niedziela, 28 kwietnia 2013

Hijikata x Okita część 4

Zapraszam do przeczytania ostatniej części tego opo!

"To nie był pocałunek" c.d.



Hijikata siedział cichutko w krzakach. Obserwował otoczenie, a przede wszystkim, to, czy jego niedoszła narzeczona już sobie poszła. Od ich ostatniego wypadu nie dawała mu spokoju. Cały czas się kręciła obok kwatery głównej Shinsengumi*, wysyłała mu tysiące listów i SMSów, dzwoniła kilka razy dziennie. Czuł, że naprawdę jest prześladowany.
-Co ty tutaj robisz? – przydybał go Kondo.
-Morda! – złapał go za kołnierz i pociągnął w dół, ukrywając go również.
-O, co, chodzi Toshi?
-Widzisz tą laskę, w różowym, to jest ta panienka, o której ci opowiadałem.
-A rozumiem!
-Zamknij się debilu! – Ssm wydarł się głośniej od niego.
-Ach tutaj jesteś – dziewczyna w różowym zajrzała właśnie w krzaki – A ja cię wszędzie szukam – założyła ręce, na piersi – Dzwonię, ty nie odbierasz – była zła – Piszę, ty nie odpisujesz.
-No wiesz, jesteśmy policjantami – próbował go ratować Isao – Mamy wiele obowiązków.
-Tak, to, co wy tutaj robicie, zamiast ścigać groźnych przestępców!?
-Właśnie to robimy. Widzisz, tego gościa ze straganem warzywnym. To poważny przestępca!
-Tak a niby, co takiego robi?
Przybliżył się do niej i szepnął jej na ucho.
-Szmugluje anfe w pomidorach…
-Ach! To straszne!
-Właśnie, właśnie, a najgorsze jest to, że nie możemy go zwinąć, póki nie odkryjemy, kto jest jego dostawcą!
-Rozumiem to dość ciężkie zadanie!
Toushirou zakrył oczy ręką, miał minę pod tytułem „Weź mnie dalej nie pogrążaj”. Zrobił niepostrzeżenie kilka kroków do tyłu.
-A ty gdzie się wybierasz? Musimy pracować – Goryl zapomniał zupełnie, jaki był cel jego rozmowy z panienką.
-Kondo, ja się zaczynam zastanawiać, co ty masz zamiast mózgu!? – vice aż kipiał ze złości na dowódcę.
-Jak to, co? Watę cukrową! – Okita zauważył, całe zajście i podszedł do nich – O witaj – zwrócił się do dziewczyny – Znów przyszłaś męczyć Hijikatę?
-Męczyć? Ja po prostu chcę się zatroszczyć – spuściła wzrok – Skoro zamierzamy się pobrać…
-Kiedy ci coś takiego obiecywałem!? – dowódca go trzymał, bo inaczej, jak to ma w zwyczaju rozpie*doliłby chyba wszystkich, – Co!? Hę? Nie słyszę!? Niby, kiedy!?
-Wybacz, ale nie wydaje mi się, żeby on ci coś takiego obiecywał – odezwał się spokojnie pierwszy oficer.
-A to, niby, czemu? Skąd możesz wiedzieć!?
Sougo podszedł, do Toushirou i chwycił go pod ramię.
-Żona, to ktoś, kto dręczy człowieka, nie daje mu żyć i ogólnie jest dla niego wielkim utrapieniem – ustał na palcach i spojrzał na niego, – Więc wychodzi na to, że to ja jestem jego żoną – pocałował go delikatnie w policzek.
Biedny Toshi, nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Na początku zrobił się, cały czerwony, potem zbladł, a następnie zzieleniał na twarzy. Stał w miejscu. Słyszał jak dzwoni mu w uszach. Zdawało mu się, że to kolejny z jego porąbanych snów.
-Rozumiem – dziewczyna opuściła głowę… - Teraz to wszystko ma sens…, Dlaczego był dla mnie taki oschły… Nigdy nie potrafiłby mnie pokochać, skoro w jego sercu ktoś już jest – uciekła z płaczem.
-Co, że niby jak!? – Rzucał się jak nie wiem - Nigdy w życiu. Sougo, baranie, coś ty jej nagadał. Kompletnie zdurniałeś! Seppuku! Słyszysz, masz natychmiast rozpłatać sobie brzuch! Ej, słyszysz mnie?
Słuchał go, ale z oddali, jego mała zemsta przyniosła jeszcze lepszy skutek niż mógł sobie wyobrazić. Widzieć go tak zaszokowanego. Jego rządza sadysty, została zaspokojona.

* (Boże, ja naprawdę potrafię to napisać O.o)
                                                                  ***
Późny wieczór, tego samego dnia. Cykady pięknie śpiewały, Sougo siedział pod drzwiami i rozkoszował się chwilą.
-Możemy pogadać? – Toushirou przysiadł się, obok niego.
-Czego chcesz? – nie raczył nawet na niego zerknąć.
-Dlaczego, to dziś zrobiłeś?
-Nie wiem, o co ci chodzi.
-Wiesz, chodzi o to, co powiedziałeś tej dziewczynie.
-A, o to. Miałem taki kaprys i już.
-Dziwny z ciebie bachor… Zrobiłeś to przy wszystkich. Yamazaki już się o nas dopytywał.
-Nie obchodzi mnie to i ile razy mam ci powtarzać, że jestem już za duży na dzieciaka. W końcu, to ja cię dziś pocałowałem.
-To był tylko buziak w policzek, jak synek, tatusia.
-Tsy… Czepiasz się jak pijany tramwaju.
Toushirou popatrzył na niego kątem oka, potem otoczył go ramieniem
-Co ty robisz? – zaniepokoił się młody, ale oparł się o niego.
-To, co widzisz, przytulam cię.
-To dziwne… - poczuł, jak kładzie mu rękę na policzku.
-Spójrz na mnie.
-Nie – wiedział, że jest czerwony jak burak, nie chciał mu tego po raz kolejny pokazywać.
-Wstydzisz się? – przybliżył swoją twarz do jego.
-N… nie… - zająkał się. Rzeczywiście tak było.
-Na pewno? – cmoknął go w skroń.
-Tak – zacisnął powieki – Przestań…
-Czyli jednak się wstydzisz.
Gwałtownym ruchem odwrócił jego głowę. Najpierw delikatnie gładził językiem jego miękkie wargi, potem wsunął mu go do ust. Spodobało mu się, że młody nieśmiało odwzajemnił pocałunek, chyba już zaczynał się wprawiać.
Zszokowany Okita nie wiedział, co robić. Znowu mu to robił, ale nie chciał protestować, spodobało mu się to, z każdą chwilą chciał więcej, złapał go za szyję, nie chciał pozwolić, żeby znowu przerwał, gdy on miał jeszcze ochotę. Znowu zapominał o oddychaniu i co chwila głośno łapał powietrze, zaczynało mu się przez to kręcić w głowie, ale nawet to było przyjemne.
-Wystarczy… - Hijikata się od niego oderwał.
-Nie…, Czemu…? - miał lekko zaszklone oczy, nie puszczał go.
-Skoro tak bardzo chcesz, to sam to zrób – uśmiechnął się.
Okita skamieniał, nie wiedział jakby miał to zrobić. Przycisnął tylko czoło do obojczyka zwierzchnika.
-Tak jak myślałem, dzieciak jeszcze z ciebie. – Hijikata odsunął go od siebie, wstał, opierając się o jego ramię. Odszedł kilka kroków i podpalił sobie papierosa.
Sougo, cały czas na niego zerkał. Chciałby go zatrzymać, lecz nie był w stanie, nogi odmówiły mu posłuszeństwa a serce łomotało. Odezwał się:
-Nic nie powiesz?
-A, co mam ci powiedzieć?
-Nie jestem…
-Zamknij się! Mówisz, tylko, że nim nie jesteś i nie jesteś, a tak naprawdę zachowujesz się, jakbyś miał najwyżej 14 lat! Zrozum, że twoje zachowanie, świadczy o czymś zupełnie innym. Jesteś dzieciakiem: sadystycznym, wrednym, irytującym, ale jednak dzieciakiem!
-Jeszcze zobaczysz! – wstał i zaciskał pięści, adrenalina zadziałała - Któregoś dnia, ja naprawdę zrobię to porządnie i to nie będzie zwykły całus, jak dzieciaka!
-Tak – odszedł jeszcze dalej, zatrzymał się i odwrócił przez ramię, wypuścił dym z ust – To lepiej szybko stań się, mężczyzną, który mógłby mnie pocałować.
Poszedł do siebie, pozostawiając swojego pierwszego oficera samego ze swoimi myślami.
KONIEC
 

Dziękuję :*
Coś czuję, że jesteście zawiedzeni takim zakończeniem. Cóż nie od razu Rzym zbudowano. Ja sama nie jestem zwolenniczką szybkiego rozwoju wypadków.  Kto wie, może jeszcze kiedyś przyjdzie do mnie wena i coś o nich jeszcze kiedyś napiszę.
1 maja pojawi się kolejna część o Shizuo i Izayi.
 

czwartek, 25 kwietnia 2013

Hijikata x Okita część 3

Po pierwsze, bardzo chciałam podziękować za Wasze komentarze, są dla mnie bardzo motywujące do kolejnego pisanie.
Po drugie, części tego opowiadania będą jeszcze 2, ta i następna.
Zapraszam do przeczytania!

"To nie był pocałunek" c.d.

           

Kilka dni później wydawało się, że wszystko powoli wraca do normy. Patrolowali razem ulice, gdy jakiś chłopiec przybiegł i wręczył coś Toushiemu.
                -Co to takiego – Okita przybliżył się do Hijikaty, który trzymał jakiś podejrzany świstek…
                -W zasadzie, to wygląda mi to na list miłosny…
                -„Tak bardzo mi się podobasz” – wyrwał mu go z ręki i zaczął czytać urywkami – „Chcę, za ciebie wyjść”; „Proszę, zostań ojcem moich dzieci”…
                -Skończ już to – odebrał mu list, zaczerwieniony.
                -Ta kobieta musi być psychicznie chora, skoro jej się podobasz.
                -Daruj sobie, wiesz, możesz sobie wyobrazić, że nie jedna chciałaby ze mną być.
                -Po prostu cię nie znają… Patrzą tylko na tą twoją buźkę – mówił sarkastycznie – A tak naprawdę, gdyby którakolwiek poznała cię bliżej, uciekałaby jak najdalej.
                -I, kto to mówi!? – bulwersował się – Jesteś sadystą numer jeden, myślisz, że możesz mnie pouczać?
                -Oczywiście… - chciał coś jeszcze dodać, ale zrezygnował.
                Przechadzali się nadal nic nie mówiąc, zerkali tylko od czasu do czasu na siebie.
                -Hijikata-san! Hijikata-san – jakaś dziewczyna biegła w jego kierunku,
                Była bardzo ładna, miała, śliczne duże brązowe oczy i złote włosy. Ubrana była w różowe kimono.
                -Dostałeś mój list? – odezwała się zdyszana.
                -To od ciebie? – wolał się upewnić.
                -Tak!
                -No wiesz, nie wiem, co mam powiedzieć… He He – był nieco speszony…
                -Po prostu jej podziękuj i się pożegnaj – wtrącił się Okita
                -Niby, dlaczego mam to zrobić?
                -Bo przysporzysz jej tylko cierpienia…
                -A niby skąd ty to możesz wiedzieć?
-Wiem, jaki jesteś… Majonezowy maniak.
-Super sadysta…
-Nałogowy palacz…
-Mały psychol…
-Zimny drań…. – wyzywali się nawzajem.
-Eto… Ja nadal tutaj jestem – próbowała zwrócić na siebie uwagę.
                -Właśnie – Toushirou zwrócił się o niej, – Więc dlaczego się ze mną nie umówisz? – chciał jak najszybciej zakończyć tą dziwną dyskusję i tak wypalił.
                -To, cudownie, marzyłam o tym! Kyaaaaa! – była naprawdę szczęśliwa.
                -To może jutro o 20.00, przy restauracji „Smaki Edo”?
                -Oczywiście. Przyjdę na pewno! – odbiegła w podskokach.
                -Ty draniu… - Sougo o mało, co nie mordował go wzrokiem… - Jak mogłeś.
                -Hę? O co ci chodzi, nie zrobiłem nic złego? Zazdrościsz?
                -Ani trochę – założył ręce na piersi i odwrócił głowę się od niego.
                -Zazdrościsz. Bo być może, już niedługo będę miał, piękną, młodą żonkę… - oparł się łokciem o jego ramię z rozmarzonym wzrokiem.
                -Bez szans, nie ma takiej, co z tobą wytrzyma.
                -Jeszcze zobaczysz.
                                                                                              ***
                Toushirou starał się przemknąć, niezauważenie do swojego pokoju. Miał nadzieję, że nikt go nie zauważy.
-O już po randce? – sarkastyczny głos Sougo go zaskoczył.
-Ta… Jakoś tak wyszło…
-A nie mówiłem? – popatrzył na niego chłodno – Nie minęły nawet 2 godziny…
-Troszkę się nie powiodło. Pójdę do siebie – nie miał ochoty, tego wysłuchiwać.
-Co się, stało, jednak poznała, jaki jesteś – szedł za nim.
-Nie o mnie chodzi… - otworzył drzwi i próbował je zamknąć, przed prześladowcą.
-A, o co? – przytrzymał je.
-Słuchaj! Mógłbyś mi dać święty spokój?
-Nie – patrzył z triumfem.
-To, czego chcesz.
-Przyznaj się do porażki… - uśmiechnął się złośliwie.
-Dobra, ta dziewczyna jest jakaś dziwna. Wystarczy? – usiadł do kotatsu.
-W zasadzie to nie. A co nie lubi majonezu?
-Weź idź, podręcz kogoś innego… - zapalił papierosa.
-Po, co skoro mam ciebie…
-Trujesz mi dupę, jakbyś był moją żoną… - zirytował się - Ta dziewczyna, cały czas gadała o jakiś pierdołach, była głośna i w ogóle, jakoś jej nie polubiłem – spojrzał na niego – Takie wyjaśnienia ci wystarczą.
-Nudy.
-To stąd spadaj! – o mało się na niego nie rzucił, żeby go zagryźć.
-Kompletnie się nie znasz, na delikatnych dziewczęcych sercach…
-Ekspert się odezwał, który każdą by traktował jak psa, czerpiąc sadystyczną przyjemność, a w dodatku – Wyszczerzył szyderczo zęby – nigdy się jeszcze nie całował.
-Całowałem, się, z tobą.
Vice dowódca aż podskoczył.
-A ty znowu o tym! Ile razy mam ci tłumaczyć, ze to był wypadek!
Sougo oparł bródkę o kolano i patrzył w dal. W ogóle Ne miał zamiaru na to odpowiadać. Zacisnął usta.
-Co tak milczysz – ponaglał go – Czyżbym trafił w czuły punkt?
-Powiedźmy.
-Naprawdę aż tak cię to poruszyło? Ech… Dzieciak jeszcze z ciebie – zgasił niedopałek.
-Wcale, że nie! – łypnął na niego wrogo.
-Więc, czemu się tak tym przejmujesz? – chwycił go za rękę, i zmusił, żeby na niego popatrzył.
-Bo mnie to wkurza – jego policzki się zaróżowiły.
-Nie masz, nawet, o co. – przyciągnął go do siebie.
Okita, popatrzył na niego swoimi dużymi oczkami, z przerażeniem. Czuł jak oddech, Toushiego śmierdział papierosami. Hijikata objął go i przez chwilę patrzył w oczy pierwszego oficera, potem delikatnie, ale zarazem stanowczo dotknął swoimi ustami, jego dolnej wargi, dokładnie tam, gdzie miał małą rankę.* Potem, powoli, żeby chłopczyka nie przestraszyć, złączył ich usta. Sougo na chwilę przestał oddychać. Zamknął oczy, rozumiał, co się dzieje, ale nie spodziewał się, że jego vice jest zdolny do czegoś takiego. Poczuł jak, do jego ust, jest pomału wsuwany język, rozchylił szerzej usta, by to umożliwić. Serce o mało, co mu nie wyskoczyło z piersi, gdy Toushi pogłębił pocałunek. Jeszcze nigdy nic, takiego nie czuł. Było mu bardzo przyjemnie, Stracił równowagę i osunął się całym sobą na drugiego. Złapał szybko oddech, bo uświadomił sobie, że przez cały ten czas nie oddychał. „Więc, to właśnie to nazywają pocałunkiem” – Pomyślał i pozwolił, by to trwało. Gdy brunet się od niego oderwał, miał ochotę, go przyciągnąć z powrotem, ale się powstrzymał. Zasłonił usta ręką, były wilgotne, a jego policzki, aż płonęły. W środku aż cały się trząsł. Na podniebieniu miał smak tytoniu.
-Teraz dopiero, możesz mówić, że się naprawdę całowaliśmy – powiedział Toushirou, ani trochę tym nieprzejęty.
-Dlaczego to zrobiłeś…? – zapytał go, naprawdę speszony, miał bardzo płytki oddech.
-Cóż nie udała mi się randka, nie dostałem buziaczka od zgrabnej panienki, to sobie skradłem jednego od ciebie…
-Jesteś starym zboczeńcem – powoli się uspokajał.
-A ty jeszcze za młody, żeby to zrozumieć…
-Nie mów tak. Poza tym, obaj jesteśmy mężczyznami!
-Ja nim jestem, ty jak na razie tylko młodym chłopakiem…
-Zdychaj Hijikata! – wyszedł zdenerwowany z pokoju.
-Sam się o to prosiłeś – mruknął pod nosem, patrząc w stronę drzwi.

* (o wielki yaoizmie, co ja najlepszego wyprawiam?)

P.S. Uznałam, że ten obrazek najlepiej będzie obrazował, to jak Tosiu traktuje Saugusia.
Może będziecie się czepiać, że tak robię z Okity takiego dzieciaka, tymczasem on jest już sprawnym zabójcą, on mi się po prostu, pomimo tego kim jest, w "Tych" sprawach wydaje niewinny jak małe dzieciątko. Dlatego przybrałam taką postawę wobec tego opowiadanka. Uf, ale się tutaj rozpisałam.
Ach! I jeszcze tutaj Tosiu ma tutaj długie włoski, cudnie w nich wygląda...
Na koniec, przepraszam, że notka jest taka krótka... 
Teraz już naprawdę kończę.
 

wtorek, 23 kwietnia 2013

Hijikata x Okita część 2

Zgodnie z obietnicą, dodaje kolejną część, zapraszam do czytania i dziękuję ponownie, za to jak ciepło ich przyjęłyście, bo wątpię, żeby zaglądał tu jakiś facet...


Postać, która pojawia się w opowiadaniu dodatkowo: Yamazaki Sagaru, członek Shinsengumi, pełni funkcję szpiega, jest mało wyrazistą postacią, ale ja go osobiście bardzo lubię. Często widuje się go z rakietą tenisową, w serii 2 ujawniono jego dziwne zamiłowanie do anpan (to rodzaj bułek)




"To nie był pocałunek!" c.d.
 
                Około godziny 11.00, niewyspany i niewypoczęty Hijikata wziął się za papierkową, robotę. Postanowił sobie odpuścić inne obowiązki i wziąć na siebie także robotę Okity. W zasadzie przez cały dzień starał się go unikać, ta wczorajsza sytuacja był dość dziwna. Postanowił całą robotę już dokończyć sam. Wolał się nie narażać na docinki z jego strony. Nawet, gdy spotykali się na korytarzu odwracali od siebie wzrok.
                Pomieszczenie nadal pachniało rozlaną kawą, przypominając, o tym, co się wydarzyło. A teraz sam musiał się zajmować tym dziadostwem.
                -Zdaje mi się, czy mnie unikasz?
                -Uaaa – znów wrzasnął, gdy usłyszał ten znajomy głos.
                Młodzik stał w drzwiach, opierając się o futrynę. Teraz dopiero mu się uważnie przyjrzał. Wyglądał jak zazwyczaj, może z wyjątkiem lekko podkrążonych oczu i spuchniętej dolnej wargi.
                -Co ty, tu robisz? – wybełkotał – Lepiej idź, sobie odpocznij.
                -W zasadzie, to przyszedłem ci pomóc – przysiadł się obok.
                -Nie trzeba, poradzę sobie – przymrużył oczy – Twoje usta, co ci się stało.
                Pędzelek trzasnął w ręku Sougo.
                -Nie, wiesz, od czego to? – warknął.
                -Aaa… - zaczął się nerwowo drapać uśmiechać i drapać po głowie – O to, chodzi… Powinieneś na przyszłość bardziej uważać.
                -To była twoja wina.
                -Niby, jakim cudem? To ty się przewróciłeś, a później poślizgnąłeś.
                -Ale jakbyś nie siedział dokładnie w tym miejscu, nie upadłbym na ciebie.
                -Teraz to już za ostro, wszystko naciągasz!
                -Wcale, nie, lepiej, żebyś się nie urodził.
                -Giń draniu! – Chwycił za paczkę papierosów.
                -Ale się wkurzasz, w zasadzie, to nawet musiało ci się to podobać.
                -Chyba sobie kpisz – przypalił fajka.
                -To pewnie, pierwszy raz, gdy dotykałeś warg, które nie pochodziły z dzielnicy czerwonych latarni.
                -Jeszcze byś się zdziwił gnojku… - powiedział spokojnie, patrząc w dal.
                -Ta jasne, takiego pocałunku, na pewno nigdy nie przeżyłeś.
                -To nawet nie był pocałunek! A swoją drogą, to na pewno był twój pierwszy… - spojrzał na niego z wyższością.
                -Zdziwił byś się – zarumienił się lekko.
                -Nie wydaje mi się – uśmiechnął się – Takie dziecko jak ty, na pewno nie ma o tym zielonego pojęcia.
                -Nie traktuj mnie, jakbym był dzieckiem!
                -Jesteś nim!
                -Odwołaj to! – do tego momentu, rozmowa przebiegała w miarę spokojnie.
                -Lepiej zajmij się robotą, bo inaczej będziemy tu siedzieć do usranej śmierci!
                -Ty… - złapał go za kołnierz, nie patrząc mu w oczy – Nigdy nie zrozumiem, dlaczego Kondo wybrał takie zero, na swojego zastępcę, zamiast mnie!
                Hijikata, oderwał jego dłoń i przewrócił go na podłogę. Rzucił niedopałek. Potem oparł się rękami po obu stronach pierwszego oficera, przybliżając się do niego.
                -Całe życie będziesz miał o to, do mnie pretensje? –wywarczał – Zaakceptuj to! Jestem starszy, wiem, że już dziś przejąłbyś moją pozycję, ale daruj sobie! Bo ja tak łatwo się nie dam – patrzył na jego słodką buźkę i na to jak przygryza zawzięcie wargi – Zrozum to – powiedział już spokojnie.
                -Nigdy! Nigdy tego nie zaakceptuje! – zamknął oczy i próbował wstać.
                -Sougo – chwycił jego dłoń i ścisnął – Uspokój się…
                W tej chwili, do pomieszczenia wszedł Yamazaki. Bułki, które przyniósł rozsypały się po podłodze.
                -Ups.. Przepraszam, nie chciałem wam w niczym przeszkadzać… - zszokowany zamknął drzwi z powrotem.
                Ta dwójka z początku nie rozumiała, jego dziwacznego zachowania. Potem dopiero załapali, że dla kogoś z boku, to musiał dość jednoznacznie wyglądać. Odskoczyli od siebie jak oparzenie. Na ich policzkach pojawiły się lekkie rumieńce.
                -Trzeba by mu potem, jakoś to wyjaśnić… - zaczął Okita – Jeszcze pomyślą, że może mnie coś łączyć z czymś takim jak ty.
                -Nie ma potrzeby, nigdy nie tknąłbym dziecka.
                -Jak mam ci udowodnić, że nie jestem już dzieckiem!? – znów się irytował.
                -Jesteś nim… - dotknął delikatnie rozcięcia na jego wardze – Twoje zachowanie o tym świadczy.
                -Nie chce, żebyś mnie tak traktował – jego dotyk, go bolał, ale pozwoliłby robił to dalej – Jestem mężczyzną, dorosłem! Czemu tego nie zauważasz?
                -Może, dlatego, że zawsze będziesz dla mnie, tym malutkim Sougusiem – przeniósł swoją rękę wyżej i zaplątał ją w jego włosy - Który chciał, żebym nazywał go senpai i przyglądał mi się z daleka.
                -Zauważyłeś…
                -Oczywiście… - uśmiechnął się.
                -Kiedyś na pewno cię prześcignę. Jeszcze zobaczysz.
                -Mam taką nadzieję – ku rozpaczy Okity, zabrał swoją rękę.
                -Co do tego pocałunku…
                -Zapomnij o tym, nawet nie można tego tak nazwać.
                -Nawet w tym jesteś ode mnie lepszy, bo to naprawdę, był mój pierwszy.
                -Daruj sobie, powiedziałem, że nawet nie można go nazwać ty mianem. To był wypadek – przybliżył się do niego – Gdyby był prawdziwy, gwarantuje ci, że błagałbyś o więcej.
                -Jesteś starym, zboczeńcem, wiesz o tym…
                -Sam zacząłeś. A teraz bierz się za te papiery. Nie mam ochoty na kolejny dzień z nimi.
                -Tu akurat – spojrzał na starte – Muszę się z tobą zgodzić.
Skończyli, późno. Ledwo żywi doczłapali się do swoich kwater, niemal w mgnieniu oka zasnęli.
                                                                                         



Koniec kolejnej części, w planie jest jeszcze jedna, lub dwie, zobaczymy jak wyjdzie. Postaram się dodać następną część pojutrze. 
Dziękuję, za przeczytanie