piątek, 14 lutego 2014

Kuroko no Valentine (Kagami x Kuroko; Midorima x Takao; Kasamatsu x Kise Murasakibara x Akashi; Aomine)


Ohayo Mina!
Witam Was w ten słodko-cukierkowo-serduszkowy dzionek!

Dziś sa walentynki, a że ja jestem osobą, która kocha wszystkich bez wyjątku, dlatego proszę przyjmijcie dziś moje miłosne wyznanie! Kocham Was i dlatego mam dla Was prezent! Oto opowiadanie przygotowane specjalnie na walęwtyłki. 
Nie dodaje intro, bo raczej większość będzie wiedzieć o czym to opowiadanie jest. Zapraszam do czytanie, nie przeciągam dalej. jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji walęwtyłek.


Zapraszam do przeczytania walęwtyłkowego opowiadania!

Miłość w pięciu odsłonach.
Wiecie, skąd się wzięła historia walentynek?  Pierwowzorem Walentynek był zwyczaj obchodzony w starożytnym Rzymie, 14 lutego. Był to Dzień Płodności i Macierzyństwa. Z tej okazji każda młoda niezamężna kobieta wrzucała do wielkiego dzbana kartkę ze swoim imieniem. Następnie kawalerowie losowali kartki. Tą, którą wylosował stawała się jego partnerką na świąteczne zabawy, a nie raz i na całe życie.
Patronem Święta Zakochanych jest Św. Walenty. Żył on w starożytnym Rzymie za panowania cesarza Klaudiusza II Gockiego, który zakazał młodym mężczyznom wchodzenia w związki małżeńskie. Św. Walenty złamał zakaz i potajemnie udzielał ślubów. Został za to wtrącony do więzienia. Tam poznał i uzdrowił ze ślepoty córkę więziennego strażnika a później udzielił jej ślubu. Za ten czyn cesarz skazał go na śmierć. Św. Walenty zostawił na pożegnanie list dla córki strażnika, który podpisał "Od Twojego Walentego".
# 1 „Niewinność”
                Miłość, słodkie uczucie odbierające zdrowy rozsądek. Mówi się, że pierwsze westchnienie miłości, jest ostatnim westchnieniem rozumu. A mimo wszystko jest tak pożądana i wytęskniona. Szczęście mają ci, którzy ją odnaleźli ją i nie szukali zbyt długo. Jeszcze szczęśliwsi są ci, których ona odnalazła sama i zupełnie niespodziewanie. Im człowiek jest młodszy, tym uczucie to jest czystsze i delikatniejsze. Pierwsze pocałunki, pierwsze gesty to wszystko jest takie niewinne. Czasem nie potrzeba nawet słów, wystarczy pojedynczy gest, czy spojrzenie, żeby wyjawić komuś swoje uczucia.
                Większość pragnie kochać i być kochanym. To marzenie wielu ludzi. A gdy już ten sen się spełni zakochany robi się nieśmiały i niepewny swego, robi wszystko, aby tylko nie skrzywdzić tej drugiej osoby, lecz i tak nie ma pewności, czy postępuje odpowiednio.
Miłość jest słodką niewinną zbrodnią przeciwko zdrowemu rozsądkowi. Niepewność, niewinność, wstydliwość, prostota, naiwność, bezgraniczność, to wszystko jest udziałem pierwszej miłości.  
Ta dwójka nie była ze sobą na tyle długo, żeby się tym dniem nie przejmować i podejść do tego standardowo. Chociaż starali się zachowywać dojrzale, to w głębi serca nadal byli dziećmi, niepewnymi swego. Przerażonymi i nieporadnymi wobec tego uczucia, które dopiero niedawno zrodziło się w ich sercach. Szczęście i strach mieszały się w jedno. Nie wiedzieli na ile mogą sobie pozwolić względem siebie. Czy mogą się całować, kiedy chcą, przytulać jak mają na to ochotę, trzymać drugiego za rękę? Byli razem od niedawna, ale dobrze im było ze sobą, nie chcieli tego zmieniać, jak na razie było idealnie, nie zamierzali nic między sobą udoskonalać. Wzajemna obecność tej wyjątkowej drugiej osoby, całkowicie im wystarczała.  
Tak wiele pytań tak mało odpowiedzi. Mimo to wiedzieli jedno: ten dzień spędzą razem, już wcześniej to ustalili. Jak tylko skończą się zajęcia w szkole, Kuroko pójdzie wraz z Kagamim, do jego mieszkania i tam spędzą resztę walentynek.
Tylko, że na razie, trzeba do tego czasu dotrwać. Taiga przełknął ślinę, wchodząc do klasy, wiedział, że w środku zastanie już swojego chłopaka. Serce mu waliło jak młot pneumatyczny. Chciał go już zobaczyć i to szybko. Przywitał się zdawkowo z resztą klasy i jak najszybciej skierował swoje kroki do swojego miejsca. Nie pomylił się, tuż za nim siedział Kuroko: delikatnie uśmiechnięty i o dziwo Kagami, mógłby przysiąc, że jest speszony, a może tylko mu się wydawało, dlatego, że sam nogi miał jak z waty, a dłonie spocone.
-Cze-cześć – przywitał się z nim szybko.
-Cześć, Kagami-kun – odpowiedział niższy.
Rudy usiadł na swoje miejsce i zaczął się rozpakowywać. Wyjął powolutku i położył sobie na kolanach książkę, notes i długopis, pogrzebał jeszcze dłuższy czas w torbie, przewalił piętnaście kanapek i kilka batoników, zanim znalazł to, co chciał. Spojrzał ukradkiem na Tetsuye. Chyba niczego nie podejrzewał, bo chciał mu zrobić niespodziankę. Schował zawiniątko w dłoni. Wziął głęboki oddech, zmobilizował swoje siły, szybko odwrócił się i położył mu paczuszkę na ławce, tuż przed jego nosem, następnie wrócił do poprzedniej pozycji, dla niepoznaki, zaczął cicho pogwizdywać. Udało mu się, a nie myślał, że uda mu się wręczyć mu ten prezent. A jednak. Był z siebie taki dumny, jakby wygrał trzy mecze z rzędu.
-Kagami-kun… – Kuroko zawołał go szeptem.
Znowu się obrócił i spojrzał w jego wielkie błękitne oczy. „Uła, jak on dziś ślicznie wygląda” – pomyślał i spalił buraka. Tak bardzo miał ochotę go teraz pocałować, ale byli w klasie, więc to było niemożliwe.
Tetsuya bez słowa wskazał dyskretnie na ławkę chłopaka. Rudy właśnie wtedy tam spojrzał. Nie wierzył własnym oczom.
-Kiedy!? Jak ty!? Nic nie widziałem! – podskoczył.
-To tajemnica – przyłożył palec do ust i uśmiechnął się nieznacznie.
-Kuroko…
Nikt nawet nie miał zielonego pojęcia, jak bardzo był w tej chwili szczęśliwy. Trzymał właśnie w ręku prezent od swojego chłopaka i przed chwilą sam mu jeden dał. Dzień zaczął się tak idealnie. Cieszył się w duchu, ale i na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Teraz jeszcze bardziej nie mógł się doczekać tego, kiedy będą już sam na sam. 

***
-Wchodź do środka, bo zimno – Kagami wpuścił chłopaka do swojego mieszkania.
-Przepraszam, za najście.
Tetsuya przełknął ślinę. Mimo wszystko się denerwował. Miał spędzić cały dzień ze swoim ukochanym. Zjedzą razem obiad, obejrzą film, wiedział, że będzie wspaniale, ale bał się, że coś jednak może pójść, nie tak jak powinno.
Jak tylko obaj znaleźli się, wewnątrz pokoju, Taiga złapał chłopaka za nadgarstek, drugą ręką przyparł go do ściany. Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się delikatnie. Jego ruchy były pewne, ale, wzrok i oddech niespokojne, nadal robienie takich rzeczy było czymś nowym, zawsze niepokoił się o to, jak drugi będzie to odbierał. Nachylił się i musnął wargami jego rozchylone usta, nie widząc sprzeciwu, wsunął mu język między usteczka. Popieścił troszeczkę ich wnętrze. Kuroko osunął się lekko po ścianie, takie gesty, zawsze go lekko onieśmielały, ale i podobały mu się. Lubił się z nim całować, dopiero niedawno odkrył, jakie jest to przyjemne. Bliskość, dotyk warg, szaleństwo.(O szaluuny xD ~ Beta)
-Czekałem na to cały dzień – rudy odsunął się i spojrzał na speszoną minę drugiego.
-To było całkiem miłe – wytarł sobie zaślinioną buzię.
-Na razie zrobię herbaty, zaraz zajmę się też obiadem.
-Pomogę ci – podwinął rękawy.
-Nie musisz…
-Ale chcę – dźgnął go w brzuch palcem.
-Przecież nie mógłbym ci odmówić i tak, nie musisz tak robić – skrzywił się lekko.
-Wolałem się upewnić, że zwrócisz na mnie uwagę, czasem bywasz tępawy.
-Ej! Co to miało być!?
-Prawdę mówię. Pójdę umyć ręce, a ty zastanów się, co mam robić.
-Co za… W zasadzie, to już wszystko gotowe, wystarczy podgrzać… - mruczał do siebie.
Taiga przewrócił oczyma i zaczął wyjmować wcześniej przygotowane produkty z lodówki. Nagle o czymś sobie przypomniał. Podniósł torbę i wyszperał z niej swoje czekoladki. Popatrzył po raz kolejny na kolorowe, słodkie opakowanie owinięte różową tasiemką. Rozczulił się, Kuroko przygotował to dla niego, pudełeczko, które on mu podarował wcale nie wyglądało tak ślicznie, jak to, które trzymał w rękach. Cieszył się, że jego ukochany tak bardzo się dla niego postarał. Zupełnie niespodziewanie, Tetsuya przytulił się do jego pleców właśnie w tej chwili. Gdyby nie to, że spodziewał się, jego nagłego powrotu na pewno podskoczyłby ze strachu.
-Jesteś taki uroczy… - wyszeptał cicho Kagami i pogłaskał go po dłoni.
-Dziękuję… - zaczerwienił i ukrył nos w koszuli rudego.
Takie teksty zawsze go zawstydzały, zdawał sobie, że jego chłopak właśnie w taki sposób go widzi, ale mimo wszystko było to krępujące. Lubił to słyszeć, jednak jego niewinność nie pozwalała mu zachowywać przy tym wewnętrzny spokój. Tylko przy nim miał takie dziwne odczucia, nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało. Pomimo, że bał się tego nowego uczucia, akceptował je zupełnie.
-Co robisz? – ścisnął go mocno w pasie.
-Cieszę się, tym, co mi podarowałeś – uśmiechnął się, choć drugi tego nie widział.
-Masz zamiar to odpakować?
-Jasne…
-Teraz? – zaczerwienił się.
-Yhym – złapał za papier i zaczął rozwijać.
Kuroko jeszcze bardziej ukrył twarz i materiale jego koszuli i wstrzymał oddech. Pięści, kurczowo zacisnął i zatrząsł się lekko.
Kagami tymczasem rozpakował już prezent. W środku była niezbyt foremna grudka czekolady, ale bez wątpienia to było właśnie to. Podniósł ją i powąchał. Pachniała kakao, miała jasnobrązową barwę była najprawdopodobniej mleczna.
-A ty nie otwierasz swojego? – zaproponował zanim wgryzł się w swój kawałek.
-Ym…
Kiwnął głową i niechętnie puścił swojego chłopaka. Wyciągnął z kieszeni pudełeczko, owinięte jakby niedbale i otworzył je. W środku była piękna, foremna czekolada. Jej zapach był równie zachęcający, co wygląd. Jej aromat rozszedł się po całym pokoju. Rudy cały czas mu się natarczywie przyglądał.
-Zjedzmy je razem! – zaproponował radośnie Taiga.
-Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł – odpowiedział spokojnie.
-Czemu?
-No, bo – spuścił wzrok – Ta, którą ja zrobiłem nie jest chyba za dobra… Oczywiście, nie to, co twoja…
-Twoja też jest zapewne smakowita!
-Nie wydaje mi się – nerwowo przestąpił z nogi na nogę.
-O, czym ty gadasz? Może nie wygląda za dobrze, ale na pewno jest pyszna, w końcu to ty ją zrobiłeś, i to specjalnie dla mnie! Jak mógłbym tego nie doceniać! – wrzasnął i przyłożył sobie otwartą dłoń do piersi.
-Kagami-kun, znam swoje możliwości. Lepiej będzie dla ciebie, jeśli tego nie tkniesz…
-Mowy nie ma! To coś, co mi podarowałeś, nie zamierzam tego nie wykorzystać.
Włożył sobie spory kawałek do ust. Jego mina lekko zrzedła, jednak zaraz szybko przywrócił ja do poprzedniego stanu. „Cholera, jakie to nie dobre” – łzy niemal napłynęły mu do oczu.
-Kagami-kun, ja… - Zaczął niepewnie mówić niższy.
-Kuroko! Proszę cię! Nie psujmy tego dnia! Chcę go spędzić z tobą tak jak zaplanowaliśmy! – krzyczał – Poza tym nic, co przygotowałaś nie może być złe – zakończył łagodnie, małym kłamstewkiem.
-Przepraszam za swoje zachowanie – spuścił głowę jakby oczekiwał kary – Po prostu poczułem, że w porównaniu z tym, co ty zrobiłeś, mi się nie udało.
 -Kochanie – złapał go za twarz i zmusiłby spojrzeli sobie oczy – Nie przejmuj się czymś takim. Różnimy się pod kilkoma względami, ale dobrze nam razem, i właśnie, dlatego, że jesteśmy tacy inni, mam wrażenie, że do siebie pasujemy. Nie musisz dobrze gotować, ja to będę robił za nas dwoje.
Wyszczerzył zęby w taki sposób, że Tetsuya z miejsca uwierzył we wszystko to, co powiedział i od razu zrobiło mu się o niebo lepiej. Przy nim czuł się tak bezpiecznie, nie wiedział, dlaczego i czy to przez jego słowa, czy zachowanie, ale po prostu wiedział, że może mu w pełni zaufać. Niewinnie tak jak małe dziecko. Był szczęśliwy, że miał obok kogoś takiego. Odwzajemnił delikatnie uśmiech.
-Kagami-kun…
Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale jego usta zostały zasłonięte namiętnym pocałunkiem. Gdy ich języki się zetknęły, poczuł smak tego, co sam przygotował. Doskonale wiedział, że za dobrze, to to nie będzie, ale czegoś tak paskudnego się nie spodziewał. Jednak słodki smak ust ukochanego, dotyk jego ciepłych dłoni, niwelował wszystkie negatywne czynniki. Dziś niczego więcej nie potrzebował. Wystarczyły mu te dwie rzeczy, żeby ten dzień stał się najpiękniejszym w jego życiu.

#2 „Niepewność”
Nigdy nie można być pewnym w życiu niczego. Lęk przed czymkolwiek potrafi sparaliżować. Odebrać zdolność poruszania się. Doprowadzić do klęski, a czym jest niepewność w miłości? Wątpliwość, czy się kogoś kocha, czy ten ktoś odwzajemnia te uczucia. Można sobie coś wmawiać, ale czy będzie to prawdziwe? Można się kimś zabawić, ale też ktoś może uczynić to samo. Można kogoś zranić, ale i samemu zostać zranionym. Tak łatwo jest zadawać ból i go otrzymywać. Trudno jest zaufać drugiemu człowiekowi, gdy samemu jest się niepewnym tego, co się czuje i tego, kim się jest. Mimo to trzeba wierzyć, że kiedyś przyjdzie taki dzień, w którym, wątpliwości zostaną rozwiane, i w spokoju będzie można nie tylko uwierzyć w siebie, ale i w to, że można być kochanym i samemu odpowiedzieć tym samym.
Niepewność, czy to ta osoba? Czy to jest właśnie to? Strach przed odrzuceniem. To zabawne, jak łatwo można dać się sparaliżować temu uczuciu, jak łatwo można kogoś odtrącić, gdy człowiek się boi, gdy jest lękliwy i cierpi nie mogąc niczego przed sobą przyznać. Wiara w coś, nie zawsze bywa bardzo dobra. Czasem lepiej pozostać w błogiej nieświadomości, tak łatwiej znieść nieprzewidzianą klęskę.
Kazunari nawet cieszył się, gdy Midorima zaproponował mu, że spędzą ten dzień razem, ale to jak do tego doszło już nie było zbyt zachęcające. Wolałby, żeby to wyszło od niego, ale nie w ten sposób. Lubił Shintaro, ale czasami, jego wiara w to, co powie jakaś tam wróżka była nie do zniesienia. Zachowywał się wtedy jak dziecko, które zrobi wszystko, co tylko ktoś mu karze.
Szli obaj razem szkolnym korytarzem. Dookoła podekscytowane panienki, piszczały próbując wyznać swoim ukochanym uczucia. Chłopcy chwalili się, jeśli cokolwiek dostali. Single przemarzali korytarz z opuszczoną głową, niosąc za sobą paskudną, czarną poświatę. Mijali ich wszystkich z kamienną twarzą. Okularnik słuchał właśnie wróżb na dzisiejszy dzień.
-Ten dzień będzie szczęśliwy, jeśli spędzisz go razem ze skorpionem – powiedział słodki głosik wydobywający się z telefonu.
-Rozumiem – przystanął i zasępił się na chwilę – Takao, twój znak zodiaku to skorpion, co nie?
-Tia, a o co chodzi, Shin-chan, znowu kolejna z tych twoich fanaberii?
-Nie, ale nie zostawiaj mnie dzisiaj.
-He? O co znowu chodzi? – założył sobie ręce za głowę.
-Po prostu, przyniesiesz mi dziś szczęście, dlatego do końca dnia będziemy razem.
-Oj, Shin-chan, a wiesz, jaki jest dziś dzień… Ja już myślałem, o czymś o wiele milszym… A to znów chodzi o te wróżby – westchnął ciężko.
-A, co dziś jest?
Brunet podskoczył.
-Co, to ty nie wiesz? Walentynki. Jeny, że też musiałem polubić właśnie takiego dziwaka jak ty. Ale skoro już mamy spędzić ten czas razem, to zaproś mnie na randkę…
-Obaj jesteśmy facetami. To nie możliwe.
-No to możesz pomarzyć, o tym, że przyniosę ci szczęście.
-Dobra, randka – poprawił sobie okulary.
-To niesamowite jak łatwo go podpuścić – powiedział bardziej do siebie.
Lubił go, naprawdę mocno, tylko, że nie miał zielonego pojęcia, co z tym dalej zrobić. Zupełnie nie rozumiał, jak może czuć coś takiego do koś takiego jak Shintaro. Wiedział, że drugi też coś do niego czuje, ale nie miał pewności, co to było. Już dawno przestał to nazywać zwykłą przyjaźnią, to było coś więcej, tylko nie rozumiał, co. 

***
Naprawdę sądził, że jednak ten dzień będzie inny. W głębi serca miał nadzieję, na coś nieco bardziej romantycznego. Jakaś kolacja, chociaż, nawet jakby poszli do jakiegoś Maka, byłoby ciekawiej, ale nie, czego on się spodziewał, po Shintarou. Gdzieś w środku miał nadzieję, że choć trochę będzie to przypominało prawdziwą randkę. Jak bardzo się zawiódł. Siedział w jego pokoju ze spuszczoną głową, obejmując w rękach niezbyt smaczny sok, zrobiony chyba z zielonej pietruszki.
-Ale nudy… – powiedział do siebie.
-Dzisiaj, powinieneś mieć ze sobą słonia z podniesioną trąbą, a szczęście cię nie opuści – znów słodki głos powiedział tym razem z głośnika telewizora.
-Coś mówiłeś? – Shintaro poprawił sobie okulary.
-Nic…
Naburmuszył się, siedział tu już od zakończenia zajęć i nic kompletnie nic nie był tak jakby on sobie tego chciał. To właśnie jemu, dzisiejszego dnia szczęście ani trochę nie dopisywało. Chciał już wrócić do siebie i zamknąć się w swoim pokoju. Niby, po co miałby tutaj siedzieć? I tak nic nie robił. A Midorima nie okazywał mu najmniejszego zainteresowania. Liczył na cokolwiek, przecież zdawał sobie sprawę jak na siebie patrzyli. To wszystko nie mogło nic nie znaczyć. Chociaż może to on sobie wszystko wmówił, a tak naprawdę nic między nimi nie iskrzyło. Naiwny był, czuł się jakby wpadł w pułapkę bez wyjścia. Chyba się zakochał, w tym dziwnym aspołecznym człowieku, ale nie miał pewności, czy to było właśnie to, a już na pewno nie miał zielonego pojęcia, czy jego uczucia zostaną kiedykolwiek odwzajemnione. Czuł się przez to fatalnie.
-Musimy oglądać te programy nawet, gdy siedzimy razem? – zaproponował w końcu.
-Co jest w nich złego?
-Nie ważne. Pójdę już – wstał.
-Czekaj – złapał go za rękę i pociągnął w dół.
-Nudzę się. Nie będę to siedział. Mam fajniejsze rzeczy do roboty w walentynki – prychnął.
-Jakie?
-Ue!?
Nie wiedział, co powiedzieć, nie miał innych planów, tylko nie chciał tu bezczynnie siedzieć, nie z nim, nie teraz, gdy tak bardzo miał ochotę na coś innego. Speszył się i zacisnął usta, odwrócił wzrok. „Daj mi stąd iść!” – krzyczał w duchu Z opresji uratowało go to, że kolejna wróżba pojawił się na ekranie i Shintaro zwrócił swoją uwagę właśnie tam.
 -Zwracaj większą uwagę na to, czego potrzebuje skorpion, albo możesz utracić jego przyjaźń!
-Takao – Mitdorima spojrzał na bruneta – Masz na coś ochotę?
No nie no, sytuacja obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz, to tak jakby on rozdawał karty.
-No dobra – usiadł z powrotem i założył ręce za głowę – To miał być randka, więc chcę, żebyś powiedział mi coś miłego.
-Hmm… - zasępił się – Masz piękne oczy.
„Nie wierzę naprawdę się w to wkręcił. Ciągnę to dalej!”.
-Chcę, żebyś zwracał na mnie większą uwagę. Wyłącz telewizor.
-Dobra – kliknął guzikiem na pilocie i usiadł naprzeciw przyjaciela.
-Chcę prezent – założył ręce na piersi – Ale jakiś fajny, nie byle jaki.
-Czyli? – poprawił sobie okulary.
-No nie wiem, weź coś sam wymyśl.
-Poczekasz tu chwilę, co nie? – wstał i wyszedł.
Takao zaczęło zastanawiać, dlaczego jego kolega tak łatwo na wszystko się zgodził, to było podejrzane, zbyt dziwne, chociaż dobre, ale szemrane. „Co ty kombinujesz Shin-chan…?” – przekręcił głowę w bok.
-Proszę.
Midorima znalazł się przed nim w mgnieniu oka i wręczył mu czteropak napojów energetycznych.
-Co to jest? – popatrzył na nie zdegustowany.
-Prezent dla ciebie.
-To nazywasz prezentem!? Ale się postarałeś! – wyrwał mu je z ręki – Dobre i to, ten sok jest paskudny..
-Tylko to miałem pod ręką – wzruszył ramionami.
-Mogłeś iść do sklepu.
-Nie chcę mi się.
-Rany.. Jesteś taki leniwy… - spojrzał w sufit.
W tej chwili okularnik stanął nad nim, pochylił się i spojrzał mu głęboko w oczy.
-Na, co masz jeszcze ochotę?
Otworzył usta, ale zawahał się przez chwilę, żeby powiedzieć to, co miał na myśli. Nie był pewien, czy to był najlepszy pomysł. Na razie Shintaro robił wszystko, co mu kazała, ale nie miał zielonego pojęcia, czemu to robił, już dawno mógł powiedzieć, że to głupie, że mu się nie chce, ale jeszcze tego nie zrobił. Takao przełknął ślinę, ciągle patrzył w jego zielone tęczówki.
-Na, co masz jeszcze ochotę? – kolega powtórzył pytanie.
-Mamy walentynki, pozwól mi się poczuć tak jak w ten dzień powinno być – powiedział bardzo słabo.
-Dobrze.
Midorima wstał i zdjął okulary. Odłożył je delikatnie na szafkę, a następnie usiadł na łóżku. Wyciągnął rękę
-Chodź – powiedział.
-Mówisz do wieszaka!
-Nie ważne, chodź – poklepał miejsce obok siebie.
Kazunari niepewnie wstał i przysiadł na brzegu łóżka.  Ręce złożył na kolanach i wpatrywał się w nie. Naprawdę nie sądził, że może coś takiego się wydarzyć, w życiu by tego nie przewidział. To szło zbyt gładko.
Shintaro położył brunetowi rękę na udzie i delikatnie je gładził. Po chwili przesunął ręką nieco wyżej. Następnie nachylił się do jego ust. Takao drgnął i odsunął się.
„Nie. Nie mogę. Nie dam rady!” – zacisnął pięści na nogawkach spodnie.
-Spokojnie…
Mirori cmoknął go w policzek, co spowodowało, że twarz jego kolegi stała się cała czerwona, a gorąco rozeszło się po całym jego ciele. Następnie pchnął go delikatnie, a on opadł powoli na łóżko. Zasłonił sobie oczy dłonią. To wszystko było tak nierealne. Wstydził się na niego patrzeć, jednak jego kolega odgarnął mu grzecznie ręce z twarzy a potem się nachylił i cmoknął delikatnie jego rozwarte wargi. To był ich pierwszy pocałunek. Nieśmiały i niepewny.
-Shin-chan, co ty…? – udało mu się coś powiedzieć.
-Ci…
Zaraz jednak jego usta zostały ponownie zasłonięte kolejnym całusem, Następnie Midorima wziął i rozpiął mu kilka guzików koszuli. Kazunari nie miał zielonego pojęcia jak zareagować. Zamarł i nie robił nic, nawet, gdy palce jego przyjaciela zaczęły pieścić jego skórę na piersi, ani, jak pocałunki jego przyjaciele zeszły niżej na jego szyję obojczyk i ramię. Nawet, kiedy jego koszula już prawie się na nim nie trzymała, niemalże rozdzierana przez gorące dłonie Midorimy. Ani nawet, gdy sam zapragnął czegoś więcej. Sam go chwycił i przyciągnął do siebie. Zarzucił mu ramiona na szyję i wpił się w jego usta. Ten pocałunek nie był już taki grzeczny jak poprzednie. Ich języki splatały się i ocierały o siebie. Wtulał się w jego ciało, a pomiędzy nimi robiło się coraz bardziej gorąco. Kto by pomyślał, że to wszystko może się tak potoczyć. Shintaro całował się z nim, jednocześnie pieszcząc jego biodro i udo, w pewnym momencie jego ręka powędrowała na krocze jego kolegi. Brunet zadrżał cały, to już chyba było za wiele. Podobało mu się, ale był zbyt przerażony, żeby pozwolić temu wszystkiemu trwać.
-Przestań! – odsunął od siebie kolegę, dysząc ciężko.
-Takao… – położył mu rękę na policzku.
-Przepraszam, ale nie mogę…
Wstał i podszedł do drzwi, tam się zatrzymał. Serce mu biło jak szalone. Włosy miał roztrzepane, wzrok mętny. Nogi lekko zgięte, starał się rozpaczliwie zakryć obnażony tors, ściskając i mnąc jeszcze bardziej koszulę. Opierał się plecami o ścianę. To wszystko potoczyło się o wiele za szybko jak dla niego. To nie tak, ze mu się nie podobało, ale było zdecydowanie zbyt niespodziewane. Nie był jeszcze pewien, czy tego chciał i czy z właśnie z nim. Nie mógł przez to patrzeć mu w oczy.
-Naprawdę przepraszam, Shin-chan – powiedział drżącym głosem.
-W porządku.
Podszedł do niego zakładając sobie okulary na nos. Następnie uniósł głowę przyjaciela delikatnie za podbródek i zmusił, żeby na niego popatrzył.
-I tak trudno było cię do tego wszystkiego zmusić – uśmiechnął się.
-Co!? Jak zmusić!? – zdenerwował się – Przecież to ja cię do tego wszystkiego musiałem namawiać!
-Tak ci się tylko wydaje.
Nachylił się i znowu go pocałował, zupełnie wytrącając tym z równowagi Kazunariego. Brunet już nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Był zakłopotany i zagubiony w tym wszystkim. Lubił Midorimę, chociaż ten był dziwny. Podobało mu się to, co się dziś wydarzyło, ale teraz aż cały drżał. Chciał i nie chciał. Był taki niepewny tego, co czuje.
Miłość potrafi zaskoczyć człowieka w każdym momencie. Nie jest dobrze, gdy człowiek, nie wie wtedy, co o niej myśleć. Uczucie, które jest bardzo miłe, ale zarazem przeraża. Ludzie nie wiedzą wtedy sami, czego chcą, bo czasem to uczucie przychodzi za wcześnie. Potrzebują czasu, żeby zrozumieć, co się z nimi dzieje i jak się zachować. Wyznać uczucia, czy jeszcze poczekać? Upewnić się, że druga osoba też czuje coś takiego? W miłości nie ma nic pewnego.  Trzeba być na to gotowym, jeśli chcę się kogoś kochać.


# 3 „Ból”
Miłość to nie tylko czule pocałunki, słodkie słówka, przytulanie i patrzenie w oczy. Miłość potrafi być bardzo okrutna i bolesna. Zastanawialiście się kiedyś jak bardzo można cierpieć kochając kogoś, kto nie odwzajemnia tego uczucia? Jak wiele można przez to nie przespać nocy i wyląc niepotrzebnych łez? Jak mocno Można nienawidzić samego siebie, za to, co dzieje się w sercu i jak silnie można nienawidzić a zarazem kochać tą osobę? Życie z tym ciążącym uczuciem nie jest łatwe, zwłaszcza, gdy ten człowiek jest tak blisko. Gdy najdrobniejszym gestem wykonanym w twoja stronę sprawia ci ryle radości, iż masz ochotę latać i czujesz, ze możesz dzięki temu góry przenosić, żeby zaraz kolejnym innym przypomnieć ci ze nie należy do ciebie i zawsze będziecie jedynie przyjaciółmi, że dla niego zawsze będziesz tylko tym kimś z tła, stojącym z boku na arenie jego życia, nigdy kimś naprawdę ważnym. Jednym uśmiechem potrafi rozpromienić ci cały dzień, ogrzać serce, oraz jednym odrzuconym spojrzeniem wbić ci ostrze, które do reszty zniszczy cale szczęście. Nie ma nic gorszego od bycia blisko i nie możliwości przytulenia, pocałowania i po prostu kochania tej wyjątkowej istoty.  Chociaż chciałoby się o niej nie Myślec, zapomnieć, to ta osoba zawsze jest obecna w twoich myślach.
                Słowa nieodwzajemniona i miłość, nie powinny iść w parze, a jednak takie połączenie istnieje. Bezsensowne i bolesne. Uczucie, które dławi w gardle, zatyka w piersi, osłabia uścisk, miażdży serce i odbiera rozum kawałek po kawałku. Być blisko a jednak nie moc dotknąć, nie móc wyznać o najobrotniejsza kara, jaka może otrzymać zakochany człowiek.
                Kasamatsu aż za dobrze znał i rozumiał to uczucie. Chociaż wołałby w tej sytuacji nic nie czuć. Lepiej by było, gdyby w tej sytuacji miął serce podobne do kamienia - zimne i niewzruszone. A jednak, drgało ono w kierunku tamtej osoby i biło wyłącznie dla niej. Kochał i to była jego największa zbrodnia, jaką popełnił w swoim krótkim, nastoletnim życiu. Najobrotniejsza zbrodnia i kara zarazem dla samego siebie. Nie ważne ile razy próbował posklejać zdruzgotane serce, za każdym razem było ono rozbijane znowu i znowu, każdego dnia kalecząc tylko mocniej.. Wołałby tej osoby nie widzieć prawie, co dzień, może wtedy nie cierpiałby tak bardzo. Co gorsza wiedział, że wypowiedzenie tego, co czul na głos nie byłoby dobrym posunięciem, lecz czasami tak mocno miął ochotę to wykrzyczeć, wyzuci z siebie ten ogromny ciężar, ulżyć sobie jednak, bał się…
                Ściskał kurczowo paczkę czekoladek, które dla niego przygotował. Chociaż nie wiedział, czy da radę mu je wręczyć. Przygotował je, wkładając w to całe swoje serce i duszę. To nie takie proste podejść do osoby, która tak wiele dla ciebie znaczy, wyciągnął rękę, spojrzeć w oczy i powiedzieć: „proszę zaakceptuj moje uczucia”, szczególnie, gdy ty i obiekt twojego zainteresowania jest facetem, w dodatku chłopakiem, za którym ogląda się każda panienka w zasięgu wzroku.
                -Senpai! Ratuj!
Kise podbiegł do niego i schował się za nim, z dość marnym skutkiem. Armia dziewczyn, nieubłaganie zbliżała się ku nim.
-Co do!? – Kasamatsu aż zatkało.
-Cały dzień za mną łażą, ja już nie mam siły, jest ich za wiele. Proszę cię, zrób coś.
-Co, ja, a niby, co!?
Na pewno coś by zrobił, gdyby nie jeden zasadniczy fakt: panicznie boi się płci pięknej. Co miał w tej sytuacji zrobić? Jedyne, co przychodziło mu do głowy, to zwiać stąd. Chwycił Ryotę za rąbek koszuli i pociągnął za zakręt, szybko wepchnął go do składziku i schował się wraz z nim.
-Ach, dziękuję, Senpai. Na ciebie zawszę mogę liczyć. – opadł ciężko obok szczotek.
-Możemy tu zostać do końca przerwy, ale potem musimy wrócić na lekcję – uchylił drzwi i wyjrzał za nie.
-Dobrze, tylko mnie nie zostawiaj samego, inaczej zginę – uśmiechnął się szeroko.
Jego serce biło teraz cholernie szybko. Teraz miał tak dobrą okazję, byli tutaj tylko we dwoje, nikt im nie przeszkodzi. Innej możliwości nie będzie. Zmobilizował wszystkie swoje nagromadzone siły. Wziął głęboki oddech. Teraz, bo drugiej takiej szansy nie dostanie od losu. Zamknął oczy, policzył do dziesięciu, wsunął rękę do kieszeni i odwrócił się. Strach i zakłopotanie odbierały mu pewność siebie. Był całkowicie gotowy na odrzucenie, jednak jakaś część w jego środku miała nadzieję, że jego uczucia zostaną zaakceptowane. Spojrzał na blondyna, otworzył usta, żeby coś powiedzieć. Jednak, nie zdążył, pierwszy odezwał się Kise.
-Te dziewczyny nie dają mi spokoju, są strasznie męczące. Poza tym nie mam zamiaru przyjmować wyznań nikogo. Tak postanowiłem
-Dobra postawa, to się chwali.
Nic z tego, niby jak po czymś takim miałby mu dać swoje czekoladki, skoro przed chwilą usłyszał, że na sto procent zostanie odrzucony. Nie był kobietą, dlatego tylko by się zbłaźnił. Bezsensowne. Zrezygnowany opadł obok kolegi. Zwiesił głowę i zamarł. Głupie marzenie osiemnastoletniego idioty, powinien już być dojrzalszy. Już dawno powinien pogodzić się z faktem, że nigdy nie będzie im dane być razem.
-Senpai? – zagadał Ryota – Coś jesteś taki zgaszony? Pewnie jest ci żal, że za mną biega tyle dziewczyn, a za tobą ani jedna? – cały aż błyszczał.
-Nie żartuj! – wbił mu palce pod żebra.
-Au-ta-ta-ta-ta… - złapał się tam – Jeśli chcesz, możemy się dziś po lekcjach spotkać, posiedzieć, pograć, czy coś? Wszyscy moi znajomi, wybierają się na jakieś randki, a Kurokochi, nie chciał się ze mną spotkać, więc siedziałbym sam. A skoro i tak, żadna panienka na ciebie nie spojrzy, więc, może spędzimy ten dzień razem? – uśmiechnął się szeroko.
-Twoje słowa wcale nie zachęcają mnie do spotkania – brew mu drgała.
-Więc, czemu nie znajdziesz sobie dziewczyny?
-No, bo… No, bo… No, bo nie i tyle.
-Przyznaj się w końcu, że się ich boisz – założył ręce za głowę.
-Jak się zaraz nie zamkniesz, to wywalę cię stąd na pastwę setek z nich – wskazał palcem na drzwi.
-Przepraszam – nagle spotulniał
-Możesz przyjść do mnie – odpowiedział niby obojętnie.
Perspektywa spędzenia z nim tego dnia. Była tak urzekająca, że już teraz nie mógł się doczekać końca zajęć. Chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że nie tego właściwie oczekiwał. Jednak to mu musiało do szczęścia wystarczyć. Tylko tyle. Kurczowo ścisnął czekoladki. Skoro już je przygotował, to zamierzał mu je podarować. 

***
                Kasamatsu stanął przed półką z grami i filmami przeglądał je, zerknął kątem oka na blondyna, który z głupawą miną rozglądał się po pokoju. Czekoladka dla Kise, nadal spoczywała bezczynnie w jego kieszeni. Przez cały dzień czekał na odpowiedni moment, żeby mu ją wręczyć. Za każdym razem, gdy się na to zbierał, rezygnował. Za bardzo bał się bólu, który może mu zostać zadany. Zrezygnował już z tego. Trudno, przeżyje nie ma innego wyboru. Da sobie jakoś radę.
                -Chcesz w coś zagrać, czy coś obejrzeć? – zagadał.
                -Może po prostu pogadamy?
                -Niby, o czym chcesz rozmawiać? – usiadł naprzeciwko niego.
-Nie wiem – wzruszył ramionami – To ty jesteś ten mądrzejszy, wymyśl coś… - naburmuszył się i spojrzał w dół – Ha, co to? – rzucił się w kierunku Yukyio.
-Co ty!?
Wzdrygnął się, gdy osoba, którą tak bardzo kochał, gwałtownie się zbliżyła w jego kierunku. Nie wiedział, o co mu może chodzić.
-Czekoladka! – pisnął Ryota podnosząc z podłogi zawiniątko.
Przestraszył się, musiało mu to wypaść, gdy tak gwałtownie usiadł. Zatkało go, nie był w stanie wydusić z siebie słowa. W głowie miał pustkę, nie wiedział jak się z tego wytłumaczyć. Przełknął ślinę. Twarz blondyna była teraz tak blisko. Za blisko. Była taka piękna, tej jego lśniące złote włosy, roziskrzone oczy, patrzące tak natarczywie. Był zjawiskowy.
-Senpai… - odezwał się Kise jakby z wyrzutem – Nie mówiłeś, że coś dostałeś. Jak mogłeś…
-A… A no, bo… - zaśmiał się nerwowo, zaczął zmyślać na poczekaniu – To ja… Bo ja… To ta dziewczyna. Ja Nie wiem, kto to był no i… Znalazłem ją na ławce po jednej z przerw… No i… sam rozumiesz. Nie ma się, czym chwalić.
-Ha! Jak to nie, masz cichą wielbicielkę, to takie romantyczne! – podskoczył lekko.
-Już ci powiedziałem, że nie ma się, czym jarać – odepchnął go na siłę.
-Jak to nie!? Ja nawet nic nie dostałem – posmutniał i odwrócił wzrok.
-Bo sam nie chciałeś!
-Wiesz, te dziewczyny chcą żebym zwrócił na nie uwagę, Dalego, że jestem kimś znanym, tak naprawdę żadna z nich nie wie, jaki jestem naprawdę. Dlatego nic od nich nie chciałem. Jednak dostać coś, co było dane szczerze z głębi serca, jest bardzo miłe. Też chciałbym coś takiego…
-Więc proszę – wyciągnął w jego kierunku czekoladkę.
-Nie mogę senpai. To twoje – pokręcił głową.
-Ja i tak jej nie zjem, nie lubię takich rzeczy. Zhańbiłbym tą osobę, gdyby ta czekolada się zmarnowała, więc proszę, zjedź ją za mnie.
-Se-senpai – zaszkliły mu się oczy – Naprawdę mogę? – wyciągnął rękę w tamtym kierunku – Ale nie, nie powinienem – cofnął ją.
-Nie krępuj się. Proszę.
Wcisnął mu ją na siłę do ręki. Przytrzymując przez chwilę jego dłoń w swoich. Cieszył się tą krótką chwilą szczęścia. „Od początku była dla ciebie…” – tego już dodać się nie odważył. To bolało tak bardzo. To, że nie mógł powiedzieć prawdy, ale uznał, że tak jest dobrze.
-Dziękuję… - rozwinął troszeczkę – Mogę mieć do ciebie prośbę?
-Jaką?
-Zagrasz coś dla mnie? – rzucił kątem oka na stojącą w rogu pokoju gitarę.
-Ech… Niech ci będzie – uśmiechnął się i wstał.
-Dziękuję!
Kasamatsu wziął do ręki futerał z instrumentem. Upewnił się, że wszystko jest dobrze nastrojone. Rozsunął go i wyjął gitarę. Usiadł następnie naprzeciwko przyjaciela i . Spojrzał na Kise i uśmiechnął się. „Słuchaj uważnie, bo będę grał dla ciebie”. Ułożył rękę na gryfie, drugą pogładził po lakierze. Lubił grać, a jeszcze większą przyjemność sprawia mu, gdy robi to dla osób, na których mu zależy. Brzdąknął w struny, wydobywając pierwsze nuty. Muzyka wypełniła cały pokój. A Yukio wczuł się całkowicie w to, co robił. Melodia, która grał płynęła prosto z głębi jego serca. Tak już jest, gdy robi się to, co się kocha, dla osoby, którą się kocha.
-Senpai, to było piękne.
Powiedział, po zakończeniu Kise, zalany łzami i oblepiony czekoladą.
-Jak śmiesz mówić o czymś tak piękny, z tak brudną mordą!? – wstał i chciał mu wymierzyć cios z gitary – A nie szkoda… - odstawił ją.
-Przepraszam, ale… ale… To było takie śliczne, a czekolada taka dobra. Od razu widać, że była przygotowana ze szczerego serca i miłości – płakał.
„Oczywiście, że tak, w końcu zrobiłem ją dla ciebie!”
-Już dobrze – odetchnął z ulgą.
Mimo wszystko dzień był całkiem udany, prezent, który przygotował, trafił tam gdzie powinien, zagrał też, dla osoby, którą kochał. Mimo, że nie mógł wyznać mu swoich uczuć było bolesne, to jednak był szczęśliwy, że ten dzień spędził z nim.
Nieodwzajemniona miłość jest bolesna, ale czasem jest jedynym, co człowiek ma i nawet ona może czasami być źródłem szczęścia. Kochać kogoś, kto nie czuje tego samego, to czuć ból całego świata.

# 4 „Tęsknota”
Miłość to także gorzkie uczucie zwane tęsknotą.
 Niedosyt, powodowany nieobecnością ukochanej osoby, doprowadza do szału, nie daje spać, ani jeść. Tworzy wyrwę w sercu, której niczym nie można zatkać. Wielka czarna dziura, wciągająca do siebie wszystkie radości dnia codziennego. Jednak żyć trzeba dalej, mimo, że czegoś tak bardzo brak, ciężko określić dokładnie, czego, ale gdy nie ma w pobliżu tej drugiej osoby, czuć w sercu pustkę. Ma się wrażenie, że coś jest nie tak jak powinno, jest najzwyczajniej w świecie źle, chociaż tak naprawdę nie można pojąc, co tak naprawdę jest nie tak. Dni mijają, godziny rozstanie, a twoja każda myśl jest skierowany tylko w stronę tej istoty. Nie płaczesz, nie krzyczysz, ale masz na to ochotę. Brakuje kogoś, z kim można szczerze pomówić, zwierzyć się ze swoich obaw i marzeń. Trwoga o najbliższą osobę „gdzie jest?”, „z kim jest?”, „czy wszystko z nią w porządku?”, „dokąd chodzi?”, „czy dobrze sypia?”, „je odpowiednio?”, „nie przemęcza się?”, „czy tęskni tak jak ja?” tak wiele pytań. Tęsknota, której nie pomoże ani list, ani rozmowa przez telefon, sprawia jedynie, że chcemy bardziej przytulić się do drugiej osoby, wziąć ją w ramiona, otoczyć opieką, powiedzieć „Już wszystko w porządku, jestem tu.. Czujesz tak, jakby twoje ciało powoli umierało, kawałek po kawałku.  Dopiero, gdy ta wyjątkowa osoba będzie obok czujesz wewnętrzną ulgę
Jednak to właśnie to bolesne uczucie uświadamia ludziom jak bardzo kochają i jak bardzo zależy im na kimś innym, to dzięki niemu doceniają te chwile, które spędzają wspólnie. Starając się nacieszyć sobą nawzajem, zapamiętać każdy szczegół ciała i twarzy. Każde spotkanie jest błogosławieństwem, uśmiech darem, a dotyk dłoni oazą szczęścia.
Akashi wsłuchiwał się w miarowy stukot pociągu, spoglądając na migające za oknem drzewa. „Jeszcze tylko jedna stacja” – zamknął oczy i starał się uspokoić, pomimo, ze jego serce drżało, a palce niecierpliwie wystukiwały rytm na oparciu. „Szybko…”. Chciał go zobaczyć, już, teraz, zaraz. Stęsknił się tak bardzo, minęło kilka tygodni odkąd widział się ze swoim chłopakiem. Nie mógł się doczekać, aż go zobaczy. Chciałby, żeby wróciły te dni, w których widywali się codziennie. To były takie piękne czasy. Sam nie wiedział, co sobie myślał, idąc do szkoły tak daleko. Sądził, ze jest na tyle twardy, żeby to przetrwać, jednak każdy dzień bez Murasakibary stawał się mordęgą, każdy tydzień koszmarem, miesiąc bez niego, niemalże go uśmiercał. Dobrze, że chociaż ten weekend spędzą razem. Już nie mógł się doczekać. Zerknął czy torba z walentynkowymi prezentami dla Atsushiego nigdzie się nie zapodziała. Stała tam jak stała, kolorowa i pełna słodyczy.
Pociąg powoli zaczął zwalniać. Rudy powolutku zebrał swoje rzeczy, kurtkę, bo na zewnątrz było chłodno, torbę z ciuchami na zmianę, żeby nie chodzić tylko w jednym, prezent dla ukochanego, żeby sprawić mu radość. Teraz czekał z niecierpliwością, na to aż się zatrzymają. Sekundy dłużyły mu się niczym wieczność. Stanął przy oknie. Wyjrzał przez nie z nadzieją, wziął do ręki telefon. Wiedział, że jego chłopak jest tak bardzo roztargniony i nieodpowiedzialny, ze mógł zapomnieć o jego przyjeździe. Jednak, gdy tylko spojrzał na ludzi stojących na stacji, zrozumiał, ze o nim, nie zapomniał. Dostrzegł go od razu, jak można by było nie dostrzec kogoś tak wielkiego jak on. Pojazd końcu stanął. Jak najszybciej wybiegł, żeby się z nim spotkać.
-Akachin! – wykrzyknął Atsushi, gdy tylko zobaczył Seijuro.
-Ats… 
Chciał go powitać, ale nie pozwolił mu na to, bo ten wielkolud porwał go w swoje ramiona i bardzo mocno przytulił do siebie, tak mocno, że nie mógł złapać tchu. Torby, które trzymał w rękach, opadły na ziemię.
-Ludzie patrzą. Postaw mnie na ziemię! – starał się zabrzmieć stanowczo.
-Ale, tak się za tobą stęskniłem.
-Więc spróbuj mnie nie udusić…
-Przepraszam – rozluźnił trochę uścisk – Ale jak już mam mojego Akachina, to chcę go tulić. Mocno!
-Już, już dobrze – pogłaskał go – Chodźmy do ciebie, tam będziesz mógł robić, co zechcesz – mrugnął do niego.

***
-Możesz zostawić wszystko, gdzie tylko chcesz. Czuj się jak u siebie. Posprzątałem. Naprawdę – Murasakibara drapał się po głowie, tłumacząc wszystko chłopakowi.
-Sprzątałeś mówisz –
Akashi położył sobie rękę na boku i przyjrzał się tonie papierków po cukierkach, czekoladkach i chipsach. Westchnął i położył gdzieś swoją torbę. Teraz wziął do ręki wcześniej przygotowany prezent, stanął przed ukochanym i wyciągnął go przed siebie. To była wielka siatka kolejnych słodyczy,
-Proszę, to dla ciebie – powiedział z uśmiechem.
-Akachin! –zasłonił sobie usta dłonią, w oczach miał kropelki łez – Jesteś taki cudowny! Kocham cię!
Wrzasnął i nie zwracając uwagi nawet na to co dostał, tylko padł na kolana przed Seijuro i przytulił się do jego brzucha.
-Tak za tobą tęskniłem – powiedział cicho i powoli.
-Tak jak ja za tobą – pochylił się i cmoknął go w czubek głowy.
-O! – nagle się poderwał – Zapomniałbym! – wyjął z kieszeni maleńkie zawiniątko i wręczył je drugiemu – Przepraszam, troszkę zjadłem… – podrapał się po głowie.
-Nie szkodzi. Kocham cię…
Rudy stanął na palcach i zarzucił chłopakowi ręce na szyję, przyciągnął go do siebie i pocałował. Tak bardzo stęskniony, tak bardzo spragniony, tak bardzo potrzebował teraz jego bliskości.
-Kochaj się ze mną… - wyszeptał, gdy tylko ich usta się oderwały.
-Tak.
Odpowiedział pokornie i zaniósł mniejszego na łóżko. Ułożył go wygodnie, dalej się z nim całował, przygniatając go swoim ciężkim ciałem. Xx kg różnicy robiło swoje. Dotykał go gdzie tylko zdołał, sam także dostawał pieszczoty, od których kręciło mu się w głowie. Odsunął się w pewnej chwili i powoli zdjął z Akshiego spodnie.   
Mogłoby to wyglądać, że Seijuro, zmusza do wszystkiego swojego chłopaka, ale tak nie było. Istotnie był władcą całym sobą, lecz nie tylko. Rządził nim, wiedział o tym doskonale, uwielbiał to. Chociaż gdy był już tylko z nim sam na sam, zapominał o tym, że jest dumnym dziedzicem rodu i stawał się zwyczajnym zakochanym człowiekiem pragnącym ciepła drugiej osoby. Chciał mu dać swoje ciało, serce i duszę. Zgłupiał dla niego. Nie obchodziło go, czy ktokolwiek się o nich dowie, to jak zareagowałby jego ojciec. Kochał go, tyle mu do szczęścia wystarczało. Chciał tylko i wyłącznie jego. Nic innego nie miało znaczenia. Stęsknił się za jego uśmiechem, powolnymi ruchami, delikatnym dotykiem, zawsze słodkim smakiem jego ust.
-Akachin, jesteś taki słodki. – odezwał się Murasakibara wyszczerzając leniwie zęby.
Chwycił go za nogę i uniósł ją do góry. Cmoknął go w stopę, następnie polizał po kostce, błądził ustami po łydce kolanie, zatrzymał się na udzie I szarpnął nieco zębami.
-Zjadłbym cie... Całego... Tutaj tez jesteś słodki.
Delikatnie zsunął mu bokserki. I wziął do ust jego zaczynającego coraz bardziej twardnieć penisa. Przejechał kilka razy językiem, ścisnął mocno.
-Aua.. Tylko nie gryź... – Jęknął rozdygotany Akashi.
-Pfeplasham – wypuścił członek z ust – Ale nie mogę się powstrzymać, jak już z tobą jestem.
-W porządku – wyciągnął do niego ręce, chwycił za głowę i przyciągnął do siebie – wybaczam ci, przecież ja tez nie mogę się przy tobie powstrzymywać...
-Naprawdę mam ochotę cię schrupać...
Pocałowali się po raz kolejny, tylko o wiele mocniej, głębiej, brutalniej.
-Możesz mnie zjeść – rudy rozłożył się wygodnie i zamknął oczy - Ale wtedy mnie już nie będzie.
-To tak nie chce. Ja chce Akachina na zawsze... – położył mu głowę na klatce piersiowej.
-Tęskniłem za Toba... – pogłaskał go.
-Ja za tobą też. Nie zostawiaj. Nie przestawaj... – zabrakło mu słowa.
-Czego?
-Nic... – ukrył usta w ciele ukochanego.
-Powiedz, czego – pociągnął go za włosy.
-Kochać mnie – opowiedział speszony.
-Kocham cię... Nie zamierzam przestawać.
-Akachin... – uśmiechnął się szeroko – Ja też cię kocham.
Seijuro odsunął chłopaka od siebie i ściągnął z siebie koszulkę oraz bieliznę. Potrząsnął głową, oparł ją o ścianę i rozłożył szeroko nogi. Popatrzył uwodzicielsko na Atsushiego i kiwnął na niego palcem.
-Jesteś zboczony, Akachin.
- Po prostu się stęskniłem za tobą i za „tym”.
Murasakibara oblizał usta, tak jakby patrzył na apetyczne ciastko, a następnie znów przygryzł członek drugiego. Tak bardzo kusił, swoim kolorem, twardością i smakiem. Uwielbiał go. Lubił go lizać, ssać i podgryzać, brać całego do ust, po prostu robić dobrze Akashiemu.
-Dziś nie na to mam ochotę – powiedział władczo zawodnik Rakuzan.
-To, czego chcesz? – mlasnął.
-Chcę… – zaczął stopą podciągać mu do góry koszulkę – Ciebie mój drogi… Żebyś dziś we mnie wszedł, tak głęboko jak tylko ty potrafisz… Doprowadził mnie do tego, żebym krzyczał, żebym nie wiedział, co się ze mną dzieje.
-Jesteś taki słodki… - znów zaczął pieścić jego stopę, a potem łydkę.
-Masz dziś zamiar tylko gadać?
-Nie…
Wstał i zrzucił z siebie ubrania. Jego męskość także już była widocznie powiększona. Podszedł do małej szafeczki i wyciągnął z niej małą buteleczkę. Odkorkował i powąchał. Zapach rozszedł się po całym pokoju, Seijuro, także mógł go poczuć.
-Truskawka…
-Lubię truskawki… - przechylił głowę lekko w bok.
-Kupiłeś to tylko, dlatego, ze lubisz te owoce? – ton jego głosu był coraz bardziej uwodzicielski.

-Nie, żeby to z tobą zużyć – uśmiechnął się leniwie.
Podszedł do chłopaka z wolna i wylał odrobinę zawartości na swoją rękę, znów powąchał. Popatrzył na maź przez chwilę, tak jakby chciał ją zjeść.
-Nie rób tego – Akashi zakazał mu stanowczo.
-Wiem, wiem, to nie do tego… - burknął rozkładając nogi ukochanemu – Mogę już działać?
-Oczywiście.
Murasakibara powędrował palcami pomiędzy pośladki ukochanego. Bez pośpiechu wsunął pomiędzy nie jeden palec, powolutku rozmasowywał jego wnętrze. Od razu trafił tam grze powinien.
-Haaaa.. – jęknął rudy.
To była największa zaleta tego, że są razem już tak długo i robili już t wiele razy. Bez trudu odnajdywali swoje nawzajem wszystkie najwrażliwsze punkty. Minęła dłuższa chwila zanim dołożył kolejny i kolejny. Robił wszystko powoli, ale dokładnie, delektując się każdym jękiem i westchnieniem drugiego. Drugą ręką równocześnie pocierał swojego penisa. Nie raz już to robili, jeden o drugim wiedział niemal wszystko. Znali swoje najczulsze punkty. Wiedzieli jak zrobić sobie nawzajem dobrze. Jak dać sobie przyjemność.
-Mogę już?
Zapytał w końcu, nigdy nie odważyłby się zrobić czegoś, czego Akashi by sobie nie życzył.
-Tak. Chodź tu do mnie – wyciągnął do niego ręce lekko zaczerwieniony.
Atsushi, przybliżył się i powoli znalazł na nim. Popatrzył w oczy ukochanego. Pocałował go jeszcze zanim przeszedł do rzeczy. Powoli, jednym głębokim ruchem wszedł w niego.
-Ach…
Akashi westchnął czując lekkie rozpychanie w środku. Tak długo na to czekał. Oplótł swojego chłopaka rękoma i nogami.
-Kochanie…
Szepnął, gdy Murasakibara po raz pierwszy się w nim poruszył. Dalej robił to bez pośpiechu, mocno, ale powoli, wchodził głęboko, ale nie szybko. Poruszał biodrami w swoim rytmie, tym, który tak bardzo lubił jego ukochany. Za oknem, za ścianą było tak cicho, w pokoju również, jedynym odgłosem był szelest pościeli, na której obaj leżeli.
-Akachin… – odezwał się wyższy przyciskając usta do obojczyka drugiego.
-Tak? – odpowiedział mu rozpalonym głosem.
-Naprawdę mam ochotę cię zjeść – przygryzł lekko skórę na ramieniu.
-To jedz…
-Ale nie chcę cię stracić – teraz skubnął zębami jego szyję.
-Twoje decyzja…
-Kocham cię…
-Ja ciebie też – pocałował go.
Kochali się długo i powolutku, delektując się tym, że w końcu są razem, po tak długiej rozłące. Stęsknieni za sobą, spojrzeniem, dotykiem, czułością. Zatopieni we własnym świecie, ich prywatnym raju, śnie o rozkoszy. Zakochani, tracący kontrolę, zapominający o wstydzie i zdrowym rozsądku. Otoczeni przez słodki smak ich uczucia. Zatraceni w sobie nawzajem. Pragnący tylko dawać sobie rozkosz. Tak bardzo stęsknieni.
Po wszystkim Akashi leżał na brzuchu, prześcieradło tylko gdzieniegdzie okrywało jego nagie ciało. Był nieco zmęczony, ale i szczęśliwy. W końcu po tak długiej rozłące mógł być z Murasakibarą. Pomimo odległości, jaka ich dzieliła, ich uczucie nie gasło, ale za każdym razem stawało się coraz mocniejsze. Tego nie przewidział. Zastanawiał się jak bardzo można być w kimś zakochany, skoro, za każdym razem, gdy widzi tego człowieka kocha go coraz bardziej. Patrzył na to, jak jego chłopak wcina tony czekoladek. Tak bardzo brakowało mu wcześniej jego widoku, jego dotyku, po prostu jego.
-Daj mi jedną…
Atsushi bez słowa uśmiechnął się i wsunął rudemu kawałek czekolady do ust. Potem pogłaskał go po plecach, zostawiając na jego jasnej skórze słodkie ślady.
-Jesteś piękny…
Powiedział bez namysłu i zaczął zlizywać to, co pozostawił. Gdy skończył cmoknął jeszcze w to samo miejsce i położył tam głowę.
-Ty też…
-Hmmm? – ziewnął przeciągle.
-Jesteś piękny.
-Nie tak jak ty… – wykrzywił usta w uśmiechu – Kochanie? Kiedyś przyjdzie taki dzień, że będziemy już zawsze razem? – nadal go pieścił.
-Oczywiście – także się uśmiechnął – Nie zostawię cię nigdy. Pewnego dnia, zostaniemy już na zawsze razem. – usiadł i spojrzał drugiemu prosto w oczy – Ty i ja… Na wieczność.
Tylko tęsknota potrafi uświadomić człowiekowi jak bardzo mu na komuś zależy i jak wiele dla niego znaczy. Jest ona wyznacznikiem miłości. Bolesna, ale niezbędna, żeby docenić tego, kto jest obok. Dzięki niej można zrozumieć, że nie można bez kogoś żyć.
   
#5 „Samotność”



Sa­mot­ność jest przed­sion­kiem śmierci. To uczucie prędzej czy później dopada każdego. Jest najbardziej podstawowym doświadczeniem człowieka i niezbędnym składnikiem ludzkiego życia. Pozwala docenić innych, ale i samego siebie. Dzięki niej zaczynamy doceniać więzi łączące nas z innymi ludźmi. Rozumiemy jak wiele dla nas znaczą i jak źle jest bez nich. Człowiek samotny musi, więc patrzeć bezradnie, jak pojawiający się w jego życiu ludzie odchodzą urażeni albo zniecierpliwieni, zanim cokolwiek ma szansę się wydarzyć. Chociaż człowiek jest sam, to jednak słońce nie przestaje świecić, ziemia się obracać wokół niego, a czas biec nieubłaganie do przodu. To nie jest jedno z tych uczuć, które dławi w sercu, pozostawia ranę nie do zagojenia, ale tworzy coś w rodzaju wyrwy w sercu, czarnej dziury, którą mogą zapełnić tylko inni ludzie.
Można być samotnym w śród tłumu, niepogodzonym ze światem i ze sobą, ale także można być szczęśliwym będąc jedynie we własnym towarzystwie. Nie było w tym nic złego, że ktoś bardzo lubił siebie i był dumny z tego, że jest tym, kim jest, skoro był wtedy szczęśliwy.
Czy był właśnie tą osobą, która przegapiła swoją szansę na szczęście w tym życiu? Ludzie obok niego ci, którzy go kiedyś naprawdę lubili, zaczęli odchodzić od niego. Czuł, że zostaje sam w ciemności, starzy koledzy z drużyny, obecni, wszyscy szli w swoją stronę pozostawiając go samego. To nie tak, że to było złe, jednak troszkę bolało, nawet kogoś takiego jak Aomine. Wszyscy, którzy mogli coś dla niego znaczyć, poszli w swoją stronę, tam szukali swojego szczęścia. Miał wrażenie, że sam utknął w miejscu.
Dzisiejszy dzień w szkole był dla niego nie do zniesienia, wydawało mu się, że wszędzie dookoła unoszą się serduszka i słodkie opary miłości. Na samą myśl o tym dostawał gęsiej skórki. Dla niego to było idiotyczne. Ludzie biegali dookoła uśmiechnięci od ucha do ucha. Nie mógł tego znieść, wkurzali go i to bardzo. Uciekł przed tym całym harmidrem na dach szkoły.
-Zimno… - gadał sam do siebie.
Nie było to wszystko najlepszym pomysłem, ale lepszego nie miał, nie miał ochoty zadawać się z ludźmi takimi jak oni. Zupełnie ignorując chłód powietrza rozłożył się wygodnie. Miał gdzieś czy dostanie przez to zapalenia płuc, czy zamarznie na kość, wolał to, niż pakowanie się w środek tej paskudnej romantycznej atmosfery. W życiu nie słyszał o durniejszym święcie niż walentynki. Dodatkowo był przystojny, musiał się ukrywać, przed dziewczynami, które chciały mu wyznać swoje uczucia. Tak jakby miały jakiekolwiek szanse. Postanowił tu odpocząć. Zamknął oczy i założył ręce za głowę. Dzisiejszy dzień w szkole będzie dla niego bardzo nużący, zdawał sobie z tego sprawę. Musi jakoś to wszystko przeczekać, innej możliwości nie było.  Nagle w wypoczynku zaczął przeszkadzać mu jego telefon. Zignorował go.
-Zostawcie mnie… - prychnął zdenerwowany – Chcę zostać sam…

***
Nareszcie wszedł do swojego pokoju. Zamknął za sobą drzwi i położył się na łóżku. Przez cały dzień o tym marzył (prawie jak ja i moje Bed-chan ^^ ~ Beta). Nareszcie cisza i spokój. Lubił przebywać samemu i nie przeszkadzało mu to, nawet w dzień taki jak ten. Zdawał sobie sprawę, że sam odtrąca ludzi wokół. Tak jak to zrobił, z Kise, czy Kuroko, tak jak cały czas robi to z Momoi. Stan, w jakim się, aktualnie znajdował, było tylko i wyłącznie jego winą. Przegapił swoje szanse, już dawno temu. Jakby o tym pomyśleć, to wokół niego prawie zawsze było coś w rodzaju miłości. Akashi i Murasakibara byli ze sobą chyba od zawsze, no przynajmniej, od kiedy się poznali.  Chociaż wydawało im się, że to przed wszystkimi ukrywali, to jednak, cała reszta drużyny doskonale o nich wiedziała. Aomine, zaśmiał się, gdy przypomniał sobie jak niemal ich nakrył. Byli wtedy tacy naiwni. Kise, był kimś, kto go podziwiał, ale miał wrażenie, że lubił go także w innym sensie, podobnie był z Kuroko. Jednak teraz, gdy tylko widział jak Tetsuya i Taiga na siebie patrzą, od razu zrozumiał, co między nimi jest. Tego nie dało się ukryć. Ryota, też już chyba sobie kogoś znalazł, z resztą to nie realne, żeby ktoś taki jak on był sam. Midorima też już chyba nie był sam. A on – Aomine, tkwił nadal w jednym miejscu. Sam.
-A, co się będę zamartwiał!? Przecież jedynym, który może mnie pokochać jestem ja sam.
Wstał i wyciągnął spod materaca swoje gazetki. Otworzył na stronie gdzie była jego ulubienica. Pomacał trochę stronę, tam gdzie były wydrukowane jej piersi.
-Jesteś taka seksowna…
Uśmiechał się lubieżnie do magazynu. O tak, to było to, czego właśnie dzisiaj potrzebował. Rozpiął swój rozporek. Miał ochotę się zabawić sam ze sobą. Delikatnie podniecenie na samą myśl, dało o sobie znać. Już miał zsunąć bokserki, gdy nagle drzwi otworzyły się z impetem.
-Dai-chan!
Do środka wpadła Momoi!
-Co ty tu robisz?
Wydarł się na nią wstając i starając się zapiąć spodnie.
-Czułam się samotna, to przyszłam cię odwiedzić – bezceremonialnie usiadła na łóżku.
-Nikt cię nie zapraszał, wypad mi stąd! – nareszcie mu się udało.
-Nie ma mowy! Tetsu, nie chciał się ze mną spotkać. Powiedział, że ma inne plany. Hej! Myślisz, że mnie zdradza, że znalazł sobie inną dziewczynę!?
„Obawiam się, że znalazł sobie faceta…” – Nie powiedział jej tego. Nie chciał jej do końca dobijać.
-Dobra, wyżaliłaś się, to teraz jazda mi stąd. Mam inne plany! – wskazał palcem na drzwi.
-A jakie? – przekręciła głowę lekko w bok uśmiechając się.
-Nie ważne.
Przecież jej nie może o tym powiedzieć. Dziewczyna tego nie zrozumie.
-Po prostu idź stąd, idź!
-O, a to, co? – sięgnęła po gazetkę i zaczęła przeglądać – Znowu te twoje zboczone rzeczy Dai-chan?
-Oddawaj, to nie twoje! – wyrwał jej ją – Wracaj do domu!
-Nie, bo mi się nudzi!
W tej chwili po raz kolejny zadzwonił telefon. Złapał za niego wkurzony i rozłączył się.
-Ludzie, dajcie mi spokój! Nic mi dziś nie będzie!
Miał dość tych wszystkich ludzi, którzy się dziś o niego martwili. Przecież tylko, dlatego, że dziś są walentynki nie będzie się chlastał czy coś.  Życie nie było aż tak złe, tylko, dlatego że nie miało się kogoś u boku. Jemu to wszystko odpowiadało. Nie czuł się źle, nie rozumiał, czemu ci wszyscy ludzie tak się nim przejmują. To był tylko i wyłącznie jego wybór. Jego droga.
 Dobrze jest mieć kogoś bliskiego kogoś, do kogo można się przytulić, albo wyżalić. To miłe uczucie kochać i być kochanym, ale to wcale nie znaczy, że każdy o tym marzy. Miło jest zasypiać i budzić się koło kogoś, ale nic nie może się równać z tym, że ktoś ma całe łóżko tylko dla siebie. Dobrze jest spędzać czas z kimś innym, ale będąc samemu można poświęcić czas na to, co się lubi. Rozwijać swoje pasje, nie marnując czasu na innych. Życie samemu dla siebie nie jest takie złe. To, że jest się samemu, nie znaczy, ze jest się samotnym.   
Niektórzy po prostu kochają swoja samotność.


           
 KONIEC
Ne, Misiaki i jak się podobało!?
Mam nadzieję, że chociażby troszkę.
A jak tak, to która parka najbardziej?

Za pomoc w pisaniu, muszę jak zwykle podziękować mojej Siostrze, za betowanie, podpowiedzi  pomysły. A także i mojemu chłopakowi, który mi bardzo pomógł w pisaniu części czwartej "Tęsknota", wykorzystałam w niej opis jego uczuć. 

Jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji walentynek!