował, gdy zobaczył go z kimś innym, teraz nawet nie mógł sobie poradzić z tym, co się dzieje w jego sercu.  Cały czas uciekał. Dziś też miał wrażenie, że jego choroba jest kolejną formą tchórzostwa z jego strony. Nie potrafił stawić czoła rzeczywistości. Chyba naprawdę był jeszcze zbyt niedojrzały na to, żeby zmierzyć się z tym, co przynosi mu życie. Miał żal do swojego byłego chłopaka za to, co mu zrobił, ale tylko przez to nie mógł przestać go kochać. Nadal na samą myśl o nim robi łomu się jakoś tak inaczej. Jednak nie miało to znaczenia, widział go i przewodniczącą. Czasem tak bywało, że jeśli ktoś go zdenerwował, życzył mu śmierci, tak było i teraz. Najchętniej zobaczyłby tą dziewczynę z poodrywanymi członkami i flakami wywleczonymi poza powłoki brzuszne, z wywróconymi oczyma, tak, że widać by było tylko przekrwione białka. Jej włosy zlepione gęstniejącą krwią i zeschniętymi ustami, które błagałyby o litość. Długo tak rozmyślał o jej śmierci *. Gdy tak marzył o jej flakach wiszących na płocie, zadzwonił jego telefon. Leniwie sięgnął po niego. To znowu był Taiga. Nerwowo odrzucił połączenie. Nie miał najmniejszej ochoty z nim rozmawiać, wiedział, że prędzej czy później będzie musiał to zrobić, ale nie dziś, nie teraz, nie był jeszcze na to gotów. Był w takim stanie, że nie mógł nawet mówić, poza tym nie wiedział, co miałby mu powiedzieć. Za chwilę przyszła wiadomość. Odczytał ją.
Od: Kagami

Czemu nie ma cię w szkole?
Dlaczego się nie odzywasz?
Kuroko, co się dzieje?
Wszystko z Tobą w porządku?
Martwię się, coś się stało?
Daj znać, że wszystko z tobą porządku. Muszę to wiedzieć.
Kruszyno, odezwij się, błagam!

Odpowiedz do: Kagami

Żyję

Jego były chłopak, chociaż na tyle zasługiwał, a raczej Tatsuye tylko na tyle było stać. Znów zachciało mu się płakać. Jego całe ciało było rozpalone, a oczy i tak go piekły. Czuł, ze nie mógł sobie znów pozwolić na to, żeby ponownie wylać morze łez. Zamknął telefon i wtulił nos w poduszkę. Głowa go bolała. Tak bardzo chciałby się teraz znaleźć w ramionach swojego ukochanego. Pomimo wszystko nadal go kochał całym swoim sercem. 

*(Psyyyyychoool! ~ dopisek beta -Wero)
 

***
Leżał tak nie wiedział nawet ile godzin, ale na pewno już było mocno popołudniu. Trochę nawet spał, jednak nie był to jednak dobry sen. Śniły mu się jakieś głupoty, nie rozumiał ich ani trochę, większość tego, co widział w snach to były sceny krwawego mordu, trupy, cmentarze, twarze ludzi, których nie znał o okropnych wyrazach. Gorączka rzeczywiście była paskudną sprawą, nie lubił być chory właśnie przez takie rzeczy. Raz tylko wyszedł do łazienki, przestraszył się własnego odbicia w lustrze. Twarz miał zapuchniętą i całą czerwoną. Plaster na policzku wyglądający okropnie. Włosy miał w jeszcze gorszym stanie niż zwykle. Wory pod przekrwionymi oczami i otarty nos. Obraz nędzy i rozpaczy. Od tego jak wyglądał, gorsze było tylko to jak się czuł. Odczuwał cały czas dziwny niepokój i wydawało mu się, że ktoś obcy chodzi mu po pokoju, jednak, gdy tylko otwierał oczy, nikogo nie było.
-Tetsuya-chan!
Do mieszkania wpadła jego matka, krzycząc już od progu i od razu przybiegając do pokoju swojego syna.
-Mamo, nie krzycz proszę – wycharczał.
-Dobrze przepraszam. Jak się czujesz? – położyła mu rękę na czole.
-Już lepiej, trochę spałem i mnie głowa boli… Poza tym nie tak źle…
-A tutaj? – wskazała na swoją pierś.
Spojrzał jedynie na nią smutno i pokręcił głową.
-To przejdzie… Z czasem będzie lepiej…
-Chciałbym ci wierzyć – odwrócił się tyłem do niej – Mógłbym położyć się spać?
-Jak tylko weźmiesz leki…
-Dobrze…
Mama wyszła z jego pokoju. Nie chciał z nią rozmawiać. Nie potrafił sobie sam poradzić ze swoimi uczuciami, innych też już nie chciał w to bardziej mieszać. Jego telefon znowu się odezwał. Miał już dosyć tego ciągłego dobijania. Gdy będzie tego chciał sam z nim porozmawia, ale nie teraz.
-Proszę –mam szybko wróciła przynosząc mu wodę i tabletki.
-Dziękuję –usiadł i wziął od niej wszystko i zażył.
-Teraz możesz już się położyć – pogłaskała go po włosach.
Popatrzyła na niego ze szczerą troską w oczach. Naprawdę się o niego martwiła, w końcu była jego matką, to było oczywiste.
Ktoś zadzwonił do drzwi.
-Listonosz? – pani Kuroko wstała i wyszła *
Tatsuya skorzystał z okazji, ze został sam i przykrył się szczelnie, trochę męczyły go dreszcze. Liczył na to, że odpocznie. Miał wszystkiego dość.
-Dzień dobry, nazywam się Kagami Taiga, jestem kolegą Kuroko, zastałem go.
 Zamarł słysząc ten głos, nie sądził, że jego były tutaj przyjdzie. Chociaż w założeniu jego chłopak, nie miał zielonego pojęcia, że już był eks. Odwrócił na chwilę głowę z przerażonym wyrazem twarzy w stronę drzwi do swojego pokoju, a następnie wrócił do przedniej pozycji i skamieniał.
-Oczywiście, jest chory. Przyszedłeś go odwiedzić? – mówiła wesoło mama – Jak miło z twojej strony…
„Mamo, proszę nie” – pisnął Tetsu w duchu, nie był w stanie się z nim teraz widzieć. Poza tym wiedział jak wygląda, nie był dziewczyną, która mogłaby się ubrać pod tytułem „a teraz zobaczysz, co straciłeś”, ale w tak fatalnym stanie nie chciał mu się pokazywać.
-Kochanie, masz gościa! – rodzicielka wprowadziła rudego do pokoju – Słyszałeś?
-Tak – zakrył się bardzo szczelnie nakryciem.
-Skoro nie jesteś sam, to skorzystam z okazji i skoczę do sklepu. Chciałam zrobić obiad, ale w domu nic nie ma…
„Proszę, nie zostawiaj nas sam na sam”
-Zaopiekuje się pani synem – mówił spokojnie Taiga.
-Dobrze, to ja nie przeszkadzam, pewnie macie sporo do przegadania. Nie będę się wtrącać w sprawy nastolatków – minęła chwila i już jej z nimi nie było.
-Kuroko… Jak się czujesz? – „były” chłopak zagadał do niego.
-Wyjdź stąd… – warknął krótko.
-Co, dlaczego, co się stało?
Był na niego wściekły, teraz już nawet nie był smutny, po prostu od środka zżerał go jad. „Spotkaj sie z nim. Zapytaj sie, o co chodziło. Wysłuchaj go spokojnie” – przypomniał sobie słowa Aomine. Postanowił zrobić tak jak mu poradził. Jednak nadal nie chciał pokazywać się swojemu ukochanemu w tak opłakanym stanie, zakrył się szczelnie. Chciał go zapytać o to, co się wczoraj wydarzyło, ale tak się bał.
-Rozchorowałem się… – odpowiedział otępiale.
-To już wiem… – przybliżył się i chciał go odkryć.
-Zostaw! – zaraz zachrypł.
-Dobrze… -zrobił krok do tylu – Przyniosłem ci notatki z zajęć…
-Nie chcę ich i tak robisz straszne błędy…
„Idź już!”
-Nie, nie są moje, poprosiłem o nie, przewodniczącą.
Tego było już za wiele. Teraz, w takiej chwili musiał o niej wspomnieć. Kuroko wściekł się jak nigdy, znów wszystkie emocje powróciły. Nie wytrzymał. Zerwał z siebie przykrycie, chwycił za poduszkę i cisną nią w rudego.
-To sobie do niej idź! – łzy popłynęły mu po policzkach.
-Ku-kuroko? – odsunął się nieco kompletnie zdezorientowany – O co chodzi?
-Widziałem was…! – zachrypiał próbując krzyknąć.
-Kogo widziałeś? – mrugał nerwowo.
-Ciebie i ją… Jak się przytulacie – broda mu zadrżała i zakrył sobie oczy dłońmi – Nienawidzę cię… – szepnął.
-Co…? – padł na kolana przed jego łóżkiem, wziął jego ręce w swoje i zmusił, aby na niego popatrzył – Nie wierzę ci!

* (mama Muminka nazywała się Mama Muminka, a mama Kuroko nazywa się Mama Kuroko xD Lol ~ Wero).
 

-Przytulałeś ją wczoraj… A ja… A ja to widziałem…
-Kuroko, skarbie… – przytrzymał go za ramiona. Był przerażony.
-Nie dotykaj mnie… - szarpnął się.
-Kochanie… Ja ją tylko pocieszałem – nie posłuchał go i przygarnął do siebie – Wczoraj, jak zostaliśmy po lekcjach, to jakoś zebrało jej się na zwierzenia i powiedziała mi, że ma problemy ze swoim chłopakiem. I jakoś tak zrobiło mi się jej żal… – zakołysał nim.
-To tak nie wyglądało… – pokręcił energicznie głową.
-Ale tak było. Głuptasie, nic mnie z nią nie łączy, ona nic dla mnie nie znaczy… – trzymał go mocno.
-Ale one jest dziewczyną, jak facet może konkurować z kimś takim jak ona… Jest śliczna… Nie wiem, czy ci wierzyć… Poczułem się…
-…Niepewnie?
Pokiwał jedynie głową szlochając.
-Gdybym nie chciał, to nie byłbym z tobą. To jest oczywiste. Kuroko… – uniósł jego główkę za brodę i spojrzał mu w oczy – Przecież wybrałem ciebie…*
-Kagami-kun! – nadal płacząc wpadł w jego objęcia – Ale… – drżał w jego ramionach – Ja słyszałem, jak ty ją nazywasz, tak, jak nazywałeś mnie…
-Bo tak mi się spodobało to określenie, że myślałem o nim cały dzień i tak jakoś samo mi się wymsknęło… – odsunął się i podrapał po włosach.
-Jesteś głupi… – walnął go pięścią w klatkę piersiową z całych sił, a miał ich dziś niewiele.
-Tak, jestem – pocałował go i pogładził kciukami po jego mokrych policzkach.  – Jestem kompletnym idiotą. Debilem i niedorozwojem. – cmoknął go tuż obok plastra – Co ci się stało?
-Przewróciłem się wczoraj…
Postanowił już oszczędzić mu wyjaśnień, że miał wypadek właśnie przez niego. Już i tak widzial jak bardzo Taiga sie tym wszystkim przejmuje. Sam był na siebie zły, ze doprowadził do tego wszystkiego.
-Moje biedne maleństwo… – rudy przytulił go mocno.
-Auć. – jęknął z bólu.
-Co się stało?
-Tu też boli… – wskazał na swoje przedramię.
-Kochanie… – pogłaskał go po siniakach – Przepraszam, że przeze mnie się tak wszystkim przejmowałeś…
-Nawet nie wiesz jak bardzo… – pociągnął nosem.
-Przepraszam, nie chciałem, żeby tak wyszło… – zaczął całować go po całej twarzy – Jakim cudem mnie widziałeś?
-Wróciłem do szkoły.
-Dlaczego wróciłeś?
-Bo…– odkrył się jeszcze bardziej, zrobiło mu się gorąco.
- Oj… Tutaj też jesteś ranny – pogładził go po kolanie a potem pocałował to miejsce.
-Kagami-kun… – zebrał w sobie całą odwagę – Czy ja ci się podobam?
-No-no jasne! Jesteś śliczny! Uwielbiam na ciebie patrzeć!
-Ale… ja nie jestem piękną dziewczyną. Nie mam długich gęstych włosów, dużych piersi, ani zgrabnego tyłka… – zaczął się pocić, jeszcze bardziej niż do tej pory.
-A, co to ma za znaczenie!?
-Ale poza tym, jak zaczynasz mnie dotykać… To… zawsze przestajesz… – ścisnął skrawek materiału, który miał pod ręką wyrzucał z siebie to, co od dłuższego czasu leżało mu na sercu.
-Jak mam niby nie przestawać? – zaczerwienił się – Skoro, gdy zaczynamy, to-to ty cały drżysz ze strachu! A ja… Mi jest cholernie ciężko się przy tobie powstrzymywać… Jestem za to na siebie wściekły, ale gdy tylko cie widzę to mam ochotę zrobić ci takie rzeczy, że aż wstyd! Jednak jak zaczynasz cały drżeć i nie chcesz na mnie patrzeć, to jakoś udaje mi się opanować, chociaż to trudne... Jestem porywczy! – zacisnął pięści – Wiem o tym i przepraszam cię za to! Tak bardzo boję się, że pewnego dnia nie będę w stanie się kontrolować i zrobię ci coś złego, czego będę żałował do końca życia! Boję się cię dotykać, bo jak zaczynam to robić, to chcę ciebie więcej! Brzydzę się przez to samym sobą... Ja tylko nie chcę cię skrzywdzić, za nic w świecie! Obiecałem sobie, że nie zrobię ci nic takiego, póki nie nauczę się nad sobą panować… Jestem okropny i odrażający! Nie rozumiem jak możesz być z kimś takim jak ja!? Płaczesz przeze mnie… A ja nie chcę widzieć twoich łez! Nigdy! Wiem, że czasami boisz się mnie, przez moje zachowanie… – rozprostował palce.
-Skąd wiesz jak ja się czuje? – kręciło mu się w głowie.
-Kuroko… – przełknął głośno ślinę – Jak niby… Kim bym był gdybym, gdybym nie wiedział jak się czuje… – wypuścił głośno powietrze – Osoba którą tak bardzo kocham…
-Co…? – jego głosik był bardzo słaby.
-Kocham cię… - zgarbił sie i zacisnął powieki całkowicie onieśmielony.
Sam nie wierzył w to, co słyszy. W uszach mu dudniło. W głowie się kręciło. Te słowa przenikały jego skórę, wnikały do krwi, zlewały się z duszą.
-Ja-ja nie wiem, co mam powiedzieć… – spuścił głowę.
„Nie, przecież wiem, co mam powiedzieć!”.
-Spokojnie rozumiem… – Taiga patrzył na niego czule.
-Kagami-kun… – zmieszany spojrzał na podłogę i zacisnął palce na kołdrze – Ja ciebie też... Też cię kocham…
-Kuroko!
Przewrócił go na łóżko i pocałował z taką pasją, że Tetsuya aż gwiazdy zobaczył, a może po części spowodowane to było tym, że miał gorączkę. Nie wiedział, nie obchodziło go to. Był na siebie zły, że tak długo zwlekał z wyznaniem mu swoich uczuć, przez to tak bardzo cierpiał. Był głupi, bardzo głupi. Postępował niedorzecznie, a było to tak niepotrzebne. Teraz mógł już skryć się w ramionach swojego ukochanego. Czuł się tak bezpiecznie.
-Jak długo? – szepnął Tetsu.
-Co? – nie przestawał go obejmować.
-Jak długo wiesz, że mnie kochasz?
-Już od dawna, nie wiem konkretnie… Długo się z tym zbierałem…
-Dlaczego? – dał mu znać, żeby się odsunął.
-Bałem się jak cholera – prychnął – A co jakbyś mnie odrzucił?
-Też się bałem… – przetarł sobie nadal wilgotne oczy – Bo ty jesteś taki przystojny, wysoki w ogóle, a ja jestem taki… nijaki… Do ciebie się nawet nie umywam, myślę, że pewnego dnia…
-Kuroko!? O czym ty pieprzysz!? Czy ty kiedykolwiek patrzyłeś w lustro?
-Tak… i… ja wiem, że ja wyglądam… No nie tak jak ty… Jestem niższy od ciebie, nie jestem tak przystojny…
-Chyba jednak nie patrzyłeś! – wziął go gwałtownie na ręce.
-Co robisz? – zarzucił mu ręce na szyję. Zrobiło mu się zimno, wtulił się w gorące ciało ukochanego.
Kagami bez słowa poszedł z nim do łazienki. Stanęli przed umywalką, nad którą wisiało ogromne lusterko.
-Spójrz na siebie! – rozkazał.
Tetsuya nieśmiało popatrzył na swoje odbicie to, co w nim widział ani trochę mu się nie podobało, powiedzieć, że wyglądał dziś strasznie, to o wiele za mało. Nie rozumiał, co jego chłopak chciał mu przekazać. Spojrzał teraz na jego odbicie, był przystojny, nieziemsko przystojny, ale to wiedział już od dawna. To, co go zaskoczyło, było to, że Taiga wcale nie patrzył na siebie, ale właśnie na niego. Zerkali w lustro, ale spoglądali na siebie nawzajem. Wtedy to zrozumiał, nie to, co jego ukochany chciał mu przekazać, ale coś zupełnie innego. Skoro on potrafił patrzeć na niego z takim uwielbieniem i uznawać go za ósmy cud świata, to w jego oczach mógł być dokładnie tak samo postrzegany.
-Widzisz? – zapytał rudy.
-Co?
-To, jaki jesteś piękny. Twoje oczy, usta, nos, policzki, broda, szyja, ramiona, dłonie, klatka piersiowa, brzuch, plecy, biodra, pośladki, uda, łydki, stopy. Wszystko jest idealne… – spojrzał mu teraz w oczy i się zaczerwienił – Nie mogłem sobie wymarzyć nikogo wspanialszego.
-Kagami-kun… – wypiszczał zawstydzony zakrywając sobie twarz i patrząc na niego przez palce.
-Kuroko Tetsuya posłuchaj mnie uważnie, ja Kagami Taiga chcę ci powiedzieć, że właśnie w tobie się zakochałem. Jesteś najpiękniejszą istotą na świecie! Nie wątp w to!
-Nie wyglądam dziś najlepiej…
-Mylisz się – potrząsnął głową – Nawet, jeśli jesteś chory nawet, jeśli masz rozczochrane włosy nawet, jeśli jesteś trochę poraniony, to nadal olśniewasz. Nie mogę przestać na ciebie patrzeć. Kocham cię, właśnie ciebie! – przybliżył swoje usta do jego – Nie chce nikogo innego. Jesteś jedynym w moim życiu i chcę, żeby tak zostało. Kocham cię… – wsunął mu język pomiędzy gorące, zaczerwienione wargi – Masz gorączkę… – przytulił go mocno.
-Wiem…
-Przepraszam, że wyciągnąłem cię z łóżka.
Teraz zaniósł go z powrotem do jego pokoju, manewrując pomiędzy porozrzucanymi na podłodze użytymi chusteczkami higienicznymi, ubraniami i zabawkami należącymi do No. 2 Ułożył Kuroko na poduszce i szczelnie okrył
-Ogrzej się – powiedział z uśmiechem patrząc na bałagan – Rzeczywiście masz o wiele gorzej u siebie niż było u mnie…
-Mówiłem przecież – przeczesał sobie włosy.
-Ale za to jesteś śliczny – cmoknął go w czoło.
-Lubię być z tobą w łóżku – wyciągnął do niego rękę – Połóż się ze mną…
-Dobrze – ułożył się na kołdrze i wyciągnął ramię, na której od razu znalazła się głowa Tetsu.

*(Haha! Przegrałeś Himuro! xD ~ Wero)

-Czy dziś nie było treningu? – wtulił się w niego rozkosznie.
-Był… W zasadzie to nadal jest…
-Więc, czemu ciebie tam nie ma?
-Kuroko… – westchnął ciężko – Nie wiedziałem, co się z tobą dzieje… Umierałem ze strachu o ciebie. Jeszcze ten SMS „Żyję”. Wiesz, co ja sobie wyobrażałem? Myślałem, że leżysz w szpitalu, albo ktoś cię porwał. Miałem najczarniejsze myśli. Już wolałem olać trening i przyjść do ciebie.
-Przepraszam za kłopot… – ukrył zakłopotaną twarz w jego ramieniu.
-Miałeś swoje powody… – pogładził jego włosy – To ja powinienem przepraszać…  W końcu to wszystko to była moja wina.
-Ja sam powinienem ci bardziej ufać… Tylko ostatnio nie wiedziałem, co myśleć. Bałem się, że mnie nie chcesz. Myślałem, że nigdy mnie nie pokochasz…
                -Głuptasek… – przytulił go mocno.
                -Kocham cię… – złapał głośno powietrze.
                Przez chwilę jeszcze leżeli wtuleni w siebie nawzajem, rozmawiając o mniej lub bardziej poważnych sprawach. Tetsuya uśmiechał się łagodnie, czerpiąc siły z bliskości swojego ukochanego. Niesamowicie mu było będąc tak blisko. Nie chciał się nawet poruszać. Było mu za ciepło, ale przyjemnie. Nos miał zatkany i oddychał przez usta. W gardle go drapało, każda kość bolała, ale było mu dobrze jak jeszcze nigdy przedtem. Kochał i był kochany. To było takie szczęście. Czuł, że mógłby umrzeć z radości.
                -Wróciłam – rozległ się radosny głos pani Kuroko.
                -O nie… – jęknął Taiga wypuszczając niechętnie ze swoich objęć swoją miłość. Wziął krzesełko i usiadł naprzeciw łóżka.
                 Tetsu także usiadł, ale on oparł się plecami o ścianę i patrzył czule na swojego chłopaka. Jak tylko obaj znaleźli się w bezpiecznej odległości od siebie do pokoju po krótkim i urwanym pukaniu weszła nieco zmęczona matka niższego.
                -Już jestem – westchnęła.
                -Nie musiałaś się tak spieszyć – odpowiedział jej syn z lekkim uśmiechem.
                -Widzę, że już ci lepiej – podeszła uradowana i dotknęła jego czoła.
                -Mamo… – odwiódł jej rękę – Proszę nie przy… – nie bardzo wiedział jak go nazwać
                -Czyżby twój kolega przyniósł jakieś dobre wieści? Od razu widać, że o wiele z tobą lepiej.
                -Coś w tym rodzaju – odpowiedział jej speszony.
                -Bo wiesz, Tetsuya-chan wczoraj cały dzień płakał – zwróciła się do Kagamiego – Nie wiedziałam już jak go pocieszyć… Już zaczynałam obawiać się, że może coś sobie zrobić….
                Taiga zbladł całkowicie i popatrzył na nią przerażonymi oczyma.
                -Mamo błagam… – Tetsu spojrzał na rodzicielkę załamanym wzrokiem – Nie pogrążaj mnie…
                -Ale na szczęście widzę, że jest już lepiej – teraz była cała w skowronkach, nie zwracała uwagi na nic innego.
                -Proszę nie słuchaj jej – w tej chwili zwracała się do swojego chłopaka.
                -Zrobię jakiś obiad – pani Kuroko wyskoczyła radośnie z pokoju.
                -Naprawdę było aż tak źle? – rudy miał teraz niemalże łzy w oczach.
                -Nie będę cię okłamywał. Wczoraj, naprawdę było ze mną kiepsko… – zacisnął pieści i odwrócił głowę – Jednak dziś jest już o wiele lepiej. Jestem szczęśliwy, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Teraz jest mi o wiele lepiej.
                -Nigdy! – spojrzał mu ostro w oczy – Nigdy więcej tak nie rób, jeśli kiedykolwiek to, co zrobię nie będzie ci odpowiadać, wkurwi cię, albo zasmuci. To mi o tym powiedz, zamiast dusić to w sobie. Inaczej skąd będę miał wiedzieć, że coś jest nie tak! Nie chcę, żebyś więcej przeze mnie płakał…
                -Dobrze. Obiecuję – nachylił się ku niemu.
                -Trzymam cię za słowo – także zaczął się skłaniać ku niemu.
                Ich twarze były coraz bliżej siebie. Obaj wiedzieli, czego pragną. W tej chwili ponad wszystko chcieli się pocałować.
                -A właśnie!
                Do pokoju wpadła znów, tym razem bez pukania mama Kuroko. Chłopcy zjeżyli się i odskoczyli od siebie jak oparzeni, „że niby nic tutaj nie robią”.
                -Mamo, pukaj! – pisnął Tetsu cały czerwony i roztrzęsiony nie patrząc na nią.
                -Ach, tak przepraszam – zachichotała słodko – Ja i tak tylko na chwilkę. Taiga-chan, tak – zwróciła się do drugiego.
                -Ta-tak! – głos mu zadrżał.
                -Czy mogłabym prosić o twój numer telefonu?
                -Mamo! Proszę nie! – protestował Tetsuya.
                -Już ty bądź cicho. To twój przyjaciel, nie od dziś chcę mieć do nich kontakty, w razie, czego – odezwała się do niego chłodno. To jak dostanę ten numer? – znów była słodka dla kolegi swojego syna
                -Oczywiście! – rudy wstał i wyciągnął telefon z kieszeni.
                -Och dziękuję, jesteś takim miłym chłopcem – uśmiechnęła się – Cesze się, że Tetsuya-chan ma takich przyjaciół.
                -Cieszy mnie to… – chichrał nerwowo drapiąc się po głowie.
                Kuroko patrzył niepewnie, to na swoją matkę, to na swojego chłopaka nie wiedział, co myśleć, ani jak się zachować. To była dziwna sytuacja, dwoje tak bliskich mu ludzi rozmawiało ze sobą jak gdyby nigdy nic. Żałował, że nie może powiedzieć swojej mamusi, co go łączy z jego „przyjacielem”. Jeszcze nie teraz, może kiedyś o tym powiedzą, ale nie przyszła jeszcze na to pora. Cieszył się, że już wszystko jest w porządku.
                „Moje ukochane, najjaśniejsze światło…”
 
***
Minęło kilka dni zanim Kuroko mógł pójść do szkoły, przez ten czas jego ukochany odwiedzał go niemal codziennie przynosząc ze sobą różne ploteczki, smakołyki, a przede wszystkim swój pogodny uśmiech. Tetsuya miał wrażenie, że tylko dzięki niemu udało mu się wrócić tak szybko do zdrowia. A dziś czuł się lepiej niż kiedykolwiek. Chociaż trochę bał się tutaj przychodzić, lękał się przede wszystkim spotkania z przewodniczącą swojej klasy, swego czasu miewał o niej mnóstwo morderczych fantazji i miał wrażenie, że gdy tylko ją zobaczy, to one mogą powrócić, chociaż już wszystko sobie ze swoim chłopakiem wyjaśnili i nie miał więcej powodów, żeby mu nie ufać.
-Już zdrowy? – zapytał Taiga wyszczerzając zęby.
-Tak.
-Dobrze wiedzieć – objął go ramieniem za szyję – Tęskniłem –szepnął.
-Przecież widywaliśmy się niemal codziennie – zerknął w górę.
-I naprawdę myślisz, że mi to wystarczało? U ciebie w domu, jak była twoja mama i w każdej chwili mogła wpaść do twojego pokoju. Nawet pocałować cię nie miałem jak – spojrzał na niego, tak, jakby chciał go zjeść – Jestem spragniony ciebie, Kuroko.
-Przypominam, że jesteśmy w szkole – powiedział najspokojniej w świecie, tak, jakby takie rzeczy słyszał codziennie. Cóż od kilku dni, słyszał je niemal każdego dnia.
-No wiem! – puścił go zrezygnowany – Wpadniesz dziś do mnie? – oczy mu błysnęły.
Już miał odpowiedzieć, że zrobi to z całą przyjemnością, ale ktoś im przerwał.
-Kagami-kun… - zabrzmiał kobiecy głosik.
Do chłopców dołączyła właśnie speszona, ale szczęśliwa przewodnicząca. Tetsu obrzucił ją takim spojrzeniem, jakby znowu chciał ją udusić. Wszystko się w nim zagotowało, ale nie dał nic po sobie poznać. Na twarzy nadal miał błogi spokój.
-O, co chodzi? – zamrugał rudy.
-Chciałam ci podziękować – rzuciła okiem na Kuroko, tak jakby się go wstydziła – Dzięki twoim radom wszystko jest już w porządku – ukłoniła się delikatnie – Gdyby nie ty, pewnie bym się z nim rozstała. Naprawdę bardzo dziękuję!
-No-no… Nie ma, za co – podrapał się skrępowany po głowie.
-Mimo wszystko dziękuję – uśmiechnęła się szeroko i odbiegła.
-Widzisz? – Taiga z wyrzutem spojrzał ukradkiem na swoją miłość – Mówiłem, że cię nie okłamuje.
-Tak, teraz widzę, przepraszam – spuścił głowę.
Rzeczywiście, było mu teraz wstyd za siebie i za swoje zachowanie a także za swoje myśli, ta dwójka na to nie zasługiwała. Byli dobrymi ludźmi. To on był tym, który wszystko wyolbrzymił, do takiego stopnia, że powstała z tego ogromna afera z olbrzymimi skutkami ubocznymi. Mógł zamiast rozpaczać, wszystko wyjaśnić.
-No już, nie smutaj tak! – Kagami położył mu rękę na włosach – Za karę, że mi nie ufałeś, zaprosisz mnie do siebie na obiad.
-Do mnie? – podniósł wzrok.
-A, co ja powiedziałem? – zamrugał – Jasne, że do ciebie. Twoja mam wydaje się być całkiem miła. Chciałbym ją lepiej poznać…
-Dlaczego?
-No… Chciałbym, żeby mnie też polubiła.
-Czemu?
-Ech… To oczywiste, że chcę być z nią w dobrych relacjach, skoro kiedyś chcę z wziąć z tobą ślub – powiedział cicho.
Kuroko zaczerwienił się tak bardzo, jak jeszcze nigdy przedtem.
-W Japonii dwóch mężczyzn nie może się pobrać – wyrzucił z siebie szybko udając, że nie zrobiło to na nim wrażenia.
-No to pojedziemy do Las Vegas. Tam już można. Czerwienisz się – dodał cicho.
-Dla ciebie wszystko jest takie proste – uśmiechnął się słabo udając, że nie słyszał ostatnich słów.
-No jasne. Najtrudniejsze już zdobyłem. Mam ciebie – znowu wyszczerzył zęby.

 KONIEC


Dziękuję za uwagę!
Mam nadzieję, że choć trochę spełniłam Wasze oczekiwania co do tego opowiadania (tak wiem, seksów, znów nie było :P Taka ja zUa jestem, że hoho)
 Do zobaczenia za dwa tygodnie, a potem... Daleko... Daleko... Niestety, poczekajcie, wytrzymajcie...