poniedziałek, 24 lutego 2014
piątek, 14 lutego 2014
Kuroko no Valentine (Kagami x Kuroko; Midorima x Takao; Kasamatsu x Kise Murasakibara x Akashi; Aomine)
Ohayo Mina!
Witam Was w ten słodko-cukierkowo-serduszkowy dzionek!
Dziś sa walentynki, a że ja jestem osobą, która kocha wszystkich bez wyjątku, dlatego proszę przyjmijcie dziś moje miłosne wyznanie! Kocham Was i dlatego mam dla Was prezent! Oto opowiadanie przygotowane specjalnie na walęwtyłki.
Nie dodaje intro, bo raczej większość będzie wiedzieć o czym to opowiadanie jest. Zapraszam do czytanie, nie przeciągam dalej. jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji walęwtyłek.
Zapraszam do przeczytania walęwtyłkowego opowiadania!
Miłość w pięciu odsłonach.
Wiecie, skąd
się wzięła historia walentynek? Pierwowzorem
Walentynek był zwyczaj obchodzony w starożytnym Rzymie, 14 lutego. Był to Dzień
Płodności i Macierzyństwa. Z tej okazji każda młoda niezamężna kobieta wrzucała
do wielkiego dzbana kartkę ze swoim imieniem. Następnie kawalerowie losowali
kartki. Tą, którą wylosował stawała się jego partnerką na świąteczne zabawy, a
nie raz i na całe życie.
Patronem Święta Zakochanych jest Św. Walenty. Żył on w starożytnym
Rzymie za panowania cesarza Klaudiusza II Gockiego, który zakazał młodym
mężczyznom wchodzenia w związki małżeńskie. Św. Walenty złamał zakaz i
potajemnie udzielał ślubów. Został za to wtrącony do więzienia. Tam poznał i
uzdrowił ze ślepoty córkę więziennego strażnika a później udzielił jej ślubu.
Za ten czyn cesarz skazał go na śmierć. Św. Walenty zostawił na pożegnanie list
dla córki strażnika, który podpisał "Od Twojego Walentego".
# 1 „Niewinność”
Miłość,
słodkie uczucie odbierające zdrowy rozsądek. Mówi się, że pierwsze westchnienie
miłości, jest ostatnim westchnieniem rozumu. A mimo wszystko jest tak pożądana
i wytęskniona. Szczęście mają ci, którzy ją odnaleźli ją i nie szukali zbyt
długo. Jeszcze szczęśliwsi są ci, których ona odnalazła sama i zupełnie
niespodziewanie. Im człowiek jest młodszy, tym uczucie to jest czystsze i
delikatniejsze. Pierwsze pocałunki, pierwsze gesty to wszystko jest takie
niewinne. Czasem nie potrzeba nawet słów, wystarczy pojedynczy gest, czy
spojrzenie, żeby wyjawić komuś swoje uczucia.
Większość
pragnie kochać i być kochanym. To marzenie wielu ludzi. A gdy już ten sen się
spełni zakochany robi się nieśmiały i niepewny swego, robi wszystko, aby tylko
nie skrzywdzić tej drugiej osoby, lecz i tak nie ma pewności, czy postępuje
odpowiednio.
Miłość jest słodką niewinną zbrodnią przeciwko zdrowemu
rozsądkowi. Niepewność, niewinność, wstydliwość, prostota, naiwność, bezgraniczność,
to wszystko jest udziałem pierwszej miłości.
Ta dwójka nie była ze sobą na
tyle długo, żeby się tym dniem nie przejmować i podejść do tego standardowo.
Chociaż starali się zachowywać dojrzale, to w głębi serca nadal byli dziećmi,
niepewnymi swego. Przerażonymi i nieporadnymi wobec tego uczucia, które dopiero
niedawno zrodziło się w ich sercach. Szczęście i strach mieszały się w jedno.
Nie wiedzieli na ile mogą sobie pozwolić względem siebie. Czy mogą się całować,
kiedy chcą, przytulać jak mają na to ochotę, trzymać drugiego za rękę? Byli
razem od niedawna, ale dobrze im było ze sobą, nie chcieli tego zmieniać, jak
na razie było idealnie, nie zamierzali nic między sobą udoskonalać. Wzajemna
obecność tej wyjątkowej drugiej osoby, całkowicie im wystarczała.
Tak wiele pytań tak mało
odpowiedzi. Mimo to wiedzieli jedno: ten dzień spędzą razem, już wcześniej to
ustalili. Jak tylko skończą się zajęcia w szkole, Kuroko pójdzie wraz z
Kagamim, do jego mieszkania i tam spędzą resztę walentynek.
Tylko, że na razie, trzeba do
tego czasu dotrwać. Taiga przełknął ślinę, wchodząc do klasy, wiedział, że w
środku zastanie już swojego chłopaka. Serce mu waliło jak młot pneumatyczny.
Chciał go już zobaczyć i to szybko. Przywitał się zdawkowo z resztą klasy i jak
najszybciej skierował swoje kroki do swojego miejsca. Nie pomylił się, tuż za
nim siedział Kuroko: delikatnie uśmiechnięty i o dziwo Kagami, mógłby przysiąc,
że jest speszony, a może tylko mu się wydawało, dlatego, że sam nogi miał jak z
waty, a dłonie spocone.
-Cze-cześć – przywitał się z nim
szybko.
-Cześć, Kagami-kun – odpowiedział
niższy.
Rudy usiadł na swoje miejsce i
zaczął się rozpakowywać. Wyjął powolutku i położył sobie na kolanach książkę,
notes i długopis, pogrzebał jeszcze dłuższy czas w torbie, przewalił piętnaście
kanapek i kilka batoników, zanim znalazł to, co chciał. Spojrzał ukradkiem na
Tetsuye. Chyba niczego nie podejrzewał, bo chciał mu zrobić niespodziankę.
Schował zawiniątko w dłoni. Wziął głęboki oddech, zmobilizował swoje siły,
szybko odwrócił się i położył mu paczuszkę na ławce, tuż przed jego nosem,
następnie wrócił do poprzedniej pozycji, dla niepoznaki, zaczął cicho
pogwizdywać. Udało mu się, a nie myślał, że uda mu się wręczyć mu ten prezent.
A jednak. Był z siebie taki dumny, jakby wygrał trzy mecze z rzędu.
-Kagami-kun… – Kuroko zawołał go
szeptem.
Znowu się obrócił i spojrzał w
jego wielkie błękitne oczy. „Uła, jak on dziś ślicznie wygląda” – pomyślał i
spalił buraka. Tak bardzo miał ochotę go teraz pocałować, ale byli w klasie,
więc to było niemożliwe.
Tetsuya bez słowa wskazał
dyskretnie na ławkę chłopaka. Rudy właśnie wtedy tam spojrzał. Nie wierzył
własnym oczom.
-Kiedy!? Jak ty!? Nic nie
widziałem! – podskoczył.
-To tajemnica – przyłożył palec
do ust i uśmiechnął się nieznacznie.
-Kuroko…
Nikt nawet nie miał zielonego
pojęcia, jak bardzo był w tej chwili szczęśliwy. Trzymał właśnie w ręku prezent
od swojego chłopaka i przed chwilą sam mu jeden dał. Dzień zaczął się tak
idealnie. Cieszył się w duchu, ale i na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
Teraz jeszcze bardziej nie mógł się doczekać tego, kiedy będą już sam na sam.
***
-Wchodź do środka, bo zimno –
Kagami wpuścił chłopaka do swojego mieszkania.
-Przepraszam, za najście.
Tetsuya przełknął ślinę. Mimo
wszystko się denerwował. Miał spędzić cały dzień ze swoim ukochanym. Zjedzą
razem obiad, obejrzą film, wiedział, że będzie wspaniale, ale bał się, że coś
jednak może pójść, nie tak jak powinno.
Jak tylko obaj znaleźli się,
wewnątrz pokoju, Taiga złapał chłopaka za nadgarstek, drugą ręką przyparł go do
ściany. Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się delikatnie. Jego ruchy były pewne,
ale, wzrok i oddech niespokojne, nadal robienie takich rzeczy było czymś nowym,
zawsze niepokoił się o to, jak drugi będzie to odbierał. Nachylił się i musnął
wargami jego rozchylone usta, nie widząc sprzeciwu, wsunął mu język między
usteczka. Popieścił troszeczkę ich wnętrze. Kuroko osunął się lekko po ścianie,
takie gesty, zawsze go lekko onieśmielały, ale i podobały mu się. Lubił się z nim
całować, dopiero niedawno odkrył, jakie jest to przyjemne. Bliskość, dotyk
warg, szaleństwo.(O szaluuny xD ~ Beta)
-Czekałem na to cały dzień – rudy
odsunął się i spojrzał na speszoną minę drugiego.
-To było całkiem miłe – wytarł
sobie zaślinioną buzię.
-Na razie zrobię herbaty, zaraz
zajmę się też obiadem.
-Pomogę ci – podwinął rękawy.
-Nie musisz…
-Ale chcę – dźgnął go w brzuch
palcem.
-Przecież nie mógłbym ci odmówić
i tak, nie musisz tak robić – skrzywił się lekko.
-Wolałem się upewnić, że zwrócisz
na mnie uwagę, czasem bywasz tępawy.
-Ej! Co to miało być!?
-Prawdę mówię. Pójdę umyć ręce, a
ty zastanów się, co mam robić.
-Co za… W zasadzie, to już
wszystko gotowe, wystarczy podgrzać… - mruczał do siebie.
Taiga przewrócił oczyma i zaczął
wyjmować wcześniej przygotowane produkty z lodówki. Nagle o czymś sobie
przypomniał. Podniósł torbę i wyszperał z niej swoje czekoladki. Popatrzył po
raz kolejny na kolorowe, słodkie opakowanie owinięte różową tasiemką. Rozczulił
się, Kuroko przygotował to dla niego, pudełeczko, które on mu podarował wcale
nie wyglądało tak ślicznie, jak to, które trzymał w rękach. Cieszył się, że
jego ukochany tak bardzo się dla niego postarał. Zupełnie niespodziewanie,
Tetsuya przytulił się do jego pleców właśnie w tej chwili. Gdyby nie to, że
spodziewał się, jego nagłego powrotu na pewno podskoczyłby ze strachu.
-Jesteś taki uroczy… - wyszeptał
cicho Kagami i pogłaskał go po dłoni.
-Dziękuję… - zaczerwienił i ukrył
nos w koszuli rudego.
Takie teksty zawsze go
zawstydzały, zdawał sobie, że jego chłopak właśnie w taki sposób go widzi, ale
mimo wszystko było to krępujące. Lubił to słyszeć, jednak jego niewinność nie
pozwalała mu zachowywać przy tym wewnętrzny spokój. Tylko przy nim miał takie
dziwne odczucia, nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało. Pomimo, że bał się
tego nowego uczucia, akceptował je zupełnie.
-Co robisz? – ścisnął go mocno w
pasie.
-Cieszę się, tym, co mi podarowałeś
– uśmiechnął się, choć drugi tego nie widział.
-Masz zamiar to odpakować?
-Jasne…
-Teraz? – zaczerwienił się.
-Yhym – złapał za papier i zaczął
rozwijać.
Kuroko jeszcze bardziej ukrył
twarz i materiale jego koszuli i wstrzymał oddech. Pięści, kurczowo zacisnął i
zatrząsł się lekko.
Kagami tymczasem rozpakował już
prezent. W środku była niezbyt foremna grudka czekolady, ale bez wątpienia to
było właśnie to. Podniósł ją i powąchał. Pachniała kakao, miała jasnobrązową
barwę była najprawdopodobniej mleczna.
-A ty nie otwierasz swojego? –
zaproponował zanim wgryzł się w swój kawałek.
-Ym…
Kiwnął głową i niechętnie puścił
swojego chłopaka. Wyciągnął z kieszeni pudełeczko, owinięte jakby niedbale i
otworzył je. W środku była piękna, foremna czekolada. Jej zapach był równie zachęcający,
co wygląd. Jej aromat rozszedł się po całym pokoju. Rudy cały czas mu się
natarczywie przyglądał.
-Zjedzmy je razem! – zaproponował
radośnie Taiga.
-Nie wydaje mi się, żeby to był
dobry pomysł – odpowiedział spokojnie.
-Czemu?
-No, bo – spuścił wzrok – Ta,
którą ja zrobiłem nie jest chyba za dobra… Oczywiście, nie to, co twoja…
-Twoja też jest zapewne
smakowita!
-Nie wydaje mi się – nerwowo
przestąpił z nogi na nogę.
-O, czym ty gadasz? Może nie
wygląda za dobrze, ale na pewno jest pyszna, w końcu to ty ją zrobiłeś, i to
specjalnie dla mnie! Jak mógłbym tego nie doceniać! – wrzasnął i przyłożył
sobie otwartą dłoń do piersi.
-Kagami-kun, znam swoje
możliwości. Lepiej będzie dla ciebie, jeśli tego nie tkniesz…
-Mowy nie ma! To coś, co mi
podarowałeś, nie zamierzam tego nie wykorzystać.
Włożył sobie spory kawałek do
ust. Jego mina lekko zrzedła, jednak zaraz szybko przywrócił ja do poprzedniego
stanu. „Cholera, jakie to nie dobre” – łzy niemal napłynęły mu do oczu.
-Kagami-kun, ja… - Zaczął
niepewnie mówić niższy.
-Kuroko! Proszę cię! Nie psujmy
tego dnia! Chcę go spędzić z tobą tak jak zaplanowaliśmy! – krzyczał – Poza tym
nic, co przygotowałaś nie może być złe – zakończył łagodnie, małym kłamstewkiem.
-Przepraszam za swoje zachowanie
– spuścił głowę jakby oczekiwał kary – Po prostu poczułem, że w porównaniu z tym,
co ty zrobiłeś, mi się nie udało.
-Kochanie – złapał go za twarz i zmusiłby
spojrzeli sobie oczy – Nie przejmuj się czymś takim. Różnimy się pod kilkoma
względami, ale dobrze nam razem, i właśnie, dlatego, że jesteśmy tacy inni, mam
wrażenie, że do siebie pasujemy. Nie musisz dobrze gotować, ja to będę robił za
nas dwoje.
Wyszczerzył zęby w taki sposób,
że Tetsuya z miejsca uwierzył we wszystko to, co powiedział i od razu zrobiło
mu się o niebo lepiej. Przy nim czuł się tak bezpiecznie, nie wiedział,
dlaczego i czy to przez jego słowa, czy zachowanie, ale po prostu wiedział, że
może mu w pełni zaufać. Niewinnie tak jak małe dziecko. Był szczęśliwy, że miał
obok kogoś takiego. Odwzajemnił delikatnie uśmiech.
-Kagami-kun…
Chciał coś jeszcze powiedzieć,
ale jego usta zostały zasłonięte namiętnym pocałunkiem. Gdy ich języki się
zetknęły, poczuł smak tego, co sam przygotował. Doskonale wiedział, że za
dobrze, to to nie będzie, ale czegoś tak paskudnego się nie spodziewał. Jednak
słodki smak ust ukochanego, dotyk jego ciepłych dłoni, niwelował wszystkie
negatywne czynniki. Dziś niczego więcej nie potrzebował. Wystarczyły mu te dwie
rzeczy, żeby ten dzień stał się najpiękniejszym w jego życiu.
#2 „Niepewność”
Nigdy nie można być pewnym w
życiu niczego. Lęk przed czymkolwiek potrafi sparaliżować. Odebrać zdolność
poruszania się. Doprowadzić do klęski, a czym jest niepewność w miłości?
Wątpliwość, czy się kogoś kocha, czy ten ktoś odwzajemnia te uczucia. Można
sobie coś wmawiać, ale czy będzie to prawdziwe? Można się kimś zabawić, ale też
ktoś może uczynić to samo. Można kogoś zranić, ale i samemu zostać zranionym.
Tak łatwo jest zadawać ból i go otrzymywać. Trudno jest zaufać drugiemu
człowiekowi, gdy samemu jest się niepewnym tego, co się czuje i tego, kim się
jest. Mimo to trzeba wierzyć, że kiedyś przyjdzie taki dzień, w którym,
wątpliwości zostaną rozwiane, i w spokoju będzie można nie tylko uwierzyć w
siebie, ale i w to, że można być kochanym i samemu odpowiedzieć tym samym.
Niepewność, czy to ta osoba? Czy
to jest właśnie to? Strach przed odrzuceniem. To zabawne, jak łatwo można dać
się sparaliżować temu uczuciu, jak łatwo można kogoś odtrącić, gdy człowiek się
boi, gdy jest lękliwy i cierpi nie mogąc niczego przed sobą przyznać. Wiara w
coś, nie zawsze bywa bardzo dobra. Czasem lepiej pozostać w błogiej
nieświadomości, tak łatwiej znieść nieprzewidzianą klęskę.
Kazunari nawet cieszył się, gdy
Midorima zaproponował mu, że spędzą ten dzień razem, ale to jak do tego doszło
już nie było zbyt zachęcające. Wolałby, żeby to wyszło od niego, ale nie w ten
sposób. Lubił Shintaro, ale czasami, jego wiara w to, co powie jakaś tam wróżka
była nie do zniesienia. Zachowywał się wtedy jak dziecko, które zrobi wszystko,
co tylko ktoś mu karze.
Szli obaj razem szkolnym
korytarzem. Dookoła podekscytowane panienki, piszczały próbując wyznać swoim
ukochanym uczucia. Chłopcy chwalili się, jeśli cokolwiek dostali. Single
przemarzali korytarz z opuszczoną głową, niosąc za sobą paskudną, czarną
poświatę. Mijali ich wszystkich z kamienną twarzą. Okularnik słuchał właśnie
wróżb na dzisiejszy dzień.
-Ten dzień będzie szczęśliwy, jeśli spędzisz go razem ze skorpionem – powiedział słodki głosik
wydobywający się z telefonu.
-Rozumiem – przystanął i zasępił
się na chwilę – Takao, twój znak zodiaku to skorpion, co nie?
-Tia, a o co chodzi, Shin-chan,
znowu kolejna z tych twoich fanaberii?
-Nie, ale nie zostawiaj mnie
dzisiaj.
-He? O co znowu chodzi? – założył
sobie ręce za głowę.
-Po prostu, przyniesiesz mi dziś
szczęście, dlatego do końca dnia będziemy razem.
-Oj, Shin-chan, a wiesz, jaki
jest dziś dzień… Ja już myślałem, o czymś o wiele milszym… A to znów chodzi o
te wróżby – westchnął ciężko.
-A, co dziś jest?
Brunet podskoczył.
-Co, to ty nie wiesz? Walentynki.
Jeny, że też musiałem polubić właśnie takiego dziwaka jak ty. Ale skoro już
mamy spędzić ten czas razem, to zaproś mnie na randkę…
-Obaj jesteśmy facetami. To nie
możliwe.
-No to możesz pomarzyć, o tym, że
przyniosę ci szczęście.
-Dobra, randka – poprawił sobie
okulary.
-To niesamowite jak łatwo go
podpuścić – powiedział bardziej do siebie.
Lubił go, naprawdę mocno, tylko,
że nie miał zielonego pojęcia, co z tym dalej zrobić. Zupełnie nie rozumiał,
jak może czuć coś takiego do koś takiego jak Shintaro. Wiedział, że drugi też
coś do niego czuje, ale nie miał pewności, co to było. Już dawno przestał to
nazywać zwykłą przyjaźnią, to było coś więcej, tylko nie rozumiał, co.
***
Naprawdę sądził, że jednak ten
dzień będzie inny. W głębi serca miał nadzieję, na coś nieco bardziej
romantycznego. Jakaś kolacja, chociaż, nawet jakby poszli do jakiegoś Maka,
byłoby ciekawiej, ale nie, czego on się spodziewał, po Shintarou. Gdzieś w
środku miał nadzieję, że choć trochę będzie to przypominało prawdziwą randkę.
Jak bardzo się zawiódł. Siedział w jego pokoju ze spuszczoną głową, obejmując w
rękach niezbyt smaczny sok, zrobiony chyba z zielonej pietruszki.
-Ale nudy… – powiedział do
siebie.
-Dzisiaj, powinieneś mieć ze sobą
słonia z podniesioną trąbą, a szczęście cię nie opuści – znów słodki głos
powiedział tym razem z głośnika telewizora.
-Coś mówiłeś? – Shintaro poprawił
sobie okulary.
-Nic…
Naburmuszył się, siedział tu już
od zakończenia zajęć i nic kompletnie nic nie był tak jakby on sobie tego
chciał. To właśnie jemu, dzisiejszego dnia szczęście ani trochę nie dopisywało.
Chciał już wrócić do siebie i zamknąć się w swoim pokoju. Niby, po co miałby
tutaj siedzieć? I tak nic nie robił. A Midorima nie okazywał mu najmniejszego
zainteresowania. Liczył na cokolwiek, przecież zdawał sobie sprawę jak na
siebie patrzyli. To wszystko nie mogło nic nie znaczyć. Chociaż może to on
sobie wszystko wmówił, a tak naprawdę nic między nimi nie iskrzyło. Naiwny był,
czuł się jakby wpadł w pułapkę bez wyjścia. Chyba się zakochał, w tym dziwnym
aspołecznym człowieku, ale nie miał pewności, czy to było właśnie to, a już na
pewno nie miał zielonego pojęcia, czy jego uczucia zostaną kiedykolwiek
odwzajemnione. Czuł się przez to fatalnie.
-Musimy oglądać te programy
nawet, gdy siedzimy razem? – zaproponował w końcu.
-Co jest w nich złego?
-Nie ważne. Pójdę już – wstał.
-Czekaj – złapał go za rękę i
pociągnął w dół.
-Nudzę się. Nie będę to siedział.
Mam fajniejsze rzeczy do roboty w walentynki – prychnął.
-Jakie?
-Ue!?
Nie wiedział, co powiedzieć, nie
miał innych planów, tylko nie chciał tu bezczynnie siedzieć, nie z nim, nie
teraz, gdy tak bardzo miał ochotę na coś innego. Speszył się i zacisnął usta,
odwrócił wzrok. „Daj mi stąd iść!” – krzyczał w duchu Z opresji uratowało go
to, że kolejna wróżba pojawił się na ekranie i Shintaro zwrócił swoją uwagę
właśnie tam.
-Zwracaj większą uwagę na to, czego potrzebuje
skorpion, albo możesz utracić jego przyjaźń!
-Takao – Mitdorima spojrzał na
bruneta – Masz na coś ochotę?
No nie no, sytuacja obróciła się
o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz, to tak jakby on rozdawał karty.
-No dobra – usiadł z powrotem i
założył ręce za głowę – To miał być randka, więc chcę, żebyś powiedział mi coś
miłego.
-Hmm… - zasępił się – Masz piękne
oczy.
„Nie wierzę naprawdę się w to
wkręcił. Ciągnę to dalej!”.
-Chcę, żebyś zwracał na mnie
większą uwagę. Wyłącz telewizor.
-Dobra – kliknął guzikiem na
pilocie i usiadł naprzeciw przyjaciela.
-Chcę prezent – założył ręce na
piersi – Ale jakiś fajny, nie byle jaki.
-Czyli? – poprawił sobie okulary.
-No nie wiem, weź coś sam wymyśl.
-Poczekasz tu chwilę, co nie? –
wstał i wyszedł.
Takao zaczęło zastanawiać,
dlaczego jego kolega tak łatwo na wszystko się zgodził, to było podejrzane,
zbyt dziwne, chociaż dobre, ale szemrane. „Co ty kombinujesz Shin-chan…?” –
przekręcił głowę w bok.
-Proszę.
Midorima znalazł się przed nim w
mgnieniu oka i wręczył mu czteropak napojów energetycznych.
-Co to jest? – popatrzył na nie
zdegustowany.
-Prezent dla ciebie.
-To nazywasz prezentem!? Ale się
postarałeś! – wyrwał mu je z ręki – Dobre i to, ten sok jest paskudny..
-Tylko to miałem pod ręką –
wzruszył ramionami.
-Mogłeś iść do sklepu.
-Nie chcę mi się.
-Rany.. Jesteś taki leniwy… -
spojrzał w sufit.
W tej chwili okularnik stanął nad
nim, pochylił się i spojrzał mu głęboko w oczy.
-Na, co masz jeszcze ochotę?
Otworzył usta, ale zawahał się
przez chwilę, żeby powiedzieć to, co miał na myśli. Nie był pewien, czy to był
najlepszy pomysł. Na razie Shintaro robił wszystko, co mu kazała, ale nie miał
zielonego pojęcia, czemu to robił, już dawno mógł powiedzieć, że to głupie, że
mu się nie chce, ale jeszcze tego nie zrobił. Takao przełknął ślinę, ciągle
patrzył w jego zielone tęczówki.
-Na, co masz jeszcze ochotę? –
kolega powtórzył pytanie.
-Mamy walentynki, pozwól mi się
poczuć tak jak w ten dzień powinno być – powiedział bardzo słabo.
-Dobrze.
Midorima wstał i zdjął okulary.
Odłożył je delikatnie na szafkę, a następnie usiadł na łóżku. Wyciągnął rękę
-Chodź – powiedział.
-Mówisz do wieszaka!
-Nie ważne, chodź – poklepał
miejsce obok siebie.
Kazunari niepewnie wstał i
przysiadł na brzegu łóżka. Ręce złożył
na kolanach i wpatrywał się w nie. Naprawdę nie sądził, że może coś takiego się
wydarzyć, w życiu by tego nie przewidział. To szło zbyt gładko.
Shintaro położył brunetowi rękę
na udzie i delikatnie je gładził. Po chwili przesunął ręką nieco wyżej. Następnie
nachylił się do jego ust. Takao drgnął i odsunął się.
„Nie. Nie mogę. Nie dam rady!” –
zacisnął pięści na nogawkach spodnie.
-Spokojnie…
Mirori cmoknął go w policzek, co
spowodowało, że twarz jego kolegi stała się cała czerwona, a gorąco rozeszło
się po całym jego ciele. Następnie pchnął go delikatnie, a on opadł powoli na
łóżko. Zasłonił sobie oczy dłonią. To wszystko było tak nierealne. Wstydził się
na niego patrzeć, jednak jego kolega odgarnął mu grzecznie ręce z twarzy a
potem się nachylił i cmoknął delikatnie jego rozwarte wargi. To był ich
pierwszy pocałunek. Nieśmiały i niepewny.
-Shin-chan, co ty…? – udało mu
się coś powiedzieć.
-Ci…
Zaraz jednak jego usta zostały
ponownie zasłonięte kolejnym całusem, Następnie Midorima wziął i rozpiął mu
kilka guzików koszuli. Kazunari nie miał zielonego pojęcia jak zareagować.
Zamarł i nie robił nic, nawet, gdy palce jego przyjaciela zaczęły pieścić jego
skórę na piersi, ani, jak pocałunki jego przyjaciele zeszły niżej na jego szyję
obojczyk i ramię. Nawet, kiedy jego koszula już prawie się na nim nie trzymała,
niemalże rozdzierana przez gorące dłonie Midorimy. Ani nawet, gdy sam zapragnął
czegoś więcej. Sam go chwycił i przyciągnął do siebie. Zarzucił mu ramiona na
szyję i wpił się w jego usta. Ten pocałunek nie był już taki grzeczny jak
poprzednie. Ich języki splatały się i ocierały o siebie. Wtulał się w jego
ciało, a pomiędzy nimi robiło się coraz bardziej gorąco. Kto by pomyślał, że to
wszystko może się tak potoczyć. Shintaro całował się z nim, jednocześnie
pieszcząc jego biodro i udo, w pewnym momencie jego ręka powędrowała na krocze
jego kolegi. Brunet zadrżał cały, to już chyba było za wiele. Podobało mu się, ale
był zbyt przerażony, żeby pozwolić temu wszystkiemu trwać.
-Przestań! – odsunął od siebie
kolegę, dysząc ciężko.
-Takao… – położył mu rękę na
policzku.
-Przepraszam, ale nie mogę…
Wstał i podszedł do drzwi, tam
się zatrzymał. Serce mu biło jak szalone. Włosy miał roztrzepane, wzrok mętny.
Nogi lekko zgięte, starał się rozpaczliwie zakryć obnażony tors, ściskając i mnąc
jeszcze bardziej koszulę. Opierał się plecami o ścianę. To wszystko potoczyło
się o wiele za szybko jak dla niego. To nie tak, ze mu się nie podobało, ale
było zdecydowanie zbyt niespodziewane. Nie był jeszcze pewien, czy tego chciał
i czy z właśnie z nim. Nie mógł przez to patrzeć mu w oczy.
-Naprawdę przepraszam, Shin-chan
– powiedział drżącym głosem.
-W porządku.
Podszedł do niego zakładając
sobie okulary na nos. Następnie uniósł głowę przyjaciela delikatnie za
podbródek i zmusił, żeby na niego popatrzył.
-I tak trudno było cię do tego
wszystkiego zmusić – uśmiechnął się.
-Co!? Jak zmusić!? – zdenerwował
się – Przecież to ja cię do tego wszystkiego musiałem namawiać!
-Tak ci się tylko wydaje.
Nachylił się i znowu go
pocałował, zupełnie wytrącając tym z równowagi Kazunariego. Brunet już nie wiedział,
co o tym wszystkim myśleć. Był zakłopotany i zagubiony w tym wszystkim. Lubił
Midorimę, chociaż ten był dziwny. Podobało mu się to, co się dziś wydarzyło,
ale teraz aż cały drżał. Chciał i nie chciał. Był taki niepewny tego, co czuje.
Miłość potrafi zaskoczyć
człowieka w każdym momencie. Nie jest dobrze, gdy człowiek, nie wie wtedy, co o
niej myśleć. Uczucie, które jest bardzo miłe, ale zarazem przeraża. Ludzie nie
wiedzą wtedy sami, czego chcą, bo czasem to uczucie przychodzi za wcześnie.
Potrzebują czasu, żeby zrozumieć, co się z nimi dzieje i jak się zachować. Wyznać
uczucia, czy jeszcze poczekać? Upewnić się, że druga osoba też czuje coś
takiego? W miłości nie ma nic pewnego.
Trzeba być na to gotowym, jeśli chcę się kogoś kochać.
# 3 „Ból”
Miłość to nie tylko czule
pocałunki, słodkie słówka, przytulanie i patrzenie w oczy. Miłość potrafi być
bardzo okrutna i bolesna. Zastanawialiście się kiedyś jak bardzo można cierpieć
kochając kogoś, kto nie odwzajemnia tego uczucia? Jak wiele można przez to nie przespać
nocy i wyląc niepotrzebnych łez? Jak mocno Można nienawidzić samego siebie, za
to, co dzieje się w sercu i jak silnie można nienawidzić a zarazem kochać tą
osobę? Życie z tym ciążącym uczuciem nie jest łatwe, zwłaszcza, gdy ten
człowiek jest tak blisko. Gdy najdrobniejszym gestem wykonanym w twoja stronę
sprawia ci ryle radości, iż masz ochotę latać i czujesz, ze możesz dzięki temu
góry przenosić, żeby zaraz kolejnym innym przypomnieć ci ze nie należy do
ciebie i zawsze będziecie jedynie przyjaciółmi, że dla niego zawsze będziesz
tylko tym kimś z tła, stojącym z boku na arenie jego życia, nigdy kimś naprawdę
ważnym. Jednym uśmiechem potrafi rozpromienić ci cały dzień, ogrzać serce, oraz
jednym odrzuconym spojrzeniem wbić ci ostrze, które do reszty zniszczy cale
szczęście. Nie ma nic gorszego od bycia blisko i nie możliwości przytulenia,
pocałowania i po prostu kochania tej wyjątkowej istoty. Chociaż chciałoby się o niej nie Myślec,
zapomnieć, to ta osoba zawsze jest obecna w twoich myślach.
Słowa
nieodwzajemniona i miłość, nie powinny iść w parze, a jednak takie połączenie
istnieje. Bezsensowne i bolesne. Uczucie, które dławi w gardle, zatyka w
piersi, osłabia uścisk, miażdży serce i odbiera rozum kawałek po kawałku. Być
blisko a jednak nie moc dotknąć, nie móc wyznać o najobrotniejsza kara, jaka
może otrzymać zakochany człowiek.
Kasamatsu
aż za dobrze znał i rozumiał to uczucie. Chociaż wołałby w tej sytuacji nic nie
czuć. Lepiej by było, gdyby w tej sytuacji miął serce podobne do kamienia -
zimne i niewzruszone. A jednak, drgało ono w kierunku tamtej osoby i biło
wyłącznie dla niej. Kochał i to była jego największa zbrodnia, jaką popełnił w
swoim krótkim, nastoletnim życiu. Najobrotniejsza zbrodnia i kara zarazem dla samego
siebie. Nie ważne ile razy próbował posklejać zdruzgotane serce, za każdym
razem było ono rozbijane znowu i znowu, każdego dnia kalecząc tylko mocniej..
Wołałby tej osoby nie widzieć prawie, co dzień, może wtedy nie cierpiałby tak
bardzo. Co gorsza wiedział, że wypowiedzenie tego, co czul na głos nie byłoby
dobrym posunięciem, lecz czasami tak mocno miął ochotę to wykrzyczeć, wyzuci z
siebie ten ogromny ciężar, ulżyć sobie jednak, bał się…
Ściskał
kurczowo paczkę czekoladek, które dla niego przygotował. Chociaż nie wiedział,
czy da radę mu je wręczyć. Przygotował je, wkładając w to całe swoje serce i
duszę. To nie takie proste podejść do osoby, która tak wiele dla ciebie znaczy,
wyciągnął rękę, spojrzeć w oczy i powiedzieć: „proszę zaakceptuj moje uczucia”,
szczególnie, gdy ty i obiekt twojego zainteresowania jest facetem, w dodatku
chłopakiem, za którym ogląda się każda panienka w zasięgu wzroku.
-Senpai!
Ratuj!
Kise podbiegł do niego i schował
się za nim, z dość marnym skutkiem. Armia dziewczyn, nieubłaganie zbliżała się
ku nim.
-Co do!? – Kasamatsu aż zatkało.
-Cały dzień za mną łażą, ja już
nie mam siły, jest ich za wiele. Proszę cię, zrób coś.
-Co, ja, a niby, co!?
Na pewno coś by zrobił, gdyby nie
jeden zasadniczy fakt: panicznie boi się płci pięknej. Co miał w tej sytuacji
zrobić? Jedyne, co przychodziło mu do głowy, to zwiać stąd. Chwycił Ryotę za
rąbek koszuli i pociągnął za zakręt, szybko wepchnął go do składziku i schował
się wraz z nim.
-Ach, dziękuję, Senpai. Na ciebie
zawszę mogę liczyć. – opadł ciężko obok szczotek.
-Możemy tu zostać do końca
przerwy, ale potem musimy wrócić na lekcję – uchylił drzwi i wyjrzał za nie.
-Dobrze, tylko mnie nie zostawiaj
samego, inaczej zginę – uśmiechnął się szeroko.
Jego serce biło teraz cholernie
szybko. Teraz miał tak dobrą okazję, byli tutaj tylko we dwoje, nikt im nie
przeszkodzi. Innej możliwości nie będzie. Zmobilizował wszystkie swoje
nagromadzone siły. Wziął głęboki oddech. Teraz, bo drugiej takiej szansy nie
dostanie od losu. Zamknął oczy, policzył do dziesięciu, wsunął rękę do kieszeni
i odwrócił się. Strach i zakłopotanie odbierały mu pewność siebie. Był
całkowicie gotowy na odrzucenie, jednak jakaś część w jego środku miała
nadzieję, że jego uczucia zostaną zaakceptowane. Spojrzał na blondyna, otworzył
usta, żeby coś powiedzieć. Jednak, nie zdążył, pierwszy odezwał się Kise.
-Te dziewczyny nie dają mi
spokoju, są strasznie męczące. Poza tym nie mam zamiaru przyjmować wyznań
nikogo. Tak postanowiłem
-Dobra postawa, to się chwali.
Nic z tego, niby jak po czymś
takim miałby mu dać swoje czekoladki, skoro przed chwilą usłyszał, że na sto
procent zostanie odrzucony. Nie był kobietą, dlatego tylko by się zbłaźnił. Bezsensowne. Zrezygnowany opadł obok kolegi. Zwiesił głowę i zamarł.
Głupie marzenie osiemnastoletniego idioty, powinien już być dojrzalszy. Już
dawno powinien pogodzić się z faktem, że nigdy nie będzie im dane być razem.
-Senpai? – zagadał Ryota – Coś
jesteś taki zgaszony? Pewnie jest ci żal, że za mną biega tyle dziewczyn, a za
tobą ani jedna? – cały aż błyszczał.
-Nie żartuj! – wbił mu palce pod
żebra.
-Au-ta-ta-ta-ta… - złapał się tam
– Jeśli chcesz, możemy się dziś po lekcjach spotkać, posiedzieć, pograć, czy
coś? Wszyscy moi znajomi, wybierają się na jakieś randki, a Kurokochi, nie chciał
się ze mną spotkać, więc siedziałbym sam. A skoro i tak, żadna panienka na
ciebie nie spojrzy, więc, może spędzimy ten dzień razem? – uśmiechnął się
szeroko.
-Twoje słowa wcale nie zachęcają
mnie do spotkania – brew mu drgała.
-Więc, czemu nie znajdziesz sobie
dziewczyny?
-No, bo… No, bo… No, bo nie i
tyle.
-Przyznaj się w końcu, że się ich
boisz – założył ręce za głowę.
-Jak się zaraz nie zamkniesz, to
wywalę cię stąd na pastwę setek z nich – wskazał palcem na drzwi.
-Przepraszam – nagle spotulniał
-Możesz przyjść do mnie –
odpowiedział niby obojętnie.
Perspektywa spędzenia z nim tego
dnia. Była tak urzekająca, że już teraz nie mógł się doczekać końca zajęć.
Chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że nie tego właściwie oczekiwał. Jednak to
mu musiało do szczęścia wystarczyć. Tylko tyle. Kurczowo ścisnął czekoladki.
Skoro już je przygotował, to zamierzał mu je podarować.
***
Kasamatsu
stanął przed półką z grami i filmami przeglądał je, zerknął kątem oka na
blondyna, który z głupawą miną rozglądał się po pokoju. Czekoladka dla Kise,
nadal spoczywała bezczynnie w jego kieszeni. Przez cały dzień czekał na
odpowiedni moment, żeby mu ją wręczyć. Za każdym razem, gdy się na to zbierał,
rezygnował. Za bardzo bał się bólu, który może mu zostać zadany. Zrezygnował już
z tego. Trudno, przeżyje nie ma innego wyboru. Da sobie jakoś radę.
-Chcesz
w coś zagrać, czy coś obejrzeć? – zagadał.
-Może
po prostu pogadamy?
-Niby,
o czym chcesz rozmawiać? – usiadł naprzeciwko niego.
-Nie wiem – wzruszył ramionami –
To ty jesteś ten mądrzejszy, wymyśl coś… - naburmuszył się i spojrzał w dół –
Ha, co to? – rzucił się w kierunku Yukyio.
-Co ty!?
Wzdrygnął się, gdy osoba, którą
tak bardzo kochał, gwałtownie się zbliżyła w jego kierunku. Nie wiedział, o co
mu może chodzić.
-Czekoladka! – pisnął Ryota
podnosząc z podłogi zawiniątko.
Przestraszył się, musiało mu to
wypaść, gdy tak gwałtownie usiadł. Zatkało go, nie był w stanie wydusić z
siebie słowa. W głowie miał pustkę, nie wiedział jak się z tego wytłumaczyć.
Przełknął ślinę. Twarz blondyna była teraz tak blisko. Za blisko. Była taka
piękna, tej jego lśniące złote włosy, roziskrzone oczy, patrzące tak
natarczywie. Był zjawiskowy.
-Senpai… - odezwał się Kise jakby
z wyrzutem – Nie mówiłeś, że coś dostałeś. Jak mogłeś…
-A… A no, bo… - zaśmiał się
nerwowo, zaczął zmyślać na poczekaniu – To ja… Bo ja… To ta dziewczyna. Ja Nie wiem,
kto to był no i… Znalazłem ją na ławce po jednej z przerw… No i… sam rozumiesz.
Nie ma się, czym chwalić.
-Ha! Jak to nie, masz cichą
wielbicielkę, to takie romantyczne! – podskoczył lekko.
-Już ci powiedziałem, że nie ma się,
czym jarać – odepchnął go na siłę.
-Jak to nie!? Ja nawet nic nie
dostałem – posmutniał i odwrócił wzrok.
-Bo sam nie chciałeś!
-Wiesz, te dziewczyny chcą żebym
zwrócił na nie uwagę, Dalego, że jestem kimś znanym, tak naprawdę żadna z nich
nie wie, jaki jestem naprawdę. Dlatego nic od nich nie chciałem. Jednak dostać
coś, co było dane szczerze z głębi serca, jest bardzo miłe. Też chciałbym coś
takiego…
-Więc proszę – wyciągnął w jego
kierunku czekoladkę.
-Nie mogę senpai. To twoje –
pokręcił głową.
-Ja i tak jej nie zjem, nie lubię
takich rzeczy. Zhańbiłbym tą osobę, gdyby ta czekolada się zmarnowała, więc
proszę, zjedź ją za mnie.
-Se-senpai – zaszkliły mu się
oczy – Naprawdę mogę? – wyciągnął rękę w tamtym kierunku – Ale nie, nie
powinienem – cofnął ją.
-Nie krępuj się. Proszę.
Wcisnął
mu ją na siłę do ręki. Przytrzymując przez chwilę jego dłoń w swoich. Cieszył się tą krótką chwilą szczęścia. „Od początku była dla ciebie…” –
tego już dodać się nie odważył. To bolało tak bardzo. To, że nie mógł
powiedzieć prawdy, ale uznał, że tak jest dobrze.
-Dziękuję… - rozwinął troszeczkę
– Mogę mieć do ciebie prośbę?
-Jaką?
-Zagrasz coś dla mnie? – rzucił
kątem oka na stojącą w rogu pokoju gitarę.
-Ech… Niech ci będzie –
uśmiechnął się i wstał.
-Dziękuję!
Kasamatsu wziął do ręki futerał z
instrumentem. Upewnił się, że wszystko jest dobrze nastrojone. Rozsunął go i wyjął gitarę. Usiadł następnie naprzeciwko
przyjaciela i . Spojrzał na Kise
i uśmiechnął się. „Słuchaj uważnie, bo będę grał dla ciebie”. Ułożył rękę na
gryfie, drugą pogładził po lakierze. Lubił grać, a jeszcze większą przyjemność
sprawia mu, gdy robi to dla osób, na których mu zależy. Brzdąknął w struny,
wydobywając pierwsze nuty. Muzyka wypełniła cały pokój. A Yukio wczuł się
całkowicie w to, co robił. Melodia, która grał płynęła prosto z głębi jego
serca. Tak już jest, gdy robi się to, co się kocha, dla osoby, którą się kocha.
-Senpai, to było piękne.
Powiedział, po zakończeniu Kise,
zalany łzami i oblepiony czekoladą.
-Jak śmiesz mówić o czymś tak
piękny, z tak brudną mordą!? – wstał i chciał mu wymierzyć cios z gitary – A
nie szkoda… - odstawił ją.
-Przepraszam, ale… ale… To było
takie śliczne, a czekolada taka dobra. Od razu widać, że była przygotowana ze
szczerego serca i miłości – płakał.
„Oczywiście, że tak, w końcu
zrobiłem ją dla ciebie!”
-Już dobrze – odetchnął z ulgą.
Mimo wszystko dzień był całkiem
udany, prezent, który przygotował, trafił tam gdzie powinien, zagrał też, dla osoby,
którą kochał. Mimo, że nie mógł wyznać mu swoich uczuć było bolesne, to jednak
był szczęśliwy, że ten dzień spędził z nim.
Nieodwzajemniona miłość jest
bolesna, ale czasem jest jedynym, co człowiek ma i nawet ona może czasami być
źródłem szczęścia. Kochać kogoś, kto nie czuje tego samego, to czuć ból całego
świata.
# 4 „Tęsknota”
Miłość to także gorzkie uczucie
zwane tęsknotą.
Niedosyt, powodowany nieobecnością ukochanej
osoby, doprowadza do szału, nie daje spać, ani jeść. Tworzy wyrwę w sercu,
której niczym nie można zatkać. Wielka czarna dziura, wciągająca do siebie
wszystkie radości dnia codziennego. Jednak żyć trzeba dalej, mimo, że czegoś
tak bardzo brak, ciężko określić dokładnie, czego, ale gdy nie ma w pobliżu tej
drugiej osoby, czuć w sercu pustkę. Ma się wrażenie, że coś jest nie tak jak
powinno, jest najzwyczajniej w świecie źle, chociaż tak naprawdę nie można
pojąc, co tak naprawdę jest nie tak. Dni mijają, godziny rozstanie, a twoja
każda myśl jest skierowany tylko w stronę tej istoty. Nie płaczesz, nie
krzyczysz, ale masz na to ochotę. Brakuje kogoś, z kim można szczerze pomówić,
zwierzyć się ze swoich obaw i marzeń. Trwoga o najbliższą osobę „gdzie jest?”,
„z kim jest?”, „czy wszystko z nią w porządku?”, „dokąd chodzi?”, „czy dobrze
sypia?”, „je odpowiednio?”, „nie przemęcza się?”, „czy tęskni tak jak ja?” tak
wiele pytań. Tęsknota, której nie pomoże ani list, ani rozmowa przez telefon,
sprawia jedynie, że chcemy bardziej przytulić się do drugiej osoby, wziąć ją w
ramiona, otoczyć opieką, powiedzieć „Już wszystko w porządku, jestem tu..
Czujesz tak, jakby twoje ciało powoli umierało, kawałek po kawałku. Dopiero, gdy ta wyjątkowa osoba będzie obok
czujesz wewnętrzną ulgę
Jednak to właśnie to bolesne
uczucie uświadamia ludziom jak bardzo kochają i jak bardzo zależy im na kimś
innym, to dzięki niemu doceniają te chwile, które spędzają wspólnie. Starając
się nacieszyć sobą nawzajem, zapamiętać każdy szczegół ciała i twarzy. Każde
spotkanie jest błogosławieństwem, uśmiech darem, a dotyk dłoni oazą szczęścia.
Akashi wsłuchiwał się w miarowy
stukot pociągu, spoglądając na migające za oknem drzewa. „Jeszcze tylko jedna
stacja” – zamknął oczy i starał się uspokoić, pomimo, ze jego serce drżało, a
palce niecierpliwie wystukiwały rytm na oparciu. „Szybko…”. Chciał go zobaczyć,
już, teraz, zaraz. Stęsknił się tak bardzo, minęło kilka tygodni odkąd widział
się ze swoim chłopakiem. Nie mógł się doczekać, aż go zobaczy. Chciałby, żeby
wróciły te dni, w których widywali się codziennie. To były takie piękne czasy.
Sam nie wiedział, co sobie myślał, idąc do szkoły tak daleko. Sądził, ze jest
na tyle twardy, żeby to przetrwać, jednak każdy dzień bez Murasakibary stawał
się mordęgą, każdy tydzień koszmarem, miesiąc bez niego, niemalże go uśmiercał.
Dobrze, że chociaż ten weekend spędzą razem. Już nie mógł się doczekać. Zerknął
czy torba z walentynkowymi prezentami dla Atsushiego nigdzie się nie
zapodziała. Stała tam jak stała, kolorowa i pełna słodyczy.
Pociąg powoli zaczął zwalniać.
Rudy powolutku zebrał swoje rzeczy, kurtkę, bo na zewnątrz było chłodno, torbę
z ciuchami na zmianę, żeby nie chodzić tylko w jednym, prezent dla ukochanego,
żeby sprawić mu radość. Teraz czekał z niecierpliwością, na to aż się
zatrzymają. Sekundy dłużyły mu się niczym wieczność. Stanął przy oknie. Wyjrzał
przez nie z nadzieją, wziął do ręki telefon. Wiedział, że jego chłopak jest tak
bardzo roztargniony i nieodpowiedzialny, ze mógł zapomnieć o jego przyjeździe.
Jednak, gdy tylko spojrzał na ludzi stojących na stacji, zrozumiał, ze o nim,
nie zapomniał. Dostrzegł go od razu, jak można by było nie dostrzec kogoś tak wielkiego
jak on. Pojazd końcu stanął. Jak najszybciej wybiegł, żeby się z nim spotkać.
-Akachin! – wykrzyknął Atsushi,
gdy tylko zobaczył Seijuro.
-Ats…
Chciał go powitać, ale nie
pozwolił mu na to, bo ten wielkolud porwał go w swoje ramiona i bardzo mocno
przytulił do siebie, tak mocno, że nie mógł złapać tchu. Torby, które trzymał w
rękach, opadły na ziemię.
-Ludzie patrzą. Postaw mnie na
ziemię! – starał się zabrzmieć stanowczo.
-Ale, tak się za tobą stęskniłem.
-Więc spróbuj mnie nie udusić…
-Przepraszam – rozluźnił trochę
uścisk – Ale jak już mam mojego Akachina, to chcę go tulić. Mocno!
-Już, już dobrze – pogłaskał go –
Chodźmy do ciebie, tam będziesz mógł robić, co zechcesz – mrugnął do niego.
***
-Możesz zostawić wszystko, gdzie
tylko chcesz. Czuj się jak u siebie. Posprzątałem. Naprawdę – Murasakibara
drapał się po głowie, tłumacząc wszystko chłopakowi.
-Sprzątałeś mówisz –
Akashi położył sobie rękę na boku
i przyjrzał się tonie papierków po cukierkach, czekoladkach i chipsach.
Westchnął i położył gdzieś swoją torbę. Teraz wziął do ręki wcześniej
przygotowany prezent, stanął przed ukochanym i wyciągnął go przed siebie. To
była wielka siatka kolejnych słodyczy,
-Proszę, to dla ciebie –
powiedział z uśmiechem.
-Akachin! –zasłonił sobie usta
dłonią, w oczach miał kropelki łez – Jesteś taki cudowny! Kocham cię!
Wrzasnął i nie zwracając uwagi
nawet na to co dostał, tylko padł na kolana przed Seijuro i przytulił się do
jego brzucha.
-Tak za tobą tęskniłem –
powiedział cicho i powoli.
-Tak jak ja za tobą – pochylił
się i cmoknął go w czubek głowy.
-O! – nagle się poderwał –
Zapomniałbym! – wyjął z kieszeni maleńkie zawiniątko i wręczył je drugiemu –
Przepraszam, troszkę zjadłem… – podrapał się po głowie.
-Nie szkodzi. Kocham cię…
Rudy stanął na palcach i zarzucił
chłopakowi ręce na szyję, przyciągnął go do siebie i pocałował. Tak bardzo
stęskniony, tak bardzo spragniony, tak bardzo potrzebował teraz jego bliskości.
-Kochaj się ze mną… - wyszeptał,
gdy tylko ich usta się oderwały.
-Tak.
Odpowiedział pokornie i zaniósł
mniejszego na łóżko. Ułożył go wygodnie, dalej się z nim całował, przygniatając
go swoim ciężkim ciałem. Xx kg różnicy robiło swoje. Dotykał go gdzie tylko
zdołał, sam także dostawał pieszczoty, od których kręciło mu się w głowie.
Odsunął się w pewnej chwili i powoli zdjął z Akshiego spodnie.
Mogłoby to wyglądać, że Seijuro,
zmusza do wszystkiego swojego chłopaka, ale tak nie było. Istotnie był władcą
całym sobą, lecz nie tylko. Rządził nim, wiedział o tym doskonale, uwielbiał
to. Chociaż gdy był już tylko z nim sam na sam, zapominał o tym, że jest dumnym
dziedzicem rodu i stawał się zwyczajnym zakochanym człowiekiem pragnącym ciepła
drugiej osoby. Chciał mu dać swoje ciało, serce i duszę. Zgłupiał dla niego.
Nie obchodziło go, czy ktokolwiek się o nich dowie, to jak zareagowałby jego
ojciec. Kochał go, tyle mu do szczęścia wystarczało. Chciał tylko i wyłącznie
jego. Nic innego nie miało znaczenia. Stęsknił się za jego uśmiechem, powolnymi
ruchami, delikatnym dotykiem, zawsze słodkim smakiem jego ust.
-Akachin, jesteś taki słodki. –
odezwał się Murasakibara wyszczerzając leniwie zęby.
Chwycił go za nogę i uniósł ją do
góry. Cmoknął go w stopę, następnie polizał po kostce, błądził ustami po łydce kolanie,
zatrzymał się na udzie I szarpnął nieco zębami.
-Zjadłbym cie... Całego... Tutaj
tez jesteś słodki.
Delikatnie zsunął mu bokserki. I
wziął do ust jego zaczynającego coraz bardziej twardnieć penisa. Przejechał
kilka razy językiem, ścisnął mocno.
-Aua.. Tylko nie gryź... – Jęknął
rozdygotany Akashi.
-Pfeplasham – wypuścił członek z
ust – Ale nie mogę się powstrzymać, jak już z tobą jestem.
-W porządku – wyciągnął do niego
ręce, chwycił za głowę i przyciągnął do siebie – wybaczam ci, przecież ja tez
nie mogę się przy tobie powstrzymywać...
-Naprawdę mam ochotę cię
schrupać...
Pocałowali się po raz kolejny,
tylko o wiele mocniej, głębiej, brutalniej.
-Możesz mnie zjeść – rudy rozłożył
się wygodnie i zamknął oczy - Ale wtedy mnie już nie będzie.
-To tak nie chce. Ja chce
Akachina na zawsze... – położył mu głowę na klatce piersiowej.
-Tęskniłem za Toba... – pogłaskał
go.
-Ja za tobą też. Nie zostawiaj.
Nie przestawaj... – zabrakło mu słowa.
-Czego?
-Nic... – ukrył usta w ciele
ukochanego.
-Powiedz, czego – pociągnął go za
włosy.
-Kochać mnie – opowiedział
speszony.
-Kocham cię... Nie zamierzam
przestawać.
-Akachin... – uśmiechnął się
szeroko – Ja też cię kocham.
Seijuro odsunął chłopaka od
siebie i ściągnął z siebie koszulkę oraz bieliznę. Potrząsnął głową, oparł ją o
ścianę i rozłożył szeroko nogi. Popatrzył uwodzicielsko na Atsushiego i kiwnął
na niego palcem.
-Jesteś zboczony, Akachin.
- Po prostu się stęskniłem za
tobą i za „tym”.
Murasakibara oblizał usta, tak
jakby patrzył na apetyczne ciastko, a następnie znów przygryzł członek
drugiego. Tak bardzo kusił, swoim kolorem, twardością i smakiem. Uwielbiał go.
Lubił go lizać, ssać i podgryzać, brać całego do ust, po prostu robić dobrze
Akashiemu.
-Dziś nie na to mam ochotę –
powiedział władczo zawodnik Rakuzan.
-To, czego chcesz? – mlasnął.
-Chcę… – zaczął stopą podciągać
mu do góry koszulkę – Ciebie mój drogi… Żebyś dziś we mnie wszedł, tak głęboko
jak tylko ty potrafisz… Doprowadził mnie do tego, żebym krzyczał, żebym nie
wiedział, co się ze mną dzieje.
-Jesteś taki słodki… - znów
zaczął pieścić jego stopę, a potem łydkę.
-Masz dziś zamiar tylko gadać?
-Nie…
Wstał i zrzucił z siebie ubrania.
Jego męskość także już była widocznie powiększona. Podszedł do małej szafeczki
i wyciągnął z niej małą buteleczkę. Odkorkował i powąchał. Zapach rozszedł się
po całym pokoju, Seijuro, także mógł go poczuć.
-Truskawka…
-Lubię truskawki… - przechylił
głowę lekko w bok.
-Kupiłeś to tylko, dlatego, ze
lubisz te owoce? – ton jego głosu był coraz bardziej uwodzicielski.
-Nie,
żeby to z tobą zużyć – uśmiechnął się leniwie.
Podszedł
do chłopaka z wolna i wylał odrobinę zawartości na swoją rękę, znów powąchał.
Popatrzył na maź przez chwilę, tak jakby chciał ją zjeść.
-Nie
rób tego – Akashi zakazał mu stanowczo.
-Wiem,
wiem, to nie do tego… - burknął rozkładając nogi ukochanemu – Mogę już działać?
-Oczywiście.
Murasakibara
powędrował palcami pomiędzy pośladki ukochanego. Bez pośpiechu wsunął pomiędzy
nie jeden palec, powolutku rozmasowywał jego wnętrze. Od razu trafił tam grze
powinien.
-Haaaa..
– jęknął rudy.
To była
największa zaleta tego, że są razem już tak długo i robili już t wiele razy.
Bez trudu odnajdywali swoje nawzajem wszystkie najwrażliwsze punkty. Minęła
dłuższa chwila zanim dołożył kolejny i kolejny. Robił wszystko powoli, ale
dokładnie, delektując się każdym jękiem i westchnieniem drugiego. Drugą ręką
równocześnie pocierał swojego penisa. Nie raz już to robili, jeden o drugim
wiedział niemal wszystko. Znali swoje najczulsze punkty. Wiedzieli jak zrobić
sobie nawzajem dobrze. Jak dać sobie przyjemność.
-Mogę
już?
Zapytał
w końcu, nigdy nie odważyłby się zrobić czegoś, czego Akashi by sobie nie
życzył.
-Tak.
Chodź tu do mnie – wyciągnął do niego ręce lekko zaczerwieniony.
Atsushi,
przybliżył się i powoli znalazł na nim. Popatrzył w oczy ukochanego. Pocałował
go jeszcze zanim przeszedł do rzeczy. Powoli, jednym głębokim ruchem wszedł w
niego.
-Ach…
Akashi
westchnął czując lekkie rozpychanie w środku. Tak długo na to czekał. Oplótł
swojego chłopaka rękoma i nogami.
-Kochanie…
Szepnął,
gdy Murasakibara po raz pierwszy się w nim poruszył. Dalej robił to bez
pośpiechu, mocno, ale powoli, wchodził głęboko, ale nie szybko. Poruszał
biodrami w swoim rytmie, tym, który tak bardzo lubił jego ukochany. Za oknem,
za ścianą było tak cicho, w pokoju również, jedynym odgłosem był szelest
pościeli, na której obaj leżeli.
-Akachin…
– odezwał się wyższy przyciskając usta do obojczyka drugiego.
-Tak? –
odpowiedział mu rozpalonym głosem.
-Naprawdę
mam ochotę cię zjeść – przygryzł lekko skórę na ramieniu.
-To
jedz…
-Ale
nie chcę cię stracić – teraz skubnął zębami jego szyję.
-Twoje
decyzja…
-Kocham
cię…
-Ja
ciebie też – pocałował go.
Kochali
się długo i powolutku, delektując się tym, że w końcu są razem, po tak długiej
rozłące. Stęsknieni za sobą, spojrzeniem, dotykiem, czułością. Zatopieni we
własnym świecie, ich prywatnym raju, śnie o rozkoszy. Zakochani, tracący
kontrolę, zapominający o wstydzie i zdrowym rozsądku. Otoczeni przez słodki
smak ich uczucia. Zatraceni w sobie nawzajem. Pragnący tylko dawać sobie
rozkosz. Tak bardzo stęsknieni.
Po
wszystkim Akashi leżał na brzuchu, prześcieradło tylko gdzieniegdzie okrywało
jego nagie ciało. Był nieco zmęczony, ale i szczęśliwy. W końcu po tak długiej
rozłące mógł być z Murasakibarą. Pomimo odległości, jaka ich dzieliła, ich
uczucie nie gasło, ale za każdym razem stawało się coraz mocniejsze. Tego nie
przewidział. Zastanawiał się jak bardzo można być w kimś zakochany, skoro, za
każdym razem, gdy widzi tego człowieka kocha go coraz bardziej. Patrzył na to,
jak jego chłopak wcina tony czekoladek. Tak bardzo brakowało mu wcześniej jego
widoku, jego dotyku, po prostu jego.
-Daj mi
jedną…
Atsushi
bez słowa uśmiechnął się i wsunął rudemu kawałek czekolady do ust. Potem
pogłaskał go po plecach, zostawiając na jego jasnej skórze słodkie ślady.
-Jesteś
piękny…
Powiedział
bez namysłu i zaczął zlizywać to, co pozostawił. Gdy skończył cmoknął jeszcze w
to samo miejsce i położył tam głowę.
-Ty
też…
-Hmmm?
– ziewnął przeciągle.
-Jesteś
piękny.
-Nie
tak jak ty… – wykrzywił usta w uśmiechu – Kochanie? Kiedyś przyjdzie taki
dzień, że będziemy już zawsze razem? – nadal go pieścił.
-Oczywiście
– także się uśmiechnął – Nie zostawię cię nigdy. Pewnego dnia, zostaniemy
już na zawsze razem. – usiadł i spojrzał drugiemu prosto w oczy – Ty i ja… Na
wieczność.
Tylko
tęsknota potrafi uświadomić człowiekowi jak bardzo mu na komuś zależy i jak
wiele dla niego znaczy. Jest ona wyznacznikiem miłości. Bolesna, ale niezbędna,
żeby docenić tego, kto jest obok. Dzięki niej można zrozumieć, że nie można bez
kogoś żyć.
#5 „Samotność”
Samotność jest przedsionkiem
śmierci. To uczucie prędzej czy później dopada każdego. Jest najbardziej
podstawowym doświadczeniem człowieka i niezbędnym składnikiem ludzkiego życia.
Pozwala docenić innych, ale i samego siebie. Dzięki niej zaczynamy doceniać
więzi łączące nas z innymi ludźmi. Rozumiemy jak wiele dla nas znaczą i jak źle
jest bez nich. Człowiek samotny musi, więc patrzeć bezradnie, jak pojawiający się
w jego życiu ludzie odchodzą urażeni albo zniecierpliwieni, zanim cokolwiek ma
szansę się wydarzyć. Chociaż człowiek jest sam, to jednak słońce nie przestaje
świecić, ziemia się obracać wokół niego, a czas biec nieubłaganie do przodu. To
nie jest jedno z tych uczuć, które dławi w sercu, pozostawia ranę nie do
zagojenia, ale tworzy coś w rodzaju wyrwy w sercu, czarnej dziury, którą mogą
zapełnić tylko inni ludzie.
Można być samotnym w śród tłumu,
niepogodzonym ze światem i ze sobą, ale także można być szczęśliwym będąc
jedynie we własnym towarzystwie. Nie było w tym nic złego, że ktoś bardzo lubił
siebie i był dumny z tego, że jest tym, kim jest, skoro był wtedy szczęśliwy.
Czy był właśnie tą osobą, która
przegapiła swoją szansę na szczęście w tym życiu? Ludzie obok niego ci, którzy
go kiedyś naprawdę lubili, zaczęli odchodzić od niego. Czuł, że zostaje sam w
ciemności, starzy koledzy z drużyny, obecni, wszyscy szli w swoją stronę
pozostawiając go samego. To nie tak, że to było złe, jednak troszkę bolało,
nawet kogoś takiego jak Aomine. Wszyscy, którzy mogli coś dla niego znaczyć,
poszli w swoją stronę, tam szukali swojego szczęścia. Miał wrażenie, że sam
utknął w miejscu.
Dzisiejszy dzień w szkole był dla
niego nie do zniesienia, wydawało mu się, że wszędzie dookoła unoszą się
serduszka i słodkie opary miłości. Na samą myśl o tym dostawał gęsiej skórki.
Dla niego to było idiotyczne. Ludzie biegali dookoła uśmiechnięci od ucha do
ucha. Nie mógł tego znieść, wkurzali go i to bardzo. Uciekł przed tym całym
harmidrem na dach szkoły.
-Zimno… - gadał sam do siebie.
Nie było to wszystko najlepszym
pomysłem, ale lepszego nie miał, nie miał ochoty zadawać się z ludźmi takimi
jak oni. Zupełnie ignorując chłód powietrza rozłożył się wygodnie. Miał gdzieś
czy dostanie przez to zapalenia płuc, czy zamarznie na kość, wolał to, niż
pakowanie się w środek tej paskudnej romantycznej atmosfery. W życiu nie słyszał
o durniejszym święcie niż walentynki. Dodatkowo był przystojny, musiał się
ukrywać, przed dziewczynami, które chciały mu wyznać swoje uczucia. Tak jakby
miały jakiekolwiek szanse. Postanowił tu odpocząć. Zamknął oczy i założył ręce
za głowę. Dzisiejszy dzień w szkole będzie dla niego bardzo nużący, zdawał
sobie z tego sprawę. Musi jakoś to wszystko przeczekać, innej możliwości nie
było. Nagle w wypoczynku zaczął
przeszkadzać mu jego telefon. Zignorował go.
-Zostawcie mnie… - prychnął
zdenerwowany – Chcę zostać sam…
***
Nareszcie wszedł do swojego
pokoju. Zamknął za sobą drzwi i położył się na łóżku. Przez cały dzień o tym
marzył (prawie jak ja i moje Bed-chan ^^ ~ Beta). Nareszcie cisza i spokój. Lubił przebywać samemu i nie przeszkadzało mu
to, nawet w dzień taki jak ten. Zdawał sobie sprawę, że sam odtrąca ludzi
wokół. Tak jak to zrobił, z Kise, czy Kuroko, tak jak cały czas robi to z
Momoi. Stan, w jakim się, aktualnie znajdował, było tylko i wyłącznie jego
winą. Przegapił swoje szanse, już dawno temu. Jakby o tym pomyśleć, to wokół
niego prawie zawsze było coś w rodzaju miłości. Akashi i Murasakibara byli ze
sobą chyba od zawsze, no przynajmniej, od kiedy się poznali. Chociaż wydawało im się, że to przed
wszystkimi ukrywali, to jednak, cała reszta drużyny doskonale o nich wiedziała.
Aomine, zaśmiał się, gdy przypomniał sobie jak niemal ich nakrył. Byli wtedy
tacy naiwni. Kise, był kimś, kto go podziwiał, ale miał wrażenie, że lubił go
także w innym sensie, podobnie był z Kuroko. Jednak teraz, gdy tylko widział
jak Tetsuya i Taiga na siebie patrzą, od razu zrozumiał, co między nimi jest.
Tego nie dało się ukryć. Ryota, też już chyba sobie kogoś znalazł, z resztą to
nie realne, żeby ktoś taki jak on był sam. Midorima też już chyba nie był sam.
A on – Aomine, tkwił nadal w jednym miejscu. Sam.
-A, co się będę zamartwiał!?
Przecież jedynym, który może mnie pokochać jestem ja sam.
Wstał i wyciągnął spod materaca
swoje gazetki. Otworzył na stronie gdzie była jego ulubienica. Pomacał trochę
stronę, tam gdzie były wydrukowane jej piersi.
-Jesteś taka seksowna…
Uśmiechał się lubieżnie do
magazynu. O tak, to było to, czego właśnie dzisiaj potrzebował. Rozpiął swój
rozporek. Miał ochotę się zabawić sam ze sobą. Delikatnie podniecenie na samą
myśl, dało o sobie znać. Już miał zsunąć bokserki, gdy nagle drzwi otworzyły
się z impetem.
-Dai-chan!
Do środka wpadła Momoi!
-Co ty tu robisz?
Wydarł się na nią wstając i
starając się zapiąć spodnie.
-Czułam się samotna, to przyszłam
cię odwiedzić – bezceremonialnie usiadła na łóżku.
-Nikt cię nie zapraszał, wypad mi
stąd! – nareszcie mu się udało.
-Nie ma mowy! Tetsu, nie chciał
się ze mną spotkać. Powiedział, że ma inne plany. Hej! Myślisz, że mnie
zdradza, że znalazł sobie inną dziewczynę!?
„Obawiam się, że znalazł sobie
faceta…” – Nie powiedział jej tego. Nie chciał jej do końca dobijać.
-Dobra, wyżaliłaś się, to teraz
jazda mi stąd. Mam inne plany! – wskazał palcem na drzwi.
-A jakie? – przekręciła głowę
lekko w bok uśmiechając się.
-Nie ważne.
Przecież jej nie może o tym
powiedzieć. Dziewczyna tego nie zrozumie.
-Po prostu idź stąd, idź!
-O, a to, co? – sięgnęła po
gazetkę i zaczęła przeglądać – Znowu te twoje zboczone rzeczy Dai-chan?
-Oddawaj, to nie twoje! – wyrwał
jej ją – Wracaj do domu!
-Nie, bo mi się nudzi!
W tej chwili po raz kolejny
zadzwonił telefon. Złapał za niego wkurzony i rozłączył się.
-Ludzie, dajcie mi spokój! Nic mi
dziś nie będzie!
Miał dość tych wszystkich ludzi,
którzy się dziś o niego martwili. Przecież tylko, dlatego, że dziś są walentynki
nie będzie się chlastał czy coś. Życie
nie było aż tak złe, tylko, dlatego że nie miało się kogoś u boku. Jemu to
wszystko odpowiadało. Nie czuł się źle, nie rozumiał, czemu ci wszyscy ludzie
tak się nim przejmują. To był tylko i wyłącznie jego wybór. Jego droga.
Dobrze jest mieć kogoś bliskiego kogoś, do
kogo można się przytulić, albo wyżalić. To miłe uczucie kochać i być kochanym,
ale to wcale nie znaczy, że każdy o tym marzy. Miło jest zasypiać i budzić się koło
kogoś, ale nic nie może się równać z tym, że ktoś ma całe łóżko tylko dla siebie.
Dobrze jest spędzać czas z kimś innym, ale będąc samemu można poświęcić czas na
to, co się lubi. Rozwijać swoje pasje, nie marnując czasu na innych. Życie samemu
dla siebie nie jest takie złe. To, że jest się samemu, nie znaczy, ze jest się samotnym.
Niektórzy po prostu kochają swoja
samotność.
KONIEC
Ne, Misiaki i jak się podobało!?
Mam nadzieję, że chociażby troszkę.
A jak tak, to która parka najbardziej?
A jak tak, to która parka najbardziej?
Za pomoc w pisaniu, muszę jak zwykle podziękować mojej Siostrze, za betowanie, podpowiedzi pomysły. A także i mojemu chłopakowi, który mi bardzo pomógł w pisaniu części czwartej "Tęsknota", wykorzystałam w niej opis jego uczuć.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji walentynek!
Subskrybuj:
Posty (Atom)