czwartek, 31 października 2013

Kougami x Maksima One-Shot na Halloween

Witam wszystkich w moim Sanktuarium, w tym jakże radosnym dla nie dniu :)

Na wstępie przyjmijcie ode mnie życzenia z okazji święta Halloween.

Na tą okoliczność przygotowałam dla Was one-shota, z parką z Psycho-pass.
Od razu muszę ostrzec, że przeczytanie tego opowiadania grozi: bólem głowy, padaczką, wymiotami, palpitacją serca, omdleniami, poceniem się rąk, wysypką, krwotokiem, jeśli u kogoś wystąpiły inne objawy, proszę o ich wypisanie.

Czytasz na własną odpowiedzialność!

Cóż, pewnie zastanawiacie się, czemu tak je przedstawiam, powód jest oczywisty: moja Beta po jego przeczytaniu stwierdziła, że to co napisałam, należy do najobrzydliwszych, najbardziej odrażających, odpychających, ohydnych i dziwnych rzeczy jakie kiedykolwiek udało mi się stworzyć (chociaż, osobiście, nie wiem, czemu tak twierdzi, niemniej jednak, wolę ostrzec, może tylko ja tego nie dostrzegam, czy coś), lecz wydaje mi się, że taki opis dla opowiadania na Halloween, jest idealny, czy mam rację, sami ocenicie.

Dobrze, dobrze, że rozumiem, iż nie wszyscy znają to anime, dodam małe intro, ale na wstępie zaznaczam także, że całe opowiadanie, jest bardzo spojlerujące, więc jeśli ktoś chce obejrzeć anime psycho-pass, niech najpierw to zrobi, a potem dopiero wróci do tego opo.

Akcja ma miejsce w samowystarczalnej Japonii, odciętej od reszty świata, kierowanej przez Sybill - system komputerowy potrafiący przeskanować człowieka, analizując jego talenty, słabości, a nawet skłonność do popełnienia przestępstwa. Główna bohaterka, Tsunemori Akane, po ukończeniu szkoły i zdaniu egzaminów z najwyższą możliwą notą zostaje przydzielona do specjalnej jednostki policji zajmującej się prewencją – eksterminacją ludzi, których psycho-pass przekroczył bezpieczną granicę. Wymaga się od niej bezwzględnego posłuszeństwa i żelaznych ideałów, na których szczycie oczywiście musi stać stworzony przez Sybill porządek, w którym ludzi dzieli się na tych z czystym i tych z zamglonym pass’em. Pierwsi mają dostęp do wszystkich dóbr, rozrywek i praw, natomiast drudzy, nawet jeśli nigdy jeszcze nie popełnili żadnego przestępstwa, skazani zostają na ośrodek resocjalizacyjny lub śmierć - w zależności od osądu panującego Sybilla.
opis pochodzi z anime-shinden


Teraz nieco o postaciach:



Shinya Kougami jest 28-letni mężczyzna, który wcześniej pracował jako inspektor w Jednostce Bezpieczeństwa Publicznego Biura 1. On i Ginoza byli partnerami w przeszłości, kiedy Kougami był Inspectorem, potem został zdegradowany do miana Exekutora, obsesyjnie polował na człowieka, który przyczynił się do śmierci jego ówczesnego podwładnego.


Shogo Makishima był osobą głównie odpowiedzialna za incydenty, które nękają świat psycho-Pass. Chciał, aby wszyscy byli wolni od Sybilli systemu. Jednak zmarł zanim był w stanie osiągnąć swój cel.
Wybaczcie mi teraz osobistą wycieczkę, ale kocham postacie takie jak on: psychopatyczny idealista. No i ta mina, gdy zabija... Ach... 
(Gdyby nie Izaya, to byłby moim no. 1, ale przecież jest Izaya...) 

Dobra, dobra, to co nieco już wiecie, a mam nadzieję, że większość wiedziała bez czytania tego czegoś co napisałam... Echem... Dobra...

No to Happy Halloween! 
"Uważaj, czego chcesz się dowiedzieć"


                 Kougami odłożył książkę na stół, nie mógł dłużej czytać, za bardzo bolała go głowa, poszedł po jakieś tabletki, zażył jedną. Odczekał pół godziny, a gdy nie pomagała wziął dwie kolejne. Położył się na łóżko i zakrył sobie dłonią oczy, nawet to ciemne światło mu przeszkadzało.

                Nagle przypomniała mu się twarz człowieka, którego jakiś czas temu zabił, człowieka, który był największym przestępcą, jakiego znał, człowieka, którego on, jako jedyny był w stanie zrozumieć, człowieka, którego pokochał za jego ciemną naturę i którego odesłał na tamten świat, spełniając jego największe marzenie, by umrzeć z jego ręki.

                -Ciekawe, jakby to było, gdybyśmy się spotkali w innych okolicznościach… - mruknął do siebie.
                -Chciałbyś się dowiedzieć? – usłyszał właśnie jego głos.
                -To nie możliwe, przecież ty… – nie otwierał oczu. Oddech mu przyspieszył.
                -Nie żyje. Tak, właśnie tak jest, mnie tutaj tak naprawdę nie ma.
                -Rozumiem – uśmiechnął się – Jesteś wytworem mojej wyobraźni.
                -Nazywaj to jak chcesz – było słychać kroki – Mnie tutaj nie ma, pomimo, że jestem.
                -Dziwne – poczuł jak ktoś na nim siada okrakiem.
                -Otwórz oczy…
                -Wtedy znikniesz – po omacku dotknął jego policzka.
                -Obiecuje, że nie. Spójrz na mnie.
                Uchylił lekko powieki, rzeczywiście nie zniknął. W ciemnym pomieszczeniu, ledwo, co można było go rozpoznać, ale to był naprawdę on. Jego złociste oczy rozpromieniały mrok.
                -A nie mówiłem, że nie zniknę – odezwał się przybysz.
                -Maksima, to ty?
                -„Ty nie możesz/Powiedzieć, że to nie ja; nie wstrząsaj ku mnie/tak groźnie swymi skrwawionymi włosy”. Czyż nie tak, Kougami? Lękasz się mnie?
                -Szekspir. Chcesz mi powiedzie, że jesteś duchem?
                -Powiedziałem ci: nazywaj to jak chcesz.
                -Co tu robisz?
                -Wezwałeś mnie – przyciskał bardziej jego dłoń do swojej twarzy – jestem tu, by odpowiedzieć na twoje pytanie.
                -Jak by to było… - przesunął rękę na tył jego głowy, dokładnie tam, gdzie strzelił, nie było żadnej dziury, nie wyczuł też krwi.
                -Dokładnie – pochylił się i uśmiechnął delikatnie – Zastanówmy się, co by było, gdybyśmy się spotkali przypadkiem. Jakby potoczyło się nasze życie? Gdybym spotkał wcześniej, kogoś, kto mnie rozumiał?
                -Żyłbyś… - patrzył mu w oczy.
                -Być może. A jakbyś się zachował, gdybyś spotkał mnie na neutralnym gruncie?
                -Na pewno po zamienieni z tobą, chociażby jednego słowa, nie mógłbym przestać o tobie myśleć.
                -Hm – znów uśmiech – A ja najchętniej przegadałbym z tobą całą noc…
                -Nie wypuściłbym cię.
                -Tak. Troszkę szkoda, nie? – wyprostował się
                -Tak – Teraz dotknął jego klatki piersiowej, nie wyczuł bicia serca.
                -Nie kłopocz się, ja naprawdę nie żyję – wstał i wziął książkę, która wcześniej leżała na stole, przejrzał ją – To zaskakujące, jak wiele nas łączyło.
                Shinya patrzył na niego z niedowierzaniem, wcześniej zdarzały mu się już przewidzenia z nim w roli głównej, ale nigdy wcześniej nie były tak wyraźne i rzeczywiste jak w tej chwili. Stał przed nim jak żywy w białej koszuli, z jednej strony wkasany w eleganckie szare spodnie. Patrzył na niego zupełnie jakby był prawdziwy.
                -Czemu mi się tak przyglądasz? – odezwała się zjawa.
                -Bo… – usiadł – Nigdy jeszcze nie byliśmy sam na sam, tak spokojni – zdawał sobie sprawę z absurdalności swoich słów, przecież był tylko chorym wymysłem jego wyobraźni, nie prawdziwym człowiekiem.
                -Haha! Masz rację! – znów do niego podszedł, książka, którą trzymał z frunęła tuż obok łóżka, a on chwycił jego głowę w obie dłonie – Nigdy jeszcze tak nie było – ostatnie słowa były ledwo słyszalne.
                -Maksima – objął go w pół i przytulił czoło do jego brzucha – czy ja oszalałem?
                -A kogóż nie można nazwać szaleńcem?
                -Pytam poważnie – nie zmieniał pozycji – Nie filozofuj mi tu.
                -Być może tak. Znajdziesz sobie kogoś innego – zmienił temat.
                -Wolałbym nie – nadal nie przestawał go obejmować.
                -Powinieneś – gładził go teraz po włosach.
                -Ukrywam się, nawet gdybym chciał, nie byłoby to łatwe.
                -Dla ciebie nie ma rzeczy nie możliwych.
                -Ale nie chce – wykonał teraz szybki obrót, w wyniku, którego tulił go teraz na łóżku.
                -Byłeś moim ukochanym wrogiem…
                Dopiero teraz zauważył, że nie oddycha, zupełnie jak zwłoki, jego ciało nie było też ani ciepłe ani zimne, zupełnie nijakie
                Maksima pokornie leżał w jego ramionach, zamknął oczy, z tym spokojem wyglądał jakby spał snem wiecznym. Shinya po raz pierwszy zapragnął go pocałować. Teraz poczynał sobie z nim tak odważnie, ale wcześniej nigdy by się na to nie zdobył. Bardzo nieśmiało dotknął jego warg, tamten nawet nie drgnął, dokumentalnie jak trup, usta miał miękkie, zbyt miękkie, aż za bardzo rozkoszne. Z namaszczeniem dotknął ich ponownie, tym razem poruszyły się rozchylając zachęcająco. Następnie ich języki się zetknęły. Teraz obaj nie oddychali, chociaż serce byłego policjanta waliło jak szalone, wsunął mu język głębiej. Przytulił go jeszcze mocniej, odwzajemnił się tym samym. Przyjemnie mu było.
                -Wybacz, Kougami – zjawa go odepchnęła – Muszę już iść.
                -Czemu? Spieszy ci się? – zapytał ironicznie.
                -Mi nie, ale ty musisz już wstawać.
                -Wcale nie – ścisnął go mocniej.
                -Uwierz mi, że tak – wyrwał się i wstał.
                -Wcale nie! – zerwał się gwałtownie.
                On był tylko i wyłącznie jego wyobraźnią, musiał mu się podporządkować. Nie chciał go wypuszczać, nie teraz. Doskonale zdawał sobie sprawę, że musiał stracić rozum, ale tak bardzo chciał z nim dłużej zostać.
                -A właśnie, że musisz – Shougo spojrzał mu głęboko w oczy, a potem zarzucił mu na kark ramiona i pocałował – Musisz uciekać… - szepnął mu do ucha – Wstawaj ukochany…
                -Maksima – zacisnął powieki i objął go ponownie, ale dosłownie rozpadł mu się w rękach, po prostu zniknął – Nie… odchodź… – osunął się na podłogę.
***
                Obudził się, nadal leżał na łóżku, był cały spocony. Usłyszał jakiś hałas, tak jakby ktoś miał zaraz do niego wpaść. Doskonale wiedział, co to oznacza, przyszli po niego. Wstał gwałtownie, jedyne, co chwycił była to książka leżąca obok łóżka i momentalnie wyskoczył przez okno, na całe szczęście przygotował sobie wcześniej drogę ucieczki. Teraz nie miał czasu się zastanawiać, co to wszystko wcześniej znaczyło, skąd Maksima się wziął i czym tak naprawdę był.

KONIEC



Dziękuję za przeczytanie. Przepraszam, za ewentualne szkody na psychice :3
 

 

niedziela, 27 października 2013

Shizuo x Izaya część 25

Ohayo Dabełki!

Dacie wiarę, że to już 25 część!? 
Ło matko boska, jak ten czas leci! Kto by pomyślał, że tak długo będę ciągnąć ich wspólną historię, to już prawie na książkę zagrywa. 
Whohoho! Chyba się leciutko zapędziłam...
Ale nic tam... Wybaczcie autorowi, jego chore fantazje...

Ostatnio zauważyłam, że coraz więcej osób robi sobie tak zwane "przerwy" w pisaniu. Mnie też powoli zaczyna dopadać, w ten okres posuchy, jakaś lekka depresja. Też zaczęłam się zastanawiać nad małymi wakacjami. Niemniej jednak próbuję z nim walczyć z całych sił. Nie poddaję się i staram się pędzić do przodu! 

Dziękuję oczywiście za czytanie i komentowanie :*
Dziękuję ludziom, którzy się męczą już tak długo z moimi fanaberiami.
Jestem też wdzięczna wielu osobom, za pomysły i inspirację! Ogromne Arigato!

Dobra, dobra, dziś mam dla Was ostatnią część tego opowiadania!

Zaczynamy!

"Jeśli to zazdrość" C.D.




Blondyn podążał szybko we wskazane przez swojego pracodawcę miejsce. Chciał to zakończyć jak najszybciej. Nie miał na te wszystkie zabawy czasu ani ochoty. Że też Tom-san potrzebował jego pomocy akurat teraz. A właśnie miał zedrzeć z tego wyrzutka społecznego ubrania. Nie mógł się doczekać momentu, kiedy dorwie go już w swoje ramiona i jedno jest pewne, tak łatwo go nie wypuści.
Stanął przed wielkim budynkiem. Dla pewności sprawdził adres. Nie pomylił się. Jego „klient” najprawdopodobniej przebywał tutaj. Wchodząc do środka zdjął spokojnie okulary i schował je do kieszeni. W środku zobaczył już swojego szefa. Powitał go lekkim skinięciem głowy.
Tom widząc blondyna parsknął cichym tłumionym śmiechem. Jego pracownik spojrzał się na niego pytającym wzrokiem. Nie bardzo orientował się, czemu mu się tak bacznie przygląda. Nie rozumiał tego. Dopiero po sekundzie jego mózg załapał przyczynę tego dziwnego zachowania. Złapał się nerwowo za głowę. No tak, uzmysłowił sobie, że tak kanalia przecież ściągnęła mu czapkę z głowy i teraz ponownie paradował przez Tokio z różowymi włosami, w dodatku, znajomi tez go widzieli w takim stanie. To wszystko była wina tej przeklętej wszy. W tej chwili nienawidził go tak bardzo, ze mógłby go udusić. Nie obchodziło go już to, ze zrobił mu to przez zazdrość, ważniejsze było, ze tak szedł po ulicy. Już teraz chciał do niego wrócić i go najzwyczajniej w świecie zamordować.
-Shizuo, co ci się stało – rozmyślania o śmierci jego wroga przerwał mu jego szef.
-Długa historia… - burknął nieprzyjemnie.
-Opowiedz… - zaśmiał się pod nosem.
-Innym razem… śpieszę się… - zaczął rozgrzewać sobie pięści.
-No dobra! Dobra!
 Wskazał palcem jedne z drzwi. Dając znak, że to tam mają się udać. Shizuo bez słowa wykonał polecenie, stając tuż za swoim pracodawcą, który zapukał do drzwi.
Po chwili oczekiwania uchyliły się one nieco, a zza nich wyłonił się jakiś lekko przestraszony mężczyzna w średnim wieku. Miał kilkudniowy zarost na twarzy i biały, brudny podkoszulek.
-W, czym mogę pomóc? – zapytał nieśmiało.
-Oddawaj moją kasę! – prosto z mostu wycedził szatyn.
-To pan! – wrzasnął i chciał zatrząsnąć drzwi.
Jednak Heiwajima doskonale wiedział jak w takiej sytuacji powinien sobie radzić, złapał za drzwi i nie pozwolił im się zamknąć. Siłą otworzył je z powrotem, dając i sobie i Tomowi rozgościć się w środku.
-Może napiją się panowie herbatki… - zaczął niespokojnie gospodarz.
-Nie przyszliśmy tu popijać herbatkę. Wiesz, że, jeśli się coś pożycza, należy to oddać? – Tanaka rozsiadł się na pobliskim krześle.
-Tak wiem, drodzy panowie… - coraz częściej zerkał na głowę Shizuo a kącik jego ust zaczął drgać ku górze.
-Więc, kiedy zamierzasz oddać pieniądze? Wiesz, ze nie można z tym za długo zwlekać – przeciągnął się.
-Tak… - parsknął śmiechem – Tylko czy mogliby państwo – starał się opanować, nie mógł – poczekać jeszcze tydzień?
-Niby, po co? – „były” blondyn załapał, czemu ten gość się śmieje.
-Teraz ich nie mam… - chichotał coraz głośniej.
-Szefie, wybacz – podszedł do mężczyzny.
Tom przyglądał się temu wszystkiemu z kwaśną miną. Może powinien go powstrzymać, w koncu nie tak łatwo jest odzyskać dług od trupa. Tylko nie bardzo wiedział jak mógłby stanąć rozwścieczonemu potworowi na drodze, samemu przy tym nie uchodząc bez szwanku. Słyszał odgłosy uderzania i łamania kości. Nie mógł na to pozwolić.
-Shizuo… wystarczy… - odezwał się w końcu, był ignorowany – Przecież ci się spieszy! – wrzasnął.
-Ach tak… - Heiwajima spojrzał na swoją zakrwawioną pięść. – Sorki, Tom-san, poradzisz sobie dalej?
-Z całą pewnością – zerknął na zmasakrowanego dłużnika. Jeszcze dychał.
-To na razie, szefie… - otworzył drzwi i wyszedł.
-To jak? – szatyn ukląkł obok zakrwawionego mężczyzny – Oddasz dłóg? – uśmiechnął się szeroko – No chyba, że znów chcesz się z nim spotkać…?
-Oddam! Oddam! – wrzeszczał, starając się wstać, nie mógł, jego kości były pogruchotane.
***
 Shizuo otworzył drzwi, serce waliło jak szalone. W tej chwili targały nim dwie emocje: chęć mordu i pożądanie. Sam był ciekawy, która z nich wygra. Nie wiedział tego. Chciał się z nim jak najszybciej zobaczyć żeby to jak najszybciej sprawdzić. Chociaż nie przyznawał się przed sobą, że najzwyczajniej w świecie się za nim stęsknił. W pośpiechu ściągnął buty.
-Witaj – brunet powitał go niemal w progu.
Przez moment tylko patrzyli sobie głęboko w oczy. Głupia sytuacja, żaden z nich nie chciał pokazać jak bardzo przez ten czas drugiego mu brakowało.
-Chodź do mnie.
Teraz już doskonale wiedział, które z uczuć miało nad nim przewagę. Pragnął go. Tu i teraz. Tak bardzo, że nie miało znaczenia, to, przez jakie męki musiał dziś z winy tego osobnika przechodzić. Nie zamierzał z tym walczyć. Nie miał siły walczyć z samym sobą. Nie teraz. Wyciągnął rękę do bruneta, ten z radością wpadł w jego ramiona i z łapczywością wdychał otaczającą go woń tytoniu.
-Kim była ta kobieta? – zapytał, nie mógł się powstrzymać, za bardzo go to męczyło.
- Przysiadła się, tylko tyle – wplątał mu palce we włosy.
- Wyglądaliście na dobrych znajomych i dobrze się bawiliście – zacisnął oczy, starał się mówić spokojnie, ale na samo wspomnienie tego był wzburzony.
- Opowiadała zabawne rzeczy – oparł swoje czoło o jego.
- Naprawdę jej wtedy nie… - uchylił powieki.
- Przecież ci powiedziałem: tylko ciebie i nikogo innego! – musnął swoimi jego miękkie wargi, obu przeszedł dreszcz – Jak mogłeś się pomylić.
*
-Zamknij się! – pocałował go namiętnie – Nie waż się więcej o tym wspominać!
- No wiesz? – podniósł go – Ja paradowałem prawie nagi z różowymi włosami po ulicy!
-Zasłużyłeś sobie na to – złapał się go.
-Niby jak? Czym? Nic nie zrobiłem – przyciskał go do siebie coraz mocniej. Droczył się z nim, ale bawiło go to wszystko – Zostałem niesłusznie oskarżony.
-Masz swoje za uszami – wyszeptał patrząc czule na jego nowy kolor włosów.
Jeszcze nigdy tak bardzo mu się nie podobał, jak właśnie teraz, gdy patrzył na niego z góry. Wiedział, że ten potwór tak łatwo nie odpuści i będzie się z niego nabijał, co najmniej przez najbliższe pół roku. Po raz pierwszy popełnił taki błąd i będzie przez to długo cierpiał.
Blondyn znowu czuł się wyśmienicie, spoglądał na to, jak jego wróg jest zakłopotany, całą tą sytuacją, lecz nie tylko, dlatego. Było mu przyjemnie, bo Izaya zrobił to z zazdrości. To było takie miłe uczucie.
- Naprawdę aż tak cię to zabolało? – nadal się nad nim pastwił.
-Nie rozmawiajmy już o tym! – zacisnął oczy.
- Ha ha! Dlaczego? Dobrze się bawię.
-Ale ja nie! – irytował się.
-No dobrze, już dobrze – bez zbędnych ceregieli przerzucił go sobie przez ramię i zaniósł do sypialni
Nie miał teraz zamiaru się z nim droczyć. Później się nad nim poznęca, teraz chciał mu zafundować zupełnie inne tortury. Marzył o tym już od dłuższego czasu.  Szybkim ruchem pozbył się tej jego wnerwiającej bluzy. Za każdym razem, gdy widział ten puszek, miał ochotę biec po wiatrówkę i odstrzelić futrzaka. Zrzucił ją z niesmakiem na podłogę, następnie zajął się jego koszulką, która o mało, co nie została rozerwana. Słychać już było trzeszczenie materiału. Pragnął go teraz tak bardzo, nie miał zamiaru bawić się w jakąś delikatność. To nie było w jego stylu. Z drugiej strony wiedział jednak, że jego kochanek potrzebuje chodź tej odrobiny czułości. Zaczął całować go po brzuchu i powoli schodził coraz niżej i niżej. Przygryzał przy tym, co chwila jego skórę, pozostawiając czerwone ślady, nie mógł się powstrzymać. To było silniejsze od niego. Odsunął się i popatrzył na drugiego. Dyskretnie rozpiął mu rozporek i zsunął spodnie.
Izaya już oddychał ciężej. Samo to, jak blondyn go dotykał, a nawet to, z jaką pasją na niego patrzył, rozpalało jego zmysły. Nie musieli się dziś długo bawić. Niewiele by brakowało, a sam by zaczął prosić o kontynuację, gdyby Shizuo sam się nie domyślił i się nie zajął. Jęknął głośno, gdy jego członek znalazł się w ustach kochanka. Tak, to było właśnie to, czego od dłuższego czasu potrzebował. Nie wiedział ile to mogło trwać, nie interesował się tym.
Heiwajima mógłby tak nawet cały dzień, tylko, nie bardzo był w stanie sam się powstrzymywać. Odsunął się od niego i spojrzał, ten się tylko do niego uśmiechnął. Zrobiło mu się gorąco, bo sam zdjął z siebie ubrania. Przeszkadzały mu. Szczególnie spodnie. Były bardzo denerwujące. Potem w mgnieniu oka znalazł się z powrotem przy kochanku, całując się z nim, wyczuł językiem małą rankę na dolnej wardze, podrażnił ją językiem i wypłynęło z niej kilka kropel krwi, zlizał ją. Nic nie mogło równać się z metalicznym smakiem jego krwi. Może i był w tej chwili jak dzika bestia, ale chciał jej więcej zasmakować. Bez zastanowienia dosłownie wgryzł się w jego ramię.
-Au! – wrzasnął brunet, protestując przeciw takim działaniom.
-Wybacz – oblizał usta.
-Mógłbyś, choć trochę panować nad sobą!?
-Nie przy tobie… - znalazł się nad nim, opierając się rękami po obu jego stronach – Wkurzasz mnie, z każdą minutą coraz bardziej… - znów go ugryzł, ale już mniej brutalnie – Z każdym dniem, coraz mocniej…
-Wiem… marzysz o tym, żeby mnie zabić… - przeczesał mu palcami różowe włosy.
-Dokładnie…
-A wiesz? Czy bardziej chce mnie zamordować, czy posiąść?
-Na, co dzień chcę ci wypruć flaki, ale teraz marzę o tym, żeby w końcu w ciebie wejść. – oblizał palce.
-Więc, na co czekasz… - szepnął i wypuścił głośno powietrze, gdy wyczuł, jak palce kochanka zaczynają się wkradać między jego pośladki – Nareszcie – przewrócił oczyma. -  Ajć… Nie tak gwałtownie…
-Zdecyduj, czego chcesz…
-A bierz mnie… - wygiął się do tyłu, gdy drugi trafił w czułe miejsce.
-Jeszcze chwileczkę… - cmoknął go w szyję
-Już jest dobrze… - jęknął – Nie jestem z porcelany…
-Wiem o tym… - wyciągnął palce – Inaczej już byś nie żył.
Odwrócił go tyłem do siebie i pogładził jego ciało, wdychał słodką woń jego skóry i metaliczną krwi.
-Czemu w tej pozycji? – Izaya rzucił mu pytające spojrzenie przez ramię.
-Teraz nie będziesz mógł patrzeć na swoje dzieło, gdy cię posuwam.
-Rozumiem – śmiał się.
Shizuo, teraz, gdy był już tak blisko niego, nie potrafił się gniewać, za to, co mu zrobił. Trzymał go w swoich ramionach i nie zamierzał puścić, a on był taki bezbronny i uroczy zarazem. Wiedział, że znów przysporzy mu bólu, ale nie potrafił się powstrzymać. Bez dłuższego zastanowienia wszedł w niego. Nie napotkał żadnego oporu. Położył mu ręce na biodrach i docisnął go do siebie mocno.
Obaj powoli zaczęli zatracać się w wzajemnej rozkoszy. Coraz mocniej i szybciej. Jęki i westchnienia wypełniały całe pomieszczenie. Heiwajima wbił paznokcie w biodra drugiego, co sprawiło, że Orihara z wyprostował się gwałtownie.
-Ałła… - jękną znów, przyciskając swoje plecy do torsu blondyna.
Potwór, gdy teraz wyczuł jego ciało tak blisko przylegające do niego, nie był w stanie się znowu powstrzymać. Przełożył swoją rękę pod jego pachą, uniósł ją i złapał za jego gardło, zaczął je ściskać, z każdą sekundą coraz mocniej.
Izaya wiedział, że nie może nic zrobić. Takie zabawy były niepisaną zasadą ich dziwacznego związku. Lubił te zabawy, ale wiedział doskonale, że wystarczy jedno jedyne potknięcie, a skończy się to dla niego tragicznie. Wbiła paznokcie w przedramię drugiego, starając się jakoś sobie pomóc. Zaczynało mu brakować tchu i kręcić się w głowie. Nie mógł poprosić, żeby przestał, w tej chwili zdany był na to, że jego kochanek się opamięta i przestanie go dusić. Chociaż podobało mu się to, ze przez ten jeden jedyny moment mógł spojrzeć śmierci w oczy. Poczuć jej stęchły oddech na karku. Odpłynąć na chwilę, być tak blisko tej cienkiej granicy.
Shizuo ściskał go, uwielbiał to uczucie, gdy nad nim w ten sposób panował, chociaż w tej chwili mógł się poczuć silniejszy od niego. Puścił go w końcu, wiedział, ze dłużej ciągnąć tego nie może, jeśli nie chce go posłać na tamten świat.
Brunet wycieńczony złapał głośno oddech, a następnie zaczął głośno kaszleć. Za mocno, został złapany za mocno. Podparł się rękami i starał się uspokoić. Jednak niedane mu było zasmakować spokoju, bo kochanek znów zaczął się w nim poruszać. Mocno, tak jak tylko on potrafi. Izaya zacisnął rozpaczliwie ręce na skrawku łóżka.
Tak bardzo za tym tęsknili przez ten ostatni okres. Ból, nienawiść, przyjemność, cierpienie, rozkosz – wszystkie te uczucie zlewały się w jedno.
-Shizu-chan – wycharczał Orihara a następnie zaczął kaszleć.
-Już? – oparł swoją głowę na jego ramieniu i wyszeptał, nie przestawał się w nim poruszać.
-Tak… Aaa… - jęknął - Tak… tak Shizu-chan… Aaa…
-No dobrze… - wyprostował się i pchnął kilka razy o wiele mocniej.
Jak tylko usłyszał ten tłumione jęk, wydobywający się z ust kochanka, i poczuł jak się na nim zaciska, także nie był w stanie wytrzymać więcej. Uwielbiał te chwile, nawet bardziej od tych, gdy walczyli na śmierć i życie. Słyszał kiedyś, że Francuzi nazywają orgazm „małą śmiercią”, więc, kochał te chwile, gdy Izaya umierał w jego ramionach. Doszli obaj prawie w tej samej chwili.

*(jajć, tu by mega pasowało: Kocham Cię!)
  ***
Leżeli obok siebie, Izaya bawił się włosami kochanka, wyszukiwał miejsc, gdzie różowa farba pozostawiła najwięcej śladów.
 - Jak ty to wszystko wykombinowałeś? – zagadał w końcu Shizuo.
-Co? - przestał się bawić.
-Tą całą porąbaną zemstę.
-Jakoś mi tak samo przyszło do głowy.
-Dlaczego to się ku*wa nie zmywa…?
-Bo użyłem czegoś trwałego – uśmiechnął się złośliwie – A mogłem cię ogolić na łyso….
-Byś spróbował! – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Ty mi zdemolowałeś biuro, a ja tobie fryz. Jesteśmy kwita.
-Niech ci będzie – pstryknął go w nosek.
Spoglądał teraz na jego zakłopotanie i bardzo podobało mu się to co widział. Cieszył się, że nawet on się może tak bardzo pomylić.
-Nadal nie potrafię pojąć – Shizuo podrapał zazdrośnika po głowie – Jak mogłeś odwalić coś tak głupiego?
-Nie rozmawiajmy o tym… -speszony chwycił poduszkę i wcisnął w nią twarz.
„Jaki on słodki. Normalnie jest okropny i naprawdę go nienawidzę, ale bywają sytuację, gdzie ma się ochotę go tylko przytulić. Mógłbym tak na niego patrzeć cały dzień. Taki słodki…” – Myślał Heiwajima i mimowolnie się uśmiechał, nagle poczuł jak leci z łóżka i ląduję na chłodnej podłodze. To właśnie jego słodziaczek go zepchnął, a sam rozłożył się rozkosznie na samym środku.
-A nie! Jednak jesteś zwykłym śmieciem – blondasek wstał gwałtownie.
-Ho? A, co, kiedykolwiek myślałeś inaczej? Możesz mi robić wszystko, co tylko zechcesz, ale nigdy więcej o tym nie wspominaj! Pewnie myślałeś, jaki to ja jestem wspaniały?
-Chyba śnisz – lekko się zarumienił – Chciałbyś, co?
-Pewnie, ze bym chciał! Może, gdybyś od czasu do czasu powiedział mi coś milutkiego, to nie wymyślałbym sobie nie wiadomo, co!
-Hę? – chwycił go za ręce i przewrócił na plecy – To teraz mam ci mówić czułe słówka?
-Wiedziałem, że co, jak co, ale ty tego nie będziesz w stanie zrobić.
Izaya odwrócił głowę w bok, gdy Heiwajima, zbliżał do niego swoją.
-Misiaczku… - zaczął mu szeptać do ucha – Kochanie… - polizał go po policzku – Słoneczko… Kruszynko… Niuńciu… - ciągnął to dalej.
Orihara słuchał tego wszystkiego z niedowierzaniem. Trochę dziwnie mu z tym było, coś mu się wywracało w żołądku.
-Shizu-chan, co ty? – zareagował w końcu.
                -Ha, ha! Sam chciałeś! – wstał i podpalił sobie papierosa.
                -To było obrzydliwe.
                -Co ty nie powiesz? Ja to chyba zaraz puszczę pawia.
                W tej chwili zadzwonił telefon.
                -Podasz? – poprosił brunet.
                Blondasek rzucił mu komórkę, a sam podszedł do okna. Przyglądał się z góry temu pięknemu miastu, które pomimo późnej pory nadal tętniło życiem. Podsłuchiwał też kochanka.
-Jasne, że żyje… Jestem tylko lekko poobijany… Nie musisz się tak martwić… Oj, oj, bo jeszcze pomyślę, że się we mnie zakochałaś…
                W tej chwili Shizuo posłał mu takie pełne nienawiści, ogniste spojrzenie, że aż mu się zrobiło gorąco. Nic nie mogło się równać z tym widokiem. W ciemnym pokoju złote tęczówki iskrzyły jak najdrogocenniejsze diamenty.
            -Pogadamy jutro – zakończył rozmowę.
-Kto to był? – podszedł do niego.
-A, co, zazdrosny?
-Tsy… Chciałbyś!
             -To była tylko Namie – wyciągnął do niego rączki, jak małe dziecko do mamy – Zobaczyła ten cały bajzel w biurze i zaniepokoiła się, czy wciąż żyję…
-Acha – przytulił go.
-Idziemy spać – obejmował go za szyję i cmoknął w policzek.
-Yhym – osunął się na niego.
-Ciężki jesteś! – pisnął.
-No i?
-Weź się przesuń…
Heiwajima położył się obok i od razu wtulił w plecy kochanka. To dziwne, ale dzisiejszy dzień uznał za udany.
 KONIEC




Dziękuję za przeczytanie :*
Pewnie się zastanawiacie co bd następne? Tak, czy nie?

Już Was informuję, że... Na Halloween 31.10 pojawi się krótkie opo z nową parką (cóż nie zdradzę jaką) Dla nie zorientowanych obiecuję dodać małe intro :P. A następnie... W niedzielę, pojawi się bonus z Shizayą... A w kolejną niedzielę... Czyli 10.11... Przykro mi, żadnej notki nie będzie, z racji mojego (jeszcze nie pewnego) wyjazdu na konwent. Dlatego, jaka parka będzie opisywana jako następna dowiecie się dopiero 17.11

Co do artu, nie mogłam znaleźć nic, gdzie Shizu-chan miałby różowe włoski... a Szkoda...